wtorek, 27 lutego 2018

236. Zdrajca czy Bohater, part III

Wiem, że długo czekaliście na tą notkę, bo ponad cztery miesiące, ale nic nie poradzę, że jej napisanie przysporzyło mi więcej kłopotów, niż sądziłem. Ale w końcu stało się to, na co wszyscy tyle czasu czekali. Zatem, nie przedłużając, poniższą notkę DEDYKUJĘ wszystkim moim stałym i tym całkiem nowym czytelnikom. Mam nadzieję, że będzie się podobała. Pozdrawiam i enjoy!



<<< Chapter ukazał się 3 kwietnia 2015 roku >>>



Kropelki potu spływały jej po skroni. Brwi miała zmarszczone. Usta mocno zaciśnięte. Jakiś senny koszmar właśnie przeżywała, gdy nagle ocknęła się, szeroko otworzyła oczy i jak poparzona z łóżka zeskoczyła. W pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie jest i co się właściwie stało, ale już po chwili wszystko sobie przypomniała. Szybko rozpoznała miejsce, w którym się znajdowała, więc już spokojna usiadła na brzegu łóżka i ciężko westchnęła opierając głowę na rękach.
- A więc to nie był tylko sen… – Jęknęła z dezaprobatą.
Awantura w biurze Hokage, szok wywołany zachowaniem Naruto, walka o życie, upokorzenie pobytem w miejskim areszcie, zeszmacenie… wszystkie wspomnienia wciąż przeżywała. Cała drżała, gdy widziała jego poważny wyraz twarzy. A to, co powiedział? Czy już nie dość ją zranił? Kiedy dowiedziała się, że jednak żyje i ma się dobrze, była szczęśliwa. Ale zaraz potem dowiedziała się, że stracił pamięć i w dodatku zamierzał uwolnić lisiego demona. Nie chciała temu wierzyć, ale fakty mówiły same za siebie. W końcu musiała to przyznać. Naruto się zmienił, tylko jak bardzo? Był taki zimny i nie czuły, gdy ostatnio z nią rozmawiał. Zupełnie, jakby byli sobie obcy, a przecież zapewniał, że ją pamięta. Poznaje. Czy tylko przed nią udawał? Chronił ją – pomyślała. Tylko przed czym? Przed sobą? A może przed nią samą? I znowu jej głowę zaprzątały pytania i tylko pytania znajdowała. Żadnych odpowiedzi. Żadnych konkretów i wtem, poczuła to. Swego rodzaju niepokój. W powietrzu coś wisiało. Coś nie dobrego, złowrogiego, przytłaczającego, przerażającego. Ściskającego serce lodowatymi palcami.
Sakura podeszła do okna i poczuła zimny dreszcz przebiegający jej wzdłuż pleców. Zobaczyła go i się przeraziła. Serce jej załomotało w piersi. Był olbrzymi, majestatyczny, koloru ognistej pomarańczy z czerwonymi akcentami na grzbiecie, łapach, pysku i ogonach, które wiły się każdy niezależnie od pozostałych. Kyuubi no Kitsune w całej swej krasie. A więc zrobił to. – Przemknęło jej przez myśl. – Nie sadziłam, że może być do tego zdolny. Zaprzyjaźnić się z siedzącym w sobie demonem to jedno, ale uwolnić tak niebezpieczną bestię, to zupełnie co innego. Naruto… coś ty narobił!
Lecz im dłużej obserwowała lisa i jego całkiem spokojne czekanie, nie wiadomo na co, to co raz bardziej miała wrażenie, że reputacja śmiertelnie groźnej bestii do tej konkretniej już nie pasowała. Chyba, że spojrzy się na to z innej strony. Lis był spokojny, bo Uzumaki panował nad nim i jego mocą, choć jak było naprawdę, dziewczyna już nie wiedziała. Miała tylko nadzieję, że rzeczywiście tak było, bo jakby na to nie patrzeć, Kyuubi był demonem. Złym i podstępnym. Zdolnym do tak nagłych zmian w zachowaniu, jakich nikt innym nie przejawiał. I to ją najbardziej niepokoiło. Denerwowało ją również to ubezwłasnowolnienie, choć jej dom był znacznie lepszym więzieniem niż obskurna cela miejskiego aresztu. I był jeszcze jeden plus tej sytuacji. Mogła po domu swobodnie się poruszać, ale wyjść z niego już nie mogła. Co prawda, jeszcze tego nie próbowała, ale podejrzewała, a raczej, była tego w stu procentach pewna, że Naruto w jakiś sposób uniemożliwił jej to. Dlaczego? Ponieważ, odkąd tylko oczy otworzyła czuła na swojej osobie spojrzenie jej strażnika. Gdy się oglądała, rzecz oczywista, nikogo nie widziała, ale on tam był. Domyślała się, że to jeden z tych przerażających samurajów, tylko nie wiedziała, który. Zbrojny, Weteran czy Łapiduch??
* * *
- Panie, jakie są twoje rozkazy?
Zwrócił się do Naruto stojący przy nim Jogensha, który jednocześnie kątem oka obserwował zachowanie przysłuchującego im się tłumu obrońców Konoha. Gdy Uzumaki nic nie odpowiedział, mężczyzna odwrócił głowę w stronę bramy wioski. Stojący tam oddział Upiornych zaraz ruszył biegiem, minął ich i tuż za lub, jak to woli, przed Weteranami rozdzielił się na dwie grupy szczelnie otaczając shinobi Liścia. Niczym w zmowie milczenia z malującym się w oczach przerażeniem wszyscy wyczekiwali odpowiedzi, która nie nadchodziła. Sparaliżowani strachem, nikt nawet nie myślał o ucieczce. Blondyn natomiast wpatrywał się w nich obojętnym wzrokiem z ramionami skrzyżowanymi na piersi i milczał.
- Jakieś sugestie, Kurama?
- Wybacz, Młody, ale nie.
- Nic? Naprawdę? Kūso!
Jinchuuriki zmarszczył brwi. Odpowiedź demona zmartwiła, ale i zdziwiła go, bo jeśli dobrze pamiętał, lis jeszcze nigdy tak szybko się nie poddał. Zawsze chętnie dorzucał swoje trzy grosze do jego decyzji, lecz teraz… nic? Było to dość niecodzienne zachowanie, choć z drugiej strony wytłumaczenie mogło być dosyć proste. Kurama postanowił się nie wtrącać i/lub po prostu mu się nie chciało wysilać. Gdyby spojrzeć na to z właściwej strony, to pierwsze wytłumaczenie było raczej mało prawdopodobne, drugie zaś wielce możliwe. Przez słowa demona przemawiało czyste lenistwo, za które Naruto bynajmniej nie miał do niego żalu. I tak oto został sam ze swoimi wątpliwościami i wszelkimi innymi myślami, które nie pomagały mu w podjęciu jakiejś decyzji. Lecz tak naprawdę nie miał najmniejszej ochoty na wydawanie jakiegokolwiek werdyktu, bo niby co powinien powiedzieć lub zrobić?
- Rikushō-sama, za pozwoleniem, jeśli mogę coś doradzić…
Jogensha jakby odczytał jego myśli, bo z miejsca zbliżył się jeszcze bardziej i wyszeptał mu na ucho swoją sugestię, co do podjęcia tej właściwej decyzji. Co takiego grafitowy samuraj przekazał blondynowi, shinobi Ukrytego Liścia dowiedzieli się, gdy dwudziestolatek po kilku minutach w końcu ruszył z miejsca, przeszedł pomiędzy pilnującymi do niego dostępu Weteranami i zaraz znowu stanął. Rozejrzał się, odetchnął i marszcząc brwi w końcu się odezwał:
- To powinno być proste. Jesteście z nami, albo przeciwko nam. Wybierajcie.
- Wybierajcie?? – Powtórzył jeden z shinobi, który nie usłyszał całego zdania blondyna. – Jak to?? Miedzy czym a czym!?
W tłumie rozległ się krzyk wielu innych podzielających te same pytania oraz to samo zdziwienie. Zaraz zawtórowali im pozostali i tak na nowo rozgorzała zacięta dyskusja. Naruto tym czasem poczuł, że chyba sobie z niego żartują, bo jakoś nie wierzył, aby aż tyle osób go nie usłyszało. A może go nie zrozumieli? Jeśli tak, to powinien się powtórzyć. Po szybkim zastanowieniu się, tak właśnie zdecydował zrobić, ale tym razem nieco innymi słowami. Przybrał więc wyprostowaną postawę, choć już go trochę plecy bolały od tego ciągłego stania, wypiął do przodu pierś i już miał się odezwać, gdy nagle przekrzykujący się ludzie zamilkli. Ziemia bowiem zadrżała, ale tylko na trzy sekundy. Zaraz potem znowu i znowu. Zupełnie, jakby zbliżał się jakiś ciężki olbrzym. Uzumaki w trymiga pojął, co to, a raczej, kto to, lecz nie zareagował. Obserwował zmieniające się oblicza shinobi Liścia. Z napiętych i kłótliwych w przestraszone i potulne. W kilkuset parach oczu, teraz skierowanych ku niebu, dostrzegł niepewność, a w niektórych przypadkach nawet czyste przerażenie.
Odgłos kroków ucichł i chłopak usłyszał nad głową ciężkie sapanie. Obejrzał się więc również zadzierając nos do góry. Wysoko nad murem i bramą wejściową do wioski stał Kyuubi no Kitsune w całej swej okazałości i majestacie, który po chwili nieco się zniżył jednocześnie ukazując wszystkim równiutki rządek biały zębów i kłów.
- Coś się stało, Kurama? – Spytał blondyn. Rzecz jasna odezwał się w myślach, gdyż nie chciał, aby ktokolwiek inny usłyszał jego rozmowę z listem. Choć już otwarcie wszystkim pokazał swoje zaufanie i wiarę w Kyuubiego, to jednak jeszcze nie czuł się na siłach, aby móc równie swobodnie przy kimkolwiek z demonem rozmawiać.
- Nie, nic. – Lis również odezwał się w myślach blondyna, na zewnątrz cały czas groźnie szczerząc się do wystraszonych obrońców Konoha. – Pomyślałem po prostu, że przyda Ci się małe wsparcie w utrzymaniu kontroli nad tym tłumem. Niech domyślają się, co ich czeka, jeśli nie przystaną na twoje warunki.
- Moje warunki? – Powtórzył Naruto ździebko zdziwiony i wtem zrozumiał, o co lisowi chodziło.
To prawda. Zamierzał w najbliższym czasie na stojących przed nim shinobi Konoha wymusić zawarcie z nim paktu o nie agresji wobec niego za to, czego się dopuścił. Jeszcze tylko nie wiedział, co zrobi lub, jak się zachowa, gdy nie zechcą współpracować? Kiedy zajdzie taka potrzeba, dopiero wtedy o tym się pomyśli. Uśmiechnąwszy się delikatnie do pochylającego się nad nim lisa, zaraz na powrót zwrócił demoniczne spojrzenie na obrońców Liścia jednocześnie na nowo poważniejąc i momentalnie zauważył, że parędziesiąt par oczu bacznie się mu przyglądało. Niemal zdawali się wypowiadać pytanie, o czym też przed sekundą rozmawiał z Kuramą, ale jak na razie to były jedynie domysły Naruto, bo ich twarze jednoznacznie pokazywały niezrozumienie. Blondyn odetchnął dosyć głośno i przeciągle, jakby cała ta sytuacja już go zmęczyła, po czym stanął w lekkim rozkroku, skrzyżował ramiona na piersi i po chwili znów się odezwał. Tym razem nieco głośniej, aby wszyscy zebrani dokładnie go usłyszeli:
- To na czym skończyliśmy? A tak, już pamiętam. – Przeczesał włosy rozcapierzonymi palcami lewej dłoni trzymając wszystkich w napięciu. – Jeśli pozwolicie, zacznę od początku. Jak wszyscy dobrze pamiętamy, około pięć godzin temu Konohe zaatakował Kyon Omura ze swoją armią barbarzyńców, która z całą pewnością wyrządziłaby tu wiele szkód, lecz do niczego takiego nie doszło. W między czasie prawie połowa naszych sił nagle na coś zachorowała i Hokage-sama musiała się wycofać, aby zając się tą sprawą jak najszybciej, zostawiając was pod naszą opieką. Mam tu namyśli siebie i Upiornych Samurajów, których jest wam teraz dane oglądać. To znaczy, zaledwie cząstkę ich przedstawicieli, ale to szczegół. Powiedzcie zatem, czy nie dobrze zrobiliśmy ochraniając Konohe przed uszkodzeniem lub nawet zniszczeniem?
- Tego nikt nie powiedział! – Odparł mu shinobi z klanu Akimichi, ten sam, który został brutalnie odepchnięty przez Upiornych Weteranów.
Mężczyzna prawie o głowę wyższy od stojącego przed nim Upiornego Zbrojnego spoglądał ponuro na Naruto, jednocześnie co jakiś czas zerkając na olbrzymiego lisa stojącego nad bramą wioski. Wyraźnie było po nim widać, że ten stan rzeczy się mu nie podobał i w dalszym ciągu mocno go niepokoił. Jinchuuriki zastanawiał się właśnie, czy wszyscy członkowie klanu Akimichi okażą mu taką, można by rzec, wrogość? Bo ten konkretny tak właśnie się zachowywał. Całym sobą pokazywał. Ostre niezadowolenie wynikające z faktu, że Kyuubi no Kitsune stał tu i teraz, i niczym nie skrępowany bacznie wszystkim się przyglądał. Swym pokaźnym uzębieniem straszył.
- Skoro obrona Konohy w wykonaniu Upiornej Armii nikomu nie przeszkadzała, to skąd to wasze burzliwe nastawienie do mnie? – Kontynuował blondyn. – Uważam, że jako jeden z was wywiązałem się ze swojego obowiązku stawienia się do obrony i walki z wrogiem. I nie mówię tu o zwykłej potyczce na kunaie, shurikeny, taijutsu czy ninjutsu, ale o wykorzystaniu do tego celu naszej najpotężniejszej broni. Wybacz, Kurama, za to określenie.
- Nic się nie stało, Młody.
Demon uśmiechnął się, choć przez jego uwydatnione kły zbytnio nie było tego widać.
- Wszystko się zgadza i nikt przecież nie powiedział, że źle się spisałeś. – Głos ponownie zabrał członek klanu Akimichi. Wygląda na to, że mówił w imieniu wszystkich, bo nikt inny nie zamierzał wdawać się w tą dyskusję. – Ale jedno się tu nie zgadza. Nikt nam nie powiedział, że w tym celu uwolnisz…!
Tu mężczyzna urwał myśl, gdyż na lewo od obrońców Konoha, a prawo od Uzumakiego w odległości kilkunastu metrów w chmurkach białego dymu zmaterializowało się około trzydziestu pięciu ANBU w czarnych płaszczach i różnorakich zwierzęcych maskach na twarzach oraz kilku w beżowych oznaczających zajmowanie przez nich innego, ważniejszego stanowiska w tej elitarnej organizacji. Jak się jinchuuriki szybko zorientował, na czele nowo przybyłych stała Usagi, która po chwili wyszła przed szereg i ku wielkiemu zdziwieniu kilkuset shinobi oraz kunoichi Ukrytego Liścia, uklękła na prawym kolanie i z wyraźnym szacunkiem schyliła głowę. Zapanowała martwa cisza, którą po chwili zakłócił odgłos szelestu płaszczy, gdy to do klęczącej kunoichi zaczęli dołączać pozostali elitarni.
- Co się dzieje?? – W tłumie rozległ się zdezorientowany krzyk jakiejś kobiety. – Co wy robicie!? Czemu klękacie!? Pomóżcie nam!
Ale elitarni to zignorowali. Jakby niczego nie usłyszeli, tylko posłusznie kolejno klękali w ślad za Usagi. Kiedy minutę później przed zaskoczonym obliczem Naruto swoją głowę schylił ostatni ANBU Ukrytego Liścia, głos zabrał pierwszy z czterech dowódców. Ton, jakim się odezwał nie tylko wszystkich wprawił w jeszcze większe zdumienie, co dał do myślenia. Jego głos brzmiał tak, jakby wojownik rozmawiał co najmniej z Hokage:
- Naruto-sama, obecna tu Usagi wszystko nam wyjaśniła i po krótkiej naradzie uznaliśmy twoją osobę za godną statusu naszego zwierzchnika. Dlatego też, tu i teraz, jako dowódca ANBU Konoha Gakure no Sato oficjalnie przyrzekam Ci posłuszeństwo i oddanie wszystkich naszych członków. Bez jakichkolwiek wyjątków.
- ŻE CO!!!???
W tłumie przysłuchujących się obrońców Liścia podniósł się ryk oburzenia i zarazem, nie zrozumienia. Gdy przed kilkunastoma minutami pojawili się tu elitarni wojownicy Konoha, w sercach przerażonych shinobi i kunoichi otoczonych przez Upiornych Zbrojnych zaświtał płomyk nadziei na skończenie tego… koszmaru, ale po tym, co przed sekundą powiedział dowódca ANBU, płomyk ten bezpowrotnie zgasł. Wśród zgromadzonych na nowo rozgorzała momentami burzliwa, choć na ogół spokojna i przyciszona dyskusja. Jednakże dyskusja ta miała miejsce tylko w gronie przeciwników, w cudzysłowie, wrogów blondyna. Shinobi i kunoichi z grupy zwolenników Uzumakiego, którzy okrzyknęli go Bohaterem, po tym czego dowiedzieli się od dowódcy elitarnych służb porządkowych Ukrytego Liścia, nie długo potem sami kolejno zaczęli klękać na prawym kolanie i schylać głowy z szacunkiem. Gdy podobną czynność wykonała ponad połowa z około sześciuset zgromadzonych, na placu pod bramą główną w pozycjach wyprostowanych stało już tylko dwieście trzydzieści dwoje shinobi i kunoichi Konoha, czterdziestu Upiornych Zbrojnych, dwunastu Weteranów, Naruto i Jogensha.
* * *
Wchodząc do domu nie widział, jak potoczy się jego rozmowa z Sakurą. Chciał wyjaśnić to i owo, dowiedzieć się, czy może liczyć na przebaczenie… nie, to niewłaściwe słowo. Pasowałoby tu raczej powiedzieć, rozgrzeszenie, bo nie wątpliwie zgrzeszył skazując swoją ukochaną na jeszcze większe cierpienie. Ale czy nie zrobił tego, bo się o nią troszczy? Z miłości, powiedziałby postronny słuchacz. Tak, tylko czy Haruno o tym wiedziała? Czy to w ten sposób rozumiała? Jeśli nie, to ta rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych.
Naruto ostrożnie przeszedł koło wejścia do kuchni oraz do salonu, gdzie w żadnym z pomieszczeń nikogo nie zobaczył, po czym skierował się w stronę schodów. Postronny obserwator spytałby, skąd blondyn w ogóle się tam wziął, skoro wciąż stał pod wyjściem z wioski? A no sprawa przedstawiała się tak, że w czasie nieuwagi shinobi Liścia wykonał błyskawiczną podmianę cienia i pod bramą stał teraz jego klon, zaś on przyszedł tu osobiście. Z początku zamierzał zrobić zupełnie na odwrót i posłać klona, ale wiedział, że Sakura z pewnością go pobije, więc nie zamierzał tego ataku unikać. Kurama wrzał, że chyba do reszty zwariował, ale chłopak go nie słuchał. Jeśli różowowłosa rzeczywiście go zaatakuje to nie będzie się bronił. Z podniesioną głową dumnie stawi jej czoła. W końcu… zasłużył sobie, nie?
Wchodząc na pierwszy stopień schodów, Naruto zatrzymał się, gdyż z ciemności obok nagle wyłonił się zostawiony na straży Upiorny Łapiduch. Samuraj ukłonił się w pasie z szacunkiem i począł cierpliwie czekać na pierwsze pytanie padające z ust Uzumakiego:
- Miały może miejsce jakieś rewelacje?
- Żadne, Rikushō-sama. – Odparł samuraj. – Panna Haruno jeszcze nie podejmowała próby ucieczki. Na razie czeka w swoim pokoju, gdzie ją Rikushō-sama zostawiłeś.
- To dobrze. – Chłopak przejechał dłonią po włosach, po chwili dodając przyciszonym głosem. – Nawet nie chce sobie wyobrażać, co musiałbyś zrobić, aby ją tu zatrzymać.
- Nie zrobiłbym nic, co by zagroziło jej życiu, Rikushō-sama.
Słowa medyka sprawiły, że blondyn momentalnie na niego spojrzał, lecz nic już nie powiedział. Przyjrzał się wojownikowi uważnie, po czym ruszył w dalszą drogę na piętro, gdzie czekała go znacznie trudniejsza rozmowa. Pokonując kolejne stopnie miał przedziwne wrażenie, że nie długo nastąpi kolejna zmiana w jego życiu. Nie wiedział tylko, jaka, ale podejrzewał, że miała ona ścisły związek z różowowłosą lub też z czymś innym. Na przykład z uwolnieniem Kuramy. Ta decyzja również miała jakiś wpływ na jego przyszłość, ale jaki? Po tym, czego był świadkiem pod bramą wioski można śmiało pomyśleć, że jak już spotka się z Hokage, to… – Naruto przerwał rozmyślania, bo dotarł już pod drzwi swojego pokoju, które po chwili delikatnie otworzył.
- Zastanawiałam się właśnie, kiedy raczysz łaskawie się tu pojawić.
Usłyszał ociekający jadem głos dobiegający go z drugiego końca pokoju. Pod oknem, odwrócona tyłem do wejścia stała Sakura. Choć nie widział jej twarzy, to po tym co przed sekundą usłyszał był już pewny swych przemyśleń. W pomieszczeniu panował lekki mrok. Wszakże słońce jeszcze nie zaszło, ale znajdowało się już z drugiej strony wioski i budynki rzucały rozległe cienie. Powolutku chyliło ku zachodowi, lecz to i tak nie przeszkodziło w doskonałym jej widzeniu. Naruto milczał.
- Zastanawiałam się, co usłyszę, ale po namyśle zdecydowałam, że jednak niczego nie chcę od ciebie słyszeć. Kiedy ty zbierałeś pochwały za obronę wioski, ja w tym czasie wiele rozmyślałam. Rozmyślałam o tym co było, co jest i co będzie. Rozmyślałam o przyszłości. O nas i wiesz do jakiego wniosku doszłam? – Przerwała, jakby chciała usłyszeć odpowiedź, lecz nim blondyn zdołała coś wymyślić, medyczka mówiła dalej. – Doszłam do wniosku, że nasze wzajemne zauroczenie chyba przeminęło. Wiem, to bolesne stwierdzenie, ale innego wytłumaczenia rozgrywającej się między nami sytuacji nie widzę. Spójrzmy prawdzie w oczy. Upokorzyłeś mnie, Uzamaki Naruto! Sprawiłeś, że się ośmieszyłam! Przez ciebie straciłam wszystko, na co kiedyś tak ciężko pracowałam! Czy ktoś, kogo przepełnia miłość do drugiej osoby zrobiłby to, czego ty się dopuściłeś względem mnie!? Powinnam Cię za to wszystko znienawidzić, ale…
Dziewczyna umilkła nagle, jakby nie wiedziała, co tu więcej dodać. Blondyn tym czasem wysłuchał jej wywodu i niczemu się nie dziwił. Spodziewał się tego, choć w jednej sprawie się pomylił. Nie zaatakowała go, lecz do tego nadal może dojść. To spotkanie bowiem nie dobiegło jeszcze końca. Zaraz może okazać się, że Sakura znajdzie odpowiednie zakończenie swojej przemowy i wyładuje na nim swoją złość. Nie wiedział, co to sprawiło, ale chyba mimo wszystko usłyszała jego przemyślenia, bo po chwili w końcu odwróciła się. Zobaczył wtedy na jej policzkach ślady potoku łez, lecz to go nie ruszyło. Dalej stał w wejściu do pokoju i czekał na to, co miało za chwilę nastąpić.
Kunoichi powolnym krokiem ominęła łóżko i podeszła tak blisko, że niemal zetknęli się torsami. Wyraz twarzy miała poważny, nie zdradzający żadnych przemyśleń. Przyjrzała się mu uważnie, wciągnęła do nosa jego zapach, cały czas patrząc głęboko w demoniczne oczy i nic więcej nie zrobiła. Był przekonany, że lada moment go znokautuje lub wykona inny, bardziej osobliwy ruch, lecz medyczka wtem pochyliła się nieco w rezultacie opierając głowę na jego krtani i tak już zastygła. Oddech miała spokojny, rytm uderzeń serca miarowy nie zdradzający najmniejszego zdenerwowania. Naruto za to nadal stał, jak sparaliżowany, nawet jej nie przytuliwszy, choć powoli odczuwał już dyskomfort z tym związany, gdy po chwili ponownie usłyszał jej głos. Tym razem sporo łagodniejszy, jakby cała jej frustracja gdzieś przeminęła.
- …ale nie potrafię.
- Hym? – W końcu wydał z siebie jakiś dźwięk, zaledwie delikatny pomruk, jakby jej nie rozumiał, ale nie o to tu chodziło. Tym zagraniem chciał sprawić i to właśnie osiągnął, że momentalnie z powrotem podniosła na niego swój soczyście zielony wzrok. Tym razem na jej ustach gościł delikatny uśmieszek.
- Tak. Wierz mi lub nie, ale zwyczajnie nie potrafię Cię nienawidzić. Czy to nie dziwne? Po mimo tego całego cierpienia i upokorzenia, to i tak znacznie więcej Ci zawdzięczam. No i na dodatek, choć przed chwilą mówiłam co innego, to wciąż Cię kocham!
Krzyknęła i bez ostrzeżenia go pocałowała, ramiona splatając mu na szyi. Była nieco zachłanna, lecz Uzumakiemu to nie przeszkadzało. Z nieskrywaną przyjemnością oddawał namiętne pocałunki samemu po chwili splatając ramiona na jej talii. Gdy zaczynało brakować im powietrza nie był pewien, jak długo trwali w tym miłosnym uniesieniu, ale w końcu musieli się od siebie odkleić. Kiedy tak stali przytuleni wydawało się, że czas nagle zwolnił lub nawet stanął w miejscu, by tylko dać im szansę nacieszenia się chwilą pojednania i wzajemnego spokoju.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz