Wiem,
że długo czekaliście na tą notkę, bo ponad cztery miesiące, ale nic nie
poradzę, że jej napisanie przysporzyło mi więcej kłopotów, niż sądziłem. Ale w
końcu stało się to, na co wszyscy tyle czasu czekali. Zatem, nie przedłużając,
poniższą notkę DEDYKUJĘ wszystkim moim stałym i tym całkiem nowym czytelnikom.
Mam nadzieję, że będzie się podobała. Pozdrawiam i enjoy!
<<< Chapter ukazał się 3
kwietnia 2015 roku >>>
Kropelki potu
spływały jej po skroni. Brwi miała zmarszczone. Usta mocno zaciśnięte. Jakiś
senny koszmar właśnie przeżywała, gdy nagle ocknęła się, szeroko otworzyła oczy
i jak poparzona z łóżka zeskoczyła. W pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie
jest i co się właściwie stało, ale już po chwili wszystko sobie przypomniała. Szybko
rozpoznała miejsce, w którym się znajdowała, więc już spokojna usiadła na
brzegu łóżka i ciężko westchnęła opierając głowę na rękach.
- A więc to nie był
tylko sen… – Jęknęła z dezaprobatą.
Awantura w biurze
Hokage, szok wywołany zachowaniem Naruto, walka o życie, upokorzenie pobytem w
miejskim areszcie, zeszmacenie… wszystkie wspomnienia wciąż przeżywała. Cała
drżała, gdy widziała jego poważny wyraz twarzy. A to, co powiedział? Czy już
nie dość ją zranił? Kiedy dowiedziała się, że jednak żyje i ma się dobrze, była
szczęśliwa. Ale zaraz potem dowiedziała się, że stracił pamięć i w dodatku
zamierzał uwolnić lisiego demona. Nie chciała temu wierzyć, ale fakty mówiły
same za siebie. W końcu musiała to przyznać. Naruto się zmienił, tylko jak
bardzo? Był taki zimny i nie czuły, gdy ostatnio z nią rozmawiał. Zupełnie,
jakby byli sobie obcy, a przecież zapewniał, że ją pamięta. Poznaje. Czy tylko
przed nią udawał? Chronił ją – pomyślała. Tylko przed czym? Przed sobą? A może
przed nią samą? I znowu jej głowę zaprzątały pytania i tylko pytania
znajdowała. Żadnych odpowiedzi. Żadnych konkretów i wtem, poczuła to. Swego
rodzaju niepokój. W powietrzu coś wisiało. Coś nie dobrego, złowrogiego,
przytłaczającego, przerażającego. Ściskającego serce lodowatymi palcami.
Sakura podeszła do okna
i poczuła zimny dreszcz przebiegający jej wzdłuż pleców. Zobaczyła go i się
przeraziła. Serce jej załomotało w piersi. Był olbrzymi, majestatyczny, koloru
ognistej pomarańczy z czerwonymi akcentami na grzbiecie, łapach, pysku i
ogonach, które wiły się każdy niezależnie od pozostałych. Kyuubi no Kitsune w
całej swej krasie. A więc zrobił to.
– Przemknęło jej przez myśl. – Nie
sadziłam, że może być do tego zdolny. Zaprzyjaźnić się z siedzącym w sobie
demonem to jedno, ale uwolnić tak niebezpieczną bestię, to zupełnie co innego.
Naruto… coś ty narobił!
Lecz im dłużej
obserwowała lisa i jego całkiem spokojne czekanie, nie wiadomo na co, to co raz
bardziej miała wrażenie, że reputacja śmiertelnie groźnej bestii do tej
konkretniej już nie pasowała. Chyba, że spojrzy się na to z innej strony. Lis
był spokojny, bo Uzumaki panował nad nim i jego mocą, choć jak było naprawdę,
dziewczyna już nie wiedziała. Miała tylko nadzieję, że rzeczywiście tak było,
bo jakby na to nie patrzeć, Kyuubi był demonem. Złym i podstępnym. Zdolnym do
tak nagłych zmian w zachowaniu, jakich nikt innym nie przejawiał. I to ją
najbardziej niepokoiło. Denerwowało ją również to ubezwłasnowolnienie, choć jej
dom był znacznie lepszym więzieniem niż obskurna cela miejskiego aresztu. I był
jeszcze jeden plus tej sytuacji. Mogła po domu swobodnie się poruszać, ale
wyjść z niego już nie mogła. Co prawda, jeszcze tego nie próbowała, ale
podejrzewała, a raczej, była tego w stu procentach pewna, że Naruto w jakiś
sposób uniemożliwił jej to. Dlaczego? Ponieważ, odkąd tylko oczy otworzyła
czuła na swojej osobie spojrzenie jej strażnika. Gdy się oglądała, rzecz
oczywista, nikogo nie widziała, ale on tam był. Domyślała się, że to jeden z
tych przerażających samurajów, tylko nie wiedziała, który. Zbrojny, Weteran czy
Łapiduch??
* * *
- Panie, jakie są
twoje rozkazy?
Zwrócił się do Naruto
stojący przy nim Jogensha, który jednocześnie kątem oka obserwował zachowanie
przysłuchującego im się tłumu obrońców Konoha. Gdy Uzumaki nic nie
odpowiedział, mężczyzna odwrócił głowę w stronę bramy wioski. Stojący tam
oddział Upiornych zaraz ruszył biegiem, minął ich i tuż za lub, jak to woli,
przed Weteranami rozdzielił się na dwie grupy szczelnie otaczając shinobi
Liścia. Niczym w zmowie milczenia z malującym się w oczach przerażeniem wszyscy
wyczekiwali odpowiedzi, która nie nadchodziła. Sparaliżowani strachem, nikt
nawet nie myślał o ucieczce. Blondyn natomiast wpatrywał się w nich obojętnym
wzrokiem z ramionami skrzyżowanymi na piersi i milczał.
- Jakieś sugestie, Kurama?
- Wybacz, Młody, ale nie.
- Nic? Naprawdę? Kūso!
Jinchuuriki
zmarszczył brwi. Odpowiedź demona zmartwiła, ale i zdziwiła go, bo jeśli dobrze
pamiętał, lis jeszcze nigdy tak szybko się nie poddał. Zawsze chętnie dorzucał
swoje trzy grosze do jego decyzji, lecz teraz… nic? Było to dość niecodzienne
zachowanie, choć z drugiej strony wytłumaczenie mogło być dosyć proste. Kurama
postanowił się nie wtrącać i/lub po prostu mu się nie chciało wysilać. Gdyby
spojrzeć na to z właściwej strony, to pierwsze wytłumaczenie było raczej mało
prawdopodobne, drugie zaś wielce możliwe. Przez słowa demona przemawiało czyste
lenistwo, za które Naruto bynajmniej nie miał do niego żalu. I tak oto został
sam ze swoimi wątpliwościami i wszelkimi innymi myślami, które nie pomagały mu
w podjęciu jakiejś decyzji. Lecz tak naprawdę nie miał najmniejszej ochoty na
wydawanie jakiegokolwiek werdyktu, bo niby co powinien powiedzieć lub zrobić?
- Rikushō-sama, za
pozwoleniem, jeśli mogę coś doradzić…
Jogensha jakby
odczytał jego myśli, bo z miejsca zbliżył się jeszcze bardziej i wyszeptał mu
na ucho swoją sugestię, co do podjęcia tej właściwej decyzji. Co takiego grafitowy
samuraj przekazał blondynowi, shinobi Ukrytego Liścia dowiedzieli się, gdy
dwudziestolatek po kilku minutach w końcu ruszył z miejsca, przeszedł pomiędzy
pilnującymi do niego dostępu Weteranami i zaraz znowu stanął. Rozejrzał się,
odetchnął i marszcząc brwi w końcu się odezwał:
- To powinno być
proste. Jesteście z nami, albo przeciwko nam. Wybierajcie.
- Wybierajcie?? – Powtórzył
jeden z shinobi, który nie usłyszał całego zdania blondyna. – Jak to?? Miedzy
czym a czym!?
W tłumie rozległ się
krzyk wielu innych podzielających te same pytania oraz to samo zdziwienie.
Zaraz zawtórowali im pozostali i tak na nowo rozgorzała zacięta dyskusja.
Naruto tym czasem poczuł, że chyba sobie z niego żartują, bo jakoś nie wierzył,
aby aż tyle osób go nie usłyszało. A może go nie zrozumieli? Jeśli tak, to powinien
się powtórzyć. Po szybkim zastanowieniu się, tak właśnie zdecydował zrobić, ale
tym razem nieco innymi słowami. Przybrał więc wyprostowaną postawę, choć już go
trochę plecy bolały od tego ciągłego stania, wypiął do przodu pierś i już miał
się odezwać, gdy nagle przekrzykujący się ludzie zamilkli. Ziemia bowiem
zadrżała, ale tylko na trzy sekundy. Zaraz potem znowu i znowu. Zupełnie, jakby
zbliżał się jakiś ciężki olbrzym. Uzumaki w trymiga pojął, co to, a raczej, kto
to, lecz nie zareagował. Obserwował zmieniające się oblicza shinobi Liścia. Z
napiętych i kłótliwych w przestraszone i potulne. W kilkuset parach oczu, teraz
skierowanych ku niebu, dostrzegł niepewność, a w niektórych przypadkach nawet
czyste przerażenie.
Odgłos kroków ucichł
i chłopak usłyszał nad głową ciężkie sapanie. Obejrzał się więc również
zadzierając nos do góry. Wysoko nad murem i bramą wejściową do wioski stał
Kyuubi no Kitsune w całej swej okazałości i majestacie, który po chwili nieco
się zniżył jednocześnie ukazując wszystkim równiutki rządek biały zębów i kłów.
- Coś się stało, Kurama? – Spytał blondyn.
Rzecz jasna odezwał się w myślach, gdyż nie chciał, aby ktokolwiek inny
usłyszał jego rozmowę z listem. Choć już otwarcie wszystkim pokazał swoje
zaufanie i wiarę w Kyuubiego, to jednak jeszcze nie czuł się na siłach, aby móc
równie swobodnie przy kimkolwiek z demonem rozmawiać.
- Nie, nic. – Lis również odezwał
się w myślach blondyna, na zewnątrz cały czas groźnie szczerząc się do
wystraszonych obrońców Konoha. – Pomyślałem
po prostu, że przyda Ci się małe wsparcie w utrzymaniu kontroli nad tym tłumem.
Niech domyślają się, co ich czeka, jeśli nie przystaną na twoje warunki.
- Moje warunki? – Powtórzył Naruto
ździebko zdziwiony i wtem zrozumiał, o co lisowi chodziło.
To prawda. Zamierzał w
najbliższym czasie na stojących przed nim shinobi Konoha wymusić zawarcie z nim
paktu o nie agresji wobec niego za to, czego się dopuścił. Jeszcze tylko nie
wiedział, co zrobi lub, jak się zachowa, gdy nie zechcą współpracować? Kiedy
zajdzie taka potrzeba, dopiero wtedy o tym się pomyśli. Uśmiechnąwszy się delikatnie
do pochylającego się nad nim lisa, zaraz na powrót zwrócił demoniczne
spojrzenie na obrońców Liścia jednocześnie na nowo poważniejąc i momentalnie
zauważył, że parędziesiąt par oczu bacznie się mu przyglądało. Niemal zdawali
się wypowiadać pytanie, o czym też przed sekundą rozmawiał z Kuramą, ale jak na
razie to były jedynie domysły Naruto, bo ich twarze jednoznacznie pokazywały
niezrozumienie. Blondyn odetchnął dosyć głośno i przeciągle, jakby cała ta
sytuacja już go zmęczyła, po czym stanął w lekkim rozkroku, skrzyżował ramiona
na piersi i po chwili znów się odezwał. Tym razem nieco głośniej, aby wszyscy
zebrani dokładnie go usłyszeli:
- To na czym
skończyliśmy? A tak, już pamiętam. – Przeczesał włosy rozcapierzonymi palcami
lewej dłoni trzymając wszystkich w napięciu. – Jeśli pozwolicie, zacznę od
początku. Jak wszyscy dobrze pamiętamy, około pięć godzin temu Konohe
zaatakował Kyon Omura ze swoją armią barbarzyńców, która z całą pewnością
wyrządziłaby tu wiele szkód, lecz do niczego takiego nie doszło. W między
czasie prawie połowa naszych sił nagle na coś zachorowała i Hokage-sama musiała
się wycofać, aby zając się tą sprawą jak najszybciej, zostawiając was pod naszą
opieką. Mam tu namyśli siebie i Upiornych Samurajów, których jest wam teraz
dane oglądać. To znaczy, zaledwie cząstkę ich przedstawicieli, ale to szczegół.
Powiedzcie zatem, czy nie dobrze zrobiliśmy ochraniając Konohe przed uszkodzeniem
lub nawet zniszczeniem?
- Tego nikt nie
powiedział! – Odparł mu shinobi z klanu Akimichi, ten sam, który został
brutalnie odepchnięty przez Upiornych Weteranów.
Mężczyzna prawie o
głowę wyższy od stojącego przed nim Upiornego Zbrojnego spoglądał ponuro na
Naruto, jednocześnie co jakiś czas zerkając na olbrzymiego lisa stojącego nad
bramą wioski. Wyraźnie było po nim widać, że ten stan rzeczy się mu nie podobał
i w dalszym ciągu mocno go niepokoił. Jinchuuriki zastanawiał się właśnie, czy
wszyscy członkowie klanu Akimichi okażą mu taką, można by rzec, wrogość? Bo ten
konkretny tak właśnie się zachowywał. Całym sobą pokazywał. Ostre
niezadowolenie wynikające z faktu, że Kyuubi no Kitsune stał tu i teraz, i
niczym nie skrępowany bacznie wszystkim się przyglądał. Swym pokaźnym
uzębieniem straszył.
- Skoro obrona Konohy
w wykonaniu Upiornej Armii nikomu nie przeszkadzała, to skąd to wasze burzliwe
nastawienie do mnie? – Kontynuował blondyn. – Uważam, że jako jeden z was
wywiązałem się ze swojego obowiązku stawienia się do obrony i walki z wrogiem. I
nie mówię tu o zwykłej potyczce na kunaie, shurikeny, taijutsu czy ninjutsu,
ale o wykorzystaniu do tego celu naszej najpotężniejszej broni. Wybacz, Kurama, za to określenie.
- Nic się nie stało, Młody.
Demon uśmiechnął się,
choć przez jego uwydatnione kły zbytnio nie było tego widać.
- Wszystko się zgadza
i nikt przecież nie powiedział, że źle się spisałeś. – Głos ponownie zabrał
członek klanu Akimichi. Wygląda na to, że mówił w imieniu wszystkich, bo nikt
inny nie zamierzał wdawać się w tą dyskusję. – Ale jedno się tu nie zgadza. Nikt
nam nie powiedział, że w tym celu uwolnisz…!
Tu mężczyzna urwał
myśl, gdyż na lewo od obrońców Konoha, a prawo od Uzumakiego w odległości
kilkunastu metrów w chmurkach białego dymu zmaterializowało się około
trzydziestu pięciu ANBU w czarnych płaszczach i różnorakich zwierzęcych maskach
na twarzach oraz kilku w beżowych oznaczających zajmowanie przez nich innego,
ważniejszego stanowiska w tej elitarnej organizacji. Jak się jinchuuriki szybko
zorientował, na czele nowo przybyłych stała Usagi, która po chwili wyszła przed
szereg i ku wielkiemu zdziwieniu kilkuset shinobi oraz kunoichi Ukrytego
Liścia, uklękła na prawym kolanie i z wyraźnym szacunkiem schyliła głowę. Zapanowała
martwa cisza, którą po chwili zakłócił odgłos szelestu płaszczy, gdy to do
klęczącej kunoichi zaczęli dołączać pozostali elitarni.
- Co się dzieje?? – W
tłumie rozległ się zdezorientowany krzyk jakiejś kobiety. – Co wy robicie!? Czemu
klękacie!? Pomóżcie nam!
Ale elitarni to
zignorowali. Jakby niczego nie usłyszeli, tylko posłusznie kolejno klękali w
ślad za Usagi. Kiedy minutę później przed zaskoczonym obliczem Naruto swoją
głowę schylił ostatni ANBU Ukrytego Liścia, głos zabrał pierwszy z czterech
dowódców. Ton, jakim się odezwał nie tylko wszystkich wprawił w jeszcze większe
zdumienie, co dał do myślenia. Jego głos brzmiał tak, jakby wojownik rozmawiał
co najmniej z Hokage:
- Naruto-sama, obecna
tu Usagi wszystko nam wyjaśniła i po krótkiej naradzie uznaliśmy twoją osobę za
godną statusu naszego zwierzchnika. Dlatego też, tu i teraz, jako dowódca ANBU
Konoha Gakure no Sato oficjalnie przyrzekam Ci posłuszeństwo i oddanie
wszystkich naszych członków. Bez jakichkolwiek wyjątków.
- ŻE CO!!!???
W tłumie
przysłuchujących się obrońców Liścia podniósł się ryk oburzenia i zarazem, nie
zrozumienia. Gdy przed kilkunastoma minutami pojawili się tu elitarni wojownicy
Konoha, w sercach przerażonych shinobi i kunoichi otoczonych przez Upiornych
Zbrojnych zaświtał płomyk nadziei na skończenie tego… koszmaru, ale po tym, co
przed sekundą powiedział dowódca ANBU, płomyk ten bezpowrotnie zgasł. Wśród
zgromadzonych na nowo rozgorzała momentami burzliwa, choć na ogół spokojna i
przyciszona dyskusja. Jednakże dyskusja ta miała miejsce tylko w gronie
przeciwników, w cudzysłowie, wrogów blondyna. Shinobi i kunoichi z grupy
zwolenników Uzumakiego, którzy okrzyknęli go Bohaterem, po tym czego
dowiedzieli się od dowódcy elitarnych służb porządkowych Ukrytego Liścia, nie
długo potem sami kolejno zaczęli klękać na prawym kolanie i schylać głowy z
szacunkiem. Gdy podobną czynność wykonała ponad połowa z około sześciuset zgromadzonych,
na placu pod bramą główną w pozycjach wyprostowanych stało już tylko dwieście
trzydzieści dwoje shinobi i kunoichi Konoha, czterdziestu Upiornych Zbrojnych,
dwunastu Weteranów, Naruto i Jogensha.
* * *
Wchodząc do domu nie
widział, jak potoczy się jego rozmowa z Sakurą. Chciał wyjaśnić to i owo,
dowiedzieć się, czy może liczyć na przebaczenie… nie, to niewłaściwe słowo.
Pasowałoby tu raczej powiedzieć, rozgrzeszenie, bo nie wątpliwie zgrzeszył
skazując swoją ukochaną na jeszcze większe cierpienie. Ale czy nie zrobił tego,
bo się o nią troszczy? Z miłości, powiedziałby postronny słuchacz. Tak, tylko
czy Haruno o tym wiedziała? Czy to w ten sposób rozumiała? Jeśli nie, to ta
rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych.
Naruto ostrożnie
przeszedł koło wejścia do kuchni oraz do salonu, gdzie w żadnym z pomieszczeń
nikogo nie zobaczył, po czym skierował się w stronę schodów. Postronny
obserwator spytałby, skąd blondyn w ogóle się tam wziął, skoro wciąż stał pod
wyjściem z wioski? A no sprawa przedstawiała się tak, że w czasie nieuwagi
shinobi Liścia wykonał błyskawiczną podmianę cienia i pod bramą stał teraz jego
klon, zaś on przyszedł tu osobiście. Z początku zamierzał zrobić zupełnie na
odwrót i posłać klona, ale wiedział, że Sakura z pewnością go pobije, więc nie
zamierzał tego ataku unikać. Kurama wrzał, że chyba do reszty zwariował, ale
chłopak go nie słuchał. Jeśli różowowłosa rzeczywiście go zaatakuje to nie
będzie się bronił. Z podniesioną głową dumnie stawi jej czoła. W końcu…
zasłużył sobie, nie?
Wchodząc na pierwszy stopień
schodów, Naruto zatrzymał się, gdyż z ciemności obok nagle wyłonił się
zostawiony na straży Upiorny Łapiduch. Samuraj ukłonił się w pasie z szacunkiem
i począł cierpliwie czekać na pierwsze pytanie padające z ust Uzumakiego:
- Miały może miejsce
jakieś rewelacje?
- Żadne,
Rikushō-sama. – Odparł samuraj. – Panna Haruno jeszcze nie podejmowała próby
ucieczki. Na razie czeka w swoim pokoju, gdzie ją Rikushō-sama zostawiłeś.
- To dobrze. –
Chłopak przejechał dłonią po włosach, po chwili dodając przyciszonym głosem. –
Nawet nie chce sobie wyobrażać, co musiałbyś zrobić, aby ją tu zatrzymać.
- Nie zrobiłbym nic,
co by zagroziło jej życiu, Rikushō-sama.
Słowa medyka
sprawiły, że blondyn momentalnie na niego spojrzał, lecz nic już nie
powiedział. Przyjrzał się wojownikowi uważnie, po czym ruszył w dalszą drogę na
piętro, gdzie czekała go znacznie trudniejsza rozmowa. Pokonując kolejne
stopnie miał przedziwne wrażenie, że nie długo nastąpi kolejna zmiana w jego
życiu. Nie wiedział tylko, jaka, ale podejrzewał, że miała ona ścisły związek z
różowowłosą lub też z czymś innym. Na przykład z uwolnieniem Kuramy. Ta decyzja
również miała jakiś wpływ na jego przyszłość, ale jaki? Po tym, czego był
świadkiem pod bramą wioski można śmiało pomyśleć, że jak już spotka się z
Hokage, to… – Naruto przerwał rozmyślania, bo dotarł już pod drzwi swojego
pokoju, które po chwili delikatnie otworzył.
- Zastanawiałam się
właśnie, kiedy raczysz łaskawie się tu pojawić.
Usłyszał ociekający jadem
głos dobiegający go z drugiego końca pokoju. Pod oknem, odwrócona tyłem do
wejścia stała Sakura. Choć nie widział jej twarzy, to po tym co przed sekundą usłyszał
był już pewny swych przemyśleń. W pomieszczeniu panował lekki mrok. Wszakże
słońce jeszcze nie zaszło, ale znajdowało się już z drugiej strony wioski i
budynki rzucały rozległe cienie. Powolutku chyliło ku zachodowi, lecz to i tak
nie przeszkodziło w doskonałym jej widzeniu. Naruto milczał.
- Zastanawiałam się,
co usłyszę, ale po namyśle zdecydowałam, że jednak niczego nie chcę od ciebie
słyszeć. Kiedy ty zbierałeś pochwały za obronę wioski, ja w tym czasie wiele
rozmyślałam. Rozmyślałam o tym co było, co jest i co będzie. Rozmyślałam o
przyszłości. O nas i wiesz do jakiego wniosku doszłam? – Przerwała, jakby
chciała usłyszeć odpowiedź, lecz nim blondyn zdołała coś wymyślić, medyczka
mówiła dalej. – Doszłam do wniosku, że nasze wzajemne zauroczenie chyba
przeminęło. Wiem, to bolesne stwierdzenie, ale innego wytłumaczenia
rozgrywającej się między nami sytuacji nie widzę. Spójrzmy prawdzie w oczy. Upokorzyłeś
mnie, Uzamaki Naruto! Sprawiłeś, że się ośmieszyłam! Przez ciebie straciłam
wszystko, na co kiedyś tak ciężko pracowałam! Czy ktoś, kogo przepełnia miłość
do drugiej osoby zrobiłby to, czego ty się dopuściłeś względem mnie!? Powinnam Cię
za to wszystko znienawidzić, ale…
Dziewczyna umilkła nagle,
jakby nie wiedziała, co tu więcej dodać. Blondyn tym czasem wysłuchał jej
wywodu i niczemu się nie dziwił. Spodziewał się tego, choć w jednej sprawie się
pomylił. Nie zaatakowała go, lecz do tego nadal może dojść. To spotkanie bowiem
nie dobiegło jeszcze końca. Zaraz może okazać się, że Sakura znajdzie
odpowiednie zakończenie swojej przemowy i wyładuje na nim swoją złość. Nie
wiedział, co to sprawiło, ale chyba mimo wszystko usłyszała jego przemyślenia,
bo po chwili w końcu odwróciła się. Zobaczył wtedy na jej policzkach ślady
potoku łez, lecz to go nie ruszyło. Dalej stał w wejściu do pokoju i czekał na
to, co miało za chwilę nastąpić.
Kunoichi powolnym
krokiem ominęła łóżko i podeszła tak blisko, że niemal zetknęli się torsami.
Wyraz twarzy miała poważny, nie zdradzający żadnych przemyśleń. Przyjrzała się
mu uważnie, wciągnęła do nosa jego zapach, cały czas patrząc głęboko w
demoniczne oczy i nic więcej nie zrobiła. Był przekonany, że lada moment go
znokautuje lub wykona inny, bardziej osobliwy ruch, lecz medyczka wtem
pochyliła się nieco w rezultacie opierając głowę na jego krtani i tak już
zastygła. Oddech miała spokojny, rytm uderzeń serca miarowy nie zdradzający
najmniejszego zdenerwowania. Naruto za to nadal stał, jak sparaliżowany, nawet
jej nie przytuliwszy, choć powoli odczuwał już dyskomfort z tym związany, gdy
po chwili ponownie usłyszał jej głos. Tym razem sporo łagodniejszy, jakby cała
jej frustracja gdzieś przeminęła.
- …ale nie potrafię.
- Hym? – W końcu
wydał z siebie jakiś dźwięk, zaledwie delikatny pomruk, jakby jej nie rozumiał,
ale nie o to tu chodziło. Tym zagraniem chciał sprawić i to właśnie osiągnął,
że momentalnie z powrotem podniosła na niego swój soczyście zielony wzrok. Tym
razem na jej ustach gościł delikatny uśmieszek.
- Tak. Wierz mi lub
nie, ale zwyczajnie nie potrafię Cię nienawidzić. Czy to nie dziwne? Po mimo
tego całego cierpienia i upokorzenia, to i tak znacznie więcej Ci zawdzięczam.
No i na dodatek, choć przed chwilą mówiłam co innego, to wciąż Cię kocham!
Krzyknęła i bez
ostrzeżenia go pocałowała, ramiona splatając mu na szyi. Była nieco zachłanna,
lecz Uzumakiemu to nie przeszkadzało. Z nieskrywaną przyjemnością oddawał
namiętne pocałunki samemu po chwili splatając ramiona na jej talii. Gdy
zaczynało brakować im powietrza nie był pewien, jak długo trwali w tym miłosnym
uniesieniu, ale w końcu musieli się od siebie odkleić. Kiedy tak stali
przytuleni wydawało się, że czas nagle zwolnił lub nawet stanął w miejscu, by tylko
dać im szansę nacieszenia się chwilą pojednania i wzajemnego spokoju.
TO
BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and
its characters belong to Masashi Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz