W pierwszym fragmencie tej
notki, zamieszczone zostały imiona i nazwiska dwójki bohaterów mojego pomysłu…
których poznaliśmy w odcinku 116 i którzy odegrają kluczową rolę w obecnie
rozgrywającej się fabule – Akinori Fukao i Yakiwa Araki. Pozdrawiam i zapraszam
na odcinek 125 ^^.
<<< Odcinek ukazał się 11 czerwca 2009
roku >>>
- Tsuchikage-sama! Drużyna
dywersyjna wysłana do Suna-Gakure… zawiodła!
Do biura kage kraju Ziemi, bez
wcześniejszego zapukania, wbiegł mężczyzna z połową twarzy ukrytą pod maską z
kości słoniowej. Jego gęste, czarne włosy, luźno opadając na odkrytą połowę
twarzy, tym samym nieco przysłaniają odsłonięte oko. Mężczyzna nie usłyszawszy
żadnej reakcji ze strony swojego zwierzchnika i przyjaciela w jednym, dopiero
po chwili zorientował się, że w biurze nikogo nie ma. Wyczuwając unoszącą się w
powietrzu duchotę, Yakiwa po chwili szybko podszedł do najbliższego okna,
którego szyba wciąż poważnie zabrudzona przepuszcza przez siebie bardzo znikome
ilości światła zewnętrznego. Jounin wpuściwszy do pomieszczenia odrobinę
świeżego powietrza, zaraz tego pożałował, gdyż powiew wiatru poderwał w
powietrze jakieś papiery leżące na biurku kage i porozrzucał je po całym
biurze. Shinobi pozbierawszy je szybko do kupy, gdy odkładał je na swoje miejsce,
momentalnie dostrzegł że jest to raport z ostatniej misji szpiegowskiej do
kraju Herbaty. Zdziwiwszy się, że jego przywódca akurat teraz powrócił do
przeglądania raportu z tamtej misji, po chwili namysłu postanowił odnaleźć
swojego przyjaciela i go o to wypytać.
- Tsuchikage?!!
Zawołał. Nie usłyszawszy żadnej
odpowiedzi, czy nawet najmniejszego znaku życia, mężczyzna zaraz podszedł do
przeszklonych drzwi wychodzących na balkon okalający pierwsze piętro budynku i
otworzył je. Wyjrzawszy na zewnątrz, zaraz zrobił krok na przód i podszedł do
barierki. Rozejrzawszy się do koła i po widoku rozpościerającej się przed nim
wioski, Yakiwa zaraz odwrócił się w lewą stronę i szybko podszedł do stalowej
drabiny prowadzącej na dach. Wdrapawszy się zręcznie po jej pordzewiałych
szczeblach, czarno włosy shinobi Skały po chwili dostrzegł swojego przywódcę
siedzącego na krawędzi belki wystającej daleko poza obręb dachu i patrzącego w jakiś
nieokreślony punkt na niebieskim niebie.
- Hej! Akinori!!
Krzyknął i dopiero teraz jego
słowa zwróciły uwagę bruneta, który rzucił krótkie spojrzenie w jego kierunku…
by zaraz na powrót utkwić swe ciemnozielone tęczówki w jakimś odległym punkcie na
niebie. Ospałe nieco zachowanie Tsuchikage wzbudziło w Yakiwie nie lada
zainteresowanie.
- Co się stało??
Spytał Fukao, gdy jego odwieczny
przyjaciel tylko się do niego zbliżył.
- Wybacz to najście, ale właśnie
dowiedziałem się o klęsce oddziału wysłanego do Suny.
- Co?! Jak to możliwe?? –
Tsuchikage momentalnie wstał do pozycji wyprostowanej. – Przecież posłaliśmy
tam świetnie przeszkolonych shinobi!!
- Tak, ale z tego co mi wywiad
doniósł, pod czas wędrówki przez pustynię… cóż, w tamtej krainie bardzo często
pojawiają się burze piaskowe, no i jedna z nich zaskoczyła, i pogrzebała ich
żywcem.
Araki skrupulatnie zrelacjonował
usłyszaną wiadomość.
- Rozumiem… a drużyna wysłana do
Konohy?
- Tu sprawy mają się już znacznie
lepiej. – Czarnowłosy mężczyzna wyjął z kieszeni jakiś świstek papieru. – Z
otrzymanego raportu wyczytałem, że zgodnie z twoim rozkazem, oddział drugi
wmieszał się w tłum miasta Fujioka i w dogodnym momencie rozpoczął atak…
Zielonooki spojrzał na
przyjaciela. Czekając aż ten dokończy relacjonować raport, po chwili wyciągnął
z kieszeni pomiętego papierosa, włożył go do ust, podpalił i głęboko go
pociągnął.
- Tak?
- …lecz straty w ludziach nieco
przekroczyły ilość, jaką poleciłeś zlikwidować.
Yakiwa spuścił na chwilę wzrok,
po czym z trudem przełknął ślinę zalegającą mu w ustach. Powtórzywszy jeszcze
raz w myślach liczbę ofiar zapisaną na trzymanej kartce, shinobi zaraz spojrzał
na swego przywódcę, teraz bacznie go obserwującego.
- Czyli co??
- Całe miasto.
W tym momencie tlący się
papieros, trzymany przez bruneta, nagle wypadł z rozluźnionego uścisku palców,
by po chwili rozbić się o but „swego” właściciela i spaść dalej w dół, ku cuchnącemu
ściekowi płynącemu w betonowym korycie u podstawy budynku.
- CO TAKIEGO?!!!
Wydarł się Tsuchikage, a jego
zdenerwowany i kompletnie zaskoczony głos poniósł wiatr, który w szybkim tępiej
rozprzestrzenił go na całą wioskę. Momentalnie spojrzenia przechodniów
kłębiących się na najbliższych ulicach, chodzących miedzy porozstawianymi
straganami, spoczęły na jego osobie. W jednej chwili, cały szmer i gwar uliczny
ucichł…
- JAK TO… CAŁE MIASTO??!!!!
- Akinori-sama… wioska na nas
patrzy.
- I BARDZO DOBRZE!! NIECH PATRZĄ
I SIĘ DOWIEDZĄ, CO TO ZNACZY DOPROWADZIĆ MNIE DO BIAŁEJ GORĄCZKI!! GRRRR!!
Donośny, gniewnie nastawiony głos
bruneta sprawił, że w całej wiosce ptaki przestały ćwierkać, psy szczekać.
Wszystkie niemowlaki momentalnie zaczęły płakać, a ich matki od razu poczęły je
uspokajać. Tsuchikage zrobiwszy się w mgnieniu oka cały czerwony na twarzy, po
chwili z ciężkim stąpnięciem wyminął zestresowanego Yakiwę i *ciskając
błyskawicami na wszystkie strony*, ruszył w grobowym milczeniu z powrotem do
swojego biura. Araki tym czasem, cały blady na twarzy, zaraz otrząsnął się,
zgniótł trzymany świstek w ręce, po czym wyrzuciwszy go… czym prędzej ruszył w
ślad za swym wściekłym przywódcą.
- Teraz na spokojnie. –
Powiedział Akinori, zajmując miejsce na swym skurzanym fotelu, przy masywnym
biurku zawalonym stertami różnych papierów i świdrując morderczym wzrokiem
jednego ze swoich najlepszych zwiadowców-szpiegów, po chwili ciszy ponownie
rozwarł wargi. – Jaki był mój rozkaz??!
- Jeśli dobrze pamiętam, to nie wielką
ilości populacji, by za bardzo nie rozwścieczyć władz Konohy. – Szybko odparł
Araki.
- A co ci durnie zrobili?!!
- Z tego co wywiad mówi, to
zginęło około 98% populacji…
- No pięknie!!
Fukao rzucił sarkastycznie, po
czym szybko wstał z zajmowanego miejsca, ceremonialnie odepchnął fotel na bok i
podszedł do otwartego okna. Mamrocząc przekleństwa i wyzwiska pod nosem,
mężczyzna kilkakrotnie uderzył zaciśniętą pięścią w ścianę o bok framugi okna.
- …eee, Tsuchikage-sama, ale z
drugiej strony taka sytuacja była do przewidzenia.
- Jak to?!!
- Bądźmy szczerzy. To jest wojna!
Jeśli Konoha i Suna jeszcze się nie zorientowały, że my za tym wszystkim stoimy,
to nie mamy się czego obawiać. – Odparł Yakiwa.
- Zapewne masz rację, ale to nie
zmienia faktu, że zlekceważono moje intencje! Zamiarem zabicia jedynie części
ludności danego miasta w Konoha, było tylko i wyłącznie pokazanie, że w
dzisiejszych czasach nikt nie jest bezpieczny. A teraz… jeśli oni okryją kto
pozabijał ich bliskich, to zwali się nam tu nam na głowę cała armia shinobi
liścia, rządnych krwi i pomsty za niewinnie zamordowanych.
Zielonooki Kage kraju Ziemi po
chwili odwróciwszy się do niego przodem i rzuciwszy mu krótkie spojrzenie, na
powrót zajął miejsce przy biurku i oparł łokcie na blacie dębowego biurka.
Patrząc przez chwilę nieobecnym wzrokiem na swojego przyjaciela, Akinori w
końcu opuścił spojrzenie na rozłożoną przed nim teczkę.
- Wiesz co to jest?
Po chwili odezwał się, kompletnie
zmieniając temat rozmowy.
- Tak. Raport z misji
zwiadowczo-szpiegowskiej w kraju Herbaty.
- No właśnie. Czy ustaliłeś już,
kto dokonał tam masakry.
Tsuchikage spojrzał pytająco na
swego rozmówcę.
- Owszem. Słyszałeś Akinori-sama
o wiosce Bez Nazwy??
Spytał Araki podchodząc bliżej, a
gdy Fukao posłał mu kolejne pytające spojrzenie, mężczyzna z najmniejszymi
szczegółami zaczął opowiadać o swych ustaleniach.
* * *
Pięcioro shinobi z Ukrytej Wioski
Liścia, maszerując główną ulicą zburzonego przygranicznego miasta Fujioka,
widząc rozległe zniszczenia i zakrwawione ciała mieszkańców, leżące w
pokracznych pozach miedzy gruzowiskami, z przerażeniem w oczach wyobrażają
sobie co tu się mogło stać i kto za tym wszystkim stoi. Sprawdzając dom po
domu, a raczej to co z nich pozostało i szukając jakichkolwiek ocalałych… po
kilku godzinach, tracąc kompletnie już nadzieję, kruczowłosa dziewczyna w
jednym z niezburzonych domów odnalazła, żywą lecz konającą, dwunastolatkę.
- Pomocy…
Szepnęła, gdy kunoichi zjawiła
się w jej pobliżu. Hinata momentalnie uklękła przy dziecku, niewiele młodszym
od siebie, po czym oparła jej głowę o swoje kolano. Dziewczynka o blond
włosach, brudnych, poczochranych i zakrwawionych, odkaszlnęła krwią zalegającą
jej w gardle, a z jej oczu poleciały gorzkie łzy.
- Zi-im-mno mi-ii.
- Ciii, nic nie mów.
Hyuuga wodząc wzrokiem po
zniszczonym pomieszczeniu, po chwili wypatrzyła podarty koc leżący w kącie.
Odłożywszy delikatnie głowę dziewczynki na bok, zaraz wstała i podeszła w
tamtym kierunku, a gdy wróciła… z przerażeniem w oczach uświadomiła sobie, że
blondynka już wyzionęła ducha. Zakrywszy ciało trzymanym kocem, dziewczyna
zaraz wyszła z domu i nadal ocierając łzy wywołane dostrzeżoną masakrą,
skierowała się ku następnemu domostwu.
- Kakashi-sensei, kto za tym
wszystkim stoi?
Spytał wiecznie zamyślony
Shikamaru. Chłopak po długim wysilaniu szarych komórek do intensywnej pracy,
gdy nie doszedł do żadnych sensownych konkluzji, w końcu postanowił zasięgnąć
języka u swojego tymczasowego mistrza. Spojrzawszy na niego nieco zmęczonym
wzrokiem, zaraz napotkał na swej drodze spojrzenie białowłosego.
- Nie jestem pewny… ale wydaje mi
się, że to Suna.
Odparł zamyślony, samemu nie
wiedząc, czy dobrze robi zwalając winę na odwiecznego sojusznika w tym pokręconym
świecie. Po chwili do rozmawiającej dwójki shinobi podeszli Kiba, siedzący na
grzbiecie swojego psa Akamaru, Shino i Hinata.
- Nikt nie przeżył.
Hyuuga stwierdziła z żalem, a jej
słowa dodatkowo potwierdzili Inuzuka i Aburame. Szaro-włosy jounin przyjąwszy
do świadomości tą straszną wiadomość, po chwili bez uprzedzenia wykonał w
powietrzu kilka pieczęci, po czym rozciął kciuk na ostrzu wyciągniętego sztyletu
kunai i przystawił dłoń do ziemi.
- Kuchiose no Jutsu!
Krzyknął, a po chwili w chmurze
białego dymu, tuż przed nim pojawił się mały piesek.
- Co tam Kakashi-san??
- Pakkun, wracaj szybko do wioski
i powiedz Tsunade-sama co tu zobaczyłeś. Nie rób przerw. Biegnij ile sił w
łapach. Hokage-sama musi jak najszybciej dowiedzieć się co tu zaszło!! –
Zakomenderował lustrzany shinobi, a przywołany pupil kiwną porozumiewawczo
łbem, po czym zniknął w pobliskiej gęstwinie lasu.
* * *
Jeszcze długo po tym, jak wyjawiłem
im swoje zmyślone imię, to szybko nie zaznałem spokoju, póki wszystkiego, co
powinni wiedzieć moi towarzysze, nie powiedziałem. Lecz gdy ten moment w końcu
nastąpił i poczęliśmy powoli zbierać się do wymarszu, wciąż patrząc na pakującą
się Sakurę… w głębi duszy jeszcze wielokrotnie począłem dziękować, że w porę
się przy niej wtedy pojawiłem. Gdy tak rozmarzonym wzrokiem, po przez maskę
bacznie przyglądam się mojej wybrance serca, nagle usłyszałem w głowie wołanie
lisa.
- Naruto, jak długo jeszcze zamierzasz zwlekać z wyjawieniem im
prawdy o prawdziwym przeciwniku??
„Nie
wiem. Może dopiero, gdy przyjdzie nam walczyć z prawdziwymi shinobi piasku.”
- Hmm… rób jak chcesz, ale wiedz, że im później wyjawisz tą
prawdę, tym gorzej dla ciebie.
„Co
masz na myśli?!”
- Na przykład kolejny powód do wywalenia cię z ANBU, ponieważ
zataiłeś ważne informacje?
„Dobra
Kyuubi, przekonałeś mnie!”
Odparłem i szybko podniosłem się
do pozycji wyprostowanej. Gdy chciałem ruszyć się już z miejsca, nagle Yamato
wyprosił wszystkich na zewnątrz, zapewne by anulować działanie swojego jutsu i
usunąć jakikolwiek ślad po naszej bytności w tym miejscu.
- Czy wszyscy wszystko mają?? –
Po chwili odezwała się Shizune.
- Hai.
Uśmiechnęła się Sakura, po czym
niespodziewanie podeszła do mnie i stanęła obok. Mając nadzieję, że nikt nie
będzie podejrzewał, czemu zielonooka idzie w moim towarzystwie i nie będzie
przez to zadawać kłopotliwych dla nas pytań, po kilku minutach ustaleń ze
wszystkimi, co do przerwanej misji, w końcu ruszyliśmy w dalszą drogę ku miastu
Fujioka. Skacząc z gałęzi na gałąź, jako pierwsi poszli Yamato, Neji i Tenten.
Zaraz za nimi nieco poobijany Lee, nigdy nie nasycony Choji, Shizune, Ino i na
samym końcu my. Sakura patrząc co jakiś czas w moim kierunku, gdy tylko
odwzajemniam jej spojrzenie natychmiast zaczyna szeroko się do mnie uśmiechać.
„Szkoda,
że i ona nie może teraz zobaczyć mojego uśmiechu.” – Pomyślałem.
Ukrywanie swojej tożsamości
czasem bywa takie nieprzyjemne, że aż ma się ochotę wykrzyczeć swoja frustrację
na całą okolicę, ale z drugiej strony… bycie dowódcą elitarnych oddziałów w
Konoha ma też swoje zalety. Choć jeszcze nie mam żadnych podkomendnych, którymi
mógłbym rozporządzać, z rozmowy z Tsunade wywnioskowałem, że mam ich sam sobie
znaleźć. Powiem, że takie zadanie nie należy do prostych, gdyż zbyt dużego
wyboru to ja nie mam, a też dobierając sobie członków oddziału… będę musiał
brać pod uwagę wszystkie plusy i minusy potencjalnego kandydata. I wiecie co?
Pierwszych kandydatów mam już na oku, choć jeszcze z nimi o tym nie
rozmawiałem. Może jak ponownie zatrzymamy się na jakiś nocleg to z nimi Zamienie
jedno lub dwa słowa? Kto wie, ale jedno jest pewne… w śród tych, którzy znajdą
sie w moim oddziale ANBU na pewno będzie Sakura-chan. Mam tylko nadzieję, że
ona zechce ze mną współpracować.
NEXT COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters
belong to Masashi Kishimoto
[…]*ciskając
błyskawicami na wszystkie strony*[…] –
W tym przypadku, to stwierdzenie zostało użyte w znaczeniu metaforycznym.
Hejeczka, hejeczka,
OdpowiedzUsuńech nie powinien zatajać informacji o prawdziwych przeciwnikach, to jest bardzo ważna informacja, wiele zmienia...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia