poniedziałek, 22 stycznia 2018

125. Błędnie odczytany rozkaz

W pierwszym fragmencie tej notki, zamieszczone zostały imiona i nazwiska dwójki bohaterów mojego pomysłu… których poznaliśmy w odcinku 116 i którzy odegrają kluczową rolę w obecnie rozgrywającej się fabule – Akinori Fukao i Yakiwa Araki. Pozdrawiam i zapraszam na odcinek 125 ^^.



<<< Odcinek ukazał się 11 czerwca 2009 roku >>>



- Tsuchikage-sama! Drużyna dywersyjna wysłana do Suna-Gakure… zawiodła!
Do biura kage kraju Ziemi, bez wcześniejszego zapukania, wbiegł mężczyzna z połową twarzy ukrytą pod maską z kości słoniowej. Jego gęste, czarne włosy, luźno opadając na odkrytą połowę twarzy, tym samym nieco przysłaniają odsłonięte oko. Mężczyzna nie usłyszawszy żadnej reakcji ze strony swojego zwierzchnika i przyjaciela w jednym, dopiero po chwili zorientował się, że w biurze nikogo nie ma. Wyczuwając unoszącą się w powietrzu duchotę, Yakiwa po chwili szybko podszedł do najbliższego okna, którego szyba wciąż poważnie zabrudzona przepuszcza przez siebie bardzo znikome ilości światła zewnętrznego. Jounin wpuściwszy do pomieszczenia odrobinę świeżego powietrza, zaraz tego pożałował, gdyż powiew wiatru poderwał w powietrze jakieś papiery leżące na biurku kage i porozrzucał je po całym biurze. Shinobi pozbierawszy je szybko do kupy, gdy odkładał je na swoje miejsce, momentalnie dostrzegł że jest to raport z ostatniej misji szpiegowskiej do kraju Herbaty. Zdziwiwszy się, że jego przywódca akurat teraz powrócił do przeglądania raportu z tamtej misji, po chwili namysłu postanowił odnaleźć swojego przyjaciela i go o to wypytać.
- Tsuchikage?!!
Zawołał. Nie usłyszawszy żadnej odpowiedzi, czy nawet najmniejszego znaku życia, mężczyzna zaraz podszedł do przeszklonych drzwi wychodzących na balkon okalający pierwsze piętro budynku i otworzył je. Wyjrzawszy na zewnątrz, zaraz zrobił krok na przód i podszedł do barierki. Rozejrzawszy się do koła i po widoku rozpościerającej się przed nim wioski, Yakiwa zaraz odwrócił się w lewą stronę i szybko podszedł do stalowej drabiny prowadzącej na dach. Wdrapawszy się zręcznie po jej pordzewiałych szczeblach, czarno włosy shinobi Skały po chwili dostrzegł swojego przywódcę siedzącego na krawędzi belki wystającej daleko poza obręb dachu i patrzącego w jakiś nieokreślony punkt na niebieskim niebie.
- Hej! Akinori!!
Krzyknął i dopiero teraz jego słowa zwróciły uwagę bruneta, który rzucił krótkie spojrzenie w jego kierunku… by zaraz na powrót utkwić swe ciemnozielone tęczówki w jakimś odległym punkcie na niebie. Ospałe nieco zachowanie Tsuchikage wzbudziło w Yakiwie nie lada zainteresowanie.
- Co się stało??
Spytał Fukao, gdy jego odwieczny przyjaciel tylko się do niego zbliżył.
- Wybacz to najście, ale właśnie dowiedziałem się o klęsce oddziału wysłanego do Suny.
- Co?! Jak to możliwe?? – Tsuchikage momentalnie wstał do pozycji wyprostowanej. – Przecież posłaliśmy tam świetnie przeszkolonych shinobi!!
- Tak, ale z tego co mi wywiad doniósł, pod czas wędrówki przez pustynię… cóż, w tamtej krainie bardzo często pojawiają się burze piaskowe, no i jedna z nich zaskoczyła, i pogrzebała ich żywcem.
Araki skrupulatnie zrelacjonował usłyszaną wiadomość.
- Rozumiem… a drużyna wysłana do Konohy?
- Tu sprawy mają się już znacznie lepiej. – Czarnowłosy mężczyzna wyjął z kieszeni jakiś świstek papieru. – Z otrzymanego raportu wyczytałem, że zgodnie z twoim rozkazem, oddział drugi wmieszał się w tłum miasta Fujioka i w dogodnym momencie rozpoczął atak…
Zielonooki spojrzał na przyjaciela. Czekając aż ten dokończy relacjonować raport, po chwili wyciągnął z kieszeni pomiętego papierosa, włożył go do ust, podpalił i głęboko go pociągnął.
- Tak?
- …lecz straty w ludziach nieco przekroczyły ilość, jaką poleciłeś zlikwidować.
Yakiwa spuścił na chwilę wzrok, po czym z trudem przełknął ślinę zalegającą mu w ustach. Powtórzywszy jeszcze raz w myślach liczbę ofiar zapisaną na trzymanej kartce, shinobi zaraz spojrzał na swego przywódcę, teraz bacznie go obserwującego.
- Czyli co??
- Całe miasto.
W tym momencie tlący się papieros, trzymany przez bruneta, nagle wypadł z rozluźnionego uścisku palców, by po chwili rozbić się o but „swego” właściciela i spaść dalej w dół, ku cuchnącemu ściekowi płynącemu w betonowym korycie u podstawy budynku.
- CO TAKIEGO?!!!
Wydarł się Tsuchikage, a jego zdenerwowany i kompletnie zaskoczony głos poniósł wiatr, który w szybkim tępiej rozprzestrzenił go na całą wioskę. Momentalnie spojrzenia przechodniów kłębiących się na najbliższych ulicach, chodzących miedzy porozstawianymi straganami, spoczęły na jego osobie. W jednej chwili, cały szmer i gwar uliczny ucichł…
- JAK TO… CAŁE MIASTO??!!!!
- Akinori-sama… wioska na nas patrzy.
- I BARDZO DOBRZE!! NIECH PATRZĄ I SIĘ DOWIEDZĄ, CO TO ZNACZY DOPROWADZIĆ MNIE DO BIAŁEJ GORĄCZKI!! GRRRR!!
Donośny, gniewnie nastawiony głos bruneta sprawił, że w całej wiosce ptaki przestały ćwierkać, psy szczekać. Wszystkie niemowlaki momentalnie zaczęły płakać, a ich matki od razu poczęły je uspokajać. Tsuchikage zrobiwszy się w mgnieniu oka cały czerwony na twarzy, po chwili z ciężkim stąpnięciem wyminął zestresowanego Yakiwę i *ciskając błyskawicami na wszystkie strony*, ruszył w grobowym milczeniu z powrotem do swojego biura. Araki tym czasem, cały blady na twarzy, zaraz otrząsnął się, zgniótł trzymany świstek w ręce, po czym wyrzuciwszy go… czym prędzej ruszył w ślad za swym wściekłym przywódcą.
- Teraz na spokojnie. – Powiedział Akinori, zajmując miejsce na swym skurzanym fotelu, przy masywnym biurku zawalonym stertami różnych papierów i świdrując morderczym wzrokiem jednego ze swoich najlepszych zwiadowców-szpiegów, po chwili ciszy ponownie rozwarł wargi. – Jaki był mój rozkaz??!
- Jeśli dobrze pamiętam, to nie wielką ilości populacji, by za bardzo nie rozwścieczyć władz Konohy. – Szybko odparł Araki.
- A co ci durnie zrobili?!!
- Z tego co wywiad mówi, to zginęło około 98% populacji…
- No pięknie!!
Fukao rzucił sarkastycznie, po czym szybko wstał z zajmowanego miejsca, ceremonialnie odepchnął fotel na bok i podszedł do otwartego okna. Mamrocząc przekleństwa i wyzwiska pod nosem, mężczyzna kilkakrotnie uderzył zaciśniętą pięścią w ścianę o bok framugi okna.
- …eee, Tsuchikage-sama, ale z drugiej strony taka sytuacja była do przewidzenia.
- Jak to?!!
- Bądźmy szczerzy. To jest wojna! Jeśli Konoha i Suna jeszcze się nie zorientowały, że my za tym wszystkim stoimy, to nie mamy się czego obawiać. – Odparł Yakiwa.
- Zapewne masz rację, ale to nie zmienia faktu, że zlekceważono moje intencje! Zamiarem zabicia jedynie części ludności danego miasta w Konoha, było tylko i wyłącznie pokazanie, że w dzisiejszych czasach nikt nie jest bezpieczny. A teraz… jeśli oni okryją kto pozabijał ich bliskich, to zwali się nam tu nam na głowę cała armia shinobi liścia, rządnych krwi i pomsty za niewinnie zamordowanych.
Zielonooki Kage kraju Ziemi po chwili odwróciwszy się do niego przodem i rzuciwszy mu krótkie spojrzenie, na powrót zajął miejsce przy biurku i oparł łokcie na blacie dębowego biurka. Patrząc przez chwilę nieobecnym wzrokiem na swojego przyjaciela, Akinori w końcu opuścił spojrzenie na rozłożoną przed nim teczkę.
- Wiesz co to jest?
Po chwili odezwał się, kompletnie zmieniając temat rozmowy.
- Tak. Raport z misji zwiadowczo-szpiegowskiej w kraju Herbaty.
- No właśnie. Czy ustaliłeś już, kto dokonał tam masakry.
Tsuchikage spojrzał pytająco na swego rozmówcę.
- Owszem. Słyszałeś Akinori-sama o wiosce Bez Nazwy??
Spytał Araki podchodząc bliżej, a gdy Fukao posłał mu kolejne pytające spojrzenie, mężczyzna z najmniejszymi szczegółami zaczął opowiadać o swych ustaleniach.
* * *
Pięcioro shinobi z Ukrytej Wioski Liścia, maszerując główną ulicą zburzonego przygranicznego miasta Fujioka, widząc rozległe zniszczenia i zakrwawione ciała mieszkańców, leżące w pokracznych pozach miedzy gruzowiskami, z przerażeniem w oczach wyobrażają sobie co tu się mogło stać i kto za tym wszystkim stoi. Sprawdzając dom po domu, a raczej to co z nich pozostało i szukając jakichkolwiek ocalałych… po kilku godzinach, tracąc kompletnie już nadzieję, kruczowłosa dziewczyna w jednym z niezburzonych domów odnalazła, żywą lecz konającą, dwunastolatkę.
- Pomocy…
Szepnęła, gdy kunoichi zjawiła się w jej pobliżu. Hinata momentalnie uklękła przy dziecku, niewiele młodszym od siebie, po czym oparła jej głowę o swoje kolano. Dziewczynka o blond włosach, brudnych, poczochranych i zakrwawionych, odkaszlnęła krwią zalegającą jej w gardle, a z jej oczu poleciały gorzkie łzy.
- Zi-im-mno mi-ii.
- Ciii, nic nie mów.
Hyuuga wodząc wzrokiem po zniszczonym pomieszczeniu, po chwili wypatrzyła podarty koc leżący w kącie. Odłożywszy delikatnie głowę dziewczynki na bok, zaraz wstała i podeszła w tamtym kierunku, a gdy wróciła… z przerażeniem w oczach uświadomiła sobie, że blondynka już wyzionęła ducha. Zakrywszy ciało trzymanym kocem, dziewczyna zaraz wyszła z domu i nadal ocierając łzy wywołane dostrzeżoną masakrą, skierowała się ku następnemu domostwu.
- Kakashi-sensei, kto za tym wszystkim stoi?
Spytał wiecznie zamyślony Shikamaru. Chłopak po długim wysilaniu szarych komórek do intensywnej pracy, gdy nie doszedł do żadnych sensownych konkluzji, w końcu postanowił zasięgnąć języka u swojego tymczasowego mistrza. Spojrzawszy na niego nieco zmęczonym wzrokiem, zaraz napotkał na swej drodze spojrzenie białowłosego.
- Nie jestem pewny… ale wydaje mi się, że to Suna.
Odparł zamyślony, samemu nie wiedząc, czy dobrze robi zwalając winę na odwiecznego sojusznika w tym pokręconym świecie. Po chwili do rozmawiającej dwójki shinobi podeszli Kiba, siedzący na grzbiecie swojego psa Akamaru, Shino i Hinata.
- Nikt nie przeżył.
Hyuuga stwierdziła z żalem, a jej słowa dodatkowo potwierdzili Inuzuka i Aburame. Szaro-włosy jounin przyjąwszy do świadomości tą straszną wiadomość, po chwili bez uprzedzenia wykonał w powietrzu kilka pieczęci, po czym rozciął kciuk na ostrzu wyciągniętego sztyletu kunai i przystawił dłoń do ziemi.
- Kuchiose no Jutsu!
Krzyknął, a po chwili w chmurze białego dymu, tuż przed nim pojawił się mały piesek.
- Co tam Kakashi-san??
- Pakkun, wracaj szybko do wioski i powiedz Tsunade-sama co tu zobaczyłeś. Nie rób przerw. Biegnij ile sił w łapach. Hokage-sama musi jak najszybciej dowiedzieć się co tu zaszło!! – Zakomenderował lustrzany shinobi, a przywołany pupil kiwną porozumiewawczo łbem, po czym zniknął w pobliskiej gęstwinie lasu.
* * *
Jeszcze długo po tym, jak wyjawiłem im swoje zmyślone imię, to szybko nie zaznałem spokoju, póki wszystkiego, co powinni wiedzieć moi towarzysze, nie powiedziałem. Lecz gdy ten moment w końcu nastąpił i poczęliśmy powoli zbierać się do wymarszu, wciąż patrząc na pakującą się Sakurę… w głębi duszy jeszcze wielokrotnie począłem dziękować, że w porę się przy niej wtedy pojawiłem. Gdy tak rozmarzonym wzrokiem, po przez maskę bacznie przyglądam się mojej wybrance serca, nagle usłyszałem w głowie wołanie lisa.
- Naruto, jak długo jeszcze zamierzasz zwlekać z wyjawieniem im prawdy o prawdziwym przeciwniku??
„Nie wiem. Może dopiero, gdy przyjdzie nam walczyć z prawdziwymi shinobi piasku.”
- Hmm… rób jak chcesz, ale wiedz, że im później wyjawisz tą prawdę, tym gorzej dla ciebie.
„Co masz na myśli?!”
- Na przykład kolejny powód do wywalenia cię z ANBU, ponieważ zataiłeś ważne informacje?
„Dobra Kyuubi, przekonałeś mnie!”
Odparłem i szybko podniosłem się do pozycji wyprostowanej. Gdy chciałem ruszyć się już z miejsca, nagle Yamato wyprosił wszystkich na zewnątrz, zapewne by anulować działanie swojego jutsu i usunąć jakikolwiek ślad po naszej bytności w tym miejscu.
- Czy wszyscy wszystko mają?? – Po chwili odezwała się Shizune.
- Hai.
Uśmiechnęła się Sakura, po czym niespodziewanie podeszła do mnie i stanęła obok. Mając nadzieję, że nikt nie będzie podejrzewał, czemu zielonooka idzie w moim towarzystwie i nie będzie przez to zadawać kłopotliwych dla nas pytań, po kilku minutach ustaleń ze wszystkimi, co do przerwanej misji, w końcu ruszyliśmy w dalszą drogę ku miastu Fujioka. Skacząc z gałęzi na gałąź, jako pierwsi poszli Yamato, Neji i Tenten. Zaraz za nimi nieco poobijany Lee, nigdy nie nasycony Choji, Shizune, Ino i na samym końcu my. Sakura patrząc co jakiś czas w moim kierunku, gdy tylko odwzajemniam jej spojrzenie natychmiast zaczyna szeroko się do mnie uśmiechać.
„Szkoda, że i ona nie może teraz zobaczyć mojego uśmiechu.” – Pomyślałem.
Ukrywanie swojej tożsamości czasem bywa takie nieprzyjemne, że aż ma się ochotę wykrzyczeć swoja frustrację na całą okolicę, ale z drugiej strony… bycie dowódcą elitarnych oddziałów w Konoha ma też swoje zalety. Choć jeszcze nie mam żadnych podkomendnych, którymi mógłbym rozporządzać, z rozmowy z Tsunade wywnioskowałem, że mam ich sam sobie znaleźć. Powiem, że takie zadanie nie należy do prostych, gdyż zbyt dużego wyboru to ja nie mam, a też dobierając sobie członków oddziału… będę musiał brać pod uwagę wszystkie plusy i minusy potencjalnego kandydata. I wiecie co? Pierwszych kandydatów mam już na oku, choć jeszcze z nimi o tym nie rozmawiałem. Może jak ponownie zatrzymamy się na jakiś nocleg to z nimi Zamienie jedno lub dwa słowa? Kto wie, ale jedno jest pewne… w śród tych, którzy znajdą sie w moim oddziale ANBU na pewno będzie Sakura-chan. Mam tylko nadzieję, że ona zechce ze mną współpracować.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





[…]*ciskając błyskawicami na wszystkie strony*[…] – W tym przypadku, to stwierdzenie zostało użyte w znaczeniu metaforycznym.

1 komentarz:

  1. Hejeczka, hejeczka,
    ech nie powinien zatajać informacji o prawdziwych przeciwnikach, to jest bardzo ważna informacja, wiele zmienia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń