wtorek, 2 stycznia 2018

007. Dlaczego nas okłamałeś?

Notka ujrzała światło dzienne 18 stycznia 2008 roku




Gdy podszedłem do Kakashi’ego… to zaraz usłyszałem, nie znaczne… ale zawsze coś, pochwały.
- No… Naruto… spisałeś się znakomicie osłaniając Satoo swoim ciałem – i się do mnie uśmiechnął.
- Nie ma sprawy, choć jak widać, nie do końca miałem tyle szczęścia – i pokazałem na zabandażowane ramię.
- Na przyszłość musisz bardziej uważać – powiedział i ponownie się uśmiechnął.
„Nasz sensei… na prawdę jest trochę dziwny… czego on się ciągle do mnie uśmiecha… mam nadzieję że nie jest gejem…” – zdobiłem do niego krzywą minę, ale tak aby tego nie zauważył. Stojąc tak tyłem do Sakury i Sasuke, poczułem na karku czyjś wzrok… i zaraz postanowiłem to sprawdzić. Więc, jak się już odwróciłem… to nagle to spojrzenie zostało przeniesione gdzieś indziej… ale ja swoje wiem, że to było spojrzenie Sakury…
„Czyżby coś się zmieniło…” – nic nie mówiąc, zacząłem się zastanawiać i patrzeć w ich kierunku.
- Czego się patrzysz… – nagle wyrwał mnie z tego zamyślenia, wrogo nastawiony głos Sasuke.
- A co… nie wolno… – spytałem zdziwiony.
- Nie… - ten mi tylko rzucił groźne spojrzenie.
- Ty… debilu… nie boję się ciebie, wiesz… - zaryzykowałem tego stwierdzenia, bo zaraz mogę dostać w łeb od Sakury, albo od Sasuke, ale tej pierwszej opcji boję się bardziej.
- Jak mnie nazwałeś… - Sasuke zaczął iść w moim kierunku.
- Tak… dobrze słyszałeś… DEBILU – krzyknąłem do niego bez mrugnięcia okiem.
- Powtórz to, a dostaniesz w ryło – Uchiha w końcu do mnie doszedł i złapał za kurtkę.
- Panowie… przestańcie się kłócić… - nagle podbiegł do nas Kakashi i rozdzielił.
„…dattebayo… za kogo on się ma… będę do niego mówił jak mi się podoba…” – w napadzie złości, zacząłem groźnie się na niego patrzeć. Tą naszą koleżeńską sprzeczkę w końcu przerwano.
Z pobliskich krzaczorów, wyskoczyło dwóch zamaskowanych gości… jeden rzucił się z ogromnym mieczem na naszego inżyniera, który zaraz został zasłonięty przez Sasuke. Uchiha, przy użyciu Kunai, odparł atak i jednocześnie dał porządnego kopniaka w brzuch tamtego.
Ja to nie wiem dlaczego, ale nie mogę się ruszyć z miejsca… tak jakby sparaliżował mnie strach. Nagle spostrzegłem drugiego bandziora, który trzymając w rękach coś jak szpony… zaczął biec w moim kierunku… - „Cholera, co mam robić… teraz, gdy mnie Sakura „zauważyła”, nie mogę okazać słabości, nie mogę okazać się słabszy od Sasuke…” – moja głowa zaraz zapełniła się bezużytecznymi myślami, a tu trzeba walczyć… więc nie czekając na jakąkolwiek pomoc… szybki ruchami rąk, wykonałem jedno Jutsu, jakie świetnie opanowałem.
- KAGE BUNSHIN NO JUTSU – krzyknąłem i zaraz koło mnie pojawiło się jeszcze 5 klonów. Wszyscy równocześnie wyciągnęliśmy kunai’e i odparłszy atak oprycha, postanowiłem wyprowadzić kontratak.
- No chłopaki… dalej… na niego – powiedziałem i się wszyscy razem rzucili na lekko wystraszonego gościa. Moje klony zostały zaraz pokonane i znowu jestem sam… ale co to, z pobliskiego drzewa nagle zeskoczył Kakashi.
- Sensei… gdzieś ty był – krzyknąłem trochę zdenerwowany jego nie obecnością.
- Już wszystko gra… spoko… jestem tu i nic ci już nie grozi – Hatake uśmiechnął się do mnie i zaraz odparł kolejny atak zbira.
- Huh…? – zdziwiła mnie jego nagła troska… choć przed sekundą mogłem zostać posiekany.
W tym czasie… Sakura trzymając w ręku Kunai, zasłoniła swoim ciałem Satoo i przybrała postawę obronną, a Sasuke… prowadzi zacięta walkę z pierwszym ninja. W końcu Kakashi-sensei uporał się w mgnieniu oka z napastnikiem i znokautowawszy go, zaraz uwolnił zmęczonego już Sasuke od drugiego napastnika.
Teraz obaj ninja, przez Hatake, zostali przywiązani, stalową linką, do pobliskiego dębu.
- Dobra… kto was nasłał – Kakashi spytał stanowczym głosem.
- A wypchaj się – odpowiedział jeden ze zbirów.
- Jak ty się odzywasz do mojego sensei – krzyknąłem zdenerwowany.
- Cicho bądź Naruto… - nagle zostałem skarcony przez Sakurę.
„Dattebayo… co jej się znowu stało… czy już za pomniała, jaka przed chwilą była dla mnie miła… cholera, ja to mam pecha…” – pomyślałem i zrobiłem do niej krzywą minę, a w odpowiedzi dostałem kamieniem w głowę.
- Ałłłaaa… a to za co… Sakura – spytałem, trzymając się kurczowo obolałej głowy.
- Za robienie głupich min – odparł uśmiechając się do mnie tak, jak tego nie lubię… czyli złośliwie.
- Rany… co za palant – po chwili ciszy, usłyszałem nie wyraźny jazgot, idący od Sasuke.
- Coś ty powiedział… DEBILU – krzyknąłem i w tym momencie, wyciągnąłem z kieszeni Kunai i przebrałem postawę obroną, czekając na atak Uchih’y.
- O rzesz ty, mały, zasmarkany gnoju – usłyszałem w odpowiedzi i tak jak się spodziewałem, Sasuke ponownie zaczął na mnie napierać.
- Spokój… mówię, uspokójcie się… obydwaj – nagle stanęła po między nami Sakura i zaczęła krzyczeć. Jak ją tylko zobaczyłem, zaraz schowałem broń i się głupio uśmiechnąłem. Sasuke, też tak jakby się uspokoił i wsadziwszy ręce do kieszeni, zaczął patrzeć w błękitne niebo.
- Dziękuję… Sakura, że mnie wyręczyłaś – Hatake uśmiechnął się do nas i wszyscy zaczęliśmy się głośno śmiać…
- Prze… przepraszam… - nasz donośny śmiech, po chwili został zgaszony przez niewyraźny głos Inżyniera.
- Tak… o co chodzi – spytał Kakashi bardzo poważnym głosem.
- Czy możemy iść już dalej… - Satoo spytał, a po jego spojrzeniu, dostrzegłem, że jeszcze nie może się otrząsnąć, po tym co tu zaszło.
- Nie – odparł Kakashi-sensei.
- Jak to… dlaczego – zaraz zacząłem zadawać pytanie, a Sasuke i Sakura, również wydali się zaciekawieni decyzją Hatake.
- Po pierwsze… - w końcu zaczął wyjaśnienia - …Satoo, dlaczego nas okłamałeś.
- CO… jak to… dlaczego Kabayashi miałby nas oszukać – zdziwiłem się tym pytaniem naszego sensei.
- A już ci wyjaśniam… - Hatake odwrócił się do mnie przodem i spojrzał w oczy - …ponieważ, na misji rangi C, nie powinno nas zaatakować dwóch świetnie wyszkolonych w zabijaniu shinobi i to z wrogiej wioski.
- Co… ja już nic z tego nie kapuje… - odparłem i spojrzałem w ziemię.
- To proste… - nagle podeszła do mnie Sakura.
„Och Sakura… jakoś dziwnie się dziś zachowujesz… najpierw się do mnie odzywasz, potem jesteś miła, zaraz znowu, rzucasz we mnie kamieniami, a teraz ponownie jesteś miła… o co tu chodzi…” – zacząłem głębokie rozmyślanie nad dziwnym zachowaniem zielonookiej.
- Dobra Satoo… albo powiesz nam prawdę, albo przerywamy misję i wracamy do wioski – w końcu Kakashi, swoim donośnym głosem wyrwał mnie z zadumania.
- Dobrze… już dobrze… powiem prawdę, tylko doprowadźcie mnie całego i zdrowego do mojej wioski – Satoo jak to mówił, to prawie poleciały mu łzy z oczu i nawet trochę zacząłem mu współczuć, choć to nie ładnie z jego strony… że nas oszukał.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





Rany… nie wiem czy ta notka jest czegokolwiek warta, bo naprawdę nie wiedziałem co napisać ciekawego…. Te pierwsze notki, zawsze są takie trudne… Pozdrawiam i liczę na parę komci od Was…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz