Notka ujrzała światło dzienne 18 stycznia 2008 roku
Gdy podszedłem do Kakashi’ego… to zaraz usłyszałem, nie znaczne… ale zawsze coś, pochwały.
Gdy podszedłem do Kakashi’ego… to zaraz usłyszałem, nie znaczne… ale zawsze coś, pochwały.
- No… Naruto… spisałeś się znakomicie osłaniając Satoo
swoim ciałem – i się do mnie uśmiechnął.
- Nie ma sprawy, choć jak widać, nie do końca miałem tyle
szczęścia – i pokazałem na zabandażowane ramię.
- Na przyszłość musisz bardziej uważać – powiedział i
ponownie się uśmiechnął.
„Nasz sensei… na prawdę jest trochę dziwny… czego on się
ciągle do mnie uśmiecha… mam nadzieję że nie jest gejem…” – zdobiłem do niego
krzywą minę, ale tak aby tego nie zauważył. Stojąc tak tyłem do Sakury i
Sasuke, poczułem na karku czyjś wzrok… i zaraz postanowiłem to sprawdzić. Więc,
jak się już odwróciłem… to nagle to spojrzenie zostało przeniesione gdzieś
indziej… ale ja swoje wiem, że to było spojrzenie Sakury…
„Czyżby coś się zmieniło…” – nic nie mówiąc, zacząłem się
zastanawiać i patrzeć w ich kierunku.
- Czego się patrzysz… – nagle wyrwał mnie z tego
zamyślenia, wrogo nastawiony głos Sasuke.
- A co… nie wolno… – spytałem zdziwiony.
- Nie… - ten mi tylko rzucił groźne spojrzenie.
- Ty… debilu… nie boję się ciebie, wiesz… - zaryzykowałem
tego stwierdzenia, bo zaraz mogę dostać w łeb od Sakury, albo od Sasuke, ale
tej pierwszej opcji boję się bardziej.
- Jak mnie nazwałeś… - Sasuke zaczął iść w moim kierunku.
- Tak… dobrze słyszałeś… DEBILU – krzyknąłem do niego bez
mrugnięcia okiem.
- Powtórz to, a dostaniesz w ryło – Uchiha w końcu do mnie
doszedł i złapał za kurtkę.
- Panowie… przestańcie się kłócić… - nagle podbiegł do nas
Kakashi i rozdzielił.
„…dattebayo… za kogo on się ma… będę do niego mówił jak mi
się podoba…” – w napadzie złości, zacząłem groźnie się na niego patrzeć. Tą
naszą koleżeńską sprzeczkę w końcu przerwano.
Z pobliskich krzaczorów, wyskoczyło dwóch zamaskowanych
gości… jeden rzucił się z ogromnym mieczem na naszego inżyniera, który zaraz
został zasłonięty przez Sasuke. Uchiha, przy użyciu Kunai, odparł atak i
jednocześnie dał porządnego kopniaka w brzuch tamtego.
Ja to nie wiem dlaczego, ale nie mogę się ruszyć z miejsca…
tak jakby sparaliżował mnie strach. Nagle spostrzegłem drugiego bandziora,
który trzymając w rękach coś jak szpony… zaczął biec w moim kierunku… -
„Cholera, co mam robić… teraz, gdy mnie Sakura „zauważyła”, nie mogę okazać
słabości, nie mogę okazać się słabszy od Sasuke…” – moja głowa zaraz zapełniła
się bezużytecznymi myślami, a tu trzeba walczyć… więc nie czekając na jakąkolwiek
pomoc… szybki ruchami rąk, wykonałem jedno Jutsu, jakie świetnie opanowałem.
- KAGE BUNSHIN NO JUTSU – krzyknąłem i zaraz koło mnie
pojawiło się jeszcze 5 klonów. Wszyscy równocześnie wyciągnęliśmy kunai’e i
odparłszy atak oprycha, postanowiłem wyprowadzić kontratak.
- No chłopaki… dalej… na niego – powiedziałem i się wszyscy
razem rzucili na lekko wystraszonego gościa. Moje klony zostały zaraz pokonane
i znowu jestem sam… ale co to, z pobliskiego drzewa nagle zeskoczył Kakashi.
- Sensei… gdzieś ty był – krzyknąłem trochę zdenerwowany
jego nie obecnością.
- Już wszystko gra… spoko… jestem tu i nic ci już nie grozi
– Hatake uśmiechnął się do mnie i zaraz odparł kolejny atak zbira.
- Huh…? – zdziwiła mnie jego nagła troska… choć przed
sekundą mogłem zostać posiekany.
W tym czasie… Sakura trzymając w ręku Kunai, zasłoniła
swoim ciałem Satoo i przybrała postawę obronną, a Sasuke… prowadzi zacięta
walkę z pierwszym ninja. W końcu Kakashi-sensei uporał się w mgnieniu oka z
napastnikiem i znokautowawszy go, zaraz uwolnił zmęczonego już Sasuke od
drugiego napastnika.
Teraz obaj ninja, przez Hatake, zostali przywiązani,
stalową linką, do pobliskiego dębu.
- Dobra… kto was nasłał – Kakashi spytał stanowczym głosem.
- A wypchaj się – odpowiedział jeden ze zbirów.
- Jak ty się odzywasz do mojego sensei – krzyknąłem
zdenerwowany.
- Cicho bądź Naruto… - nagle zostałem skarcony przez
Sakurę.
„Dattebayo… co jej się znowu stało… czy już za pomniała,
jaka przed chwilą była dla mnie miła… cholera, ja to mam pecha…” – pomyślałem i
zrobiłem do niej krzywą minę, a w odpowiedzi dostałem kamieniem w głowę.
- Ałłłaaa… a to za co… Sakura – spytałem, trzymając się kurczowo obolałej głowy.
- Ałłłaaa… a to za co… Sakura – spytałem, trzymając się kurczowo obolałej głowy.
- Za robienie głupich min – odparł uśmiechając się do mnie
tak, jak tego nie lubię… czyli złośliwie.
- Rany… co za palant – po chwili ciszy, usłyszałem nie wyraźny
jazgot, idący od Sasuke.
- Coś ty powiedział… DEBILU – krzyknąłem i w tym momencie,
wyciągnąłem z kieszeni Kunai i przebrałem postawę obroną, czekając na atak
Uchih’y.
- O rzesz ty, mały, zasmarkany gnoju – usłyszałem w
odpowiedzi i tak jak się spodziewałem, Sasuke ponownie zaczął na mnie napierać.
- Spokój… mówię, uspokójcie się… obydwaj – nagle stanęła po
między nami Sakura i zaczęła krzyczeć. Jak ją tylko zobaczyłem, zaraz schowałem
broń i się głupio uśmiechnąłem. Sasuke, też tak jakby się uspokoił i wsadziwszy
ręce do kieszeni, zaczął patrzeć w błękitne niebo.
- Dziękuję… Sakura, że mnie wyręczyłaś – Hatake uśmiechnął
się do nas i wszyscy zaczęliśmy się głośno śmiać…
- Prze… przepraszam… - nasz donośny śmiech, po chwili
został zgaszony przez niewyraźny głos Inżyniera.
- Tak… o co chodzi – spytał Kakashi bardzo poważnym głosem.
- Czy możemy iść już dalej… - Satoo spytał, a po jego
spojrzeniu, dostrzegłem, że jeszcze nie może się otrząsnąć, po tym co tu
zaszło.
- Nie – odparł Kakashi-sensei.
- Jak to… dlaczego – zaraz zacząłem zadawać pytanie, a
Sasuke i Sakura, również wydali się zaciekawieni decyzją Hatake.
- Po pierwsze… - w końcu zaczął wyjaśnienia - …Satoo,
dlaczego nas okłamałeś.
- CO… jak to… dlaczego Kabayashi miałby nas oszukać –
zdziwiłem się tym pytaniem naszego sensei.
- A już ci wyjaśniam… - Hatake odwrócił się do mnie przodem
i spojrzał w oczy - …ponieważ, na misji rangi C, nie powinno nas zaatakować
dwóch świetnie wyszkolonych w zabijaniu shinobi i to z wrogiej wioski.
- Co… ja już nic z tego nie kapuje… - odparłem i spojrzałem
w ziemię.
- To proste… - nagle podeszła do mnie Sakura.
„Och Sakura… jakoś dziwnie się dziś zachowujesz… najpierw
się do mnie odzywasz, potem jesteś miła, zaraz znowu, rzucasz we mnie
kamieniami, a teraz ponownie jesteś miła… o co tu chodzi…” – zacząłem głębokie
rozmyślanie nad dziwnym zachowaniem zielonookiej.
- Dobra Satoo… albo powiesz nam prawdę, albo przerywamy misję i wracamy do
wioski – w końcu Kakashi, swoim donośnym głosem wyrwał mnie z zadumania.
- Dobrze… już dobrze… powiem prawdę, tylko doprowadźcie
mnie całego i zdrowego do mojej wioski – Satoo jak to mówił, to prawie
poleciały mu łzy z oczu i nawet trochę zacząłem mu współczuć, choć to nie
ładnie z jego strony… że nas oszukał.
TO BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters
belong to Masashi Kishimoto
Rany… nie wiem czy ta notka jest
czegokolwiek warta, bo naprawdę nie wiedziałem co napisać ciekawego…. Te
pierwsze notki, zawsze są takie trudne… Pozdrawiam i liczę na parę komci od
Was…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz