Notka ujrzała światło dzienne 8 stycznia 2008 roku
Serdecznie wszystkich przepraszam, za tak długa nie obecność nowej notki na blogu, ale jest tego prosta przyczyna… brak weny i jeszcze raz… brak weny… ale w końcu dopadło mnie natchnienie i napisałem ten długo wyczekiwany post… pozdrawiam i zapraszam na odcinek 06…
Serdecznie wszystkich przepraszam, za tak długa nie obecność nowej notki na blogu, ale jest tego prosta przyczyna… brak weny i jeszcze raz… brak weny… ale w końcu dopadło mnie natchnienie i napisałem ten długo wyczekiwany post… pozdrawiam i zapraszam na odcinek 06…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Maszerujemy już
tak dobre kilka godzin… przez ten czas nie działo się nic ciekawego… Sakura
ciągle próbuje poderwać Sasuke, ale on chyba ją olewa – „…kurczę, czemu ona
tego jeszcze nie zauważyła…” – pomyślałem i zaraz podszedłem do naszego
inżyniera.
- Satoo… co
aktualnie budujesz – zagadnąłem do mężczyzny.
- Hę… o Naruto… –
wydał się lekko zaskoczony moim pytaniem.
- Tak… aktualnie
buduję most łączący wyspę naszej wioski z kontynentem – w końcu odpowiedział na
moje pytanie.
- Aha… rozumiem…
to dlaczego przybyłeś do nas, prosić o pomoc – i popatrzyłem w błękitne niebo
rozpościerające się nad nami.
- Widzisz
chłopcze… nasza budowa została przerwana przez bandę oprychów, którzy na naszej
wyspie żądzą handlem i jak przypłynie do nas jakiś statek, to właśnie oni
przejmują cały ładunek… - nagle przerwał i popadł w zamyślenie.
- I co… robicie
coś w tej sprawie… - zadałem kolejne pytanie, a on się tylko na mnie spojrzał.
- Nie za bardzo
możemy – odparł krótko.
- Jak to… -
zdziwiłem się.
- A tak… Naruto…
jesteśmy prostymi ludźmi i chłopami… nie mamy żadnej ochrony i raczej wątpię,
aby któryś z moich sąsiadów chciał narazić swoje lub swojej rodziny, życie, aby
odzyskać to co oni nam zabiorą.
- Kurczę… a to
dranie… - przekląłem trochę głośniej.
- Ej… Naruto… jak
ty się wyrażasz – zaraz podszedł do mnie Kakashi.
- Przepraszam
sensei, ale jak usłyszałem… - i nie do kończyłem, bo mi przerwano.
- Tak wiem…
spokojnie… jeśli nikt nas nie zaatakuje, to może im pomożemy – Hatake uśmiechnął
się do mnie…
„Ciekawe kim są
te bandziory…” – pomyślałem i odwzajemniłem uśmiech.
Nagle niebo się
zachmurzyło i zaczął padać lekki deszczyk, dosłownie mżawka. Po skończonej
rozmowie z Satoo, popatrzyłem się jeszcze przez chwilę na Sakurę – „…ttebayo…
dlaczego ona wciąż próbuje poderwać tego gbura… zaraz jak tylko o nim pomyśle,
to robi mi się jej żal…” – pomyślałem z lekkim uśmiechem na ustach i
przyspieszywszy trochę kroku, wychyliłem się lekko na przód drużyny. Nagle, tuż
przed moimi oczami przeleciał kunai z przyczepiona jakąś karteczką i wbił się
do drzewa po lewej stronie. Kakashi chyba to dostrzegł, bo zaraz krzyknął…
- UWAGA…
wybuchowa karteczka.
Zaraz
zareagowałem i rzuciłem się na inżyniera, powalając go na ziemię i zasłoniłem
swoim ciałem, a Sasuke, Sakura i Hatake, również się lekko skulili i zasłonili
oczy. Kiedy karteczka wybuchła, zamieniła drzewo w drzazgi. Wybuch był taki
silny, że spowodował spore zniszczenia dokoła owego drzewa, a w naszą stronę
posłał tumany kurzu i piachu. Leząc i zasłaniając Kobayashi’ego, poczułem
straszny ból w prawej ręce… gdy spojrzałem co to… to zobaczyłem, jak jeden
kawałek drzewa, dość spory, przeszył moją rękę na wylot…
„Rany boskie… co
za ból, nie do wytrzymania…” – pomyślałem, mocno zaciskając zęby… ale teraz nie
mogę się zajmować sobą i zaraz sprawdziłem czy nasz inżynier nie ma jakichś
obrażeń. Gdy kurz opadł, pomogłem mu wstać… i zaraz usłyszałem niewyraźne…
- Dziękuję… za
ochronę – powiedział Satoo i się do mnie lekko uśmiechnął.
- Nie ma sprawy,
to mój obowiązek – odparłem i odwzajemniłem uśmiech, choć z wielkim trudem, bo
ciągle czuję przeszywający ból.
- Wszystko gra…
wszyscy cali – nagle spytał Kakashi-sensei.
- Tak… spoko –
odparł Sasuke obojętnym głosem.
- Hai… nic mi nie
jest – uśmiechnęła się Sakura.
- Mi też nic…
prawie nic… nie jest – powiedziałem to z wielkim grymasem na twarzy.
- Jak to… prawie
nic… - Kakashi podszedł do mnie.
- Naruto… ty
krwawisz… - krzyknęła Sakura i podbiegła do mnie.
„…no nareszcie
zauważyła mnie…” – pomyślałem, patrząc się na biegnącą w moim kierunku,
zielonooką dziewczynę. Tak… teraz to zauważyłem… mam cały zakrwawiona rękaw od
kurtki, a po mojej dłoni spływa stróżka krwi.
- Eee… nie
przejmujcie się mną… to nic wielkiego… - powiedziałem pod nosem i podszedłem do
pobliskiego głazu, aby na nim usiąść.
- Jak to nic…
przecież widzę… co ci jest – Sakura już stoi nade mną i się patrzy, tym swoim
słodkim wzrokiem, jak powoli się wykrwawiam.
„Dziewczyno… co
się nagle stało… że się nim zainteresowałaś… najchętniej to pozwoliłabyś się mu
tu wykrwawić… ale nie, jednak chcesz mu pomóc…” – różowo-włosa poczęła się
zastanawiać, co ona właściwie takiego robi.
- Sakura… - nie
zdążyłem powiedzieć nic więcej… bo dziewczyna kucnąwszy obok, chwyciła i
wyciągnęła z mojego ramienia, owy kawałek drewna…
- Aaaałłłłłaaaa…
Sakura… - krzyknąłem w przypływie nieopisanego bólu.
- Spokojnie… nie
ruszaj się… opatrzę ci tę ranę – i spojrzała się mi w oczy.
„…ale drugiej
strony, to Naruto nie jest gorszy od Sasuke… jest miły, wyrozumiały,
współczujący, kochany… co, czy ja powiedziała „kochany”… nie to nie możliwe,
dziewczyno, o czym ty myślisz…” – młoda Haruno, nie wierzy w to o czym
rozmyśla.
- Arigato… -
wyszeptałem i się szeroko do niej uśmiechnąłem… ale ona już nic mi nie
odpowiedziała, tylko odwzajemniła uśmiech i wyjąwszy z torby bandaż, zaczęła
opatrywać mi ranę.
„Nie wiem co się
dzieje… ale Sakura tak jakby zaczęła zmieniać swoje zachowanie względem mnie” –
patrząc ciągle w oczy dziewczyny, zaczął głęboko rozmyślać.
- Naruto… proszę…
- w końcu odezwała się błagalnym głosem, a ja dostrzegłem nieznaczne rumieńce
na jej policzkach.
„CO…co się ze mną
dzieje… Sakura, nigdy się nie rumieniłaś jak on na ciebie patrzył…” –
dziewczyna ciągle nie może uwierzyć w to co się właśnie dzieje.
- O co chodzi… -
spytałem zdziwiony.
- Naruto… proszę…
nie patrz tak na mnie.
- To znaczy jak…
- zadałem kolejne pytanie, aby ta rozmowa trawa jak najdłużej, bo i tak rzadko
mamy możliwość do rozmowy.
- No… tak… że… - i
nie do kończyła, bo skończyła już robienie mojego opatrunku. Sakura szybko
wstała i poszła zpowrotem do Sasuke.
„…uff… o mały
włos, abym się wygadała… zaraz, znowu o tym myślisz, nie to nie może być
prawda… ale widząc, jak Sasuke mnie olewa… to…” – Sakura zaczęła burzliwe
rozmyślanie.
Gdy zielonooka,
odeszła, obejrzałem jej robotę i już z uśmiechem na ustach, wróciłem do grupy,
lecz z niepokojem w duchu, bo nadal się nie wyjaśniło, kto nas zaatakował.
TO BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters
belong to Masashi Kishimoto
I
co powiecie… fajne…? Pozdrawiam i zapraszam do komentowania…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz