<<< Odcinek ukazał się 16
czerwca 2008 roku >>>
>>>
Gdzieś w Suna-Gakure <<<
- Ooo tak.. teraz znacznie przyjemniej – westchnąłem pod nosem i się
szeroko uśmiechnąłem.
- Taa… tobie może i jest dobrze, ale za to teraz ja się tu ugotuję.
- Kyuubi, jak zwykle przesadzasz
– odparłem już normalnym tonem głosu, co zaraz zostało zauważone przez moją
towarzyszkę.
- Naruto.. zdawało mi się,
czy ty z kimś rozmawiasz..? – spytała, spoglądając w moim kierunku.
- Co.. eee.. nie –
odparłem lekko zdezorientowany, gdyż ona chyba wie z kim mógłbym rozmawiać.
- Tak też myślałam.. to
przez to słońce, mam omamy słuchowe.
Nie chcąc dalej drążyć
tego tematu, postanowiłem więcej nic nie mówić, nawet do demona. Rzeczywiście,
słońce jest okropne i bardzo mocno świeci, co może trochę przeszkadzać, ale nie
mi, gdyż ja postanowiłem się troszeczkę poopalać. I tak, idąc z moja przyjaciółka
Temari po przez piekącą pustynie, po kilku godzina maszerowania w końcu dotarliśmy
do celu naszej podróży.
- Arigato za
odprowadzenie.. – szeroko się uśmiechnąłem, spoglądają w jej kierunku.
- To ja Ci powinnam
podziękować..! – blondynka rzekłszy to, podeszła do mnie bliżej, nachyliła się
i pocałowała w policzek, co szczerze powiem zaskoczyło mnie, a i na moich
policzkach pojawił się lekki rumieniec. Dziewczyna widząc moje zakłopotanie,
zaistniałą sytuacją.. nie znacznie się uśmiechnęła, po czym puściła mi oczko.
- A-ale za co mi
dziękujesz..? – w końcu otrząsnąwszy się, spytałem i z powrotem założyłem
resztę ubrania.
- Za wszystko – czarnooka
ponownie się uśmiechnęła.
Pożegnaliśmy się i poszedłem
dalej, zagłębiając w lesiste gęstwiny. Po zrobieniu kilku kroków na przód,
zaraz ponowienie się odwróciłem, lecz Temari już tam nie było. Właśnie
wędrowało w drodze powrotnej do domu.
- Dobra Kyuubi.. to co
powiesz na przyspieszenie kroku…? – po chwili spytałem mego przyjaciela,
demona.
- Bardzo dobry pomysł, Naruto..! – i tak, jak ustaliłem z
lisem, wskoczyłem na gałąź pobliskiego drzewa i czym prędzej udałem się w
stronę Iwa-Gakure.
* * *
>>>
Wioska Ukryta w Liściach <<<
Właśnie dochodzi godzina dwunasta
w południe, na co może wskazywać położenie słońca w najwyższym punkcie nieba.
Gdy nasz blond włosy chłopak, nie świadom tego co przytrafiło się jego przyjacielowi,
gna w stronę kraju Skały, do szpitala w jego rodzinnej wiosce, właśnie weszła
granatowo włosa kunoichi. Dziewczyna powolnym, lecz zdecydowanym krokiem
podeszła do recepcjonistki…
- Konichi-wa..! –
przywitała się.
- Dzień dobry.. w czym
mogę panience pomóc..? – spytała kobieta, nad wyraz serdecznym tonem głosu.
- Gdzie leży Kiba
Inuzuka..?
- Już mówię.. – pielęgniarka
spojrzała w grafik – ooo jest.. proszę bardzo, sala 235.
- Arigato Gozamasu –
biało oka ukłoniła się w podzięce za informację, po czym skierowała się w
wyznaczonym kierunku. Idąc przed siebie po przez szpitalny korytarz, Hinata w
tym momencie ma głowę zajęta mnóstwem pytań…
„Do czego to doszło..
Naruto-kun opuścił wioskę za sprawą głupiego żartu, a w tydzień po tym Kiba-kun
został zaatakowany przez nieznanego wroga, który prawie wysłał go na tamten
świat..” – panna Hyuuga jeszcze długo by tak rozmyślała, gdyby nie fakt, że
dotarła już do wskazanej sali. Stanąwszy pod białymi drzwiami, w pierwszej
chwili się zawahała, ale zaraz zapukała w nie delikatnie, po czym nacisnęła
klamkę. Otworzywszy drzwi na oścież, w pierwszej chwili ujrzała różowo włosą
dziewczynę, stojąca przy łóżku i patrzącą na leżącego tam chłopaka. Zielonooka,
zaraz kątem oka dostrzegła obecność Hinaty w pomieszczeniu, po czym szeroko się
uśmiechnęła.
- Ohayo Hinata..! –
przywitała się panna Haruno.
- O-ohayo Sakura.. i jak
z nim..?
- Całkiem dobrze… myślę,
że Kiba będzie mógł opuścić szpital w przyszłym tygodniu – powiedziała
zielonooka i się serdecznie uśmiechnęła. Hinata na wieść, iż jej kolega z
drużyny czuje się już lepiej, również uśmiechnęła się serdecznie.. po czym
wstawił nowe kwiaty do wazonu stojącego obok łóżka.
- S-Sakura-chan.. – nagle
odezwał się, dopiero co obudzony brunet. Wspomniane imię dziewczyny, od razu
zwróciło na niego uwagę wołanej kunoichi, jak i stojącej obok białookiej.
- H-Hinata-chan.. – zaraz
zabrzmiało imię drugiej kunoichi znajdującej się w pomieszczeniu. Obie dziewczyny,
w milczeniu i oczekiwaniu na dalsze słowa, spojrzały na bruneta z
wyrozumiałością i politowaniem.
- S-sumimasen..! –
chłopak wypowiedziawszy te, jakże zaskakujące słowo, ponownie zemdlał. Źrenice
obu dziewczyn, natychmiast jeszcze bardziej się rozszerzyły, po czym wzajemnie
po sobie spojrzawszy, lekko się uśmiechnęły.
* * *
>>>
Nie daleko granicy w Iwa-Gakure <<<
- Rany.. ale ja jestem zmęczony.. – westchnąłem ciężko, zatrzymując
się na jednej z gałęzi.
- To po co tak szybko biegłeś..?
- A nie wiem… tak jakoś
wyszło.
- Ech, wy młodzi..! –
zaśmiał się demon.
- Kyuubi..! Czy ty mi coś
sugerujesz..? – spytałem lekko oburzony.
- Nie, skądże znowu..?!
- Noo… a już myślałem,
że.. – i niestety moja pogawędkę przerwało szeleszczenie pobliskich krzaków.
Szybko i bez zastanowienia, wyciągnąłem kunai na wypadek jakiegoś ataku. Ale
jednak nie, okazało się że to jakąś niezdara, gdyż w owych krzakach poruszająca
się postać, najwyraźniej przewróciła się o korzeń, bo tylko usłyszałem
jęknięcie z bólu. Po dosłownie minucie wyszedł, a raczej wyczołgał się z nich
dziwnie ubrany mężczyzna w podeszłym wieku. Uznawszy go za nie groźnego, zaraz
schowałem broń, po czym zacząłem bacznie mu się przyglądać. Mnich, bo na to
wskazuje jego ubiór, w pierwszej chwili widząc moją broń, zastygł w bez ruchu,
ale zaraz broń zamieniła się miejscami z ciekawością, więc i on się uspokoił.
Pierwsze minuty trwaliśmy tak w milczeniu, przyglądając się sobie i w net
dostrzegłem, iż przygląda się on mojej opasce.
- Czy coś się stało..? –
spytałem, z chęcią przerwania tej ciszy. Mnich w końcu zareagował normalnie i
spojrzał w moje oczy, po czym podniósł się z ziemi.
- Shinobi..?
Jego pytanie mnie
zaskoczyło, gdyż to chyba oczywiste kim jestem, choć on może tego nie wiedzieć,
wiec postanowiłem dłużej go nie trzymać w niepewności.
- Zgadza się..! –
odparłem dumny z tego faktu.
- Ooo, jakie to
szczęście.. proszę, pomóż nam.. – mężczyzna zainteresował mnie, ale i
zaskoczył, bo zaraz po swych słowach uklęknął ponownie na ziemi. Podszedłem do
niego bliżej i pomogłem mu wstać, spoglądając tym samym w oczy.
- Ale o co chodzi..? –
spytałem, na co on bez słowa zaczął kierować się w górę drogi, a gdy był już
trzy metry przede mną, wskazał abym poszedł z nim.
„Trochę to dziwne i
podejrzane, ale nie zaszkodzi sprawdzić..” – zaraz do głowy nasunęło mi się
wiele pytań, a moje skotłowane myśli co jakiś czas rozrzedzały promienie
słońca, padające na mnie po przez gałęzie gęstego lasu. Po kilku minutach
intensywnego marszu doszliśmy na krawędź zbocza, gdzie w dolinie dostrzegłem w
oddali nie wielką osadę.
- To jest moja świątynna
wioska… – nagle odezwał się mężczyzna już normalnym i spokojnym tonem głosu,
zupełnie jakby sprawiła to moja obecność – …ale nim tam pójdziemy, musze
wiedzieć jak się zwiesz – po chwili dodał.
- Naruto Uzumaki z
Konoha-Gakure – odparłem bez zastanowienia, na co on tylko skinął głową, po
czym przycupnął na pobliskim kamieniu.
- A wiec Naruto, ja się
nazywam Arukoru i jestem jednym z mnichów świątyni w wiosce Bez Nazwy, którą
widzisz tam w dole – w odpowiedzi tylko lekko skinąłem głową na znak
zrozumienia, nie odrywając wzroku od ów wioski.
- A co do problemu jaki
mamy, to… - mężczyzna zaczął opowiadać wszystko od początku, wszystko co
skłoniło go do opuszczenia wioski. W pewnym momencie, zmęczony ciągłym staniem,
usiadłem obok niego.. a wciąż świecące i mocno grzejące słońce, powoli zaczęło
zachodzić. Gdy tak słucham już od pewnego czasu mojego nowego przyjaciela,
który raczej jest w wieku barmana z Ichiraku Ramen, nagle nad doliną zaczął
wiać lekki i przyjemny wiaterek. Natychmiast moje włosy zaczęły swobodnie się
unosić do góry, by zaraz zacząć stawiać opór.
W końcu po dobrych 20
minutach ciągłego gadania, Arukoru zamilkł, co zaraz zwróciło moją uwagę.
- Wnioskując z tego co mi
opowiedziałeś, to waszą wioskę zaatakowała grupka 50 rabusiów, którzy
postanowili już u was zostać i od ponad roku, jesteście zastraszani, gnębieni i
okradani..? – spytałem na potwierdzenie, czy dobrze zrozumiałem.
- Zgadza się..! I tu
Naruto, moja prośba..?
- Słucham..? – spojrzałem
na niego.
- Czy pomożesz nam pozbyć
się ich..?!
- Jeśli nie są to
Shinobi, to myślę, że nie powinno być problemu – rzekłem nad wyraz serdecznym
tonem głosu i się szeroko do niego uśmiechnąłem.
- Czyli się zgadzasz..? –
tym razem spytał wstając, po czym się do mnie odwrócił przodem i spojrzał,
jakby chciał wyczytać coś z moich oczu.
- Jasne że tak.. zawsze
chętnie pomagam, nawet jeśli kompletnie was nie znam..! – również wstałem na
równe nogi i ponownie się do niego uśmiechnąłem. Mężczyzna odwzajemnił mój
uśmiech, a po jego spojrzeniu wyczytałem że jest uradowany, choć sam tego nie okazuje.
- To którędy do twojej
wioski..? – spytałem po minucie ciszy i głębszego odetchnięcia świerzym
powietrzem.
- Tędy proszę.. – Arukoru
poszedł przodem, prowadząc mnie w dół zbocza, na którym staliśmy. Powolnym lecz
zdecydowanym krokiem poczęliśmy się kierować stronę jego domu, a sam w chwilę
potem zapadłem w zadumę i rozmowę z Lisem.
„Co o tym myślisz
Kyuubi..?” – spytałem w myślach, tak aby mój przyjaciel się nie dowiedział że
jestem Jinchuriki, bo nie wiadomo jakby zareagował.
- Co ja myślę..? No właśnie nie wiem, albo to pułapka, albo wreszcie
trochę się zabawimy.
„Taa... może w końcu
wreszcie się zabawimy, bo jakoś od dłuższego czasu nic się nie działo ciekawego
w mojej podróży..”
- Dokładnie.. powiem szczerze, że powoli zacząłem się strasznie
nudzić.
„O tak, tu się z tobą
zgodzę..” – i na tej wypowiedzi musiałem zakończyć moją rozmowę z demonem, bo
szturchnięty w ramię przez mojego przewodnika, dostrzegłem w oddali bramę
wejściowa jego wioski. Stanąwszy w pobliskich krzakach, zobaczyłem ze pilnują
jej 4 ludzie.
- Czy to Ci rabusie..? – spytałem szeptem.
- Tak, jeśli ci to nie sprawi problemu, to cię opuszczę.
- Jak to..?
-
Wybacz, ale nie chciałbym aby mnie zobaczyli w twoim towarzystwie, bo mogliby
mi coś zrobić – Arukoru
najwyraźniej postanowił dać mi wolną rękę w załatwieniu przeszkody, jaką stali
się ci 4 goście.
Rozdzieliwszy się z
mnichem, postanowiłem użyć podstępu. Po schowaniu się za drzewo, zaraz
stworzyłem 3 klony. Gdy wszyscy stanęli naprzeciw mnie, powiedziałem…
- Dobra panowie…
słuchajcie, jest robótka do wykonania..
- Hai..! – odparli
jednocześnie, moje wierne klony.
Całą czwórką, poczęliśmy
się skradać ku bramie, aby zaraz z nienacka zaatakować nic niespodziewających
się strażników. Postanowiłem tym razem zrobić to pocichł, gdyż nie od razu chcę
aby o mnie wiedziano. Rozkazawszy klonom zlikwidowania trzech z czterech
strażników, po załatwionej sprawie ukazałem się ostatniemu.
- A-ale jak to..? K-kim
jesteś i czego tu szukasz..? – najwyraźniej moje zagranie i nagła śmierć
towarzyszy mojego przeciwnika, wywołała u niego taką reakcję, ze zaczął się
jąkać.
- Tylko spokojnie..
jestem tu aby was pokonać..!! – rzekłem wrogo nastawionym tonem głosu i z
szyderczym uśmieszkiem, co wywołało u wroga natychmiastową reakcję, po przez
wyciągnięcie katany, jaką miał za pasem uczepioną. Ja tym czasem bez pomocy
klonów, jak to mam w zwyczaju, postanowiłem sam się z nim rozprawić. Zaraz i ja
wyciągnąłem broń w postaci jednego kunia, po czym zacząłem biec w jego stronę z
zamiarem pozbawienia go życia. Gdy zbliżyłem się do przeciwnika na odpowiednią
odległość, zadałem cios, który został sparowany, a i zaraz został wyprowadzony
kontratak, który ledwo co aby mnie trafił. Odskoczywszy do tyłu na odległość
kilku metrów, gdy tylko spojrzałem na mojego przeciwnik, zaraz moje oczy
ponownie dostrzegły uniesioną katanę w górze.
- Giń..! – krzyknął napastnik
i zamachując się, popełnił jeden błąd. Mianowicie dał mi okazję do zadania
śmiertelnego ciosu. Miecz po przecięciu powietrza tuż obok mojej głowy, zaraz
upadł bezwładnie na ziemię, gdyż zadałem przeciwnikowi swój cios prosto w jego
brzuch. Momentalnie trysnęła z jego rany krew, prosto na mój policzek, co
szczerze powiem nie za bardzo mi odpowiada. Mężczyzna trzymając się oburącz za
brzuch, po chwili upadł na trawnik tuż obok mnie i tylko usłyszałem jak wydaje
z siebie ostatnie tchnienie życia. Wytarłszy policzek, jeszcze tylko
zaciągnąłem wszystkie cztery ciała w pobliskie krzaki, aby nikt ich nie widział
i zaraz podszedłem do zamkniętej bramy.
- A więc czterej z głowy… jeszcze czterdziestu sześciu… ech, bułka z
masłem – uśmiechnąłem się do siebie i pchnąłem wrota do środka, otwierając
je tym samym.
TO BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters
belong to Masashi Kishimoto
Hej,
OdpowiedzUsuńoch no jakaś zabawa będzie, ale tylko Naruto może powiedzieć, że zostało 46 to bułka z masłem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia