czwartek, 11 stycznia 2018

058. Strażnicy

Tak jak obiecałem, notka 3 razy dłuższa od poprzedniej…^^ - pozdrawiam i zapraszam na chwilę relaxu…



<<< Odcinek ukazał się 21 lipca 2008 roku >>>



>>> Skalna komnata <<<
Gdy Naruto rozprawił się z przeciwnikiem, momentalnie w skalnej komnacie zapanowała idealna cisza. Gdyby jednak chcieć się wsłuchać w tą ciszę, to można by jedynie usłyszeć jak ostatnie krople wody ściekają, po jeszcze mokrych kolumnach. Blondyn po silnym uderzeniu plecami o kolumnę, od razu stracił przytomność, co przeszkodziło Kyuubiemu w skontaktowaniu się z nim. Lis wielokrotnie próbując nawiązać kontakt ze swoim przyjacielem, w końcu dał sobie spokój z nawoływaniem jego imienia i począł oczekiwać, aż się ocknie. Gdzie nie gdzie w skalnej komnacie nadal pozostały ślady po powodzi, jaką zafundował Uzumakiemu tajemniczy przeciwnik, a gdzie podziały się te hektolitry wody, to chyba nikt nie wie. Po upłynięciu ok. 6 godzin od zakończenia fenomenalniej walki, Naruto wreszcie zaczął się budzić. Chłopak poruszywszy nogami, zaraz poczuł przeszywający ból, co zaowocowało natychmiastowa reakcją.
- Aaa.. moja noga.. – pierwsze co poczułem po przebudzeniu, to nie miłe pieczenie w okolicy kolana lewej nogi. Powoli otworzyłem oczy i zaraz mi się przypomniało, co takiego nie dawno się wydarzyło.
„Ho, ho, ho.. dawno już z nikim tak ostro nie walczyłem…” – pomyślałem, jednocześnie próbując podnieść się z ziemi. Gdy ruszyłem nogami ponownie poczułem ten ból, co zmusiło mnie do natychmiastowej zmiany pozycji z klęczącej na siedzącą. W tym momencie doznałem szoku. Spojrzawszy gdzie się znajduję, moim oczom ukazał się bardzo zadziwiający widok. Otóż, po dokładniejszym rozejrzeniu się stwierdzam, iż znalazłem się kilkanaście metrów od czegoś, co na pierwszy rzut oka wygląda jak ołtarz. Są tam trzy nie wielkie stopnie, a na ich szczycie stoi coś jak kamienny sarkofag. Po kilku minutach takiego gapienia się w tamtym kierunku, moją uwagę zaraz ponownie zwrócił przeszywający ból nogi. Spuściwszy wzrok zobaczyłem, iż praktycznie straciłem całą nogawkę, a moja noga od kolana po kostkę jest poraniona. Każdy, nawet najmniejszy ruch sprawia, iż z powstałych ran sączy się krew.
„Cholera.. mam nadzieję, że znajdę choć odrobinę bandaża..” – pomyślałem grzebiąc ręką w torbie wiszącej na moim biodrze. Niestety nie znalazłszy poszukiwanego przeze mnie materiału, po chwili zastanowienia, urwałem rękaw kurtki, która i tak się cała poszarpała pod czas walki. Po wykonaniu tego bardzo prowizorycznego opatrunku, powoli wstałem z zimnego kamienia i kulejąc powoli podszedłem do ołtarza. Z niemałym grymasem bólu na twarzy, wczołgałem się na trzeci schodek, by po chwili usiąść na jego brzegu, przodem do komnaty. Spuściwszy głowę nagle poczułem burczenie w brzuchu…
„Kuso..! Ale ta walka dała mi w kość.. Nie dość, że jestem brudny, zakrwawiony, zmęczony, ubranie mam poszarpane.. to jeszcze w dodatku jestem piekielnie głodny..!! Rany, wiele teraz bym dał za jedną miskę przepysznego ramen…” – na samą myśl o ramenie poleciała mi ślinka wielkiego smakosza tego dania. W net usłyszałem znajome brzęczenie metalu, lecz gdy podniosłem wzrok na komnatę, nic szczególnego nie dostrzegłem. Patrząc przed siebie, zaraz tak jakby coś mignęło w czarnej otchłani.
„Ech, czyżby mój umysł zaczął płatać mi figle z braku wody czy pożywienia..?” – zadałem sobie pytanie i z powrotem spuściwszy głowę, zignorowałem to co rzekomo zobaczyłem. Lecz po chwili do moich uszu doleciało wyraźne brzęczenie metalu, a w szczególności stukot obuwia o kamienną posadzkę. Gdy ponownie spojrzałem przed siebie, to tak jak za pierwszym razem nic a nic nie dostrzegłem, co powoli zaczyna mnie denerwować.
- Cholera… mój umysł znowu wariuje… – powiedziałem i przejechałem ręką po zakrwawionych włosach.
„Sakura-chan… gdybyś wiedziała jak ja czasem, strasznie za Tobą tęsknię, brakuje mi twojej obecności, radości, uśmiechu, dosłownie wszystkiego co jest z tobą z wiązane… choć minęło już trochę czasu, odkąd ostatnio rozmawialiśmy, czy się nawet widzieliśmy, to powoli zaczynam się głęboko zastanawiać, czy nadal na mnie tam czekasz.. czy nadal kochasz mnie tak samo mocno, jak wtedy za nim odszedłem z Jiraiyą-sensei na trening..?” – rozmarzywszy się odrobinę, po ostatniej dłuższej myśli, mina mi zrzedła. Po chwili poczułem znajomy zapach, zapach gotowanych warzyw i smażonego ryżu… dokładnie tak samo pachniało jedzenie, jakie zafundował nam Kakashi-sensei pod czas pierwszego naszego treningu. Jednak pomyślawszy iż to kolejny kaprys mojego zmęczonego umysłu w pierwszym momencie zignorowałem to, ale woń jedzenia nie tylko przybrała na sile, ale także stała się wyraźniejsza. W końcu mój głód wygrał z umysłem i ponownie podniosłem zmęczony wzrok do góry. To co ujrzałem jednocześnie poważnie mnie zaskoczyło, ale także wprawiło w spore zakłopotanie. Mianowicie, ujrzałem trzech żołnierzy ubranych w te wiśniowo-czerwone zbroje, dokładnie tak jak przeciwnik którego dane było mi pokonać. Wojownicy stojąc w odległości ok. metra ode mnie, nagle zmienili pozycję ze stojącej na klęczącą, a środkowy z nich wyciągnął do mnie swoje dłonie, po czym wszyscy jednocześnie opuścili głowy. Spojrzawszy na wyciągnięte w moim kierunku ramiona, dostrzegłem na dłoniach drewniane pudełeczko.
„Co do cholery..?! Nic z tego nie rozumiem..?!” – w ciąż się im przyglądając, zamarłem w bez ruchu, gdyż za bardzo nie wiem co zrobić.
- Naruto-sama, proszę… przyjmij ten skromny podarunek w postaci pożywienia, które jest ci teraz nie zbędne,  by odzyskać utracone siły… – nagle, za plecami żołnierzy, odezwał się głos, a po chwili z cienia wyszedł jeszcze jeden mężczyzna w takiej samej zbroi, tylko bez maski na twarzy i hełmu na głowie.
- D-dzi-dzięki… – wymamrotałem i powoli odebrałem podane mi pudełeczko. Gdy położyłem je na kolanach, żołnierz z wciąż spuszczonym wzrokiem na podłogę, cofnął ręce i całe swe ciało, równając się z pozostałymi dwoma żołnierzami, po czym wszyscy powoli wstali i nic nie mówiąc złożyli dłonie przed sobą w dobrze znajomy mi znak, by w chwilę potem zniknąć we mgle, która pojawiła się z nikąd. Gdy przeniosłem wzrok na czwartego żołnierza, ten tylko się do mnie nie znacznie uśmiechnął, po czym podszedł miarowym krokiem z założonymi rękami za sobą, a gdy był już na odpowiedniej odległości, zatrzymał się i nadal nic nie mówiąc, chyba począł czekać aż ja coś powiem więcej.
„Kyuubi… jesteś ze mną..?” – spytałem, choć i tak wiem że inaczej być nie może.
- Jestem, jestem… co to niby za pytanie..? – tego mogłem się po nim spodziewać.
„Żadne… po prostu nie wiem co mam zrobić… jak mam zareagować..? Z jednej strony jestem im wdzięczny że mnie częstują jedzeniem, które nie wiem skąd mają..? A po drugie, dlaczego tak mnie traktują..?
- Niby jak..?
„No tak, jak bym był ich przywódcą… chyba słyszałeś jak do mnie powiedział ten bez maski.. <Naruto-sama> ..i te całe ich pokłony i szacunek w głosie..?!” – moja rozmowa z lisim demonem chyba do niczego nie prowadzi, choć z drugiej strony może 9-ogoniasty coś mi doradzi.
- Hmm… też mnie to trochę dziwi… ale z drugiej strony to może mają oni coś wspólnego z gościem, którego pokonałeś..?
„Pokonaliśmy..!!” – poprawiłem Kyuubiego
- Dobra.. pokonaliśmy..! Już wiem..! Oni chyba czegoś tu strzegą i myślę, że jak się spytasz o to tego gościa bez maski, to ci udzieli odpowiedzi.
„Dobra… już nie pierwszy raz idę za twoją radą..” – uśmiechnąłem się w głębi duszy, poczym z powrotem podniosłem wzrok na wojownika. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, mężczyzna momentalnie się wyprostował, tak jakby ktoś kazał mu stać na baczność.
- P-przepraszam.. ale o co w tym wszystkim chodzi..? – spytałem drżącym z zimna głosem, a żołnierz tylko się lekko do mnie uśmiechnął.
- Naruto-sama… pozwól że ci wyjaśnię to i owo… – żołnierz ruszył się z miejsca, by zrobić 3 kroki na przód i za chwilę zajął miejsce obok mnie na kamiennych schodach – …a więc, nazywam się Jogensha, a walka która odbyłeś z jednym z naszych najlepszych wojowników, tak naprawdę była tylko sprawdzianem twoich umiejętności i siły jaką posiadasz… – mężczyzna nie dokończył myśli gdyż mu przerwałem.
- Zaraz… to jest was więcej..? – mój trzęsący się głos zaraz ustał i zamienił się w wielkie zdziwienie.
- …tak, dokładnie 20 tysięcy wojowników… – jego głos momentalnie spoważniał, a gdy echo jego słów rozniosło się po komnacie, nagle na wszystkich kolumnach rozbłysły pochodnie, których wcześniej nie dostrzegłem. W całym pomieszczeniu zrobiło się bardzo jasno, tak że doskonale, z miejsca w którym się znajduję, wszystko widzę.. całą komnatę.
- Co takiego… – krzyknąłem robiąc wielkie oczy – …czy ja dobrze usłyszałem..?!
- …tak Naruto-sama, widząc w jakim stylu pokonałeś naszego wojownika, po krótkiej naradzie uznaliśmy iż jesteś najlepszym kandydatem do objęcia władzy nad nami nad Ukrytą Armią, a ja tym samym stałem się twoim doradca w kierowaniu nią.
- Chwila, chwila, chwila…!! Jaka znowu Ukryta Armia..? O czym ty mówisz..? – moje zdziwienie zamieniło się miejscami z wielkim niedowierzaniem i chęcią śmiania się z żołnierza. Mężczyzna momentalnie zamilkł, co mnie trochę zaniepokoiło, po czym wstał i podszedł do kamiennego sarkofagu, znajdującego się na szczycie ołtarza. Skinieniem głowy, pokazał abym podszedł i odsunął wieko. Momentalnie moje oczy zostały porażone bardzo ostrym i jaskrawym światłem, lecz gdy się już przyzwyczaiłem, a dziwne światło zanikło, ujrzałem niby zwyczajną katanę, a obok niej leżący zwój z wiśniowo-czerwoną pieczęcią na nim odciśniętą.
- Co to takiego..? – spojrzałem na Jogenshe z niemałym pytaniem.
- …to broń, która będzie ci niezbędna aby zawiązać pakt krwi, pozwalający na przywoływanie Ukrytej Armii lub dowolnej liczby jej członków, a zwoj zawiera nie zbędne pieczecie potrzebne do poprawnego wykonania jutsu przywołania… – słuchając słów Jogenshego na jakiś czas kompletnie zapomniałem o bólu nogi i głodzie, a jedzenie jakie dostałem pewnie już wystygło. Odwróciwszy się tyłem do sarkofagu podszedłem do pudełka leżącego na kamiennych schodach i gdy się po niego schylałem, moja noga dała o sobie znać. Z przeraźliwym krzykiem upadłem na schody co zaowocowało głośnym spadnięciem z nich. Po niechlubnym upadku, robiąc dziwne, wykrzywione miny, złapałem się za kolano by choć na chwilę ulżyć swemu cierpieniu. Żołnierz widząc co się ze mną dzieje i jak wyglądam po walce, zaraz pomógł mi wstać, podając tym samym pudełko z jedzeniem. Również przy jego pomocy z powrotem usiałem na brzegu kamiennych schodów i nie czekając na nic więcej, szybko i bez opamiętania zabrałem się do konsumowania zawartości pudełka. Po kilku minutach, z pełnym żołądkiem, spojrzałem na wojownika i się lekko uśmiechnąłem co by oznaczało, że już mi lepiej.
- Jak się czujesz Naruto-sama..? – spytał po chwili milczenia.
- Znacznie lepiej, choć noga nie daje mi spokoju – odparłem z lekkim smutkiem i bólem, jednocześnie płynącym z obgadywanego miejsca.
„Kyuubi jak myślisz… czy powinienem zawiązać pakt krwi z tą Ukrytą Armią..?” – ponownie spytałem w myślach, mojego 9-ogoniastego przyjaciela.
- Wiesz Naruto… to dość trudne pytanie, gdyż ja za bardzo nie mam tu dużo do gadania… tak więc decyzję pozostawiam tobie.
„Dzięki.. bardzo mi pomogłeś..”.
- No czego się czepiasz… jaki ja mam wpływ na twoje decyzje..?
„Czasem bardzo znaczący… ale w tym przypadku zapewne jak zwykle masz racje… decyzja należy do mnie i chyba już ją podjąłem… zawiąże ten pakt, gdyż i tak nie wiele mam do stracenia, a być może poznam bardzo przydatne Jutsu Przywołania..” – odparłem w myślach dumny z podjętej decyzji.
- Dobra Jogensha… podejmę to wyzwanie i zawiążę ten pakt krwi z Ukrytą Armią – szeroko się uśmiechnąłem do stojącego obok żołnierza. Wstałem z zimnego kamienia i na powrót podszedłem do kamiennego sarkofagu, po czym chwyciłem katanę w jedną rękę, a zwoj w druga i odwróciłem się do nowo poznanego przyjaciela. Wojownik bez słowa pomógł mi założyć miecz na plecy, a pozwala na to szeroki, skórzany pas przyczepiony do pochwy broni. Takie mocowanie miecza, jest często bardzo wygodne jak i pożyteczne, gdyż ma się swobodę ruchów jak i wolne ręce. Gdy już się odpowiednio uzbroiłem, spojrzałem na żołnierza z pytanie w oczach „co dalej”. Jogensha z kolei wskazał swym wzrokiem na zwój, który dzierżę w drugiej dłoni. Chwyciwszy go oburącz, zaraz rozwinąłem a moim oczom ukazała się spora ilość pieczęci, które są nie zbędne przy wykonywaniu jutsu.
- O-hitsuji, Inu, Usagi, Saru, Tori, Hebi, Ousu-buta, Ryu, Uma, O-ushi, Nezumi, Tora – przeczytałem na głos, tak aby upewnić się co do kolejności ich wykonywania.
- Zgadza się Naruto-sama.. a teraz proszę, wyjmij miecz i podaj mi go… – zwinąwszy zwoj z powrotem, zaraz uczyniłem co mi polecono, a gdy podałem katanę, Jogensha zwrócił się do mnie – …teraz rozetnij palec wskazujący kunai’em i podpisz się imieniem i nazwiskiem na ostrzu miecza… – to polecenie zdało mi się odrobinę dziwne, gdyż taką czynność zwykle wykonuje się na zwoju.., no ale bez zbędnych pytań po chwili namysłu wykonałem wszystko dokładnie tak jak mi powiedziano.
„N a r u t o  U z u m a k i..” – powtórzyłem sobie w myślach, wykonując napis na klindze miecza. Gdy skończyłem.. na moich oczach, miecz nagle zaświecił się biało-szarym światłem, a gdy wszystko zgasło moje imię i nazwisko napisane krwią tak jakby wsiąkły w ostrze, gdyż nie pozostał po nich nawet najmniejszy ślad.
- I to wszystko..? – spytałem po chwili, jednocześnie odbierając katanę z rąk Jogensha. Ten tylko patrząc się dokładnie na wszystkie moje ruchy, powoli odsunął się na bok, co dało mi do zrozumienia iż czas na przywołanie. Rozwinąwszy ponownie zwój, aby jeszcze raz obejrzeć pieczęcie, u dołu dostrzegłem coś jak objaśnienie jak wykonać poprawnie jutsu. Po przeczytaniu poniższego tekstu, momentalnie wszystko stało się dla mnie jasne i przejrzyste, a poprawne wykonanie jutsu nie powinno być problemem. Stanąwszy w lekkim rozkroku, po uprzednim schowaniu zwoju do torby wiszącej na moim biodrze, na chwilę zamknąłem oczy by porozmawiać z Kyuubim…
„Lisie.. moje zapasy chakry nadal się nie zregenerowały do końca… tak więc czy pozwolisz mi skorzystać z twojej chakry..?” – spytałem w myślach.
- Naruto… oczywiście że tak, przecież dobrze wiesz że zawsze możesz liczyć na moją skromną pomoc.
„Arigato… tak tylko się upewniam..”.
- Nie potrzebnie.
Po tej, jakże bogatej, wymianie słów z 9-ogoniastym, nadal nie otwierając oczu złożyłem przed sobą palce, tak samo jak w przypadku Bunshin no Jutsu. Gdy demon podzielił się ze mną swoją chakrą, poczułem nagły przypływ potężnych sił, które momentalnie zawładnęły całym moim ciałem. Chakra Kyuubiego momentalnie zaczęła wylewać ze mnie na zewnątrz, a całe moje ciało spowiła jej duża część tworząc w koło mnie, pewnego rodzaju, nieprzepuszczalna barierę.
„Ten chłopak ma więcej tajemnic niż mogłem sobie wyobrazić… po tak morderczej walce ledwo może się utrzymać na nogach, a on nadal posiada tak ogromne pokłady chakry…? Coś nadzwyczajnego, to prawda… Naruto-sama jest idealnym kandydatem na stanowisko naszego dowódcy..” – pomyślał Jogensha, widząc co się dzieje z Uzumakim, a na jego twarzy narysował się wielki uśmiech, jak i lekkie zaskoczenie.
Po woli chakra demona zaczęła tracić na intensywności i z czasem poczęła zanikać, wsiąkając w moje ciało. Pod czas tego małego pokazu, iż nie jestem słabeuszem, wszystkie moje rany w mgnieniu oka się zagoiły, jak i poważna rana na nodze zanikła.
„Dobra.. w zwoju napisane było aby…” – szybkim ruchem prawej ręki, wyciągnąłem miecz z pochwy i tak jak tam napisano, wbiłem go w podłoże przed sobą. Jak się okazało, stal z jakiej go wykonano jest niezniszczalna, gdyż ostrze z wielka łatwością weszło w kamienną podłogę, przy jak najmniejszym użyciu mojej własnej siły. Wyciągnąwszy zwój z torby, złapałem go zębami, a sam począłem z wielką łatwością wykonywać wszystkie tam zapisane pieczęcie w odpowiedniej kolejności, oczywiście. Cały zabieg zajął mi może z 4 minuty, a gdy skończyłem, zaraz przykucnąłem i rozciąłem palec o ostrze miecza. Gdy szkarłatna ciecz zaczęła się sączyć, przystawiłem rękę do rękojeści katany, by w chwilę potem zaświeciło się jasne światło, a po całym mieczu aż do podłogi popłynęła mi nie znana moc, która w kontakcie z kamieniem utworzyła wokół mnie liczne pieczęcie.
- Kuchiyose Hitoshirezu Houmentai – krzyknąłem, a w chwilę potem dokładnie przede mną, cała komnata zasnuła się gęstą, jak mleko, mgłą. Widząc to ciekawe zjawisko, zaraz się wyprostowałem, a spojrzawszy na stojącego obok Jogenshe, ten mi tylko kiwną głową, abym się o nic nie martwił. Gdy ponownie spojrzałem na zamgloną komnatę, mgła powoli zaczął opadać, ukazując mi las włóczni, wznoszące się jak źdźbła trawy o poranku oraz setki jeśli nie tysiące postrzępionych flag. Gdy podniosłem rękę, aby wyjąć zwój z ust, momentalnie wszyscy żołnierze stanęli na baczność przodem do mnie, w równych rządkach, liczących po 100 osobników. Stojąc na szczycie ołtarza, dokładnie mogę sobie obejrzeć to zjawisko, choć jeśli chcieć by tu kogoś wytypować, to byłoby to bardzo trudne, gdyż cała 20 tysięczna armia jest dokładnie tak samo ubrana. Dosłownie wszyscy mają wiśniowo-czerwone zbroje, na twarzach maski o przerażającym wyglądzie i duże hełmy, jak na samurajów przystało i jeszcze te czerwone spojrzenia, co mnie przyprawiają o dreszcze.
„Cholera… ale się porobiło… przed chwilą zabiłem jednego, a teraz stoi przede mną jeszcze 20 tysięcy takich samych ludzi… brrr, szczerze powiem, że ich wygląd naprawdę napawa mnie lękiem..” – zaraz pomyślałem i na powrót schowałem katanę do pochwy uczepionej na plecach.
- Naruto-sama… czy wszystko w porządku – nagle pojawił się obok mnie Jogensha i zapytał bardzo przyjacielsko nastawionym głosem.
- T-tak… tylko, kim wy jesteście..? – moje pytanie chyba zaskoczyło wojownika, który nic mi nie odpowiedział. Zrobiwszy krok do tyłu zwrócił się przodem do armii.
- Naruto-sama pyta KIM JESTEŚMY…?! – Jogensha krzyknął to pytanie na całą komnatę, a na odpowiedź nie było trzeba długo czekać.
- JESTEŚMY WOJOWNIKAMI NARUTO UZUMAKIEGO.. W PEŁNI ODDANYMI NASZEMU PRZYWÓDCY.., ZROBIMY WSZYSTKO CO NAM KARZE, BEZ ZBEDNYCH PYTAŃ..!! – wszyscy odkrzyknęli chórem, a ich odpowiedź wielce mnie zaskoczyła. Echo ich słów jeszcze przez chwilę dudniło mi w uszach, gdy nagle poczułem się naprawdę wielki. Ja Naruto Uzumaki mam pod swoją władzą 20 tysięczną armię, która jest gotowa wykonać mój każdy rozkaz.
- J-Jogensha..? To co robimy..? – spytałem gdy dostrzegłem katem oka zaciekawienie wojownika.
- Przykro mi Naruto-sama, ale ta decyzja już nie leży w mojej mocy… za pozwoleniem, chciałbym udać się na odpoczynek.
- Dobrze… możesz odejść – a w chwilę po moich słowach, mój przyjaciel zniknął we mgle, która ponownie pojawiła się z nikąd. Spojrzawszy na żołnierzy, cierpliwie czekających na moje rozkazy.. po krótkim namyśle na chwilę zapomniałem gdzie jestem i szepnąłem…
- Możecie odejść..
- Haiii..!!! – zabrzmiało echo w skalnej komnacie i ponownie pojawiła się gęsta mgła, która zaraz gdzieś ukryła wszystkich żołnierzy.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





Wiem, że notka była strasznie nudna… proszę, nie bijcie mnie za to.. =.= !! Co ja poradzę że takie opisy się mnie trzymają..?! I jeszcze nie mam pewności co do pomysłu jaki wykorzystałem w tej notce… czy się wam podobał..?? – pozdrawiam i zapraszam do komentowania…

1 komentarz:

  1. Hej,
    och tak Naruto zaakceptował ten pakt z upierną armią, a Jongesha zdziwiony że jeszcze posiada imponująca moc...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń