Jak widać, przez ostatnie kilka dni mam dobrą
passę i dałem dwie nowe notki. No ale teraz chyba zakończy się wszystko na tym
odcinku i na następny będzie trzeba poczekać kolejne 2 tygodnie >.< - Tak
wiem, jest to dla was trudne do zniesienia, ale moja sesja jeszcze się nie
skończyła.
Pozdrawiam i zapraszam na 103 post mojego
opowiadania ^^.
<<<
Odcinek ukazał się 31 stycznia 2009 roku >>>
Gdy drzwi zatrzasnęły się za mną z charakterystycznym
jęknięciem lekko zardzewiałych zawiasów, po chwili odczekania poszedłem długim
korytarzem w kierunku schodów, prowadzących do baru i recepcji jednocześnie. Po
zejściu na dół, zaraz zająłem miejsce przy stoliku stojącym po lewej stronie od
schodów zamówiłem sobie coś do jedzenia. Kilka minut później otrzymałem miskę
jakiejś zupy. Trochę żałując że nie jest to ramen, nie ociągając sie zbytnio w
szybkim tempie ją pochłonąłem. Gdy odstawiłem miskę na bok, w tym momencie za
oknem gospody rozszalała się burza, a z walnięciem pioruna w drzwiach stanęło
dwóch mężczyzn w znajomych mi strojach. Na zewnątrz, silnie wiejący wiatr
poruszył ich czarnymi płaszczami i niewielkimi dzwonkami uczepionymi do
słomianych kapeluszy, zakrywających ich twarze. Gdy osobnicy ci zrobili
pierwszy krok w głąb pomieszczenia, nie ruszając się z miejsca jednocześnie
przygotowałem się na ewentualną walkę. Co mnie zaciekawiło, to że prawie za
każdym razem, jak jestem poza wioską, to napotykam na swojej drodze jakiegoś
członka Akatsuki. Ci dwaj, to chyba moi starzy znajomi, gdyż jeden z nich ma na
plechach uczepiony ogromny miecz owinięty bandażami. Drugi takim razie musi być
starszym bratem mojego przyjaciela Sasuke. Udając że wybieram kolejne danie z
karty, powstrzymałem się od ponownego spojrzenia na nich, gdyż mogłoby to się
skończyć złapaniem mnie w jakieś genjutsu. Mężczyźni w czarnych płaczach po
chwili podeszli do barmana, który… jak zauważyłem kątem oka …trzęsie się jak
osika. Nic dziwnego, kto w tych stronach nie bałby się tej dwójki? Chyba nikt.
Choć z drugiej strony pewnie znalazłoby się kilku śmiałków do stawienia im
oporu. Jednym z nich, na pewno byłbym ja, ale zważywszy na to, że w pokoju na
piętrze jest Miyoko, jakoś nie mam zamiaru równać tego budynku z ziemią.
Akatsuki, wciąż nie ukazując nikomu swoich twarzy i nie zdradzając powodów tej
niespodziewanej wizyty, po chwili podeszli do mojego stolika.
- Czy możemy się przysiąść?
Usłyszałem spokojny ton głosu jednego z braci Uchiha. Nic mu
nie odpowiedziawszy, jedynie nieznacznie spojrzałem w górę. Widząc na sobie
złociste spojrzenie Kisame, wyłaniające sie spod jego kapelusza… nie wiem
czemu, ale przeszedł mi podlecach dziwny dreszcz. Spojrzawszy zaraz na drugiego
z oprychów, ku mojemu zaskoczeniu nadal nie wyczułem działania żadnego
genjutsu. Mężczyźni po chwili stania w milczeniu, zaraz zajęli miejsca na ławce
po drugiej stronie niewielkiego stołu.
- Czego tu szukacie?!!
Syknąłem dając im wyraźnie do zrozumienia, że nie jestem
zadowolony z ich towarzystwa.
- Jeszcze tego nie wiesz! Ciebie oczywiście!
Usłyszałem w odpowiedzi. Słowa te wypowiedział missing-nin o
rekiniej skórze, który najwyraźniej rwie się do walki ze mną.
- Kisame siedź cicho! Nie przybyliśmy tu aby walczyć, tylko
aby porozmawiać.
Tym razem odezwał się Itachi. Szczerze powiem jego wypowiedź
wielce mnie zaskoczyła, bo niby o czym oni chcą zemną rozmawiać? To zupełnie
coś nowego. Czyżby ich szef zmienił swoje plany co do schwytania mnie, po przez
ostrą walkę na śmierć i życie? Nic z tego teraz nie rozumiem, lecz moja
czujność przez to nie osłabła. Wciąż gotowy na walkę z którymkolwiek z nich,
ponownie puściłem im groźne spojrzenia. Nie wiedząc żadnej reakcji na twarzy
Itachiego ponownie począłem zastanawiać się nad celem ich chęci „rozmowy” ze
mną.
- Naruto. Jak pewnie wiesz, celem naszej organizacji zawsze
było schwytanie wszystkich Jinchuriki i wyciagnięcie z nich demonów. W
posiadaniu naszej organizacji jest już siedem bijuu, tak wiec pozostałymi
Jinchuriki jesteście ty i Sabaku no Gaara.
- I co z tego?! – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
- To że Pein, gdy wysyłał nas na tą misję, wyraźnie dał nam do
zrozumienia, że mamy nie wracać bez choćby jednego z was. Tak wiec, gdy w czasie
zmierzania w stronę Suna-Gakure straciliśmy jednego z nas… – Mężczyzna przerwał
na chwilę, gdyż wyczytał zamyślenie z błękitnych oczu blondyna. – …tak Naruto,
to właśnie ty go wysłałeś na tamten świat i szczerze powiem, cieszy mnie to,
gdyż już nie mogłem znieść jego niesubordynacji. Widząc jak tego dokonałeś, od
razu pomyślałem sobie… że chyba czas na małe zmiany w naszej organizacji.
- Co masz na myśli?
Spytałem już nieco łagodniejszym tonem. Uchiha zaraz zamrugał,
po czym rzucił krótkie spojrzenie swojemu towarzyszowi.
- Kisame przyjacielu, czy mógłbyś zostawić nas na chwilę
samych?
- Dobrze. – Mężczyzna z gigantycznym mieczem na plechach po
chwili wstał ze swojego miejsca i podszedł spokojnie do baru, gdzie zobaczyłem
ze barman drżąca ręką podał mu coś do picia. Gdy ponownie spojrzałem na swojego
niecodziennego rozmówcę, momentalnie dostrzegłem na jego twarzy chytry
uśmieszek. Szczerze przyznam, że wielce mnie to zaskoczyło gdyż jeszcze nigdy
nie widziałem u tego gościa, takiego wyrazu twarzy.
- Naruto, skoro zostaliśmy już sami, to chyba mogę ci
powiedzieć o co mi chodzi.
- Dawaj.
- Mam zamiar odejść z Akatsuki. Widzisz, już dawno się nad tym
zastanawiałem i dopiero gdy zobaczyłem w jaki sposób pokonałeś Deidarę, to się
wreszcie zdecydowałem.
Jego słowa kompletnie mnie zaskoczyły. Niby po co on miałby to
robić? Może to jakiś podstęp albo coś innego? Nie wiem, naprawdę nie wiem jak
mam się zachować. Czy go wyśmiać czy może wybadać o co tak naprawdę może mu
chodzić.
- Dlaczego mi to mówisz? Co ja mam z tym wspólnego?
- Ponieważ jesteś jedyną osobą, której mógłbym zaufać… a poza
tym, jest jeszcze coś.
- Co takiego?
- Widzisz, gdy mordowałem członków swojego klanu, to nie byłem
sobą. – Mężczyzna wyraźnie sposępniał. Jego głos przycichł jeszcze bardziej, a
po policzku spłynęła mu samotna łza, co bez trudu dostrzegłem.
- Nie rozumiem.
- Tak, prawda jest bardzo przygnębiająca. Gdy dokonywałem tego
niewybaczalnego czynu, to byłem pod wpływem, wtedy jeszcze nieznanej mi
techniki manipulacji, o czym dowiedziałem się dopiero przed rokiem. Wtedy właśnie
genjutsu to chyba przestało działać, bo nagle chwilowo straciłem przytomność.
Gdy się ocknąłem, następnego dnia wieczorem Kisame w zwykłej rozmowie, pod
wpływem znaczącej ilości sake, wyjawił mi całą prawdę o mnie. A zostałem
zmanipulowany przez Peina, przywódcę naszej organizacji. – Gdy brunet skończył,
momentalnie zapadła między nami grobowa cisza. Jedynie w głębi pomieszczenia
słychać nieznaczny gwar kilku innych klientów, którzy chyba teraz rozmawiają
ciszej, bo są tu członkowie tej okropnej organizacji Akatsuki.
- So ka. A wiec mam rozumieć, że jest ci przykro z powodu tego
co zrobiłeś wbrew swojej woli??
- Dokładnie i teraz chcę to wszystko naprawić.
- Dobra… świetnie. Tylko czemu nie pójdziesz z tym do naszej
Hokage, tylko ze mną o tym rozmawiasz??
- Bo nie wiem komu mogę tam ufać.
- To zupełnie jak ja. – Odparłem z kroplą łzy w oku. Mój
rozmówca momentalnie zamilkł, po czym puścił mi zdziwione spojrzenie. Patrząc
na rozłożone przede mną menu jedynie powróciłem myślami do dnia, gdy
dowiedziałem się o zamiarach usunięcia mnie z wioski. Niby to zadanie na które
wysłała mnie Tsunade miało mnie zabić… ale tak się nie stało i teraz mimo, iż
nie znam zdania moich przyjaciół o mnie, wracam do domu z nowym, potencjalnym
mieszkańcem naszej wioski.
- Naruto?
- Widzisz Itachi, nim wyruszyłem na swoją pierwszą misję rangi
„S+”, z której teraz wracam, to… – I opowiedziałem mu wszystko to, co się
wydarzyło pod czas mojej feralnej walki z Lee. To jak pod wpływem działania
chakry demona we mnie zapieczętowane zrównałem z ziemią połowę wioski i jak
zraniłem Sakurę, która potem chyba się ode mnie odwróciła. Właśnie, jestem
bardzo ciekaw co teraz porabia Sakura-chan? Czy nadal mam u niej jakiekolwiek
szanse? Czy może nasze wzajemne uczucie, to już głęboka przeszłość? Nie wiem,
ale jedno jest pewne… gdy wrócę, mimo iż mnie tam nie chcą, to uczynię wszelkie
starania aby nigdy więcej coś takiego się tam nie wydarzyło.
*
* *
Tym czasem, w tą okropna wieczorną pogodę, jaka ogarnęła cały
kraj Trawy i Herbaty, w tym drugim z drzewa na drzewo skaczą członkowie
oddziału pościgowego.
- Cholera! Jestem cały przemoczony! – Krzyknął Shikamaru
poważnie zirytowany siarczystym deszczem.
- Nie ty jeden. – Odparła mu Ino, po czym powróciła do swojej
zadumy nad dziwnym listem.
„…kim jest ten przyjaciel?
Dlaczego tak stwierdził? Czy on aż tak dobrze nas zna, a my go wcale?” –
Dziewczyna zadając sobie tych kilka pytań, na sama myśl o słowach zapisanych w
liście, poczęła nieznacznie rumienić się.
- Shikamaru, ty jesteś mokry a mi zamokły wszystkie chrupki. –
Dodał Choji wyraźnie smutny z tego powodu, co u jego przyjaciół wywołało nie
lada śmiech.
Jedynie ich sensei nic nie powiedział. Jounin kompletnie nie
zważając na ulewny deszcz, równo sunie przed siebie jak jakiś taran i nawet co
jakiś czas przyśpiesza kroku. Trojka przyjaciół nie za bardzo wiedząc co może
gnębić ich mentora, stara się jak najlepiej dotrzymywać mu kroku, choć czasem
bywa to dla nich bardzo trudne. W końcu po 3 godzinach takiego ciągłego
skakania, Sarutobi zeskoczył na ziemię i dalej pobiegł w las, znikając na
chwilę wszystkim z oczu.
- Asuma-sensei! Zaczekaj na nas!! – Krzyknęła Yamanaka
wykonując podobny manewr, a w ślad za nią podążyli jej towarzysze. Shikamaru i
Choji goniąc Ino, poczęli co jakiś czas spoglądać na siebie zupełnie jakby
chcieli coś uzgodnić, gdy nagle blondynka biegnąca przed nimi, gwałtownie się
zatrzymała. Dzięki temu, że ściółka w lesie zamieniał się w jedno wielkie
błocko, shinobi nie zdołali wyhamować i z pełnym impetem wpadli na kunoichi.
- Ej! Złaście ze mnie! – Krzyknęła dziewczyna.
- Dobrze, już dobrze… rany ale to zadanie jest upierdliwe. –
Skomentował Nara.
- Shikamaru, Ino… patrzcie.
Powiedział Akimichi, po czym wskazał ręką przed siebie. Troje
przyjaciół patrzyło teraz na swojego mentora, która stojąc przez chwilę w
kompletnym osłupieniu zaraz bez słowa wyjaśnienia padł na kolana. W tym
momencie Ino szybko zerwała się na równe nogi i nie bacząc na gigantyczne
kałuże, podbiegła do mężczyzny. Nim zdołała go dotknąć i spytać czy wszystko w
porządku, kątem oka dostrzegła widok zrujnowanej polany z gruzami jakiegoś
zamku i dwoma tysiącami zmasakrowanych ciał bez głów, tonących w setkach litrów
krwi. Po chwili podbiegli do niej pozostali członkowie teamu 10.
- Czy to jest to, o czym myślę? – Spytał Nara.
- A o czym myślisz Shikamaru? – Odparł Choji pytaniem na
pytanie.
NEXT
COMING SOON…
~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story
by Wielki
„Naruto”
and its characters belong to Masashi Kishimoto
I tym akcentem chciałbym zakończyć ten
odcinek, którego dalszy ciąg poznamy w następnej notce ^^ za dwa tygodnie.
Pozdrawiam i zapraszam do komentowania…
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, o cudownie Itachi chce odejść z Akatsuki cały czas był pod wpływem techniki kontroli... och Asuma jaki przerażony jak zobaczył te ruiny i ciała...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia