piątek, 19 stycznia 2018

103. Wyznanie Itachiego

Jak widać, przez ostatnie kilka dni mam dobrą passę i dałem dwie nowe notki. No ale teraz chyba zakończy się wszystko na tym odcinku i na następny będzie trzeba poczekać kolejne 2 tygodnie >.< - Tak wiem, jest to dla was trudne do zniesienia, ale moja sesja jeszcze się nie skończyła.
Pozdrawiam i zapraszam na 103 post mojego opowiadania ^^.



<<< Odcinek ukazał się 31 stycznia 2009 roku >>>



Gdy drzwi zatrzasnęły się za mną z charakterystycznym jęknięciem lekko zardzewiałych zawiasów, po chwili odczekania poszedłem długim korytarzem w kierunku schodów, prowadzących do baru i recepcji jednocześnie. Po zejściu na dół, zaraz zająłem miejsce przy stoliku stojącym po lewej stronie od schodów zamówiłem sobie coś do jedzenia. Kilka minut później otrzymałem miskę jakiejś zupy. Trochę żałując że nie jest to ramen, nie ociągając sie zbytnio w szybkim tempie ją pochłonąłem. Gdy odstawiłem miskę na bok, w tym momencie za oknem gospody rozszalała się burza, a z walnięciem pioruna w drzwiach stanęło dwóch mężczyzn w znajomych mi strojach. Na zewnątrz, silnie wiejący wiatr poruszył ich czarnymi płaszczami i niewielkimi dzwonkami uczepionymi do słomianych kapeluszy, zakrywających ich twarze. Gdy osobnicy ci zrobili pierwszy krok w głąb pomieszczenia, nie ruszając się z miejsca jednocześnie przygotowałem się na ewentualną walkę. Co mnie zaciekawiło, to że prawie za każdym razem, jak jestem poza wioską, to napotykam na swojej drodze jakiegoś członka Akatsuki. Ci dwaj, to chyba moi starzy znajomi, gdyż jeden z nich ma na plechach uczepiony ogromny miecz owinięty bandażami. Drugi takim razie musi być starszym bratem mojego przyjaciela Sasuke. Udając że wybieram kolejne danie z karty, powstrzymałem się od ponownego spojrzenia na nich, gdyż mogłoby to się skończyć złapaniem mnie w jakieś genjutsu. Mężczyźni w czarnych płaczach po chwili podeszli do barmana, który… jak zauważyłem kątem oka …trzęsie się jak osika. Nic dziwnego, kto w tych stronach nie bałby się tej dwójki? Chyba nikt. Choć z drugiej strony pewnie znalazłoby się kilku śmiałków do stawienia im oporu. Jednym z nich, na pewno byłbym ja, ale zważywszy na to, że w pokoju na piętrze jest Miyoko, jakoś nie mam zamiaru równać tego budynku z ziemią. Akatsuki, wciąż nie ukazując nikomu swoich twarzy i nie zdradzając powodów tej niespodziewanej wizyty, po chwili podeszli do mojego stolika.
- Czy możemy się przysiąść?
Usłyszałem spokojny ton głosu jednego z braci Uchiha. Nic mu nie odpowiedziawszy, jedynie nieznacznie spojrzałem w górę. Widząc na sobie złociste spojrzenie Kisame, wyłaniające sie spod jego kapelusza… nie wiem czemu, ale przeszedł mi podlecach dziwny dreszcz. Spojrzawszy zaraz na drugiego z oprychów, ku mojemu zaskoczeniu nadal nie wyczułem działania żadnego genjutsu. Mężczyźni po chwili stania w milczeniu, zaraz zajęli miejsca na ławce po drugiej stronie niewielkiego stołu.
- Czego tu szukacie?!!
Syknąłem dając im wyraźnie do zrozumienia, że nie jestem zadowolony z ich towarzystwa.
- Jeszcze tego nie wiesz! Ciebie oczywiście!
Usłyszałem w odpowiedzi. Słowa te wypowiedział missing-nin o rekiniej skórze, który najwyraźniej rwie się do walki ze mną.
- Kisame siedź cicho! Nie przybyliśmy tu aby walczyć, tylko aby porozmawiać.
Tym razem odezwał się Itachi. Szczerze powiem jego wypowiedź wielce mnie zaskoczyła, bo niby o czym oni chcą zemną rozmawiać? To zupełnie coś nowego. Czyżby ich szef zmienił swoje plany co do schwytania mnie, po przez ostrą walkę na śmierć i życie? Nic z tego teraz nie rozumiem, lecz moja czujność przez to nie osłabła. Wciąż gotowy na walkę z którymkolwiek z nich, ponownie puściłem im groźne spojrzenia. Nie wiedząc żadnej reakcji na twarzy Itachiego ponownie począłem zastanawiać się nad celem ich chęci „rozmowy” ze mną.
- Naruto. Jak pewnie wiesz, celem naszej organizacji zawsze było schwytanie wszystkich Jinchuriki i wyciagnięcie z nich demonów. W posiadaniu naszej organizacji jest już siedem bijuu, tak wiec pozostałymi Jinchuriki jesteście ty i Sabaku no Gaara.
- I co z tego?! – Wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
- To że Pein, gdy wysyłał nas na tą misję, wyraźnie dał nam do zrozumienia, że mamy nie wracać bez choćby jednego z was. Tak wiec, gdy w czasie zmierzania w stronę Suna-Gakure straciliśmy jednego z nas… – Mężczyzna przerwał na chwilę, gdyż wyczytał zamyślenie z błękitnych oczu blondyna. – …tak Naruto, to właśnie ty go wysłałeś na tamten świat i szczerze powiem, cieszy mnie to, gdyż już nie mogłem znieść jego niesubordynacji. Widząc jak tego dokonałeś, od razu pomyślałem sobie… że chyba czas na małe zmiany w naszej organizacji.
- Co masz na myśli?
Spytałem już nieco łagodniejszym tonem. Uchiha zaraz zamrugał, po czym rzucił krótkie spojrzenie swojemu towarzyszowi.
- Kisame przyjacielu, czy mógłbyś zostawić nas na chwilę samych?
- Dobrze. – Mężczyzna z gigantycznym mieczem na plechach po chwili wstał ze swojego miejsca i podszedł spokojnie do baru, gdzie zobaczyłem ze barman drżąca ręką podał mu coś do picia. Gdy ponownie spojrzałem na swojego niecodziennego rozmówcę, momentalnie dostrzegłem na jego twarzy chytry uśmieszek. Szczerze przyznam, że wielce mnie to zaskoczyło gdyż jeszcze nigdy nie widziałem u tego gościa, takiego wyrazu twarzy.
- Naruto, skoro zostaliśmy już sami, to chyba mogę ci powiedzieć o co mi chodzi.
- Dawaj.
- Mam zamiar odejść z Akatsuki. Widzisz, już dawno się nad tym zastanawiałem i dopiero gdy zobaczyłem w jaki sposób pokonałeś Deidarę, to się wreszcie zdecydowałem.
Jego słowa kompletnie mnie zaskoczyły. Niby po co on miałby to robić? Może to jakiś podstęp albo coś innego? Nie wiem, naprawdę nie wiem jak mam się zachować. Czy go wyśmiać czy może wybadać o co tak naprawdę może mu chodzić.
- Dlaczego mi to mówisz? Co ja mam z tym wspólnego?
- Ponieważ jesteś jedyną osobą, której mógłbym zaufać… a poza tym, jest jeszcze coś.
- Co takiego?
- Widzisz, gdy mordowałem członków swojego klanu, to nie byłem sobą. – Mężczyzna wyraźnie sposępniał. Jego głos przycichł jeszcze bardziej, a po policzku spłynęła mu samotna łza, co bez trudu dostrzegłem.
- Nie rozumiem.
- Tak, prawda jest bardzo przygnębiająca. Gdy dokonywałem tego niewybaczalnego czynu, to byłem pod wpływem, wtedy jeszcze nieznanej mi techniki manipulacji, o czym dowiedziałem się dopiero przed rokiem. Wtedy właśnie genjutsu to chyba przestało działać, bo nagle chwilowo straciłem przytomność. Gdy się ocknąłem, następnego dnia wieczorem Kisame w zwykłej rozmowie, pod wpływem znaczącej ilości sake, wyjawił mi całą prawdę o mnie. A zostałem zmanipulowany przez Peina, przywódcę naszej organizacji. – Gdy brunet skończył, momentalnie zapadła między nami grobowa cisza. Jedynie w głębi pomieszczenia słychać nieznaczny gwar kilku innych klientów, którzy chyba teraz rozmawiają ciszej, bo są tu członkowie tej okropnej organizacji Akatsuki.
- So ka. A wiec mam rozumieć, że jest ci przykro z powodu tego co zrobiłeś wbrew swojej woli??
- Dokładnie i teraz chcę to wszystko naprawić.
- Dobra… świetnie. Tylko czemu nie pójdziesz z tym do naszej Hokage, tylko ze mną o tym rozmawiasz??
- Bo nie wiem komu mogę tam ufać.
- To zupełnie jak ja. – Odparłem z kroplą łzy w oku. Mój rozmówca momentalnie zamilkł, po czym puścił mi zdziwione spojrzenie. Patrząc na rozłożone przede mną menu jedynie powróciłem myślami do dnia, gdy dowiedziałem się o zamiarach usunięcia mnie z wioski. Niby to zadanie na które wysłała mnie Tsunade miało mnie zabić… ale tak się nie stało i teraz mimo, iż nie znam zdania moich przyjaciół o mnie, wracam do domu z nowym, potencjalnym mieszkańcem naszej wioski.
- Naruto?
- Widzisz Itachi, nim wyruszyłem na swoją pierwszą misję rangi „S+”, z której teraz wracam, to… – I opowiedziałem mu wszystko to, co się wydarzyło pod czas mojej feralnej walki z Lee. To jak pod wpływem działania chakry demona we mnie zapieczętowane zrównałem z ziemią połowę wioski i jak zraniłem Sakurę, która potem chyba się ode mnie odwróciła. Właśnie, jestem bardzo ciekaw co teraz porabia Sakura-chan? Czy nadal mam u niej jakiekolwiek szanse? Czy może nasze wzajemne uczucie, to już głęboka przeszłość? Nie wiem, ale jedno jest pewne… gdy wrócę, mimo iż mnie tam nie chcą, to uczynię wszelkie starania aby nigdy więcej coś takiego się tam nie wydarzyło.
* * *
Tym czasem, w tą okropna wieczorną pogodę, jaka ogarnęła cały kraj Trawy i Herbaty, w tym drugim z drzewa na drzewo skaczą członkowie oddziału pościgowego.
- Cholera! Jestem cały przemoczony! – Krzyknął Shikamaru poważnie zirytowany siarczystym deszczem.
- Nie ty jeden. – Odparła mu Ino, po czym powróciła do swojej zadumy nad dziwnym listem.
„…kim jest ten przyjaciel? Dlaczego tak stwierdził? Czy on aż tak dobrze nas zna, a my go wcale?” – Dziewczyna zadając sobie tych kilka pytań, na sama myśl o słowach zapisanych w liście, poczęła nieznacznie rumienić się.
- Shikamaru, ty jesteś mokry a mi zamokły wszystkie chrupki. – Dodał Choji wyraźnie smutny z tego powodu, co u jego przyjaciół wywołało nie lada śmiech.
Jedynie ich sensei nic nie powiedział. Jounin kompletnie nie zważając na ulewny deszcz, równo sunie przed siebie jak jakiś taran i nawet co jakiś czas przyśpiesza kroku. Trojka przyjaciół nie za bardzo wiedząc co może gnębić ich mentora, stara się jak najlepiej dotrzymywać mu kroku, choć czasem bywa to dla nich bardzo trudne. W końcu po 3 godzinach takiego ciągłego skakania, Sarutobi zeskoczył na ziemię i dalej pobiegł w las, znikając na chwilę wszystkim z oczu.
- Asuma-sensei! Zaczekaj na nas!! – Krzyknęła Yamanaka wykonując podobny manewr, a w ślad za nią podążyli jej towarzysze. Shikamaru i Choji goniąc Ino, poczęli co jakiś czas spoglądać na siebie zupełnie jakby chcieli coś uzgodnić, gdy nagle blondynka biegnąca przed nimi, gwałtownie się zatrzymała. Dzięki temu, że ściółka w lesie zamieniał się w jedno wielkie błocko, shinobi nie zdołali wyhamować i z pełnym impetem wpadli na kunoichi.
- Ej! Złaście ze mnie! – Krzyknęła dziewczyna.
- Dobrze, już dobrze… rany ale to zadanie jest upierdliwe. – Skomentował Nara.
- Shikamaru, Ino… patrzcie.
Powiedział Akimichi, po czym wskazał ręką przed siebie. Troje przyjaciół patrzyło teraz na swojego mentora, która stojąc przez chwilę w kompletnym osłupieniu zaraz bez słowa wyjaśnienia padł na kolana. W tym momencie Ino szybko zerwała się na równe nogi i nie bacząc na gigantyczne kałuże, podbiegła do mężczyzny. Nim zdołała go dotknąć i spytać czy wszystko w porządku, kątem oka dostrzegła widok zrujnowanej polany z gruzami jakiegoś zamku i dwoma tysiącami zmasakrowanych ciał bez głów, tonących w setkach litrów krwi. Po chwili podbiegli do niej pozostali członkowie teamu 10.
- Czy to jest to, o czym myślę? – Spytał Nara.
- A o czym myślisz Shikamaru? – Odparł Choji pytaniem na pytanie.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





I tym akcentem chciałbym zakończyć ten odcinek, którego dalszy ciąg poznamy w następnej notce ^^ za dwa tygodnie. Pozdrawiam i zapraszam do komentowania…

1 komentarz:

  1. Hejka,
    wspaniały rozdział, o cudownie Itachi chce odejść z Akatsuki cały czas był pod wpływem techniki kontroli... och Asuma jaki przerażony jak zobaczył te ruiny i ciała...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń