piątek, 19 stycznia 2018

101. Więzień Czarnej Fortecy

A więc post 101! Nie sądziłem, że kiedykolwiek dojdę z moim opowiadaniem do takiej ilości odcinków ^^.



<<< Odcinek ukazał się 28 stycznia 2009 roku >>>



Błękitnooki spojrzawszy przed siebie, tam gdzie jeszcze przed chwilą stała wroga armia, po chwili poczuł na swoich włosach, dość silny powiew wiatru. Podmuch ten zaraz rozwiał gęste tumany mgły, ukazując wszystkim oczom… wpierw skrawki wiśniowych zbroi, potem przerażające maski z czerwonymi ślepiami, aż w końcu powiewające, postrzępione flagi i las niezliczonych włóczni, długich na 4 metry. Gdy chłopak się do nich odwrócił i po chwili otworzył usta, aby coś powiedzieć, nagle runęły pozostałe mury i ściany, nie zburzonej jeszcze części Czarnej Fortecy.
- Naruto-sama, wzywałeś nas. – Na przód wielotysięcznego szeregu Upiornych żołnierzy, wyszedł Jogensha, jedyny wojownik trzymający hełm i maskę pod pachą, a mający normalne, czarne oczy.
- Tak. Mam dla was robotę.
- HAI!!! – Zagrzmiał chóralny odzew wszystkich żołnierzy, którzy jak na komendę spojrzeli na blondyna, teraz odwróconego do nich przodem. Uzumaki rozejrzawszy się dokładnie po wszystkich czerwonych ślepiach w niego wpatrzonych, zaraz podniósł lewe ramię do góry i wskazał palcem na wrogą armię, oddaloną od niego o 500 metrów.
- Przynieście mi ICH głowy! – Powiedział stanowczym i przerażająco poważnym tonem głosu, jednocześnie zaciskając dłoń w pięść.
- Tak jest Naruto-sama!! – Jogensha schylił głowę nisko, po czym założywszy hełm na głowę, zwrócił się przodem do reszty Upiornych. – A ja tym czasem przejdę się zbadać te ruiny.
Naruto dodał po chwili z lekką niechęcią i powolnym krokiem skierował się ku zawalonej, pozostałej części Czarnej Fortecy. Minąwszy dwa naprawdę głębokie kratery, ostrożnie wszedł między ogromne bloki czarnego kamienia, z którego zbudowany był ów budynek. Idąc kawałek przed siebie, błękitnooki zobaczył po przygniatane ciała ludzi, mnóstwo krwi i fragmentów poszarpanych ubrań.
„Kurcze… i jak ja mam tu znaleźć tego Goto?” – Pomyślał blondyn.
Jounina rozejrzawszy się jeszcze przez chwilę po gruzowisku, w końcu dostrzegł nie do końca zawalone ściany i fragment dachu. Udawszy się w tamtym kierunku, mijając i przeskakując po drodze, powalone kolumny wcześniej podpierające sklepienie, w końcu doszedł do ściany z wielkimi, drewnianymi drzwiami. Wrota trzymane przez masywne okucia i zawiasy, lekko zaskrzypiały pod naporem dłoni blondyna wchodzącego do niezawalonego pomieszczenia. Ku jego zaskoczeniu, nikogo tam nie spotkał. Co się rzuca w oczy to liczne obrazy wiszące na kamiennych ścianach, wciąż palące się pochodnie w krużgankach i sterty papierów porozrzucanych w koło masywnego, drewnianego biurka. Naruto podnosząc jedną z kartek, zaraz przeczytawszy to, co na niej zapisano, stwierdził, że są to nic niewarte informacje, śmieci. Obejrzawszy całe biurko do koła i przeszukaniu wszystkich szuflad, blondyn w końcu znalazł teczkę z nic nie mówiącym napisem. Otworzywszy ją, w środku znalazł kartę z danymi jakiejś dziewczynki.
Spojrzawszy na zdjęcie… zobaczyłem, że ma ona blond włosy i granatowe oczy. Po chwili zastanowienia, postanowiłem zabrać to zdjęcie ze sobą. Schowawszy je do kieszeni z tyłu spodni, z ręką wciąż gotową do ewentualnego wyciągnięcia miecza, aby odeprzeć niespodziewany atak, jeszcze rozejrzałem się po nie wielkim pomieszczeniu… po czym w milczeniu i z grobową miną, je opuściłem. Po wyjściu na zewnątrz i wyjściu odrobinę po za teren gruzowiska, zaraz dostrzegłem moją armię z powrotem stojąca w miejscu z którego wydałem im rozkazy. Gdy się do nich zbliżyłem, tylko jedna rzecz mnie zaciekawiła, a mianowicie… 10 stalowych skrzyń, stojących tuż przed pierwszym szeregiem żołnierzy.
- I co?! – Spytałem robiąc poważną minę.
- Naruto-sama! Melduję, że zadanie zostało wykonane!
- Dobrze. A te skrzynie? To co to takiego?!
- Głowy wrogiej armii, które kazałeś przynieść. – Odparł Jogensha, zapewne zgodnie z prawdą.
- G-głowy???? – Spytałem zdziwiony, a gdy podniosłem wieko jednej ze skrzyń, momentalnie zrobiło mi się słabo. – Ekhm, dobra… zabierzcie je ze sobą, a jak wrócę do wioski, to was z nimi wezwę.
- Tak jest, Naruto-sama!!
Mężczyźni po chwili ukłoniwszy mi się nisko, wzięli te 10 skrzyń i zniknęli w przypływie gęstej mgły. Gdy zostałem sam ze sobą, jeszcze przez chwilę po zastanawiałem się, po co to ja kazałem im zebrać te martwe głowy… lecz po chwili dałem sobie już z tym spokój i spojrzawszy na ciało niebieskie pozbawione choćby jednej chmurki, ponownie spuściłem wzrok na wszechogarniające gruzowisko. Nagle moją uwagę przykuł, błysk ledwo widzialnego światła wydobywającego się z pod jednej ze stert kamieni i głazów. Zwróciwszy się w tamtą stronę, powoli podszedłem do zawaliska i niezbyt zgrabnymi ruchami rąk, odsunąłem kilka większych głazów. Momentalnie, moim oczom ukazała się drewniana pokrywa, złożona z nierównych desek, nie dokładnie zakrywających… zapewne wejście do lochów fortecy. Uporawszy się z potężną kłódką, wiszącą na zamku, po chwili otworzyłem wejście i momentalnie do moich nozdrzy doleciał smród zgnilizny i rozkładających się ludzkich ciał. Mimo potwornego odoru, coś mi powiedziało aby tam zejść i zbadać co to za zwłoki tak cuchną. Schodząc po kamiennych schodach, zauważyłem, że siany, choć wykonane z kamienia, to ciągle obciekają wodą oraz że porastają je najróżniejsze mchy i grzyby, wiec zaraz wywnioskowałem, że to pewnie stąd ten smród zgnilizny. Zagłębiwszy się tam jeszcze bardziej, kierowany krętymi schodami w stronę niewyraźnego światła na ich końcu, po chwili doszedłem do jakiegoś nieco większego korytarza. Wyciągnąwszy katanę i chwyciwszy ją oburącz począłem powoli iść przed siebie. Mijając po lewej i po prawej stronie różne cele, w niektórych z nich dostrzegłem źródło odoru padliny. Biało-żółte kości wystające ponad nie do końca rozłożone jeszcze tkanki skóry i mięśni, idealnie je widać w bladym świetle pochodni wiszących na ścianach pomiędzy celami. Co się rzuca w oczy, to strzępy ubrania zakrywające to wszystko, wyglądające bardzo znajomo.
„Zaraz, już gdzieś widziałem ten wzór.” – Pomyślałem widząc zielony rękaw z czerwonym paskiem, przysłaniający kość przedramienia. Wyciągnąwszy po chwili zdjęcie człowieka, przez którego się tu znalazłem, dostrzegłem identyczny wzór na jego ubraniu. – „No, no… chyba właśnie moje zadanie zostało wykonane. Cóż, widzę że ten Hideo Goto miał wrogów wśród swych popleczników.” – Zaśmiałem się szyderczo w myślach i gdyby nie materiałowa maska, zakrywająca połowę mojej twarzy z nosem włącznie, długo nie wytrzymałbym takiego smrodu. Powstrzymując się od zwymiotowania poszedłem dalej i na końcu korytarza, w ostatniej celi po lewej stronie… za zamkniętymi drzwi, spojrzawszy przez nie wielki otwór w ich górnej części, zobaczyłem ciało małej dziewczynki o blond włosach. Nie widzę jej twarzy, ale przyjrzawszy się jej gabarytom, po chwili namysłu stwierdziłem, że została poważnie pobita… i na dodatek, jest jeszcze koszmarnie chuda. A jej drobne ciało przykrywa jedynie brudna i postrzępiona koszulka nocna, kompletnie przemoczona od panującej tu wilgoci.
- P-pomocy…
Nagle usłyszałem niewyraźny dziecięcy głos, roznoszący się po tej podziemnej części Czarnej Fortecy. Przekonawszy się, że nie ma tu nikogo żywego po za tym dzieckiem, zaraz schowałem miecz na swoje miejsce, dosłownie na chwilę odwracając wzrok od blondynki leżącej w dziwnej, lekko pokracznej pozycji na gołym kamieniu. Gdy na powrót spojrzałem przez niewielki otwór w górnej części drewnianych drzwi, momentalnie dostrzegłem granatowe oczy wpatrzone właśnie we mnie. Zamarłszy w jednej pozycji, tak aby móc usłyszeć nawet najcichszy szelest, począłem czekać… sam nie wiem na co. Gdy dziewczynka się nie odezwała, po chwili wpatrywania się prosto w jej oczy, zaraz sobie przypomniałem o zdjęciu widniejącym w mojej kieszeni. Wyciągnąwszy je, od razu ją rozpoznałem. Schowawszy zdjęcie z powrotem do kieszeni, zaraz na chwile odszedłem od celi w poszukiwaniu jakiegoś narzędzia, by otworzyć drzwi.
- Ni-nie od-odchodź… – Ponownie usłyszałem mało wyraźny odgłos i momentalnie zorientowałem, że to ta dziewczynka do mnie przemawia. Pojawiwszy się po chwili znowu przy drzwiach, z pustymi rękoma i nadal nic nie mówiąc, począłem zastanawiać się nad wyciagnięciem jej stamtąd.
„I co ja mam zrobić? Jak jej pomóc?” – Począłem głowić się, gdy nagle przyszedł mi do głowy trochę niebezpieczny do wykonania manewr. Puściwszy dziewczynce krótkie spojrzenie, w końcu postanowiłem się odezwać.
- Tylko spokojnie. Zaraz cię stąd wyciągnę. – Powiedziałem jak najbardziej spokojnym i przyjaznym tonem, aby dziewczynka się mnie nie wystraszyła. Ku mojemu zadowoleniu, po chwili dostrzegłem na jej ustach nie znaczny uśmiech składający się z wyschniętych warg.
„Cholera! Może nie jestem lekarzem, ale jak na mój gust… ona jest poważnie odwodniona. Muszę ją jak najszybciej zabrać do szpitala!!” – Krzyknąłem w myślach, po czym cofnąłem się o krok do tyłu. Wyciągnąwszy przed siebie prawą rękę, zaraz sprawiłem że spowiła ją demoniczna chakra, zamkniętego we mnie Kyuubiego. Po chwili dłonią świecącą się na czerwono, przejechałem po zamku i zawiasach drewnianych drzwi… które, jak skończyłem, przewróciły się do środka celi i z głośnym tąpnięciem gruchnęły o kamienną podłogę. Momentalnie w powietrze wzbiły się tumany piachu i kurzu, lecz to mi nie przeszkodziło w wejściu do środka nie wielkiego pomieszczenia więziennego. Zatrzymawszy się kilka kroków od zmaltretowanej fizycznie dziewczynki, po chwili przyglądania się jej w milczeniu, bez słowa wziąłem ją na ręce i czym prędzej wyszedłem na świeże powietrze. Pokonawszy drewnianą pokrywę, momentalnie przeskoczyłem otaczające mnie gruzowisko i wskoczywszy na pobliskie drzewo, począłem oddalać się od tego strasznego „dla niej” miejsca. Po kilkunastu minutach, zatrzymałem się pod jakimś większym drzewem i delikatnie oparłszy, teraz nieprzytomną, dziewczynkę… począłem sprawdzać jakich doznała obrażeń.
Kuso! Nie jest dobrze!” – Pomyślałem zmartwiony, gdyż po obrażeniach jej ciała wywnioskowałem, że jeśli natychmiast nie zostanie uleczona, to nie dożyje jutra. Nie wiele się zastanawiając, sam postanowiłem ją uleczyć. Uklęknąwszy przy niej, zaraz zawiązałem dłońmi kilka pieczęci i zebrawszy chakrę demona w dłoniach, począłem leczyć dość poważne obrażenia. Po 20 minutach, wszystkie rany ładnie się zasklepiły a dziewczynce chyba wróciły siły, bo jej wargi na powrót przybrały normalny wygląd… choć muszę powiedzieć, że do odbudowy wychudzonego ciała, jeszcze daleka droga. Uleczywszy ją w błyskawicznym tempie, co nawet Tsunade by się nie udało, zaraz wziąłem ją ponownie na ręce i ruszyłem w dalszą drogę, ku Konoha-Gakure. Spoglądając na lekko już pomarańczowe niebo od promieni zachodzącego słońca, po pokonaniu kilku kilometrów w końcu musiałem zrobić postój, szybko znaleźć dogodne miejsce do rozbicia obozu i rozpalenia ogniska.
* * *
Powoli zbliża się już zmierzch, a członkowie Temu 10 będącego na rozpoznawczej misji, wydostawszy się z kraju Trawy, teraz w szybkim tempie i bez postojów zbliżają się do granicy z krajem Herbaty. Przez całą drogę, shinobi Konohy zobaczywszy w lesie kolejne ciała zmasakrowanych, jakichś ludzi… wszyscy bez wyjątku poczęli głęboko zastanawiać się nad sprawcą takiej rzezi.
- Asuma-sensei? Kiedy zrobimy jakiś postój? Już cały dzień tak gonimy, nie wiem za czym. – Powiedziała Yamanaka, czując dokuczliwy ból w nogach i ramionach.
- Ino ma rację. Po za tym już się robi ciemno. – Dodał Shikamaru.
Ich sensei nic nie odpowiedział, lecz po 10 minutach ciężkiego lamentowania całej trójki swoich uczniów, jounin w końcu poddał się.
- No dobrze. O, tu będzie dobre miejsce. – Powiedział wskazując małą polankę między drzewami.
Czwórka shinobi, rozłożywszy 2 dwuosobowe namioty i rozpaliwszy ognisko już mieli położyć się na odpoczynek po męczącym dniu, nagle wiecznie głodny i nienasycony Choji poczuł w powietrzu unoszący się zapach pieczonego mięsa. Chłopak momentalnie zaczął ten zapach wciągać nosem, co jednocześnie dało odgłos wciągania powietrza przez nos. Jego przyjaciele, z początku patrząc na niego lekko zdziwionym wzrokiem, zaraz zobaczyli jak brunet powoli zaczyna się oddalać…
- Ej Choji! O co chodzi? – Spytał Nara.
- Czuję pieczone mięso. – Odparł chłopak, po czym zagłębił się w las.
- Czekaj, czekaj… samego cię nie puszczę. – Rzekł Shikamaru łapiąc przyjaciela za ramię. – Dobra, a teraz chodźmy sprawdzić, co żeś tam wywęszył.
Przyjaciele zostawiwszy już śpiącego Asumę-sensei i Ino Yamanakę w osobnych namiotach, powoli poczęli zagłębiać się w czarny las. Akimichi prowadzony przez zapach wybornego jedzenia poszedł przodem, a jego towarzysz tuż za nim, jednocześnie mając oko na wszystko do koła. Po pokonaniu kilkudziesięciu metrów, młodzi chunini w końcu zobaczyli przed sobą błysk palącego się ogniska. Zbliżywszy się po cichutku w tamtym kierunku, zaraz schowali się za krzakiem oddalonym ok. 10 metrów od źródła zapachu mięsa, a gdy zza niego wyjrzeli…
W miarę szybko uwinąłem się z rozpaleniem tego ogniska i przy okazji jeszcze upolowałem kolację, która właśnie piecze się nad ogniskiem. Skwierczące mięso łaskotane niewielkimi językami ognia, nie dość że już wygląda na gotowe, to jeszcze wydaje wspaniały zapach. Spojrzawszy na leżącą nieopodal dziewczynkę, wciąż smacznie sobie śpiącą i okrytą moją bluzą, nagle usłyszałem za plecami trzask patyka. Hałas ten sprawił, że gwałtownie podniosłem się z ziemi i wyciągnąłem miecz gotowy do odparcia jakiegoś ataku. Wpatrując się w milczeniu i pełnym skupieniu w ciemność ogarniającego mnie lasu, w końcu pomyślałem że mam omamy słuchowe i schowawszy miecz na swoje miejsce na powrót usiadłem przy ognisku. Jakoś nie odczuwając zmęczenia, postanowiłem czuwać całą noc i gdy już miałem dorzucić nowy kawałek drewna do ognia, nagle usłyszałem chrząkniecie, co sprawiło że spojrzałem w prawo i momentalnie dostrzegłem granatowe oczy, dokładnie mnie obserwujące. Zastygnąwszy w takiej pozycji z ręką uniesioną do góry z kawałkiem drewna w dłoni, po chwili się otrząsnąłem i w końcu dorzuciłem do ognia. Za bardzo nie wiedząc co zrobić, byle tylko jej nie wystraszyć. Po chwili namysłu, zdjąłem już lekko nadpalone mięso z nad ogniska i pokroiwszy je na mniejsze kawałki, przygotowanym wcześniej kunaiem, położyłem je na prowizorycznym talerzu, wykonanym z kory i liści jakiegoś starego drzewa, jakich sporo w tej okolicy.
- Witaj. Może jesteś głodna? – Spytałem jak najłagodniejszym i przyjaznym tonem, jednocześnie szeroko się uśmiechając. Dziewczynka z początku nic nie zrobiła, wiec nie czekając dłużej postawiłem danie nie opodal niej, na co ona od razu zareagowała. Chyba się mnie bojąc, momentalnie odsunęła się do tyłu jednocześnie schodząc z posłania jakie jej przygotowałem. Gdy powróciłem na swoje miejsce po przeciwnej stronie ogniska, począłem nic więcej nie mówić i zabrałam się za swoją porcję. Udając, że nie obchodzi mnie czy przełamała swój strach do mnie, tak naprawdę cały czas ukradkiem na nią spoglądam. Po kilku minutach bezczynnego przyglądania się moim poczynaniom nad upieczonym mięsem, dziewczynka chyba w końcu poczuła doskwierający jej, od dłuższego czasu, głód… i dosłownie rzuciła się na podane jej jedzenie.
- Spokojnie, bo się zadławisz. – Ponownie się odezwałem, co ona chyba doskonale zrozumiała, bo teraz patrząc się na mnie w skupieniu, już powoli gryzie i połyka, coraz to nowe odgryzane kęsy.
- Tak lepiej. – Serdecznie się uśmiechnąłem.
- A-Arigato. – Nagle usłyszałem podziękowanie, padające z ust mojej nowej „przyjaciółki”, choć nie wiem jak można inaczej nazwać obce dziecko w wieku, na oko 6-7 lat. Pokiwawszy głową na znak, że podziękowanie przyjęte… zaraz dostrzegłem na jej ustach nieznaczny uśmiech. Od razu zrobiło mi się lepiej na sercu gdy się do mnie uśmiechnęła, bo w końcu ile można chodzić z miną przerażonego na śmierć? No ale cóż, widać że ona tez potrafi się uśmiechać. Po tej krótkiej wymianie uprzejmości, miedzy nami ponownie zapadła grobowa cisza… którą jednak nie dane było nam zbyt długo doświadczać, gdyż po chwili ponownie usłyszałem za plecami trzask łamanego patyka, a zaraz potem nie wyraźne szepty dwójki ludzi. Lekko poirytowany, że ktoś nas ciągle podgląda zaraz jeszcze raz uśmiechnąłem się do mojej towarzyszki i udając, że nic nie usłyszałem, zaraz spokojnie wstałem i podszedłem do sterty gałęzi, jaką tu przyniosłem nim zapadła noc. Spojrzawszy na dziewczynkę, która ponownie bacznie mnie obserwuje, po chwili puściłem jej oczko, niepostrzeżenie wyciągnąłem dwa kunie i błyskawicznie odwróciłem się, by je rzucić. Sztylety po chwili zniknęły w gęstych zaroślach dużego krzaka, który w tym samym czasie się zatrząsł, a po chwili zza niego wyskoczył jakiś chłopak. Odwróciwszy się do mnie przodem, momentalnie go rozpoznałem.
„Shikamaru Nara??” – Zdziwiłem się niebywale, lecz nie dałem tego po sobie poznać, gdyż on chyba nadal mnie nie rozpoznał. To zapewne przez materiałową maskę, jaką wciąż mam na twarzy. Zmierzywszy się dokładnie spojrzeniami od stóp do głów, mój „przeciwnik” po chwili wyjął kunai i stanął w pozycji obronnej. Nie odrywając od niego wzroku, zrobiłem kilka kroków w bok, by między nami pojawiło się ognisko. Zaraz sięgnąłem ręką za siebie i gdy miałem już wyciągnąć katanę, tak dla zgrywu, nagle usłyszałem jego zestresowany głos…
- Kimkolwiek jesteś, nie radziłbym ci tego robić.
- Hmm… a to czemu? – Spytałem ciekaw jego reakcji, jednocześnie świdrując go wzrokiem, mrożącym krew w żyłach. Po chwili zza krzaka w który rzuciłem kunaie wyszedł jego odwieczny towarzysz, a mój przyjaciel.
- Bo jest nas dwóch, a ty sam. – Odrzekł pulchny brunet, jednocześnie co chwilę spoglądając na Narę.
„Skoro Shikamaru i Choji tu są… to Asuma i Ino też gdzieś tutaj muszą być.” – Pomyślałem i zaraz opuściłem rękę, po czym jak gdyby nigdy nic, usiadłem na ziemi przy ognisku.
- Co jest? Nie chcesz już walczyć?? – Usłyszałem lekko zawiedzony, ale i pełen nadziei głos jednego z największych mądrali w Konoha.
- A po co? Byście w razie większych kłopotów wezwali do siebie Ino i Asumę?? – Spytałem jednocześnie puszczając im krótkie spojrzenia. Momentalnie dostrzegłem ogromne zdziwienie w oczach i zaskoczenie na ich twarzach, najprawdopodobniej wywołane moimi słowami.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





Wiem, że ten odcinek był do bani i kitu… ale mogę się mylić?? Jak widać dąłem w tym miesiącu jeszcze jeden odcinek ^^, a następny za 2 lub 4 tygodnie ;/;/ Pozdrawiam i zapraszam do komentowania ^_____^

1 komentarz:

  1. Hejka,
    wspaniały rozdział, ciekawe kim jest ta dziewczynka że właśnie była przetrzymywana w fortecy, och Naruto uważaj jakie rozkazy wydajesz... zastanawiam się nad Jonges'em kim jest bo może to ten co stworzył armie... ech Naruto trzeba było po prostu powiedzieć o dwójce towarzyszy a nie wymieniać z imienia bo tak by było tajemniczo...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń