A więc
post 101! Nie sądziłem, że kiedykolwiek dojdę z moim opowiadaniem do takiej
ilości odcinków ^^.
<<< Odcinek ukazał się 28
stycznia 2009 roku >>>
Błękitnooki spojrzawszy
przed siebie, tam gdzie jeszcze przed chwilą stała wroga armia, po chwili
poczuł na swoich włosach, dość silny powiew wiatru. Podmuch ten zaraz rozwiał
gęste tumany mgły, ukazując wszystkim oczom… wpierw skrawki wiśniowych zbroi,
potem przerażające maski z czerwonymi ślepiami, aż w końcu powiewające,
postrzępione flagi i las niezliczonych włóczni, długich na 4 metry. Gdy chłopak
się do nich odwrócił i po chwili otworzył usta, aby coś powiedzieć, nagle
runęły pozostałe mury i ściany, nie zburzonej jeszcze części Czarnej Fortecy.
- Naruto-sama, wzywałeś
nas. – Na przód wielotysięcznego szeregu Upiornych żołnierzy, wyszedł Jogensha,
jedyny wojownik trzymający hełm i maskę pod pachą, a mający normalne, czarne
oczy.
- Tak. Mam dla was
robotę.
- HAI!!! – Zagrzmiał
chóralny odzew wszystkich żołnierzy, którzy jak na komendę spojrzeli na
blondyna, teraz odwróconego do nich przodem. Uzumaki rozejrzawszy się dokładnie
po wszystkich czerwonych ślepiach w niego wpatrzonych, zaraz podniósł lewe
ramię do góry i wskazał palcem na wrogą armię, oddaloną od niego o 500 metrów.
- Przynieście mi ICH
głowy! – Powiedział stanowczym i przerażająco poważnym tonem głosu,
jednocześnie zaciskając dłoń w pięść.
- Tak jest Naruto-sama!!
– Jogensha schylił głowę nisko, po czym założywszy hełm na głowę, zwrócił się
przodem do reszty Upiornych. – A ja tym czasem przejdę się zbadać te ruiny.
Naruto dodał po chwili
z lekką niechęcią i powolnym krokiem skierował się ku zawalonej, pozostałej części
Czarnej Fortecy. Minąwszy dwa naprawdę głębokie kratery, ostrożnie wszedł
między ogromne bloki czarnego kamienia, z którego zbudowany był ów budynek.
Idąc kawałek przed siebie, błękitnooki zobaczył po przygniatane ciała ludzi,
mnóstwo krwi i fragmentów poszarpanych ubrań.
„Kurcze…
i jak ja mam tu znaleźć tego Goto?”
– Pomyślał blondyn.
Jounina rozejrzawszy
się jeszcze przez chwilę po gruzowisku, w końcu dostrzegł nie do końca zawalone
ściany i fragment dachu. Udawszy się w tamtym kierunku, mijając i przeskakując
po drodze, powalone kolumny wcześniej podpierające sklepienie, w końcu doszedł
do ściany z wielkimi, drewnianymi drzwiami. Wrota trzymane przez masywne okucia
i zawiasy, lekko zaskrzypiały pod naporem dłoni blondyna wchodzącego do
niezawalonego pomieszczenia. Ku jego zaskoczeniu, nikogo tam nie spotkał. Co
się rzuca w oczy to liczne obrazy wiszące na kamiennych ścianach, wciąż palące
się pochodnie w krużgankach i sterty papierów porozrzucanych w koło masywnego,
drewnianego biurka. Naruto podnosząc jedną z kartek, zaraz przeczytawszy to, co
na niej zapisano, stwierdził, że są to nic niewarte informacje, śmieci.
Obejrzawszy całe biurko do koła i przeszukaniu wszystkich szuflad, blondyn w
końcu znalazł teczkę z nic nie mówiącym napisem. Otworzywszy ją, w środku
znalazł kartę z danymi jakiejś dziewczynki.
Spojrzawszy na zdjęcie…
zobaczyłem, że ma ona blond włosy i granatowe oczy. Po chwili zastanowienia,
postanowiłem zabrać to zdjęcie ze sobą. Schowawszy je do kieszeni z tyłu
spodni, z ręką wciąż gotową do ewentualnego wyciągnięcia miecza, aby odeprzeć niespodziewany
atak, jeszcze rozejrzałem się po nie wielkim pomieszczeniu… po czym w milczeniu
i z grobową miną, je opuściłem. Po wyjściu na zewnątrz i wyjściu odrobinę po za
teren gruzowiska, zaraz dostrzegłem moją armię z powrotem stojąca w miejscu z
którego wydałem im rozkazy. Gdy się do nich zbliżyłem, tylko jedna rzecz mnie
zaciekawiła, a mianowicie… 10 stalowych skrzyń, stojących tuż przed pierwszym
szeregiem żołnierzy.
- I co?! – Spytałem
robiąc poważną minę.
- Naruto-sama! Melduję,
że zadanie zostało wykonane!
- Dobrze. A te
skrzynie? To co to takiego?!
- Głowy wrogiej armii,
które kazałeś przynieść. – Odparł Jogensha, zapewne zgodnie z prawdą.
- G-głowy???? –
Spytałem zdziwiony, a gdy podniosłem wieko jednej ze skrzyń, momentalnie
zrobiło mi się słabo. – Ekhm, dobra… zabierzcie je ze sobą, a jak wrócę do
wioski, to was z nimi wezwę.
- Tak jest,
Naruto-sama!!
Mężczyźni po chwili
ukłoniwszy mi się nisko, wzięli te 10 skrzyń i zniknęli w przypływie gęstej
mgły. Gdy zostałem sam ze sobą, jeszcze przez chwilę po zastanawiałem się, po
co to ja kazałem im zebrać te martwe głowy… lecz po chwili dałem sobie już z
tym spokój i spojrzawszy na ciało niebieskie pozbawione choćby jednej chmurki,
ponownie spuściłem wzrok na wszechogarniające gruzowisko. Nagle moją uwagę
przykuł, błysk ledwo widzialnego światła wydobywającego się z pod jednej ze
stert kamieni i głazów. Zwróciwszy się w tamtą stronę, powoli podszedłem do
zawaliska i niezbyt zgrabnymi ruchami rąk, odsunąłem kilka większych głazów. Momentalnie,
moim oczom ukazała się drewniana pokrywa, złożona z nierównych desek, nie
dokładnie zakrywających… zapewne wejście do lochów fortecy. Uporawszy się z
potężną kłódką, wiszącą na zamku, po chwili otworzyłem wejście i momentalnie do
moich nozdrzy doleciał smród zgnilizny i rozkładających się ludzkich ciał. Mimo
potwornego odoru, coś mi powiedziało aby tam zejść i zbadać co to za zwłoki tak
cuchną. Schodząc po kamiennych schodach, zauważyłem, że siany, choć wykonane z
kamienia, to ciągle obciekają wodą oraz że porastają je najróżniejsze mchy i
grzyby, wiec zaraz wywnioskowałem, że to pewnie stąd ten smród zgnilizny. Zagłębiwszy
się tam jeszcze bardziej, kierowany krętymi schodami w stronę niewyraźnego
światła na ich końcu, po chwili doszedłem do jakiegoś nieco większego korytarza.
Wyciągnąwszy katanę i chwyciwszy ją oburącz począłem powoli iść przed siebie.
Mijając po lewej i po prawej stronie różne cele, w niektórych z nich
dostrzegłem źródło odoru padliny. Biało-żółte kości wystające ponad nie do
końca rozłożone jeszcze tkanki skóry i mięśni, idealnie je widać w bladym
świetle pochodni wiszących na ścianach pomiędzy celami. Co się rzuca w oczy, to
strzępy ubrania zakrywające to wszystko, wyglądające bardzo znajomo.
„Zaraz,
już gdzieś widziałem ten wzór.”
– Pomyślałem widząc zielony rękaw z czerwonym paskiem, przysłaniający kość
przedramienia. Wyciągnąwszy po chwili zdjęcie człowieka, przez którego się tu
znalazłem, dostrzegłem identyczny wzór na jego ubraniu. – „No, no… chyba właśnie moje zadanie zostało wykonane. Cóż, widzę że ten
Hideo Goto miał wrogów wśród swych popleczników.” – Zaśmiałem się szyderczo
w myślach i gdyby nie materiałowa maska, zakrywająca połowę mojej twarzy z
nosem włącznie, długo nie wytrzymałbym takiego smrodu. Powstrzymując się od
zwymiotowania poszedłem dalej i na końcu korytarza, w ostatniej celi po lewej
stronie… za zamkniętymi drzwi, spojrzawszy przez nie wielki otwór w ich górnej
części, zobaczyłem ciało małej dziewczynki o blond włosach. Nie widzę jej
twarzy, ale przyjrzawszy się jej gabarytom, po chwili namysłu stwierdziłem, że
została poważnie pobita… i na dodatek, jest jeszcze koszmarnie chuda. A jej
drobne ciało przykrywa jedynie brudna i postrzępiona koszulka nocna, kompletnie
przemoczona od panującej tu wilgoci.
- P-pomocy…
Nagle usłyszałem
niewyraźny dziecięcy głos, roznoszący się po tej podziemnej części Czarnej
Fortecy. Przekonawszy się, że nie ma tu nikogo żywego po za tym dzieckiem,
zaraz schowałem miecz na swoje miejsce, dosłownie na chwilę odwracając wzrok od
blondynki leżącej w dziwnej, lekko pokracznej pozycji na gołym kamieniu. Gdy na
powrót spojrzałem przez niewielki otwór w górnej części drewnianych drzwi,
momentalnie dostrzegłem granatowe oczy wpatrzone właśnie we mnie. Zamarłszy w
jednej pozycji, tak aby móc usłyszeć nawet najcichszy szelest, począłem czekać…
sam nie wiem na co. Gdy dziewczynka się nie odezwała, po chwili wpatrywania się
prosto w jej oczy, zaraz sobie przypomniałem o zdjęciu widniejącym w mojej kieszeni.
Wyciągnąwszy je, od razu ją rozpoznałem. Schowawszy zdjęcie z powrotem do
kieszeni, zaraz na chwile odszedłem od celi w poszukiwaniu jakiegoś narzędzia,
by otworzyć drzwi.
- Ni-nie od-odchodź… –
Ponownie usłyszałem mało wyraźny odgłos i momentalnie zorientowałem, że to ta
dziewczynka do mnie przemawia. Pojawiwszy się po chwili znowu przy drzwiach, z
pustymi rękoma i nadal nic nie mówiąc, począłem zastanawiać się nad
wyciagnięciem jej stamtąd.
„I
co ja mam zrobić? Jak jej pomóc?”
– Począłem głowić się, gdy nagle przyszedł mi do głowy trochę niebezpieczny do
wykonania manewr. Puściwszy dziewczynce krótkie spojrzenie, w końcu
postanowiłem się odezwać.
- Tylko spokojnie.
Zaraz cię stąd wyciągnę. – Powiedziałem jak najbardziej spokojnym i przyjaznym
tonem, aby dziewczynka się mnie nie wystraszyła. Ku mojemu zadowoleniu, po
chwili dostrzegłem na jej ustach nie znaczny uśmiech składający się z
wyschniętych warg.
„Cholera!
Może nie jestem lekarzem, ale jak na mój gust… ona jest poważnie odwodniona.
Muszę ją jak najszybciej zabrać do szpitala!!” – Krzyknąłem w myślach, po czym
cofnąłem się o krok do tyłu. Wyciągnąwszy przed siebie prawą rękę, zaraz
sprawiłem że spowiła ją demoniczna chakra, zamkniętego we mnie Kyuubiego. Po
chwili dłonią świecącą się na czerwono, przejechałem po zamku i zawiasach
drewnianych drzwi… które, jak skończyłem, przewróciły się do środka celi i z
głośnym tąpnięciem gruchnęły o kamienną podłogę. Momentalnie w powietrze wzbiły
się tumany piachu i kurzu, lecz to mi nie przeszkodziło w wejściu do środka nie
wielkiego pomieszczenia więziennego. Zatrzymawszy się kilka kroków od
zmaltretowanej fizycznie dziewczynki, po chwili przyglądania się jej w
milczeniu, bez słowa wziąłem ją na ręce i czym prędzej wyszedłem na świeże
powietrze. Pokonawszy drewnianą pokrywę, momentalnie przeskoczyłem otaczające
mnie gruzowisko i wskoczywszy na pobliskie drzewo, począłem oddalać się od tego
strasznego „dla niej” miejsca. Po kilkunastu minutach, zatrzymałem się pod
jakimś większym drzewem i delikatnie oparłszy, teraz nieprzytomną, dziewczynkę…
począłem sprawdzać jakich doznała obrażeń.
„Kuso! Nie jest dobrze!” – Pomyślałem zmartwiony, gdyż po
obrażeniach jej ciała wywnioskowałem, że jeśli natychmiast nie zostanie
uleczona, to nie dożyje jutra. Nie wiele się zastanawiając, sam postanowiłem ją
uleczyć. Uklęknąwszy przy niej, zaraz zawiązałem dłońmi kilka pieczęci i
zebrawszy chakrę demona w dłoniach, począłem leczyć dość poważne obrażenia. Po
20 minutach, wszystkie rany ładnie się zasklepiły a dziewczynce chyba wróciły
siły, bo jej wargi na powrót przybrały normalny wygląd… choć muszę powiedzieć,
że do odbudowy wychudzonego ciała, jeszcze daleka droga. Uleczywszy ją w
błyskawicznym tempie, co nawet Tsunade by się nie udało, zaraz wziąłem ją
ponownie na ręce i ruszyłem w dalszą drogę, ku Konoha-Gakure. Spoglądając na
lekko już pomarańczowe niebo od promieni zachodzącego słońca, po pokonaniu
kilku kilometrów w końcu musiałem zrobić postój, szybko znaleźć dogodne miejsce
do rozbicia obozu i rozpalenia ogniska.
* * *
Powoli zbliża się już
zmierzch, a członkowie Temu 10 będącego na rozpoznawczej misji, wydostawszy się
z kraju Trawy, teraz w szybkim tempie i bez postojów zbliżają się do granicy z
krajem Herbaty. Przez całą drogę, shinobi Konohy zobaczywszy w lesie kolejne
ciała zmasakrowanych, jakichś ludzi… wszyscy bez wyjątku poczęli głęboko
zastanawiać się nad sprawcą takiej rzezi.
- Asuma-sensei? Kiedy
zrobimy jakiś postój? Już cały dzień tak gonimy, nie wiem za czym. –
Powiedziała Yamanaka, czując dokuczliwy ból w nogach i ramionach.
- Ino ma rację. Po za
tym już się robi ciemno. – Dodał Shikamaru.
Ich sensei nic nie
odpowiedział, lecz po 10 minutach ciężkiego lamentowania całej trójki swoich
uczniów, jounin w końcu poddał się.
- No dobrze. O, tu
będzie dobre miejsce. – Powiedział wskazując małą polankę między drzewami.
Czwórka shinobi,
rozłożywszy 2 dwuosobowe namioty i rozpaliwszy ognisko już mieli położyć się na
odpoczynek po męczącym dniu, nagle wiecznie głodny i nienasycony Choji poczuł w
powietrzu unoszący się zapach pieczonego mięsa. Chłopak momentalnie zaczął ten
zapach wciągać nosem, co jednocześnie dało odgłos wciągania powietrza przez
nos. Jego przyjaciele, z początku patrząc na niego lekko zdziwionym wzrokiem,
zaraz zobaczyli jak brunet powoli zaczyna się oddalać…
- Ej Choji! O co
chodzi? – Spytał Nara.
- Czuję pieczone mięso.
– Odparł chłopak, po czym zagłębił się w las.
- Czekaj, czekaj…
samego cię nie puszczę. – Rzekł Shikamaru łapiąc przyjaciela za ramię. – Dobra,
a teraz chodźmy sprawdzić, co żeś tam wywęszył.
Przyjaciele zostawiwszy
już śpiącego Asumę-sensei i Ino Yamanakę w osobnych namiotach, powoli poczęli
zagłębiać się w czarny las. Akimichi prowadzony przez zapach wybornego jedzenia
poszedł przodem, a jego towarzysz tuż za nim, jednocześnie mając oko na
wszystko do koła. Po pokonaniu kilkudziesięciu metrów, młodzi chunini w końcu
zobaczyli przed sobą błysk palącego się ogniska. Zbliżywszy się po cichutku w
tamtym kierunku, zaraz schowali się za krzakiem oddalonym ok. 10 metrów od
źródła zapachu mięsa, a gdy zza niego wyjrzeli…
W miarę szybko uwinąłem
się z rozpaleniem tego ogniska i przy okazji jeszcze upolowałem kolację, która
właśnie piecze się nad ogniskiem. Skwierczące mięso łaskotane niewielkimi
językami ognia, nie dość że już wygląda na gotowe, to jeszcze wydaje wspaniały
zapach. Spojrzawszy na leżącą nieopodal dziewczynkę, wciąż smacznie sobie
śpiącą i okrytą moją bluzą, nagle usłyszałem za plecami trzask patyka. Hałas
ten sprawił, że gwałtownie podniosłem się z ziemi i wyciągnąłem miecz gotowy do
odparcia jakiegoś ataku. Wpatrując się w milczeniu i pełnym skupieniu w
ciemność ogarniającego mnie lasu, w końcu pomyślałem że mam omamy słuchowe i
schowawszy miecz na swoje miejsce na powrót usiadłem przy ognisku. Jakoś nie
odczuwając zmęczenia, postanowiłem czuwać całą noc i gdy już miałem dorzucić
nowy kawałek drewna do ognia, nagle usłyszałem chrząkniecie, co sprawiło że
spojrzałem w prawo i momentalnie dostrzegłem granatowe oczy, dokładnie mnie
obserwujące. Zastygnąwszy w takiej pozycji z ręką uniesioną do góry z kawałkiem
drewna w dłoni, po chwili się otrząsnąłem i w końcu dorzuciłem do ognia. Za
bardzo nie wiedząc co zrobić, byle tylko jej nie wystraszyć. Po chwili namysłu,
zdjąłem już lekko nadpalone mięso z nad ogniska i pokroiwszy je na mniejsze
kawałki, przygotowanym wcześniej kunaiem, położyłem je na prowizorycznym
talerzu, wykonanym z kory i liści jakiegoś starego drzewa, jakich sporo w tej
okolicy.
- Witaj. Może jesteś
głodna? – Spytałem jak najłagodniejszym i przyjaznym tonem, jednocześnie
szeroko się uśmiechając. Dziewczynka z początku nic nie zrobiła, wiec nie
czekając dłużej postawiłem danie nie opodal niej, na co ona od razu
zareagowała. Chyba się mnie bojąc, momentalnie odsunęła się do tyłu
jednocześnie schodząc z posłania jakie jej przygotowałem. Gdy powróciłem na
swoje miejsce po przeciwnej stronie ogniska, począłem nic więcej nie mówić i
zabrałam się za swoją porcję. Udając, że nie obchodzi mnie czy przełamała swój
strach do mnie, tak naprawdę cały czas ukradkiem na nią spoglądam. Po kilku
minutach bezczynnego przyglądania się moim poczynaniom nad upieczonym mięsem,
dziewczynka chyba w końcu poczuła doskwierający jej, od dłuższego czasu, głód…
i dosłownie rzuciła się na podane jej jedzenie.
- Spokojnie, bo się
zadławisz. – Ponownie się odezwałem, co ona chyba doskonale zrozumiała, bo teraz
patrząc się na mnie w skupieniu, już powoli gryzie i połyka, coraz to nowe
odgryzane kęsy.
- Tak lepiej. –
Serdecznie się uśmiechnąłem.
- A-Arigato. – Nagle
usłyszałem podziękowanie, padające z ust mojej nowej „przyjaciółki”, choć nie
wiem jak można inaczej nazwać obce dziecko w wieku, na oko 6-7 lat. Pokiwawszy
głową na znak, że podziękowanie przyjęte… zaraz dostrzegłem na jej ustach
nieznaczny uśmiech. Od razu zrobiło mi się lepiej na sercu gdy się do mnie
uśmiechnęła, bo w końcu ile można chodzić z miną przerażonego na śmierć? No ale
cóż, widać że ona tez potrafi się uśmiechać. Po tej krótkiej wymianie
uprzejmości, miedzy nami ponownie zapadła grobowa cisza… którą jednak nie dane
było nam zbyt długo doświadczać, gdyż po chwili ponownie usłyszałem za plecami
trzask łamanego patyka, a zaraz potem nie wyraźne szepty dwójki ludzi. Lekko
poirytowany, że ktoś nas ciągle podgląda zaraz jeszcze raz uśmiechnąłem się do
mojej towarzyszki i udając, że nic nie usłyszałem, zaraz spokojnie wstałem i
podszedłem do sterty gałęzi, jaką tu przyniosłem nim zapadła noc. Spojrzawszy
na dziewczynkę, która ponownie bacznie mnie obserwuje, po chwili puściłem jej
oczko, niepostrzeżenie wyciągnąłem dwa kunie i błyskawicznie odwróciłem się, by
je rzucić. Sztylety po chwili zniknęły w gęstych zaroślach dużego krzaka, który
w tym samym czasie się zatrząsł, a po chwili zza niego wyskoczył jakiś chłopak.
Odwróciwszy się do mnie przodem, momentalnie go rozpoznałem.
„Shikamaru
Nara??” – Zdziwiłem się
niebywale, lecz nie dałem tego po sobie poznać, gdyż on chyba nadal mnie nie
rozpoznał. To zapewne przez materiałową maskę, jaką wciąż mam na twarzy.
Zmierzywszy się dokładnie spojrzeniami od stóp do głów, mój „przeciwnik” po
chwili wyjął kunai i stanął w pozycji obronnej. Nie odrywając od niego wzroku,
zrobiłem kilka kroków w bok, by między nami pojawiło się ognisko. Zaraz
sięgnąłem ręką za siebie i gdy miałem już wyciągnąć katanę, tak dla zgrywu,
nagle usłyszałem jego zestresowany głos…
- Kimkolwiek jesteś,
nie radziłbym ci tego robić.
- Hmm… a to czemu? –
Spytałem ciekaw jego reakcji, jednocześnie świdrując go wzrokiem, mrożącym krew
w żyłach. Po chwili zza krzaka w który rzuciłem kunaie wyszedł jego odwieczny
towarzysz, a mój przyjaciel.
- Bo jest nas dwóch, a
ty sam. – Odrzekł pulchny brunet, jednocześnie co chwilę spoglądając na Narę.
„Skoro
Shikamaru i Choji tu są… to Asuma i Ino też gdzieś tutaj muszą być.” – Pomyślałem i zaraz opuściłem rękę,
po czym jak gdyby nigdy nic, usiadłem na ziemi przy ognisku.
- Co jest? Nie chcesz
już walczyć?? – Usłyszałem lekko zawiedzony, ale i pełen nadziei głos jednego z
największych mądrali w Konoha.
- A po co? Byście w
razie większych kłopotów wezwali do siebie Ino i Asumę?? – Spytałem
jednocześnie puszczając im krótkie spojrzenia. Momentalnie dostrzegłem ogromne
zdziwienie w oczach i zaskoczenie na ich twarzach, najprawdopodobniej wywołane
moimi słowami.
NEXT
COMING SOON…
~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story
by Wielki
„Naruto”
and its characters belong to Masashi Kishimoto
Wiem,
że ten odcinek był do bani i kitu… ale mogę się mylić?? Jak widać dąłem w tym
miesiącu jeszcze jeden odcinek ^^, a następny za 2 lub 4 tygodnie ;/;/
Pozdrawiam i zapraszam do komentowania ^_____^
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ciekawe kim jest ta dziewczynka że właśnie była przetrzymywana w fortecy, och Naruto uważaj jakie rozkazy wydajesz... zastanawiam się nad Jonges'em kim jest bo może to ten co stworzył armie... ech Naruto trzeba było po prostu powiedzieć o dwójce towarzyszy a nie wymieniać z imienia bo tak by było tajemniczo...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia