piątek, 19 stycznia 2018

104. Moje życie, to ciągłe niespodzianki

Dziś zaliczyłem egzamin z Historii Polski na 5, wiec nastrój mam na maksymalnym poziomie^^. A co za tym idzie, to wcześniejsza publikacja kolejnego posta! Pozdrawiam i zapraszam na 104 odcinek mojej opowieści ^^.
P.S. – Licznik wejść niedawno przekroczył liczbę 200 000, co dla mnie jest czymś niesłychanym. Szczerze powiem, gdy zaczynałem pisać nie sądziłem, że moje wypociny zainteresują taką liczbę ludzi ^^!!



<<< Odcinek ukazał się 4 lutego 2009 roku >>>



Oberwanie chmury, trwające już dobrych kilka godzin doszczętnie utopiło cały krajobraz w licznych, gigantycznych kałużach błotnych.
- Rany, co za okropny widok. – Skrzywiła się Yamanaka.
- To prawda. – Odparł Nara. Chłopak po chwili ponownie otworzył usta, aby coś powiedzieć lecz nie było mu to dane, bo głos zabrał jego sensei.
- Drużyno! – Sarutobi wyprostował się. – Wracamy do wioski!
- Co?? – Zdziwiła się Ino.
- Dlaczego?? – Dodał Choji, próbując za wszelką cenę osuszyć chipsy, choć nie wychodzi mu to najlepiej, bo z nieba wciąż leci ulewny deszcz.
- Nie czas na wyjaśnienia. Musimy jak najszybciej złożyć raport naszej Hokage! – Powiedział tajemniczo Asuma i ruszył w drogę powrotną do kraju Ognia. Jego podopieczni nie za bardzo rozumiejąc o co może chodzić, po chwili namysłu również w skoczyli na drzewa i podążyli w ślad za nim.
* * *
Kończąc opowiadanie Itachiemu wszystkiego tego, co ostatnio wydarzyło się w mojej wiosce, w jego oczach dostrzegłem dziwnie iskierki… chyba iskierki nadziei.
- Jak widzisz Uchiha, mimo iż już wykonałem to niby samobójcze zadanie, teraz wracam do wioski kompletnie nie wiedząc jak tam się mają sprawy.
- Widzę że mamy wiele wspólnego Naruto.
- Jak to? – Zdziwiłem się.
- Chodzi mi oto, że ja wymordowałem swój klan i uciekłem z wioski, stając się missing-ninem, a ty… cóż, z głupoty twojego przyjaciela praktycznie zostałeś skazany na śmierć.
- To prawda. – Odparłem z wyraźnym smutkiem w głosie, a po moim policzku spłynęła kolejna samotna, gorzka łza. Po chwili zapadała między nami martwa cisza. Patrząc sobie głęboko w oczy, obaj przyglądając się sobie uważnie, zaraz nieznacznie się do siebie uśmiechnęliśmy. Itachi, mówiąc że ma zamiar odpokutować swoje grzechy popełnione wobec nieistniejącego już klanu Uchiha, w pierwszej chwili wydał mi się śmiertelnie podejrzany, ale teraz już wiem że on mówił prawdę.
- Dobra Naruto, czas na zakończenie tego niecodziennego spotkania. – Mężczyzna już miał wstawać ze swojego miejsca, gdy nagle chwyciłem go za ramię.
- Czekaj. A co zamierzasz uczynić ze swoim członkostwem w Akatsuki?
- Powiem ci o tym, przy naszym następnym spotkaniu.
- Dobrze. To już cię nie zatrzymuję.
- Na razie… przyjacielu. – Odparł Uchiha z dziwnym uśmieszkiem, po czym wstał i podszedł do swojego kompana cały czas dokładnie nas obserwującego. Przez chwilę jeszcze obaj tam postali, by po chwili w milczeniu opuścić gospodę, znikając w błysku kolejnego pioruna. Gdy członkowie Akatsuki wreszcie sobie poszli, nagle spojrzenia wszystkich ludzi znajdujących się w tym pomieszczeniu, zostały skierowane w moją stronę a wszelkie szmery ustały i zapadła grobowa cisza. Rozumiejąc ich dziwne zachowanie, jakoś się tym zbytnio nie przejąłem, bo jeśli ktoś chciałby mnie teraz zaatakować… to może być pewny przegranej. Jakby na to nie patrzeć, to poziom moich umiejętności może być porównywalny z umiejętnościami Kakashiego. Choć co do tego zagadnienia, to ja nie mam co się wypowiadać… bo tak na prawdę sam nie potrafię ocenić swych umiejętności bojowych. Nie zważając na irytujące spojrzenia zgromadzonych w pomieszczeniu ludzi zaraz spojrzałem na barmana, a gdy ten do mnie powoli podszedł…
- Przepraszam.
- Tak?
- Czemu wszyscy się tak na mnie gapią?! – Spytałem tonem dającym do zrozumienia, że mi się to nie podoba. Mężczyzna w pierwszej chwili nic mi nie odpowiedział, lecz gdy do niego wstałem i chwyciłem go za frak, od razu język mu się rozwiązał.
- Proszę nie robić mi krzywdy!
- No to gadaj, o co chodzi! – Warknąłem.
- B-bo to z powodu tych dwóch osobników, z którymi przed chwilą rozmawiałeś.
Spojrzawszy na gapiących się na mnie ludzi, po chwili puściłem barmana, zapłaciłem mu za jedzenie i z grobowym wyrazem twarzy oddaliłem się w stronę swojego pokoju. Pokonawszy drewniane schody, już miałem wejść do pokoju, gdy nagle sobie przypomniałem że nie jestem sam. Delikatnie nacisnąwszy klamkę popchnąłem drzwi i po cichutku wszedłem do środka. W półmroku panującym wewnątrz, powoli podszedłem do swojego łóżka, zdjąłem katanę z pleców i położyłem się na łóżku.
„I kto by pomyślał, spotka mnie dziś coś takiego. Z jednej strony zostałem przez tą małą nazwany sensei’em, a z drugiej strony jeszcze to niespodziewane spotkanie z Itachim Uchiha. Ech… moje życie, to ciągłe niespodzianki.” – Pomyślałem i po chwili zasnąłem.
Następnego dnia, gdy się obudziłem i otworzyłem oczy, pierwsze co zrobiłem to spojrzałem za okno. Ku mojej uciesze, już nie pada a na niebie nie widać ani jednej chmurki.
„Idealn pogoda aby w końcu ruszyć w dalszą drogę do domu.” – Pomyślałem i spojrzałem zaraz na Miyoko śpiącą na sąsiednim łóżku. Dziewczynka, przytulona do puchowej poduszki i nakryta wełnianym kocem, oddycha równomiernie i spokojnie. Nie wiem czy to świadomość wolności spowodowały, że Inaba przemogła się i teraz coraz częściej się do mnie odzywa, czy może coś innego. Patrząc na nią w milczeniu, po chwili po cichutku wstałem, założyłem katanę na plecy i wyszedłem z pokoju. Jest chyba jeszcze bardzo wcześnie, bo gdy zszedłem do baru nikogo tam nie zastałem. Nawet drzwi wejściowe są nadal zamknięte. Wróciwszy po skrzypiących schodach prosto do pokoju, zaraz minąłem łóżko Miyoko i podszedłem do okna. Otworzywszy je do połowy, po cichu wyszedłem na zewnątrz i przy użyciu chakry skumulowanej w stopach, zszedłem po ścianie na dół. Idąc pustymi uliczkami tego granicznego miasteczka po kilku minutach spacerku dotarłem do czegoś przypominającego rynek, rozciągający się u wejścia do jakiejś świątyni. Tak jak to miało miejsce w wiosce Bez Nazwy i tu przed wejściem stoi dwóch strażników, bacznie mi się przyglądających. Gdy pokonałem kamienne schody i do nich podszedłem, momentalnie droga została mi zastąpiona…
- Wejście tylko dla mieszkańców!
Powiedział jeden z nich, a drugi tylko mu przytaknął. Są oni ubrani podobnie do tamtych strażników, z tą różnicą, że ci ubrani są w szaty koloru kremowego, związane w pasie grubym sznurem. Na głowach maja szerokie kaptury, wiec dostrzeżenie wyrazu ich twarzy jest raczej niemożliwe. Nie chcąc wdawać się tu w żadną bójkę, po chwili stania naprzeciw nich spokojnie oddaliłem się ku centralnemu punktowi rynku. Zwiedziwszy jeszcze kawałek tego ciekawego miejsca, w końcu postanowiłem załatwić pewną sprawę, jak to wczoraj nazwałem. Czując w płucach powiew świerzego powietrza, a na czuprynie pierwsze promienie wschodzącego słońca, nagle do moich uszu doleciał dźwięk otwieranych okiennic jednego pomniejszych sklepików. Odwróciwszy się w tamtym kierunku po chwili dostrzegłem łysego mężczyznę z lekkim mięśniem piwnym, zwisającym z pod obcisłej koszuli. Gdy mężczyzna mnie zauważył, jedynie serdecznie się uśmiechnął, po czym nic nie mówiąc, machnięciem ręki zaprosił mnie do środka. Po paru minutach wyszedłem do kupca z kilkoma torbami zakupów, jakie już od dawna miałem zamiar zrobić. Powróciwszy szybko do gospody w której nocowałem z Miyoko, zaraz wszedłem do pokoju przez uchylone okno. Położywszy torby na swoim łóżku, zaraz usiadłem obok nich i począłem przyglądać się mojej, nadal śpiącej, towarzyszce.
„Czemu nazwałaś mnie swoim sensei??” – Spytałem w myślach. – „Co było tego powodem? Przecież znamy się dopiero dwa dni, więc dlaczego??”
Godzinę później, gdy już zaczynałem tracić nadzieję, a na zegarze zaczęła dochodzić godzina dziesiąta rano, dziewczynka nagle się obudziła i lekko uchyliła zaspane powieki. Gdy jej oczy przyzwyczaiły się już do światła, spojrzała w moim kierunku i już tak zastygła.
- Dzień dobry. – Uśmiechnąłem się serdecznie.
- Dzień dobry.
Odparła krótko i niepewnie, po czym usiadła na łóżku. Po chwili przyglądania mi się z zaciekawieniem, jej wzrok spoczął na niewielkiej paczuszce leżącej obok mnie.
- To dla ciebie. – Powiedziałem, jednocześnie podając jej zawiniątko.
- Co to takiego?? – Spytała zaciekawiona.
- Mały prezent.
Inaba spojrzała na mnie zdziwiona, po czym szybko rozwiązała uszy torebki i zajrzała do jej wnętrza. Po chwili wyciągnęła z niej nowiusieńkie, jasno brązowe kimono z wyhaftowanymi na nim kwiatami koloru jasnego beżu. Dziewczynka przyjrzała się ubraniu z niemałym pożądaniem w oczach, po czym na powrót spojrzała na mnie. Ponownie się do niej uśmiechnąłem i ku mojej uciesze, ona również obdarowała mnie serdecznym uśmiechem.
- Dziękuję sensei.
I znowu, gdy wypowiedziała tą końcówkę poczułem dreszczyk emocji przelatujący przez całą długość moich pleców.
- Cieszę się Miyoko, że ci się podoba to kimono… lecz nie wiem czy jest w dobrym rozmiarze, gdyż szczerze mówiąc kupowałem je na czuja.
Dziewczynka wyprostowała zaraz ramiona i w świetle promieni słońca jeszcze raz obejrzała otrzymane okrycie.
- Myślę, że będzie dobre. – Odparła, po czym wstała z łóżka i spojrzała na mnie wyczekująco. Z początku nie wiedząc o co może jej chodzić, zaraz sobie uświadomiłem, że ona chce sie przebrać. Tak wiec z głupawym uśmieszkiem udałem się w stronę drzwi.
- To ja zaczekam na korytarzu.
Dodałem i zaraz zniknąłem za drzwiami. Po wyjściu na korytarz, po chwili stania pod ścianą zostałem wyminięty przez kilku innych mieszkańców tej gospody, którzy z dziwnymi wyrazami twarzy przeszli obok mnie i skierowali się w stronę schodów.
„Kurczę. Coś mi się wydaje, że chyba nie jestem tu zbyt mile widziany.” – Pomyślałem i lekko przymknąłem powieki. Zaraz wszystko poczerniało, a ja znalazłem się w zalanym wodą korytarzu z ledwo święcącymi się lampami, wiszącymi na ścianach. Idąc przez chwile przed siebie, po chwili dotarłem do gigantycznej, stalowej bramy z uszkodzoną karteczką pieczętującą.
„Witaj Kyuubi!” – Krzyknąłem w czarną pustkę rozpościerająca się za kratą.
- Naruto? Co cię do mnie sprowadza?
„Kilka spraw. Jedną z nich jest problem uszkodzonej pieczęci zamykającej twoją potęgę w moim ciele.”
- Tak?
„Widzisz, zastanawiam się jak ją naprawić?”
- Cóż Naruto. Za bardzo nie wiem jak ci pomóc, gdyż mam ograniczone pole manewru. Lecz jest jedno wyjście które znam, a które mogło by ci pomóc.
„Jakie jest to wyjście?”
- Porozmawiaj z medycznym żołnierzem twojej Upiornej Armii.
„Chyba żartujesz! Miałbym powierzyć im swoje życie?!”
- Jeśli nie ma innego wyjścia? – Demon odparł pytaniem na pytanie. – Poza tym nic nie ryzykujesz, bo przecież raz już ci uratowali życie, nie?
„To prawda, raz już uratowali mi życie i chyba drugi raz mógłbym im zaufać.”
Skończywszy rozmowę z moim odwiecznym towarzyszem i pomocnikiem w trudnych chwilach, powróciłem do świata rzeczywistego. Momentalnie poczułem szarpanie za moje ubranie, a gdy otworzyłem oczy okazało się, że to Miyoko mną targa.
- Naruto-sensei, to kimono jest świetne! Dziękuję! – Krzyknęła.
- Tylko spokojnie. – Powstrzymałem ją od rzucenia mi się na szyję. – Choć jeszcze na chwilę do pokoju, mam do ciebie kilka pytań.
- Hai!
Gdy na powrót weszliśmy do pokoju, zaraz oboje zajęliśmy miejsca na łóżka naprzeciwko siebie.
- Miyoko, powiedz proszę z jakiej jesteś wioski?
Dziewczynka popatrzyła na mnie zdziwiona.
- Nie rozumiem.
- Dobrze, może zapytam wprost… z jakiej wioski cię porwano?
- Hmmm… – Blondynka popadła w chwilową zadumę. – Jedyne co pamiętam to swój pokój. Było to duże pomieszczenie z biurkiem pod ścianą i wielkim łóżkiem stojącym na środku. Pamiętam też, że były tam dwa okna… jedno wychodzące chyba na ulicę, a drugie do ogrodu, dużego ogrodu. – Wyjaśniła.
- Dobrze, to teraz inne pytanie. Czy wiesz dokąd zmierzamy?
Inaba pokręciła głowa przecząco, jednocześnie patrząc na mnie pytająco.
- Zabieram cię do swojej rodzinnej wioski… do Konoha-Gakure.
- Dobrze. I tak nie wiem z jakiej jestem wioski, więc teraz jest mi wszystko jedno gdzie zamieszkam, byle tylko być blisko ciebie Naruto-sensei!
Jej słowa, szczerze powiedziawszy, mile mnie zaskoczyły. Jak na siedmiolatkę, to ona jest bardzo wygadana i zdecydowana. Tylko jedno mnie zastanawia… czemu tak jej zależy na moim towarzystwie. Przecież jestem Jinchuriki, siejącym strach i przerażenie w sercach mieszkańców wszystkich wiosek, choć ona jeszcze o tym nie wie.
- To teraz Miyoko, powiedz czemu nazywasz mnie swoim sensei’em?? Przecież nigdy niczego cię nie uczyłem.
- Ale będziesz uczył, prawda? Proszę! – Dziewczynka zrobiła do mnie piękne oczy.
- Oczywiście. – Odparłem po chwili namysłu. „Coś mi się wydaje, że to dopiero początek naszej wspólnej przyjaźni.” – Pomyślałem i szeroko się uśmiechnąłem.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





I co powiecie na taki rozwój wydarzeń? I kto by pomyślał, że Naruto zgodzi się na prośbę Miyoko? – P.S. zakładam że niektóre dialogi wydały się wam strasznie sztywne i drętwe, ale nic na to nie poradzę… czasem już tak mam, nie potrafię ich odpowiednio sformułować >.< – Pozdrawiam i zapraszam do komentowania.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    cudownie, Naruto ty się najadłeś, a mała to co? ale prezencik wspaniały, bardzo się ucieszyła z niego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń