Jak pewnie już
zauważyliście, ostatni odcinek był krótszy niż zazwyczaj i chyba już tak
pozostanie… W głównej mierze, będzie to zależało od czasu jaki przyjdzie mi
poświecić na każdy odcinek, ale także od mojej nieograniczonej weny, która jak
wiecie potrafi płatać mi niezłe figle. No nic, pozdrawiam i zapraszam na 127
post…
<<< Odcinek ukazał się 20 czerwca 2009
roku >>>
Gdy podszedłem do ogniska, zaraz
bez słowa odpowiedzi na zadane pytanie, po wcześniejszym rozłożeniu koca,
usiadłem na nim i na chwilę zapatrzyłem się w ogień. Oparłszy dłonie o kolana,
po chwili milczenia podniosłem głowę do góry i spojrzawszy na wszystkich po
kolei, zaraz sięgnąłem ręką do wewnętrznej kieszeni płaszcza.
- Czy wiemy z kim mamy do
czynienia??
- To chyba oczywiste, że z Suną?!
Oburzyła się Shizune, gdyż
pytanie zamaskowanego shinobi wydało się jej niedorzeczne.
- Czy aby na pewno?
Spytałem, na powrót spojrzawszy w
płomień ogniska. Momentalnie wśród reszty shinobi liścia pojawiły się liczne
szepty i pomrukiwania, i tylko słowa jednej osoby były na tyle głośne, by
wszyscy mogli je usłyszeć.
- Czy ten ANBU oszalał?! Jak
można wątpić w to, z kim mamy do czynienia??
Powiedziała Ino, lecz nijak
zareagowałem na jej słowa, gdyż ta nieświadomość co do prawdziwości rozgrywającej
się tu sytuacji, nieco zaczyna już mnie bawić.
- A jeśli powiem, że naszym
przeciwnikiem jest zupełnie kto inny??
- Do czego zmierzasz?
Spytał Hatake, którego chyba
zainteresowały moje słowa. Wyciągnąwszy z pod płaszcza materiałowe zawiniątko,
zaraz gestem ręki wskazałem na zielonooką, która bez chwili zwłoki do mnie
podeszła. Z pytaniem w oczach, dziewczyna odebrała ode mnie pakunek.
- Co to takiego?? – Spytała.
- Dowód na to, że naszym
prawdziwym wrogiem jest Iwa-Gakure!
Kunoichi puściwszy mi zaskoczone
spojrzenie, zaraz odwinęła zawiniątko i wszystkim, w koło zebranym ukazała
piętnaście, poplamionych krwią, opasek shinobi skały. W mgnieniu oka zapadła
między nami grobowa cisza, a spojrzawszy na Yamanakę, zaraz dostrzegłem, że
pewność siebie teraz już całkowicie ją opuściła. Po chwili przyglądania się, do
wciąż zszokowanej Sakury szybko podszedł Yamato i pochwyciwszy w dłoń mój dowód
na niewinność Suny, zaraz spojrzał w moim kierunku.
- Skąd je masz?
- Dziś rano dokładnie obszukałem
ciała wojowników, którzy walczyli z panną Harono i właśnie TO przy nich
odkryłem.
- Dobra… tylko dlaczego dopiero
teraz nam to mówisz?!! – Krzyknęła Shizune.
- Ponieważ chciałem, aby
Kakashi-sempai też się o tym dowiedział.
Szarowłosy wyraźnie zamyśliwszy
się, dopiero gdy wymieniłem jego imię to zareagował. Widząc kompletny szok w
jego jedynym odsłoniętym oku, niezauważalnie uśmiechnąłem się od ucha do ucha.
Mężczyzna zaraz podszedł powoli do Sakury i również chwyciwszy w dłoń jedną z
opasek z emblematem wioski Skały, po przejechaniu kciukiem bo wygrawerowanym
tam znaku, w końcu się odezwał.
- To wszystko zmienia.
- Zaraz, zaraz! Jeśli
rzeczywistym sprawcą tego, co tu widzimy, są shinobi skały, a nie tak jak
dotychczas przypuszczaliśmy, że byli to shinobi piasku… to co mamy robić gdy
niespodziewanie, nie daj Bóg jutru natkniemy się na prawdziwych shinobi
piasku??
Nagle odezwał się Shikamaru, jak
zwykle wszystkich zaskakując swoją błyskotliwą dedukcją. Powiem, że to pytanie
szczerze mnie zaskoczyło, gdyż nad tego typu sprawą jeszcze się nie
zastanawiałem.
- To się zobaczy, ale jeśli
przyjdzie nam się zmierzyć z shinobi piasku, to postarajmy się to rozegrać w
jak najbardziej dyplomatyczny i humanitarny sposób. Czy takie rozwiązanie wam
odpowiada??
- Hai, Kitsune-san!!
Wszyscy zgodzili się jednym
chórem, nawet jounini pokiwali głowami z aprobatą. Ustaliwszy ze wszystkimi
jeszcze kilka spraw, istotnych dla złagodzenia nieuchronnego konfliktu z Suną,
w między czasie z powrotem zawinąłem opaski Iwy-Gakure w kawałek materiału i
schowałem je do wewnętrznej kieszeni płaszcza.
* * *
Następnego dnia, gdy słońce
stanęło już w zenicie, w nie wielkim obozie na granicy kraju Ognia i kraju
Deszczu, w jednym z namiotów obudziła się blond włosa dziewczyna z wielkim
wachlarzem obok niej leżącym. Podniósłszy się do pozycji siedzącej, kunoichi
przetarła jeszcze zaspane oczy, po czym wygramoliła się na zewnątrz.
Wystawiwszy głowę na zewnątrz, Temari od razu poczuła na twarzy przyjemny dotyk
promieni, mocno świecącego słońca i delikatny powiew północnego wiatru.
Dziewczyna, po wyjściu na zewnątrz, zaraz wstała do pozycji wyprostowanej i
momentalnie poczuła jak strzelają jej kości pleców.
- Agch… chyba powoli się starzeję.
Mruknęła pod nosem z zadziornym
uśmieszkiem, po czym rozciągnęła nieco obolałe mięśnie. Po kilku minutowej
gimnastyce, blondynka zawiesiła na plecach swoją główną broń, po czym
rozejrzawszy się po obozowisku, zaraz wypatrzyła sobie jakieś naprawdę wysokie
drzewo. Bez chwili zastanowienia, skumulowała chakre w podeszwach stóp i bez
mrugnięcia wbiegła na sam szczyt ów rośliny. Zatrzymawszy się na chwiejny
czubku, Temari oparła otwartą dłoń o czoło, tworząc daszek i wytężyła wzrok.
„Jeśli
by się postarać, to do tego miast dotarlibyśmy za 4 godziny.” – Kunoichi wydedukowała w myślach z zaobserwowanego widoku.
Porozglądawszy się jeszcze przez chwilę, siostra Kazekage-dono zaraz zeszła z
drzewa, a gdy dotknęła stopami ziemi momentalnie dostrzegła członków swojego
oddziału, powoli zwijających obóz.
- Ruchy, ruchy!!
Krzyknęła z szerokim uśmiechem,
co u pozostałych wywołało lekkie zdziwienie. Shinobi piasku, ku zaskoczeniu
dziewczyny, w błyskawicznym tempie się uwinęli i już wszyscy stoją gotowi do
wymarszu.
- Co teraz? – Spytał Thoki.
- Idziemy! Przed nami około 4-5
godzin drogi!
Krzyknęła Temari, po czym
wskoczyła na gałąź pobliskie drzewa i ruszyła w stronę Konohy, a jej towarzysze
bez zbędnych pytań jedynie ruszyli w ślad za nią.
Gdy się obudziłem, pierwsze co
zrobiłem, to zwinąłem swoje skromne posłanie składające się z kilku koców
ułożonych jeden na drugim, po czym poprawiwszy maskę zasłaniająca moją twarz,
rozejrzałem się po obozowisku. Widząc dopalające się ognisko, zaraz
wydedukowałem, że ktoś pilnował je przez prawie całą noc.
- Dzień dobry.
Nagle usłyszałem głos za plecami,
a gdy się odwróciłem, momentalnie dostrzegłem Hinatę wychodzącą z jednego z
namiotów. Dziewczyna stanąwszy do mnie bokiem, zaraz przejechała palcami po
kruczoczarnych włosach, zupełnie jakby chciała je uczesać, po czym zawiązała
sobie opaskę shinobi na szyi. Spojrzawszy w moim kierunku, momentalnie
dostrzegłem na jej policzkach niewielkiego rumieńca.
- Pięknie dziś wyglądasz.
Palnąłem pierwsze co mi ślina na
język przyniosła. Kunoichi oczywiście w mgnieniu oka spłonęła pokaźnym
rumieńcem, lecz nic mi nie odpowiedziała, tylko mnie wyminąwszy szybko poszła
do pierwszego z niezburzonych domów. Gdy dziewczyna zniknęła w ciemnościach
zrujnowanego domostwa, zaraz zostałem skarcony przez mieszkającego we mnie
demona.
- Ty idioto!! A jeśli ona pozna cię po głosie?!
„Oj
Kyuubi, czy ty aby czasem nie przesadzasz z tym pilnowaniem mnie? Co ja
poradzę, że w naszej wiosce jest kilka bardzo ładnych dziewczyn i jedną z nich
właśnie jest Hinata?! Czy to, że jestem w związku z Sakurą, musi znaczyć, że
nie mogę już prawić komplementów innym przedstawicielkom płci pięknej!??”
- Wiesz, że nie oto mi chodzi.
„Nie?!!
A to sorry.” – Spaliłem buraka. – „Więc o co??”
- A oto, że… – Lis westchnął ciężko. – …zresztą, nie ważne.
„No
powiedz. Obiecuję, że nie będę krzyczał.”
- Wiesz co, zachowam wszystkie swoje uwagi dla siebie. Rób co chcesz.
Kyuubi odparł posępnie, po czym
nagle zerwał ze mną kontakt mentalny i już nie zareagował na moje ponowne
wołanie. Szczerze powiem, że jego dziwne zachowanie strasznie mnie zaskoczyło,
lecz wzruszywszy obojętnie ramionami na ten fakt, po chwili zebrałem chakrę w podeszwach
stóp i szybko wdrapałem się na dach domu do którego weszła Hyuuga. Dopiero z
tego miejsca mogę dokładnie obejrzeć skalę zniszczeń miasta Fujioka. Dosłownie
rzecz ujmując, to miejsce wygląda jakby nawiedził je deszcz meteorów lub co
gorsze, zaatakował je jakiś jinchuuriki… a nie piętnastu zwykłych shinobi Skały.
- Coś mi tu nie gra.
Mruknąłem pod nosem.
„Kyuubi?”
- Słucham?!
„Jeśli
chciałbym zrównać to miejsce z ziemią, zabijając przy okazji wszystkich
mieszkańców, to ile musiałbym mieć ogonów??”
- Dziwne pytanie, ale postaram się na nie odpowiedzieć. – W
tonie głosu demona wyczułem coś dziwnego, jakby lekką frustrację. – Hmm… myślę że cztery by ci w zupełności
wystarczyły.
„So
ka. Arigatō tomodachi.”*
Zakończywszy połączenie mentalne
z demonem, już ciałem wrócić do obozu, gdy nagle usłyszałem przeraźliwy krzyk
wydobywający się z wnętrza domu. Od razu zareagowawszy, szybko rozejrzałem się
po dachu. Znalazłszy w nim dziurę, momentalnie wyciągnąłem katanę i gotowy do
walki wskoczyłem do środka.
NEXT COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters
belong to Masashi Kishimoto
* So ka. Arigatō tomodachi (jap.) – Rozumiem. Dziękuję przyjacielu.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ale sądzę że powinno przesłać drugą wiadomość Tsunade... pierwsza dotrze że miasto zostało zniszczone i wszyscy mieszkańcy wybici przez Saune, a druga ukazała by że ktoś inny jest winny...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia