Przepraszam, że
musieliście tak długo czekać, ale są wakacje i moja wena nieco się rozleniwiła…
i teraz napisanie czegokolwiek przychodzi mi z wielkim trudem. Chciałem ten
post dać w sobotę, ale oczywiście net musiał mi się schrzanić. No nic, nie wiem
kiedy będzie notka następna… Teraz serdecznie wszystkich zapraszam na odcinek
134.
<<< Odcinek ukazał się 19 lipca 2009
roku >>>
Stojąc przez chwilę w całkowitym
osłupieniu i patrząc na swe buty ukryte pod taflą wody, zaraz uświadomiłem
sobie, że moje wcześniejsze zachowanie wobec 9-ogonowego rzeczywiście było
obraźliwe i karygodne. Z oka popłynęła mi łza pełna próśb przebaczenia.
- Chciałbym cię przeprosić Kyuubi
za moje zachowanie wobec ciebie. – Powiedziałem głosem skruszonego człowieka,
wciąż nie podnosząc wzroku na lokatora mojej duszy. Natłok myśli wypełniający w
tej chwili moją głowę, nie za bardzo pozwala mi na sklecenie bardziej
przepraszającej wypowiedzi. Patrząc jak kolejne krople moich łez rozbijają się
o taflę wody wypełniającej wnętrze tego miejsca, po chwili ponownie się
odezwałem.
- Nie wiem, co mnie napadło… – W
tym momencie podniosłem wzrok na demona. – …świadomość, że udało mi się
zapanować nad mroczną częścią twojej mocy czy może objęcie dowództwa nad gigantyczną
armią Upiornych żołnierzy, tak na mnie wpłynęło?? Naprawdę nie wiem, co we mnie
wstąpiło, ale obiecuję, że się poprawię. Jeszcze raz, strasznie Cię przepraszam.
Rozumiem twoje rozgoryczenie i nie mam Ci tego za złe. Jestem gotów ponieść
karę, jaką niewątpliwie zechcesz teraz na mnie narzucić!
Ostatnie słowa niemalże
wykrzyczałem lisowi w pysk.
- Ekhm. – Żachnął się demon. – Naruto. Nie zamierzał narzucać ci żadnej kary. Po za tym, nawet
jeśli chciałbym coś podobnego zrobić, jak sam wiesz, nie mam zbyt dużego pola
manewru. Co więcej, widząc niewymuszone, a jedynie szczere łzy w twoich oczach,
wiem że twoje słowa nie zostały rzucone na wiatr. – Kyuubi podszedł
bliżej masywnej kraty nas oddzielającej. – Twoje
przeprosiny zostały przyjęte.
Gdy powiedział, momentalnie
poczułem jak cały ciężar i grom zaistniałej tu sytuacji, nagle gdzieś spływa,
ulatnia się, pozostawiając po sobie pustkę pełną radości i niewymownej
wdzięczności.
- Arigatou Gozaimasuta Kyuubi no
Yoko!!
Szeroko się do niego
uśmiechnąłem, po czym z wysoko podniesioną głową powoli oddaliłem się od
miejsca zamieszkania lokatora mojej duszy i po chwili powróciłem zmysłami do
świata rzeczywistego. Gdy się ocknąłem z nocnego letargu, zaraz otworzyłem oczy
i momentalnie dostrzegłem, że już jest jasno. Fakt ten niebywale mnie zdziwił,
gdyż kompletnie nie spodziewałem się, że ta, jakże dla mnie trudna rozmowa z
lisem, będzie trwać calusieńką noc. Rozejrzawszy się po obozowisku, nie
dostrzegłem nic niepokojącego. Nic, co by wskazywało na jakiś atak czy walkę.
Tak jak rozkazałem poprzedniego dni, za namiotami rozłożonymi dokładnie
naprzeciwko mnie, wciąż stoją przywołani żołnierze i niezłomnie lustrują
najbliższą okolicę.
Podniósłszy się do wyprostu,
nagle poczułem niewyobrażalne odrętwienie nóg, a to dlatego, gdyż całą noc
przesiedziałem po turecki i to w dodatku w całkowitym bezruchu. Zaraz zrobiłem
kilka przysiadów, by po chwili paść na brzuch i wykonać kilka pompek. Potem
przewróciłem się jeszcze na plecy i zrobiłem kilka brzuszków. Krótka, poranna
gimnastyka dobrze mi zrobiła. Rozciągnąwszy obolałe mięśnie, zaraz rozgrzebałem
nadal dymiące ognisko, zacierając po nim jakikolwiek ślad, po czym podszedłem
do namiotu, w którym nocowała moja zielonooka piękność. Zajrzawszy do środka,
zobaczyłem Sakure nadal smacznie śpiącą, a widok spokojnego wyrazu jej twarzy
świadczyć może, że dziewczyna miała bardzo udaną noc. Bez zakłóceń. Wiedząc, że
jeszcze jest bardzo wcześnie, nie chcą jej budzić, jedynie ukląkłem koło niej,
nachyliłem się i złożyłem delikatnego całusa na lekko różowym policzku kunoichi,
po czym bezgłośnie wyszedłem na zewnątrz. Oddaliwszy się kilka kroków, w stronę
miejsca w którym niedawno dymiło się jeszcze niedopalone ognisko, nagle
poczułem powalający na kolana ból brzucha, a po nim ryk żołądka płoszącego
ptactwo z pobliskiego drzewa.
„Cholera!
Ale jestem głodny. Czuję, że mógłbym zjeść konia z kopytami.” – Pomyślałem z kwaśną miną. – „Choć wolałbym 10 wielkich misek pełnych Ramenu!”
Z wyobrażeniem mojego ulubionego
dania przed oczami, z bolącym, pustym brzuchem zaraz, szybko skierowałem się w
głąb lasu z zamiarem upolowania lub złowienia jakiejś strawy. Po dwudziestu
minutach bez owocnych poszukiwań, nagle do moich uszu doszedł szmer jakiegoś
wodospadu. Zwróciwszy kierunek marszu w tamtą stronę, zaraz doszedłem do
miejsca wydobywania się tego dźwięku i momentalnie zostałem zauroczony pięknem
nowo odkrytego miejsca. Niewielkie jeziorko, a raczej staw u podnóża jakiejś
góry, z której spływa wolno lejący się wodospad. Całe to miejsce otoczone jest
przez gęsto rosnący las z którego właśnie wyszedłem. No coś pięknego.
* * *
O świcie, gdy burzowe chmury w
końcu zostały rozwiane i na niebie pokazały się pierwsze promienie wschodzącego
słońca, młody członek nieistniejącego już klanu Uchiha, leżąc na niewygodnym
materacu więziennego łóżka, nagle poczuł jak całe jego ciało wypełnia przyjemna
dawka energii. Otworzywszy oczy, momentalnie dostrzec można uaktywniony
Sharingan, pierwszy raz od dłuższego czasu. Chłopak podniósł się do pozycji
siedzącej, po czym usiadł na brzegu łóżka i rozprostował dłonie. Po chwili całe
jego ciało, od zewnątrz pokryła gęsta powłoka niebieskiej chakry, jaka w końcu
została uwolniona.
- Nareszcie! Kabuto… jesteś
genialny!!
Krzyknął czarnowłosy, z chytrym
uśmieszkiem wykrzywiającym jego usta. Gdy ten krótki sprawdzian, czy specyfik
przygotowany i podrzucony przez białogłowego okularnika… zadziałał, Sasuke
szybko poderwał się na równe nogi i zwrócił się ku stalowym drzwiom do swojej
celi.
- Pora się stąd wynosić.
Mruknął pod nosem, po czym w
prawej dłoni stworzył kulę skomasowanej chakry, iskrzącą się niewielkimi
piorunami we wszystkich kierunkach. Zbliżywszy się do masywnej przeszkody, jak
uniemożliwia wyjście na zewnątrz, Uchiha po chwili namysłu przejechał stworzoną
techniką po zamkach i zawiasach. Gdy powstały kurz się rozrzedził, chłopak
momentalnie dostrzegł, że stalowe drzwi ani drgnęły.
- Co jest!?
Powiedział zniecierpliwionym
głosem i po chwili kopnął w nie z pół obrotu. Wrota lekko zachwiały się, po
czym z ciężkim i powolnym ruchem gruchnęły o kamienną podłogę. Podopieczny
wężowego sannina zrobił krok na przód i delikatnie wyjrzał na korytarz.
Zobaczywszy ciała dwóch strażników, bezwładnie leżących pod ścianą, zaraz do
nich podszedł i każdemu przytknął palec do tętnicy szyjnej, by się przekonać
czy aby na pewno nie żyją. Upewniwszy się, że jednak nie żyją, Sasuke zaraz
pochwycił w dłoń katane jednego z nich, podniósł się i szybko pobiegł w stronę
wyjścia.
„Muszę
znaleźć zbrojownię czy jak to się tam nazywa i odebrać swoją broń!” – Pomyślał znalazłszy się przy schodach prowadzących na górę.
Wchodząc powoli, stopień po stopniu, będąc w połowie drogi, chłopak nagle
usłyszał jakieś odgłosy dobiegające z korytarza przed nim.
- …dziś w nocy mieliśmy intruza…
- …tak, wiem. Eiji widział go, ale zaraz potem został znokautowany…
- …biedaczek, w szpitalu
powiedzieli, że…
Echo rozmowy dwóch strażników
idących korytarzem w kierunku schodów, zaczęło robić się coraz wyraźniejsze i
wyraźniejsze. Uchiha cichutko podszedł do rogu ściany i gdy już chciał wyjrzeć
zza rogu, z korytarza wyłonili się właściciele ów głosów. Czarnowłosy
momentalnie zastygł w bezruchu, plecami przytulony do zimnej ściany, z kataną w
razie czego, gotową do walki. Strażnicy, kompletnie nie świadomi obecności
jednego z więźniów, nie zauważywszy go przeszli obok i skierowali się dalej
korytarzem, rozmawiając w najlepsze.
„Uff…
było naprawdę blisko…” – Pomyślał czarnooki
jednocześnie wypuszczając wstrzymane powietrze z wyraźną ulgą. Sasuke, ponownie
wyjrzawszy zza rogu, szybko rozejrzał się. Nie widząc nikogo na swojej drodze,
zaraz wyskoczył i pognał w kierunku z którego nadeszli tamci shinobi Liścia.
Mijając jakieś cele, niektóre „zamieszkane”, inne puste, czarnowłosy w końcu
dobiegł do pomieszczenia opatrzonego napisem MAGAZYN. Nacisnąwszy klamkę, zaraz
okazało się, że drzwi są zamknięte. Nie wiele się zastanawiając, jednym
potężnym kopniakiem wyważył je. Przeszukując metalowe regały z dziesiątkami
kartonowych pudeł… po kilku minutach, natknął się na podłużne pudło opatrzone
podpisem SASUKE UCHIHA. Otworzywszy je, wyciągnął kilka shurikenów, kunaii i
swoją katane, jaką otrzymał od Orochimaru. Zawróciwszy zaraz do wyjścia, nie
upewniwszy się czy droga jest wolna, pewnie wyszedł z magazynku i momentalnie
natknął się na jakiegoś strażnika akurat wychodzącego zza drzwi z napisem WC.
Gdy ich spojrzenia się spotkały, w mgnieniu oka obaj zastygli w chwilowym
bezruchu. Sasuke trzymając lewą dłoń lekko zaciśnięta na rękojeści swojego
miecza, przymknąwszy na chwilę oczy, zaraz je na powrót otworzył i ukazał swemu
przeciwnikowi uaktywniony Sharingan.
Strażnik w tym czasie,
przypomniawszy sobie co mówiono mu, jak ma się zachować pod czas spotkania z
posiadaczem takiego Kekke Genkai. Mężczyzna w ostatnim momencie spuściwszy
wzrok na podłogę, tym samym uniknął użycia na nim jakiegoś niebezpiecznego
jutsu z rodzaju Genjutsu. Powoli sięgnąwszy po kunai zalegający w kieszeni jego
spodni, nagle usłyszał głos…
- Nie radziłbym ci tego robić!
Powiedział Uchiha mroźnym tonem
głosu. Brunet, bo taki kolor mają włosy ów strażnika, chunina… czując
narastające zdenerwowanie i liczne kropelki potu powoli ściekające mi po
skroni, po chwili namysłu zdecydował się zaryzykować. Chwyciwszy ręką za
sztylet, lecz nadal nie wyciągając go z kieszeni, zaraz spojrzał swemu
przeciwnikowi na nogi.
- Jak rozumiem, w końcu
postanowiłeś się stąd urwać!??
- Tak.
- I nie mam żadnych szans w
przekonaniu cię byś tego nie robił!??
- Dokładnie.
Sasuke odparł mu na oba pytania z
niezwykłym spokojem w głosie, zupełnie jakby uciekanie z więzienia było czymś
najnormalniejszym w świecie. Mężczyzna w zielonej kamizelce z czerwonym znakiem
kraju Ognia na plecach, mimo zapewnień czarnowłosego, po chwili namysłu powoli
począł wyciągać ukryty sztylet z kieszeni. Gdy promień lampy jarzeniowej
wiszącej na suficie, odbił się od skrawka idealnie błyszczącego metalu, w
mgnieniu oka, strażnik poczuł jak coś bardzo ostrego przeszywa go na wylot w
okolicy brzucha.
- I po co Ci to było? – Spytał
Uchiha, powalając przeciwnika na podłogę i wyciągając z jego ciała zakrwawione
ostrze katany. Posiadacz Sharingana nie bardzo rozumiejąc wykonany ruch
strażnika, jedynie pokręcił głową na jego lekkomyślność, po czym nie oglądając
się za siebie, szybko oddalił się od miejsca zdarzenia w tylko sobie znanym
kierunku.
- Cholera!
Zaklął chunin. Czując jak w
szybkim tempie jego ciało zaczyna się wychładzać, co zwiastują dreszcze, brunet
zakrywszy ranę jedną ręką, drugą zaczął sobie pomagać w czołganiu się.
Odkasłując co jakiś czas strużką krwi, po chwili ku swemu zadowoleniu doczołgał
się pod przeciwległą ścianę, na której umieszczono alarm. Z wielkim trudem
spojrzawszy na czerwony przycisk, z jeszcze większym trudem podniósł się do
pozycji klęczącej. Gdy mężczyzna tylko zgiął się w pół, z jego rany wyleciała
większa ilość krwi, a jego ciałem targnął spazm niewyobrażalnego bólu. Chunin
jednak nie poddając się, wyciągnął wolną rękę w stronę przycisku…
UUUUUUEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nagle poranną ciszę zakłócił ryk
od dawna nieużywanej syreny alarmowej. Jej sygnał, w jednej chwili postawił na
nogi wszystkich więźniów i pozostałych strażników zalegających wciąż w swych
łóżkach, w tym także cztery oddziały doborowych shinobi z korzenia ANBU.
NEXT COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters
belong to Masashi Kishimoto
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, dla mnie to jest dziwne, że mają intruza i nie sprawdzaja cel i korytarzy, bo to znaczy że nawet nie wiedzą o śmierci tych kompanów którzy pilnowali Uchihy... jeszcze jedna rzecz Naruto chyba zostawił cześć Upiornych, więc oni by mogli pilnować...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia