czwartek, 25 stycznia 2018

134. Ucieczka

Przepraszam, że musieliście tak długo czekać, ale są wakacje i moja wena nieco się rozleniwiła… i teraz napisanie czegokolwiek przychodzi mi z wielkim trudem. Chciałem ten post dać w sobotę, ale oczywiście net musiał mi się schrzanić. No nic, nie wiem kiedy będzie notka następna… Teraz serdecznie wszystkich zapraszam na odcinek 134.



<<< Odcinek ukazał się 19 lipca 2009 roku >>>



Stojąc przez chwilę w całkowitym osłupieniu i patrząc na swe buty ukryte pod taflą wody, zaraz uświadomiłem sobie, że moje wcześniejsze zachowanie wobec 9-ogonowego rzeczywiście było obraźliwe i karygodne. Z oka popłynęła mi łza pełna próśb przebaczenia.
- Chciałbym cię przeprosić Kyuubi za moje zachowanie wobec ciebie. – Powiedziałem głosem skruszonego człowieka, wciąż nie podnosząc wzroku na lokatora mojej duszy. Natłok myśli wypełniający w tej chwili moją głowę, nie za bardzo pozwala mi na sklecenie bardziej przepraszającej wypowiedzi. Patrząc jak kolejne krople moich łez rozbijają się o taflę wody wypełniającej wnętrze tego miejsca, po chwili ponownie się odezwałem.
- Nie wiem, co mnie napadło… – W tym momencie podniosłem wzrok na demona. – …świadomość, że udało mi się zapanować nad mroczną częścią twojej mocy czy może objęcie dowództwa nad gigantyczną armią Upiornych żołnierzy, tak na mnie wpłynęło?? Naprawdę nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale obiecuję, że się poprawię. Jeszcze raz, strasznie Cię przepraszam. Rozumiem twoje rozgoryczenie i nie mam Ci tego za złe. Jestem gotów ponieść karę, jaką niewątpliwie zechcesz teraz na mnie narzucić!
Ostatnie słowa niemalże wykrzyczałem lisowi w pysk.
- Ekhm. – Żachnął się demon. – Naruto. Nie zamierzał narzucać ci żadnej kary. Po za tym, nawet jeśli chciałbym coś podobnego zrobić, jak sam wiesz, nie mam zbyt dużego pola manewru. Co więcej, widząc niewymuszone, a jedynie szczere łzy w twoich oczach, wiem że twoje słowa nie zostały rzucone na wiatr. – Kyuubi podszedł bliżej masywnej kraty nas oddzielającej. – Twoje przeprosiny zostały przyjęte.
Gdy powiedział, momentalnie poczułem jak cały ciężar i grom zaistniałej tu sytuacji, nagle gdzieś spływa, ulatnia się, pozostawiając po sobie pustkę pełną radości i niewymownej wdzięczności.
- Arigatou Gozaimasuta Kyuubi no Yoko!!
Szeroko się do niego uśmiechnąłem, po czym z wysoko podniesioną głową powoli oddaliłem się od miejsca zamieszkania lokatora mojej duszy i po chwili powróciłem zmysłami do świata rzeczywistego. Gdy się ocknąłem z nocnego letargu, zaraz otworzyłem oczy i momentalnie dostrzegłem, że już jest jasno. Fakt ten niebywale mnie zdziwił, gdyż kompletnie nie spodziewałem się, że ta, jakże dla mnie trudna rozmowa z lisem, będzie trwać calusieńką noc. Rozejrzawszy się po obozowisku, nie dostrzegłem nic niepokojącego. Nic, co by wskazywało na jakiś atak czy walkę. Tak jak rozkazałem poprzedniego dni, za namiotami rozłożonymi dokładnie naprzeciwko mnie, wciąż stoją przywołani żołnierze i niezłomnie lustrują najbliższą okolicę.
Podniósłszy się do wyprostu, nagle poczułem niewyobrażalne odrętwienie nóg, a to dlatego, gdyż całą noc przesiedziałem po turecki i to w dodatku w całkowitym bezruchu. Zaraz zrobiłem kilka przysiadów, by po chwili paść na brzuch i wykonać kilka pompek. Potem przewróciłem się jeszcze na plecy i zrobiłem kilka brzuszków. Krótka, poranna gimnastyka dobrze mi zrobiła. Rozciągnąwszy obolałe mięśnie, zaraz rozgrzebałem nadal dymiące ognisko, zacierając po nim jakikolwiek ślad, po czym podszedłem do namiotu, w którym nocowała moja zielonooka piękność. Zajrzawszy do środka, zobaczyłem Sakure nadal smacznie śpiącą, a widok spokojnego wyrazu jej twarzy świadczyć może, że dziewczyna miała bardzo udaną noc. Bez zakłóceń. Wiedząc, że jeszcze jest bardzo wcześnie, nie chcą jej budzić, jedynie ukląkłem koło niej, nachyliłem się i złożyłem delikatnego całusa na lekko różowym policzku kunoichi, po czym bezgłośnie wyszedłem na zewnątrz. Oddaliwszy się kilka kroków, w stronę miejsca w którym niedawno dymiło się jeszcze niedopalone ognisko, nagle poczułem powalający na kolana ból brzucha, a po nim ryk żołądka płoszącego ptactwo z pobliskiego drzewa.
„Cholera! Ale jestem głodny. Czuję, że mógłbym zjeść konia z kopytami.” – Pomyślałem z kwaśną miną. – „Choć wolałbym 10 wielkich misek pełnych Ramenu!”
Z wyobrażeniem mojego ulubionego dania przed oczami, z bolącym, pustym brzuchem zaraz, szybko skierowałem się w głąb lasu z zamiarem upolowania lub złowienia jakiejś strawy. Po dwudziestu minutach bez owocnych poszukiwań, nagle do moich uszu doszedł szmer jakiegoś wodospadu. Zwróciwszy kierunek marszu w tamtą stronę, zaraz doszedłem do miejsca wydobywania się tego dźwięku i momentalnie zostałem zauroczony pięknem nowo odkrytego miejsca. Niewielkie jeziorko, a raczej staw u podnóża jakiejś góry, z której spływa wolno lejący się wodospad. Całe to miejsce otoczone jest przez gęsto rosnący las z którego właśnie wyszedłem. No coś pięknego.
* * *
O świcie, gdy burzowe chmury w końcu zostały rozwiane i na niebie pokazały się pierwsze promienie wschodzącego słońca, młody członek nieistniejącego już klanu Uchiha, leżąc na niewygodnym materacu więziennego łóżka, nagle poczuł jak całe jego ciało wypełnia przyjemna dawka energii. Otworzywszy oczy, momentalnie dostrzec można uaktywniony Sharingan, pierwszy raz od dłuższego czasu. Chłopak podniósł się do pozycji siedzącej, po czym usiadł na brzegu łóżka i rozprostował dłonie. Po chwili całe jego ciało, od zewnątrz pokryła gęsta powłoka niebieskiej chakry, jaka w końcu została uwolniona.
- Nareszcie! Kabuto… jesteś genialny!!
Krzyknął czarnowłosy, z chytrym uśmieszkiem wykrzywiającym jego usta. Gdy ten krótki sprawdzian, czy specyfik przygotowany i podrzucony przez białogłowego okularnika… zadziałał, Sasuke szybko poderwał się na równe nogi i zwrócił się ku stalowym drzwiom do swojej celi.
- Pora się stąd wynosić.
Mruknął pod nosem, po czym w prawej dłoni stworzył kulę skomasowanej chakry, iskrzącą się niewielkimi piorunami we wszystkich kierunkach. Zbliżywszy się do masywnej przeszkody, jak uniemożliwia wyjście na zewnątrz, Uchiha po chwili namysłu przejechał stworzoną techniką po zamkach i zawiasach. Gdy powstały kurz się rozrzedził, chłopak momentalnie dostrzegł, że stalowe drzwi ani drgnęły.
- Co jest!?
Powiedział zniecierpliwionym głosem i po chwili kopnął w nie z pół obrotu. Wrota lekko zachwiały się, po czym z ciężkim i powolnym ruchem gruchnęły o kamienną podłogę. Podopieczny wężowego sannina zrobił krok na przód i delikatnie wyjrzał na korytarz. Zobaczywszy ciała dwóch strażników, bezwładnie leżących pod ścianą, zaraz do nich podszedł i każdemu przytknął palec do tętnicy szyjnej, by się przekonać czy aby na pewno nie żyją. Upewniwszy się, że jednak nie żyją, Sasuke zaraz pochwycił w dłoń katane jednego z nich, podniósł się i szybko pobiegł w stronę wyjścia.
„Muszę znaleźć zbrojownię czy jak to się tam nazywa i odebrać swoją broń!” – Pomyślał znalazłszy się przy schodach prowadzących na górę. Wchodząc powoli, stopień po stopniu, będąc w połowie drogi, chłopak nagle usłyszał jakieś odgłosy dobiegające z korytarza przed nim.
- …dziś w nocy mieliśmy intruza…
- …tak, wiem. Eiji widział go, ale zaraz potem został znokautowany…
- …biedaczek, w szpitalu powiedzieli, że…
Echo rozmowy dwóch strażników idących korytarzem w kierunku schodów, zaczęło robić się coraz wyraźniejsze i wyraźniejsze. Uchiha cichutko podszedł do rogu ściany i gdy już chciał wyjrzeć zza rogu, z korytarza wyłonili się właściciele ów głosów. Czarnowłosy momentalnie zastygł w bezruchu, plecami przytulony do zimnej ściany, z kataną w razie czego, gotową do walki. Strażnicy, kompletnie nie świadomi obecności jednego z więźniów, nie zauważywszy go przeszli obok i skierowali się dalej korytarzem, rozmawiając w najlepsze.
„Uff… było naprawdę blisko…” – Pomyślał czarnooki jednocześnie wypuszczając wstrzymane powietrze z wyraźną ulgą. Sasuke, ponownie wyjrzawszy zza rogu, szybko rozejrzał się. Nie widząc nikogo na swojej drodze, zaraz wyskoczył i pognał w kierunku z którego nadeszli tamci shinobi Liścia. Mijając jakieś cele, niektóre „zamieszkane”, inne puste, czarnowłosy w końcu dobiegł do pomieszczenia opatrzonego napisem MAGAZYN. Nacisnąwszy klamkę, zaraz okazało się, że drzwi są zamknięte. Nie wiele się zastanawiając, jednym potężnym kopniakiem wyważył je. Przeszukując metalowe regały z dziesiątkami kartonowych pudeł… po kilku minutach, natknął się na podłużne pudło opatrzone podpisem SASUKE UCHIHA. Otworzywszy je, wyciągnął kilka shurikenów, kunaii i swoją katane, jaką otrzymał od Orochimaru. Zawróciwszy zaraz do wyjścia, nie upewniwszy się czy droga jest wolna, pewnie wyszedł z magazynku i momentalnie natknął się na jakiegoś strażnika akurat wychodzącego zza drzwi z napisem WC. Gdy ich spojrzenia się spotkały, w mgnieniu oka obaj zastygli w chwilowym bezruchu. Sasuke trzymając lewą dłoń lekko zaciśnięta na rękojeści swojego miecza, przymknąwszy na chwilę oczy, zaraz je na powrót otworzył i ukazał swemu przeciwnikowi uaktywniony Sharingan.
Strażnik w tym czasie, przypomniawszy sobie co mówiono mu, jak ma się zachować pod czas spotkania z posiadaczem takiego Kekke Genkai. Mężczyzna w ostatnim momencie spuściwszy wzrok na podłogę, tym samym uniknął użycia na nim jakiegoś niebezpiecznego jutsu z rodzaju Genjutsu. Powoli sięgnąwszy po kunai zalegający w kieszeni jego spodni, nagle usłyszał głos…
- Nie radziłbym ci tego robić!
Powiedział Uchiha mroźnym tonem głosu. Brunet, bo taki kolor mają włosy ów strażnika, chunina… czując narastające zdenerwowanie i liczne kropelki potu powoli ściekające mi po skroni, po chwili namysłu zdecydował się zaryzykować. Chwyciwszy ręką za sztylet, lecz nadal nie wyciągając go z kieszeni, zaraz spojrzał swemu przeciwnikowi na nogi.
- Jak rozumiem, w końcu postanowiłeś się stąd urwać!??
- Tak.
- I nie mam żadnych szans w przekonaniu cię byś tego nie robił!??
- Dokładnie.
Sasuke odparł mu na oba pytania z niezwykłym spokojem w głosie, zupełnie jakby uciekanie z więzienia było czymś najnormalniejszym w świecie. Mężczyzna w zielonej kamizelce z czerwonym znakiem kraju Ognia na plecach, mimo zapewnień czarnowłosego, po chwili namysłu powoli począł wyciągać ukryty sztylet z kieszeni. Gdy promień lampy jarzeniowej wiszącej na suficie, odbił się od skrawka idealnie błyszczącego metalu, w mgnieniu oka, strażnik poczuł jak coś bardzo ostrego przeszywa go na wylot w okolicy brzucha.
- I po co Ci to było? – Spytał Uchiha, powalając przeciwnika na podłogę i wyciągając z jego ciała zakrwawione ostrze katany. Posiadacz Sharingana nie bardzo rozumiejąc wykonany ruch strażnika, jedynie pokręcił głową na jego lekkomyślność, po czym nie oglądając się za siebie, szybko oddalił się od miejsca zdarzenia w tylko sobie znanym kierunku.
- Cholera!
Zaklął chunin. Czując jak w szybkim tempie jego ciało zaczyna się wychładzać, co zwiastują dreszcze, brunet zakrywszy ranę jedną ręką, drugą zaczął sobie pomagać w czołganiu się. Odkasłując co jakiś czas strużką krwi, po chwili ku swemu zadowoleniu doczołgał się pod przeciwległą ścianę, na której umieszczono alarm. Z wielkim trudem spojrzawszy na czerwony przycisk, z jeszcze większym trudem podniósł się do pozycji klęczącej. Gdy mężczyzna tylko zgiął się w pół, z jego rany wyleciała większa ilość krwi, a jego ciałem targnął spazm niewyobrażalnego bólu. Chunin jednak nie poddając się, wyciągnął wolną rękę w stronę przycisku…
UUUUUUEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nagle poranną ciszę zakłócił ryk od dawna nieużywanej syreny alarmowej. Jej sygnał, w jednej chwili postawił na nogi wszystkich więźniów i pozostałych strażników zalegających wciąż w swych łóżkach, w tym także cztery oddziały doborowych shinobi z korzenia ANBU.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, dla mnie to jest dziwne, że mają intruza i nie sprawdzaja cel i korytarzy, bo to znaczy że nawet nie wiedzą o śmierci tych kompanów którzy pilnowali Uchihy... jeszcze jedna rzecz Naruto chyba zostawił cześć Upiornych, więc oni by mogli pilnować...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń