Hmm, w pierwszej scenie
tej notki jest opis walki Deidary i żołnierzy Ukrytej Armii, lecz z tą różnicą,
że praktycznie nie ma w nim żadnych szczegółów. Wiem, tym razem poszedłem sobie
na łatwiznę, ale cóż… w końcu to moje opowiadanie, nie? – Pozdrawiam i zapraszam
do czytania.
<<< Odcinek ukazał się 22 listopada
2008 roku >>>
Pozostali dwaj członkowie
Akatsuki, obserwujący całe to zajście z nie małym zainteresowaniem, gdy ich
towarzysz został zaatakowany przez 30 żołnierzy jednocześnie, nawet nie kiwnęli
palcem.
- No! Teraz przynajmniej wiemy,
kim jest ten ANBU!
- Czemu nic nie robimy? – Spytał
posiadacz gigantycznego miecza.
- Gdyż muszę porozmawiać z
Naruto. – Odparł, jak zawsze spokojny Itachi.
- To wiem, ale nie rozumiem po co
wzięliśmy ze sobą Deidare?
- By się go pozbyć! Kisame
przyjacielu, jak myślisz, jak długo nasz plan pozostałby w tajemnicy, gdyby ten
palant znał szczegóły?
- Hmm, nie za długo?
- W rzeczy samej, tak wiec skoro
Deidara sam poszedł się bić, to teraz odczuje co znaczy mieć za długi jęzor! – Zaśmiał
się Uchiha, co w jego towarzyszu wywołało lekkie mrowienie w końcówkach palców
i nieznaczny uśmieszek na ustach. Mężczyźni ze spokojem i z bezpiecznej
odległości, przyglądając się wyczynom ich towarzysza, w końcu zobaczyli, jaką
technikę walki stosuje grupka pozornie normalnych żołnierzy.
W jednej chwili, w missing-nin’a
została posłana seria najróżniejszych jutsu, związanych z elementem Ognia,
Ziemi i Powietrza. W pierwszym ataku, kilku żołnierzy jednocześnie wykonało
Katon, Ryuuka no Jutsu i Katon, Goukakyu no Jutsu. Na Deidarze nie zrobiło to
najmniejszego wrażenia, a on sam ominął wszystkie ataki z wielką łatwością.
- Hahaha! Tylko na tyle was
stać?! – Krzyknął blondyn, siarczyście się śmiejąc. Żołnierze nie zareagują
jakoś spontanicznie na jego szydercze słowa, zaraz przeprowadzili kolejny atak,
tym razem przy pomocy technik elementu ziemi i powietrza. Po chwili ziemia
bardzo mocno się zatrzęsła, co spowodowało popękanie gruntu i lekko utrudniło
poruszanie się po nim. Deidara z trudem utrzymując równowagę, nie zdążywszy
wyprowadzić kontrataku, usłyszał...
- Fuuton, Daitoppa!
Coraz silniej wiejący wiatr
poniósł ze sobą echo słów, powiedzianych jakby przez osobę nie należąca do
żywych ludzi. W jednej chwili w missing’nina posłana została ogromna kula wiru
powietrznego. Nim technika dotarła do byłego shinobi Skały, nagle powietrze
poniosło kolejną zbitkę słów…
- Doton, Doro Gaeshi!
Deidara ledwo mogąc utrzymać
równowagę w mocno wiejącym wietrze, po chwili kątem oka dostrzegł, jak tuż za
jego plecami tworzy się kamienna ściana. Zwał ziemi stanąwszy pionowo i
utworzywszy, wysoki i twardy mur, jednocześnie odciął mężczyźnie drogę
ucieczki. Blondyn rozglądając się i zastanawiając nad wyjściem sytuacji w jaką
w padł, nie wiele zdołał pomyśleć, gdyż silny wiatr nagle ucichł, a w chwilę
potem mężczyzna został uderzony z ogromną siłą w brzuch, co go dosłownie
rozpłaszczyło na postawionym murze. Gdy wszystko w końcu ucichło, Deidara opadł
na zrujnowaną ziemię, z charakterystycznym trzaśnięciem dla wszelkiego rodzaju
upadków. Mężczyzna podniósłszy się po chwili, spokojnie otrzepał ubranie z
piachu, po czym spojrzał lekko zdesperowanym wzrokiem na swych oponentów.
„Dobra! Teraz moja kolej!” –
Pomyślał, po czym zanurzył dłonie w swych torbach uczepionych na biodrach i po
pobraniu odpowiedniej ilości gliny tam się znajdującej, utworzył z niej kilka,
średniej wielkości, zwierząt. Stwory upadłszy na ziemie, powierzyły się do
rozmiarów zbliżonych do psa Akamaru. Nim Deidara zdążył wydąć im jakikolwiek
rozkaz, zaraz pierwsze 2 zostały zniszczone przez jednego z Upiornych.
Gdy pozostali żołnierze uczynili
to samo, z glinianych zwierząt członka Akatsuki, pozostała jedynie bezużyteczna
masa, która po chwili w mgnieniu oka się rozłożyła.
„Cholera, a to parszywe gnoje!” –
Krzyknął w myślach Deidara i nagle, bez ostrzeżenia jeden z żołnierzy go
zaatakował. Mężczyzna ostatkiem sił unikając śmiertelnych ciosów katany
przeciwnika, po chwili obmyślił samobójczy plan ataku, na który jedynie
złowrogo uśmiechnął się pod nosem. Akatsuki szybko odskoczył na bok, unikając
tym samym kolejnego ciosu, wziął do rąk znacznie większą dawkę specjalnej
gliny, po czym pomieszawszy ją z własna chakrą wziął w usta i połknął.
Momentalnie, całe jego ciało nadęło się jak balon, a gdy w końcu przestało
rosnąć, rozbłysło bardzo jaskrawym światłem, by zaraz wybuchnąć gigantyczną
eksplozją zabijającą otaczających go żołnierzy. Powstała fala uderzeniowa, z
dużą prędkością poczęła sunąc ku pozostałym żołnierzom i nieprzytomnemu
Uzumakiemu. Wojownicy, widząc to, szybko wykonali kilka pieczęci i stworzyć
barierę ochronną, o którą fala gorąca się rozbiła.
- A to kretyn! – Parsknął Itachi,
poważnie zażenowany decyzją Deidary.
- I co teraz? – Spytał jego
towarzysz, również zniesmaczony desperackim krokiem blondyna.
- Myślę, że jeszcze zaczekamy z
ujawnieniem się. Niech Naruto się ocknie i zobaczymy co zrobi dalej.
- Dobra, jak chcesz… To ty tu
rządzisz. – Zaśmiał się Kisame.
* * *
Gdy straciłem przytomność, w
jednej chwili wszystko poczerniało, a ja znalazłem się na zielonej łące pełnej
różnokolorowych kwiatów. Nie czując żadnego bólu, lekko tym zaniepokojony,
spojrzałem na swój brzuch. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, z więdniejącej na
nim rany nie sączy się już krew, a ja mogę najzwyczajniej w świecie podnieść
się do pozycji wyprostowanej. Jak już to uczyniłem, moją uwagę momentalnie
przykuł widok Konohy, widniejący w oddali.
„Co
się dzieje? Gdzie ja jestem?” –
Pomyślałem drapiąc się ręką w głowę.
-
Naruto Uzumaki??
Usłyszałem kobiecy głos za swoimi
plecami. Gdy się odwróciłem, doznałem szoku. Kobieta którą ujrzałem, ma długie
czerwone włosy spięte spinką z lewej strony, co odsłania jej jedno ucho i
brązowe oczy, patrzące na mnie z dziwnie znajomym utęsknieniem. Odwzajemniwszy
jej spojrzenie, zaraz spuściłem wzrok…
- Przepraszam, ale kim pani jest?! – Spytałem ciekawy, skąd ona zna
moje imię i nazwisko.
- Nazywam się Kushina Uzumaki?
- Hę? – Zdziwiłem się słysząc jej nazwisko.
- Naruto, jestem twoją matką.
Powiedziała, a mi dosłownie
szczęka opadła.
- M-Mama?! A-ale to nie możliwe, chyba że ja… nie… – Na powrót
spuściłem wzrok i począłem wylewać łzy rozpaczy.
- O co chodzi? Nie cieszysz się, że w końcu się spotkaliśmy?
W jej głosie wyczułem nutkę żalu
i wielkiego smutku. Mimo iż trzęsę się cały, powoli wyciągnąłem ku niej
ramiona, by po chwili ona podeszła i przytuliła mnie do siebie. Nie wiem czy
ona jest prawdziwa, czy też nie, ale gdy dotknąłem mokrym od łez policzkiem do
jej bluzki, momentalnie wszystkie moje wątpliwości gdzieś się ulotniły.
- C-czy j-ja u-umarłem?? – Spytałem przez łzy, strasznie się przy tym
jąkając.
- Tak! – Usłyszałem w odpowiedzi. – Choć to jeszcze nie jest twój czas.
Spojrzawszy na nią, dostrzegłem
promienny uśmiech. Kobieta po chwili mnie puściła, poczym oddaliwszy się
kawałek, pokazała ręką, abym podążył za nią. Uczyniwszy to, po chwili marszu
przez białą nicość, brązowooka się zatrzymała, po czym bez słowa pokazała ręką,
jakiś punkt przed sobą. Gdy tam spojrzałem, moim nadal załzawionym oczom ukazał
się widok… mnie samego, nieprzytomnie leżącego na polanie, usłanej setkami
zmasakrowanych ciał, w towarzystwie kilkunastu upiornych żołnierzy.
- M-Mamo? – Zająknąłem się, gdyż nie jestem przyzwyczajony do tego
słowa.
- Tak Naruto?
- Skoro tam leży moje ciało?…
- …to znaczy, że tu jesteś duchem. – Dokończyła Kushina.
Po kolejnej przerwie martwej
ciszy, nagle jeden z żołnierzy przyklęknął obok mojego ciała, a za nim ustawiło
się dwóch kolejnych wojowników. Pozostali utworzyli w koło, coś w rodzaju
kordonu obronnego, ustawiwszy się plecami do środka okręgu. Klęczący żołnierz,
wykonawszy po chwili kilkanaście jakichś znaków, zaraz dotknął rękoma mojego
już lekko zesztywniałego ciała, które w mgnieniu oka spowiła niebiesko-fioletowa
aura chakry. Stojący za nim wojownicy, po chwili położyli swoje dłonie na jego
ramionach, chyba w celu zwiększeniu przepływu chakry.
- Naruto kochanie, jak sam widzisz, twoi wierni żołnierze postanowili
uratować cię z ramion Boga Śmierci.
Usłyszałem ciepły głos kobiety
stojącej tuż obok mnie, a gdy ponownie na nią spojrzałem, po raz któryś już
ujrzałem szeroki uśmiech. Gdy sobie pomyślałem, że to koniec mojego widzenia
się z matką, moje oczy momentalnie się zaszkliły, choć nie wypłynęła z nich ani
jedna kropla. Nie zastanawiając się teraz zbyt wiele na tym zagadnieniem, zaraz
otworzyłem usta aby coś odpowiedzieć, ale matka mi przeszkodziła, zakrywając je
ręką…
- Nic nie mów. Wiem, że nasze spotkanie dobiega już końca, ale Naruto nie
przejmuj się tym. Ja zawsze byłam i będą przy tobie. Nawet gdy otrzymasz
nagrodę za pomyślne wykonanie tej naprawdę niebezpiecznej misji. – Kobieta
zabrała swoją ciepłą dłoń. – A teraz mój
drogi Naruto, wracaj do świata żywych, wypełnij to zadanie i wróć do domu, gdyż
czeka tam na ciebie ktoś, kto nie może o tobie zapomnieć.
Kushina powiedziawszy tych kilka
słów, powoli oddaliła się, by w końcu całkowicie zniknąć mi z oczu, a ja sam po
chwili stania w osłupieniu z powrotem znalazłem się na ziemni w swoim ciele.
Gdy w końcu otworzyłem oczy, natychmiast zostałem porażony ostrymi promieniami
słońca, a lekko wiejący wiaterek poruszył moją blond czupryną. Dotknąwszy zaraz
ręką jeszcze niedawno, mocno krwawiącej rany, w pierwszej chwili nic nie
poczułem, a gdy lekko się podniosłem aby tam spojrzeć, jedyne co dostrzegłem to
swój goły, cały zakrwawiony, brzuch. Za bardzo nie wiedząc co się stało, po
chwili główkowania spojrzałem w prawo i jedyne co dostrzegłem, to żołnierzy
stojących w niewielkim półkolu odwróconych do mnie plecami. Natomiast, gdy
spojrzałem w lewo, dostrzegłem kilku żołnierzy stojących dokładnie w takiej
samej pozycji co pozostali oraz 2 żołnierzy klęczących przy innym, leżącym
martwo na ziemi.
- Naruto-sama! Zgodnie z tym
rozkazem, niejaki Deidara został wyeliminowany, jednakże… – Tutaj wojownik
urwał zdawanie raportu, gdyż wstałem z ziemi już o własnych siłach.
- Tak?
- …zważywszy, iż twój stan był
bardzo poważny, wręcz śmiertelny…, jeden z nas postanowił poświęcić swoje życie,
aby cię wskrzesić!
Upiór puściwszy mi krótkie
spojrzenie, zaraz wskazał na martwego towarzysza. Gdy się do nich zbliżyłem i
po chwili uklęknąłem przy głowie martwego, nagle wszyscy pozostali żołnierze
odwrócili się przodem do środka, by po chwili uklęknąć i schylić swoje głowy
nisko.
- Rozumiem. – Mój głos stał się
niski i lekko przygnębiony.
„Rany! Co za poświęcenie! I
pomyśleć, że ja zawsze robie wszystko w pojedynkę!” – Pomyślałem, kładąc rękę
na masce martwego wojownika. Gdy ją podniosłem do góry z zamiarem zobaczenia
twarzy mojego wybawcy, nagle całe jego ciało uległo błyskawicznemu rozkładowi.
Pozostała zbroja podzieliła się na poszczególne elementy, od hełmu aż po
okrycie stóp.
- Naruto-sama, patrząc na twoje
postrzępione ubranie i resztki twojego specjalnego stroju….
- …wiem, potrzebuję nowego
ubrania. Najlepiej takiego, w którym mógłbym ukryć twarz. – Dokończyłem zdanie,
rozglądając się dokoła.
- Myślę Naruto-sama, że póki nie
znajdziesz odpowiedniego dla siebie ubrania, do tego czasu możesz chodzić w tej
oto zbroi. – Upiór wskazał na wiśniowy pancerz i resztę uzbrojenia, leżącą na
trawie. Spojrzawszy na niego lekko zdziwionym wzrokiem, po chwili namysłu
doszedłem do wniosku, że to nawet dobry pomysł i już po chwili stoję ubrany
dokładnie tak samo jak moi podwładni wojownicy. O dziwo te zwały żelastwa
idealnie na mnie leżą, ale że są strasznie nie wygodne, to z byt długo chodzić
w nich nie będę.
NEXT COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters
belong to Masashi Kishimoto
No i wreszcie, Naruto może
wyruszyć w dalsza drogę, prowadzącą do prawdziwego celu jego misji. Wiem, opis
walki żołnierzy Uzumakiego i Deidary, był krótko mówiąc do dupy, ale cóż jak
już mówiłem, jak na razie znudziło mi się opisywanie takich scen.
PS. – W anime, Deidara zdetonował swojego klona, a sam uciekł
z pola walki. U mnie zaś, popełnił on czyn samobójczy i więcej już go nie
zobaczymy!
Pozdrawiam i proszę o
komentowanie ^^
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ciekawe o czym Itachi chce porozmawiać z Naruto, a jak widać Kisame jest po jego stronie... haha Deidara postanowił się sam wyeliminować... ;) czyli jednak Upiorni samurajowie mogą zginąć ten poświęcił swoje życie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia