czwartek, 18 stycznia 2018

096. Opowieść Kyuubiego

No to czas na kolejną już notkę (i nowe, nudnawe dialogi ^^), którą z przyjemnością chciałbym zadedykować czytelnikom: Karoru, Naruciak, Naruto KM4, Ukasiou oraz Hotaru ^^.



<<< Odcinek ukazał się 19 grudnia 2008 roku >>>



Neji bojąc się, że właśnie stracił swoją ukochaną kuzynkę, dosłownie została sparaliżowany przez strach, przed tą myślą. Momentalnie wszystko ucichło, a gęsty dym wciąż unoszący się w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stała biało oka kunoichi, nadal przysłania brunetowi jakikolwiek widok. Lekko wiejący wiatr poruszył długimi włosami chłopaka, teraz porządnie wytężającego wzrok. Liście, które akurat zerwały się z drzew, zaraz wzbiły się w górę, zabierając ze sobą kłęby białego dymu. Brunet po chwili dostrzegł skrawek fioletowego ubrania swej kuzynki, a zaraz ją całą i zdrową. Dziewczyna stojąc w pozycji obronnej z uaktywnionym Byakuganem oraz dłońmi wciąż spowitymi, przez jej chakrę… zaraz jeszcze się rozejrzała, po czym się już rozluźniła.
- Hinata!! – Nagle usłyszała znajomy głos. – Nic ci nie jest?? – Chłopak zeskoczył z drzewa.
- Neji? Cz-czemu zastawiłeś na mnie pułapkę?
- Przepraszam, ale nie sądziłem, że to możesz być ty.
- Zresztą nie ważne… Neji, dokąd zmierzasz o tej porze i to bez pozwolenia Hokage? – Kruczowłosa spojrzała na niego lekko podejrzliwym wzrokiem.
Dziewczyna przez chwilę, dokładnie mu się przyglądając, zaraz na powrót odwróciła wzrok i udając śmiertelnie nie śmiałą i słabą, jedynie wbiła wzrok w ziemie.
- Mam ważną sprawę do załatwienia.
- Jaką?
- Nie mogę powiedzieć.
- Dlaczego?
- Bo to tajne... – Wyjaśnił brunet.
Białooka zaskoczona odpowiedzią kuzyna, po chwili odsunęła się i odwróciła do niego plecami. Neji widząc, że Hinata najwidoczniej obraziła się na niego, z początku nie za bardzo wiedząc jak wybrnąć z takiej sytuacji, po chwili postawił wszystko na jedną kartę.
- …to dalsza część prośby tego…
- ANBU? – Dokończyła kruczowłosa.
- Tak. Zresztą, jeśli chcesz znać resztę tej historii, to możesz iść ze mną.
- Serio?
- Serio. – Odparł Neji, po czym zwinął rozstawioną przez siebie pułapkę i razem z kuzynką wskoczył na pobliskie drzewo, by kontynuować przerwaną „misję”.
* * *
Mężczyzna, czując że już mu nic nie grozi ze strony blondwłosego chłopaka, odrobinę się rozluźnił, po czym opowiedział mu całą swoją historię, nie pomijając momentu wysłania go na patrol.
Naruto tym czasem, dokładnie go słuchając, bacząc na każde wypowiedziane przez niego słowo, z jednej strony począł zastanawiać się nad wyjaśnieniem tego co się wydarzyło. Z drugiej zaś strony, ukradkiem spoglądając na Upiornego, stojącego obok, zaczął się zastanawiać nad słowami wypowiedzianymi przez Kyuubiego. Z początku nie mogąc uwierzyć w jego słowa, zaraz jednak pomyślał, że to może być prawda. Prawda, która będzie mi teraz strącać sen z powiek.
„Kyuubi, powiesz mi co miałeś na myśli, mówiąc że Yondaime Hokage był pierwszym, głównodowodzącym Upiornej Armii???”
- Czy to ważne?
„Tak!! Chce wiedzieć, czemu nie wykorzystał ich do walki z tobą, tylko zapieczętował cię we mnie!?” – Krzyknąłem w myślach.
- Niby skąd mam to wiedzieć?
„Skoro już o tym wspomniałeś, to musisz coś wiedzieć!”
- Czy to naprawdę takie ważne? – 9 0g0niasty najwyraźniej nie jest zbyt skory do odpowiedzi na to pytanie.
„TAK!!!” – Wrzasnąłem w myślach, poważnie zirytowany.
- Dobra, dobra, powiem… tylko nie krzycz, bo mnie głowa boli.
„Więc?!”
- Naruto… Zanim wasz pierwszy Hokage założył wioskę Ukrytego Liścia w Konoha-Gakure, my Demony żyliśmy sobie w naszym świecie bez żadnych trosk. Nie było u nas wojen i konfliktów czy sporów o to kto ma rządzić. Wszystkie demony prowadząc beztroski żywot, w ogóle nie przejmowały się tym, co się działo na ziemi. Jedynie ja się tym interesowałem i dokładnie wszystkich Was obserwowałem… – Kyuubi przerwał na chwilę swoją wypowiedź, gdyż do blondyna zwrócił się do tych czas rozgadany „więzień”.
- To wszystko co mogę o sobie powiedzieć. Czy teraz mi wierzysz? – Spytał.
Z początku nie zareagowałem, gdyż opowieść demona strasznie mnie zaciekawiła i sprawiła, że przestałem słuchać opowieści z życia tego wojownika. Spojrzawszy na niego, dostrzegłem jego brązowe spojrzenie wlepione w siebie, więc zaraz się otrząsnąłem.
- Eee, tak… wierzę. – Odparłem, choć nie wiele usłyszałem z tego co mi powiedział. Spojrzawszy katem oka na stojącego obok Upiornego żołnierza, po chwili zwróciłem się do niego przodem.
- Możesz odejść! – Rzuciłem oschle, będąc nadal lekko zdenerwowany za to co zrobili jego towarzysze. Upiorny ukłoniwszy mi się nisko, zaraz schował swoją broń na miejsce przy jego boku, po czym ukląkłszy na ziemi, zniknął w przypływie gęstej mgły. Zwróciwszy się z powrotem do mojego „więźnia”, ponownie dostrzegłem na sobie jego spojrzenie. Szczerze powiem, bardzo krepujące spojrzenie, gdyż dawno NIKT się na mnie w ten sposób nie patrzył.
„O co chodzi?” – Pomyślałem i zmarszczyłem brwi, co mężczyzna chyba odczytał za komunikat, że nie podoba mi się to co robi, bo zaraz na powrót spojrzał w ziemie.
- To jak się nazywasz? – Spytałem po chwili milczenia.
- Satoru Kasai, panie.
- Nie nazywaj mnie swym panem! – Krzyknąłem.
- Sumimasen… ekhm, to jak się mam do ciebie zwracać?
Mężczyzna spojrzawszy na mnie z lekkim strachem w oczach, począł czekać na moją odpowiedź.
- Mów mi Naruto.
Odparłem już znacznie spokojniejszym tonem, co wojownikowi chyba sprawiło ulgę, gdyż wypuścił z płuc, zatrzymany tam oddech.
- Panem, to jak na razie pozwalam się nazywać, tylko jednej grupie… „ludzi”. – Rzuciłem mu wymowne spojrzenie, po czym chwyciłem za katanę z zamiarem oczyszczenie jej klingi z krwi, poprzednich przeciwników. Gdy wyciągnąłem jedynie skrawek miecza z pochwy, uczepionej na plechach, momentalnie do moich uszu doleciał odgłos gorączkowego szurania nogami o piaszczyste podłoże. Wciąż trzymając katanę za rękojeść, zaraz spojrzałem na Satoru, a gdy nasze spojrzenia się spotkały, ten w mgnieniu oka wstrzymał oddech.
- Spokojnie, już nic ci nie grozi.
- A-a to? – Mężczyzna wskazał palcem na to co robię.
- To? – Spytałem i wyciągnąłem zakrwawiona katanę, pokazując mu ją dokładnie. Kasai jak na zamówienie, zasłonił twarz rękoma, jakby nie chciał wiedzieć co mam zamiar zrobić. Szurając gorączkowo nogami po ziemi, zaczął napierać plecami na biedne drzewo o które się opiera.
- Spokojnie, nic ci się nie stanie… - Powiedziałem spokojnym tonem głosu, poczym sięgnąłem ręką do torby wiszącej na moim biodrze i wyciągnąłem z niej drewnianą manierkę oraz białą szmatkę. Odkorkowawszy zamknięcie manierki, wylałem odrobinę wody na ostrze miecza, a gdy woda rozrzedziła zaschniętą krew, wytarłem dokładnie klingę za pomocą szmatki. Nie przerywając tejże czynności, kątem oka dostrzegłem iż wojownik przestał się trząść i zasłaniać twarz rękoma, teraz siedzi w milczeniu i obserwuje mnie dokładnie. Po wytarciu ostrza miecza do sucha, tak że błyszczy się w promieniach zachodzącego słońca, po chwili schowałem wszystko na swoje miejsce.
- Dobra. No to chodźmy.
Powiedziawszy to, wyciągnąłem do Satoru rękę, aby pomóc mu wstać na nogi. Gdy mężczyzna już wstał, zaraz bez słowa ruszyliśmy w stronę drogi, z której w trakcie walki poważnie zboczyliśmy w głąb lasu. Dotarłszy na miejsce i skręciwszy dalej w głąb kraju Herbaty, po jakimś czasie ponownie odezwał się do mnie mój odwieczny towarzysz.
- Naruto, czy teraz mógłbym już skończyć, to co zacząłem?
„Oczywiście, chętnie poznam dalszy ciąg twej opowieści o Upiornej Armii.” – Odparłem w myślach.
- A wiec kontynuując… na ziemi żył bardzo potężny Shinobi, specjalizujący się w technikach, w późniejszym okresie, zakazanych z powodu swej niewyobrażalnej, destrukcyjnej mocy. Tenże Shinobi był tak zwanym samoukiem, gdyż nie należał do żadnej społeczności, a że stosował wiele technik mrocznego pochodzenia, żadne społeczeństwo nie chciało go zaakceptować. Osamotniony, mężczyzna zaszył się wysoko w górach kraju Wiecznej Zimy*. Przeżywszy w samotności 65 lat i udoskonaliwszy swe umiejętności do maksimum, Shinobi ten kilka lat przed własną śmiercią postanowił zostawić ludzkości pamiątkę po sobie. W dwa lata zebrał w koło siebie gigantyczną armię pięćdziesięciu tysięcy ludzi kompletnie pozbawionych jakichkolwiek uczuć, brutalnych, okrutnych i wszystko co najgorsze, jeśli chodzi o zło siedzące w człowieku. W kolejne dwa lata, ubrał ich wszystkich w ciężkie, wiśniowo-czerwone zbroje oraz uzbroił: 20 tyś w katany, 15 tyś we włócznie i 15 tyś w łuki. Potem używając mrocznych technik, sprawił każdemu żołnierzowi, przeklętą pieczęć widniejącą na ich plecach pomiędzy łopatkami. Pieczęć ta sprawiła, że ludzie ci zdobyli niewyobrażalne pokłady chakry oraz wiele bardzo potężnych Nin- i Genjutsu…
„No to już wiem skąd Ci żołnierze są tacy silni.” – Skomentowałem krótko opowieść 9-ogoniastego, jednocześnie mu przerywając.
- Czekaj Naruto, to jeszcze nie koniec tego co…
Demon ponownie nie dokończył, gdyż naszą pogawędkę niespodziewanie przerwał mój nowy towarzysz, którego jeszcze przed chwilą byłem gotów wysłać na tamten świat.
- Naruto, zaraz się pożegnamy.
Przez opowieść Kyuubiego, w pierwszej chwili go nie zrozumiałem, lecz gdy spojrzawszy w pierwszej chwili na niego, a potem przed siebie, dostrzegłem iż zbliżamy się do rozwidlenia drogi.
- Satoro?
- Tak?
- Może to głupio zabrzmi, ale czy masz mi za złe, że posłałem twoich towarzyszy do piachu? – Spytałem patrząc się na niego. Mężczyzna spojrzał nie mnie z wyrazem twarzy nie zdradzającym żadnych uczuć. Momentalnie zapadła między na mi grobowa ciszą, którą jednak zaraz przerwano.
- Szczerze? To tak.
- I słusznie… powinienem był wpierw was o wszystko wypytać, a potem pozabijać.
- Ale na szczęście Naruto, moi towarzysze nie byli jacyś nadzwyczaj utalentowani i nie mieli rodzin, które by na nich czekały, więc nie jest to dla mojej wioski z byt dużo strata. – Powiedział Kasai i się do mnie uśmiechnął, pierwszy raz odkąd go poznałem.
- Rozumiem.
Odparłem i zaraz spojrzałem na drogowskaz stojący na rogu rozwidlającej się drogi. Na strzałce wskazującej drogę w lewo, napisane zostało „Spokojna Wioska”, a na strzałce skierowanej w prawo „Czarna Forteca”. Podparłszy brodę rękoma, zaraz zacząłem zastanawiać się w którą stronę to ja mam iść.
- Siedlisko Goto znajdziesz tam. – Usłyszałem nagle głos Satoro, a gdy na niego spojrzałem, dostrzegłem że wskazuję ręką drogowskaz skierowany na prawo.
- A ty?
- Ja? Ja pójdę do domu, o tam. – Mężczyzna wskazał zaraz ręką drogowskaz pokazujący w lewo. – I złoże raport Lordowi Feudalnemu kraju Herbaty z odbytego patrolu.
- A co powiesz, jeśli zapytają cię o twoich towarzyszy?
- Że natknęliśmy się na ludzi Hideo Goto i tylko ja ledwo uszedłem z życiem.
Zrobiwszy wielkie oczy na jego słowa, już otworzyłem usta aby coś powiedzieć, lecz po chwili je zamknąłem i popadłem w zamysł.
„Nande? Nande?? Nande???” – Spytałem w myślach.
- Dlaczego?
- Gdyż po tym co zobaczyłem, wierzę że w końcu zakończy się tyrania tego złodzieja!
- Arigato. – Odparłem nie mogąc uwierzyć w jego słowa.
Uścisnąwszy sobie dłonie na pożegnanie, Kasai zaraz poszedł w stronę Spokojnej Wioski, no a ja skierowałem się ku Czarnej Fortecy, gdzie mieści się zakończenie tej niebywale męczącej misji.
„Kyuubi, w końcu jesteśmy sami, to czy mógłbyś dokończyć swoja opowieść?” – Po przebyciu kilku kilometrów, ponownie odezwałem się do siedzącego we mnie demona.
- …wkrótce, po obdarzeniu tak wielu mężczyzna, tak wielką siłą, Shinobi ten aby zapanować nad stworzoną armią, w najbliższym mieście znalazł kowala, któremu zapłacił za wykonanie miecza. Kowal za otrzymane złoto, użył stali specjalnej jakości, odpornej na uszkodzenia, można by rzec… wręcz niezniszczalnej. Shinobi zadowolony z pracy kowala, powrócił do swojej kryjówki i gigantycznej armii też tam stacjonującej, po czym w miesiąc po tym wszystkich, znudzony życiem jak biedak, postanowił podbić jeden z okolicznych krajów. Jego działania nie spodobały się władcom pozostałych krajów, więc wspólnymi siłami stworzyli oni również gigantyczną armię i stoczyli bitwę z Shinobim i jego Armią Upiornych żołnierzy. W jednej chwili na ziemi rozpętała się gigantyczna bitwa o przetrwanie, która zakończyła się klęską władców i ich ludzi, których zdziesiątkowano. Po czterech dniach, Shinobi widząc czego dokonał, dosłownie przeraził się własnego dzieła. Nie chcąc więcej doprowadzić do ponownego, tak wielkiego rozlewu krwi niewinnych ludzi, przy użyciu mrocznych technik, związał los Upiornej Armii z własnym mieczem. Lecz jednocześnie nie chcąc aby taka potęga przepadła bez śladu, na zwoju który posiadasz zapisał dwanaście pieczęci i wskazówki jakie potrzebne są do przywołania tak gigantycznej armii. Potem w rok przed śmiercią, założył w obecnym kraju Skały, wioskę Bez Nazwy…
„…gdzie w skale wykuł świątynie i stworzył Tajemną Komnatę, w której ukrył miecz i zwój. Czy tak?” – Spytałem w myślach, jednocześnie dokończywszy opowieść Kyuubiego.
- Tak.
„No to wszystko jasne, tylko co Yondajme Hokage ma z tym wspólnego, co mi powiedziałeś?”
- Tego Naruto, to już ci teraz nie powiem.
- Co takiego?!! Czemu?!! – Krzyknąłem na całą okolicę, tym samym płosząc ptaki siedzące na pobliskich drzewach.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto




Dziś brak komentarza z mojej strony^^. Pole do popisu pozostawiam wam, drodzy czytelnicy. Pozdrawiam i zapraszam do komentowania ^^
*Ta nazwa została zmyślona.
Ps. proszę o wyrozumiałość jeśli są jakieś poważne błędy.

1 komentarz:

  1. Hejka,
    fantastycznie, czyżby na przykład Minato był kimś w rodzaju przodka tego shinobi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń