No to czas na kolejną już
notkę (i nowe, nudnawe dialogi ^^), którą z przyjemnością chciałbym zadedykować
czytelnikom: Karoru, Naruciak, Naruto KM4, Ukasiou oraz Hotaru ^^.
<<< Odcinek ukazał się 19 grudnia 2008
roku >>>
Neji bojąc się, że właśnie
stracił swoją ukochaną kuzynkę, dosłownie została sparaliżowany przez strach,
przed tą myślą. Momentalnie wszystko ucichło, a gęsty dym wciąż unoszący się w
miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stała biało oka kunoichi, nadal przysłania
brunetowi jakikolwiek widok. Lekko wiejący wiatr poruszył długimi włosami
chłopaka, teraz porządnie wytężającego wzrok. Liście, które akurat zerwały się
z drzew, zaraz wzbiły się w górę, zabierając ze sobą kłęby białego dymu. Brunet
po chwili dostrzegł skrawek fioletowego ubrania swej kuzynki, a zaraz ją całą i
zdrową. Dziewczyna stojąc w pozycji obronnej z uaktywnionym Byakuganem oraz
dłońmi wciąż spowitymi, przez jej chakrę… zaraz jeszcze się rozejrzała, po czym
się już rozluźniła.
- Hinata!! – Nagle usłyszała
znajomy głos. – Nic ci nie jest?? – Chłopak zeskoczył z drzewa.
- Neji? Cz-czemu zastawiłeś na
mnie pułapkę?
- Przepraszam, ale nie sądziłem,
że to możesz być ty.
- Zresztą nie ważne… Neji, dokąd
zmierzasz o tej porze i to bez pozwolenia Hokage? – Kruczowłosa spojrzała na
niego lekko podejrzliwym wzrokiem.
Dziewczyna przez chwilę,
dokładnie mu się przyglądając, zaraz na powrót odwróciła wzrok i udając
śmiertelnie nie śmiałą i słabą, jedynie wbiła wzrok w ziemie.
- Mam ważną sprawę do
załatwienia.
- Jaką?
- Nie mogę powiedzieć.
- Dlaczego?
- Bo to tajne... – Wyjaśnił
brunet.
Białooka zaskoczona odpowiedzią
kuzyna, po chwili odsunęła się i odwróciła do niego plecami. Neji widząc, że
Hinata najwidoczniej obraziła się na niego, z początku nie za bardzo wiedząc
jak wybrnąć z takiej sytuacji, po chwili postawił wszystko na jedną kartę.
- …to dalsza część prośby tego…
- ANBU? – Dokończyła kruczowłosa.
- Tak. Zresztą, jeśli chcesz znać
resztę tej historii, to możesz iść ze mną.
- Serio?
- Serio. – Odparł Neji, po czym
zwinął rozstawioną przez siebie pułapkę i razem z kuzynką wskoczył na pobliskie
drzewo, by kontynuować przerwaną „misję”.
* * *
Mężczyzna, czując że już mu nic
nie grozi ze strony blondwłosego chłopaka, odrobinę się rozluźnił, po czym
opowiedział mu całą swoją historię, nie pomijając momentu wysłania go na
patrol.
Naruto tym czasem, dokładnie go
słuchając, bacząc na każde wypowiedziane przez niego słowo, z jednej strony
począł zastanawiać się nad wyjaśnieniem tego co się wydarzyło. Z drugiej zaś strony,
ukradkiem spoglądając na Upiornego, stojącego obok, zaczął się zastanawiać nad
słowami wypowiedzianymi przez Kyuubiego. Z początku nie mogąc uwierzyć w jego
słowa, zaraz jednak pomyślał, że to może być prawda. Prawda, która będzie mi
teraz strącać sen z powiek.
„Kyuubi, powiesz mi co miałeś na
myśli, mówiąc że Yondaime Hokage był pierwszym, głównodowodzącym Upiornej
Armii???”
- Czy to ważne?
„Tak!! Chce wiedzieć, czemu nie
wykorzystał ich do walki z tobą, tylko zapieczętował cię we mnie!?” – Krzyknąłem
w myślach.
- Niby skąd mam to wiedzieć?
„Skoro już o tym wspomniałeś, to
musisz coś wiedzieć!”
- Czy to naprawdę takie ważne? – 9 0g0niasty najwyraźniej nie
jest zbyt skory do odpowiedzi na to pytanie.
„TAK!!!” – Wrzasnąłem w myślach,
poważnie zirytowany.
- Dobra, dobra, powiem… tylko nie krzycz, bo mnie głowa boli.
„Więc?!”
- Naruto… Zanim wasz pierwszy Hokage założył wioskę Ukrytego Liścia w
Konoha-Gakure, my Demony żyliśmy sobie w naszym świecie bez żadnych trosk. Nie
było u nas wojen i konfliktów czy sporów o to kto ma rządzić. Wszystkie demony
prowadząc beztroski żywot, w ogóle nie przejmowały się tym, co się działo na
ziemi. Jedynie ja się tym interesowałem i dokładnie wszystkich Was
obserwowałem… – Kyuubi
przerwał na chwilę swoją wypowiedź, gdyż do blondyna zwrócił się do tych czas
rozgadany „więzień”.
- To wszystko co mogę o sobie
powiedzieć. Czy teraz mi wierzysz? – Spytał.
Z początku nie zareagowałem, gdyż
opowieść demona strasznie mnie zaciekawiła i sprawiła, że przestałem słuchać
opowieści z życia tego wojownika. Spojrzawszy na niego, dostrzegłem jego
brązowe spojrzenie wlepione w siebie, więc zaraz się otrząsnąłem.
- Eee, tak… wierzę. – Odparłem,
choć nie wiele usłyszałem z tego co mi powiedział. Spojrzawszy katem oka na
stojącego obok Upiornego żołnierza, po chwili zwróciłem się do niego przodem.
- Możesz odejść! – Rzuciłem
oschle, będąc nadal lekko zdenerwowany za to co zrobili jego towarzysze. Upiorny
ukłoniwszy mi się nisko, zaraz schował swoją broń na miejsce przy jego boku, po
czym ukląkłszy na ziemi, zniknął w przypływie gęstej mgły. Zwróciwszy się z
powrotem do mojego „więźnia”, ponownie dostrzegłem na sobie jego spojrzenie.
Szczerze powiem, bardzo krepujące spojrzenie, gdyż dawno NIKT się na mnie w ten
sposób nie patrzył.
„O co chodzi?” – Pomyślałem i
zmarszczyłem brwi, co mężczyzna chyba odczytał za komunikat, że nie podoba mi
się to co robi, bo zaraz na powrót spojrzał w ziemie.
- To jak się nazywasz? – Spytałem
po chwili milczenia.
- Satoru Kasai, panie.
- Nie nazywaj mnie swym panem! –
Krzyknąłem.
- Sumimasen… ekhm, to jak się mam
do ciebie zwracać?
Mężczyzna spojrzawszy na mnie z
lekkim strachem w oczach, począł czekać na moją odpowiedź.
- Mów mi Naruto.
Odparłem już znacznie spokojniejszym
tonem, co wojownikowi chyba sprawiło ulgę, gdyż wypuścił z płuc, zatrzymany tam
oddech.
- Panem, to jak na razie pozwalam
się nazywać, tylko jednej grupie… „ludzi”. – Rzuciłem mu wymowne spojrzenie, po
czym chwyciłem za katanę z zamiarem oczyszczenie jej klingi z krwi, poprzednich
przeciwników. Gdy wyciągnąłem jedynie skrawek miecza z pochwy, uczepionej na
plechach, momentalnie do moich uszu doleciał odgłos gorączkowego szurania
nogami o piaszczyste podłoże. Wciąż trzymając katanę za rękojeść, zaraz
spojrzałem na Satoru, a gdy nasze spojrzenia się spotkały, ten w mgnieniu oka
wstrzymał oddech.
- Spokojnie, już nic ci nie
grozi.
- A-a to? – Mężczyzna wskazał
palcem na to co robię.
- To? – Spytałem i wyciągnąłem
zakrwawiona katanę, pokazując mu ją dokładnie. Kasai jak na zamówienie,
zasłonił twarz rękoma, jakby nie chciał wiedzieć co mam zamiar zrobić. Szurając
gorączkowo nogami po ziemi, zaczął napierać plecami na biedne drzewo o które
się opiera.
- Spokojnie, nic ci się nie
stanie… - Powiedziałem spokojnym tonem głosu, poczym sięgnąłem ręką do torby
wiszącej na moim biodrze i wyciągnąłem z niej drewnianą manierkę oraz białą
szmatkę. Odkorkowawszy zamknięcie manierki, wylałem odrobinę wody na ostrze
miecza, a gdy woda rozrzedziła zaschniętą krew, wytarłem dokładnie klingę za
pomocą szmatki. Nie przerywając tejże czynności, kątem oka dostrzegłem iż
wojownik przestał się trząść i zasłaniać twarz rękoma, teraz siedzi w milczeniu
i obserwuje mnie dokładnie. Po wytarciu ostrza miecza do sucha, tak że błyszczy
się w promieniach zachodzącego słońca, po chwili schowałem wszystko na swoje
miejsce.
- Dobra. No to chodźmy.
Powiedziawszy to, wyciągnąłem do
Satoru rękę, aby pomóc mu wstać na nogi. Gdy mężczyzna już wstał, zaraz bez
słowa ruszyliśmy w stronę drogi, z której w trakcie walki poważnie zboczyliśmy
w głąb lasu. Dotarłszy na miejsce i skręciwszy dalej w głąb kraju Herbaty, po
jakimś czasie ponownie odezwał się do mnie mój odwieczny towarzysz.
- Naruto, czy teraz mógłbym już skończyć, to co zacząłem?
„Oczywiście, chętnie poznam
dalszy ciąg twej opowieści o Upiornej Armii.” – Odparłem w myślach.
- A wiec kontynuując… na ziemi żył bardzo potężny Shinobi,
specjalizujący się w technikach, w późniejszym okresie, zakazanych z powodu
swej niewyobrażalnej, destrukcyjnej mocy. Tenże Shinobi był tak zwanym
samoukiem, gdyż nie należał do żadnej społeczności, a że stosował wiele technik
mrocznego pochodzenia, żadne społeczeństwo nie chciało go zaakceptować. Osamotniony,
mężczyzna zaszył się wysoko w górach kraju Wiecznej Zimy*. Przeżywszy w
samotności 65 lat i udoskonaliwszy swe umiejętności do maksimum, Shinobi ten
kilka lat przed własną śmiercią postanowił zostawić ludzkości pamiątkę po
sobie. W dwa lata zebrał w koło siebie gigantyczną armię pięćdziesięciu tysięcy
ludzi kompletnie pozbawionych jakichkolwiek uczuć, brutalnych, okrutnych i
wszystko co najgorsze, jeśli chodzi o zło siedzące w człowieku. W kolejne dwa
lata, ubrał ich wszystkich w ciężkie, wiśniowo-czerwone zbroje oraz uzbroił: 20
tyś w katany, 15 tyś we włócznie i 15 tyś w łuki. Potem używając mrocznych technik,
sprawił każdemu żołnierzowi, przeklętą pieczęć widniejącą na ich plecach
pomiędzy łopatkami. Pieczęć ta sprawiła, że ludzie ci zdobyli niewyobrażalne
pokłady chakry oraz wiele bardzo potężnych Nin- i Genjutsu…
„No to już wiem skąd Ci żołnierze
są tacy silni.” – Skomentowałem krótko opowieść 9-ogoniastego, jednocześnie mu
przerywając.
- Czekaj Naruto, to jeszcze nie koniec tego co…
Demon ponownie nie dokończył,
gdyż naszą pogawędkę niespodziewanie przerwał mój nowy towarzysz, którego
jeszcze przed chwilą byłem gotów wysłać na tamten świat.
- Naruto, zaraz się pożegnamy.
Przez opowieść Kyuubiego, w
pierwszej chwili go nie zrozumiałem, lecz gdy spojrzawszy w pierwszej chwili na
niego, a potem przed siebie, dostrzegłem iż zbliżamy się do rozwidlenia drogi.
- Satoro?
- Tak?
- Może to głupio zabrzmi, ale czy
masz mi za złe, że posłałem twoich towarzyszy do piachu? – Spytałem patrząc się
na niego. Mężczyzna spojrzał nie mnie z wyrazem twarzy nie zdradzającym żadnych
uczuć. Momentalnie zapadła między na mi grobowa ciszą, którą jednak zaraz
przerwano.
- Szczerze? To tak.
- I słusznie… powinienem był
wpierw was o wszystko wypytać, a potem pozabijać.
- Ale na szczęście Naruto, moi
towarzysze nie byli jacyś nadzwyczaj utalentowani i nie mieli rodzin, które by
na nich czekały, więc nie jest to dla mojej wioski z byt dużo strata. – Powiedział
Kasai i się do mnie uśmiechnął, pierwszy raz odkąd go poznałem.
- Rozumiem.
Odparłem i zaraz spojrzałem na
drogowskaz stojący na rogu rozwidlającej się drogi. Na strzałce wskazującej
drogę w lewo, napisane zostało „Spokojna Wioska”, a na strzałce skierowanej w
prawo „Czarna Forteca”. Podparłszy brodę rękoma, zaraz zacząłem zastanawiać się
w którą stronę to ja mam iść.
- Siedlisko Goto znajdziesz tam.
– Usłyszałem nagle głos Satoro, a gdy na niego spojrzałem, dostrzegłem że
wskazuję ręką drogowskaz skierowany na prawo.
- A ty?
- Ja? Ja pójdę do domu, o tam. –
Mężczyzna wskazał zaraz ręką drogowskaz pokazujący w lewo. – I złoże raport
Lordowi Feudalnemu kraju Herbaty z odbytego patrolu.
- A co powiesz, jeśli zapytają
cię o twoich towarzyszy?
- Że natknęliśmy się na ludzi
Hideo Goto i tylko ja ledwo uszedłem z życiem.
Zrobiwszy wielkie oczy na jego
słowa, już otworzyłem usta aby coś powiedzieć, lecz po chwili je zamknąłem i
popadłem w zamysł.
„Nande? Nande?? Nande???” –
Spytałem w myślach.
- Dlaczego?
- Gdyż po tym co zobaczyłem,
wierzę że w końcu zakończy się tyrania tego złodzieja!
- Arigato. – Odparłem nie mogąc
uwierzyć w jego słowa.
Uścisnąwszy sobie dłonie na
pożegnanie, Kasai zaraz poszedł w stronę Spokojnej Wioski, no a ja skierowałem
się ku Czarnej Fortecy, gdzie mieści się zakończenie tej niebywale męczącej
misji.
„Kyuubi, w końcu jesteśmy sami,
to czy mógłbyś dokończyć swoja opowieść?” – Po przebyciu kilku kilometrów,
ponownie odezwałem się do siedzącego we mnie demona.
- …wkrótce, po obdarzeniu tak wielu mężczyzna, tak wielką siłą, Shinobi
ten aby zapanować nad stworzoną armią, w najbliższym mieście znalazł kowala,
któremu zapłacił za wykonanie miecza. Kowal za otrzymane złoto, użył stali
specjalnej jakości, odpornej na uszkodzenia, można by rzec… wręcz
niezniszczalnej. Shinobi zadowolony z pracy kowala, powrócił do swojej kryjówki
i gigantycznej armii też tam stacjonującej, po czym w miesiąc po tym
wszystkich, znudzony życiem jak biedak, postanowił podbić jeden z okolicznych
krajów. Jego działania nie spodobały się władcom pozostałych krajów, więc
wspólnymi siłami stworzyli oni również gigantyczną armię i stoczyli bitwę z
Shinobim i jego Armią Upiornych żołnierzy. W jednej chwili na ziemi rozpętała
się gigantyczna bitwa o przetrwanie, która zakończyła się klęską władców i ich
ludzi, których zdziesiątkowano. Po czterech dniach, Shinobi widząc czego
dokonał, dosłownie przeraził się własnego dzieła. Nie chcąc więcej doprowadzić
do ponownego, tak wielkiego rozlewu krwi niewinnych ludzi, przy użyciu
mrocznych technik, związał los Upiornej Armii z własnym mieczem. Lecz
jednocześnie nie chcąc aby taka potęga przepadła bez śladu, na zwoju który
posiadasz zapisał dwanaście pieczęci i wskazówki jakie potrzebne są do
przywołania tak gigantycznej armii. Potem w rok przed śmiercią, założył w
obecnym kraju Skały, wioskę Bez Nazwy…
„…gdzie w skale wykuł świątynie i
stworzył Tajemną Komnatę, w której ukrył miecz i zwój. Czy tak?” – Spytałem w
myślach, jednocześnie dokończywszy opowieść Kyuubiego.
- Tak.
„No to wszystko jasne, tylko co
Yondajme Hokage ma z tym wspólnego, co mi powiedziałeś?”
- Tego Naruto, to już ci teraz nie powiem.
- Co takiego?!! Czemu?!! –
Krzyknąłem na całą okolicę, tym samym płosząc ptaki siedzące na pobliskich
drzewach.
NEXT COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters
belong to Masashi Kishimoto
Dziś brak komentarza z
mojej strony^^. Pole do popisu pozostawiam wam, drodzy czytelnicy. Pozdrawiam i
zapraszam do komentowania ^^
*Ta nazwa została
zmyślona.
Ps. proszę o wyrozumiałość
jeśli są jakieś poważne błędy.
Hejka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, czyżby na przykład Minato był kimś w rodzaju przodka tego shinobi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia