sobota, 6 stycznia 2018

030. Gdzie oni są??

A oto i dalszy ciąg... zapraszam na chwilę relaxu... ^_^



<<< Chapter wyszedł 21 marca 2008 roku >>>



- No to kochanie, spokojnej nocy Ci życzę i jeszcze raz sumimasen gozaimasu – jej ojciec wyszedł z pokoju i zamknął drzwi za sobą.
- N-Naruto... gdzie jesteś..? – po chwili odczekania, aż jej ojciec się oddali, spytała z niemałym zdziwieniem na twarzy. Dziewczyna zaczęła się rozglądać dokoła po swoim pokoju, w poszukiwaniu niebieskookiego, lecz nigdzie go nie dostrzegła. Gdy pan Haruno oddalił się już na tyle, że było bezpiecznie, zielonooka nagle usłyszała leciutkie pukanie w szybę jej okna. Wnet sie odwróciła i zaraz otworzyła okno, za którym stał Naruto, przy pomocy chakry, trzymając się pionowych ścian budynku.
- Naruto, jak to zrobiłeś..? – po chwili spytała.
- Co takiego..?
- Skąd się tutaj wziąłeś, znaczy co to za technika..?
- Żeby nie zdradzić się twojemu ojcu, użyłem techniki Bezszelestnego Znikania, jakiej nauczył mnie, świętej pamięci, Wada Nakamura –wciąż patrząc sie w gwieździste niebo, odparłem jej z wielce spokojnym głosem, co ostatnimi czasy, nie było do mnie podobne.
- Naruto, chodź... wejdź z powrotem do środka i nie marznij więcej – Sakura lekko odsunęła się od okna, chcą mnie wpuścić do środka, lecz poczułem, że i tak już sporo czasu jej zająłem. Czas abym się ulotnił, zresztą jest jeszcze jedno miejsce, jakie muszę odwiedzić tego wieczoru.
- Dziękuję, ale nie skorzystam.
- Czemu..? Czy coś się stało..?
- Nie, ale moja obecność sprawia ci tylko wiele problemów, tak więc pora abym juz się oddalił – po tych słowach, wyprostowałem się i zeskoczyłem z budynku na uliczkę, tuż pod oknem różowowłosej.
- Czekaj..! – dziewczyna lekko za mną krzyknęła, ale ja już sie nie zatrzymałem i zniknąłem za rogiem w cieniu jej domu.
„Naruto... nic się nie martw, nie mam do ciebie pretensji i nie mam przez ciebie żadnych kłopotów, ale możesz być pewny że nie odpuszczę i cię nie zostawię..” – zielonooka, zamknąwszy okno, szeroko się do siebie uśmiechnęła, poczym udała się do łazienki. Po paru minutach odświeżającego prysznica, jeszcze tylko ubrała się w swoja pidżamę, po czym wtuliwszy się w poduszkę, udała się w krainę błogiego snu.
* * *
Tym czasem w biurze Godaime Hokage, pewien biało-włosy pustelnik, powoli zaczyna kończyć swoją opowieść...
Gdy siedemnastoletni blondyn opuścił restaurację, miejscowego hotelu, ja jeszcze troszeczkę posiedziałem przy barze i pijąc zamówioną Sakę, porozmawiałem sobie o tym i owym z barmanem, który okazał się bardzo wygadany. Gdy tak sobie z nim rozmawiałem, nagle naszło mnie dziwne uczucie, ze blondyn poszedł nie tylko się przejść na spacer, ale też zrobić coś więcej, tylko nie byłem pewno co to mogło być. Od barmana dowiedziałem się czegoś bardzo ważnego o tych bandytach, o których mówił przed kilkoma minutami. Dokładniej mówiąc, to dowiedziałem się, że są oni bardzo niebezpieczny i niejednego wyprawili już na „tamten” świat. Barman powiedział mi również, że swoją kryjówkę mają w oddalonych o 2 kilometry od miasta, ruinach starej twierdzy, która jeszcze przed Wielką Wojną, chroniła okolicznych mieszkańców na wypadek właśnie wojny.
Zeszło nam na rozmowie jeszcze z dobra godzinę i po zapłaceniu za wszystko co zamówiłem, udałem się na spoczynek, do wcześniej wynajętego pokoju. Bez zbędnych ceregieli, zrzuciłem z siebie ubranie i poszedłem spać.
- A fuj... brudny..? – nagle przerwał mu Tsunade swoim pytaniem.
- Tak, bo po Sake byłem już lekko wstawiony i też nie chciało mi sie już myć.
- Aaa.. i wszystko jasne, dobra, to kontynuuj – Hokage w końcu zamilkła i dała mu dokończyć.
- No więc, gdy poszedłem spać, to krotko mówiąc, po chwili urwał mi się film.
- To skąd wiesz co się wydarzyło dalej..? – spytała lekko zdziwiona blondyna.
- A no bo widzisz, resztę tej opowieści poznałem od samego Uzumakiego, jakiś tydzień później.
(Poniższy fragment został opowiedziany przez Naruto, ten tydzień później, a teraz przytoczony przez Jiraiyę, w rozmowie z Tsunade-sama – Autor Opowiadania).
Gdy wyszedłem z restauracji, poczułem ja wzbiera we mnie gniew, jak wszystkie moje dobre uczucia odchodzą na bok, a na ich miejsce wchodzi rządza krwi i zemsty.
Momentalnie, moje oczy ponownie przybrały krwisto czerwony kolor, moje rysy na policzkach stały się wyraźniejsze, a moje paznokcie się wydłużyły i zamieniły w pazury, ostre jak brzytwa. Idąc przed siebie uliczkami wioski, wielu ludzi mi się bacznie przyglądało, widziałem w ich oczach lęk i przerażenie i nic dziwnego, bo moje zachowanie, radykalnie się zmieniło. Zacząłem szukać, gorączkowo się rozglądać i wypytywać o miejsce kryjówki, tych bandziorów.
- Co się stało chłopcze, czego szukasz..? – nagle podszedł do mnie jeden z mieszkańców, kompletnie nie świadom, na co się naraża.
- Szu-szukam kryjówki bandziorów, którzy tu grasują..!!! – prawie że mu to wykrzyczałem w twarz.
- A to przepraszam, ja nic nie wiem.. – człowiek, tak jakby się przestraszył i juz chciał odejść, gdy już prawie nie kontrolując swoich odruchów ze złości, jaka we mnie kipiała, złapałem go za frak i przyciągnąwszy do siebie, krzyknąłem..
- GADAJ..!!!
- Litości... czy jak ci powiem, to mnie zostawisz w spokoju..? – zobaczyłem, że mężczyzna na prawdę się mnie wystraszył, a z jego oczu poleciały łzy rozpaczy.
- Tak.. a teraz mów.. GDZIE ONI SĄ..?!! – tym razem zapanowałem nad swoim gniewem, z wielkim trudem, ale jakoś mi się to udało.
- Już, już... znajdziesz ich kryjówkę w ruinach starej twierdzy, oddalonej o 2 kilometry drogi stad.. – mieszkaniec, powiedział to bardzo szybko, tak aby jak najszybciej się ode mnie uwolnić.
- Dobrze... a w którym kierunku mam iść..?
- Na zachód.. na zachód.. – odpowiedział gorączkowo i jak najszybciej potrafił. Po dokładnym przesłuchaniu mojej ofiary, bez zbędnych ceregieli, rzuciłem człowiekiem o ziemię i ruszyłem w wyznaczonym kierunku na Zachód od miasta.
- Nie doczekanie... zapłacicie mi za to, przeklęci bandyci... nie oszczędzę nikogo, słyszycie mnie, NIKOGO..!!! – biegnąc przed siebie, krzyknąłem ile miałem siły w płucach. Po kilku minutach, biegu i skosów po drzewach, w bardzo szybkim i krótkim tempie dotarłem na miejsce, nie opodal tych że ruin. Zaraz usłyszałem głośne rozmowy i barczyste śmiechy wielu mężczyzn, w najlepsze rozmawiających i pijących jakiś alkohol. Przyczaiłem się w koronie pobliskiego drzewa i dużo nie myśląc, wyciągnąłem z torby, kilka shurikenów. Widząc kilku zbirów, siedzących i stojących  wkoło ogniska tuż przy bramie ruin, rzuciłem wyciągniętą bron w tych co stali, jeden dostał w głowę i zaraz padł trupem u stup twoich towarzyszy. Innego trafiły trzy shurikeny w plecy, gdzie też padł od razu trupem. Po załatwieniu dwóch bandziorów, reszta momentalnie poderwała sie na nogi i rzuciwszy wszystko co trzymali dotychczas, poczęli gorączkowo się rozglądać za napastnikiem, czyli za mną. Zaraz zostałem dostrzeżony, przez jednego z nich.
- Tam.. na drzewie... widzę go..!! – krzyknął. Nie mając już większego wyboru, rzuciłem się na nich do otwartej walki. Jakiś zbir, rzucił się na mnie z kataną, lecz nic mu to nie dało, bo zgrabnie uniknąłem jego ataku, przy czym zadając śmiertelny cios, trzymanym kunaiem, prosto w jego potylicę. W tym samym czasie, załatwiłem jeszcze innych dwóch napastników, w podobny sposób.
W czasie walki, czułem się nie pokonany, czułem jak z każdym pokonanym zbirem, staję się potężniejszy, a moja złość nie ma granic. Po dosłownie 25 minutach, zaciekłej walki przy użyciu shurikenów i kunaiów, pokonałem wszystkich 15 zbirów, jacy siedzieli przy ognisku. Wszystkie trupy leżą teraz na ziemi, a z każdego z osobna wylewa się mnóstwo krwi. Ale co to... zaraz usłyszałem więcej rozmów i śmiechów wewnątrz budowli. Szybko, przy użyciu chakry, wspiąłem się po kamiennej ścianie i po załatwieniu jeszcze kilku wartowników, kroczących w tą i z powrotem po murach, okalających ruiny, wszedłem w głąb zawaliska i ponownie rzuciłem się do walki, lecz tym razem, przeciwników było znacznie więcej. Tak wiec musiałem użyć Kage Bunshin no Jutsu i z niewielką pomocą moich wiernych klonów, rozgorzała pomiędzy nami, długa i męcząca walka.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto




Hehe ^_^ i co powiecie... mam nadzieję, że za bardzo nie przynudziłem w tych opisach... ale cóż zrobić, taki akurat miałem pomysł... – pozdrawiam i zapraszam do komentowania ^_^

1 komentarz:

  1. Hej,
    czyli już możemy podejrzewać co zmieniło zachowanie... a swoją drogą pięknie załatwił tych zbiorów...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń