A
oto i dalszy ciąg... zapraszam na chwilę relaxu... ^_^
<<<
Chapter wyszedł 21 marca 2008 roku >>>
- No to kochanie, spokojnej nocy Ci
życzę i jeszcze raz sumimasen gozaimasu – jej ojciec wyszedł z pokoju i zamknął
drzwi za sobą.
- N-Naruto... gdzie jesteś..? – po
chwili odczekania, aż jej ojciec się oddali, spytała z niemałym zdziwieniem na
twarzy. Dziewczyna zaczęła się rozglądać dokoła po swoim pokoju, w poszukiwaniu
niebieskookiego, lecz nigdzie go nie dostrzegła. Gdy pan Haruno oddalił się już
na tyle, że było bezpiecznie, zielonooka nagle usłyszała leciutkie pukanie w
szybę jej okna. Wnet sie odwróciła i zaraz otworzyła okno, za którym stał
Naruto, przy pomocy chakry, trzymając się pionowych ścian budynku.
- Naruto, jak to zrobiłeś..? – po
chwili spytała.
- Co takiego..?
- Skąd się tutaj wziąłeś, znaczy co
to za technika..?
- Żeby nie zdradzić się twojemu ojcu,
użyłem techniki Bezszelestnego Znikania, jakiej nauczył mnie, świętej pamięci,
Wada Nakamura –wciąż patrząc sie w gwieździste niebo, odparłem jej z wielce
spokojnym głosem, co ostatnimi czasy, nie było do mnie podobne.
- Naruto, chodź... wejdź z powrotem
do środka i nie marznij więcej – Sakura lekko odsunęła się od okna, chcą mnie
wpuścić do środka, lecz poczułem, że i tak już sporo czasu jej zająłem. Czas
abym się ulotnił, zresztą jest jeszcze jedno miejsce, jakie muszę odwiedzić
tego wieczoru.
- Dziękuję, ale nie skorzystam.
- Czemu..? Czy coś
się stało..?
- Nie, ale moja
obecność sprawia ci tylko wiele problemów, tak więc pora abym juz się oddalił –
po tych słowach, wyprostowałem się i zeskoczyłem z budynku na uliczkę, tuż pod
oknem różowowłosej.
- Czekaj..! –
dziewczyna lekko za mną krzyknęła, ale ja już sie nie zatrzymałem i zniknąłem
za rogiem w cieniu jej domu.
„Naruto... nic się
nie martw, nie mam do ciebie pretensji i nie mam przez ciebie żadnych kłopotów,
ale możesz być pewny że nie odpuszczę i cię nie zostawię..” – zielonooka,
zamknąwszy okno, szeroko się do siebie uśmiechnęła, poczym udała się do
łazienki. Po paru minutach odświeżającego prysznica, jeszcze tylko ubrała się w
swoja pidżamę, po czym wtuliwszy się w poduszkę, udała się w krainę błogiego
snu.
* * *
Tym czasem w
biurze Godaime Hokage, pewien biało-włosy pustelnik, powoli zaczyna kończyć
swoją opowieść...
Gdy
siedemnastoletni blondyn opuścił restaurację, miejscowego hotelu, ja jeszcze
troszeczkę posiedziałem przy barze i pijąc zamówioną Sakę, porozmawiałem sobie
o tym i owym z barmanem, który okazał się bardzo wygadany. Gdy tak sobie z nim
rozmawiałem, nagle naszło mnie dziwne uczucie, ze blondyn poszedł nie tylko się
przejść na spacer, ale też zrobić coś więcej, tylko nie byłem pewno co to mogło
być. Od barmana dowiedziałem się czegoś bardzo ważnego o tych bandytach, o
których mówił przed kilkoma minutami. Dokładniej mówiąc, to dowiedziałem się,
że są oni bardzo niebezpieczny i niejednego wyprawili już na „tamten” świat.
Barman powiedział mi również, że swoją kryjówkę mają w oddalonych o 2 kilometry
od miasta, ruinach starej twierdzy, która jeszcze przed Wielką Wojną, chroniła
okolicznych mieszkańców na wypadek właśnie wojny.
Zeszło
nam na rozmowie jeszcze z dobra godzinę i po zapłaceniu za wszystko co
zamówiłem, udałem się na spoczynek, do wcześniej wynajętego pokoju. Bez
zbędnych ceregieli, zrzuciłem z siebie ubranie i poszedłem spać.
- A fuj...
brudny..? – nagle przerwał mu Tsunade swoim pytaniem.
- Tak, bo po Sake
byłem już lekko wstawiony i też nie chciało mi sie już myć.
- Aaa.. i wszystko
jasne, dobra, to kontynuuj – Hokage w końcu zamilkła i dała mu dokończyć.
- No więc, gdy
poszedłem spać, to krotko mówiąc, po chwili urwał mi się film.
- To skąd wiesz co
się wydarzyło dalej..? – spytała lekko zdziwiona blondyna.
- A no bo widzisz,
resztę tej opowieści poznałem od samego Uzumakiego, jakiś tydzień później.
(Poniższy fragment został opowiedziany przez Naruto,
ten tydzień później, a teraz przytoczony przez Jiraiyę, w rozmowie z
Tsunade-sama – Autor Opowiadania).
Gdy
wyszedłem z restauracji, poczułem ja wzbiera we mnie gniew, jak wszystkie moje
dobre uczucia odchodzą na bok, a na ich miejsce wchodzi rządza krwi i zemsty.
Momentalnie,
moje oczy ponownie przybrały krwisto czerwony kolor, moje rysy na policzkach
stały się wyraźniejsze, a moje paznokcie się wydłużyły i zamieniły w pazury,
ostre jak brzytwa. Idąc przed siebie uliczkami wioski, wielu ludzi mi się
bacznie przyglądało, widziałem w ich oczach lęk i przerażenie i nic dziwnego,
bo moje zachowanie, radykalnie się zmieniło. Zacząłem szukać, gorączkowo się
rozglądać i wypytywać o miejsce kryjówki, tych bandziorów.
-
Co się stało chłopcze, czego szukasz..? – nagle podszedł do mnie jeden z
mieszkańców, kompletnie nie świadom, na co się naraża.
-
Szu-szukam kryjówki bandziorów, którzy tu grasują..!!! – prawie że mu to
wykrzyczałem w twarz.
-
A to przepraszam, ja nic nie wiem.. – człowiek, tak jakby się przestraszył i
juz chciał odejść, gdy już prawie nie kontrolując swoich odruchów ze złości,
jaka we mnie kipiała, złapałem go za frak i przyciągnąwszy do siebie,
krzyknąłem..
-
GADAJ..!!!
-
Litości... czy jak ci powiem, to mnie zostawisz w spokoju..? – zobaczyłem, że
mężczyzna na prawdę się mnie wystraszył, a z jego oczu poleciały łzy rozpaczy.
-
Tak.. a teraz mów.. GDZIE ONI SĄ..?!! – tym razem zapanowałem nad swoim
gniewem, z wielkim trudem, ale jakoś mi się to udało.
-
Już, już... znajdziesz ich kryjówkę w ruinach starej twierdzy, oddalonej o 2
kilometry drogi stad.. – mieszkaniec, powiedział to bardzo szybko, tak aby jak
najszybciej się ode mnie uwolnić.
-
Dobrze... a w którym kierunku mam iść..?
-
Na zachód.. na zachód.. – odpowiedział gorączkowo i jak najszybciej potrafił.
Po dokładnym przesłuchaniu mojej ofiary, bez zbędnych ceregieli, rzuciłem
człowiekiem o ziemię i ruszyłem w wyznaczonym kierunku na Zachód od miasta.
-
Nie doczekanie... zapłacicie mi za to, przeklęci bandyci... nie oszczędzę
nikogo, słyszycie mnie, NIKOGO..!!! – biegnąc przed siebie, krzyknąłem ile
miałem siły w płucach. Po kilku minutach, biegu i skosów po drzewach, w bardzo
szybkim i krótkim tempie dotarłem na miejsce, nie opodal tych że ruin. Zaraz usłyszałem
głośne rozmowy i barczyste śmiechy wielu mężczyzn, w najlepsze rozmawiających i
pijących jakiś alkohol. Przyczaiłem się w koronie pobliskiego drzewa i dużo nie
myśląc, wyciągnąłem z torby, kilka shurikenów. Widząc kilku zbirów, siedzących
i stojących wkoło ogniska tuż przy
bramie ruin, rzuciłem wyciągniętą bron w tych co stali, jeden dostał w głowę i
zaraz padł trupem u stup twoich towarzyszy. Innego trafiły trzy shurikeny w
plecy, gdzie też padł od razu trupem. Po załatwieniu dwóch bandziorów, reszta
momentalnie poderwała sie na nogi i rzuciwszy wszystko co trzymali dotychczas,
poczęli gorączkowo się rozglądać za napastnikiem, czyli za mną. Zaraz zostałem
dostrzeżony, przez jednego z nich.
-
Tam.. na drzewie... widzę go..!! – krzyknął. Nie mając już większego wyboru,
rzuciłem się na nich do otwartej walki. Jakiś zbir, rzucił się na mnie z
kataną, lecz nic mu to nie dało, bo zgrabnie uniknąłem jego ataku, przy czym
zadając śmiertelny cios, trzymanym kunaiem, prosto w jego potylicę. W tym samym
czasie, załatwiłem jeszcze innych dwóch napastników, w podobny sposób.
W
czasie walki, czułem się nie pokonany, czułem jak z każdym pokonanym zbirem,
staję się potężniejszy, a moja złość nie ma granic. Po dosłownie 25 minutach,
zaciekłej walki przy użyciu shurikenów i kunaiów, pokonałem wszystkich 15
zbirów, jacy siedzieli przy ognisku. Wszystkie trupy leżą teraz na ziemi, a z
każdego z osobna wylewa się mnóstwo krwi. Ale co to... zaraz usłyszałem więcej
rozmów i śmiechów wewnątrz budowli. Szybko, przy użyciu chakry, wspiąłem się po
kamiennej ścianie i po załatwieniu jeszcze kilku wartowników, kroczących w tą i
z powrotem po murach, okalających ruiny, wszedłem w głąb zawaliska i ponownie
rzuciłem się do walki, lecz tym razem, przeciwników było znacznie więcej. Tak
wiec musiałem użyć Kage Bunshin no Jutsu i z niewielką pomocą moich wiernych
klonów, rozgorzała pomiędzy nami, długa i męcząca walka.
TO BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters
belong to Masashi Kishimoto
Hehe ^_^ i co powiecie... mam
nadzieję, że za bardzo nie przynudziłem w tych opisach... ale cóż zrobić, taki
akurat miałem pomysł... – pozdrawiam i zapraszam do komentowania ^_^
Hej,
OdpowiedzUsuńczyli już możemy podejrzewać co zmieniło zachowanie... a swoją drogą pięknie załatwił tych zbiorów...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia