Dziękuję za wytrwałość w
oczekiwaniu na nowe notki, to tylko świadczy o tym, że chyba warto czekać na
moje nowe posty^^. – To tyle, jeśli chodzi o moje gadanie, a teraz zapraszam na
kolejny odcinek z życia Naruto Uzumakiego^^.
<<< Odcinek ukazał się 17 października
2008 roku >>>
Zapadła już noc, wszech
ogarniająca ciemność i idealna cisza współgrają z lekkim wiaterkiem, jaki hula
pomiędzy konarami licznych drzew w kraju Ognia. Blond włosy shinobi, po
wcześniejszym pożartowaniu sobie ze strażników, zasypiających z nudów na
warcie, teraz przy użyciu chakry skumulowanej w stopach, skacze z gałęzi na
gałąź, kierując się do kraju Herbaty. Naruto, pod czas trwania tej podróży
wiele rozmyślał o tym, co dane było mi usłyszeć…, słowa padające z ust najbliższego
przyjaciela, jak i rządzących jego rodzinną wioską.
- Nie rozumiem, czym zasłużyłem
sobie na taki los? – Spytałem samego siebie i za chwilę zatrzymałem się na
jednym z drzew. Usiadłszy na gałęzi i oparłszy się plecami o pień drzewa, zaraz
sięgnąłem do torby wiszącej na mym biodrze. Po chwili grzebania w niej,
wyciągnąłem zdjęcie mojego starego teamu, które zabrałem na wypadek decyzji o
niewracaniu już do wioski. Przyglądając się wizerunkowi uśmiechniętej Sakury,
gdy robiliśmy to zdjęcie, teraz jedynie przypominają mi się jej wiecznie
załzawione oczy.
„Sakura kochanie, dlaczego się
ode mnie odwróciłaś? Co zrobiłem nie tak?” – Pomyślałem, głaszcząc kciukiem jej
wizerunek z przed lat. Powstrzymując się od rozklejenia się, zaraz szybko
schowałem trzymane zdjęcie, po czym wstałem i ruszyłem w dalszą drogę. Świecący
księżyc w pełni, oświetlając swym blaskiem las, stworzył bardzo przyjemną dla
oka poświatę, przedzierającą się przez gęsto zalesiony teren kraju Ognia. W
zaskakująco szybkim tempie, tylko jak na razie z jednym postojem, szybko
przedarłem się przez Konohe i gdy dotarłem do granicy, nie opodal mnie
usłyszałem tupanie i liczne pobrzękiwanie metalu o metal. Zeskoczywszy z
drzewa, zaraz padłem na lekko wilgotną trawę i podczołgałem się do krawędzi
niewielkiego pagórka, u którego stóp się znalazłem. Nim wyjrzałem, w pierwszej
chwili pomyślałem, że ktoś prowadzi tu walkę, lecz gdy to uczyniłem, moim oczom
ukazał się dość interesujący obraz.
- Ruszać się!! Jutro w południe
mamy być w twierdzy Hideo-sama!! – Krzyknął mężczyzna, tak na oko zdrowo po
40-stce, odziany w dziwne szaty, trochę przypominające ubranie jakie noszą
shinobi Suny lub Dźwięku. Liczne malutkie ogniska, po rozpalone przy gęsto
poustawianych, białych, góra 2 osobowych namiotach, naglę poczęły gasnąć, co w
ciemności otaczającej mnie nocy, odrobinę utrudniło policzenie obserwowanego
wojska.
„Czyżby ten cały Hideo
przygotowywał się do… zaraz, czy to przypadkiem nie jest koleś którego mam
zlikwidować??” – Pomyślałem i wciąż leżąc brzuchem do ziemi, wyciągnąłem z
torby zdjęcie mojego celu. Obejrzawszy je dokładnie, zaraz przewróciłem je na
drugą stronę, gdzie zobaczyłem niewielki opis.
Hideo
Goto, jeden z najniebezpieczniejszych ludzi w kraju Herbaty, obecnie zajmujący
najwyższe stanowisko w klanie Eto… Od kilkunastu miesięcy, zbierający fundusze
na powołanie gigantycznej armii, zdolnej do podbicia każdego większego kraju.
Przeczytałem trafnie sformułowaną
informację, a po charakterze pisma, rozpoznałem mojego przyjaciela z rodu
Hyuuga.
„Dzięki Neji! No to chyba
natrafiłem na fragment zbieranej armii Goto.” – Pomyślałem uśmiechnąwszy się
pod maską, po czym schowałem zdjęcie celu na swoje miejsce. Gdy miałem sie już
przemieścić, nagle tuż koło mojej głowy wbiła się strzała z przyczepioną
karteczką wybuchową. Tuż przed wybuchem, w ostatniej chwili w mgnieniu oka
przemieściłem się z powrotem w konary drzew. Najbliższą okolicą nagle
wstrząsnęła potężna eksplozja, tworząca sporej wielkości dziurę w pagórku.
Zaraz w to miejsce zleciało się kilkunastu, uzbrojonych po zęby, ludzi z
katanami i włóczniami przygotowanymi do odparcia niespodziewanego ataku.
- Cokolwiek to było, już
przestało istnieć! – Usłyszałem kpiące spostrzeżenie, jednego z żołnierzy, jacy
tam się zjawili. Po chwili ciszy, wszyscy razem wybuchli śmiechem, po czym
powrócili do szeregu.
„Cholera, przez moją nie uwagę,
zostałem dostrzeżony, ale na szczęście… ci goście nie są najbystrzejsi.” – Zaśmiałem
się jednocześnie karcąc się, za brak uwagi z mojej strony. Odczekawszy kilka
minut, aż rozmowy mężczyzn ucichną, zaraz skacząc po drzewach podążyłem po ich
śladach, by wkrótce potem dogonić całą kawalkadę. Śledząc dostrzeżone wojsko,
również począłem zastanawiać się nad ewentualną walką, do której zapewne
niebawem dojdzie. Po kilku godzinach zdrowego marszu wojska Goto, po przez
lesiste tereny kraju Trawy, dowódca tej licznej zgrai wojowników, chyba w końcu
postanowił zrobić postój. Znalazłszy sporej wielkości polanę, po chwili cała
armia się tym przemieściła i ku mojej mu zaskoczeniu, nie okazała się za mała
dla tak licznej hałastry. Obserwując ich z odległości kilkuset metrów,
dostrzegłem jak po chwili, tymczasowy obóz, opuszcza kilka mniejszych oddziałów,
zapewne z rozkazem patrolowania okolicy.
„Nareszcie nadarza się okazja na
wyeliminowanie kilku oprychów!!” – Krzyknął Uzumaki w myślach, zadowolony z
obmyślonego pomysłu.
- Naruto, co ty kombinujesz? – Nagle, po długim czasie
milczenia, w końcu odezwał się 9 ogoniasty przyjaciel blondyna.
„Kyuubi! Nareszcie, a już myślałem
że się na mnie obraziłeś?”
- Obrazić się? Niby z jakiego powodu? Po prostu zrobiłem sobie wakacje
od prawienia ci kazań. – Zaśmiał się lis.
„Rozumiem, a co kombinuje, to
czas na chwilę rozrywki!”
- I to u ciebie lubię… zabicie czterdziestu ludzi nazywasz rozrywką,
hahaha!
„Dlaczego nie? Zresztą, od ponad
2 miesięcy z nikim nie walczyłem, a sam wiesz jakie to potrafi być
frustrujące!” – Odparł jounin, powoli zbliżając się do pierwszego patrolu.
Zatrzymawszy się na gałęzi jednego z drzew, chłopak zaraz dostrzegł grupkę 6
zbrojnych i 4 łuczników, przedzierających się przez zarośla. Nie czekając ani
chwili dłużej, Naruto zaraz wyciągnął 4 shurikeny i rzucił nimi w łuczników.
Mężczyźni trafieni w szyje jednocześnie, po chwili dławienia sie własna krwią,
zaraz padli na ziemie, po wcześniejszym wyzionięciu ducha. Momentalnie,
pozostali wojownicy błyskawicznie powyciągali miecze, po czym zaczęli się
rozglądać po najbliższej okolicy. Błękitnooki shinobi, po krótkim zastanowieniu
się, postawił na walkę wręcz, po czym wyciągnąwszy katanę uczepioną na plecach,
zaraz zeskoczył z drzewa prosto na jednego z żołnierzy, przebijając go na
wylot. Gdy oprych w końcu wyzionął ducha, blondyn zaraz zaciągnął ciało w
pobliskie krzaki, po czym kryjąc się za nimi, zasadził się na kolejnego człowieka.
Gdy ten podszedł bliżej, zapewne w poszukiwaniu swego kolegi, już miał zajrzeć
za krzaki, gdy nagle Naruto wyskoczył z za nich i odciął mężczyźnie głowę.
Rozpryśnięta krew, momentalnie trysła na ubranie chłopaka, lecz ten się tym nie
przejmując, zaraz odnalazł pozostałych 4 żołnierzy i wykończył ich w podobny,
bezszelestny sposób. Blondyn, wykończywszy 1 grupę zwiadowczą, kręcącą się w
okolicy tymczasowego obozu, napotkanego wojska… biegnąc przez las, z
zakrwawioną katanę w rękach, zaraz odnalazł 2 patrol. Odrobinę zapomniawszy z
kim i jak walczy, chłopak niespodziewanie wyskoczył z za drzewa, po czym
zagradzając drogę żołnierzom, zamachnął się na pierwszego wojownika, zabijając
go na miejscu. Reszta momentalnie odskoczyła do tyłu i wyciągnąwszy swoje
miecze, zaraz przybrali postawy obronne. Po chwili tuż koło twarzy blondyna
przeleciała strzała, wystrzelona przez łucznika stojącego za dwoma żołnierzami
z włóczniami.
„Uff, o mały włos!” – Pomyślałem,
gdy strzała mnie minęła.
- Kim jesteś? – Nagle odezwał się
jedne z wojowników, mierząc mnie wzrokiem.
- Waszym sennym koszmarem! –
Rzuciłem oschle, po czym skoczyłem do kolejnego żołnierza. Mężczyzna dzielnie
odparowując moje ciosy, powoli zaczął cofać się do tyłu, napierany przeze mnie,
a gdy dotknął plecami do pobliskiego drzewa, spojrzał na mnie z widocznym
przerażeniem w oczach. Stojąc tak, tuż przed wojownikiem, zasłaniającym się
swoja kataną, nagle usłyszałem kolejną strzałę przecinającą powietrze i po
chwili odchyliwszy głowę w bok, sprawiłem że strzała dosłownie przygwoździła
głowę mojego przeciwnika do drzewa, przeszywając mu czoło. Odwróciwszy się do
pozostałych żołnierzy przodem, pogroziłem palcem, aby więcej tego nie robili,
po czym schowawszy katanę, zaraz stanąłem w lekkim rozkroku. Zamknąwszy oczy i
skupiwszy się na wykonywaniu pieczęci, w międzyczasie nabrałem odrobinę
powietrza do ust. Gdy dotarłem ze składaniem rąk w pieczecie do przed
ostatniej… – „Katon Ninpou, Tatsumaki” – …pomyślałem i nagle, tuż przede mną
pojawił się nie wielki płomień. Po chwili wykonałem ostatnią pieczęć i zaraz
dmuchnąłem zebranym powietrzem w płomień, tworząc w ten sposób, ogniowe
tornado. Technika kręcąc się spiralnie w lewą stronę, w błyskawicznym tempie
dotarła do kompletnie zaskoczonych żołnierzy, paląc ich żywcem na miejscu. W
ciągu tych kilku minut, po całym lesie rozniosły się głośne krzyki przerażenia,
które zapewne postawiły już na nogi całe pobliskie wojsko.
* * *
Cisza i wszechogarniający spokój
natury, towarzyszący trwającej od kilku godzin nocy, nagle został zakłócony
przez liczne, rozpaczliwe i przerażone krzyki, mężczyzn, zabijanych bardzo
potężną techniką. Momentalnie, ze swojego namiotu wybiegł dowódca, po czym
rozkazał kolejnej, tym razem znacznie większej grupce żołnierzy, zbadać skąd
nadleciały te krzyki. Mężczyźni w pierwszej chwili odmówili, gdyż sparaliżował
ich strach. Generał, słysząc słowa sprzeciwu, zaraz wyciągnął swoją katanę i na
miejscu pozbawił życia jednego z opornych podwładnych.
- Kto jeszcze śmie przeciwstawić
się moim rozkazom?! – Krzyknął zdenerwowany dowódca, lecz nikt już nic nie
powiedział. Koledzy zabitego, zaraz spojrzeli na swego na niego jeszcze
bardziej przerażonym wzrokiem, a gdy ten im pokazał palcem gdzie mają się udać,
posłuszni już, po chwili wykonali jego polecenie. 300 żołnierzy w zwartym
szyku, idąc powoli w stronę linii drzew, nagle dostrzegli przed sobą postać
blondwłosego chłopaka w białej masce lisa. Wojownicy zatrzymawszy się w
odległości kilkudziesięciu metrów od napotkanego przeciwnika, w pierwszej
kolejności spojrzeli na blondyna lekko zaskoczonym wzrokiem, a gdy ten
wyciągnął zakrwawioną katanę, spojrzeli po sobie, po czym wybuchli gromkim
śmiechem.
- I ty myślisz, że nas pokonasz??
– Krzyknął jeden z żołnierzy.
- Skoro zabiłem już 40 waszych
kumpli, to czemu wam bym nie miał dać rady? – Spytał jounin spokojny jak nigdy.
- A to bezczelny szczeniak! Na
niego!! – Krzyknął innych żołnierz, wyraźnie zdenerwowany tonem chłopaka, po
czym zaczął biec w jego kierunku aby zadać pierwszy cios. Błękitnooki,
uśmiechnąwszy się pod maską, zaraz wyciągnął kunai i rzucił nim w biegnącego
wojownika, lecz ten nic sobie z tego nie robiąc, odbił sztylet kataną.
Zbliżywszy się do blondyna, zaraz zamachnął się z lewej, a potem z prawej
strony, po czym z dołu, a zaraz od góry. Chłopak w masce ANBU kraju Ognia,
odparowując wszystkie te ataki, nagle poczuł jak cała ta sytuacja wprawia go w
wielki zachwyt, jednocześnie powoli uwalniając zamkniętą w jego wnętrzu mroczną
chakre demona, którą uzyskał po pokonaniu drugiego „JA” Kyuubiego. Wojownik w
którymś momencie podniósł miecz do góry, aby zadać kolejny cios gdy nagle
Naruto, w błyskawicznym tempie zebrał chakre w otwartej dłoni i przystawiwszy
ją do klatki piersiowej przeciwnika, z dużą siła odrzucił go do tyłu. Mężczyzna
z hukiem uderzył o ziemię, wprost pod nogi jego towarzyszy, wszystko
oglądających z niemałym przestrachem w oczach.
- No dalej… nie atakujecie mnie?
A może strach was obleciał?! – Uzumaki, rzucił im w twarz, tonem przejawiającym
rozbawienie zaistniałą sytuacją. Wojownicy jeszcze raz spojrzeli po sobie, a
potem znowu na blondyna, po czym jednocześnie powyciągali katany i z całym
pędem zerwali się z miejsca. Naruto złapawszy katanę oburącz, powoli podniósł
ją do góry, utrzymując rękojeść blisko piersi, po czym wedle wskazówek
Kyuubiego, lewą dłonią wykonał w powietrzu kilka skomplikowanych pieczęci, a
gdy skończył klinga jego miecza nagle rozjarzyła się czerwonym światłem.
Zaskoczeni i przerażeni żołnierze, momentalnie zatrzymali się w miejscy, lecz
gdy przypomnieli sobie słowa dowódcy, zaraz na powrót ruszyli do natarcia.
Blondyn tymczasem uśmiechnąwszy się złowieszczo, zaczął machać kataną w tę i z
powrotem, tuż przed sobą. Gdy po kilkunastu machnięciach, klinga jego miecza
rozbłysła jeszcze jaśniejszym światłem, bardziej przypominającym ogień…
- Katon Ninpou, Shuuhakaki! –
Krzyknął błękitnooki i nagle machnął mieczem w poziomie od lewej do prawej,
tworząc tym samym falę ognia w kształcie gigantycznego łuku o szerokości dwustu
metrów. Technika, sunąc po ziemi w błyskawicznym tempie dokładnie ją wypaliła,
a dotarłszy za chwilę do zaskoczonych żołnierzy, momentalnie wysłała ich w
zaświaty, doszczętnie zwęglając ich ciała.
NEXT COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters
belong to Masashi Kishimoto
Jak pewnie zauważyliście,
tytułem tego odcinka jest nazwa techniki jaką poznał Naruto na początku swej
misji^^. - Pozdrawiam i zapraszam do wyrażania własnych opinii na temat
przeczytanego tekstu ^^.
Witam,
OdpowiedzUsuńzgodnie z Twoją prośbą, odzywam się tutaj, jestem i długo będę...
na razie jeszcze skomentuję kilka rozdziałów pierwszych na tamtym blogu (chyba do 11 przeczytałam), bo juz jakiś czas temu przeczytałam, ale po prostu nie miałam kiedy, a robię to przez sentyment, bo mówiąc szczerze, gdyby nie ta sytuacja to tam bym je komentowała.... a resztę już tutaj...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka, hejka,
OdpowiedzUsuńcudownie, mała rozrywka Naruto, chociaż uszczknęli trochę tą armię która zbiera jego cel, pozbycie sie tej pierwszej grupki było dobre, ale drugiej no cóż Naruto działania z ukrycia...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia