piątek, 26 stycznia 2018

136. List gończy, part I

Przyznaje, poprzedni odcinek nie należał do najlepszych… ale może tym razem będzie inaczej? No nic… Pozdrawiam i zapraszam na 136 odcinek.



<<< Odcinek ukazał się 25 lipca 2009 roku >>>



Po kilkunastu minutach błądzenia po okolicy w poszukiwaniu jakiegoś pożywienia zdatnego do zjedzenia, gdy nic takiego nie znalazłem, szybko powróciłem w pobliże stawu i wodospadu. Przyglądając się przez chwilę idealnie klarownej tafli, po chwili złożyłem przed sobą dłonie.
- Kage Bunshin no Jutsu!
Szepnąłem, a po chwili w kłębach białego dymu, tuż koło mnie pojawiły się cztery klony. Spojrzawszy w ich kierunku, po chwili kiwnięciem głowy pokazałem o co mi chodzi. Klony jedynie odwzajemniwszy mój uśmiech, zaraz zasalutowały i dwóch z nich wskoczyło do wody, a dwóch pozostałych zajęło się przygotowywaniem ogniska. Gdy wszystko było już gotowe… czyli ogień rozniecony, ryby złowione i oprawione…
- Dzięki chłopaki. – Szeroko się do nich uśmiechnąłem.
- Nie ma sprawy stary. – Odparł jeden z klonów.
- Dokładnie… w końcu my to ty, hahahaha!!!
Zaśmiał się drugi klon, po czym wszyscy rozpłynęli się w chmurach białego dymu. Zająwszy miejsce przy ognisku, dokładnie naprzeciwko smażącej się ryby, gdy już chciałem po nią sięgnąć, nagle usłyszałem szelest liści jednego z krzewów porastających przeciwległy brzeg stawu. Spojrzawszy w tamtym kierunku, w pierwszej chwili pomyślałem, że to pewnie wiatr, ale gdy ponownie przeniosłem wzrok na moje śniadanie, krzak po chwili znowu gwałtownie się zatrząsł i to bynajmniej z powodu wiejącego wiatru. Dla pewności, że jestem tu sam… nie zauważalnie wyciągnąłem z tylnej torby dwa shurikeny i jednym szybkim ruchem ręki, rzuciłem nimi w podejrzany krzak. Momentalnie usłyszałem stłumiony jęk wydobywający się z gardła mojego podglądacza, a po chwili zza krzaka wypadł jakiś mężczyzna średniej budowy ciała. Moje gwiazdki trafiwszy go prosto w krtań, tym samym w mgnieniu oka spowodowały bardzo silny krwotok, a co za tym idzie… koleś po prostu udławił się własną krwią. Gdy mężczyzna po chwili w końcu raczył wyzionąć swojego ducha, zza zarośli wyszło dodatkowo, tak na oko, trzydziestu oprychów z różnoraką bronią. Od maczug z kolcami, przez narzędzia rolnicze, aż do mieczy samurajskich i broni używanej przez shinobi.
„Coś mi się zdaje, że chyba nie pozwolą mi na zjedzenie tej ryby… a jestem taki głodny! Ja to mam szczęście…” – Pomyślałem ze zrezygnowanym wyrazem twarzy i powoli podniosłem się do wyprostu. Na moje szczęście dzieli nas spory basen wodny i nie od razu przyjdzie mi z nimi walczyć, bo chyba po to się tu zjawili i to w tak licznym gronie.
- Ej ty! Blondyn!
Krzyknął jeden z nich i wyszedł przed szereg. Na pierwszy rzut oka, mężczyzna wygląda na nietutejszego. Co się rzuca w oczy, to wielgachny miecz jaki trzyma oparty na lewym barku. Trochę podobny do tego, jaki używał Zabuza Momochi.
- Głuchy jesteś?!
Koleś ponownie się odezwał, tym razem nieco bardziej pogardliwym tonem. Szczerze powiem, to nie reagowanie na jego zaczepny ton powoli zaczyna mnie bawić. Odwzajemniwszy jego szyderczy uśmieszek, zaraz ponownie usiadłem do ogniska i olawszy ich obecność, wziąłem się za konsumowanie smażonej ryby. Oczywiście, jak na dobrego shinobi przystało, kątem oka cały czas ich obserwuję. Ich zachowanie. Jak się mogłem spodziewać, mężczyźni widząc moją obojętność na swoją obecność, momentalnie poczęli patrzeć ku sobie i rozkładać ramiona w geście zmieszania oraz niedowierzania. Zapewne, w ich mniemaniu, jestem bezczelnym ignorantem bo nie raczyłem zareagować na ich wołanie. Zjadłszy połowę ryby, zaraz podniosłem wzrok w ich kierunku. Po chwili dostrzegłem, że właściciel ogromnego miecza trzyma w dłoniach jakiś rozwinięty zwój i co jakiś czas patrzy raz na niego, a raz na mnie.
„Ciekawe… co to takiego?”
Spytałem w myślach, nie oczekując odpowiedzi.
- Może list gończy. – Zasugerował Kyuubi.
„Że co proszę????”
- Już tłumaczę. List gończy, to taki list, który wydawany jest, gdy ktoś chce cię złapać lub zabić…
„Tak, tak, wiem co to takiego list gończy… tylko nie rozumiem, jeśli to prawda, kto go wydał?? Przecież jestem pełnoprawnym Jouninem kraju Ognia! Nie przypominam sobie nic, co by wskazywało na wyznaczenie jakiejkolwiek nagrody za moją głowę. Przecież to niedorzeczność!!” – Oburzyłem się i jednocześnie odrobinę przestraszyłem. Co jak co, ale jest to bardzo zaskakująca informacja… choć wciąż niepotwierdzona. Dokończywszy jedzony posiłek, choć zbytnio się nim nie nasyciłem, to jednak trochę energii mi przybyło. Ugasiwszy ognisko i wrzuciwszy jeszcze żarzące się węgliki do wody, po chwili ponownie spojrzałem na moich niespodziewanych gości.
- Zastanawia mnie… dlaczego tak mi się przyglądacie!?
Spytałem i na wszelki wypadek począłem obmyślać plan ewentualnej walki. Mężczyźni rzuciwszy mi swe spojrzenia, kilku po chwili wybuchło gardłowym śmiechem. Oczywiście, nie od razu otrzymałem swoją odpowiedź, ale jak się spodziewałem, nagle kilku z nich zaczęło biec w moim kierunku z bronią podniesioną do góry. Jak się okazało, ci goście nie są shinobi, bo biegną do mnie wzdłuż brzegu jeziorka, a nie tak jak shinobi, przez środek wody. Jako pierwszy dotarł do mnie goryl z wielką, kolczastą maczugą. Uniknąwszy jego nieco ociężałego ciosu, nie wyciągając katany, kopniakiem szybko wytrąciłem mu broń z rąk, po czym kolejnym kopniakiem w brzuch powaliłem go na kolana. W tym momencie za plecami pojawili się pozostali napastnicy. Teraz już musiałem użyć miecza. W szybkim tempie rozprawiwszy się z drugim gościem… przebijając go na wylot w okolicy lewego płuca, a trzeciemu czystym ciosem odrąbałem głowę. Kolejny mężczyzna zamachnął się na mnie kosą do koszenia zboża. Przyznam, że koleś bardzo wprawnie się nią posługuje i unikanie jego złożonych ciosów przychodzi mi z lekkim trudem. Blokując jego kolejny atak, szybko go wyminąłem, obróciłem się o 180 stopni i przejechałem mu ostrzem miecza po plecach. Mężczyzna momentalnie upadł na brzuch i już się nie podniósł.  Tym sposobem mam już cztery trupy na koncie. Mężczyzna powalony przeze mnie na kolana, po chwili wytchnienia powstał na nogi i przybrał postawę do walki wręcz. Trochę mnie to zdziwiło, ale postanowiłem grać fair. Schowawszy zakrwawiony miecz, zaraz stanąłem w lekkim rozkroku z rękoma uniesionymi na wysokości klatki piersiowej. Mój przeciwnik, co na pewno rzuca się w oczy, jest prawie dwa razy większy ode mnie i nie mówię tu tylko o wzroście. Jego ciosy zaciśniętych pięści na pewno mogłyby spokojnie mnie zabić, ale na moje zakichane szczęście, z łatwością udaje mi się ich unikać. Po kilkunastu minutach tego sparingu, zobaczyłem że mój przeciwnik chyba się już zmęczył, gdyż jego ruchy momentalnie stały się lakoniczne i lekko chwiejne.
- Cz-czy ty… mu-musisz… tak ska-skakać!?
Odezwał się próbując złapać oddech.
- Tak!
Odparłem oschle, po czym szybko uderzyłem gościa pięścią prosto w twarz, co go nieco zamroczyło i dało mi szanse na zakończenie tego pokazowego pojedynku. Odsunąwszy się od niego na kilka kroków, zaraz przywołałem klona i wystawiłem do niego otwartą dłoń. Ten bez słowa, po chwili zaczął zbierać na niej czystą chakrę i formować z niej kulę. Mężczyzna spojrzał w moim kierunku z lekkim przerażeniem w oczach i nim zdołał w jakikolwiek sposób zareagować, zaraz pojawiłem się przed nim z gotowa techniką w dłoni.
- Rasengan!!
Krzyknąłem i przystawiłem kulę chakry do jego spoconej piersi. Oprych momentalnie został z dużą siłą odrzucony w tył. Jak na jego masę cielska, udało mu się bezpiecznie lub nie, przelecieć nad jeziorkiem i rozbić się plecami o jedno z drzew po drugiej stronie brzegu. Wydawszy z siebie jęk bólu, zaraz opadł bezwładnie na ziemię i chyba stracił przytomność, bo już się nie podniósł.
* * *
Gdy zielone tęczówki wyjrzały zza powiek, pierwsze co zobaczyły, to sufit ciemno-zielonego namiotu. Ich właścicielka usiadłszy na swym posłaniu, delikatnie przeciągnęła się, po czym pomasowała sobie nieco obolały kark. Rozejrzawszy się dokoła, dziewczyna po chwili dostrzegła plecak swojego blondyna, leżący w koncie, i od razu na jej twarzy pojawił się słoneczny uśmiech. Przypomniawszy sobie zakończenie wczorajszego dnia, w mgnieniu oka na jej policzki wypłynął pokaźny rumieniec. Zielonooka oporządziwszy się, szybko przebrała się z koszuli nocnej w swój codzienny strój kunoichi, po czym wyszła z namiotu.
- Konnichi-wa Sakura!
Krzyknęła uśmiechnięta brunetka, która również dopiero teraz wyszła ze swojego namiotu. Różowo-włosa nie odpowiedziawszy, jedynie odwzajemniła uśmiech, po czym omiotła spojrzeniem najbliższą okolicę. Zobaczywszy Nejiego męczącego się z rozpaleniem ogniska na nowo, dziewczyna zaraz odwróciła się i momentalnie zbladła na twarzy. Wolna przestrzeń, jak była za plecami namiotów, teraz zasłana jest kilkunastoma ciałami jakichś oprychów. Co się rzuca w oczy, to brutalny sposób wysłania ich na tamten świat. Odcięte nogi, ramiona, głowy… poćwiartowane ciała. Wszystko to, dodatkowo utopione jest w litrach krwi. Sakura czując jak zbiera się jej na mdłości, zaraz z powrotem odwróciła się, szybko minęła bruneta i zwymiotowała prosto do jego ogniska, gasząc je tym samym.
- EJ!!! – Oburzył się Hyuuga, gdyż dopiero co zdołał rozniecić ogień. Zielonooka uspokoiwszy żołądek i szybko na powrót doprowadziwszy się do używalności, po chwili spojrzała na naburmuszonego chłopaka.
- Przepraszam Cię Neji, ale nie mogłam już wytrzymać.
- Co ci się stało??
Zaniepokoiła się Tenten, która momentalnie pojawiła się koło swojej przyjaciółki. Haruno nic jej nie odpowiedziawszy, jedynie spojrzała na nią, po czym w stronę namiotów i lekko drżącą ręką wskazała kierunek. Jej towarzysze, zdziwiwszy się na to podejrzane zachowanie, zaraz rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia, po czym chwyciwszy za broń udali się w stronę namiotów. Sakura w tym czasie uprzątnęła zabrudzone ognisko, szybko je rozpaliła i zajęła się za przygotowywanie śniadania. Spojrzawszy po chwili w kierunku swoich przyjaciół, zaraz dostrzegła Tenten, po dobnie jak ona, puszczającą pawia w pobliskie krzaki. Neji natomiast ze stoickim spokojem obejrzał dokładnie pobojowisko, po czym wrócił do dziewczyn i usiadł na ziemi, tuż obok lekko trzęsącej się brunetki. Przytuliwszy ją do siebie, zaraz spojrzał ku zielonookiej. Ta odwzajemniwszy jego spojrzenie, jednocześnie wzruszyła ramionami, co tylko utwierdziło białookiego, że to nie ona stoi za tą masakrą.
- Neji… nie wiesz przypadkiem, gdzie podziewa się Naruto????
Spytała zielonooka po dłuższej chwili milczenia.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, no własnie gdzie podziewa się nasz blondyn, i czyżby to był list gończy za nim... no ale kto w takim razie go wydał...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń