poniedziałek, 29 stycznia 2018

156. Mdlące cierpienie

Na wstępie chciałbym ogłosić, iż jeszcze długo byśmy czekali na pojawienie się poniższego odcinka, gdyby nie pomoc TobiMilobi, której z całego serca za to dziękuję. Nie dość, że T.M. wykonała SUPER trailer do tego bloga, to jeszcze (bez owijania w bawełnę) napisała mi 2/4 tej notki, z czym ja miałem ogromny problem już od ponad 3 tygodni! Ale teraz, gdy w końcu odcinek został skomponowany wspólnymi siłami, jestem zobowiązany ZADEDYKOWAĆ poniższą notkę właśnie tobie, TobiMilobi!! Jeszcze raz, serdeczne DOMO ARIGATOU GOZAIMASHITA!!



<<< Odcinek ukazał się 13 stycznia 2010 roku >>>



Prędkość z jaką Jogensha zaczął składać pieczęci zadziwiła wszystkich, a najbardziej stojącego przed nim blondyna. Próbując wyłapać wzrokiem choćby jeden, znany znak, Naruto jednocześnie zastanawiał się, czy jego wątpliwości aby na pewno były uzasadnione. Gdy minęło pierwsze trzydzieści minut, Jogensha niespodziewanie zaprzestał wykonywania pieczęci, po czym w trybie natychmiastowym wystawił przed siebie prawą dłoń, w której poczęła zbierać się chakra o złocistym zabarwieniu.
- Co się dzieje, do cholery!?
Krzyknął Uzumaki czując, że nie może się ruszać. Zupełnie jakby coś niewidzialnego trzymało go bardzo mocno za obydwa ramiona i obie nogi. Od razu przypomniał sobie o nieuzasadnionym lęku. Ciało chłopaka ogarnął paraliżujący strach.
- To może zaboleć. Kinshi Ninpou…
Mruknął Jogensha ledwo słyszalnie i nie czekając na reakcję osłupiałego blondyna, wycofał zgięte ramię do tyłu, po czym zamachnął się i z całym impetem przystawił połyskującą na żółto dłoń do odkrytego brzucha chłopaka.
- …Kawai Ori no Jutsu!
Naruto w jednej chwili poczuł porażające gorąco w okolicy pępka, a zaraz do jego nozdrzy doleciał swąd przypalanej skóry. Opierając się przez kilka następnych minut, gdy fala bólu stała się nie do zniesienia, blondyn w końcu wydarł się na całe gardło:
- CHIKUSHOOOOOO!!!!
- Tylko spokojnie młody. Dasz radę!
Odezwał się niski głos w głowie Uzumakiego. Demon ze swojej perspektywy, widząc powoli odnawiający się znak Kanji na karcie pieczętującej, widniejącej na zamknięciu krat i słysząc jakie katusze musi znosić jego nosiciel, postanowił podnieć chłopaka nieco na duchu.
- Łatwo… powiedzieć…
Naruto ledwo wydyszał odpowiedź, co ani trochę nie zdziwiło stojącego przed nim żołnierza. Upiorny uśmiechnąwszy się jedynie pod nosem, po dziesięciu minutach przypalania brzucha chłopaka złotym ogniem, oderwał napiętą rękę i z dumą przyznał przed sobą, że pierwsza część rekonstrukcji pieczęci Yondaime Hokage ukończona została pełnym sukcesem. I rzeczywiście, znaki wymalowane na brzuchu blondyna wzbogaciły się o jeden z czterech brakujących symboli.
- Teraz pójdzie już jak z płatka.
Po tych słowach, Jogensha kontynuował rytuał odnawiania pieczęci. Z każdym odnawianym symbolem Uzumaki odczuwał niewyobrażalny dla niego ból, o którym ogłaszał pozostałym zebranym, swym krzykiem. Przez cały ten czas, Kyuubi próbował jak mógł, podtrzymywać chłopaka na duchu i wspierać słowami, że to już prawie koniec, że wszystko będzie dobrze, tylko musi wytrzymać. Słowa lisiego demona odrobinę wspomagały Naruto, w tym, lecz nic nie mogło go powstrzymać od kolejnego krzyku, spowodowanego następną falą bólu mu zadaną.
Tsunade już po założeniu drugiej pieczęci, miała ochotę krzyknąć, by Jogesha przestał, gdyż może zabić blondyna. Wiedziała, iż przerywając rytuał, może sprawić chłopakowi większy ból niż teraz, a co więcej, przyczynić sie do jego śmierci.
Jiraya widząc przerażony, a zarazem powątpiewający wzrok Piątej, czy na pewno dobrze robi pozwalając na to wszystko, położył jej rękę na ramieniu, a gdy ona zaszczyciła go swym zaskoczonym spojrzeniem, powiedział:
- Spokojnie Tsunade, wszystko będzie dobrze.
- Jesteś tego pewien!? – Krzyknęła. – Kiedy słyszę jak krzyczy z bólu, to... To coraz bardziej powątpiewam, czy dobrze zrobiliśmy, pozwalając na to wszystko.
Powiedziawszy to orzechowo-oka spojrzała znów na Uzumakiego, na którego twarzy wymalował się grymas bólu. Widać było iż chłopak, stara się ze wszystkich sił, wytrzymać i nie krzyknąć kolejny raz, lecz i tym razem ogłosił światu swój ból, wydzierając się w niebogłosy.
- Jestem pewien, a po za tym ja w niego wierze...
Blondynka spojrzała zdumiona na pustelnika. Jej orzechowe tęczówki, wpatrywały się w niedowierzaniu, a jednocześnie w zaskoczeniu słowom, jakie wymówił jej rozmówca. On natomiast, uśmiechnął się i zwrócił wzrok na chłopaka, który ciężko dysząc, spoglądał z zawziętością i przymkniętym okiem na osobnika sprawiającego mu potworne cierpienie, dla jego własnego dobra.
- Wierze w niego i ty także powinnaś.
- Ja także w niego wierze, ale... Nadal obawiam się, iż to może być dla niego śmiertelne...
- „To jeden z przywilejów młodości. Gdy masz osiemnaście lat, śmierć wydaje ci się gwiazdą odległą o tyle lat świetlnych, że nawet przez potężny teleskop ledwie ją widać. Potem starzejesz się i odkrywasz, że to nie gwiazda tylko wielki jak nieszczęście asteroid, który leci prosto na ciebie i jeszcze trochę, a przyładuje ci w ciemię.”
Tsunade spojrzała zdezorientowana na białowłosego Sannina, który uśmiechnąwszy się, zwrócił swój wzrok na nią, po czym odpowiedział:
- Jonathan Carroll „Drewniane morze”. Tym cytatem, chciałem ci uświadomić, iż Naruto to twardy ninja, nie raz sie o tym przekonaliśmy i dlatego uważam, iż ty, jako Hokage, nie powinnaś mu pokazywać swych obaw. Ostatniego czego temu chłopakowi potrzeba do szczęścia, to by widział nas zamartwiających się, nad tym, czy w ogóle przeżyje.
Kobieta wpatrywała się przez dłuższą chwile na Jiraiyę, po czym zwróciła wzrok w podłogę przed sobą. Przygryzła nerwowo dolną wargę. To prawda, zamartwianie sie nic nie pomoże, ani jej ani tym bardziej blondynowi, wiec chyba posłucha Jirayii i chociaż spróbuje nie zamartwiać się, do czasu, gdy ostatnia cześć pieczęci Czwartego niezostanie odnowiona. Takie myśli zawładnęły Hokage. To co powiedział jej przyjaciel z dzieciństwa, miało w sobie wiele racji i właśnie jego słowa, sprawiły iż blondynka, postanowiła pójść za tą radą i nie przejmować się, a przynajmniej nie okazywać tego.
- Jeżeli to doda Naruto otuchy, to w takim razie tak zrobię. – Pomyślawszy to, Tsunade zamknęła oczy, wypuściła bezgłośnie powietrze ustami i odezwała się, ledwo słyszalnie:
- Masz racje, Jiraiya.
- Hm?
- Zamartwianie się, w niczym nie pomoże, a może tylko pogorszyć sprawę. Dlatego też, pójdę za twoją radą i postaram się wspierać duchowo Naruto.
Powiedziawszy to uśmiechnęła się i ukazała światu orzechowy kolor swych tęczówek.
- Cieszę się, Tsu...
- Ale to nie zmienia faktu, iż nie umówię się z tobą Jiraiya...
Odparła zadziornie, przerywając tym samym pustelnikowi, który na słowa blondynki, lekko sie podłamał. A było tak blisko. – Pomyślał, spojrzawszy na Kage, po czym z lekkim uśmiechem zwrócił wzrok na Naruto.
Na ciele chłopaka znajdowały sie prawie wszystkie pieczęcie, które wyglądały jakby dopiero zostały założone, na ciele blondyna, w którego głowie zabrzmiał znów głos lisiego demona:
- Trzymasz się jakoś?
- A jak myślisz!?
- Myślę, że jeszcze trochę, a będziesz bardziej wysmażony niż kotlet.
- Bardzo śmieszne Kyuu...
- Wybacz młody, staram się jakoś cię rozweselić. Hehehe.
- Jakoś ci to kiepsko idzie.
- A jak powiem, że to ostatnia pieczęć, a później będziesz miał spokój do końca swego żywota?
Blondyn nie odpowiedział.
- …?
- Dobra! Tym razem ci się udało mnie uszczęśliwić!
- To mogę już odstawić taniec makarena ze szczęścia?
- Kyuubi, nie przesadzaj, wiesz jakbyś idiotycznie wyglądał?
Czyli nie mogę założyć spódniczki z trawy i połówek kokosa jako biustonosz?
Zapytał rozbawionym głosem Kyuubi no Kitsune, na co Naruto, gdyby tylko mógł zaliczył by spotkanie z podłożem. To stwierdzenie jego własnego demona, zwaliło go z nóg, na co wyżej wymieniony zaśmiał sie gardłowo. Gdy tylko sie uspokoił, odparł:
- Tylko żartowałem. – Uśmiechnął się lis.
- No ja myślę... I wiesz co?
- Słucham?
- Nigdy więcej mnie nie strasz w ten sposób! Już się bałem, że do lekarza cię będę musiał wytargać! – Zagroził Uzumaki.
- Heh... Postaram się, ale niczego nie obiecuje.
~ ~ ~
Dokładnie pięć minut po północy, upiorny żołnierz ostatecznie zakończył rekonstruowanie pieczęci Czwartego Yondaime widniejącej na ciele młodego shinobi. Gdy mężczyzna oderwał napiętą do granic swych możliwości dłoń od jego brzucha i wycofał się dwa kroki w tył, blondyn momentalnie drgnął. Uwolniony z niewidzialnego uścisku jaki trzymał go, by stał pionowo i się nie ruszał, cały odrętwiały, obolały i potwornie zmęczony… błyskawicznie padł na kolana. Podparłszy się na wyciągniętych ramionach, ze spuszczoną głową, jeszcze przez chwilę ciężko oddychał.
Jogensha, zadowolony z siebie, oddalił się od Uzumakiego i stanął pod jedną z kolumn. Sam ciężko oddychając, przy jednoczesnym rozluźnianiu spiętych mięśni ramion, niezauważalnie uśmiechnął się. Będąc jedynym żywym człowiekiem w Upiornej Armii, nie pozwolił, by całkowicie zabito jego ludzkie uczucia. Nadal potrafił współczuć, uśmiechać się, a nawet śmiać z każdego dowcipu… nawet takiego bardzo marnego. Lecz już nie znał uczucia strachu czy obawy przed własną śmiercią. Gotowy, by w każdej chwili poświęcić swoje życie, byle tylko obronić kogo trzeba, jednocześnie bardzo troszczył się o swojego przywódcę. Patrząc teraz na blondyna klęczącego na zimnej posadzce, kątem oka dostrzegł patrzących w kiego kierunku Sanninów.
Hokage nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą się tu wydarzyło, jeszcze chwilę patrzyła zszokowanym wzrokiem na Upiornego, a gdy ten odwzajemnił jej spojrzenie, momentalnie odwróciła głowę, po czym podbiegła do blondyna. Uklęknąwszy koło niego, ten niespodziewanie padł jak długi na płask, po czym przekręcił się na plecy:
- Udało się…
Wysapał z szerokim uśmiechem, po czym powoli zamknął oczy. Błękitnooki najzwyczajniej w świecie, stracił przytomność. Tsunade opierając jego głowę o swoje kolana, z ustami wykrzywionymi w serdeczny uśmiech, jeszcze chwilę przyglądała się spokojnemu wyrazowi twarzy młodego Jounian. Zaraz jednak poczuła na swym ramieniu czyjąś rękę, a gdy spojrzała do góry, napotkała na swej drodze serdeczny uśmiech białowłosego pustelnika:
- Zabierzmy go do szpitala. Chłopak potrzebuje odpoczynku po tak ciężkim dniu, jaki sam sobie zgotował.
Mężczyzna wyprostował się i wciąż trzymając w rekach rzeczy blondyna, powoli skierował się w stronę wyjścia z komnaty. Blondyna widząc to, w pierwszej chwili zdenerwowała się, że to jej pozostawił noszenie Uzumakiego, ale gdy przypomniała sobie, że w pewnym sensie jest mu to winna, po chwili bez większych kłopotów również się wyprostowała. Trzymając Naruto przewieszonego przez ramię, jakby był ręcznikiem, kobieta rozejrzała się wkoło, lecz ku swemu zaskoczeniu nie dostrzegła już żadnego z Upiornych żołnierzy.
- Pewnie odeszli na zasłużony odpoczynek. – Pomyślała, nieznacznie się uśmiechając, po czym skierowała się do wyjścia, by zanieść Naruto do szpitala.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    och cudownie, Kyubi w spódniczce z trawy i dwoma kokosami jako biustonosz był by niesamowitym widokiem :) udało sie
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń