Poniższa notka zawiera raczej
więcej dialogów niż krwawej łaźni której wszyscy tak wyczekują, ale i ona
nadejdzie w swoim czasie. Pozdrawiam i zapraszam na 160 odcinek mojej opowieści
o życiu Naruto Uzumakiego i jego przyjaciół.
<<<
Odcinek ukazał się 20 lutego 2010 >>>
Świst, szelest, zgrzyt, głuche tąpnięcia,
stłumione krzyki, jęki, zawodzenie… wszelkie możliwe odgłosy rozchodziły się
szerokim echem po okolicy. Cios, unik, cios, unik, kontratak, unik, cios i tak
aż do wyczerpania się sił niezbędnych do prowadzenia walki o własne życie.
Naruto z głuchym stęknięciem uchylił się przed kataną przeciwnika skierowaną ku
jego twarzy jednocześnie wyprowadzając kontrę rozcinającą pierś na całej jej
szerokości. Z powstałej rany silnym strumieniem trysnęła czerwona maź
obryzgując blondyna. Oprych padł martwy na ziemię w kałużę krwi swoich kolegów
wcześniej pokonanych przez Naruto.
- Chikushou!
Chłopak zaklął siarczyście wycierając
szkarłatną ciecz z twarzy. Spocony, zmęczony, dysząc ciężko przeszedł kilka kroków,
by po chwili paść na kolana. Podparłszy się na swoim mieczu wbitym w ziemie,
nabrał powietrza w płuca. Powoli je wypuszczając, spojrzał przed siebie. Trzydzieści
pięć zmasakrowanych trupów, szata roślinna czerwona od krwi, mnóstwo broni
rozrzuconej dookoła… taki widok zarejestrowało jego znużone spojrzenie.
- Niedługo zacznę robić statystykę.
Zaśmiał się po nosem odkasłując stróżką
krwi. Chwyciwszy się za brzuch przypomniał sobie potężnego kopniaka jaki
otrzymał od przedostatniego napastnika. Naruto wstał po chwili, wytarł ostrze
miecza o ubranie najbliżej leżącego ciała, po czym schował broń na swoje
miejsce. Pozbierał jeszcze porozrzucane kunaie i shurikeny niektóre wyrywając z
poszatkowanych zwłok, pochował je do kabury na nodze i torby na biodrze, po
czym nie oglądając się za siebie ruszył w dalszą drogę.
Przez całą resztę nocy jaką poświęcił na
bezustanne skoki po drzewach, blondyn miał spokój i mógł całą swoją uwagę
skupić na jednolitym tempie. Dopiero o świcie dnia następnego, gdy zatrzymał
się by odpocząć i się posilić z lasu go otaczającego wyłoniła się grupa
zwykłych rabusiów, lecz dobrze wyszkolonych w walce kontaktowej. Wtedy Naruto
nie zbyt uśmiechało się robienie dłuższego postoju i walka z nimi, lecz gdy
któryś wspomniał o nagrodzie jaka została wystawiona za jego „głowę”, stało się
jasne, że bez potyczki się nie obędzie.
-
Psia krew! Przez tych pajaców straciłem kupę czasu.
– Naruto zaklął w myślach.
- Ale
za to jakże urozmaicili twoją podróż.
W odpowiedzi usłyszał gardłowy śmiech
9-ogoniastego.
-
Kyuu… nareszcie. Już myślałem, że znowu powiedziałem coś nie tak i się na mnie
obraziłeś. Dlaczego wczoraj spławiłeś mnie i nie chciałeś ze mną rozmawiać??
– Spytał.
- Ponieważ
uznałem, że doskonale poradzisz sobie sam i nawet dobrze ci to wyszło… chociaż
muszę przyznać, że to co usłyszałem chyba było nieco za ostre. Rozumiem, że
jesteś lojalny wobec Sakury, ale czy taka przemowa była konieczna?
Naruto nie odpowiedział. Całą dotychczasową
podróż zastanawiał się, czy nie był nazbyt oschły wobec panny Yamanaki. Co
prawda, gdy widział ją w samej koszuli nocnej z gołymi udami szeroko się do
niego uśmiechającą, miał nieodpartą ochotę wykorzystania okazji, lecz uczucie
jakim zawsze darzył najbliższą swojemu sercu osobę mu na to nie pozwoliło.
-
Nie ukrywam, może ździebko przesadziłem…
- Ździebko!?
Młody, tą gadką prawdopodobnie przekreśliłeś swoją przyjaźń z tą dziewczyną!
Nie wiem czy przy kolejnym waszym spotkaniu będzie chciała cię znać.
-
I co z tego!? Zwisa mi to! W tym momencie mój drogi demonie, najważniejsze jest
dla mnie odnalezienie Sakury. A jeśli będzie trzeba to nawet spalę za sobą
wszystkie mosty by osiągnąć zamierzony cel! – Naruto odkrzyknął w
myślach, po czym zerwał kontakt mentalny z lisem nie czekając na jego odpowiedź
i szybko powrócił do rzeczywistości. Wyczuwając w powietrzu nie znaną sobie
chakre zwolnił kroku, by zaraz zatrzymać się całkowicie. Nasłuchując odgłosów
przyrody i nie tylko, chłopak po chwili wspiął się kilka gałęzi wyżej i skrył w
gęstwinie konara drzewa.
Kilkanaście minut głuchej, wręcz
przytłaczającej ciszy powiedziało blondynowi, że chyba musiał się pomylić, lecz
gdy niespodziewanie cztery gałęzie niżej na tym samym drzewie przystanął jakiś
osobnik w ceramicznej masce zasłaniającej jego twarz, Naruto zrozumiał że
jednak jego zmysły ponownie go nie zawiodły. Przyglądając się tajemniczemu
mężczyźnie z ukrycia, chłopak zastanawiał się kim on może być i czy jest sam.
Niestety, ninja w masce nie był sam. Na sąsiednich drzewach po chwili pojawiło
się jeszcze kilku shinobi w takich samych maskach na twarzach. Maskach nie
podobnych do tych, jakie noszą ANBU Konoha-Gakure no Sato. Błękitnooki
odetchnął z ulgą. To oznaczało, że Tsunade jeszcze nie zorientowała się o jego
samotnej misji. Te miały gładki wyraz i bardzo wąskie wycięcia do patrzenia.
Były nie zwykle podobne do tych, jakie noszą ANBU Kiri-Gakure, ale co ich
Oininowie robiliby w kraju Ognia?
Naruto choć nic nie słyszał, to wyraźnie
widziała, że wojownicy o czymś rozmawiają… a raczej dyskutują. Skąd to
podejrzenie? Ponieważ co jakiś czas można było usłyszeć krótki, nie zawsze
zrozumiały przerywnik w postaci nieartykułowanego frazesu. Blondyn zastanawiał
się, co powinien uczynić w takiej sytuacji, jak się zachować by nie doprowadzić
do wojny pomiędzy Ukrytym Liściem a Ukrytą Mgłą. Niestety, nie wiedza odnośnie
celu pobytu ANBU Kiri w Konoha doprowadziła, że chłopak nie doszedł do żadnych
konkretów i w końcu postanowił… zaryzykować. Ubrawszy maskę zimnego drania na
twarzy, Uzumaki wyłonił się z kryjówki i bez zbędnych ogródek najzwyczajniej w
świecie zeskoczył lądując tuż koło kompletnie zaskoczonego dowódcy elitarnych
shinobi Ukrytej Mgły. Wojownicy zareagowali tak, jak blondyn się tego
spodziewał… wszyscy momentalnie odskoczyli do tyłu na bezpieczną odległość i
pochwycili kunaie w dłonie.
- Co ANBU Kiri-Gakure robią w Konoha, hm? –
Spytał błękitnooki śmiertelnie poważnym tonem głosu. – Czyżbyście przyszli do
nas na przeszpiegi?
- Przeszpiegi!? – Oburzył się jeden z
mężczyzn. – A kim ty jesteś żeby nas posądzać o takie rzeczy!?
- Dla waszej wiadomości, nasze wioski nigdy
nie rozmawiały o zawarciu sojuszu, więc wasze pojawienie się tutaj może zostać
źle odebrane, co w najgorszym wypadku doprowadziłoby do bardzo krwawego
konfliktu. A kim jestem to nie wasz interes i radze mnie nie denerwować, bo mam
dziś zły dzień. – Odparł Naruto.
- Doskonale wiemy jakie są stosunki dyplomatyczne
miedzy naszymi krajami! Wyjeżdżanie do nas z groźbami w niczym tu nie pomoże. –
Odgryzł się inny ANBU.
- Ja nie grożę, tylko ostrzegam.
- Spokój! – Nagle krzyknął mężczyzna
stojący najbliżej blondyna. Pozostali shinobi Kiri zwrócili maski w jego
kierunku, a Naruto domyślił się, że spojrzeli na niego ze zdziwieniem. – Naszą
misją nie jest wszczynanie żadnego „krwawego” konfliktu z Konoha-Gakure. Proszę
wybaczyć moim ludziom, ale od siedemdziesięciu dwóch godzin szukamy pewnego
człowieka, który w naszym kraju dokonał niewybaczalnego czynu i musi ponieść
zasłużoną karę. – Dowódca ANBU wyjaśnił pokrótce cel ich wizyty w kraju Ognia.
- Rozumiem. A czy ten człowiek był średniej
budowy ciała o długich, czarnych włosach i brązowych oczach? – Spytał Uzumaki.
- Tak! Dokładnie! Gdzie go widziałeś?
Naruto westchnął przeciągle, po czym
sięgnął rekami za głowę i poprawił wiązanie opaski. Gdy ponownie spojrzał na
otaczających go shinobi, dostrzegł jak niektórzy grą ciała, choć starają się to
ukryć, pokazują swoje zniecierpliwienie.
- Jeśli pójdziecie z tego miejsca na zachód
w stronę wioski Ukrytego Liścia, to po dwóch godzinach drogi powinniście
natknąć się na swojego człowieka w obstawie kilkudziesięciu popleczników. –
Naruto odparł spokojnym tonem. – Ale by wam zaoszczędzić czasu powiem, że
możecie już o nim zapomnieć.
- Dlaczego mamy o nim zapomnieć!? Zaraz…
chyba nas nie wyręczyłeś??
- Brawo! Sto punktów na sto możliwych! –
Blondyn oblizał wargi w krwiożerczym uśmiechu jaki rozjaśnił jego twarz. W
duszy chłopaka w mgnieniu oka rozległ się drapieżny rechot Kyuubi’ego.
- Hmm… Widok krwi na twoim ubraniu upewnia
mnie, że nas nie okłamujesz… ale nadal nie wiemy jak się nazywasz? Uprzedzając
twoje pytanie, ta informacja jest nam potrzebna, by Godaime Mizukage wiedział,
komu wysłać nagrodę.
Powiedział dowódca ANBU Kiri i momentalnie
zapadała grobowa cisza. Błękitnooki nie od razu udzielił odpowiedzi. Nim
komukolwiek z poza jego wioski zdradzi swoją tożsamość, postanowił zasięgnąć
języka w tej sprawie u mieszkańca swojej duszy:
-
Co o tym sądzisz, Kyuu?
- To
zależy.
-
Od czego?
- Co
oni zamierzają zrobić z takimi informacjami? Czy chcą wiedzieć jak się
nazywasz, by rzeczywiście Mizukage wiedział komu wysłać nagrodę za
zlikwidowanie wroga ich ludu? Czy może po to by cię wpisać na swoją Czarną Listę,
jako potencjalne zagrożenie dla mieszkańców Ukrytej Wioski Mgły? – Odparł lis. – Wiesz młody, odpowiedzi na twoje pytanie jest bardzo dużo i nie
koniecznie wszystkie mogą ci się spodobać w takim samym stopniu.
-
Hai. Czyli jak się im zdradzę, to potencjalnie już mogę pisać testament?
- W
rzeczy samej, choć zapewne nigdy się nie dowiesz, co tak na prawdę stało się z
tym co zamierzasz im powiedzieć. Decyzja należy do ciebie, Naruto.
Chłopak zakończył połączenie mentalnie z
9-ogoniastym, które trwało zaledwie kilka minut, ale to wystarczyło by podjąć tą
właściwą decyzję. Rzuciwszy swoje spojrzenie każdemu shinobi z pięcioosobowego
oddziału ANBU Kiri, blondyn nabrał powietrza w płuca, po czym je wypuścił.
Powtórzył tę czynność jeszcze kilka razy, a gdy był pewny, że przyglądającym mu
się wojownikom zaraz puszczą nerwy, w końcu się odezwał:
- Nazywam się Naruto Uzumaki i jestem
Jouninem Ukrytego Liścia.
- Uzumaki? Ten sam za którego wystawiono
nagrodę w wysokości pięciu milionów ryou?
- Już jest pięć milionów?? Kurczę, ktoś
gdzieś tam naprawdę mnie nie lubi. – Naruto odparł nieco zażenowanym głosem i
spuścił wzrok na swoje buty, lecz po chwili na powrót podniósł głowę. W
milczeniu z lekko mieszanymi uczuciami zaczął obserwować reakcje shinobi Kiri,
którzy po chwili zebrali się w kupce i zaczęli o czymś dyskutować. Znowu.
-
Chikushou! Już jest grubo po południu, a ja nawet jeszcze nie opuściłem kraju
Ognia! Sakura będzie zła, że tyle czasu zajęło mi jej odnalezienie. Choć z
drugiej strony liczę, że będzie mi wdzięczna, że w ogóle zacząłem jej szukać.
- Dlaczego?
-
Gdyby na to nie patrzeć… wybyłem z wioski na poszukiwania bez stosownego
zezwolenia od Tsunade i to z tygodniowym opóźnieniem z dobrze wiadomych ci
przyczyn.
- No
tak, ale jeśli dobrze pamiętam, to lista zakazów i nakazów jakie ostatnio
złamałeś jest bardzo długa, więc jeszcze jeden punkt do tej zbieraniny nie
powinien cię martwić. Po za tym, jak sam powiedziałeś, twoim obowiązkiem jest
jej odnalezienie i zabicie wszystkich, którzy stoją za porwaniem twojej
ukochanej.
-
Prawda, ale nic nie mówiłem o zabijaniu porywaczy Sakury.
- Dobra,
to moje słowa, ale chyba się nie mylę mówiąc, że wyślesz wszystkich porywaczy
na tamten świat w dość brutalny sposób?? – Demon spytał z wyczuwalną nadzieją w głosie.
-
Nie zaprzeczę Kyuu, nie zaprzeczę.
Naruto ponownie zerwał połączenie mentalnie
z mieszkańcem swojej duszy i na powrót począł przyglądać się shinobi Kiri-Gakure
no Sato w ceramicznych maskach zasłaniających ich twarze. Mężczyźni co jakiś
czas spoglądali na przemian w stronę blondyna, by po dwudziestu minutach
ostatecznie zwrócić się do niego przodem.
- Naruto Uzumaki. Dziękujemy za wykonanie
naszego zadania za nas, ale na przyszłość bylibyśmy wdzięczni pozostawienie nam
eliminowania naszych wrogów. – Odezwał się dowódca ANBU, a jego głos wydał się
błękitnookiemu śmiertelnie poważny.
- Nie ma sprawy, ale gdy ktoś mnie atakuje,
to zazwyczaj tego typu starcie kończy się śmiercią atakującego. Po za tym, skąd
miałem wiedzieć, że go ścigaliście?
- Nie mogłeś. – Shinobi Kiri przyznał
rację.
- No właśnie. Po za tym, jeśli dobrze
pamiętam, pomaganie sobie w eliminowaniu wspólnych wrogów, w obecnej sytuacji
politycznej jaka jest miedzy naszymi krajami, jest jak najbardziej na miejscu.
– Błyskotliwa wypowiedź Naruto, jego samego bardzo zaskoczyła.
- Tu też się muszę zgodzić. Dobra Uzumaki,
my już pójdziemy i uważaj na siebie.
Mężczyźni minęli chłopak, po czym zniknęli
w gęstych konarach lasów kraju Ognia. Naruto postał jeszcze przez chwilę, a gdy
już miał ruszyć w dalszą drogę, nagle w oddali usłyszał echo słów niesionych
przez wiatr:
-
„Każdy może być twoim wrogiem… Nigdy nie wiesz komu możesz ufać…”
NEXT
COMING SOON…
~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story
by Wielki
„Naruto”
and its characters belong to Masashi Kishimoto
Witaj drogi autorze,
OdpowiedzUsuńcóż sama nie wiem od czego zacząć...
więc zacznę tak... cieszę się, że przenosisz z onetu opowiadanie, czytałam je wiele lat temu... później przestałam czytać jakiekolwiek opowiadania, ale teraz wracam i cieszy mnie fakt, że to opowiadanie wciąż jest kontunuowane, i chcę aby kolejne lata wciąż towarzyszyło... z mojej strony mogę powiedzieć tylko tak, że każdy rozdział przeczytam i skomentuje...
ale teraz martwi mnie fakt, że wcześniej przenosiłeś po te kilka rozdziałów, a teraz od tych kilku dni nic... mam nadzieję, że przeniesiesz je wszystkie do końca lutego...
Multum weny i pomysłów Tobie życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ciekawe czy gdzieś nie zaczają się ci Anbu na Naruto, chociaż zawsze może przywołać armię rozkazać zabić i iść dalej ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia