Wiem, że na początku
poprzedniego odcinka napisałem, że nie wiem, czy jest dalej sens pisać to
opowiadanie… Ale, jak później jeszcze kilka razy się nad tym zastanowiłem i w
dodatku poczytałem sobie wasze komentarze na ten temat, to w końcu doszedłem do
wniosku, że ten „sens” nie leży w przymusie dokończenia tego opowiadania, a w
mojej Pasji Pisania, która trwa, trwa i trwać będzie, póki starczy mi sił!
Dlatego też teraz gorąco zapraszam wszystkich do zapoznania się z nowym
„rozdziałem” z życia mieszkańców świata shinobi! ENJOY!
<<< Rozdział ukazał się 20 lipca
2017 roku >>>
Niby wioskę opuścił jeden z jej
najpotężniejszych obrońców, to nikt specjalnie się tym nie przejmował. Życie
toczyło się dalej swoim leniwym tempem, a po ludziach prawie wcale nie było
widać, aby kogoś tu brakowało. Może jedynie zniknięcie najlepszej uczennicy
Hokage było widoczne, choć też nie do końca. Obowiązki nieobecnej medyczki
przejęły jej najbliższe współpracowniczki Ino Yamanaka oraz Shizune, doradczyni
przywódczyni wioski. Obie robiły, co w ich mocy, aby sprostać wszelkim
przeciwnościom losu, jaki został im zgotowany. Od leczenia drobnych skaleczeń
do przeprowadzania poważnych operacji ratujących życie. Dość rzec, że miały
ręce pełne roboty.
W budynku administracyjnym
wioski Ukrytego Liścia również praca paliła się w rękach przesiadujących tam
całe dnie ludzi. Od przeszło miesiąca z biura Hokage wychodziły trzyosobowe
drużyny wciąż lojalnych jej shinobi na misje odnalezienia Uzumaki Naruto i
Sakury Haruno, ale jak dotąd bez większych rezultatów. Z każdą kolejną porażką
Tsunade powoli dochodziła do wniosku, że składane jej raporty były nie
prawdziwe, ale przecież nie mogła nikogo o to oskarżyć, nie? Wszakże, nie miała
żadnych dowodów jakoby wśród jej popleczników byli jacyś… zdrajcy. Ale ona odkryje prawdę, lecz nie wszystko na raz. Wpierw
należy się jej malutka przerwa.
Tsunade odłożyła pióro do kałamarza i wzięła do ręki stojącą
obok filiżankę porannej kawy.
W ogóle i w szczególe, po
zniknięciu tej dwójki, Godaime Hokage zmieniła swój sposób bycia. Rzuciła
picie. Za każdym razem, gdy jakiś shinobi lub kunoichi przychodzili z nowym
raportem czy inną stertą dokumentów, to można było ją zastać siedzącą za
biurkiem w oficjalnym płaszczu Hokage zarzuconym na ramionach i z poważnym,
dumnym wyrazem twarzy. Na nikogo nie krzyczała, choć w dalszym stopniu była
stanowcza i czasem burzliwa, ale przeważnie załatwiała sprawy w sposób zupełnie
do niej nie podobny. Przy użyciu metod pozbawionych przemocy fizycznej. Raz czy
dwa ktoś zarzucił jej próbę kopiowania pracy Czwartego, Trzeciego, Drugiego,
czy nawet Pierwszego Hokage. Spytacie, co takiego delikwenta spotkało za
podobne pomówienia?
Nic.
Tsunade nijak reagowała robiąc
swoje najlepiej, jak potrafiła. A wojnę ze swoimi przeciwnikami prowadziła za
pomocą słów, a nie pięści. Czy było tak zawsze? Jasne, że nie. Czasem słowa nie
wystarczyły i trzeba było uciekać się do bardziej brutalnych metod, ale to
zadanie zostawiała specjalnemu oddziałowi ANBU pod przywództwem Ibiki Morino.
Również sposób odwiedzin biura
Hokage uległ diametralnej zmianie. Do niedawna każdy mógł przyjść do Piątej z
tą czy inną sprawą przez nikogo nie niepokojony, lecz teraz już tak nie było.
Owszem, nadal byle obdartus z ulicy mógł tam wejść, ale wpierw musiał być
dokładnie prześwietlony przez stojącego na straży ANBU. I nie był to byle
chłystek, co dopiero rozpoczął swoją służbę w tym elitarnym zgrupowaniu, a
doświadczony w boju shinobi z nie jedną misją rangi S zaliczoną na swoim
koncie. Kilka razy zgłaszane były na niego skargi za zbyt radyklane i surowe
metody obchodzenia się z odwiedzającymi Hokage ludźmi, ale jak dotąd nikt
jeszcze nie ucierpiał bardziej, niż było to konieczne. A jego służba była
potrzebna i sprawdzała się, gdyż raz na zawsze skończyły się niespodziewane…
ba, nielegalne wtargnięcia do biura przywódczyni wioski.
Tsunade westchnęła ciężko odkładając
na bok kolejną wypełnioną dokumentację. Po odejściu Naruto i Sakury coś ją
tknęło, że w końcu powinna wziąć się w garść i zacząć pracować, i zachowywać
się, jak jej poprzednicy. Lub chociaż podobnie, bo rzecz oczywista, nikogo nie
zamierzała naśladować.
Kobieta podniosła głowę z nad
czytanego raportu i zawiesiła spojrzenie na zdjęciu swojego dziadka wiszącym na
ścianie zaraz koło zdjęcia jego brata, Trzeciego i Czwartego Hokage. Wszyscy
czterej byli dla niej wzorem do naśladowania w różnych aspektach życia
codziennego, jak i samej pracy Hokage. Gdyby się tak nad tym zastanowić, to nie
wiele pamiętała z pracy Shodaime i Nidaime… gdyż wówczas była jeszcze małą dziewczynką.
Ale później, gdy rządy objął Sandaime i jeszcze później, Yondaime, to już
więcej wiedziała. Trzeci był uosobieniem spokoju, rozwagi, odwagi i
cierpliwości w pokonywaniu przeciwności losu. Oczywiście, Czwarty również
cechował się takimi zaletami, jak jego poprzednik, ale do tego dochodził
jeszcze niezrównany zmysł strategiczny oraz poniekąd urok osobisty.
Medyczka zachichotała.
Jego synowi tego uroku również
nie było można odmówić, co z kolei przekładało się na jego siłę perswazji. Choć
to ostatnie raczej było spowodowane dzięki jego koneksjom z przedstawicielami
Upiornej Armii, jak i wszechobecnej egzystencji… lisiego demona. I to właśnie on
sprawiał, że wszyscy tak się bali Naruto, ale czy aby na pewno? Czy tylko
Kyuubi no Kitsune był wszystkiemu winny? Tsunade nie miała złudzeń. Dziewięcioogoniasty,
żołnierze Upiornej Armii, od dawna nieaktualizowana baza wiadomości o poziomie
umiejętności oraz nieznany stan psychiczny blondyna. Wszystko razem oraz każde
z osobna sprawiały, że ten shinobi był śmiertelnie niebezpieczny, jak i
ekstremalnie cenny. Jego odejście z wioski stanowiło poważny cios w militarnej
i moralnej równowadze Konohy. Ale co się stało, to już się nie odstanie.
Odszedł i zabrał ze sobą jej uczennicę, Sakurę Haruno.
Ah, Sakura… Cudowna dziewczyna
o powalającym uśmiechu, znakomitej kontroli chakry i życzliwym charakterze.
Zawsze uśmiechnięta i pomocna. Kiedyś wielce zakochana w Uchiha Sasuke, swoim
koledze z Akademii, później jednak miłosne tory skierowały jej serce ku komu
innemu. Wielka szkoda, że życiowe zawirowania sprowadziły ją na złą drogę…
Chociaż, nie. Nie złą, a niesprzyjającą rozwojowi zawodowemu i osobistemu. Jej
nie pohamowana miłość i bezgraniczne oddanie Naruto sprawiały, że tym bardziej
była cenna i niebezpieczna zarazem.
Tsunade westchnęła przeciągle
wstając z fotela, przeciągnęła się rozprostowując wszystkie kończyny i zaraz
stanęła przy oknie krzyżując ramiona na swoich pośladkach. Zamrugała
kilkakrotnie przyglądając się rozpościerającej się przed nią panoramie wioski
Ukrytego Liścia, po czym wkrótce zawiesiła spojrzenia na podobiźnie Trzecigo
Hokage.
- Co ty byś zrobił? – Spytała w
powietrze nie oczekując, że ktoś jej odpowie. Biła się z myślami. Wspominała
minione lata.
- Co byś zrobił, żeby odzyskać
swojego najlepszego ucznia? – Spytała ponownie, lecz i tym razem odpowiedziała
jej cisza. Podobizna Sandaime milczała. Tak samo, jak wykute w skale podobizny
pozostałej trójki. Wiedziała, że powinna szybko znaleźć w sobie siłę, aby
sprostać postawionemu przed nią wyzwaniu, ale im dłużej to wszystko trwało, tym
bardziej czuła zmęczenie. Musiała skupić się na czymś innym. Nie… To było zbyt
delikatne stwierdzenie. Nie musiała, a potrzebowała umysłowego relaksu.
Potrzebowała… Potrzebowała…
Tsunade naraz energicznie
odwróciła się na pięcie, że jej płaszcz majestatycznie zatrzepotał, szybkim
krokiem minęła fotel, biurko i zaraz stanęła przed drzwiami. Gdy chwyciła za
klamkę, jeszcze tylko zgarnęła wiszący na wieszaku kapelusz Kage, zarzuciła go
na głowę i zaraz wyszła. Na korytarzu naraz spotkała się twarzą w maskę ze
swoim ochroniarzem. Przez kilka sekund w milczeniu patrzyła na ANBU
zastanawiając się nad czymś, po czym odwróciła się i przekręciła klucz w zamku.
Gdy skobel leciutko trzasnął, wciąż bez słowa, wskazała na mężczyznę w
ceramicznej masce, wydając tym samym rozkaz i ruszyła przodem przez korytarz.
Szła szybko. Stawiała długie kroki. Widać było, że gdzieś się spieszyła. A
dokąd zmierzała? Tego, po za Tsunade, nie wiedziała nikt.
Nawet pilnujący jej pleców ANBU
tego nie wiedział. Podążając w ślad za swoją przywódczynią był jej cieniem
bacznie obserwującym najbliższe otoczenie. Nikt także nie wiedział, kim był.
Kto też skrywał swoją tożsamość pod ceramiczną podobizną głowy jastrzębia. Kto
tak wiernie służył Godaime Hokage? Kto był gotów zabić w jej imieniu? Niewielu
było zdolnych do podobnych poświęceń, a ten konkretny shinobi poświęcił
naprawdę dużo. Aby odzyskać szacunek, dobre imię oraz prawo do decydowania o
swoim losie zgodził się na nieokreślony czas skryć swoją twarz pod maską elity
Ukrytego Liścia. Trwało to dopiero nieco ponad miesiąc, a wiele już dokonał,
jako tajemniczy ANBU. Wiele wycierpiał. Wielu posłał na tamten świat. W
przetrwaniu pomagało mu świetne wyszkolenie, zmysł strategiczny, chłodne
podejście do życia oraz instynkt łowcy, szpiega i zimnokrwistego zabójcy.
Teraz jednak musiał się
zatrzymać. Szybko schował się w cieniu pobliskiego drzewa i począł czekać na
kolejny ruch Tsunade, która również się zatrzymała. Kobieta odwróciła się do
niego przodem i zaczęła na coś czekać. Wojownik rozejrzał się czujnie i naraz
zorientował się, że oboje znajdowali się na jednym z okalających wioskę pól
treningowych. To obecne chyba należało do nie istniejącej już drużyny siódmej,
choć jeśli dobrze pamiętał, to na środku nie rosła żadna kępa drzew. Ale przez
lata mogło się to zmienić, choć był to bardziej wytwór użytkownika elementu
drewna.
- Taka[1], wyjdź
proszę z cienia.
Po niespełna minucie odezwała
się Piąta. Ton jej głosu podsunął elitarnemu myśl, że ta prośba bardziej
brzmiała jak nieformalny rozkaz, ale nie on miał to oceniać. Niezwłocznie
wykonał „polecenie” i wyszedł na oblane promieniami słońca przedpole, po kilku
krokach stając w lekkim rozkroku z rękoma skrzyżowanymi za sobą. Nie odzywał
się. Obserwował. Zastanawiał się, co zaraz się wydarzy. Choć miał co do tego
pewne podejrzenia, to jednak na razie jeszcze milczał.
- Dobrze. – Tsunade uśmiechnęła
się zawadiacko pod kapeluszem. – A teraz, Taka, zaatakuj mnie.
- Słucham?
- No dalej! Nie krępuj się.
Wiem, że tego chcesz. – Tsunade zaczęła go zachęcać, robić dziwne miny. On zaś
dobrze wiedział, że to, co właśnie robiła kobieta było nie tylko delikatnie
mówiąc… chore, to jeszcze jeśli dojdzie do walki, coś może pójść nie tak. A on
nie szukał dodatkowych kłopotów.
- Hokage-sama wybaczy, ale nie
mogę.
- No, co jest! Strach Cię
obleciał? – Tsunade nie odpuszczała. – Przyszła pora na potwora. Czytałam
raporty z twoich wypadów, Taka. Nie ma żadnych wątpliwości, że twoja
skuteczność na misjach wynosi ponad trzysta procent, ale metody jakimi do
wszystkiego dochodziłeś proszą się o porządną reprymendę!
- Nie wiem, o czym Hokage-sama
mówi.
- Nie udawaj durnia! Dobrze
wiesz, o czym mówię i teraz… albo natychmiast stawisz mi czoła w otwartej
walce, albo… wrócisz do kicia! – Tsunade palnęła pierwsze, co jej ślina na
język podsunęła i na reakcję długo czekać nie musiała. Tylko umilkła, a
stojącego kilkanaście metrów od niej shinobi spowiła gęsta chmura
niebiesko-fioletowej chakry, on zaś wystrzelił do przodu niczym pocisk armatni
i w mgnieniu oka pojawił się przed blondyną, która już na to czekała. Gdy ich
ramiona się zetknęły… powstały ładunek energii wytworzył pod ich stopami
głęboki na trzy i szeroki na dziesięć metrów lej, po czym w potężnym podmuchu
powietrza rozszedł się na wszystkie strony kosząc na swojej drodze kilka drzew
i wystające z ziemi głazy. Następne wypadki potoczyły się już szybko. Walka
rozpoczęła się od bardzo silnej wymiany ciosów w podstawowej taktyce walki,
Taijutsu.
Kopniak. Blok. Cios prawym
sierpowym. Unik. Cios lewym sierpowym. Blok. I tak w kółko. Na przemiennie, aż
Tsunade w jeden ze swoich ataków włożyła nieco więcej siły i posłała swojego
przeciwnika na łopatki wbijając go plecami głęboko w poszycie gruntu. Taka[2] jednak
szybko podniósł się z ziemi i jeszcze szybciej przeszedł do kolejnej taktyki
walki, Ninjutsu.
- Katon Ninpō, Gōkakyū no Jutsu[3]!
ANBU skumulował w płucach dużą
ilość chakry, którą wymieszał z powietrzem i wystrzelił z ust pod postacią
olbrzymiej kuli ognistej, która z zawrotną prędkością pomknęła w stronę nieco
zaskoczonej medyczki. Tsunade musiała sprężyć wszystkie mięśnie aby wykonać
unik przed tą techniką, lecz nieco za późno się w sobie zebrała i ognista kula
minęła ją zaledwie o trzy centymetry, po czym przeleciała jeszcze kilka merów i
w końcu eksplodowała wstrząsając Ukrytym Liściem w posadach. Tsunade osobiście
przekonała się o sile tej dosyć podstawowej techniki doznając jedynie
delikatnego przypalenia końcówki kucyka. Swąd spalonego włosa przyprawił ją o
dreszcze, lecz też zaraz otrzeźwił, bowiem jej przeciwnik nie czekał na
oklaski. Zmieniwszy pozycję na nieco już zdewastowanej polanie treningowej,
ANBU zawiązał kolejną serię pieczęci. Warto wspomnieć, że po drodze stworzy dwa
dodatkowe klony.
- Katon Renkeijutsu, Karura[4]!
Trzy postacie zamaskowanego
wojownika wydmuchały jednocześnie długi strumień intensywnego ognia, który złączył
się w płomiennego smoka. Ognista kreatura ryknęła przeraźliwie i jak poprzednia
technika natury ognia, pomknęła wprost na Tsunade nie dając jej chwili na
odpowiednią reakcję. Żywcem spalona w jednej chwili zmieniła się w obłoczek
dymu. ANBU naraz to dostrzegł, lecz zbyt późno się zreflektował. Prawdziwa
blondyna znikąd pojawiła się tuż obok i silnym ciosem z łokcia pod żebra nie
tyle usunęła klony, co tego realnego posłała hen daleko w pobliski zagajnik
drzew. Konary trzaskały łamane i z hukiem powalane na wszystkie strony.
- To było dobre… – Zasapała się
Godaime.
- Dziękuję… Suiton, Suidan no
Jutsu[5]!
Kobieta usłyszała tuż za sobą i
po chwili poczuła, jak jej lewy bark przeszywa silnie skoncentrowany strumień
wody. Wstrząśnięta tym niespodziewanym atakiem w obronnym odruchu gwałtownie
przykucnęła, obróciła się na lewej nodze prawą próbując podciąć ANBU, lecz jego
już tam nie było. Taka stał grzecznie kilka metrów dalej i nieco ciężej
oddychał. Widocznie techniki wody nie były jego mocną stroną, Piąta zaś nie
sądziła, że ten jakąkolwiek potrafi wykonać.
- Kontynuujemy?
Spytał elitarny widząc jak jego
przeciwniczka wstaje na równe nogi do pozycji wyprostowanej. Blondyna spojrzała
wpierw na swój bark. Z idealnie „wykrojonej” dziurki sączyła się krew i
ściekała wzdłuż ramienia aż do dłoni, gdzie na końcu środkowego palca zbierała
się, aby dalej skapnąć ku ziemi. Następnie spojrzała w jego kierunku i już
miała się odezwać, lecz wtem w koło niej zjawiła się zwabiona hałasem walki
cała armia shinobi Liścia z Shizune na czele.
- Hokage-sama, co tu się stało?
Czy z kimś walczyłaś? Kami-sama… Ty krwawisz! – Brunetka momentalnie do niej
przyskoczyła z troską zaleczając drętwiejące ramię. Kiedy skończyła spojrzała
na Piątą, a widząc jej srogi wzrok zaraz skuliła się wewnętrznie. W jednej
chwili pożałowała, że w ogóle zainteresowała się stanem zdrowia swojej
przywódczyni i przyjaciółki w jednej osobie, lecz nie pokazała tego po sobie.
Dzielnie stawiła czoła zabijającemu spojrzeniu piersiastej medyczki, po czym
odwróciła wzrok, rozejrzała się po zdewastowanemu polu i zaraz zatrzymała
spojrzenie na osobie ANBU stojącego kilkanaście metrów od nich. Wojownik stał w
lekkim rozkroku z ramionami skrzyżowanymi na piersi i na coś czekał.
- Czy to… z nim walczyłaś?
NEXT
COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Koshimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz