niedziela, 21 stycznia 2018

112. Musiałeś koniecznie go zabijać?!

Dziś brak z mojej strony jakiegokolwiek słowa wstępu :D. – Pozdrawiam i serdecznie wszystkich zapraszam na 112 odsłonę z życia Naruto Uzumakiego.



<<< Odcinek ukazał się 15 marca 2009 roku >>>



Powiem, że jego zachowanie nieco mnie zdenerwowało, bo odkąd zostałem ICH przywódcą, to jak dotąd, jeszcze nie spotkałem się z takim brakiem szacunku i niesubordynacji.
- Ogłuchłeś?! – Ponownie krzyknąłem, czując jak coraz bardziej zalewa mnie fala wściekłości. Próbując jednak się uspokoić i olać go, to jednak jak na niego patrzę i widzę, że koleś jawnie mnie ignoruje, postawiłem pokazać mu, że mnie się nie lekceważy.
„Kyuubi! I co ja mam zrobić?!”
- Hmm… To bardzo ciekawe, gdyż z tego co pamiętam, to jeszcze żaden z nich ci się nie sprzeciwił.
„No właśnie. Chyba muszę użyć brutalnej siły.”
- Po co?
„Aby dobitnie pokazać mu, że zrobił wielki błąd.”
- Dobra. Rób jak chcesz. W końcu to ty nimi rządzisz. – Odparł demon z całą aprobatą na moje słowa, odnoście rozwiązania tego niespodziewanego problemu. Zaraz przybrałem postawę atakującego, a gdy żołnierz na to nie zareagował, pochwyciłem swoja katanę i rzuciłem się na niego. Zadawszy cios, nieco chybiłem i wytrąciłem mu broń z ręki.
- Broń się!!
Krzyknąłem i zadałem mu kolejny cios, tym razem wycelowany prosto w jego głowę. Mężczyzna jak na zawołanie, uchylił się, co sprawiło że jedynie przeciąłem mokre powietrze. Odskoczywszy od niego, zaraz błyskawicznie schowałem miecz na swoje miejsce, złożyłem ręce przed sobą i począłem składać dłonie w odpowiednie pieczęci. Po chwili uformował się przede mną niewielki płomień, swobodnie lewitujący w powietrzu, a gdy dokończyłem wykonywanie pieczęci, jeszcze tylko nabrałem powietrza w płuca, aby wymieszać je ze swoją chakrą…
- Katon Ninpou, Tatsumaki!! – Krzyknąłem i dmuchnąłem w lewitujący płomień, co momentalnie stworzyło ogniowe tornado. Spiralnie kręcące się pierścienie żywego ognia, szybko pomknęły w stronę wojownika, który w ostatniej chwili zrobił unik, a technika z dużą prędkością, ześlizgnąwszy się z dachu poleciała w powietrzu i kilkanaście metrów dalej się zakończyła.
- Fuuton, Mugen Sajin Daitoppa!! – Usłyszałem momentalnie krzyk walczącego ze mną Upiornego, a po chwili dosłownie zostałem zdmuchnięty z dachu. Upadłszy jak kamień w błotnistą kałużę, zaraz z lekkim trudem podniosłem się.
„Cholera!! A wiec koleś postanowił mnie sprawdzić?!” – Krzyknąłem i w oka mgnieniu moje ciało spowiła krwisto czerwona powłoka, stworzona z chakry demona we mnie zapieczętowanego. Wyprostowawszy się, zaraz zobaczyłem jak mój przeciwnik zeskoczył z dachu i zatrzymawszy się w podobnej kałuży błota w odległości kilkunastu metrów ode mnie, chyba począł czekać na mój kolejny ruch. Doskonale pamiętając ostatni raz, gdy straciłem nad sobą kontrolę… tym razem postanowiłem nie dopuścić do podobnego zdarzenia. Gdy moje oczy przybrały czerwony kolor, źrenice zwężyły się, moja percepcja momentalnie się wyostrzyła i teraz dokładnie widzę swojego przeciwnika, choć wciąż leje jak z cebra. Przybrawszy pozycję atakującego, ponownie wyciągnąłem katanę i chwyciwszy ją oburącz, lodowatym wzrokiem począłem dokładnie obserwować Upiornego.
„Czy ja dobrze robię walcząc z nim??” – Blondyn spytał samego siebie i nie co rozluźnił uścisk dłoni na katanie, po czym opuścił ją ostrzem do ziemi. Gdy chłopak chciał coś powiedzieć temu żołnierzowi, on nagle wykonał rękoma kilka pieczęci…
- Suiton, Bakusui Shouha!! – Krzyknął Upiorny i zaraz ze szczeliny w jego masce wydobyła się ogromna ilość wody, która rozlała się po całej szerokości ulicy. Po chwili, momentalnie powstała gigantyczna fala, która posuwając się z zawrotną prędkością w stronę blondyna, w końcu runęła na ziemię. Blondyn w ostatniej chwili wyskoczywszy w powietrze, tym samym uniknął zderzenia ze ścianą wody, po czym gdy z powrotem opadł, rzucił lodowate spojrzenie ku swemu niespodziewanemu przeciwnikowi.
„A to przeklęty dupek!! Już ja mu pokażę!!” – Krzyknąłem w myślach, schowałem katanę na swoje miejsce i złożyłem ręce przed sobą.
- Tajuu Kage Bunshin no Jutsu!
Po chwili w gęstych kłębach biało-szarego dymu, tuż za moimi plecami pojawiło się około dwóch tysięcy moich klonów. Wszyscy blondyni, gdy tylko wskazałem ręką na Upiornego, bez słowa ruszyli do ataku. Gdy moje klony na jakiś czas zajęły uwagę łucznika, ja się nieco rozluźniwszy, zaraz popadłem zadumę.
„Mam go zabić i wszystkim innym pokazać, że ja tu żądzę? Czy może wpierw go poturbować, a na koniec wypytać o wszystko??” – Spytałem w myślach.
- Radziłbym wybrać tą drugą opcję.
„No nie wiem.”
- Dlaczego nie?!
„Bo jakby to wyglądało, gdybym darował mu życie, po tym co uczynił względem mnie?” – Ukucnąłem, wciąż stając na tafli wody i przyglądając się, jak Upiorny wycina moje klony jednego po drugim, jednocześnie rozpocząłem burze mózgów.
- Naruto, co twoim zdaniem zyskasz, posyłając go do wszystkich diabłów?!
„Szacunek i postrach wśród żołnierzy?” – Spytał na odchodnym.
- Ech, niestety masz rację.
„Dobrze Kyuubi. Przyznaję, może władza nieco uderzyła mi do głowy, ale to nie znaczy że pozwolę im sobą pomiatać.” – Westchnąłem ciężko. – „Tak jak powiedziałeś, wybieram drugą opcję zakończenia tego konfliktu.”
- Wakateru.* Tylko nie przesadź z tym biciem go, ha, ha, ha!! – Zaśmiał się demon.
- Postaram się. – Odparłem już normalnym, pełnym głosem. Wyprostowawszy się, zaraz stworzyłem dodatkowe dwa klony, które pokazały się po obu moich stronach. Wystawiwszy do nich dłonie, wewnętrzną stroną do góry, tym samym dałem im do zrozumienia, aby zaczęli tworzyć kule chakry. Lewy klon w oka mgnieniu stworzył mi na dłoni podstawowego Rasengana, a prawy klon, Rasengana z chakry demona. Trzymając teraz w jednej dłoni niebieską kulę czystej chakry, a w drugiej czerwoną, zaraz zbliżyłem je do siebie i zamykając dłonie, złączyłem je ze sobą. Gdy po chwili na powrót otworzyłem dłonie momentalnie zaświeciło się bardzo jasne światło trwające zaledwie kilka sekund, a gdy mój wzrok ponownie się przyzwyczaił, dostrzegłem że w ten sposób powstał… jakby ulepszony Rasengan, ale nie do końca. Kula chakry, zwiększywszy nieco swoją objętość. Teraz przybrała bardzo jasny, wręcz biały kolor, a po drganiach reki wnioskuję, że chakra w niej zawarta wiruje z maksymalnie możliwą prędkością.
- Cz-czy ja TO stworzyłem?? – Spytałem zdziwiony, na dosłownie chwilę zapominając o walce z Upiornym.
Nie wygląda mi to na Rasengan ulepszony do rangi 2 ani 3. Więc co?!?” – Począłem zastanawiać się nad rozwiązaniem tego ciekawego zjawiska. Po kilku minutach, gdy do niczego konkretnego nie doszedłem i spojrzałem na Upiornego, momentalnie dostrzegłem, że ten już pokonał wszystkie moje klony. Nie wiele się zastanawiając, zaraz ruszyłem do ataku, aby zobaczyć jaki rezultat przyniesie stworzona technika. Zbliżywszy się do nieco, ciężko dyszącego żołnierza, jeszcze tylko uniknąłem jego frontalnego ataku kataną i przystawiłem białą kulę chakry do jego piersi. Momentalnie, żołnierza wyrzuciło wysoko ku czarnemu niebu, a on sam został wprawiony w bardzo szybki ruch wirowy. Po chwili dostrzegłem, że jego ciało zostało ukryte przez, pojawienie się w koło niego, gigantycznej, białej kuli o średnicy 20 metrów. Na dosłownie ułamek sekundy, zapadał martwa cisza, którą jednak po chwili przerwała prawie bezdźwięczna eksplozja. Momentalnie wytworzyła się potężna fala uderzeniowa w postaci rozszerzającego się pierścienia białego światła, której potęga dosłownie przegoniła burzowe chmury z nad Ukrytej Wioski Liścia.
- DLACZEGO MNIE ZLEKCEWAŻYŁEŚ?!?!! – Wrzasnąłem w powietrze.
- By Cię sprawdzić.
Nagle usłyszałem głos za plecami, a gdy się odwróciłem to dostrzegłem Jogenshę stojącego na wodzie. Mężczyzna uśmiechając się do mnie serdecznie, zaraz kiwną głową… chyba na mojego przeciwnika, bo gdy się odwróciłem, zobaczyłem że ten spokojnie powrócił na swoje docelowe miejsce na dachu. Gdy na powrót odwróciłem się do mojego doradcy, zaraz poczułem jak moja wściekłość powoli ustępuje miejsca sporemu zaskoczeniu.
- By mnie sprawdzić?!?
- Tak.
- Ale po jaką cholerę?!
- Ponieważ, kilka godzin temu rozmawiałem z większością żołnierzy i słyszałem głosy, że nie nadajesz się na naszego dowódcę. – Wyjaśnił wojownik. – Tak wiec, poleciłem jednemu z łuczników, aby wyprowadził cię z równowagi. I Naruto-sama, uprzedzając twoje kolejne pytanie… zrobiłem to, aby pokazać, że ciebie się nie lekceważy.
Szczerze powiem, że lojalność Jogenshy nie zwykle mnie zaskoczyła i powiem, że jestem mu za to dozgonnie wdzięczny. Dzięki temu, że ten skromny żołnierz wystawił moje nerwy na próbę, teraz chyba mogę liczyć na lepszy posłuch u reszty Upiornych.
- Arigatō, Jogensha. – Odparłem z nieznacznym uśmiechem. – A ten żołnierz…
- Naruto-sama, proszę się nim nie przejmować. W 100% był przygotowany, aby oddać życie dla sprawy. Jego poświecenie…
- Tak, tak, tylko czemu nazwał mnie Rokudaime Hokage?! – Zadałem pytanie jakie nie daje mi spokoju, odkąd rozpoczął się ten „test”.
Wojownik momentalnie zamilkł i spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Momentalnie zapadła między nami dość niezręczna cisza. Patrząc na długowłosego wyczekując jego odpowiedzi, jednocześnie począłem zastanawiać się nad nową techniką, która powstała z przypadku.
- Przykro mi, ale na to pytanie nie znam odpowiedzi. Znał je jedynie tylko ten, którego nie ma już wśród nas. – Po chwili milczenia, w końcu dostałem upragnioną odpowiedź, choć wcale mnie nie satysfakcjonującą.
- Dobrze. Rozumiem, że był to odosobniony przypadek próby wkurzenia mnie dzisiejszego dnia?!
- Naturalnie. Teraz, gdy wszyscy żołnierze rozstawieni po wiosce i na murach obronnych, widzieli co zrobiłeś z jednym z nas… Naruto-sama, możesz liczyć że podobna sytuacja nigdy więcej się nie wydarzy. – Mężczyzna ukłonił mi się nisko.
- Oby!
Powiedziałem to raczej do siebie, niż do niego i zaraz dezaktywowałem działanie chakry demona, która przez cały czas spowijała moje ciało.
- No i co żeś narobił?! Musiałeś koniecznie go zabić?!
„Rany. Skąd mogłem wiedzieć, że ta nowa forma Rasengana jest jeszcze znacznie potężniejsza od Rasengana uformowanego tylko z twojej chakry??”
- Nie mogłeś.
„No właśnie, więc przestań mi to wytykać!!” – Warknąłem zdenerwowany słowami Kyuubiego.
- Dobrze, już dobrze… tylko spokojnie.
„NO!! A teraz za pozwoleniem, chciałbym wreszcie odnaleźć Hatake i poprosić go o pomoc.” – Skończywszy tą jakże bogatą pogawędkę z 9-ogoniastym, zaraz spojrzałem w górę i momentalnie doznałem szoku. Obecnie nade mną rozpościera się idealnie przejrzyste niebo. Widać wielki księżyc, okrąglutki i świecący, a w koło niego miliony gwiazd migoczących i tętniących swoim, nocnym życiem.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto




*Wakateru – Rozumiem (odnosząc się w rozmowie do przyjaciela)

Wydaje mi się, czy ten odcinek był do bani?? Zupełna klapa!! Ech… jak widać, czasem nawet ja mam chwile słabości =.=

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    haha, wyprowadził z równowagi Naruto aby pokazł że go się nie lekceważy, ale właśnie zginął czy nie? bo Naruto z Kyuubim rozmawiają o tym, że zginął a Jongesha kiwa głową do przeciwnika...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń