niedziela, 21 stycznia 2018

116. Wróg nie śpi

Konnichi-wa. Z tej strony Sakura Haruno. Wiem, wiem… pewnie znowu nie wiecie co jest grane, ale zaraz wszystko wam opowiem. Otóż, Naruto-kun został wysłany na kolejną misję rangi A, no a Wielki tym razem postanowił uciąć sobie pogawędkę z Iruka-sensei i chyba nieco im się ona przedłuża. Co ja tu robię? Jak widać zapowiadam kolejny odcinek, a dlaczego? Bo mnie oto poprosił Naruto nim wyruszył. Na wstęp to byłoby chyba na tyle… Zapraszam na 116 post i do usłyszenia!



<<< Odcinek ukazał się 13 kwietnia 2009 roku >>>



Gdy się ocknąłem i otworzyłem oczy, zaraz dostrzegłem biały dach… a raczej materiał rozpościerający się nade mną. Usiadłszy na posłaniu, momentalnie dostrzegłem że zostało ono naprędce zrobione z drzewa, lin i słomy. Rozejrzawszy się po tym miejscu po chwili zobaczyłem kufry z medykamentami.
- Co się stało? – Wymamrotałem, jednocześnie drapiąc się po głowie.
- Zemdlałeś ze zmęczenia.
Odparł głos w mojej głowie.
„Jak to zemdlałem?! Przecież wczoraj… no tak, już pamiętam. Wczoraj przybyłem do wioski około 6 rano i potem byłem na nogach cały dzień i całą noc.” – Odparłem już w myślach. Uświadomiwszy sobie co się takiego stało, że jestem teraz w tym dziwnym miejscu, zaraz nieco wyprostowałem nogi i wstałem. Gdy się podniosłem, nagle poczułem lekki zawrót głowy, lecz gdy do moich nozdrzy doleciał zapach świerzego powietrza… momentalnie mi przeszło. Skierowawszy się w stronę wyjścia, po chwili zostałem oślepiony przez ostre promienie słońca. Gdy mój wzrok już się przyzwyczaił do panującej tu poświaty, rozejrzałem się. Na pierwszy rzut oka, to miejsce nie różni się niczym specjalnym od innych miejsc w wiosce. Gdyby jednak chcieć dopatrywać się różnic, to mógłbym śmiało powiedzieć, że pierwszy raz życiu widzę takie skupisko namiotów w jednym miejscu… i to białych namiotów. Niektóre z nich posiadają ponaszywane czerwone krzyże na ścianach. Namiot z którego wyszedłem też posiada taki znak rozpoznawszy.
- Witaj Naruto-sama. Jak się czujesz?
Nagle usłyszałem przepełniony troską głos jednego z medycznych żołnierzy, który akurat wyszedł z sąsiedniego namiotu. Jego złociste ślepia jakoś nie odstraszają mnie tak jak czerwone spojrzenia reszty Upiornych. I ta jego ciemno-zielona zbroja znacznie bardziej mi się podoba.
- Eee, w miarę dobrze.
Odparłem z niewielkim uśmiechem na ustach.
- To dobrze.
Mężczyzna zaraz ukłonił mi się nisko, po czym odwrócił się na pięcie i powrócił do swoich poprzednich zajęć. Patrząc jak odchodzi, zaraz począłem zastanawiać się… czy oni aby na pewno mi pomogą.
- Coś cię martwi, Naruto-sama?
Po chwili usłyszałem głos Jogenshy, który jak na złość wyszedł z innego namiotu. – „Jak no to robi, że zawsze jest tam, gdzie ja jestem?” – Pomyślałem i w końcu podniosłem na niego wzrok. Gdy mężczyzna w końcu zbliżył się do mnie na odpowiednią odległość, staną w lekkim rozkroku z rękami założonymi z tyłu i chyba począł czekać na to co zaraz powinienem powiedzieć.
- Co mnie martwi? Cóż… jest jedna sprawa która nie daje mi spokoju i która też sprawiła, że się tu znalazłem. – Odparłem nieco zagadkowo, a gdy zrozumiałem, że Jogensha chyba mnie nie zrozumiał, westchnął trochę ociężale. Ta grobowa cisza jaka momentalnie między nami zapadła, teraz powoli zaczyna mnie już trochę irytować. Nie wiem czemu, ale odkąd stałem się dowódcą tej Upiornej Armii, to gdy rozmawiam z którym kol wiek z nich i jeśli mi taki długo nic nie mówi, to mnie to strasznie irytuje.
- Jogensha, czy nasi medycy potrafiliby wykonać pieczęć zamykającą niestabilną moc w ciele dziecka? – To pytanie chyba śmiesznie brzmi, gdyż jak tylko skończyłem, mężczyzna momentalnie wybuchł gromkim śmiechem. Po kilku minutach przyglądania mu się wyraźnym zaskoczeniem w oczach, zaraz zrobiłem poważną minę i Jogensha jak na zawołanie uspokoił się.
- Sumimasen Naruto-sama, ale nie mogłem się powstrzymać.
- Nie szkodzi. A wiec… tak czy nie?!
- Tak. Nasi medycy potrafią coś takiego zrobić, tylko są trzy rzeczy… – Jego głos momentalnie śmiertelnie spoważniał. – …jakie muszą być zachowane, aby tego typu zabieg się powiódł.
- Co takiego??
- Po pierwsze, musi panować idealna cisza. Po drugie, nikt nie może zakłócić operacji. Po trzecie, musimy wiedzieć coś więcej o pieczętowanej mocy. – Nim Jogensha zdołał się odezwać, odpowiedzi udzielił jakiś medyczny żołnierz, który niespodziewanie zaszedł mnie od tyłu. Przestraszywszy się nieco jego zagrania, momentalnie odskoczyłem na bok z bladym wyrazem twarzy.
- Proszę o wybaczanie, nie chciałem cię panie wystraszyć.
Mężczyzna w mgnieniu oka ukląkł na jedno kolano i schylił głowę nisko.
- Yhym… spoko.
- Tak wiec Naruto-sama, prosimy o więcej szczegółów.
Usłyszałem kolejny głos za plecami, a gdy się odwróciłem dostrzegłem jeszcze trzech medycznych żołnierzy, powoli wychodzących z wnętrza jednego z białych namiotów.
* * *
W pomieszczeniu o kolistym kształcie, na ścianie co dwa metry wisi niewielki krużganek, a w nim po dwie świece. Zastygła stearyna w kształcie prostego walca, teraz przy wysokiej temperaturze płonącego ognia, topi się. Roztopione krople swobodnie ściekając wzdłuż całej jej długości, po chwili docierają do podstawy i tam zastygają w bliżej nieokreślony kształt. Zadaszenie jest w kształcie kopuły z niewielkim otworem po środku, przez który wpada do środka strużka zewnętrznego światła. W centralnym punkcie podłogi wznosi się kamienny posąg przedstawiający jakieś bóstwo tylko jego wyznawcom znane. U jego podstawy w pozycji przyklękniętej na jedno kolano, znajduje się jakaś postać. Jego odzienie mogłoby wskazywać na bardzo wysokie stanowisko przez niego zajmowane.
- Tsuchikage-sama, zadanie wykonane.
Przez uchylone drzwi, do pomieszczenia powoli wszedł inny mężczyzna z widocznym triumfem na ustach. Jego twarz w połowie, całkowicie zasłania biała maska wykonana z kości słoniowej, jedynie z otworem na lewe oko i dziurkę nosa. Na czole przewiązaną ma materiałową opaskę z widniejącym na niej emblematem wioski Skały.
- Doskonale.
Do tych czas modlący się mężczyzna wstał i spojrzał na swojego podwładnego.
- Yakiwa, czas na etap drugi.
- Hai Noritoshi-sama!
Gdy kage Skały na powrót został sam, odetchnął kilka razy… po czym powolnym krokiem skierował się do swojego biura, mieszczącego się w sąsiednim budynku. Wychodząc na zewnątrz, momentalnie jego uwagę przykuło przygotowania do rozpoczęcia drugiego etapu jego planu. Zatrzymawszy się w miejscu, mężczyzna w średnim wieku przez dosłownie chwilę począł przyglądać się swoim ludziom, przebierającym się w stroje shinobi Konohy i Suny zdobyte dawno temu jeszcze podczas trwania wielkiej wojny shinobi. Stroje te zostały zabrane trupom i naprawione, po czym schowane do magazynu na właśnie tego typu okazję.
„Czy dobrze robię? A jeśli oni odkryją, że to ja za tym wszystkim stoję?!” – Noritoshi zwątpiwszy przez chwilę w powodzenie swojego planu, zaraz te negatywne myśli odepchnął od siebie. – „Nie! Nie mogę tak myśleć. Wszystko zostało bardzo szczegółowo opracowane i ze wszystkimi omówione!”
Mężczyzna ruszywszy po chwili rozmyślań w dalszą drogę ku swemu biurowi, po chwili przekroczył spokojnym spacerkiem niewielki, murowany mostek zawieszony na dość mętnie wyglądającym rynsztokiem. Dotarłszy do jednej z bocznych uliczek, zaraz w nią skręcił i zniknął w ciemnościach tam panujących. Noritoshi wchodząc po woli w zamyśleniu po starych, drewnianych, kręconych schodach, zrobił jeszcze kilka kroków po długim korytarzu i po chwili wszedł do swojego biura. Brudne szyby, nieczyszczone już od bardzo dawna, do wnętrza pomieszczenia wpuszczają bardzo skąpe ilości światła. Mężczyzna chyba nie przejmując się tym zbytnio, zajął w końcu swoje miejsce przy masywnym biurku i oparł łokcie o jego blat. Nie minęła nawet minuta, a rozległo się donośne pukanie.
- Wejść!
- Wszystko gotowe Tsuchikage-sama.
Do środka wszedł jakiś chunin i zdał raport z postępu przygotowań.
- Dobrze. Do dzieła i nie zepsuć tego!
- Hai!
Shinobi Skały zasalutował i czym prędzej opuścił zapyziałe biuro, po czym szybko wyszedł z budynku już przez główne wejście. Gdy tylko pojawił się na ulicy i kiwną głową w stronę innego chunina, zaraz sześcioosobowe odziały ninja poprzebierane za Shinobi wroga… po ponownym omówieniu całego planu momentalnie rozpierzchły się w dwóch przeciwnych kierunkach. Jedni pobiegli w stronę Konaha, reszta do Suna-Gakure… z zamiarem dokonania taktycznych aktów dywersyjnych.


Gdy tajemniczy list wybuchł Tsunade w ręce, siła eksplozji była tak duża, że kobieta została ogłuszona i odrzucona do tyłu. Przebiwszy się plecami przez ścianę nośną Akademii… blondyna jeszcze przeleciała kilkanaście metrów w powietrzu, by w końcu z hukiem wyryć rów w ziemi. O dziwo, jedynymi obrażeniami jakich doznała w momencie zapłonu, to niewielkie oparzenia przedramion i dość poważne poranienie dłoni, a przede wszystkim palców.
- Hokage-sama!! Daijoubu!??
Do blondyny zaraz podbiegło kilku chuninów, który akurat przechadzali się po wiosce, a byli światkami całego zajścia. Gdy jeden z nich przyklęknął, by sprawdzić czy jego przywódczyni żyje, momentalnie za jego plecami pojawiło się kilku mężczyzn w ceramicznych maskach i strojach elitarnych oddziałów ANBU w Konoha-Gakure. Po chwili w koło nich zaczął zbierać się dość spory tłumek gapiów i zainteresowanych mieszkańców wioski. Pomrukiwania i szepty zaraz zaczęły się nasilać, a gdy powstał już znaczny gwar…
- Cholera jasna!!
Poirytowany krzyk Godaime momentalnie wszystkich uciszył i to na jej osobie teraz spoczęły dziesiątki zaciekawionych spojrzeń. Kobieta o ponętnym biuście delikatnie podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała na swoje poranione dłonie. Nie wiele się zastanawiając, skumulowała medyczną chakrę i po chwili zaleczyła sobie poważniejsze obrażenia.
- Wiedziałem, że nasza Hokage to twarda babka.
Nagle wyrwało się komuś z tłumu. Tsunade nie zareagowawszy na ten komentarz, jedynie nieznacznie uśmiechnęła się pod nosem. Kobieta zaleczywszy zaraz sobie jeszcze oparzenia przedramion, powoli wstała na równe nogi i z pełną godnością ruszyła powrotem ku Akademii.
„Dobra. Skoro Kazekage postanowił w tak niekonwencjonalny sposób zerwać z nami sojusz, to oznaczać może tylko jedno…” – Pomyślała wchodząc do środka Akademii. Idąc korytarzem, blondyna zaraz dostrzegła swoją asystentkę i ją zawołała.
- Shizune!
Dziewczyna momentalnie zareagowała i czym prędzej podbiegła.
- Co się dzieje Tsunade-sama?!
- Nie mam pewności, ale sądzę że Suna prowadzi bardzo niebezpieczną politykę zewnętrzną. Jeśli to co mi się przed chwilą przydarzyło, było odosobnionym przypadkiem, to puszczę to w niepamięć… – Kobieta na chwilę przerwała. Rozejrzawszy się po korytarzu po chwili jej uwagę przykuła grupka geninów stojących przy schodach. Patrząc na nich przez dosłownie chwilę, zaraz na powrót spojrzała na swoją asystentkę. – …lecz jeśli jest inaczej, to obawiam się że stoimy właśnie na progu nowego konfliktu zbrojnego między naszymi krajami.
- N-nowy k-konflikt?!
- Tak, ale nim to nastąpi… wydaj rozkazy odpowiednim ludziom i odbudujcie moje biuro oraz naprawcie ścianę tu w Akademii.
- Dobrze Hokage-sama.
Brunetka zasalutowawszy, zaraz wyminęła Godaime i czym prędzej udała się ku wyjściu z budynku. Skierowawszy się w prawą stronę od wyjścia, dziewczyna po krótkim czasie dotarła w pobliże kwiaciarni państwa Yamanaka, gdzie dostrzegła Uzumakiego maszerującego w towarzystwie kilku Upiornych.
„Gdzie on idzie i po co mu ci żołnierze??” – Pomyślała, lecz nie znalazłszy odpowiedzi, po chwili jedynie wzruszyła ramionami pobiegła w dalszą drogę ku wypełnieniu rozkazu Godaime Hokage.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    fantastycznie, więc to Kraj Skaly stoi za tym atakiem na Kage Wiatru i Ognia, ale mam nadzieję, że zorientują się że to są sbotaże...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń