Konnichi-wa. Z tej strony Sakura Haruno.
Wiem, wiem… pewnie znowu nie wiecie co jest grane, ale zaraz wszystko wam
opowiem. Otóż, Naruto-kun został wysłany na kolejną misję rangi A, no a Wielki
tym razem postanowił uciąć sobie pogawędkę z Iruka-sensei i chyba nieco im się
ona przedłuża. Co ja tu robię? Jak widać zapowiadam kolejny odcinek, a
dlaczego? Bo mnie oto poprosił Naruto nim wyruszył. Na wstęp to byłoby chyba na
tyle… Zapraszam na 116 post i do usłyszenia!
<<<
Odcinek ukazał się 13 kwietnia 2009 roku >>>
Gdy się ocknąłem i otworzyłem oczy, zaraz dostrzegłem biały
dach… a raczej materiał rozpościerający się nade mną. Usiadłszy na posłaniu,
momentalnie dostrzegłem że zostało ono naprędce zrobione z drzewa, lin i słomy.
Rozejrzawszy się po tym miejscu po chwili zobaczyłem kufry z medykamentami.
- Co się stało? – Wymamrotałem, jednocześnie drapiąc się po
głowie.
- Zemdlałeś ze
zmęczenia.
Odparł głos w mojej głowie.
„Jak to zemdlałem?!
Przecież wczoraj… no tak, już pamiętam. Wczoraj przybyłem do wioski około 6
rano i potem byłem na nogach cały dzień i całą noc.” –
Odparłem już w myślach. Uświadomiwszy sobie co się takiego stało, że jestem
teraz w tym dziwnym miejscu, zaraz nieco wyprostowałem nogi i wstałem. Gdy się
podniosłem, nagle poczułem lekki zawrót głowy, lecz gdy do moich nozdrzy
doleciał zapach świerzego powietrza… momentalnie mi przeszło. Skierowawszy się
w stronę wyjścia, po chwili zostałem oślepiony przez ostre promienie słońca.
Gdy mój wzrok już się przyzwyczaił do panującej tu poświaty, rozejrzałem się.
Na pierwszy rzut oka, to miejsce nie różni się niczym specjalnym od innych
miejsc w wiosce. Gdyby jednak chcieć dopatrywać się różnic, to mógłbym śmiało
powiedzieć, że pierwszy raz życiu widzę takie skupisko namiotów w jednym
miejscu… i to białych namiotów. Niektóre z nich posiadają ponaszywane czerwone
krzyże na ścianach. Namiot z którego wyszedłem też posiada taki znak
rozpoznawszy.
- Witaj Naruto-sama. Jak się czujesz?
Nagle usłyszałem przepełniony troską głos jednego z medycznych
żołnierzy, który akurat wyszedł z sąsiedniego namiotu. Jego złociste ślepia
jakoś nie odstraszają mnie tak jak czerwone spojrzenia reszty Upiornych. I ta
jego ciemno-zielona zbroja znacznie bardziej mi się podoba.
- Eee, w miarę dobrze.
Odparłem z niewielkim uśmiechem na ustach.
- To dobrze.
Mężczyzna zaraz ukłonił mi się nisko, po czym odwrócił się na
pięcie i powrócił do swoich poprzednich zajęć. Patrząc jak odchodzi, zaraz
począłem zastanawiać się… czy oni aby na pewno mi pomogą.
- Coś cię martwi, Naruto-sama?
Po chwili usłyszałem głos Jogenshy, który jak na złość wyszedł
z innego namiotu. – „Jak no to robi, że
zawsze jest tam, gdzie ja jestem?” – Pomyślałem i w końcu podniosłem na
niego wzrok. Gdy mężczyzna w końcu zbliżył się do mnie na odpowiednią
odległość, staną w lekkim rozkroku z rękami założonymi z tyłu i chyba począł
czekać na to co zaraz powinienem powiedzieć.
- Co mnie martwi? Cóż… jest jedna sprawa która nie daje mi
spokoju i która też sprawiła, że się tu znalazłem. – Odparłem nieco zagadkowo,
a gdy zrozumiałem, że Jogensha chyba mnie nie zrozumiał, westchnął trochę
ociężale. Ta grobowa cisza jaka momentalnie między nami zapadła, teraz powoli
zaczyna mnie już trochę irytować. Nie wiem czemu, ale odkąd stałem się dowódcą
tej Upiornej Armii, to gdy rozmawiam z którym kol wiek z nich i jeśli mi taki
długo nic nie mówi, to mnie to strasznie irytuje.
- Jogensha, czy nasi medycy potrafiliby wykonać pieczęć
zamykającą niestabilną moc w ciele dziecka? – To pytanie chyba śmiesznie brzmi,
gdyż jak tylko skończyłem, mężczyzna momentalnie wybuchł gromkim śmiechem. Po
kilku minutach przyglądania mu się wyraźnym zaskoczeniem w oczach, zaraz
zrobiłem poważną minę i Jogensha jak na zawołanie uspokoił się.
- Sumimasen Naruto-sama, ale nie mogłem się powstrzymać.
- Nie szkodzi. A wiec… tak czy nie?!
- Tak. Nasi medycy potrafią coś takiego zrobić, tylko są trzy
rzeczy… – Jego głos momentalnie śmiertelnie spoważniał. – …jakie muszą być
zachowane, aby tego typu zabieg się powiódł.
- Co takiego??
- Po pierwsze, musi panować idealna cisza. Po drugie, nikt nie
może zakłócić operacji. Po trzecie, musimy wiedzieć coś więcej o pieczętowanej
mocy. – Nim Jogensha zdołał się odezwać, odpowiedzi udzielił jakiś medyczny
żołnierz, który niespodziewanie zaszedł mnie od tyłu. Przestraszywszy się nieco
jego zagrania, momentalnie odskoczyłem na bok z bladym wyrazem twarzy.
- Proszę o wybaczanie, nie chciałem cię panie wystraszyć.
Mężczyzna w mgnieniu oka ukląkł na jedno kolano i schylił
głowę nisko.
- Yhym… spoko.
- Tak wiec Naruto-sama, prosimy o więcej szczegółów.
Usłyszałem kolejny głos za plecami, a gdy się odwróciłem
dostrzegłem jeszcze trzech medycznych żołnierzy, powoli wychodzących z wnętrza
jednego z białych namiotów.
*
* *
W pomieszczeniu o kolistym kształcie, na ścianie co dwa metry
wisi niewielki krużganek, a w nim po dwie świece. Zastygła stearyna w kształcie
prostego walca, teraz przy wysokiej temperaturze płonącego ognia, topi się.
Roztopione krople swobodnie ściekając wzdłuż całej jej długości, po chwili docierają
do podstawy i tam zastygają w bliżej nieokreślony kształt. Zadaszenie jest w
kształcie kopuły z niewielkim otworem po środku, przez który wpada do środka
strużka zewnętrznego światła. W centralnym punkcie podłogi wznosi się kamienny
posąg przedstawiający jakieś bóstwo tylko jego wyznawcom znane. U jego podstawy
w pozycji przyklękniętej na jedno kolano, znajduje się jakaś postać. Jego
odzienie mogłoby wskazywać na bardzo wysokie stanowisko przez niego zajmowane.
- Tsuchikage-sama, zadanie wykonane.
Przez uchylone drzwi, do pomieszczenia powoli wszedł inny
mężczyzna z widocznym triumfem na ustach. Jego twarz w połowie, całkowicie
zasłania biała maska wykonana z kości słoniowej, jedynie z otworem na lewe oko
i dziurkę nosa. Na czole przewiązaną ma materiałową opaskę z widniejącym na
niej emblematem wioski Skały.
- Doskonale.
Do tych czas modlący się mężczyzna wstał i spojrzał na swojego
podwładnego.
- Yakiwa, czas na etap drugi.
- Hai Noritoshi-sama!
Gdy kage Skały na powrót został sam, odetchnął kilka razy… po
czym powolnym krokiem skierował się do swojego biura, mieszczącego się w
sąsiednim budynku. Wychodząc na zewnątrz, momentalnie jego uwagę przykuło
przygotowania do rozpoczęcia drugiego etapu jego planu. Zatrzymawszy się w
miejscu, mężczyzna w średnim wieku przez dosłownie chwilę począł przyglądać się
swoim ludziom, przebierającym się w stroje shinobi Konohy i Suny zdobyte dawno
temu jeszcze podczas trwania wielkiej wojny shinobi. Stroje te zostały zabrane
trupom i naprawione, po czym schowane do magazynu na właśnie tego typu okazję.
„Czy dobrze robię? A jeśli
oni odkryją, że to ja za tym wszystkim stoję?!” – Noritoshi
zwątpiwszy przez chwilę w powodzenie swojego planu, zaraz te negatywne myśli
odepchnął od siebie. – „Nie! Nie mogę tak
myśleć. Wszystko zostało bardzo szczegółowo opracowane i ze wszystkimi
omówione!”
Mężczyzna ruszywszy po chwili rozmyślań w dalszą drogę ku
swemu biurowi, po chwili przekroczył spokojnym spacerkiem niewielki, murowany
mostek zawieszony na dość mętnie wyglądającym rynsztokiem. Dotarłszy do jednej
z bocznych uliczek, zaraz w nią skręcił i zniknął w ciemnościach tam
panujących. Noritoshi wchodząc po woli w zamyśleniu po starych, drewnianych,
kręconych schodach, zrobił jeszcze kilka kroków po długim korytarzu i po chwili
wszedł do swojego biura. Brudne szyby, nieczyszczone już od bardzo dawna, do
wnętrza pomieszczenia wpuszczają bardzo skąpe ilości światła. Mężczyzna chyba
nie przejmując się tym zbytnio, zajął w końcu swoje miejsce przy masywnym biurku
i oparł łokcie o jego blat. Nie minęła nawet minuta, a rozległo się donośne
pukanie.
- Wejść!
- Wszystko gotowe Tsuchikage-sama.
Do środka wszedł jakiś chunin i zdał raport z postępu
przygotowań.
- Dobrze. Do dzieła i nie zepsuć tego!
- Hai!
Shinobi Skały zasalutował i czym prędzej opuścił zapyziałe
biuro, po czym szybko wyszedł z budynku już przez główne wejście. Gdy tylko
pojawił się na ulicy i kiwną głową w stronę innego chunina, zaraz sześcioosobowe
odziały ninja poprzebierane za Shinobi wroga… po ponownym omówieniu całego
planu momentalnie rozpierzchły się w dwóch przeciwnych kierunkach. Jedni
pobiegli w stronę Konaha, reszta do Suna-Gakure… z zamiarem dokonania
taktycznych aktów dywersyjnych.
Gdy tajemniczy list wybuchł Tsunade w ręce, siła eksplozji
była tak duża, że kobieta została ogłuszona i odrzucona do tyłu. Przebiwszy się
plecami przez ścianę nośną Akademii… blondyna jeszcze przeleciała kilkanaście
metrów w powietrzu, by w końcu z hukiem wyryć rów w ziemi. O dziwo, jedynymi
obrażeniami jakich doznała w momencie zapłonu, to niewielkie oparzenia
przedramion i dość poważne poranienie dłoni, a przede wszystkim palców.
- Hokage-sama!! Daijoubu!??
Do blondyny zaraz podbiegło kilku chuninów, który akurat
przechadzali się po wiosce, a byli światkami całego zajścia. Gdy jeden z nich
przyklęknął, by sprawdzić czy jego przywódczyni żyje, momentalnie za jego
plecami pojawiło się kilku mężczyzn w ceramicznych maskach i strojach
elitarnych oddziałów ANBU w Konoha-Gakure. Po chwili w koło nich zaczął zbierać
się dość spory tłumek gapiów i zainteresowanych mieszkańców wioski.
Pomrukiwania i szepty zaraz zaczęły się nasilać, a gdy powstał już znaczny
gwar…
- Cholera jasna!!
Poirytowany krzyk Godaime momentalnie wszystkich uciszył i to
na jej osobie teraz spoczęły dziesiątki zaciekawionych spojrzeń. Kobieta o
ponętnym biuście delikatnie podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała na
swoje poranione dłonie. Nie wiele się zastanawiając, skumulowała medyczną
chakrę i po chwili zaleczyła sobie poważniejsze obrażenia.
- Wiedziałem, że nasza Hokage to twarda babka.
Nagle wyrwało się komuś z tłumu. Tsunade nie zareagowawszy na
ten komentarz, jedynie nieznacznie uśmiechnęła się pod nosem. Kobieta
zaleczywszy zaraz sobie jeszcze oparzenia przedramion, powoli wstała na równe
nogi i z pełną godnością ruszyła powrotem ku Akademii.
„Dobra. Skoro Kazekage
postanowił w tak niekonwencjonalny sposób zerwać z nami sojusz, to oznaczać
może tylko jedno…” – Pomyślała wchodząc do środka Akademii. Idąc
korytarzem, blondyna zaraz dostrzegła swoją asystentkę i ją zawołała.
- Shizune!
Dziewczyna momentalnie zareagowała i czym prędzej podbiegła.
- Co się dzieje Tsunade-sama?!
- Nie mam pewności, ale sądzę że Suna prowadzi bardzo
niebezpieczną politykę zewnętrzną. Jeśli to co mi się przed chwilą przydarzyło,
było odosobnionym przypadkiem, to puszczę to w niepamięć… – Kobieta na chwilę
przerwała. Rozejrzawszy się po korytarzu po chwili jej uwagę przykuła grupka
geninów stojących przy schodach. Patrząc na nich przez dosłownie chwilę, zaraz
na powrót spojrzała na swoją asystentkę. – …lecz jeśli jest inaczej, to obawiam
się że stoimy właśnie na progu nowego konfliktu zbrojnego między naszymi
krajami.
- N-nowy k-konflikt?!
- Tak, ale nim to nastąpi… wydaj rozkazy odpowiednim ludziom i
odbudujcie moje biuro oraz naprawcie ścianę tu w Akademii.
- Dobrze Hokage-sama.
Brunetka zasalutowawszy, zaraz wyminęła Godaime i czym prędzej
udała się ku wyjściu z budynku. Skierowawszy się w prawą stronę od wyjścia,
dziewczyna po krótkim czasie dotarła w pobliże kwiaciarni państwa Yamanaka,
gdzie dostrzegła Uzumakiego maszerującego w towarzystwie kilku Upiornych.
„Gdzie on idzie i po co mu
ci żołnierze??” – Pomyślała, lecz nie znalazłszy odpowiedzi, po
chwili jedynie wzruszyła ramionami pobiegła w dalszą drogę ku wypełnieniu
rozkazu Godaime Hokage.
NEXT
COMING SOON…
~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story
by Wielki
„Naruto”
and its characters belong to Masashi Kishimoto
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, więc to Kraj Skaly stoi za tym atakiem na Kage Wiatru i Ognia, ale mam nadzieję, że zorientują się że to są sbotaże...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia