niedziela, 21 stycznia 2018

114. Zapomniana dzielnica

Przepraszam, że tyle czasu nic nie publikowałem. Ostatnio miałem problemy ze zdrowiem i kompletnie nie mogłem się skupić, by napisać coś sensownego. Teraz jeszcze do tego wszystkiego dorzuciły się problemy na uczelni… ale i tak dobrze, że w ogóle mogę pisać ^^. Dzisiejszą notkę dedykuję czytelniczce: __Pysia__, gdyż dziś są jej Urodziny. Pozdrawiam i WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!!



<<< Odcinek ukazał się 4 kwietnia 2009 roku >>>



Uzumaki, po otwarciu drzwi do sali 101, w pierwszej chwili dostrzegł zarys dwóch łóżek stojących w niewielkiej odległości od siebie, tuż pod ścianą naprzeciwko wejścia. Zrobiwszy krok do przodu, blondyn tym samym puścił drzwi i gdy te się zamknęły z cichutkim kliknięciem, w pomieszczeniu na powrót zapanowała ciemność o głuchym oddźwięku. Odwróciwszy wzrok w stronę odsłoniętego okna, chłopak po chwili w promieniach jasnego księżyca dostrzegł niewyraźny obrys sylwetki jakiegoś mężczyzny, leżącego na szpitalnym łóżku. Skierowawszy się w tamtą stronę, Naruto zaraz chwycił do reki drewnianą tabliczkę…
- …stan pacjenta jest dobry, rany szybko się goją… – Przeczytał szeptem fragment zdania, jakie dostrzegł w półmroku. Opuściwszy ją z powrotem na swoje miejsce, blondyn spojrzał za okno. Patrząc przez chwilę na idealnie przejrzyste, gwieździste niebo, jego myśli poczęły krążyć w koło wszystkich wydarzeń jakie zaistniały minionego dnia. Powróciwszy na chwilę myślami do dnia jego powrotu z 3-letniego treningu z Jiraiyą-sensei, gdy to w podobną noc jak ta, tak samo mocno świecił księżyc, wtedy jego myśli zaprzątało burzliwe wspomnienie o Rukii Nakamurze. Gdy dziś się z nią ponownie spotkał, tamte wspomnienia momentalnie powróciły. Wciąż nie mogąc uwierzyć, że ona jednak żyje… blondyn jednocześnie począł zastanawiać się, jak to wszystko się teraz dalej potoczy. Jak zareaguje Sakura, gdy się o niej dowie? Co zrobi? – Na te pytania, Naruto prędko nie otrzyma odpowiedzi, lecz od teraz będzie miał się na baczności.
- Ech… coś mi się zdaje, że kolejne dni będą nową przygodą w moim życiu. – Pomyślał Uzumaki na głos, kompletnie zapominając gdzie akurat się znajduje, i tym samym obudził śpiącego rezydenta sali 101. Gdy chłopak spojrzał w kierunku, gdzie powinna znajdować się głowa pac jęta, momentalnie dostrzegł utkwione w sobie zdziwione spojrzenie białowłosego jounina. Grobowa cisza, jaka w oka mgnieniu zapadła w pomieszczeniu, zaraz jednak została zakłócona przez głos zaskoczonego Hatake.
- Naruto? C-co tu robisz??
- Witaj Kakashi. – Uśmiechnąłem się nie znacznie i po chwili podszedłem do okna. Złapawszy za klamkę, zaraz je otworzyłem i wpuściłem do środka sali nieco świerzego, jesiennego powietrza. Odwróciwszy się do białowłosego przodem, zaraz usiadłem na parapecie i utkwiłem zamyślone spojrzenie w jego obliczu. Jounina przyglądając mi się w milczeniu, po chwili podniósł się i usiadł na łóżku, opierając się plecami o poduszkę.
- Kiedy wróciłeś z misji? – Spytał.
- Dziś o świcie.
- Rozumiem. – Mężczyzna zamyśliwszy się, momentalnie zamilkł, a ja wciąż nie spuszczając z niego wzroku począłem zastanawiać się nad tym, jak się go zapytać o to, po co tu przyszedłem. – Cztery dni.
- Słucham?
- Wykonanie tej misji zajęło ci zaledwie cztery dni. – Hatake spojrzał swoim jedynym, odsłoniętym okiem na mnie i chyba się uśmiechnął, choć nie do za bardzo mogę to dostrzec s pod jego maski. – Patrząc na ciebie, to ona jednak nie była aż taka trudna, co? Chyba, że twój zamyślony wyraz twarzy ma nieco inne znaczenie.
- Raczej to drugie.
- A wiec Naruto, co cię tu sprowadza i to w środku nocy?
Spuściwszy spojrzenie na podłogę, po chwili zacząłem stukać palcami prawej dłoni, o palce lewej dłoni, jak to ma w zwyczaju Hinata, gdy się czymś denerwowała. Wodząc wzrokiem po podłodze, zaraz przeniosłem go na sufit i wszędzie tam, gdzie na pewno nie spotkałbym się ze spojrzeniem Hatake.
- Powiesz mi co cię gryzie?
Ponownie rozbrzmiał spokojny głos jounina. Rzuciwszy mu tym razem krótkie spojrzenie, zaraz wstałem z parapetu i zrobiwszy kilka kroków na przód, po chwili odwróciłem się do niego przodem.
- Kakashi. Co byś zrobił, wiedząc że twój podopieczny posiada ukryte zdolności nad którymi nie potrafi jeszcze panować? – Spytałem cały czas patrząc na niego, a gdy skończyłem momentalnie uciekłem spojrzeniem za okno.
Lustrzany shinobi w oka mgnieniu popadł w głęboką zadumę i nie od razu odpowiedział na zadane mu pytanie. Założywszy ręce na piersi, Hatake po chwili nie znacznie się uśmiechnął.
- Zapewne zrobiłbym wszystko co w mojej mocy, aby pomóc tej osobie… – Tu Kakashi przerwał na chwilę, ponownie zapadając w zadumę, po czym spojrzał nieco podejrzliwie na Uzumakiego. – …Naruto, jak ona się nazywa?
Błękitnooki przeniósłszy wzrok na swego rozmówcę, zaraz odwzajemnił jego uśmiech. Zwróciwszy się z powrotem ku oknowi, Naruto powoli tam podszedł i patrząc na migoczące gwiazdy, skrzyżował ręce na piersi i już tak zastygł.
- Miyoko Inaba. – Odparł krótko.
- Czyli dostałeś już pozwolenie od Hokage na posiadanie własnego ucznia?
Chłopak pokręcił głową. – Jeszcze nie. – Blondyn westchnąwszy pod nosem, zaraz nabrał powietrza w płuca i już otworzył usta, by coś dodać… lecz po chwili odczekania, rozmyślił się i odwróciwszy się do Hatake przodem, jedynie rzucił mu krótkie spojrzenie.
- Rozumiem. – Białowłosy odwzajemniwszy spojrzenie byłego ucznia, kolejny raz już tej nocy, popadł w chwilową zadumę. Po chwili… – W takim razie powiedz mi coś więcej o tej jej ukrytej zdolności?
* * *
Na krzesło stojące nieopodal szpitalnego łóżka, opadła zmęczona długotrwałym zabiegiem, zielonooka kunoichi. Kropelki potu, jakie przez cały ten czas zebrały się na jej czole, teraz sprawiły że aksamitne kosmyki jej włosów nieco się posklejały. Jej oddech jest spokojny i ciężki zarazem. Dziewczyna przymknąwszy na chwilę ociężałe powieki, zaraz podążyła myślami do minionego dnia.
„Tyle się dziś wydarzyło. Z jednej strony bardzo się cieszę z powrotu Naruto do domu…” – Sakura po chwili zobaczyła przed oczami uśmiechnięty wyraz twarzy blondyna. – „…ale ta jego opowieść o Yondaime Hokage całkowicie mnie zaskoczyła. Dlaczego Starszyzna zabroniła mu posłużenia się Upiorną Armią w walce z Kyuubim?? Gdyby do tego nie doszło, kto wie… może życie Naruto wyglądało by teraz zupełnie inaczej.” – Kunoichi otwarłszy na powrót swe oczy, nieco zmęczonym wzrokiem spojrzała na zabandażowane ciało 7 letniej dziewczynki leżącej na łóżku. – „Zaś z drugiej strony pojawiła się Miyoko ze swoją tajemniczą mocą.” – Zielonooka na powrót podniosła się z krzesła i stanąwszy koło łóżka Inaby, poczęła się jej dokładnie przyglądać. Bandażując jej nieco poparzone ciało, po ostatniej eksplozji mocy, różowo włosa nie dostrzegła żadnych specjalnych znaków czy pieczęci. Zastanawiając się nad źródłem mocy dziewczynki, Sakura po chwili doszła do wniosku, że blondynka musi być kolejnym nosicielem Bijuu. Myśl o spotkaniu kolejnego Jinchuuriki trochę ją przeraziła, gdyż momentalnie przypomniały jej się słowa błękitnookiego jounina. – …pieczęć, zamykająca Kyuubiego w moim ciele, została poważnie naruszona…
Wspomnienie tamtego dnia, momentalnie powróciło do jej umysłu i to, jak się wtedy zachowała. Haruno, wyobraziwszy sobie, co mogłoby się stać z Uzumakim, gdyby pieczęć rzeczywiście została zerwana… czując jak uginają się pod nią nogi, po chwili upadła na podłogę. Opierając się ręką o stelaż metalowego łóżka, dziewczyna szybko popadła w totalne przygnębienie. Do kącików jej zielonych oczu nagle zaczęły napływać słone łzy, które po chwili ściekając po policzkach, zaraz poczęły kapać z brody na glazurową posadzkę szpitalnej sali.
„Ile to jeszcze będzie wszystko trwać?!” – Krzyknęła w myślach. Oparłszy się teraz obydwoma rekami o podłogę, zaraz na niej usiadła. Dziewczyna otarłszy załzawione oczy o rękaw bluzki… – „Dziewczyno weźże się w garść!” – Ponownie krzyknęła w myślach i zacisnąwszy lekko dłonie w pieści, gdy po jej policzku spłynęła ostatnia kropla łzy, zielonooka wstała z lodowatej posadzki.
Gdy się podniosła, jeszcze otrzepała spódniczkę z kurzu i podniosła wzrok na śpiącą Miyoko. Patrząc przez chwilę na jej niewinny wyraz twarzy, różowowłosej momentalnie zrobiło się lżej na sercu, na jaj ustach pojawił się nieznaczny uśmiech. Kunoichi przyłożywszy dłoń do czoła dziewczynki, zaraz poczuła że jest ono rozpalone. Nie wiele się zastanawiając błyskawicznie wyszła z pomieszczenia i skierowała się do łazienki z zamiarem zrobienia okładu. Wchodząc do pomieszczenia sanitarnego, dziewczyna zaraz znalazła niewielką miskę, napełniła ją wodą i powróciła do swojej pacjentki. Idąc powoli korytarzem i bacząc by nie uronić ani kropli, zielonooka zaraz na powrót weszła do sali i momentalnie spotkała się granatowym spojrzeniem nowo poznanej blondynki. Zatrzymawszy się pod wejściem, po chwili jednak ruszyła się z miejsca i bez słowa podeszła do Inaby. Postawiwszy miskę z wodą na niewielkiej szafeczce, stojącej obok łóżka… z szuflady zaraz wyciągnęła materiałową szmatkę. Zwilżywszy ją w chłodnej wodzie, dziewczyna po chwili złożyła ją kilkakrotnie i zwróciwszy się ku Miyoko, delikatnie położyła ją na jej czole.
„Widzę, że czujesz się już nieco lepiej.” – Pomyślała Haruno i nieznacznie się uśmiechnęła. Jej uśmiech chyba podziałał kojąco na dziewczynkę, gdyż jej napity wzrok po chwili nico się rozluźnił. Mała nie mogąc ruszyć się z miejsca, gdyż uniemożliwiają jej to liczne bandaże, jedynie niedbałym ruchem reki wskazała na drewnianą tabliczkę leżącą na skraju niewielkiego blatu szafki. Sakura błyskawicznie odczytawszy o co może chodzić, podała jej ów przedmiot i zaciekawiona poczęła czekać na dalszy rozwój akcji. Miyoko chwyciwszy ołówek w dłoń, nie patrząc na tabliczkę, zapisała na niej jakieś zdanie. Zielonooka odebrawszy od niej tabliczkę z lekkim trudem rozszyfrowała zapisane tam zdanie. Pomyślawszy przez chwilę, co może ono oznaczać, po chwili jednak zdecydowała się je przeczytać na głos.
- Gdzie jest Sensei?
* * *
Gdy skończyłem mówić, a w pomieszczeniu na powrót zapanowała grobowa cisza, po chwili ze spojrzenia Kakashiego utkwionego w pościeli, nie wyczytałem żadnej, konkretnej reakcji. Stojąc w milczeniu tuż przy parapecie otwartego okna i patrząc bez namiętnie na szarowłosego, zaraz odwróciłem się i oparłem rękami futrynę. Wyjrzawszy na zewnątrz, momentalnie poczułem świeże i już nieco mroźne powietrze. Kropelki rosy, zebrawszy się na liściach drzew i krzewów… w blasku księżyca wyglądają jak miliony malutkich świetlików.
- Naruto. – W końcu odezwał się mój rozmówca. Gdy na powrót schowałem się we wnętrzu sali, zaraz spojrzałem na byłego sensei. – Po tym, co tu usłyszałem i po krótkim namyśle… – Mężczyzna spojrzał na mnie. – …za bardzo nie wiem, jak mam ci pomóc, gdyż jak wynika z twoich słów, Miyoko nie posiada żadnej pieczęci, tak?
- Tak.
- A wiec moja pomoc czy wiedza są tu bezużyteczna.
Szczerze powiem, te słowa strasznie mnie zawiodły, gdyż od samego początku liczyłem, że z jego pomocą uda mi się uratować życie tej małej. Westchnąwszy kilkakrotnie z bezsilności na zaistniałą sytuację, zaraz zamknąłem okno i powoli w zamyśleniu zacząłem kierować się ku wyjściu.
- Przykro mi Naruto, że cię zawiodłem.
Usłyszałem jego posmutniały ton głosu.
- Nie szkodzi, ale i tak dziękuje że poświęciłeś mi swój czas. Teraz już wiem, że pomocy musze szukać gdzie indziej. – Uśmiechnąłem się nie znacznie do niego, po czym gdy kiwną mi głową na znak zgody, po chwili wyszedłem na korytarz pierwszego piętra szpitala.
- Czy mógłbym coś zasugerować?
Nagle usłyszałem w głowie niski głos demona o 9 ogonach.
„Proszę bardzo.” – Odparłem w myślach, by nikt z personelu szpitala nie dowiedział się z kim akurat rozmawiam.
- W sprawie tego pieczętowania porozmawiaj z Upiornymi.
„Masz na myśli ich medyków?”
Demon nic nie opowiedziawszy, jedynie mruknął, dając mi tym samym do zrozumienia, że o nich chodzi. Również nic już mu nie odpowiedziawszy, w spokoju skierowałem się ku schodom prowadzącym na parter budynku. Dotarłszy po chwili do wyjścia, jeszcze minąłem recepcjonistkę, która jak zauważyłem kątem oka, bacznie mi się przygląda i wyszedłem z budynku. Od razu zostałem dotknięty chłodnym powiewem późno-jesiennej nocy, a gdy oddycham… to z nozdrzy wydobywa się mgiełka ciepłego powietrza, co mogłoby wskazywać na niską temperaturę powietrza. Gdy podszedłem do pierwszych lepszych żołnierzy stojących na najbliższym skrzyżowaniu, zaraz wszyscy mi się nisko ukłonili. Spytawszy ich gdzie znajdę lekarzy, jeden z nich wyjaśnił miejsce pobytu oddziału medycznego. Trochę zdziwiwszy się na jego słowa opisujące to miejsce, po chwili podziękowałem i by nieco to wszystko przyspieszyć, wskoczyłem na dach pobliskiego domu. Czując przez rękawy bluzy wilgoć panująca w koło mnie, pierwsza myśl jaka zaświtała w mojej głowie, to obrazowe przedstawienie  domowego salonu z palącym się kominkiem i Sakurą-chan siedzącą na kanapie.
Rozmarzywszy się nie co na to marzenie, kompletnie zapomniałem gdzie jestem, a gdy się otrząsnąłem było już za późno. Potknąwszy się zaraz upadłem na ręce, przekoziołkowałem do przodu kilka metrów i z hukiem spadłem z dachu jakiegoś budynku.
- Cholera!
Warknąłem zażenowany moją nieuwagą. Podniósłszy się z jeszcze mokrawej i błotnistej gleby, otrzepałem ubranie i rozejrzałem się po otaczającej mnie okolicy. Gdyby nie fakt, że mieszkam w tej wiosce od urodzenia, to mógłbym przysiąc że nie mam zielonego pojęcia gdzie jestem. Budynek, z dachu którego się zwaliłem, okazał się być jakąś ruderą, zdewastowaną i nadgryzioną przez ząb czasu. Podniósłszy wzrok na okrągły, drewniany emblemat wiszący nad wejściem, w pierwszej chwili go nie rozpoznałem. Lecz gdy podszedłem bliżej, momentalnie dostrzegłem czerwono-biały wachlarz, porysowany i prawie już całkowicie starty. Nie wiem czemu, ale coś mi powiedziało aby wejść do środka tej rudery. Wahając się przez chwilę, zaraz postawiłem pierwszy krok na kamiennych schodach. Przekraczając dwuskrzydłowe drzwi trochę nie pewnie wszedłem do środka budynku. W promieniach księżyca wpadających przez potłuczone szyby w oknach, dostrzegłem we wnętrzu poprzewracane krzesła i połamane stoły, pozdzierane tapety ze ścian i potrzaskaną, drewnianą podłogę… a wszystko ociekają zaschnięte plamy krwi. W powietrzu unosi się nieznaczny zapaszek kurzu i brudu. Nie wiele się zastanawiając, po chwili czym prędzej opuściłem to straszne miejsce i powróciłem na ulicę. Skierowawszy się w dalszą drogę, ku rychłemu spotkaniu z medycznymi żołnierzami mojej Upiornej Armii, po przejściu kilkunastu metrów ciemną ulicą… nagle przed sobą dostrzegłem prześwitujący obraz małego chłopca. Zatrzymawszy się momentalnie w miejscu, zaraz przetarłem oczy ze zdziwienia. Chłopiec nagle zaczął biec w moim kierunku, a jak kucnąłem by go zatrzymać… on najzwyczajniej w świecie przebiegł przeze mnie. odwróciwszy się do tyłu, momentalnie dostrzegłem młode małżeństwo. Kobieta, na oko w wieku trzydziestu paru lat, przykucnęła i wystawiła ręce przed siebie, by złapać biegnącego w jej kierunku chłopca. Jej towarzysz, zapewne mąż, przyglądając się całej tej scenie z szerokim uśmiechem, po chwili nagle spojrzał w moim kierunku. Czując jego lodowaty wzrok na sobie, od razu poczułem jak cos zmraża mi krew w żyłach.
„To spojrzenie. Takie dziwnie znajome… przepełnione wrogością, niechęcią, surowością i pogardą.” – Właśnie doświadczyłem to samo uczucie, jakie prześladowało mnie w dzieciństwie. Stanąwszy teraz przodem do tej trójki… duchów, zaraz spuściłem wzrok na ziemie i poczułem jak samotna łza spływa po moim policzku. – „Czy oni nie rozumieją, że takie negatywne uczucia strasznie nas ranią? Nas… nosicieli Bijuu!” – Pomyślałem i na powrót spojrzałem przed siebie, lecz tym razem nikogo i niczego już nie dostrzegłem. Przyglądając się przez chwilę miejscu, w którym stało małżeństwo, nagle poczułem na plechach lodowaty powiew wiatru, który poruszywszy moimi włosami, jednocześnie sprawił ze po plecach przeszedł mnie dreszcz. Nie wiedząc czemu, gdy widziałem to ponure spojrzenie, wzięło mnie na wspominanie minionych lat pomiatania moją osobą. Przypomniawszy sobie zaraz o przyjaciołach, którzy wyciągnęli do mnie swoją dłoń i pomogli wstać z tego dołka psychicznego, po chwili jedynie wzruszyłem ramionami na doświadczoną sytuację i wskoczyłem na dach pobliskiej rudery.
Skacząc z dachu na dach i mijając kolejne grobki Upiornych łuczników na nich ustawionych, moje myśli ponownie zaprzątnęła sprawa ocalenia Miyoko Inaby.
„Czy Upiorni medycy rzeczywiście będą potrafili mi pomóc? Czy ich umiejętności są aż tak wszechstronne?” – Z tymi dwoma pytaniami na języku, w końcu na horyzoncie, w lekkiej już poświacie poranka, dostrzegłem niewyraźny zarys linii drzew. Biegnąc ostatkiem sił ku celowi, jaki sobie obrałem po opuszczeniu progów szpitala, będąc akurat na jednym z dachów… nagle coś zatrzeszczało, a w chwilę potem podłoga się pode mną z hukiem zarwała.
- Kuso!!
Zakląłem czując straszny ból pleców, jaki powstał w momencie uderzenia o jakiś mebel, niedbale ustawiony w miejscu w którym spadłem. Tumany kurzu powstałe w momencie upadku, wypełniwszy całe pomieszczenie zaraz jednak się rozwiały. Podniósłszy się do pozycji wyprostowanej, jeszcze tylko ponownie otrzepałem ubranie i rozejrzałem się po otoczeniu.
„Chyba wpadłem do jakiegoś domu?!” – Pomyślałem widząc poszarpaną kanapę stojącą pod jedną ze ścian, potrzaskany stół i połamane krzesła. Wszystko oczywiście pokryte jest grubą warstwą kurzu i brudu oraz licznymi plamami krwi. Nagle moja uwagę przykuł niewielki błysk światła, tlącego się w ciemnościach sąsiedniego pomieszczenia. Czując na karku gęsią skórkę, po chwili namysłu poszedłem w tam tym kierunku. Przedzierając się przez zrujnowane pomieszczenie, nagle usłyszałem niewyraźny śmiech małej dziewczynki. Zaciekawiony tym zjawiskiem, przyśpieszyłem kroku i gdy w końcu stanąłem w drzwiach sąsiedniego pomieszczenia, zdębiałem…



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

1 komentarz:

  1. Hejeczka, hejeczka,
    wspaniały rozdział, szkoda że Kakashi nie pomógł Naruto ale może właśnie medycy z Upiornej Armii mogą pomóc, aż ciarki przechodza po tym co widział w dzielnicy Uchiha...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń