Przepraszam, że tyle czasu nic nie
publikowałem. Ostatnio miałem problemy ze zdrowiem i kompletnie nie mogłem się
skupić, by napisać coś sensownego. Teraz jeszcze do tego wszystkiego dorzuciły
się problemy na uczelni… ale i tak dobrze, że w ogóle mogę pisać ^^. Dzisiejszą
notkę dedykuję czytelniczce: __Pysia__, gdyż dziś są jej Urodziny. Pozdrawiam i
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!!
<<<
Odcinek ukazał się 4 kwietnia 2009 roku >>>
Uzumaki, po otwarciu drzwi do sali 101, w pierwszej chwili
dostrzegł zarys dwóch łóżek stojących w niewielkiej odległości od siebie, tuż
pod ścianą naprzeciwko wejścia. Zrobiwszy krok do przodu, blondyn tym samym
puścił drzwi i gdy te się zamknęły z cichutkim kliknięciem, w pomieszczeniu na
powrót zapanowała ciemność o głuchym oddźwięku. Odwróciwszy wzrok w stronę
odsłoniętego okna, chłopak po chwili w promieniach jasnego księżyca dostrzegł
niewyraźny obrys sylwetki jakiegoś mężczyzny, leżącego na szpitalnym łóżku.
Skierowawszy się w tamtą stronę, Naruto zaraz chwycił do reki drewnianą
tabliczkę…
- …stan pacjenta jest
dobry, rany szybko się goją… – Przeczytał szeptem fragment zdania, jakie
dostrzegł w półmroku. Opuściwszy ją z powrotem na swoje miejsce, blondyn
spojrzał za okno. Patrząc przez chwilę na idealnie przejrzyste, gwieździste
niebo, jego myśli poczęły krążyć w koło wszystkich wydarzeń jakie zaistniały
minionego dnia. Powróciwszy na chwilę myślami do dnia jego powrotu z 3-letniego
treningu z Jiraiyą-sensei, gdy to w podobną noc jak ta, tak samo mocno świecił
księżyc, wtedy jego myśli zaprzątało burzliwe wspomnienie o Rukii Nakamurze.
Gdy dziś się z nią ponownie spotkał, tamte wspomnienia momentalnie powróciły. Wciąż
nie mogąc uwierzyć, że ona jednak żyje… blondyn jednocześnie począł zastanawiać
się, jak to wszystko się teraz dalej potoczy. Jak zareaguje Sakura, gdy się o
niej dowie? Co zrobi? – Na te pytania, Naruto prędko nie otrzyma odpowiedzi,
lecz od teraz będzie miał się na baczności.
- Ech… coś mi się zdaje, że kolejne dni będą nową przygodą w
moim życiu. – Pomyślał Uzumaki na głos, kompletnie zapominając gdzie akurat się
znajduje, i tym samym obudził śpiącego rezydenta sali 101. Gdy chłopak spojrzał
w kierunku, gdzie powinna znajdować się głowa pac jęta, momentalnie dostrzegł
utkwione w sobie zdziwione spojrzenie białowłosego jounina. Grobowa cisza, jaka
w oka mgnieniu zapadła w pomieszczeniu, zaraz jednak została zakłócona przez
głos zaskoczonego Hatake.
- Naruto? C-co tu robisz??
- Witaj Kakashi. – Uśmiechnąłem się nie znacznie i po chwili
podszedłem do okna. Złapawszy za klamkę, zaraz je otworzyłem i wpuściłem do
środka sali nieco świerzego, jesiennego powietrza. Odwróciwszy się do
białowłosego przodem, zaraz usiadłem na parapecie i utkwiłem zamyślone
spojrzenie w jego obliczu. Jounina przyglądając mi się w milczeniu, po chwili
podniósł się i usiadł na łóżku, opierając się plecami o poduszkę.
- Kiedy wróciłeś z misji? – Spytał.
- Dziś o świcie.
- Rozumiem. – Mężczyzna zamyśliwszy się, momentalnie zamilkł,
a ja wciąż nie spuszczając z niego wzroku począłem zastanawiać się nad tym, jak
się go zapytać o to, po co tu przyszedłem. – Cztery dni.
- Słucham?
- Wykonanie tej misji zajęło ci zaledwie cztery dni. – Hatake spojrzał
swoim jedynym, odsłoniętym okiem na mnie i chyba się uśmiechnął, choć nie do za
bardzo mogę to dostrzec s pod jego maski. – Patrząc na ciebie, to ona jednak
nie była aż taka trudna, co? Chyba, że twój zamyślony wyraz twarzy ma nieco
inne znaczenie.
- Raczej to drugie.
- A wiec Naruto, co cię tu sprowadza i to w środku nocy?
Spuściwszy spojrzenie na podłogę, po chwili zacząłem stukać
palcami prawej dłoni, o palce lewej dłoni, jak to ma w zwyczaju Hinata, gdy się
czymś denerwowała. Wodząc wzrokiem po podłodze, zaraz przeniosłem go na sufit i
wszędzie tam, gdzie na pewno nie spotkałbym się ze spojrzeniem Hatake.
- Powiesz mi co cię gryzie?
Ponownie rozbrzmiał spokojny głos jounina. Rzuciwszy mu tym
razem krótkie spojrzenie, zaraz wstałem z parapetu i zrobiwszy kilka kroków na
przód, po chwili odwróciłem się do niego przodem.
- Kakashi. Co byś zrobił, wiedząc że twój podopieczny posiada
ukryte zdolności nad którymi nie potrafi jeszcze panować? – Spytałem cały czas
patrząc na niego, a gdy skończyłem momentalnie uciekłem spojrzeniem za okno.
Lustrzany shinobi w oka mgnieniu popadł w głęboką zadumę i nie
od razu odpowiedział na zadane mu pytanie. Założywszy ręce na piersi, Hatake po
chwili nie znacznie się uśmiechnął.
- Zapewne zrobiłbym wszystko co w mojej mocy, aby pomóc tej
osobie… – Tu Kakashi przerwał na chwilę, ponownie zapadając w zadumę, po czym
spojrzał nieco podejrzliwie na Uzumakiego. – …Naruto, jak ona się nazywa?
Błękitnooki przeniósłszy wzrok na swego rozmówcę, zaraz
odwzajemnił jego uśmiech. Zwróciwszy się z powrotem ku oknowi, Naruto powoli
tam podszedł i patrząc na migoczące gwiazdy, skrzyżował ręce na piersi i już
tak zastygł.
- Miyoko Inaba. – Odparł krótko.
- Czyli dostałeś już pozwolenie od Hokage na posiadanie
własnego ucznia?
Chłopak pokręcił głową. – Jeszcze nie. – Blondyn westchnąwszy
pod nosem, zaraz nabrał powietrza w płuca i już otworzył usta, by coś dodać…
lecz po chwili odczekania, rozmyślił się i odwróciwszy się do Hatake przodem,
jedynie rzucił mu krótkie spojrzenie.
- Rozumiem.
– Białowłosy odwzajemniwszy spojrzenie byłego ucznia, kolejny raz już tej nocy,
popadł w chwilową zadumę. Po chwili… – W takim razie powiedz mi coś więcej o
tej jej ukrytej zdolności?
* * *
Na krzesło stojące nieopodal szpitalnego łóżka, opadła zmęczona
długotrwałym zabiegiem, zielonooka kunoichi. Kropelki potu, jakie przez cały
ten czas zebrały się na jej czole, teraz sprawiły że aksamitne kosmyki jej
włosów nieco się posklejały. Jej oddech jest spokojny i ciężki zarazem.
Dziewczyna przymknąwszy na chwilę ociężałe powieki, zaraz podążyła myślami do
minionego dnia.
„Tyle się dziś wydarzyło.
Z jednej strony bardzo się cieszę z powrotu Naruto do domu…” – Sakura
po chwili zobaczyła przed oczami uśmiechnięty wyraz twarzy blondyna. – „…ale ta jego opowieść o Yondaime Hokage
całkowicie mnie zaskoczyła. Dlaczego Starszyzna zabroniła mu posłużenia się
Upiorną Armią w walce z Kyuubim?? Gdyby do tego nie doszło, kto wie… może życie
Naruto wyglądało by teraz zupełnie inaczej.” – Kunoichi otwarłszy na powrót
swe oczy, nieco zmęczonym wzrokiem spojrzała na zabandażowane ciało 7 letniej
dziewczynki leżącej na łóżku. – „Zaś z
drugiej strony pojawiła się Miyoko ze swoją tajemniczą mocą.” – Zielonooka
na powrót podniosła się z krzesła i stanąwszy koło łóżka Inaby, poczęła się jej
dokładnie przyglądać. Bandażując jej nieco poparzone ciało, po ostatniej
eksplozji mocy, różowo włosa nie dostrzegła żadnych specjalnych znaków czy
pieczęci. Zastanawiając się nad źródłem mocy dziewczynki, Sakura po chwili
doszła do wniosku, że blondynka musi być kolejnym nosicielem Bijuu. Myśl o
spotkaniu kolejnego Jinchuuriki trochę ją przeraziła, gdyż momentalnie
przypomniały jej się słowa błękitnookiego jounina. – …pieczęć, zamykająca Kyuubiego w moim ciele, została poważnie naruszona…
Wspomnienie tamtego dnia, momentalnie powróciło do jej umysłu
i to, jak się wtedy zachowała. Haruno, wyobraziwszy sobie, co mogłoby się stać
z Uzumakim, gdyby pieczęć rzeczywiście została zerwana… czując jak uginają się
pod nią nogi, po chwili upadła na podłogę. Opierając się ręką o stelaż
metalowego łóżka, dziewczyna szybko popadła w totalne przygnębienie. Do kącików
jej zielonych oczu nagle zaczęły napływać słone łzy, które po chwili ściekając
po policzkach, zaraz poczęły kapać z brody na glazurową posadzkę szpitalnej
sali.
„Ile to jeszcze będzie
wszystko trwać?!” – Krzyknęła w myślach. Oparłszy się teraz
obydwoma rekami o podłogę, zaraz na niej usiadła. Dziewczyna otarłszy
załzawione oczy o rękaw bluzki… – „Dziewczyno
weźże się w garść!” – Ponownie krzyknęła w myślach i zacisnąwszy lekko
dłonie w pieści, gdy po jej policzku spłynęła ostatnia kropla łzy, zielonooka
wstała z lodowatej posadzki.
Gdy się podniosła, jeszcze otrzepała spódniczkę z kurzu i
podniosła wzrok na śpiącą Miyoko. Patrząc przez chwilę na jej niewinny wyraz
twarzy, różowowłosej momentalnie zrobiło się lżej na sercu, na jaj ustach
pojawił się nieznaczny uśmiech. Kunoichi przyłożywszy dłoń do czoła
dziewczynki, zaraz poczuła że jest ono rozpalone. Nie wiele się zastanawiając
błyskawicznie wyszła z pomieszczenia i skierowała się do łazienki z zamiarem
zrobienia okładu. Wchodząc do pomieszczenia sanitarnego, dziewczyna zaraz
znalazła niewielką miskę, napełniła ją wodą i powróciła do swojej pacjentki.
Idąc powoli korytarzem i bacząc by nie uronić ani kropli, zielonooka zaraz na
powrót weszła do sali i momentalnie spotkała się granatowym spojrzeniem nowo
poznanej blondynki. Zatrzymawszy się pod wejściem, po chwili jednak ruszyła się
z miejsca i bez słowa podeszła do Inaby. Postawiwszy miskę z wodą na
niewielkiej szafeczce, stojącej obok łóżka… z szuflady zaraz wyciągnęła
materiałową szmatkę. Zwilżywszy ją w chłodnej wodzie, dziewczyna po chwili
złożyła ją kilkakrotnie i zwróciwszy się ku Miyoko, delikatnie położyła ją na
jej czole.
„Widzę, że czujesz się już
nieco lepiej.” – Pomyślała Haruno i nieznacznie się uśmiechnęła.
Jej uśmiech chyba podziałał kojąco na dziewczynkę, gdyż jej napity wzrok po
chwili nico się rozluźnił. Mała nie mogąc ruszyć się z miejsca, gdyż
uniemożliwiają jej to liczne bandaże, jedynie niedbałym ruchem reki wskazała na
drewnianą tabliczkę leżącą na skraju niewielkiego blatu szafki. Sakura
błyskawicznie odczytawszy o co może chodzić, podała jej ów przedmiot i
zaciekawiona poczęła czekać na dalszy rozwój akcji. Miyoko chwyciwszy ołówek w
dłoń, nie patrząc na tabliczkę, zapisała na niej jakieś zdanie. Zielonooka
odebrawszy od niej tabliczkę z lekkim trudem rozszyfrowała zapisane tam zdanie.
Pomyślawszy przez chwilę, co może ono oznaczać, po chwili jednak zdecydowała
się je przeczytać na głos.
- Gdzie jest Sensei?
*
* *
Gdy skończyłem mówić, a w pomieszczeniu na powrót zapanowała
grobowa cisza, po chwili ze spojrzenia Kakashiego utkwionego w pościeli, nie
wyczytałem żadnej, konkretnej reakcji. Stojąc w milczeniu tuż przy parapecie
otwartego okna i patrząc bez namiętnie na szarowłosego, zaraz odwróciłem się i
oparłem rękami futrynę. Wyjrzawszy na zewnątrz, momentalnie poczułem świeże i
już nieco mroźne powietrze. Kropelki rosy, zebrawszy się na liściach drzew i
krzewów… w blasku księżyca wyglądają jak miliony malutkich świetlików.
- Naruto. – W końcu odezwał się mój rozmówca. Gdy na powrót schowałem
się we wnętrzu sali, zaraz spojrzałem na byłego sensei. – Po tym, co tu usłyszałem
i po krótkim namyśle… – Mężczyzna spojrzał na mnie. – …za bardzo nie wiem, jak
mam ci pomóc, gdyż jak wynika z twoich słów, Miyoko nie posiada żadnej pieczęci,
tak?
- Tak.
- A wiec moja pomoc czy wiedza są tu bezużyteczna.
Szczerze powiem, te słowa strasznie mnie zawiodły, gdyż od
samego początku liczyłem, że z jego pomocą uda mi się uratować życie tej małej.
Westchnąwszy kilkakrotnie z bezsilności na zaistniałą sytuację, zaraz zamknąłem
okno i powoli w zamyśleniu zacząłem kierować się ku wyjściu.
- Przykro mi Naruto, że cię zawiodłem.
Usłyszałem jego posmutniały ton głosu.
- Nie szkodzi, ale i tak dziękuje że poświęciłeś mi swój czas.
Teraz już wiem, że pomocy musze szukać gdzie indziej. – Uśmiechnąłem się nie
znacznie do niego, po czym gdy kiwną mi głową na znak zgody, po chwili
wyszedłem na korytarz pierwszego piętra szpitala.
- Czy mógłbym coś
zasugerować?
Nagle usłyszałem w głowie niski głos demona o 9 ogonach.
„Proszę bardzo.” –
Odparłem w myślach, by nikt z personelu szpitala nie dowiedział się z kim
akurat rozmawiam.
- W sprawie tego
pieczętowania porozmawiaj z Upiornymi.
„Masz na myśli ich
medyków?”
Demon nic nie opowiedziawszy, jedynie mruknął, dając mi tym
samym do zrozumienia, że o nich
chodzi. Również nic już mu nie odpowiedziawszy, w spokoju skierowałem się ku
schodom prowadzącym na parter budynku. Dotarłszy po chwili do wyjścia, jeszcze
minąłem recepcjonistkę, która jak zauważyłem kątem oka, bacznie mi się
przygląda i wyszedłem z budynku. Od razu zostałem dotknięty chłodnym powiewem
późno-jesiennej nocy, a gdy oddycham… to z nozdrzy wydobywa się mgiełka
ciepłego powietrza, co mogłoby wskazywać na niską temperaturę powietrza. Gdy
podszedłem do pierwszych lepszych żołnierzy stojących na najbliższym
skrzyżowaniu, zaraz wszyscy mi się nisko ukłonili. Spytawszy ich gdzie znajdę
lekarzy, jeden z nich wyjaśnił miejsce pobytu oddziału medycznego. Trochę
zdziwiwszy się na jego słowa opisujące to miejsce, po chwili podziękowałem i by
nieco to wszystko przyspieszyć, wskoczyłem na dach pobliskiego domu. Czując
przez rękawy bluzy wilgoć panująca w koło mnie, pierwsza myśl jaka zaświtała w
mojej głowie, to obrazowe przedstawienie
domowego salonu z palącym się kominkiem i Sakurą-chan siedzącą na
kanapie.
Rozmarzywszy się nie co na to marzenie, kompletnie zapomniałem
gdzie jestem, a gdy się otrząsnąłem było już za późno. Potknąwszy się zaraz
upadłem na ręce, przekoziołkowałem do przodu kilka metrów i z hukiem spadłem z
dachu jakiegoś budynku.
- Cholera!
Warknąłem zażenowany moją nieuwagą. Podniósłszy się z jeszcze
mokrawej i błotnistej gleby, otrzepałem ubranie i rozejrzałem się po
otaczającej mnie okolicy. Gdyby nie fakt, że mieszkam w tej wiosce od
urodzenia, to mógłbym przysiąc że nie mam zielonego pojęcia gdzie jestem.
Budynek, z dachu którego się zwaliłem, okazał się być jakąś ruderą,
zdewastowaną i nadgryzioną przez ząb czasu. Podniósłszy wzrok na okrągły,
drewniany emblemat wiszący nad wejściem, w pierwszej chwili go nie rozpoznałem.
Lecz gdy podszedłem bliżej, momentalnie dostrzegłem czerwono-biały wachlarz,
porysowany i prawie już całkowicie starty. Nie wiem czemu, ale coś mi
powiedziało aby wejść do środka tej rudery. Wahając się przez chwilę, zaraz
postawiłem pierwszy krok na kamiennych schodach. Przekraczając dwuskrzydłowe
drzwi trochę nie pewnie wszedłem do środka budynku. W promieniach księżyca
wpadających przez potłuczone szyby w oknach, dostrzegłem we wnętrzu
poprzewracane krzesła i połamane stoły, pozdzierane tapety ze ścian i
potrzaskaną, drewnianą podłogę… a wszystko ociekają zaschnięte plamy krwi. W
powietrzu unosi się nieznaczny zapaszek kurzu i brudu. Nie wiele się
zastanawiając, po chwili czym prędzej opuściłem to straszne miejsce i
powróciłem na ulicę. Skierowawszy się w dalszą drogę, ku rychłemu spotkaniu z
medycznymi żołnierzami mojej Upiornej Armii, po przejściu kilkunastu metrów
ciemną ulicą… nagle przed sobą dostrzegłem prześwitujący obraz małego chłopca.
Zatrzymawszy się momentalnie w miejscu, zaraz przetarłem oczy ze zdziwienia. Chłopiec
nagle zaczął biec w moim kierunku, a jak kucnąłem by go zatrzymać… on
najzwyczajniej w świecie przebiegł przeze mnie. odwróciwszy się do tyłu,
momentalnie dostrzegłem młode małżeństwo. Kobieta, na oko w wieku trzydziestu
paru lat, przykucnęła i wystawiła ręce przed siebie, by złapać biegnącego w jej
kierunku chłopca. Jej towarzysz, zapewne mąż, przyglądając się całej tej scenie
z szerokim uśmiechem, po chwili nagle spojrzał w moim kierunku. Czując jego
lodowaty wzrok na sobie, od razu poczułem jak cos zmraża mi krew w żyłach.
„To spojrzenie. Takie dziwnie
znajome… przepełnione wrogością, niechęcią, surowością i pogardą.” –
Właśnie doświadczyłem to samo uczucie, jakie prześladowało mnie w dzieciństwie.
Stanąwszy teraz przodem do tej trójki… duchów, zaraz spuściłem wzrok na ziemie
i poczułem jak samotna łza spływa po moim policzku. – „Czy oni nie rozumieją, że takie negatywne uczucia strasznie nas ranią?
Nas… nosicieli Bijuu!” – Pomyślałem i na powrót spojrzałem przed siebie,
lecz tym razem nikogo i niczego już nie dostrzegłem. Przyglądając się przez
chwilę miejscu, w którym stało małżeństwo, nagle poczułem na plechach lodowaty
powiew wiatru, który poruszywszy moimi włosami, jednocześnie sprawił ze po
plecach przeszedł mnie dreszcz. Nie wiedząc czemu, gdy widziałem to ponure
spojrzenie, wzięło mnie na wspominanie minionych lat pomiatania moją osobą.
Przypomniawszy sobie zaraz o przyjaciołach, którzy wyciągnęli do mnie swoją
dłoń i pomogli wstać z tego dołka psychicznego, po chwili jedynie wzruszyłem
ramionami na doświadczoną sytuację i wskoczyłem na dach pobliskiej rudery.
Skacząc z dachu na dach i mijając kolejne grobki Upiornych
łuczników na nich ustawionych, moje myśli ponownie zaprzątnęła sprawa ocalenia
Miyoko Inaby.
„Czy Upiorni medycy
rzeczywiście będą potrafili mi pomóc? Czy ich umiejętności są aż tak
wszechstronne?” – Z tymi dwoma pytaniami na języku, w końcu na
horyzoncie, w lekkiej już poświacie poranka, dostrzegłem niewyraźny zarys linii
drzew. Biegnąc ostatkiem sił ku celowi, jaki sobie obrałem po opuszczeniu
progów szpitala, będąc akurat na jednym z dachów… nagle coś zatrzeszczało, a w
chwilę potem podłoga się pode mną z hukiem zarwała.
- Kuso!!
Zakląłem czując straszny ból pleców, jaki powstał w momencie
uderzenia o jakiś mebel, niedbale ustawiony w miejscu w którym spadłem. Tumany kurzu
powstałe w momencie upadku, wypełniwszy całe pomieszczenie zaraz jednak się
rozwiały. Podniósłszy się do pozycji wyprostowanej, jeszcze tylko ponownie
otrzepałem ubranie i rozejrzałem się po otoczeniu.
„Chyba wpadłem do jakiegoś
domu?!” – Pomyślałem widząc poszarpaną kanapę stojącą pod jedną ze
ścian, potrzaskany stół i połamane krzesła. Wszystko oczywiście pokryte jest
grubą warstwą kurzu i brudu oraz licznymi plamami krwi. Nagle moja uwagę
przykuł niewielki błysk światła, tlącego się w ciemnościach sąsiedniego
pomieszczenia. Czując na karku gęsią skórkę, po chwili namysłu poszedłem w tam tym
kierunku. Przedzierając się przez zrujnowane pomieszczenie, nagle usłyszałem
niewyraźny śmiech małej dziewczynki. Zaciekawiony tym zjawiskiem,
przyśpieszyłem kroku i gdy w końcu stanąłem w drzwiach sąsiedniego
pomieszczenia, zdębiałem…
NEXT
COMING SOON…
~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story
by Wielki
„Naruto”
and its characters belong to Masashi Kishimoto
Hejeczka, hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, szkoda że Kakashi nie pomógł Naruto ale może właśnie medycy z Upiornej Armii mogą pomóc, aż ciarki przechodza po tym co widział w dzielnicy Uchiha...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia