~ Dlaczego ja?
~ A no bo tak! W końcu jest to opowieść o
twoim życiu, nie?!
~ Ale Sakura-chan, dlaczego Shikamaru nie
może tego zrobić?? On ma lepszą dykcję ode mnie.
~ Bo nie! Dalej! Nie przeciągaj już!
~ No dobrze. Ekhm…
Witam
wszystkich serdecznie na kolejnym odcinku z życia twardogłowego shinobi Kraju
Ognia. Tak, to ja… – Naruto Uzumaki. Pewnie zastanawiacie się, o co może
chodzić? Już wyjaśniam. A więc niejaki Wielki, co pisze tę opowieść… cóż, dziś
jest niedysponowany. W tajemnicy zdradzę Wam, że Hokage wezwała go do siebie na
dywanik, ale w jakiej sprawie, to nie mam już zielonego pojęcia. Nie
przedłużając, chciałbym jeszcze dodać, że poniższy odcinek został zadedykowany
„Kitce”. Nie wiem co to za jedna, ale widać ktoś ważny dla Wielkiego, skoro
akurat jej ją zadedykował. Pozdrawiam i zapraszam do czytania.
<<<
Odcinek ukazał się 10 kwietnia 2009 roku >>>
…przy niewielkim stole, ustawionym w kącie równie mocno
zdewastowanego pomieszczenia co poprzednie, dostrzegłem siedzące to samo
małżeństwo co tam na ulicy. Co się rzuca w oczy? Ich twarze teraz mają więcej
zmarszczek, co mogłoby wskazywać na starszy już wiek… o około dziesięć lat.
Mały chłopiec, którego widziałem, teraz jest już nastolatkiem z opaską shinobi
Konohy przywiązaną na czole. Chłopak siedząc po lewicy ojca, w ciszy i pełnym
skupieniu konsumuje podany mu posiłek. Na pierwszy rzut oka ma około 16 lat,
ale co do tego to nie mam pewności. Naprzeciw niego zaś siedzi malutka
dziewczynka o brązowych włosach. Po drugiej stronie stołu, naprzeciwko gospodarza
domu siedzi jego żona. Kobieta po chwili wstała od stołu i poszła do innego
pomieszczenia. Wróciwszy zaraz z nową tacą i jedzeniem na niej leżącym,
ponownie zająwszy swoje dotychczasowe miejsce… nagle spojrzała w moim kierunku.
Momentalnie poczułem, jak ponownie coś zamraża mi krew w żyłach, lecz gdy
kobieta po chwili serdecznie się do mnie uśmiechnęła, od razu złe uczucia
poszły w niepamięć. Patrząc tak przez dłuższy czas na siebie… kobieta nagle
zmarszczyła brwi, a po chwili przez drzwi w których stoję, przeze mnie przeszło
jakichś trzech ludzi. Przestraszywszy
się tym odrobinę, cofnąłem się do poprzedniego pomieszczenia, lecz słysząc po
chwili brzęczenie metalu, ponownie tam zajrzałem. W oka mgnieniu, nagle coś
przeleciało tuż koło mojej twarzy. Był to chyba odbity kunai. Wyczuwając w
powietrzu walkę, nie wiedząc czemu, chwyciłem za katanę i pewnym krokiem
wkroczyłem do tego pomieszczenia. Nie odzywając się, jednego z oprychów
zaszedłem od tyłu. Zamachnąłem się, lecz mój miecz przeleciał przez niego i
utkwił w ścianie obok. Gdy i moje shuriken’y, jak i kunai’e po przelatywały
przez wszystkich trzech rabusiów, momentalnie do mnie dotarło, że to wszystko
nie dzieje się naprawdę.
„Tu nikogo nie ma! Jestem
tylko ja i… no właśnie, co? Duchowe przedstawienie czy może raczej wspomnienie
tego, co wydarzyło się kiedyś w tym miejscu?!” –
Pomyślałem, przetarłem oczy i pozbierałem na darmo rozrzuconą broń. Schowawszy
katanę na swoje miejsce, jeszcze rozejrzałem się po tym pomieszczeniu. Nie wiem
czemu, ale gdy przecierałem zmęczone oczy, całe to przedstawienie nagle gdzieś
zniknęło, a w zrujnowanym domu ponownie zapanowała mroczna atmosfera.
Powróciwszy do pierwszego pomieszczenia, momentalnie dostrzegłem pierwsze
promienie wschodzącego słońca, przedzierające się przez dziurawe i strasznie
brudne szyby. W ich blasku można dostrzec cząsteczki kurzu, unoszące się
swobodnie ku sufitowi. Dotarłszy za chwilę do drzwi wyjściowych, szarpnąłem za
klamkę.
„Zamek chyba troszkę
zardzewiał.” – Pomyślałem i nie wiele się zastanawiając
potraktowałem je z kopniaka. Drewno pękło, po domu rozniósł się głośny trzask i
po chwili, wyjście szeroko się otworzyło. Wychodząc na ulicę, zaraz poczułem świerzy
powiew jesiennego wiatru, poruszający moją umorusaną czupryną. Skierowawszy
twarz ku linii drzew, jaką dostrzegłem przed dwoma godzinami, teraz doskonale
ją widzę. Ruszywszy się w końcu z miejsca, po kilkunastu metrach na powrót
przystanąłem i odwróciłem się przodem do domu, w którym odbyła się ta dziwna
scena.
„Coś czuję, że jeszcze tu
powrócę.” – Pomyślałem, uśmiechnąłem się i ruszyłem dalej ku rychłemu
spotkaniu z Upiornymi medykami. Chcąc nie chcąc zaraz przyśpieszyłem kroku, a
po chwili zacząłem biec. Do końca szerokiej drogi, już ani razu nie wskoczyłem
na dach jakiegokolwiek domu, gdyż moje obolałe ciało mówi same za siebie o
głębokiej niechęci kolejnego, bolesnego spotkania z potrzaskanymi meblami.
Dotarłszy po chwili, cały zdyszany, do niewielkiego lasku… zaraz w niego
wkroczyłem, by znowu wyjść na otwartą przestrzeń. Co mnie od razu zaciekawiło
to białe, cztero lub sześcioosobowe namioty, gęsto porozstawiane. Zrobiwszy
kilka kroków na przód, gdy dostrzegłem przed sobą kilku żołnierzy w
ciemno-zielonych zbrojach, nagle poczułem jak nogi się pode mną uginają, a w
chwilę potem gwałtownie upadłem na zieloną trawę i straciłem przytomność.
*
* *
Patrząc na słońce coraz bardziej wyłaniające się zza
horyzontu, brązowooka kunoichi, wykończona po bardzo burzliwej dyskusji ze
Starszyzną jej rodzinnej wioski, po chwili opadła na drewniane krzesło.
Nabrawszy świerzego powietrza w płuca, kilka razy odetchnęła nim głębiej, po
czym na powrót utkwiła lodowate spojrzenie w dwójce staruszków siedzących na
jednej z przyniesionych ław, ustawionych pod ścianami. Zastanawiając się, jaką
by im tu wymierzyć karę… z drugiej strony, ponownie jej myśli poczęły krążyć w
koło błękitnookiego jounina. Świdrując tą dwójkę spojrzeniem pozbawionym
jakichkolwiek uczuć, kobieta po chwili kiwnęła palcem na dwóch ANBU stojących
nie opodal niej. Gdy mężczyźni w ceramicznych maskach zbliżyli się na
odpowiednia odległość, jeden z nich podszedł bliżej i nachylił się ku swojej
przywódczyni. Blondyna szepnąwszy mu coś na ucho, shinobi zaraz wyprostował
się, kiwną głową, cofnął się do swojego towarzysza i obaj po chwili zniknęli w
białych chmurach dymu.
- Co mu powiedziałaś?!
Nagle odezwał się starszy mężczyzna, a jego głos wszystkim
zebranym wydał się bardzo nakazujący udzielenia odpowiedzi. Patrząc nieco przymrużonymi
ze zmęczenia oczyma na Godaime, mężczyzna nabrał powietrza w płuca i ponownie
się odezwał.
- I jakim prawem nas tu przetrzymujesz?!
- Daj spokój, ona i tak nic ci nie powie.
Odezwała się jego towarzyszka, będąca w podobnym co on wieku.
- Dlaczego?!!
Po tym pytaniu, poważnie zszargane nerwy Tsunade ponownie
poluzowały swe więzy. Hokage wychyliwszy łyk wody, jaką przyniosła jej Shizune
i odstawiwszy po chwili szklankę… z ponurym wyrazem twarzy odparła na to
pytanie.
- Ponieważ dzisiejszej nocy oboje przeszliście na emeryturę i
już nie macie tu nic do powiedzenia.
- Kto tak twierdzi?!! – Krzyknął starzec jednocześnie wstając
na równe nogi.
- JA i KONIEC!!!!
Wydarła się Tsunade, a jej władczy i srogi ton głosu
błyskawicznie wszystkich poskromił. Momentalnie w sali na powrót zapanowała
martwa cisza. Mężczyzna w mgnieniu oka ponownie zajął swoje miejsce i
odczuwając groźbę wiszącą w powietrzu, nic więcej już nie powiedział. Hokage
zagryzając wargę i powstrzymując się by nie rozszarpać go, przypomniawszy sobie
słowa Naruto o jakiejś sprawiedliwości, zaraz odetchnęła ciężko i spojrzała w
kierunku ANBU stojących pod wejściem.
- Zabierzcie tą dwójkę z przed moich oczu! – Rozkazała
stanowczo i machnęła lekceważąco ręką. Jej polecenie momentalnie zostało
wykonane, a gdy „była” Starszyzna w końcu wyszła z pomieszczenia, brązowooka
rozluźniła mięśnie twarzy. Na jej ustach na dosłownie chwilę pojawił się
niewielki uśmieszek. Spojrzawszy w kierunku promieni słońca padających przez
okno na podłogę, zaraz wstała i tam podeszła. Otworzywszy okno szerzej, kobieta
wzięła kilka głębszych oddechów.
„Naruto gdzie jesteś?!
Czekam tu na ciebie już całą noc i w normalnej sytuacji już byś miał u mnie
przechlapane, ale widząc tą armię wciąż oblegającą wioskę, dachy domów, bramy i
mury obronne…” – Tsunade spojrzała na ulicę i momentalnie
dostrzegła grupkę dzieci stojących w odległości trzech metrów od jednego z
Upiornych i się mu bacznie przyglądających. – „…za bardzo teraz nie wiem, co powinnam zrobić?! Z jednej strony nadal
nie wiem co zamierzasz? Po co cały ten pokaz siły… czy oni na pewno są tu tylko
na wszelki wypadek? Wypadek czego?!” – Blondyna z nieco zamyślonym wyrazem
twarzy już miała wrócić na swoje miejsce, gdy nagle usłyszała pukanie.
Spojrzawszy w kierunku drzwi, stojący tam ANBU zaraz chwycił za klamkę i
szybkim ruchem ręki otworzył je, ukazując Godaime kto to taki chce teraz z nią
rozmawiać.
- Sumimasen, Godaime Hokage że przeszkadzam, ale przyszedł do
ciebie telegram. – Powiedział chunin, wszedł do środka i dość niepewnym krokiem
podszedł do swej przywódczyni, by wręczyć jej list.
- Telegram? Od kogo?
- Nie jesteśmy pewni.
Kobieta spojrzała na niego podejrzliwym wzrokiem, po czym na
powrót rzuciła okiem ku biało-żółtej kopercie. Odwróciwszy ją, piąta poczęła
szukać jakiegoś znaku rozpoznawczego. Gdy doręczyciel listu oddalił się i
powrócił do swoich poprzednich obowiązków, Tsunade nim otworzyła kopertę,
przyjrzała się pieczęci ją zamykającej. – „Suna??”
– Zdziwiła się gdy wreszcie poznała symbol. – „Kazekage… czego ty znowu ode mnie chcesz?!” – Pomyślała i pewnym
ruchem złamała pieczęć, po czym otworzyła kopertę. Gdy wyjęła zamknięty tam
list momentalnie nastąpiła potężna eksplozja…
- HOKAGE-SAMAAAA!!!
Po Akademii rozległ się przeraźliwy krzyk.
*
* *
Do pomieszczenia szpitalnego weszło kilku mężczyzn w białych
fartuchach. Ich twarze są poważne, ale i przepełnione troską oraz obawą o
swojego przywódcę. Gdy kilka godzin temu, przyszedł do niego tajemniczy list z
Konohy nic nie wskazywało, że to się tak potoczy. Czerwonowłosy, leżąc teraz
nieprzytomny w szpitalu z licznymi ranami na ramionach, dokładnie opatrzonymi i
zabandażowanymi, we wszystkich w koło niego zgromadzonych wzbudzać coraz to
większe rozgoryczenie. Nikt jak dotąd jeszcze nie pomyślał o powodach, dla
których ich sojusznik chciałby nagle zerwać ten sojusz.
- Gdzie on jest?!
Do szpitala nagle wpadła zziajana Temari. Dziewczyna, gdy
wracając z misji na jaką wysłał ją jej przywódca i brat w jednym, przy bramie
usłyszała o zamachu na życie Kazekage czym prędzej pobiegła do szpitala. Teraz
domagając się odpowiedzi od recepcjonistki, gdy ją w końcu otrzymała… jak
najszybciej udała się pod wskazaną salę. Dotarłszy tam po chwili, Temari
momentalnie dostrzega grupkę shinobi tłoczących się pod wejściem. Blondynka
przedarłszy się przez ten tłum, zaraz minęła ANBU stojących po obu stronach
drzwi i pewnym krokiem weszła do środka. Kunoichi w mgnieniu oka rozpoznała
wszystkich zebranych w koło niewielkiego posłania na którym znajduje się ranny.
Minąwszy zmartwionego i jednocześnie zamyślonego Kankuro, zaraz podeszła do jednego
z dowódców ANBU.
- I co z nim??
- Przeżyje.
Padła krótka odpowiedź, po której ponownie zapanowała grobowa
cisza. Mamrotanie zza drzwi może świadczyć tylko o jednym… że ludzie martwią
się o stan swojego Kage i póki ten się nie obudzi, ich niepokój nie prędko
minie. Kunoichi z wielkim wachlarzem na plecach przyczepionym powoli podeszła
do posłania na którym leży jej nieprzytomny brat.
„Dlaczego do tego doszło?!
Dlaczego Kage Liścia postanowiła zabić naszego Kazekage!? Mojego brata!” –
Dziewczynie momentalnie poleciał łzy z oczu. Zaraz przykucnęła obok i chwyciła zielonookiego
za rękę. – „Co mamy robić?? Gaara powiedz
nam, co powinniśmy teraz uczynić?!”
NEXT
COMING SOON…
~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story
by Wielki
„Naruto”
and its characters belong to Masashi Kishimoto
~ Pięknie
powiedziane.
~ Dziękuję Sakura-chan. Pozdrawiam i
zapraszam do komentowania ^^
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, zastanawiam się kto stoi za tym atakiem na Kazekage i Hokage musi to być ktoś kto właśnie chce zniszczyć sojusz miedzy nimi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia