niedziela, 21 stycznia 2018

115. Zamach na Kage

~ Dlaczego ja?
~ A no bo tak! W końcu jest to opowieść o twoim życiu, nie?!
~ Ale Sakura-chan, dlaczego Shikamaru nie może tego zrobić?? On ma lepszą dykcję ode mnie.
~ Bo nie! Dalej! Nie przeciągaj już!
~ No dobrze. Ekhm…
Witam wszystkich serdecznie na kolejnym odcinku z życia twardogłowego shinobi Kraju Ognia. Tak, to ja… – Naruto Uzumaki. Pewnie zastanawiacie się, o co może chodzić? Już wyjaśniam. A więc niejaki Wielki, co pisze tę opowieść… cóż, dziś jest niedysponowany. W tajemnicy zdradzę Wam, że Hokage wezwała go do siebie na dywanik, ale w jakiej sprawie, to nie mam już zielonego pojęcia. Nie przedłużając, chciałbym jeszcze dodać, że poniższy odcinek został zadedykowany „Kitce”. Nie wiem co to za jedna, ale widać ktoś ważny dla Wielkiego, skoro akurat jej ją zadedykował. Pozdrawiam i zapraszam do czytania.



<<< Odcinek ukazał się 10 kwietnia 2009 roku >>>



…przy niewielkim stole, ustawionym w kącie równie mocno zdewastowanego pomieszczenia co poprzednie, dostrzegłem siedzące to samo małżeństwo co tam na ulicy. Co się rzuca w oczy? Ich twarze teraz mają więcej zmarszczek, co mogłoby wskazywać na starszy już wiek… o około dziesięć lat. Mały chłopiec, którego widziałem, teraz jest już nastolatkiem z opaską shinobi Konohy przywiązaną na czole. Chłopak siedząc po lewicy ojca, w ciszy i pełnym skupieniu konsumuje podany mu posiłek. Na pierwszy rzut oka ma około 16 lat, ale co do tego to nie mam pewności. Naprzeciw niego zaś siedzi malutka dziewczynka o brązowych włosach. Po drugiej stronie stołu, naprzeciwko gospodarza domu siedzi jego żona. Kobieta po chwili wstała od stołu i poszła do innego pomieszczenia. Wróciwszy zaraz z nową tacą i jedzeniem na niej leżącym, ponownie zająwszy swoje dotychczasowe miejsce… nagle spojrzała w moim kierunku. Momentalnie poczułem, jak ponownie coś zamraża mi krew w żyłach, lecz gdy kobieta po chwili serdecznie się do mnie uśmiechnęła, od razu złe uczucia poszły w niepamięć. Patrząc tak przez dłuższy czas na siebie… kobieta nagle zmarszczyła brwi, a po chwili przez drzwi w których stoję, przeze mnie przeszło  jakichś trzech ludzi. Przestraszywszy się tym odrobinę, cofnąłem się do poprzedniego pomieszczenia, lecz słysząc po chwili brzęczenie metalu, ponownie tam zajrzałem. W oka mgnieniu, nagle coś przeleciało tuż koło mojej twarzy. Był to chyba odbity kunai. Wyczuwając w powietrzu walkę, nie wiedząc czemu, chwyciłem za katanę i pewnym krokiem wkroczyłem do tego pomieszczenia. Nie odzywając się, jednego z oprychów zaszedłem od tyłu. Zamachnąłem się, lecz mój miecz przeleciał przez niego i utkwił w ścianie obok. Gdy i moje shuriken’y, jak i kunai’e po przelatywały przez wszystkich trzech rabusiów, momentalnie do mnie dotarło, że to wszystko nie dzieje się naprawdę.
„Tu nikogo nie ma! Jestem tylko ja i… no właśnie, co? Duchowe przedstawienie czy może raczej wspomnienie tego, co wydarzyło się kiedyś w tym miejscu?!” – Pomyślałem, przetarłem oczy i pozbierałem na darmo rozrzuconą broń. Schowawszy katanę na swoje miejsce, jeszcze rozejrzałem się po tym pomieszczeniu. Nie wiem czemu, ale gdy przecierałem zmęczone oczy, całe to przedstawienie nagle gdzieś zniknęło, a w zrujnowanym domu ponownie zapanowała mroczna atmosfera. Powróciwszy do pierwszego pomieszczenia, momentalnie dostrzegłem pierwsze promienie wschodzącego słońca, przedzierające się przez dziurawe i strasznie brudne szyby. W ich blasku można dostrzec cząsteczki kurzu, unoszące się swobodnie ku sufitowi. Dotarłszy za chwilę do drzwi wyjściowych, szarpnąłem za klamkę.
„Zamek chyba troszkę zardzewiał.” – Pomyślałem i nie wiele się zastanawiając potraktowałem je z kopniaka. Drewno pękło, po domu rozniósł się głośny trzask i po chwili, wyjście szeroko się otworzyło. Wychodząc na ulicę, zaraz poczułem świerzy powiew jesiennego wiatru, poruszający moją umorusaną czupryną. Skierowawszy twarz ku linii drzew, jaką dostrzegłem przed dwoma godzinami, teraz doskonale ją widzę. Ruszywszy się w końcu z miejsca, po kilkunastu metrach na powrót przystanąłem i odwróciłem się przodem do domu, w którym odbyła się ta dziwna scena.
„Coś czuję, że jeszcze tu powrócę.” – Pomyślałem, uśmiechnąłem się i ruszyłem dalej ku rychłemu spotkaniu z Upiornymi medykami. Chcąc nie chcąc zaraz przyśpieszyłem kroku, a po chwili zacząłem biec. Do końca szerokiej drogi, już ani razu nie wskoczyłem na dach jakiegokolwiek domu, gdyż moje obolałe ciało mówi same za siebie o głębokiej niechęci kolejnego, bolesnego spotkania z potrzaskanymi meblami. Dotarłszy po chwili, cały zdyszany, do niewielkiego lasku… zaraz w niego wkroczyłem, by znowu wyjść na otwartą przestrzeń. Co mnie od razu zaciekawiło to białe, cztero lub sześcioosobowe namioty, gęsto porozstawiane. Zrobiwszy kilka kroków na przód, gdy dostrzegłem przed sobą kilku żołnierzy w ciemno-zielonych zbrojach, nagle poczułem jak nogi się pode mną uginają, a w chwilę potem gwałtownie upadłem na zieloną trawę i straciłem przytomność.
* * *
Patrząc na słońce coraz bardziej wyłaniające się zza horyzontu, brązowooka kunoichi, wykończona po bardzo burzliwej dyskusji ze Starszyzną jej rodzinnej wioski, po chwili opadła na drewniane krzesło. Nabrawszy świerzego powietrza w płuca, kilka razy odetchnęła nim głębiej, po czym na powrót utkwiła lodowate spojrzenie w dwójce staruszków siedzących na jednej z przyniesionych ław, ustawionych pod ścianami. Zastanawiając się, jaką by im tu wymierzyć karę… z drugiej strony, ponownie jej myśli poczęły krążyć w koło błękitnookiego jounina. Świdrując tą dwójkę spojrzeniem pozbawionym jakichkolwiek uczuć, kobieta po chwili kiwnęła palcem na dwóch ANBU stojących nie opodal niej. Gdy mężczyźni w ceramicznych maskach zbliżyli się na odpowiednia odległość, jeden z nich podszedł bliżej i nachylił się ku swojej przywódczyni. Blondyna szepnąwszy mu coś na ucho, shinobi zaraz wyprostował się, kiwną głową, cofnął się do swojego towarzysza i obaj po chwili zniknęli w białych chmurach dymu.
- Co mu powiedziałaś?!
Nagle odezwał się starszy mężczyzna, a jego głos wszystkim zebranym wydał się bardzo nakazujący udzielenia odpowiedzi. Patrząc nieco przymrużonymi ze zmęczenia oczyma na Godaime, mężczyzna nabrał powietrza w płuca i ponownie się odezwał.
- I jakim prawem nas tu przetrzymujesz?!
- Daj spokój, ona i tak nic ci nie powie.
Odezwała się jego towarzyszka, będąca w podobnym co on wieku.
- Dlaczego?!!
Po tym pytaniu, poważnie zszargane nerwy Tsunade ponownie poluzowały swe więzy. Hokage wychyliwszy łyk wody, jaką przyniosła jej Shizune i odstawiwszy po chwili szklankę… z ponurym wyrazem twarzy odparła na to pytanie.
- Ponieważ dzisiejszej nocy oboje przeszliście na emeryturę i już nie macie tu nic do powiedzenia.
- Kto tak twierdzi?!! – Krzyknął starzec jednocześnie wstając na równe nogi.
- JA i KONIEC!!!!
Wydarła się Tsunade, a jej władczy i srogi ton głosu błyskawicznie wszystkich poskromił. Momentalnie w sali na powrót zapanowała martwa cisza. Mężczyzna w mgnieniu oka ponownie zajął swoje miejsce i odczuwając groźbę wiszącą w powietrzu, nic więcej już nie powiedział. Hokage zagryzając wargę i powstrzymując się by nie rozszarpać go, przypomniawszy sobie słowa Naruto o jakiejś sprawiedliwości, zaraz odetchnęła ciężko i spojrzała w kierunku ANBU stojących pod wejściem.
- Zabierzcie tą dwójkę z przed moich oczu! – Rozkazała stanowczo i machnęła lekceważąco ręką. Jej polecenie momentalnie zostało wykonane, a gdy „była” Starszyzna w końcu wyszła z pomieszczenia, brązowooka rozluźniła mięśnie twarzy. Na jej ustach na dosłownie chwilę pojawił się niewielki uśmieszek. Spojrzawszy w kierunku promieni słońca padających przez okno na podłogę, zaraz wstała i tam podeszła. Otworzywszy okno szerzej, kobieta wzięła kilka głębszych oddechów.
„Naruto gdzie jesteś?! Czekam tu na ciebie już całą noc i w normalnej sytuacji już byś miał u mnie przechlapane, ale widząc tą armię wciąż oblegającą wioskę, dachy domów, bramy i mury obronne…” – Tsunade spojrzała na ulicę i momentalnie dostrzegła grupkę dzieci stojących w odległości trzech metrów od jednego z Upiornych i się mu bacznie przyglądających. – „…za bardzo teraz nie wiem, co powinnam zrobić?! Z jednej strony nadal nie wiem co zamierzasz? Po co cały ten pokaz siły… czy oni na pewno są tu tylko na wszelki wypadek? Wypadek czego?!” – Blondyna z nieco zamyślonym wyrazem twarzy już miała wrócić na swoje miejsce, gdy nagle usłyszała pukanie. Spojrzawszy w kierunku drzwi, stojący tam ANBU zaraz chwycił za klamkę i szybkim ruchem ręki otworzył je, ukazując Godaime kto to taki chce teraz z nią rozmawiać.
- Sumimasen, Godaime Hokage że przeszkadzam, ale przyszedł do ciebie telegram. – Powiedział chunin, wszedł do środka i dość niepewnym krokiem podszedł do swej przywódczyni, by wręczyć jej list.
- Telegram? Od kogo?
- Nie jesteśmy pewni.
Kobieta spojrzała na niego podejrzliwym wzrokiem, po czym na powrót rzuciła okiem ku biało-żółtej kopercie. Odwróciwszy ją, piąta poczęła szukać jakiegoś znaku rozpoznawczego. Gdy doręczyciel listu oddalił się i powrócił do swoich poprzednich obowiązków, Tsunade nim otworzyła kopertę, przyjrzała się pieczęci ją zamykającej. – „Suna??” – Zdziwiła się gdy wreszcie poznała symbol. – „Kazekage… czego ty znowu ode mnie chcesz?!” – Pomyślała i pewnym ruchem złamała pieczęć, po czym otworzyła kopertę. Gdy wyjęła zamknięty tam list momentalnie nastąpiła potężna eksplozja…
- HOKAGE-SAMAAAA!!!
Po Akademii rozległ się przeraźliwy krzyk.
* * *
Do pomieszczenia szpitalnego weszło kilku mężczyzn w białych fartuchach. Ich twarze są poważne, ale i przepełnione troską oraz obawą o swojego przywódcę. Gdy kilka godzin temu, przyszedł do niego tajemniczy list z Konohy nic nie wskazywało, że to się tak potoczy. Czerwonowłosy, leżąc teraz nieprzytomny w szpitalu z licznymi ranami na ramionach, dokładnie opatrzonymi i zabandażowanymi, we wszystkich w koło niego zgromadzonych wzbudzać coraz to większe rozgoryczenie. Nikt jak dotąd jeszcze nie pomyślał o powodach, dla których ich sojusznik chciałby nagle zerwać ten sojusz.
- Gdzie on jest?!
Do szpitala nagle wpadła zziajana Temari. Dziewczyna, gdy wracając z misji na jaką wysłał ją jej przywódca i brat w jednym, przy bramie usłyszała o zamachu na życie Kazekage czym prędzej pobiegła do szpitala. Teraz domagając się odpowiedzi od recepcjonistki, gdy ją w końcu otrzymała… jak najszybciej udała się pod wskazaną salę. Dotarłszy tam po chwili, Temari momentalnie dostrzega grupkę shinobi tłoczących się pod wejściem. Blondynka przedarłszy się przez ten tłum, zaraz minęła ANBU stojących po obu stronach drzwi i pewnym krokiem weszła do środka. Kunoichi w mgnieniu oka rozpoznała wszystkich zebranych w koło niewielkiego posłania na którym znajduje się ranny. Minąwszy zmartwionego i jednocześnie zamyślonego Kankuro, zaraz podeszła do jednego z dowódców ANBU.
- I co z nim??
- Przeżyje.
Padła krótka odpowiedź, po której ponownie zapanowała grobowa cisza. Mamrotanie zza drzwi może świadczyć tylko o jednym… że ludzie martwią się o stan swojego Kage i póki ten się nie obudzi, ich niepokój nie prędko minie. Kunoichi z wielkim wachlarzem na plecach przyczepionym powoli podeszła do posłania na którym leży jej nieprzytomny brat.
„Dlaczego do tego doszło?! Dlaczego Kage Liścia postanowiła zabić naszego Kazekage!? Mojego brata!” – Dziewczynie momentalnie poleciał łzy z oczu. Zaraz przykucnęła obok i chwyciła zielonookiego za rękę. – „Co mamy robić?? Gaara powiedz nam, co powinniśmy teraz uczynić?!”



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto




~ Pięknie powiedziane.

~ Dziękuję Sakura-chan. Pozdrawiam i zapraszam do komentowania ^^

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    fantastyczny rozdział,  zastanawiam się kto stoi za tym atakiem na Kazekage i Hokage musi to być ktoś kto właśnie chce zniszczyć sojusz miedzy nimi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń