Z tego, co mi Wielki mówił, to chodzą słuchy,
że czytelnicy domagają się akcji… zwanej krwawą masakrą. To określenie,
przypomina mi, gdy to ja tak egzystowałem po przez tylko i wyłączne mordowanie,
czasem niewinnych ofiar. Doskonale pamiętam, jakby to było wczoraj, że jeszcze
nie tak dawno moim jedynym celem w życiu było zabijanie z wielką okrutnością.
Wszystkie moje ofiary doznawały albo bardzo szybkiej i bezbolesnej śmierci,
albo umierały w strasznych męczarniach…
~ Kazekage-sama! Przybył oddział medyczny z
Konohy!
…ech, jak widać obowiązki mnie wzywają. Pozdrawiam,
zapraszam na 117 odcinek i przepraszam za ten mój powrót do przeszłości…
<<<
Odcinek ukazał się 17 kwietnia 2009 roku >>>
Dziewczyna z wielkim wachlarzem uczepionym na plechach,
chodząc po zrujnowanym biurze swojego brata i szukając czegokolwiek, co
pomogłoby jej w zrozumieniu działań jej niedawnego sojusznika, teraz stanąwszy
w miejscu poczęła prowadzić w głowie głębokie rozmyślania.
„Dlaczego to zrobiliście?
Dlaczego zaatakowaliście nas w tak podstępny sposób…” –
Blondynka nie dokończyła gdyż do pomieszczenia przez wyważone drzwi wbiegł
jakiś chłopak.
- Kazekage-sama się obudził!! – Obwieścił radośnie.
- Nareszcie!
Temari ile zdołała tylko zebrać w sobie sił, czym prędzej
pobiegła przez całą wioskę, będącą teraz w pewnego rodzaju strachu i leku przed
nadciągającym konfliktem. Gdy po kilku minutach dotarła zdyszana na miejsce,
jeszcze tylko pokonała schody prowadzące na drugie piętro szpitala i zaraz
stanęła uśmiechnięta w drzwiach. Wewnątrz pomieszczenia pourazowego już
znajduje się Kankuro i kilka innych osób zajmujących te najwyższe, zaraz po
Kage, stanowiska w służbowe. Blondynka rozejrzawszy się dokładnie po
pomieszczeniu, po chwili na potkała wzrokiem na zmęczone spojrzenie Kazekage.
- Gaara! – Podbiegła i chwyciła brata za rękę. – Jak się
czujesz?!
- Bywało lepiej.
Odparł nieco ponuro, co wzbudziło zdziwienie u dziewczyna, jak
i pozostałych zgromadzonych. Jednak po chwili, całe zdziwienie uszło w
niepamięć, a na jego miejsce wkroczyło zrozumienia i niepokój, wywołany tonem
głosu czerwonowłosego. Martwa cisza jaka momentalnie zapadła, jakoś nikomu nie
przeszkadza, gdyż to co się wydarzyło kilka godzin temu… już na zawsze
pozostanie w pamięci.
- I co teraz?
Temari spytała półgłosem. Po chwili podszedł do niej jej drugi
brat i stanąwszy obok, spojrzała na swego przywódcę. Wytrzymawszy przez chwilę
jego ponure spojrzenia, zaraz odwrócił wzrok i spojrzała na siostrę.
- Skoro Gaara… ekhm, znaczy nasz Kazekage czuje się już
lepiej, to chyba należałoby przedyskutować parę spraw.
- Zgadzam się z Kankuro. – Odezwał się ktoś z tyłu.
- Ja również.
- I ja. Konoha musi zapłacić za to co zrobiła! – Krzyknął
trzeci z shinobi, a jego słowa nieco pobudziły zielonookiego do życia. Chłopak
odsunąwszy na bok koc, który dotychczas przykrywał jego nogi, zaraz usiadł na
brzegu łóżka i spróbował wstać. Nie czując nóg, Gaara w pierwszym momencie
upadłby na podłogę, gdyby nie szybka reakcja jego brata i przyjaciela w jednym,
który podtrzymał go za ramię.
- Dziękuję Kankuro.
Wymamrotał i spojrzała na bruneta. Ten nic mu nie
odpowiedziawszy, jedynie nieznacznie się uśmiechnął. Czerwonowłosy, odzyskawszy
w końcu władzę w nogach, zaraz wyminął Kankuro, skandujących doradców oraz
Temari, po czym wyszedł z pomieszczenia na korytarz szpitala. Zarzuciwszy na
ramiona, wcześniej pochwycony z oparcia krzesła, płaszcz Kazekage… Gaara powoli
począł kierować się w tylko sobie znanym kierunku. Zdziwione rodzeństwo,
przyjaciele jak i podwładni, momentalnie wyszli za nim na korytarz i trzymając
się nieco z tyłu, powoli zaczęli zanim iść. Chłopak z początku nie przejmując
się ich podejrzliwością, gdy w końcu dotarł do wyjścia z budynku, poczuł nagłą
irytację.
- Nie idźcie dalej za mną!
Zatrzymał się na schodach i powiedział dobitnie, tak że ludzie
przechodzący po ulicy Suna-Gakure, podnieśli na niego swój wzrok. Temari i
Kankuro, usłyszawszy jego ton głosu momentalnie się zatrzymali. Gdy zielonooki odwrócił
się do nich bokiem i dostrzegli jego wyraz twarzy, dosłownie zbladli na twarzy.
- D-dokąd z-zmierzasz?
Blondynka zająknęła się przy wypowiadaniu tego zdania.
Kazekage nic jej nie odpowiedziawszy, jeszcze przez chwilę popatrzył na nich
swym morderczym spojrzeniem, po czym zwrócił się w stronę wioski i ruszył przed
siebie. Kankuro również po chwili chciał iść dalej za bratem, lecz jego siostra
go zatrzymała, a jej wymowne i pełne powagi spojrzenie uświadomiło mu, że byłby
to wielki błąd przeszkadzać teraz Gaarze.
„Wybaczcie przyjaciele,
ale tą sprawę muszę przemyśleć sam, w spokoju…”
*
* *
Patrząc przez chwilę na białe drzwi wejściowe do sali w której
wypoczywa Miyoko Inaba, zaraz chwyciłem za klamkę i ją nacisnąwszy, delikatnie
odsunąłem drzwi na bok. Zrobiwszy krok do tyłu, jeszcze puściłem krótkie
spojrzenie Upiornym medykom, po czym z poważnym wyrazem twarzy wprowadziłem ich
do środka. Gdy mężczyźni stanęli w równym rządku naprzeciw szpitalnego łóżka,
po chwili wyjrzałem na korytarz, gdzie pozostało sześciu zwykłych żołnierzy.
- Dwóch wchodzi do środka, a reszta zostaje tu i pilnuje aby
nikt nam nie przeszkodził.
Wyjaśniłem, a wskazani przeze mnie mężczyźni w wiśniowych zbrojach,
powoli weszli do sali i zajęli wartę przy czteroskrzydłowym oknie. Gdy
zamknąłem w końcu drzwi i odwróciłem się przodem do leżącej na łóżku Miyoko,
momentalnie dostrzegłem jej szeroko otwarte oczy. Zbliżywszy się do niej
powoli, zaraz uśmiechnąłem się serdecznie i przykucnąłem obok.
- Miyoko. Ci panowie… – Wskazałem na Upiornych medyków. – …pomogą
ci w zapanowaniu nad twoją mocą.
Dziewczynka kiwnąwszy głową na znak zrozumienia, po chwili
odwzajemniła mój uśmiech i chyba nieco się rozluźniła, gdyż w odpowiedzi
usłyszałem wypuszczenie powietrza z płuc, z wyraźną ulgą. Wyprostowawszy się
jeszcze przez chwilę wytrzymałem jej spojrzenia, po czym odwróciłem się do
medyków przodem i kiwnąłem im głową, aby zaczynali… a sam stanąłem przy wejściu
do pomieszczenia. Oparłszy się plecami o ścianę, założyłem ręce na piersi i z
nad wyraz spokojnym wzrokiem począłem czekać na to, co ma się za chwilę
wydarzyć. Medyczni żołnierze ustawiwszy się, każdy przy jednym rogu łóżka,
zaraz zrobili po dwa kroki w tył i powoli, w pełnym skupieniu poczęli składać
dłonie w jakieś pieczęci. Obserwując i przyglądając się jednemu z nich, po
chwili zrozumiałem że wykonywane pieczęci się powtarzają.
„Tora, Hebi, Saru, O-ushi,
O-hitsuji, Usagi, Ryu i Uma.” – W myślach wypowiedziałem sobie
nazwy wykonywanych przez nich pieczęci. Po niespełna trzech minutach, ruchy ich
dłoni momentalnie przyspieszyły swój rytm, co w rezultacie u każdego z osobna
wywołało nagłe pomrukiwanie pod nosem. Zaciekawiony tym zjawiskiem dźwiękowym,
po chwili wytężywszy słuch, spróbowałem usłyszeć co każdy z nich mówi…
- Jestem Ogniem, który
bez przeszkód pali wszystko na swej drodze.
- Jestem Wiatrem, który
wprawia roślinność w ruch.
- Jestem Wodą, która
gasi pragnienie natury.
- Jestem Błyskawicą,
która prze…s…z…
Słów ostatniego z Upiornych nie usłyszałem, bo zagłuszył je
nasilający się szmer pozostałych żołnierzy. Słowa medyków, szczerze powiem
niebywale mnie zaskoczyły, bo nigdy wcześniej nie widziałem i nie słyszałem
podobnego rytuału pieczętowania. W czasie całego zabiegu, nie wiem skąd, ale w
pomieszczeniu zerwał się bardzo silny wiatr, choć okna są szczelnie pozamykane.
Na twarzy poczułem również dotyk gorąca i wilgoci, a moje włosy stanęły dęba,
gdyż przeszywają je malutkie wiązki elektryczności. Dopiero po chwili
zrozumiałem, że te doznania czterech żywiołów to emanują od każdego z Upiornych
medyków.
- Naruto wyczuwam tu
ogromne ilości chakry. Co się dzieje?!
Usłyszałem w głowie głos Kyuubiego lecz nie udzieliłem mu
odpowiedzi, gdyż to co po chwili zaobserwowałem, już całkowicie odjęło mi mowę.
Mianowicie, Upiorni w mgnieniu oka ucichli, a emanująca od nich energia nagle
ustała i wszystko pokryła głucha cisza. W całkowitym milczeniu obserwując ich
poczynania, zaraz jednak dostrzegłem, że oni niezaprzestani składania pieczęci.
Robiąc to kompletnie bezdźwięcznie, po chwili jeden z mężczyzn gwałtownie
rozprostował ramiona w stronę łóżka i otworzył dłonie z ich wewnętrzną stroną
skierowaną na Miyoko.
- Katon Ninpou, Nankanhoji!
Powiedział wyraźnie, tak jakby od tego zależało powodzenie
całej operacji. Zaraz, dokładnie tą samą czynność wykonali jego towarzysze.
- Fuuton Ninpou, Nankanhoji!
- Suiton Ninpou, Nankanhoji!
- Raiton Ninpou, Nankanhoji!
Po chwili w dłoniach każdego Upiornego medyka poczęła zbierać
się chakra innego koloru niż u pozostałych. Wygląda to tak, jakby oni
przygotowywali się do oddania ataku, trochę mnie to zaniepokoiło… lecz po
niespełna minucie, gdy zebrana chakra teraz powoli wiruje w koło ich dłoni, odetchnąłem
z ulgą. Na dosłownie chwilę zapanowała grobowa cisza, przez która jedynie
przedziera się przyśpieszony oddech zaniepokojonej Inaby. Dziewczynka patrząc
prosto na mnie, gdy ruchem głowy pokazałem jej aby o nic się nie martwiła, jej
przyśpieszony oddech momentalnie się wyrównał, co szczerze powiem kamień z
serca mi zrzuciło. Upiorni odczekawszy chwilę, z chakrą wciąż wirującą
swobodnie w koło ich dłoni, po chwili… nie wiem jakim cudem, ale wysłali
zebraną chakrę w powietrzu, w stronę blondynki. A gdy te skrzyżowały się tuż
nad Miyoko…
- Ninpou, Yottsushizen!!
…medycy krzyknęli dobitnie, a skrzyżowane chakry nagle
rozbłysły swym blaskiem, po czym stworzyły nad dziewczynką czterobarwną barierę,
mieniącą się nie znanymi mi znakami. Patrząc na ten niezwykły spektakl,
momentalnie począłem zastanawiać się jakby wyglądało naprawianie mojej
pieczęci.
„Coś niebywałego! Nigdy
bym nie przypuszczał, że ci goście posiadają tak daleko posunięte umiejętności.
Co więcej, coraz bardziej zaczynam wierzyć w powodzenie naszego kolejnego
zadania.” – Pomyślałem, kompletnie na moment zapominając gdzie jestem i
co robię.
- Czyli?? –
Nieoczekiwanie usłyszałem kolejne pytanie wypowiedziane przez to samo
stworzenie.
„Kyuubi… oczywiście mówię
tu o naprawie pieczęci zamykającej twoją potęgę w moim ciele. Czyżbyś już o
tych planach całkowicie zapomniał?”
- Nie. Doskonale
wszystko pamiętam, po prostu upewniam się co do twoich zamiarów.
„Upewniasz się?! Ale po co??” –
Odparłem w myślach, po czym między nami zapanowała bardzo długa pauza
przepełniona głuchym oddźwiękiem. Nie za bardzo rozumiejąc słów demona, już
chciałem zadać kolejne pytanie, gdy moją uwagę nagle zwróciło pojawienie się
niebieskiego płomienia, jaki zaczął wydobywać się z pod bandaży Inaby. Błękitne
języki powoli zaczęły unosić się ku górze, a gdy napotkały na swej drodze
stworzoną przez Upiornych barierę, momentalnie poczęły się cofać, by zaraz z pełnym
impetem rozbić się o barierę. Medykiem, władającym elementem wiatru, w mgnieniu
oka potężnie zakołysało, lecz mężczyzna się nie przewrócił. Gdy niebieski
płomień ponowił swój atak, tym razem targnęło żołnierzem od elementu błyskawicy
i wody jednocześnie. Za trzecim razem, dosłownie powaliło na podłogę Upiornego
władającego elementem ognia. Mężczyzna podniósłszy się zaraz z
charakterystycznym warknięciem niezadowolenia i bólu, na powrót przybrał
wcześniejszą pozę i zwiększył przepływ chakry przez dłonie. To samo po chwili
uczynili jego towarzysze, a czterobarwna bariera nagle rozbłysła
blado-czerwonym światłem.
Przyglądając się Miyoko uważnie, po chwili zauważyłem że jej
wzrok utkwił w jakimś martwym punkcie na suficie, a ona sama tak jakby całkowicie
poddała się wykonywanemu zabiegowi. Nie mając żadnej kontroli nad niespotykana
mocą, wydobywającą się z jej drobnego ciała, dziewczynka praktycznie jest
bezbronna na jej działanie zewnętrzne.
Wijące się niebieskie języki tajemniczego ognia, wciąż
uderzając w ścianki bariery, po chwili przytłoczone przez zwiększoną dawkę
chakry, nagle się uspokoiły i zmniejszyły. Zaraz całkowicie zniknęły, tak jakby
wchłonięte przez ciało Inaby. Patrząc na Upiornych medyków, po chwili nagle
usłyszałem niewyraźny szmer dochodzący zza drzwi przy których stoję.
„Chyba ktoś próbuje się tu
dostać?!”
Pomyślałem nieco zaniepokojony przerwaniem tak dalece
posuniętego pieczętowania. Chcąc sprawdzić co się tam dzieje, zaraz ruszyłem
się z miejsca i momentalnie poczułem mrowienie w całym ciele. Uświadomiwszy
sobie po chwili, że ostatnie kilka godzin spędziłem w jednej pozycji, teraz
odbija się to wszystko na moim zdrowi w dość bolesny sposób. Złapawszy za
klamkę drzwi, jeszcze tylko rzuciłem krótkie spojrzenie na medyków, po czym
delikatnie i powoli odsunąłem drzwi. Wyślizgnąwszy się na zewnątrz prawie bez
głośnie, zaraz domknąłem drzwi i w tym momencie usłyszałem pytanie za plecami.
- Naruto?!
To głos mojej oblubienicy o różowych, aksamitnych włosach.
Odwróciwszy się przodem do dziewczyny, momentalnie dostrzegłem jej poważny, jak
i nieco zaniepokojony wyraz twarzy.
- Sakura-chan, zaraz wszystko ci wyjaśnię.
- No wreszcie! – Parsknęła zielonooka.
- Nie rozumiem?
Spytałem udając, że nie wiem o co biega. Patrząc Haruno prosto
w oczy, ta po chwili słodko się do mnie uśmiechnęła. Naturalnie odwzajemniwszy
jej gest, zaraz bez słowa wyjaśnienia chwyciłem ją za rękę i odciągnąłem wgłąb
korytarza… tak aby nasza rozmowa nie zakłóciła pieczętowania.
- A więc?? – Spytała gdy tylko zatrzymaliśmy się pod oknem.
Patrząc przez chwilę na nią, zaraz zwróciłem wzrok w stronę widoku za oknem się
rozpościerającego. Zobaczywszy że niebo już nieco poszarzało, momentalnie
zrozumiałem że powoli zaczyna się już ściemniać.
- Sakura-chan, wiesz kto leży w tamtym pomieszczeniu? – Spojrzałem
na nią, a potem wskazałem drzwi przy których stoją Upiorni samurajowie.
- Oczywiście. Miyoko Inaba. Przez ostatnią noc sama się nią
zajmowałam. – Dziewczyna nie odrywając ode mnie swoich pięknych oczu, zaraz
zamrugała kilka krotnie, po czym jej usta wykrzywiły się w grymasie
podejrzliwości. – Czekaj, czekaj… czy ty próbujesz mi powiedzieć, że Miyoko…
- Nie.
Zielonooka usłyszawszy moje zaprzeczenie, momentalnie
odetchnęła z ulgą.
- A więc co?
- Miyoko przechodzi zabieg pieczętowania jej mocy w jej ciele.
Walnąłem prosto z mostu.
- CO?! TY CHYBA NIE MÓWISZ POWAŻNIE?!
Dziewczyna krzyknęła całkowicie zaskoczona, a gdy zrozumiała
że ja nie żartuję, po chwili się uspokoiła. Spojrzenia wszystkich lekarzy jak i
pacjentów kręcących się po korytarzu, momentalnie spoczął na naszej dwójce. Nie
przejmując się nimi, po chwili złapałem dziewczyną w tali i mocno przytuliłem
do siebie, a różowo włosa w ogóle nie protestując… szybko odwzajemniła mój
uścisk.
- Ale nic jej nie
będzie??
Szepnęła, tuląc policzek do mojego ramienia.
- Nie. – Westchnąłem. – Przynajmniej mam nadzieję, że nie.
NEXT
COMING SOON…
~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story
by Wielki
„Naruto”
and its characters belong to Masashi Kishimoto
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Gaara już się obudził, ale mam nadzieję że nie dopuści myśli że to naprawdę dokonała Konoha, jeszcze pojawiają się przebierańcy to może być bardzo kiepsko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia