<<<
Odcinek ukazał się 25 września 2010 roku >>>
Blondyn zerknął niezauważalnie na
trzęsących się z zimna geninów, siedzących w rogu jaskini. Konohamaru od
czterdziestu minut usilnie próbował rozpalić kompletnie mokre drewno, lecz mu
to nie wychodziło. Udon i Moegi, z początku gorliwie go dopingowali, ale zaraz
potem się znudzili i tylko jeszcze bardziej się ścisnęli, by ogrzewać się
wzajemnie. Sakura tym czasem siedziała pod przeciwległą ścianą wykutego w
zboczu wielkiej góry schronienia. Przyciskała kolana do piersi, ale i tak co
chwila miała drgawki. Z zimna. W końcu, całe jej ubranie było namoknięte niczym
gąbka.
Naruto westchnął przeciągle, pokręcił głową
z dezaprobatą, po czym zamknął oczy przybierając na zewnątrz postawę do
medytacji. Chłopak skumulował odrobinę chakry Kyuubi’ego sprawiając, że w jaskini
nagle zrobiło się strasznie duszno. Powietrze uległo nasyceniu go cząsteczkami
ciepła, jakie zostały uwolnione przez blondyna. Ubrania wszystkich momentalnie
wyschły, a pochylającemu się nad stertą mokrego drewna, Konohamaru, ognisko
niespodziewanie buchnęła w twarz. Wystraszony brunet, w odruchu bezwarunkowym z
przypalonymi rzęsami, brwiami i osmoloną twarzą odskoczył do tyłu, przylepiając
się plecami do ściany jaskini. Wnuczek Sandaime szeroko otwartymi oczami
wpatrywał się w płonące drewno. Podobnie jak Udon i Moegi z Sakurą na czele. Kiedy
do ich głów dotarło, co się stało i, że im ubrania wyschły, momentalnie
spojrzeli w stronę Jounina. Uzumaki wciąż utrzymując zamknięte oczy zdawał się
spać, lecz w rzeczywistości prowadził rozmowę z Dziewięcioogoniastym:
- Dlaczego
to zrobiłeś? – Zainteresował się lis. – Było trzeba pozwolić im się po przeziębiać.
- Nie,
Kyuu. Mogę być oschły, zimny i pozbawiony uczuć, lecz nie mogę pozwolić, aby
przeze mnie któreś straciło siły do odparcia ewentualnego ataku na swoje życie.
Mimo wszystko. – Naruto odparł beznamiętnym tonem.
- Rozumiem.
A więc, pomimo utraty do nich zaufania, wciąż pozostajesz człowiekiem?
- Tak
i nie. Nazwij to jak chcesz.
Po udzieleniu wyczerpującej odpowiedzi,
zerwał kontakt z demonem i szybko wrócił umysłem do otaczającej go
rzeczywistości. Podniósłszy powieki kątem oka dostrzegł przyglądających mu się geninów
i pannę Haruno. Różowowłosa po chwili otworzyła usta, by zapewne coś powiedzieć,
lecz blondyn jej na to nie pozwolił, samemu się odzywając:
- Wybaczcie, że nie pozwoliłem się wam
rozchorować. Gdyby do tego doszło, tylko byście mi zawadzali.
Od całej postaci biło mrożącym krew lodem.
W ostatnim słowie, jakie chłopak wypowiedział, Sakura wyczuła zawartą wrogość
i/lub ostrzeżenie. Nie bardzo go rozumiała, ale jedno wiedziała. Kiedy wrócą, jego
zachowanie nikomu się nie spodoba. W głębi duszy czuła, że jego relacje między
starymi przyjaciółmi znowu ulegną pogorszeniu.
*
* *
Nad świtem deszcz przestał padać, a niebo
rozpromieniły złociste smugi światła wschodzącego słońca. Pierwszym, co
Konohamaru zobaczy po przebudzeniu, był jego tymczasowy sensei siedzący, tak
jak cały wieczór i zapewne noc. Po turecku z kamiennym wyrazem twarzy.
Zmarszczone brwi świadczyły, iż jounin nad czymś się zastanawiał. Kiedy chwilę
potem otworzył oczy i spojrzał na bruneta, nawet się nie uśmiechnął. Na
zewnątrz, wciąż był sztywny i… zimny.
- Skoro już się obudziłeś, wyjdźmy z
jaskini.
- Po co?
- Choć za mną, to się dowiesz.
Naruto odparł tajemniczo, wstał i wyszedł.
Konohamaru po chwili również wstał i jakby z lekką obawą i ociąganiem się,
poszedł za blondynem. W głowie miał kompletny zamiąch. Nie wiedział, choć się
tego domyślał, dlaczego Uzumaki po jego opowieści o Sasuke stał się… zły. Mimo
ogarniającego go leku i powątpiewania, wyjrzał na światło dzienne. Blondyn stał
w lekkim rozkroku kilkadziesiąt metrów od wejścia do jaskini. Ramiona
skrzyżowane miał na piersi. Młody Sarutobi rozejrzał się uważniej dookoła, po
czym wyszedł naprzeciw swojego idola, a kiedy znalazł się kilka metrów od
niego, ponownie się zatrzymał.
Naruto widział w jego spojrzeniu
zainteresowanie zakropione lekkim strachem. Jakby obawą o własne życie.
Uśmiechnął się kpiąco i zabrał głos:
- Pewnie zastanawiasz się, czemu kazałem Ci
wyjść na zewnątrz. Otóż, zostając twoim i twoich przyjaciół sensei, nie
wiedziałem i nadal nie wiem na jakim poziomie są wasze umiejętności bojowe.
Zakładam, że podstawy takie jak właściwa kontrola chakry, chodzenie po drzewach
i stanie na głębokiej wodzie już dawno są wam znane, lecz co jeszcze? Cóż, tego
dowiem się w praktyce.
Osiemnastolatek odnotował z zadowoleniem, iż Konohamaru powoli zaczął rozumieć o co biega, po czym niespodziewanie wyciągnął kunai i rzucił nim w bruneta. Ten, tak jak tego Naruto się po nim spodziewał zobaczyć, szybko zrobił unik, by następnie samemu chwycić za kunai. Nie wiele myśląc zaatakował od razu. Jednak cała seria pchnięć czy kopniaków na niewiele się zdała. Blondyn bez większych problemów odparowywał każdy jego atak. Odskoczył od przeciwnika na bezpieczną odległość i stworzył trzy klony. Naruto tylko lekko uśmiechnął się widząc zagranie Sarutobiego, po czym ruszył w jego stronę. Jednak szybko się zaraz zatrzymał, gdyż jeden z klonów brązowowłosego rzucił kilka bomb dymnych, tym samym ograniczając widoczność na całym polu walki do minimum.
- Co ty kombinujesz,
Konohamaru? – Zadał sobie pytanie, na które szybko przyszła odpowiedz.
Genin pojawił się tuż za nim i wymierzy mu kopniaka w plecy. Błękitnooki w
ostatniej chwili uniknął ciosu i rzucił shurikena
w przeciwnika. Gdy gwiazdka trafiła chłopaka ten zamienił się w kłąb dymu. Po
tym ataku zapadła cisza. Naruto rozglądał się dookoła próbując zobaczyć
cokolwiek w tym dymie, ale nic nie widział. Jak na złość poranek był bez wietrzny,
czego skutkiem był długo utrzymujący sie kłąb. Nie mogąc nic zobaczyć, wytężył
słuch. Świst z prawej strony go otrzeźwił. To był kunai wymierzony prosto w jego głowę. Bez problemu złapał go w
locie, a potem odparował cios nadchodzący zza pleców. Chłopak w szaliku
ponownie zaatakował go serią cięć, które zgrabnie zostały zablokowane.
Tym czasem, na jednym z drzew siedział prawdziwy Konohamaru z innym klonem u boku. Przez cały czas obaj przyglądali się walce swojego sensei i wyczekiwali odpowiedniego momentu by wyprowadzić atak kończący potyczkę. Kiedy taka możliwość się nadarzyła, stworzyli Rasengana i bezgłośnie pomknęli w stronę Uzumakiego.
*
* *
Pannę Haruno z błogiego,
renegującego organizm snu wyrwał bliżej nieokreślony krzyk, po którym nastąpił huk
z towarzyszącym mu wstrząsem ziemi. Przetarłszy nieco zaspane oczy, dziewczyna
po chwili wygramoliła się z jaskini. Ostre promienie słońca od razu dały się
jej we znaki, oślepiając na krótki okres swym blaskiem. Gdy wzrok po chwili
przyzwyczaił się do powodującego łzy blasku, zielonooka poczuła ciężki podmuch
na twarzy. Tuman gryzącego pyłu wdał się jej do gardła, co spowodowało obfity
atak kaszlu. Liczne próby uspokojenia oddech po piętnastu minutach przyniosły
oczekiwany rezultat i dziewczyna wreszcie mogła w spokoju się rozejrzeć. Przed
jej oczami rozpościerał się olbrzymich rozmiarów krater, w którego centralnej
części stał dyszący brunet.
- Jakim cudem spudłowałem?? – Konohamaru bił się z myślami patrząc
tępo w ziemie. Łagodny wiatr muskał jego zwichrzoną czuprynę i podrywał do lotu
końcówkę jego długiego szalika. Pięć minut później chłopaka oświeciło. – Naruto-sensei przez cały czas naszej walki
był klonem! Chikushou! Kretyn ze mnie, że tego wcześniej nie wyczułem. Tylko…
kiedy on zamienił się miejscami ze swoim sobowtórem??
Wnuczek Trzeciego Hokage
wyprostował plecy przenosząc wzrok na błękitne niebo. Jego oddech, choć był
nieco przyspieszony, miał regularny rytm. Promienie słońca wpływały kojąco na zmęczenie,
które z czasem zaczęło się zmniejszać, aż w końcu całkowicie zniknęło.
- Oi, Konohamaru!
Genin usłyszał krzyk
dobiegający zza jego pleców. Odwróciwszy się, dostrzegł pannę Haruno stojącą na
krawędzi dołu w którym się znajdował. Machała do niego z serdecznym uśmiechem
na ustach. Sarutobi zaraz jej odmachał, po czym zaczął wspinać się po stromej
ścianie, a gdy znalazł się koło różowowłosej medyczki, do głowy przyszła mu
odpowiedź na postawione sobie pytanie:
- Naruto-sensei musiał stworzyć klona tuż przed naszą walką. Tak, to jedyne
logiczne wytłumaczenie. – Spojrzał na Sakurę i odwzajemnił uśmiech. – Ciekawe czy ktoś jej już powiedział, że…
- Konohamaru, co robiłeś
tam w dole?
- Walczyłem z Sensei w
ramach treningu sprawdzającego moje umiejętności. – Chłopak odparł nieco
smutnym tonem, co nie umknęło uwadze zielonookiej. Pierwszą myślą jaka przyszła
jej do głowy, było podejrzenie, że stało się coś niedobrego, lecz gdy otwarła
usta by zadać pytanie, stojący przed nią Genin w tym momencie kontynuował swoją
odpowiedź. – Z początku wszystko szło gładko, ale kiedy chciałem ostatecznie
zakończyć naszą potyczkę, coś chyba poszło nie tak.
- Co masz na myśli??
- Jestem pewien, że
trafiłem Naruto-sensei Rasenganem prosto w klatkę piersiową, lecz tam w dole
nikogo pokiereszowanego nie ma. – Szalikowiec wskazał na krater. – Wniosek z
tego taki, że przez cały czas walczyłem z klonem, ponieważ w czasie walki nie
było czasu na stworzenie swojego sobowtóra.
- Bardzo dobra dedukcja,
Konohamaru, choć nie zgodziłbym się z Tobą w pełni.
Z pobliskich zarośli nagle
wyłonił się ten prawdziwy, Naruto. Jego twarz wciąż wyrażała totalny brak uczuć.
Była zimna niczym najzimniejsze zakamarki rzeźniczej chłodni. Spojrzenie
blondyna, choć zachowywało swój naturalny kolor błękitnych tęczówek, nadal było
puste. Pannie Haruno po plecach przeszedł nieprzyjemny, tworzący gęsią skórkę,
dreszcz. Dziewczyna skrzywiła się nikle, w głębi ducha tęskniąc za tym pełnym
życia Uzumakim. Shinobi jaki naprzeciw niej stał, nie był tym, który przed laty
skradł jej serce. Ten uosabiał jego koszmarne wyobrażenie, jakie kunoichi
nawiedzało w najczarniejszych snach.
- Dlaczego? – Rozmowę
kontynuował młody Sarutobi.
- Ponieważ zamiany
miejsca z klonem zrobiłem chwilę przed twoim ostatnim atakiem. – Widząc
niedowierzanie w oczach tymczasowego ucznia, Uzumaki zaśmiał się drwiąco w
głębi własnej duszy, na zewnątrz cały czas zachowując maskę obojętności. –
Uprzedzając pytanie, jakie zapewne chciałbyś mnie teraz zadać, powiem wprost…
Konohamaru, jeszcze jesteś za mało wyszkolony by prawidłowo rozpoznawać tego
typu zagrywki. Choć muszę przyznać, że stylem i poziomem walki przewyższasz już
nie jednego Genina, czy może nawet dorównujesz Chuninowi.
- Naprawdę?? – Brunet
zawołał z radosnym krzykiem.
- Na chwilę obecną, takie
jest moje zdanie.
- SUGOI!! Arigatō, Sesnei!
Zażenowanie nieprzyjazną
postawą Naruto w szybkim tempie uległo zamianie miejscami z euforią i
całkowitym zadowoleniem z usłyszanego werdyktu. W niebo wzięty Konohamaru w
podskokach wrócił do jaskini pochwalić się swoim przyjaciołom z teamu, którzy
dopiero teraz zaczęli przejawiać przebudzenie i trzeźwość umysłu.
- No proszę… Ten szczeniak jednak coś potrafi. A już myślałem, że przydzielono
nam debila pod opiekę. – Wredna uwaga Dziewięcioogoniastego nie
specjalnie spodobała się Naruto, co, nie czekając na więcej, momentalnie
skomentował:
- Nie pozwalaj sobie, Kyuu… Konohamaru wciąż jest moim przyjacielem, więc
byłbym wdzięczny, gdybyś tego typu wypowiedzi zachował dla siebie. Raz Ci już
powiedziałem. Na zewnątrz mogę być draniem bez uczuć i bez przeszkód się z tym
obnosić, ale wewnątrz nie mogę pozwolić, by taki demoniczny pomiot jak Ty
kogokolwiek obrażał!
- To był cios poniżej pasa, młody. – Lisowi głos się załamał,
a pozytywne nastawienie do nawiązania rozmowy ze swoim nosicielem, odeszło w zapomnienie.
– Ja Cię nie obrażam.
Naruto odetchnął głęboko
tym samym uspokajając wzburzone nerwy.
- Wybacz, Kyuubi, ale dopóki ze mną współżyjesz, to wymagam abyś uważniej
dobierał frazeologizmy określające charakter bliskich mnie osób. Może Ci się to
nie podobać, ale chciałbym abyś w końcu pojął, że obrażanie moich znajomych,
dawno temu zarezerwowane zostało TYLKO dla mnie. – Ton głosu blondyna był
bardzo poważny. – Gdybym chciał, aby
czające się we mnie zło, do końca mną zawładnęło, to nic bym Ci nie mówił. Nie
bawiłbym się w cenzora twych wypowiedzi. Tylko bym cię w nich poparł, a tak…
raczej nie masz wielkiego wyboru i musisz pogodzić się z moimi postanowieniami.
- Dobra. Jak tam sobie chcesz.
Dziewięcioogoniasty
ponownie zamilkł schodząc do najczarniejszych zakamarków swego wiezienia.
Uzumaki tym czasem z triumfalnym uśmieszkiem… umysłem powrócił do otaczającej
go rzeczywistości, gdzie od razu napotkał zdziwione spojrzenie soczyście
zielonych tęczówek bacznie się mu przyglądających. Chłopak natychmiast
zrozumiał, o co chodzi i jego twarz na powrót przybrała obojętno-zimny wyraz.
Patrzyli sobie prosto w oczy dosłownie kilka minut, lecz to wystarczyło, by Haruno
mina zrzedła. Przeczuwając, że blondyn zapewne nie będzie chciał odpowiedzieć
jej na pytanie, które w tym momencie miała mu zadać, odwróciła się do niego
tyłem i zaczęła iść w stronę jaskini. Zrobiwszy zaledwie trzy kroki, usłyszała
za plecami jego suchy głos:
- Czego jeszcze mnie nie
powiedziałaś? – Kunoichi stanęła w miejscu oddalonym kilkanaście metrów od
Uzumakiego. Nie odwróciła się. Nie odpowiedziała. Jedynie, lekko głowę
spuściła. Niemal niezauważalnie. – Teraz już mnie nie oszukasz. Wiem, że
jeszcze jest coś, o czym mnie nie powiedziałaś, a co zapewne powinienem
wiedzieć. Dostrzegłem tą tajemnicę w twoich oczach, Sakura. Więc? Dowiem się
tego od ciebie, czy może mam na własną rękę poszukać odpowiedzi?
Dziewczynę niezwykle zdziwiło,
ale i mocno uderzyło, że po raz pierwszy od wielu lat pominął przy jej imieniu
przyrostek „-chan”. To było tak zaskakujące, że dosłownie na sekundę
zapomniała, o co Naruto właściwie ją zapytał. Kiedy się otrząsnęła i wszystko
sobie przypomniała, po chwili odważyła się, by mu znowu spojrzeć w oczy.
Odwróciła się, lecz jego już tam nie było. Rozejrzała się. Błękitnooki z nieco
przygarbionymi plecami, z rękoma w kieszeniach dochodził do wylotu z jaskini,
gdzie znajdowała się reszta jego drużyny. Gdy się zatrzymał i lekko odwrócił głowę
w jej stronę, niewiadomo już który raz, przeszły ją ciarki po plecach. To jego pozbawione
wyrazu spojrzenie najbardziej ją przytłaczało.
Tego dnia Sakura już nie
odpowiedziała na postawione pytanie. Chciała to zrobić, ale… chyba bała się
jego reakcji. W czasie skoków po gałęziach drzew, normalnym tempem kierując się
w stronę wioski Ukrytego Liścia, trzymała się nieco z tyłu przez cały czas
patrząc na plecy skaczącego przed nią blondyna. Miała okropne wrażenie,
świadomość, iż swoim samolubnym zachowaniem względem Sasuke Uchiha, w jednej
chwili w Naruto zabiła coś, na czym najbardziej jej zależało.
NEXT COMING SOON…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi
Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz