środa, 21 lutego 2018

175. Sprawdzian


<<< Odcinek ukazał się 25 września 2010 roku >>>



Blondyn zerknął niezauważalnie na trzęsących się z zimna geninów, siedzących w rogu jaskini. Konohamaru od czterdziestu minut usilnie próbował rozpalić kompletnie mokre drewno, lecz mu to nie wychodziło. Udon i Moegi, z początku gorliwie go dopingowali, ale zaraz potem się znudzili i tylko jeszcze bardziej się ścisnęli, by ogrzewać się wzajemnie. Sakura tym czasem siedziała pod przeciwległą ścianą wykutego w zboczu wielkiej góry schronienia. Przyciskała kolana do piersi, ale i tak co chwila miała drgawki. Z zimna. W końcu, całe jej ubranie było namoknięte niczym gąbka.
Naruto westchnął przeciągle, pokręcił głową z dezaprobatą, po czym zamknął oczy przybierając na zewnątrz postawę do medytacji. Chłopak skumulował odrobinę chakry Kyuubi’ego sprawiając, że w jaskini nagle zrobiło się strasznie duszno. Powietrze uległo nasyceniu go cząsteczkami ciepła, jakie zostały uwolnione przez blondyna. Ubrania wszystkich momentalnie wyschły, a pochylającemu się nad stertą mokrego drewna, Konohamaru, ognisko niespodziewanie buchnęła w twarz. Wystraszony brunet, w odruchu bezwarunkowym z przypalonymi rzęsami, brwiami i osmoloną twarzą odskoczył do tyłu, przylepiając się plecami do ściany jaskini. Wnuczek Sandaime szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w płonące drewno. Podobnie jak Udon i Moegi z Sakurą na czele. Kiedy do ich głów dotarło, co się stało i, że im ubrania wyschły, momentalnie spojrzeli w stronę Jounina. Uzumaki wciąż utrzymując zamknięte oczy zdawał się spać, lecz w rzeczywistości prowadził rozmowę z Dziewięcioogoniastym:
- Dlaczego to zrobiłeś? – Zainteresował się lis. – Było trzeba pozwolić im się po przeziębiać.
- Nie, Kyuu. Mogę być oschły, zimny i pozbawiony uczuć, lecz nie mogę pozwolić, aby przeze mnie któreś straciło siły do odparcia ewentualnego ataku na swoje życie. Mimo wszystko. – Naruto odparł beznamiętnym tonem.
- Rozumiem. A więc, pomimo utraty do nich zaufania, wciąż pozostajesz człowiekiem?
- Tak i nie. Nazwij to jak chcesz.
Po udzieleniu wyczerpującej odpowiedzi, zerwał kontakt z demonem i szybko wrócił umysłem do otaczającej go rzeczywistości. Podniósłszy powieki kątem oka dostrzegł przyglądających mu się geninów i pannę Haruno. Różowowłosa po chwili otworzyła usta, by zapewne coś powiedzieć, lecz blondyn jej na to nie pozwolił, samemu się odzywając:
- Wybaczcie, że nie pozwoliłem się wam rozchorować. Gdyby do tego doszło, tylko byście mi zawadzali.
Od całej postaci biło mrożącym krew lodem. W ostatnim słowie, jakie chłopak wypowiedział, Sakura wyczuła zawartą wrogość i/lub ostrzeżenie. Nie bardzo go rozumiała, ale jedno wiedziała. Kiedy wrócą, jego zachowanie nikomu się nie spodoba. W głębi duszy czuła, że jego relacje między starymi przyjaciółmi znowu ulegną pogorszeniu.
* * *
Nad świtem deszcz przestał padać, a niebo rozpromieniły złociste smugi światła wschodzącego słońca. Pierwszym, co Konohamaru zobaczy po przebudzeniu, był jego tymczasowy sensei siedzący, tak jak cały wieczór i zapewne noc. Po turecku z kamiennym wyrazem twarzy. Zmarszczone brwi świadczyły, iż jounin nad czymś się zastanawiał. Kiedy chwilę potem otworzył oczy i spojrzał na bruneta, nawet się nie uśmiechnął. Na zewnątrz, wciąż był sztywny i… zimny.
- Skoro już się obudziłeś, wyjdźmy z jaskini.
- Po co?
- Choć za mną, to się dowiesz.
Naruto odparł tajemniczo, wstał i wyszedł. Konohamaru po chwili również wstał i jakby z lekką obawą i ociąganiem się, poszedł za blondynem. W głowie miał kompletny zamiąch. Nie wiedział, choć się tego domyślał, dlaczego Uzumaki po jego opowieści o Sasuke stał się… zły. Mimo ogarniającego go leku i powątpiewania, wyjrzał na światło dzienne. Blondyn stał w lekkim rozkroku kilkadziesiąt metrów od wejścia do jaskini. Ramiona skrzyżowane miał na piersi. Młody Sarutobi rozejrzał się uważniej dookoła, po czym wyszedł naprzeciw swojego idola, a kiedy znalazł się kilka metrów od niego, ponownie się zatrzymał.
Naruto widział w jego spojrzeniu zainteresowanie zakropione lekkim strachem. Jakby obawą o własne życie. Uśmiechnął się kpiąco i zabrał głos:
- Pewnie zastanawiasz się, czemu kazałem Ci wyjść na zewnątrz. Otóż, zostając twoim i twoich przyjaciół sensei, nie wiedziałem i nadal nie wiem na jakim poziomie są wasze umiejętności bojowe. Zakładam, że podstawy takie jak właściwa kontrola chakry, chodzenie po drzewach i stanie na głębokiej wodzie już dawno są wam znane, lecz co jeszcze? Cóż, tego dowiem się w praktyce.
Osiemnastolatek odnotował z zadowoleniem, iż Konohamaru powoli zaczął rozumieć o co biega, po czym niespodziewanie wyciągnął kunai i rzucił nim w bruneta. Ten, tak jak tego Naruto się po nim spodziewał zobaczyć, szybko zrobił unik, by następnie samemu chwycić za kunai. Nie wiele myśląc zaatakował od razu. Jednak cała seria pchnięć czy kopniaków na niewiele się zdała. Blondyn bez większych problemów odparowywał każdy jego atak. Odskoczył od przeciwnika na bezpieczną odległość i stworzył trzy klony. Naruto tylko lekko uśmiechnął się widząc zagranie Sarutobiego, po czym ruszył w jego stronę. Jednak szybko się zaraz zatrzymał, gdyż jeden z klonów brązowowłosego rzucił kilka bomb dymnych, tym samym ograniczając widoczność na całym polu walki do minimum.
- Co ty kombinujesz, Konohamaru? – Zadał sobie pytanie, na które szybko przyszła odpowiedz. Genin pojawił się tuż za nim i wymierzy mu kopniaka w plecy. Błękitnooki w ostatniej chwili uniknął ciosu i rzucił shurikena w przeciwnika. Gdy gwiazdka trafiła chłopaka ten zamienił się w kłąb dymu. Po tym ataku zapadła cisza. Naruto rozglądał się dookoła próbując zobaczyć cokolwiek w tym dymie, ale nic nie widział. Jak na złość poranek był bez wietrzny, czego skutkiem był długo utrzymujący sie kłąb. Nie mogąc nic zobaczyć, wytężył słuch. Świst z prawej strony go otrzeźwił. To był kunai wymierzony prosto w jego głowę. Bez problemu złapał go w locie, a potem odparował cios nadchodzący zza pleców. Chłopak w szaliku ponownie zaatakował go serią cięć, które zgrabnie zostały zablokowane.
Tym czasem, na jednym z drzew siedział prawdziwy Konohamaru z innym klonem u boku. Przez cały czas obaj przyglądali się walce swojego sensei i wyczekiwali odpowiedniego momentu by wyprowadzić atak kończący potyczkę. Kiedy taka możliwość się nadarzyła, stworzyli Rasengana i bezgłośnie pomknęli w stronę Uzumakiego.
* * *
Pannę Haruno z błogiego, renegującego organizm snu wyrwał bliżej nieokreślony krzyk, po którym nastąpił huk z towarzyszącym mu wstrząsem ziemi. Przetarłszy nieco zaspane oczy, dziewczyna po chwili wygramoliła się z jaskini. Ostre promienie słońca od razu dały się jej we znaki, oślepiając na krótki okres swym blaskiem. Gdy wzrok po chwili przyzwyczaił się do powodującego łzy blasku, zielonooka poczuła ciężki podmuch na twarzy. Tuman gryzącego pyłu wdał się jej do gardła, co spowodowało obfity atak kaszlu. Liczne próby uspokojenia oddech po piętnastu minutach przyniosły oczekiwany rezultat i dziewczyna wreszcie mogła w spokoju się rozejrzeć. Przed jej oczami rozpościerał się olbrzymich rozmiarów krater, w którego centralnej części stał dyszący brunet.
- Jakim cudem spudłowałem?? – Konohamaru bił się z myślami patrząc tępo w ziemie. Łagodny wiatr muskał jego zwichrzoną czuprynę i podrywał do lotu końcówkę jego długiego szalika. Pięć minut później chłopaka oświeciło. – Naruto-sensei przez cały czas naszej walki był klonem! Chikushou! Kretyn ze mnie, że tego wcześniej nie wyczułem. Tylko… kiedy on zamienił się miejscami ze swoim sobowtórem??
Wnuczek Trzeciego Hokage wyprostował plecy przenosząc wzrok na błękitne niebo. Jego oddech, choć był nieco przyspieszony, miał regularny rytm. Promienie słońca wpływały kojąco na zmęczenie, które z czasem zaczęło się zmniejszać, aż w końcu całkowicie zniknęło.
- Oi, Konohamaru!
Genin usłyszał krzyk dobiegający zza jego pleców. Odwróciwszy się, dostrzegł pannę Haruno stojącą na krawędzi dołu w którym się znajdował. Machała do niego z serdecznym uśmiechem na ustach. Sarutobi zaraz jej odmachał, po czym zaczął wspinać się po stromej ścianie, a gdy znalazł się koło różowowłosej medyczki, do głowy przyszła mu odpowiedź na postawione sobie pytanie:
- Naruto-sensei musiał stworzyć klona tuż przed naszą walką. Tak, to jedyne logiczne wytłumaczenie. – Spojrzał na Sakurę i odwzajemnił uśmiech. – Ciekawe czy ktoś jej już powiedział, że…
- Konohamaru, co robiłeś tam w dole?
- Walczyłem z Sensei w ramach treningu sprawdzającego moje umiejętności. – Chłopak odparł nieco smutnym tonem, co nie umknęło uwadze zielonookiej. Pierwszą myślą jaka przyszła jej do głowy, było podejrzenie, że stało się coś niedobrego, lecz gdy otwarła usta by zadać pytanie, stojący przed nią Genin w tym momencie kontynuował swoją odpowiedź. – Z początku wszystko szło gładko, ale kiedy chciałem ostatecznie zakończyć naszą potyczkę, coś chyba poszło nie tak.
- Co masz na myśli??
- Jestem pewien, że trafiłem Naruto-sensei Rasenganem prosto w klatkę piersiową, lecz tam w dole nikogo pokiereszowanego nie ma. – Szalikowiec wskazał na krater. – Wniosek z tego taki, że przez cały czas walczyłem z klonem, ponieważ w czasie walki nie było czasu na stworzenie swojego sobowtóra.
- Bardzo dobra dedukcja, Konohamaru, choć nie zgodziłbym się z Tobą w pełni.
Z pobliskich zarośli nagle wyłonił się ten prawdziwy, Naruto. Jego twarz wciąż wyrażała totalny brak uczuć. Była zimna niczym najzimniejsze zakamarki rzeźniczej chłodni. Spojrzenie blondyna, choć zachowywało swój naturalny kolor błękitnych tęczówek, nadal było puste. Pannie Haruno po plecach przeszedł nieprzyjemny, tworzący gęsią skórkę, dreszcz. Dziewczyna skrzywiła się nikle, w głębi ducha tęskniąc za tym pełnym życia Uzumakim. Shinobi jaki naprzeciw niej stał, nie był tym, który przed laty skradł jej serce. Ten uosabiał jego koszmarne wyobrażenie, jakie kunoichi nawiedzało w najczarniejszych snach.
- Dlaczego? – Rozmowę kontynuował młody Sarutobi.
- Ponieważ zamiany miejsca z klonem zrobiłem chwilę przed twoim ostatnim atakiem. – Widząc niedowierzanie w oczach tymczasowego ucznia, Uzumaki zaśmiał się drwiąco w głębi własnej duszy, na zewnątrz cały czas zachowując maskę obojętności. – Uprzedzając pytanie, jakie zapewne chciałbyś mnie teraz zadać, powiem wprost… Konohamaru, jeszcze jesteś za mało wyszkolony by prawidłowo rozpoznawać tego typu zagrywki. Choć muszę przyznać, że stylem i poziomem walki przewyższasz już nie jednego Genina, czy może nawet dorównujesz Chuninowi.
- Naprawdę?? – Brunet zawołał z radosnym krzykiem.
- Na chwilę obecną, takie jest moje zdanie.
- SUGOI!! Arigatō, Sesnei!
Zażenowanie nieprzyjazną postawą Naruto w szybkim tempie uległo zamianie miejscami z euforią i całkowitym zadowoleniem z usłyszanego werdyktu. W niebo wzięty Konohamaru w podskokach wrócił do jaskini pochwalić się swoim przyjaciołom z teamu, którzy dopiero teraz zaczęli przejawiać przebudzenie i trzeźwość umysłu.
- No proszę… Ten szczeniak jednak coś potrafi. A już myślałem, że przydzielono nam debila pod opiekę. – Wredna uwaga Dziewięcioogoniastego nie specjalnie spodobała się Naruto, co, nie czekając na więcej, momentalnie skomentował:
- Nie pozwalaj sobie, Kyuu… Konohamaru wciąż jest moim przyjacielem, więc byłbym wdzięczny, gdybyś tego typu wypowiedzi zachował dla siebie. Raz Ci już powiedziałem. Na zewnątrz mogę być draniem bez uczuć i bez przeszkód się z tym obnosić, ale wewnątrz nie mogę pozwolić, by taki demoniczny pomiot jak Ty kogokolwiek obrażał!
- To był cios poniżej pasa, młody. – Lisowi głos się załamał, a pozytywne nastawienie do nawiązania rozmowy ze swoim nosicielem, odeszło w zapomnienie. – Ja Cię nie obrażam.
Naruto odetchnął głęboko tym samym uspokajając wzburzone nerwy.
- Wybacz, Kyuubi, ale dopóki ze mną współżyjesz, to wymagam abyś uważniej dobierał frazeologizmy określające charakter bliskich mnie osób. Może Ci się to nie podobać, ale chciałbym abyś w końcu pojął, że obrażanie moich znajomych, dawno temu zarezerwowane zostało TYLKO dla mnie. – Ton głosu blondyna był bardzo poważny. – Gdybym chciał, aby czające się we mnie zło, do końca mną zawładnęło, to nic bym Ci nie mówił. Nie bawiłbym się w cenzora twych wypowiedzi. Tylko bym cię w nich poparł, a tak… raczej nie masz wielkiego wyboru i musisz pogodzić się z moimi postanowieniami.
- Dobra. Jak tam sobie chcesz.
Dziewięcioogoniasty ponownie zamilkł schodząc do najczarniejszych zakamarków swego wiezienia. Uzumaki tym czasem z triumfalnym uśmieszkiem… umysłem powrócił do otaczającej go rzeczywistości, gdzie od razu napotkał zdziwione spojrzenie soczyście zielonych tęczówek bacznie się mu przyglądających. Chłopak natychmiast zrozumiał, o co chodzi i jego twarz na powrót przybrała obojętno-zimny wyraz. Patrzyli sobie prosto w oczy dosłownie kilka minut, lecz to wystarczyło, by Haruno mina zrzedła. Przeczuwając, że blondyn zapewne nie będzie chciał odpowiedzieć jej na pytanie, które w tym momencie miała mu zadać, odwróciła się do niego tyłem i zaczęła iść w stronę jaskini. Zrobiwszy zaledwie trzy kroki, usłyszała za plecami jego suchy głos:
- Czego jeszcze mnie nie powiedziałaś? – Kunoichi stanęła w miejscu oddalonym kilkanaście metrów od Uzumakiego. Nie odwróciła się. Nie odpowiedziała. Jedynie, lekko głowę spuściła. Niemal niezauważalnie. – Teraz już mnie nie oszukasz. Wiem, że jeszcze jest coś, o czym mnie nie powiedziałaś, a co zapewne powinienem wiedzieć. Dostrzegłem tą tajemnicę w twoich oczach, Sakura. Więc? Dowiem się tego od ciebie, czy może mam na własną rękę poszukać odpowiedzi?
Dziewczynę niezwykle zdziwiło, ale i mocno uderzyło, że po raz pierwszy od wielu lat pominął przy jej imieniu przyrostek „-chan”. To było tak zaskakujące, że dosłownie na sekundę zapomniała, o co Naruto właściwie ją zapytał. Kiedy się otrząsnęła i wszystko sobie przypomniała, po chwili odważyła się, by mu znowu spojrzeć w oczy. Odwróciła się, lecz jego już tam nie było. Rozejrzała się. Błękitnooki z nieco przygarbionymi plecami, z rękoma w kieszeniach dochodził do wylotu z jaskini, gdzie znajdowała się reszta jego drużyny. Gdy się zatrzymał i lekko odwrócił głowę w jej stronę, niewiadomo już który raz, przeszły ją ciarki po plecach. To jego pozbawione wyrazu spojrzenie najbardziej ją przytłaczało.
Tego dnia Sakura już nie odpowiedziała na postawione pytanie. Chciała to zrobić, ale… chyba bała się jego reakcji. W czasie skoków po gałęziach drzew, normalnym tempem kierując się w stronę wioski Ukrytego Liścia, trzymała się nieco z tyłu przez cały czas patrząc na plecy skaczącego przed nią blondyna. Miała okropne wrażenie, świadomość, iż swoim samolubnym zachowaniem względem Sasuke Uchiha, w jednej chwili w Naruto zabiła coś, na czym najbardziej jej zależało.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz