<<<
Odcinek ukazał się 16 października 2010 roku >>>
Zjawiając się w
korytarzu budynku Administracyjnego, Naruto niezauważalnie przeszedł pod drzwi
opatrzone tabliczką Hokage. Nim
nacisnął na klamkę upewnił się, czy nikt go nie zobaczy, a gdy był już tego w
stu procentach pewien, z drobną pomocą chakry demona otworzył zamek w drzwiach
pod którymi się czaił. Wślizgnąwszy się do środka, plecami przyklejony do
ściany przeszedł w pobliże biurka, gdzie jak zakładał, w jednej z szuflad
powinien znaleźć swoją maskę ANBU. Niestety, tam jej nie było. Kiedy podszedł
do szafy stojącej pod jedną ze ścian, do pomieszczenia nagle ktoś wszedł.
Uzumaki przez ciemności nie był wstanie dostrzec, kto to taki, lecz głos tej
osoby wszystko mu powiedział. To była Tsunade. Nie wiele się zastanawiając
błyskawicznie wykonał serię pieczęci, w myślach wymówił formułkę i po chwili
stał się niewidzialny dla ludzkiego oka. Jedynie posiadacze Kekke Genkai
Sharingan i Byakugan, byli wstanie go w tym momencie zobaczyć.
- Mówisz Shizune, że widziano
w wiosce Uchiha Itachiego?
- Hai, Tsunade-sama.
Za Godaime do
pomieszczenia weszła jej odwieczna, czarnowłosa asystentka, niosąca plik
jakichś dokumentów. Przekraczając próg, kobieta zapaliła światło, po czym
podeszła bliżej biurka i położyła na blacie kilkanaście akt.
- Skoro było to niemal
dwie godziny temu, to dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz? – Piąta
usiadła w swoim fotelu. Ton jej głosu był nad wyraz spokojny. – Akatsuki tutaj
węszą, a ja nic o tym nie wiem? Jak to możliwe?
- Proszę wybaczyć to
opóźnienie, ale musiano potwierdzić pewne pogłoski.
- I co?
- Niestety, okazały się
być prawdziwe. – Shizune momentalnie mina zrzedła. – Wywiad odkrył przy okazji
coś bardzo niepokojącego. Pojawienie się Uchiha Itachiego ma ścisły związek z
Uzumaki Naruto.
- CO TAKIEGO!? – Kobieta
dopiero teraz ujawniła swoje zdenerwowanie rozwijającą się sytuacją. – O czym
ty mówisz, Shizune!? Co Naruto ma z tym wspólnego!?
- Czyżbym był aż tak nieostrożny? – Pomyślał blondyn, stojący w
kącie.
- Cóż… – Czarnowłosa
wzięła do ręki jedną z przyniesionych przez siebie teczek, po czym ją
otworzyła: – Dwadzieścia minut temu widziano Uzumakiego wchodzącego do szpitala
z ciężko rannym Uchiha Itachim przewieszonym przez lewe ramię.
Shizune widziała, jak
oczy Godaime rozszerzały się z niedowierzania w miarę jak usłyszane informacje
do niej docierały, a szeroko rozwarte usta uzupełniały bezcenny obraz. To
zapewne musiał być szok dla Hokage. Jeden z jej najlepszych jouninów, shinobi
Konoha Gakure no Sato spoufala się z śmiertelnym wrogiem Ukrytego Liścia,
mordercą klanu Uchiha. Co więcej, zanosi go do szpitala zapewne celem
uratowania mu życia. Tylko, dlaczego? Co blondyna nakłoniło do takiego
zachowania? – Tsunade od środka, w szybkim tempie trawił niepokój. Kobieta
obawiała się najgorszego. Od dwóch tygodni widziała, że z Uzumakim działo się
coś nie dobrego. Oczywiście panna Haruno dokładnie wszystko jej zrelacjonowała
i wyjaśniła, ale jednak, to co robi Naruto napawało ją strachem.
Hokage wpatrując się
ponurym wzrokiem w blat biurka, chwile potem gwałtownie się poderwała i nic nie
mówiąc wyszła z biura. Shizune podejrzewając, co Piąta chce zrobić, szybko
odłożyła trzymany dokument i gasząc światło, również wyszła z pomieszczenia.
Kiedy drzwi się
zatrzasnęły, Naruto dezaktywował działanie techniki niewidzialności, zaklął
siarczyście, po czym szybko włamał się do szafy pod którą stał. Z wnętrza
wygrzebał kremowy płaszcz dowódcy i ceramiczną maskę o wizerunku lisiego pyska,
którą momentalnie zasłonił ponury wyraz swojej facjaty. Wychodząc z biura przez
okno, przy pomocy chakry zebranej w podeszwach butów wspiął się po ścianie na
dach budynku Administracyjnego. Biało-niebieskie promienie księżyca wiszącego
na rozgwieżdżonym, bezchmurnym niebie, oświetlały jego powoli prostującą się
postać. Kiedy trzymany pod pachą płaszcz zarzucony został na nieco zgarbione
plecy, a szeroki kaptur ukrył w swym wnętrzu blond czuprynę falującą na
delikatnych podmuchach północnego wiatru, w umyśle Uzumakiego rozległ się
chrapliwy głos Kyuubiego:
- A to przebranie, to po kiego grzyba Ci potrzebne?? Czy przypadkiem
nie zrezygnowałeś z bycia dowódcą elitarnych shinobi?? –
Zainteresowanie lisa urosło do jeszcze większych rozmiarów. Niestety, kolejna
próba uzyskania wyjaśnień od blondyna spełzła na niczym, gdyż Naruto ponownie w
odpowiedzi, jedynie nie znacznie się uśmiechnął.
*
* *
Popychając ostrożnie
jedno ze skrzydeł okna na piętrze jednorodzinnego domostwa, Kitsune szybko
wślizgnął się do środka przyciemnionego pomieszczenia, po czym skrył się w
cieniu głębokiej szafy jaka stała w sąsiedztwie wewnętrznego parapetu.
Przymknąwszy za sobą otwarte okno, chwilę potem rozejrzał się dookoła. Na
podłodze leżał o owalnym kształcie, oświetlany promieniami księżyca,
fioletowo-różowy, puchowy dywan, a koło łóżka stało biurko. Na blacie
znajdowało się zdjęcie teamu i samej właścicielki pomieszczenia. Nad biurkiem,
na ścianie wisiała korkowa tablica do której pineskami poprzyczepiane były
zdjęcia jakiegoś chłopaka. Kitsune wyciągnął miecz i napuścił do niego nieco
chakry demona, co spowodowało, iż ostrze zaczęło jarzyć się krwisto-ognistym
światłem. Zbliżywszy się do tablicy, gdy ją oświetlił, momentalnie cofnął się
przerażony. Setki… jego zdjęć, z różnych fragmentów jego pełnoletniego życia. Chłopak
patrzył na to z mieszanymi uczuciami. Dziwne, że jak był tu wcześniej,
to ich nie dostrzegł. Jak na dłoni widać było, że blondwłosa medyczka miała na
jego punkcie, krótko mówiąc, fioła. To jest chore, ale cóż poradzić? Kitsune w
tym momencie nie znał odpowiedzi na zadane sobie pytanie, lecz widząc w środku
zbieraniny swoich zdjęć, przekreślone dwukrotnie czerwonym flamastrem zdjęcie
Sakury, jednego był pewny.
Ino chyba prędko nie
odpuści.
Nie mogąc dłużej patrzeć
na swoją roześmianą twarz widniejącą na zdjęciach, odwrócił się. Kilka
głębokich oddechów pozwoliło mu na uspokojenie mocno bijącego serca i nieco
skołowanych myśli. Zachowując pod maską obojętny wyraz twarzy, spojrzał przed
siebie. Pod przeciwległą ścianą stała sporych rozmiarów, damska toaletka z
potrójnym lustrem. Na jej blaciku walało się wiele kosmetyków, których nazwy
Uzumaki nawet wymówić nie umiał. Wiedział, że Ino dba o swój wygląd zewnętrzny,
lecz nie przypuszczał, że tyle może tego w swoją skórę wcierać.
- To również jest chore, ale dziewczyny chyba już tak mają. – Stwierdził
bez przekonania i potrząsnął głową, by na powrót oczyścić umysł. Chowając
trzymany miecz do saya uczepionej na
plecach pod kremowym płaszczem, powoli podszedł do drzwi, następnie je uchylił
i pewnym krokiem wyszedł na korytarz. Zbliżywszy się do barierki, nim wykonał
kolejny ruch w swojej misji, do jego uszu wdarła się wymiana zdań z parteru:
- Akatsuki w Konoha!?
- Niestety,
Inoichi-sama.
- Psia krew! Jakim cudem
przeszli niezauważeni przez barierę ochroną!?
Ojciec Ino zastanawiał
się na głos. Nerwowe kręcenie się mężczyzny w koło po przedpokoju nieco
niepokoiło jego rozmówcę oraz poważnie martwiło opodal stającą medyczkę.
Blondynka rozumiała co to oznaczało, lecz myśl o spotkaniu któregoś z członków
najniebezpieczniejszej organizacji na świecie, przyprawiała ją o gęsią skórkę.
- Czy wiadomo, którzy
członkowie Akatsuki nas „odwiedzili”?
- Tak i nie. Widziano tylko jednego z nich.
- Którego!? – Dopytywał się Inoichi.
- Uchiha Itachiego.
Głowa rodu Yamanaka ponownie rzucił siarczyście
brzmiącym mięchem, co stojący na piętrze ANBU skwitował kpiącym uśmiechem.
Jinchuuriki następnie odwrócił się i podszedł do drzwi znajdujących się w
sąsiedztwie drzwi zza których przed chwilą wyszedł. Miał nadzieje, że za nimi
znajdowało się domowe biuro ojca Ino. Że właśnie tam znajdzie to, po co w ogóle
przyszedł. Otwieraniu wejścia do jeszcze niezbadanego pomieszczenia
towarzyszyło ciche skrzypniecie pordzewiałych zawiasów, na co Kitsune w ogóle
nie zwrócił uwagi. Po wślizgnięciu się do ciemnego pokoju, chłopak w pierwszej
kolejności wymacał na ścianie włącznik światła, który, jak tylko namierzył,
wcisnął. W mgnieniu oka rozbłysła pod sufitem nieco zaśniedziała żarówka w
papierowym abażurze.
Naruto podszedł zdecydowanym krokiem do
najbliższej szafki celem przeszukania jej, gdy niespodziewanie odrzwia za jego
plecami, zaskrzypiały:
- Co?? Kim jesteś i co robisz w moim domu!?
To był głos Inoichiego. Uzumaki po woli odwrócił
się do niego przodem, a kiedy jego maska została oświetlona przez żółtawy
poblask w oczach pana Yamanaka zalśniło zaskoczenie:
- Kitsune!? O co chodzi??
- Mam prośbę.
* * *
Brunet oparł się plecami
o ścianę trzymając się za ramię tuż nad łokciem. Jego twarz nosiła ślad
niewyobrażalnego zmęczenia, ale widniał na niej także pokaźnych rozmiarów
grymas bólu, jaki w tym momencie trawił jego ciało. Chłopak nie rozumiał,
dlaczego czuł się jakby był na krawędzi życia i śmierci.
- Cholera! Przecież od jednej rany ciętej się nie umiera! –
Przemknęło mu przez myśl. – Chyba, że
broń przeciwnika wcześniej została umoczona w jakimś paskudztwie.
Dodał po chwili i
mimowolnie osunął się na zimną podłogę do pozycji siedzącej, a zaraz potem na
wznak. Oddech miał coraz płytszy. Nadwątlone siły uchodziły z niego niczym świadomość
po opróżnieniu butelki sake. W głowie miał kompletny mętlik. Sceny z całego życia,
te radosne i przygnębiające, zalewały go całymi kaskadami sprawiając, iż już
pożegnał się z życiem. Kilka minut później, nim ostatecznie stracił
przytomność, przed zamglonymi oczami zobaczył pochylającego się nad nim…
mrocznego żniwiarza.
- Kiba!? KIBA!!
W rzeczywistości była to
jego przyjaciółka z drużyny, której ramiona okrywał granatowy płaszcz z
szerokim kapturem nasuniętym na głowę. Dziewczyna z łzami w oczach chwyciła
Inuzukę za rękę. Była zimna, jakby ktoś ją w lodowce kilka godzin trzymał. W mgnieniu
oka ogarnęło ją przerażenie w najczystszej postaci.
- I-Ino-chan, ratuj!
O-on… umiera!
Zawołana blondynka zaraz
zjawiła się obok Hyuugi przystawiając połyskujące na zielono dłonie do ledwo
unoszącej się klatki piersiowej bruneta. Szybkie badanie i już wiedziała co mu
było. Dziewczyna wyjęła z podręcznej torby niewielką fiolkę zakończoną igłą i
pobrała od chłopaka próbkę krwi, którą zaraz podała stojącej opodal pielęgniarce,
jednocześnie szepcząc jej coś cicho. Kiedy wróciła do pacjenta, ponowiła badanie
organizmu, tym razem, w celu rozpoznania składu trucizny. Chwilę potem zaczęła
usuwać ją przy pomocy pęcherzyków wody, w które „wsysała” zabójczą substancję.
Po kilkunastu minutach dołączyła do niej Sakura, by ją wspomóc w zabiegu. Ze
względu, iż wszystko odbywało się na podłodze w obstawie grupy gapiów, jacy
zgromadzili się na korytarzu prowadzącym do prosektorium, kunoichi musiały
improwizować. W tej chwili liczyło się dla nich tylko to, by jak najsprawniej
uchronić Kibę od wyzionięcia ducha. Pół godziny później zjawiła się Shizune,
niosąc przygotowane już antidotum. Podczas gdy Haruno kończyła zaleczanie
rozcięcia na ramieniu Inuzuki, Ino delikatnie uniosła jego głowę i wlała mu
lekarstwo do ust.
- Uratowany. – Blondynka
westchnęła z zadowoleniem.
- Mało brakowało, abyśmy
go straciły. – Dodała różowowłosa.
Nagle kilka kunai, z
świstem przecinając powietrze, poszybowało w stronę Upiornych broniących
wejścia do prosektorium. Odbite ze zgrzytem towarzyszącym zderzaniu się metalu
z metalem, następnie wydały zduszony trzask przy wbijaniu się w sufit, podłogę
i ścianę. Ktoś krzyknął i skoczył do przodu, lecz jego atak bez większego
problemu został sparowany z wyprowadzeniem kontry. Połyskujące na niebiesko
ostrze jednego z Samurajów o włos minęło głowę shinobi Liścia, który z szusem
po podłodze szybko oddalił się w stronę tłumu.
Inny, tym razem jounin,
widząc przed sobą czyste pole, błyskawicznie zawiązał dłońmi kilka pieczęci,
nabrał powietrza do piersi, wymieszał je z własną chakrą, po czym dmuchnął falą
ognia. Żar o temperaturze kilkuset stopni wypełnił korytarz topiąc farbę na
ścianach i w formie piekielnej fali pomknął w zawrotnym tempie w stronę
Upiornych. Weterani w odpowiedzi pochowali miecze, wyprostowali przed siebie ramiona
i w takiej pozycji przyjęli atak. W momencie zderzenia nastąpiła eksplozja,
która zatrzęsła szpitalem w posadach, a powstała chmura duszącego smogu
wypełniła korytarz wyganiając na parter ponad połowę zebranych shinobi Liścia.
Kiedy dym został odessany przez kogoś władającego elementem wiatru, ci, co nie
uciekli zobaczyli ogromne zniszczenia.
Pokruszony od gorąca i
wybuchu tynk poodpadał ze ścian tworząc u ich podnóży kupki gruzu. Gołe cegły
straszyły osmoleniem, a dyndające pod sufitem świetlówki, migające w
padaczkowym rytmie, uświadamiały o błędzie użycia tak potężnej techniki w
ciasnym korytarzyku. Upiorni natomiast nie odnieśli żadnych obrażeń. Jedynie
ich dłonie lekko dymiły, ale tak poza tym, to nic im się nie stało. Widok ten
był nie tyle zaskakujący dla przyglądających im się shinobi, co rodzący obawy
na temat niezniszczalności żołnierzy.
- Co tu się dzieje!?
W tłumie niespodziewanie
pojawiła się Tsunade. Kobieta stanęła w lekkim rozkroku na środku nieco
zrujnowanego korytarza i oparła ręce na biodrach. Wypinając dumnie pierś do
przodu, skupiła swoje spojrzenie na asystentce, która od razu do niej podeszła.
- Hokage-sama, sytuacja
nie przedstawia się najlepiej. Żołnierze których widzimy przed wejściem do
prosektorium nie tyle wyglądają inaczej, co ich styl walki jest inny. Nie wiadomo
jakie otrzymali rozkazy, ale z próby wysłania jednego z naszych shinobi na
tamten świat, przypuszczam, że Naruto tym razem poszedł na całość. – Wyjaśniła Shizune.
- Shishou, proszę
powiedzieć: Czy w Konoha naprawdę widziano Itachiego Uchiha i czy to, co
wszyscy mówią jest prawdą?? – Odezwała się Sakura.
- A co „wszyscy” mówią?
– Piąta udała, że nie wie, o co może chodzić.
- No, że… Naruto przyprowadził
ciężko rannego Itachiego do szpitala i obaj teraz siedzą tam, w prosektorium??
– Jej głos nasycony był niedowierzaniem. – Czy to możliwe, żeby Naruto…
zdradził??
Ostatnie słowo ledwo
przeszło jej przez gardło. Ta myśl była tak nieprawdopodobna, że aż
niedorzeczna. To się w głowie nie mieściło, to by było najczarniejsze
wyobrażenie jednego z wielu najgorszych koszmarów różowowłosej kunoichi
Ukrytego Liścia.
TO BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi
Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz