środa, 21 lutego 2018

176. Nocna eskapada, part I


<<< Odcinek ukazał się 10 października 2010 roku >>>



Dwa tygodnie później…
W pomieszczeniu panowały niemal namacalne ciemności, jedynie od okna rozświetlane delikatnymi promieniami białej kuli wiszącej nad uśpioną wioską Liścia. Po lewej stronie od wewnętrznego parapetu stało łóżko, a na nim z rękoma podłożonymi pod głową, leżał blondwłosy shinobi ze wzrokiem wlepionym w sufit. Jego błękitne oczy o pionowych, lisich źrenicach nie miały żadnego wyrazu. Były puste, odrobinę skroplone tłumioną wrogością i zawiścią. Chłopak o niczym konkretnym nie rozmyślał. Jego umysł był spokojny i wyciszony. Po prostu odpoczywał, relaksował się, trwał tak w niezmienionej pozie już od kilku godzin.
Od ostatniej wymiany zdań z demonem nie zmienił swojego zachowania wobec otaczającego go świata. Jedni wciąż się dziwili, inni ze strachem z drogi mu schodzili, a jeszcze inni wręcz się obwiniali za stan w jaki popadł. Mimo, iż Sakura martwiła się, niedoszło do żadnej nowej kłótni pomiędzy Naruto a Hokage, lecz w powietrzu od dwóch tygodni dało się wyczuć pierwiastki napięcia i podenerwowania. Blondyn swym zimnym, czasem wręcz lodowatym, pogardliwym, oschłym i nieokrzesanym podejściem do życia, wielu Bogu ducha winnych przyjaciół, boleśnie ranił. I to bardzo. Panna Haruno i trójka geninów przekonali się o tym już nie raz.
Konohamaru, Udon i Moegi któregoś dnia w przeciągu tych dwóch tygodni zapowiedzieli, że nie spoczną, póki nie odzyskają utraconego do nich zaufania. Nawet, jeśli mieliby spalić za sobą wszelkie mosty. Naruto do dziś nie zrozumiał, dlaczego tak zapowiedzieli.
- Jakby to powiedział Shikamaru… Bycie draniem bywa takie kłopotliwe. – Uzumaki westchnął, po czym usiadł na krawędzi łóżka. – A słowa tej trojki, szczerze mnie zaskoczyły. Zwłaszcza po tym, jak ich perfidnie potraktowałem.
- Skoro postanowiłeś, z moją drobną pomocą, że teraz każdy ponownie będzie musiał zasłużyć na twoje zaufanie, to będziesz zapewne coraz częściej spotykał się z podobnym zachowaniem. – Odezwał się Kyuubi.
- No co ty nie powiesz. – Słowa Naruto aż ociekały sarkazmem.
Chłopak po chwili wstał, szybko założył resztę swojego codziennego odzienia, Jounina Konoha; do kabury na udzie zapakował kilka kunai, na plecy zawiesił katanę, a na czole przewiązał opaskę z symbolem rodzinnej osady. Wychodząc z pokoju wyglądał, jakby szykował się na dłuższy wypad poza mury wioski, lecz w rzeczywistości, Naruto zamierzał jedynie odwiedzić nocny sklep.
- Wiesz, Kyuu, naszła mnie nagle ochota na zjedzenie czegoś innego, niż ramen z torebki. Co byś powiedział na półmisek owocowy? – Spytał przekręcając w tym czasie klucz w zamku drzwi frontowych swojego domu.
Demon w odpowiedzi jedynie wybuchnął gromkim śmiechem, który echem rozniósł się po duszy blondyna. Ten zaś, kierując się ku zachodniej części uśpionej wioski, skwitował tą reakcję nieznacznym, szelmowskim uśmieszkiem. Kiedy rozbawione pomrukiwanie lisa w końcu ucichło, Naruto dopiero wtedy zorientował się, że był w tym momencie jedynym mieszkańcem Konoha, który jeszcze nie spał i swobodnym krokiem przechadzał się ulicami. Chłopak po chwili skręcił w jedną z odnóg głównej drogi i zapuścił się w czerń tam panującą. Gdy znalazł się na tyłach całodobowego, w momencie wejścia w światło narożnej latarni, z ciemności panujących w przeciwległej uliczce wyskoczył jakiś mężczyzna. Jego odzienie powiedziało chłopakowi, że przybył z daleka. Ciężkie, skórzane buty osłaniające całą stopę z wysoką cholewką sięgającą kolan. Bawełniane, grube spodnie oraz z tego samego materiału wykonana bluza, również bardzo gruba. Na to nałożoną miał skórzaną kamizelkę z postrzępionymi nieco krawędziami. Na szyi wojownika wisiało kilka koralowych łańcuchów i medalionów, a głowę okrywała fikuśna, kraciasta czapeczka. Jego broń stanowił dziwnego kształtu miecz o nieco wygiętym w łuk, rozszerzającym się ku końcowi ostrzu, przewieszony przez plecy.
- Kolejny popapraniec do skasowania? – Naruto spytał w myślach z nutą pogardy zawartą w swej myśli, na co Dziewięcioogoniasty odparował ponownym rykiem, tym razem złowieszczego śmiechu.
Obaj stali w bezruchu mierząc się uważnymi spojrzeniami. Z oczu oponenta blondyn wyróżnił determinację, zaborczość i lekkie szaleństwo, co już w zupełności utwierdziło go w przekonaniu, że nie załatwi tej sprawy polubownie. Przyszykowawszy sobie dwa kunaie do walki, Jinchuuriki po chwili nonszalanckim ruchem rąk sparował nad wyraz spodziewany atak i zdzielił przeciwnika głową w nos, posyłając go na ziemię.
- Za wolno. – Oznajmił suchym tonem. – No, dalej. Jeszcze raz.
Łowca poderwał się z ziemi, ocierając krew toczącą mu się strugami po twarzy, wydał z siebie wściekły, gardłowy ryk i rzucił się na przód, zadając kilka błyskawicznych ciosów. Kunaie w dłoniach błękitnookiego zamigotały niczym łopatki wentylatora, stal zadzwoniła. Naruto odbił błyskawicznie trzy kolejne cięcia, po czym wyminął wroga, odrzucił trzymaną broń, chwycił za miecz wystający za plecami i obrócił się wokół osi. Następnie sparował kolejny atak i ciął mężczyznę dwa razy przez pierś, po drodze odrąbując lewą rękę w łokciu, na koniec przeciął poziomo brzuch, wypuszczając jelita na zewnątrz. Wszystko odbyło się w przeciągu kilku sekund. Nieszczęsny kyoushu* zwinął się w kłębek i padł na kolana, nie zdolny nawet do krzyku. Jinchuuriki stał nad nim, trzymając ociekające krwią ostrze. Z oczu chłopaka biła obojętność. Całe starcie odbyło się w takim tempie, że Uzumaki nawet się przy nim nie spocił.
- Niech tam. – Mruknął, jakby do niechcenia i ciął umierającego krótko w kark odrąbując głowę. Fontanna krwi trysnęła z brutalnie skróconej tętnicy, topiąc wypatroszone ciało w powstającej kałuży. Blondyn wciągnął nosem metaliczny odór świeżo utoczonej mazi, po czym splunął pogardliwie, oglądając swoje dzieło krytycznym okiem.
Ocierając zakrwawioną klingę w kawałek materiału oderwanego z ubioru powalonego przeciwnika, po chwili schował broń do saya uczepionej na plecach i poszedł dalej, nie oglądając się za siebie. Wychodząc z uliczki natknął się na właściciela pobliskiego sklepu, który zwabiony odgłosami walki, przyszedł sprawdzić, czy ktoś przypadkiem nie potrzebuje pomocy. Widząc beznamiętny wyraz twarzy Uzumakiego, gwałtownie wciągnął powietrze:
- Wszystko w porządku?? – Spytał, kiedy oddech wrócił mu już do poprzedniego rytmu. Jinchuuriki nic nie odpowiedział. Jedynie wyminął go i wszedł do sklepu, gdzie zamierzał nabyć składniki do swojej kulinarnej zachcianki. Sprzedawca wpatrywał się tym czasem w ciemną pustkę uliczki próbując nieco już podstarzałym zmysłem słuchu wychwycić coś jeszcze, lecz usłyszał tylko głuchą odpowiedź. Wzruszywszy ramionami, po chwili wrócił do swojego przybytku całodobowego zarobku.
* * *
Mieszając pokrojone w kostki składniki, Naruto zastanawiał się, kiedy otrzyma kolejny raport od swojego przyjaciela, szpiega w szeregach Akatsuki. Tak na dobrą sprawę, już dawno niczego o tej organizacji nie słyszał. Ani od Hokage, ani od Jiraiya-sensei… od nikogo. Podejrzewał, że mogą ukrywać przed nim tego typu informacje, ale nie miał co do tego pewności. Nie mając już do nich zaufania, Uzumaki wiedział, że jeśli ma przetrwać, to może już tylko polegać na sobie. Teraz jednak poważnie się martwił. Nie, żeby mu na kogokolwiek życiu zależało, no może z wyjątkiem osób najbliższych jego sercu, ale obiecany raport od Uchiha powinien był dostać ponad tydzień temu.
W momencie przenoszenia owocowej zawartości plastikowej miski na talerz, blondyn usłyszał za plecami niemrawe puknięcie w drewno. Gdy się odwrócił z kunaiem, jaki pojawił się w jego dłoni, w otworze drzwiowym do kuchni dostrzegł Itachiego wyłaniającego się z ciemności panujących w przedpokoju. Mężczyzna opierał się o framugę, a raczej napierał na nią całym ciężarem swojego ciała, ledwo utrzymując równowagę. Już na pierwszy rzut oka było widać, że ten wojownik odbył niedawno zażarty bój z potężnym przeciwnikiem. Jego ubranie niemal nie istniało. Poszarpane spodnie i strzępy koszulki kolczej były całe we krwi ich właściciela, która przy nawet najmniejszym ruchu sączyła się z wielu poważnych ran.
- Zadanie wykonane, Ro…ku…dai…me-…sama…
Mruknął i nieprzytomny osunął się na podłogę. Naruto od razu do niego podskoczył, przystawiając dłoń do szyi celem sprawdzenia mu pulsu. Był bardzo słaby. Chłopak zaklął siarczyście, by następnie nieco zblednąć. Dostrzegł, iż Itachi nie miał całego, prawego ramienia. Taki stan rzeczy nie wróżył nic dobrego. Naruto wiedział, że jeśli szybko czegoś nie zrobi, z powodu utraty znacznych ilości krwi, Uchiha wyzionie ducha, a tego raczej wolałby uniknąć. Nie wiele się zastanawiając, chwycił bruneta za resztki górnej części jego ubioru, dźwignął i wstając, przewiesił nieprzytomnego mężczyznę przez lewy bark. Następnie, uważając by nie zaszkodzić i tak już bardzo uszkodzonemu ciału przyjaciela, wybiegł z domu nawet nie zamknąwszy za sobą drzwi. Na szczęście było już grubo po drugiej w nocy, wiec w czasie drogi do szpitala, Naruto nikogo nie spotkał.
Pojawiając się w recepcji, Uzumaki czym prędzej skierował się na prawo od wejścia głównego. Jeśli dobrze pamiętał, na końcu korytarza którym akurat szedł, powinny znajdować się schody prowadzące do podziemi. Kiedy tam zszedł, zdecydowanym krokiem przemierzył kolejny korytarz, na końcu znajdując dwuskrzydłowe drzwi opatrzone napisem: Prosektorium. Wiedząc, że w nocy to miejsce było puste, nie licząc oczywiście ciał leżących w lodówkach, pewnie wszedł do środka. Naruto po chwili położył wykrwawiającego się Itachiego na blaszanym stole, po czym złożył serię pieczęci i przywołał dwóch Upiornych medyków:
- Gdy wrócę, ma być w pełni sił! – Rozkazał i z powrotem wyszedł na zewnątrz. Kiedy tylko drzwi się za nim zatrząsnęły, momentalnie poczuł mentalne zawołanie lisiego demona, które wprawiło go w lekki zawrót głowy:
- Ale żeś wybrał miejsce. – Parsknął Kyuubi. – Prosektorium!? Dlaczego nie zaniosłeś go do zwyczajnej sali??
- Ponieważ tu mam pewność, że nikt nie będzie nam przeszkadzał. Przypominam Ci, że tam na górze nikt jeszcze nie wie, iż Uchiha Itachi pracuje dla mnie jako szpieg. – Naruto odparł spokojnym tonem, cały czas obserwując korytarz. – Skoro przyjaciele wielu rzeczy mnie nie mówią, a to zradza stany nieufności, to i ja będę miał przed nimi tajemnice.
- Rozumiem. Zatem, gdzie się teraz wybierasz?
- Wpierw do biura Hokage, a potem do domu Yamanaka Inoichi’ego.
- Co!? Po jaką cholerę!? – Zdziwił się Kyuubi.
- Nie powiem.
Uzumaki odparł i szybko zerwał połączenie z demonem, tym samym uniemożliwiając mu zaprotestowanie i dociekanie prawdy, co do tajemniczych zamiarów blondyna. Słysząc w głębi własnej duszy krzyki i ryki Dziewięcioogoniastego, chłopak uśmiechnął się nieznacznie kompletnie ignorując lisa, po czym rozpoczął dłońmi zawiązywanie pieczęci. Gdy skończył, przygryzł kciuk lewej dłoni, przykucnął i przystawił rękę do podłogi. Momentalnie pokazały się na niej jakieś znaki, co się nigdy wcześniej nie przytrafiło i przed Uzumakim, w chmurze białego dymu, zmaterializowało się kilku Upiornych. Kiedy blondyn podniósł na nich wzrok, w mgnieniu oka zdał sobie sprawę, że coś było nie tak. Przyzwani Samurajowie ubrani byli w pomarańczowe zbroje, od stóp po głowy, w tym samym kolorze, a w pasie przewiązane mieli szare szarfy. Jasnym jak słońce było, że Naruto musiał pomylić się przy zawiązywaniu pieczęci, gdyż nigdy wcześniej ich nie widział. Przyglądając się im z niemałym zaskoczeniem zakropionym głębokim zaciekawieniem, gdy się głęboko mu ukłonili, od razu oprzytomniał.
- Coście za jedni? – Spytał nie zważając na tonację swojego głosu. Żołnierze rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia, po czym jeden z nich wyszedł przed szereg, głęboko się ukłonił i przemówił:
- Naruto-sama wybaczy, ale…
- To jest oddział specjalny Ukrytej Armii. Weterani, pionierzy, najlepsi z najlepszych, posiadający największe doświadczenie i zasoby chakry. – Odpowiedzi udzielił Naruto dobrze znajomy głos. Z ciemności ziejących od schodów wyłonił się czarnowłosy mężczyzna, jedyny Samuraj bez maski osłaniającej twarz i hełmu na głowie. – Okrutni i bezwzględni dla wrogów, absolutnie posłuszni wobec swojego przywódcy.
- Jogensha!? A ty tu skąd?? – Dezorientacja Uzumakiego sięgnęła zenitu.
- Kiedy przywołałeś Weteranów, pomyślałem, że przyda Ci się pomoc w zrozumieniu, kogo wezwałeś, Naruto-sama. Jak mniemam, to pierwszy raz, kiedy przestawiłeś kolejność pieczęci przy ich zawiązywaniu. Mam rację?
- Przestawiłem kolejność? Ale ja przecież…
- A więc to był tylko przypadek? – Mężczyzna uniósł brwi w geście zdziwienia. – Zatem, przy zawiązywaniu pieczęci nie miałeś pojęcia, Naruto-sama, że przestawienie choćby jednego znaku, może przyzwać nie tego, kogo by się chciało wezwać? – Spytał.
- Nie. W ogóle nie wiedziałem, że tak można. Nawet nie przypuszczałem, że prócz zwykłego Zbrojnego czy Łapiducha jest wśród was ktoś jeszcze. Ile wy tajemnic kryjecie??
- Zapewniam, Naruto-sama, że ta była ostatnia. – Jogensha nieznacznie się uśmiechnął. – Ale wracając do meritum i by dłużej już Cię nie zatrzymywać, wszelkie informacje dotyczące przywoływania Weteranów znajdziesz w zwoju, który dołączony był do twojego miecza.
Po tych słowach, bez ostrzeżenia zniknął w chmurce biało-szarego dymu pozostawiając zamyślonego blondyna w towarzystwie wcześniej, nieco omyłkowo przywołanych żołnierzy. Gdy obłok bezwonnego dymu całkowicie znikł, Naruto spojrzał na Weteranów, którzy w tym czasie stanęli w rzędzie, zwróceni plecami do drzwi prosektorium. Patrząc na nich z wyrazem twarzy wyrażającym śmiertelną powagę, chłopak zastanowił się chwilę, po czym przemówił:
- Strzeżcie dostępu do pomieszczenia za waszymi plecami. Gdyby zaszła taka potrzeba, nie wahajcie się użyć broni. – Naruto spojrzał każdemu z osobna w biało-złote ślepia. – W razie konieczności, nie widząc innego rozwiązania, macie ZABIĆ oponenta. Najlepiej z zimną krwią. Szybko i bezboleśnie. Mam nadzieję, że nikt tu nie przyjdzie i taka sytuacja nigdy się nie nadarzy.
Resztę swojego słowotoku, Naruto wymówił w myślach, a widząc kiwający ruch głowami, złączył przed sobą dłonie i zniknął w chmurze białego dymu.



NEXT COMING SOON…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





* kyoushu (jap.) – assassin/zabójca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz