Chakra jest to energia,
bez której my, Shinobi, nie możemy żyć… – Taką definicję usłyszałem dawno temu siedząc jeszcze w
ławce Konoha-Gakko. Pamiętam jak Iruka bardzo długo zanudzał nas swymi wywodami
na temat anatomii człowieka. A raczej podstawowej wiedzy o niej. Zawsze, gdy
wsłuchiwałem się w odpowiedzi kolegów i koleżanek na zadane im pytania, gdy
przychodziła moja kolej, zazwyczaj błyszczałem pustą głową. Zero wiedzy na
jakikolwiek temat czy wątek podejmowany na lekcjach.
Teraz, gdy w osiemnaste urodziny zostałem mianowany Jouninem
Konoha, moje priorytety nieco uległy zmianie. Już nie gonię tak jak kiedyś za
marzeniem, które jeszcze długo się nie ziści… A świadomość dostania własnej
drużyny pod opiekę, zmusiła lub przeciwnie, zmotywowała mnie do częstych
odwiedzin w miejscu, które kiedyś unikałem jak ognia. Tym miejscem jest
oczywiście Biblioteka Konoha-Gakure no Sato.
<<< Odcinek ukazał się 30 października
2010 roku >>>
Zbliżając się do szpitala, Kitsune już z
oddali, przed wejściem dostrzegł jakieś poruszenie i usłyszał dość głośny gwar
rozmów. Zatrzymawszy się natychmiast na krawędzi dachu budynku, który akurat
przeskakiwał, szybko złożył przed sobą dłonie i zniknął w chmurze białego dymu,
pojawiając się sekundę potem w prosektorium. Weterani stojący pod drzwiami
momentalnie chwycili za broń i ruszyli do ataku na intruza, lecz gdy ten zdjął
kaptur i maskę, od razu się zatrzymali:
- Naruto-sama! Proszę o wybaczenie, nie
wiedzieliśmy.
Żołnierze padli na kolana chyląc głowy
nisko. Uzumaki bez słowa skinął im i podszedł do stołu, na którym leżał jego
przyjaciel. Zabandażowany od stóp po czubek głowy zdawał się wciąż
nieprzytomny. Oddech miał równomierny. Blondyn spojrzał na oderwaną, prawą
rękę. W miejscu, gdzie kiedyś znajdowało się ramię, widniał szczelnie owinięty
przesiąkniętymi krwią opatrunkami, kikut.
- Kurczę…
Nie przypuszczałem, że Itachi weźmie nasze oczekiwania wobec niego na poważnie.
– Naruto westchnął w myślach. – Po jego
obrażeniach dopiero teraz widzę, jakim trudnym zadaniem go obarczyłem.
- A
co tyś myślał? Skoro TAK mu zależało na pokazaniu Ci, że nie żartuje… Teraz ma
za swoje. – Odparł demon. – Ale
przyznaję, ten Uchiha mnie zaimponował. Mam tylko jedno pytanie: Czy aby na
pewno wykończył swojego towarzysza z Akatsuki??
- Po
to właśnie poszedł do Yamanaka Inoichiego, Kyuu. Aby osobiście się przekonać o
prawdomówności Itachiego, muszę przejrzeć jego myśli. Do tego zadania będę
potrzebował specjalnego Jutsu, które otrzymałem od pana Yamanaka. – Uzumaki
wyjął z przybocznej torby jakiś zwój, po czym szybko go rozwinął.
- Sō ka. Tylko, że… Czy nie
prościej było zaangażować do tego zadania jednego ze swoich Samurajów lub
poprosić któregoś o taką technikę? To z pewnością zaoszczędziłoby Ci mnóstwa
czasu i zachodu. – Stwierdził demon.
- Huh?
Kuso! Wiesz, że o tym nie pomyślałem? – Blondynowi mina zrzedła. – Dobra! Mówi się, trudno. – Westchnął
przeciągle, po czym na powrót skoncentrował całą swoją uwagę na wykonywanej
akurat czynności. Zbliżywszy się do głowy szpiega, Naruto zerknął na trzymany
pergamin, a gdy zapoznał się z jego zawartością, z powrotem go zwinął i
schował. Następnie błyskawicznie wykonał dłońmi serię skomplikowanych sekwencji
składających się z różnych pieczęci. Kiedy skończył, przystawił jedną rękę do
czoła Itachiego i zamknął oczy.
~
~ ~ ~
Blondyn
znalazł się w bezdennej przestrzeni otoczony nieprzeniknioną, czarną pustką.
Unosząc się w powietrzu, chłopak brnął powoli przed siebie, aż niespodziewanie
pojawiły się przed nim jakieś drzwi. Nacisnąwszy klamkę poczuł jak całe jego
ciało przeszywa niezidentyfikowany impuls ukazując mu, przed nikim
niezabezpieczone, wspomnienie z życia Uchihy podczas mordowania swojego klanu.
Uzumaki zobaczył cierpienie i rozpacz skrywające się w zakamarkach umysłu
Itachiego. Widział, jak ten przed wstąpieniem do Brzasku, nie wiedząc, co się z
nim dzieje, dokonuje masowego mordu na swoim klanie. Kierowany nierozpoznaną,
bardzo potężną mocą, bez jakichkolwiek skrupułów wyrzyna całe rodziny i tylko
jednego członka nieistniejącej już społeczności pozostawia przy życiu. Choć nie
chciał tego robić, próbował się powstrzymać, kazał swojemu małemu braciszkowi
szukać na nim zemsty. Łzy spływające mu po policzkach ukazywały, jak wielkiego
bólu wtedy doświadczył. To była najczarniejsza noc dla klanu Uchiha.
Naruto
puścił klamkę w momencie opuszczenia wioski przez Itachiego, dziesięć lat temu.
Tajemnicze drzwi jak się nagle pojawiły, tak też nagle znikły i blondyna znowu
spowijały nieprzeniknione ciemności. Brnąc dalej ku nieznanemu, chłopak minął
kilka obrazów lewitujących w przestrzeni. Przedstawiały jego pierwsze spotkanie
z Itachim, po czym wyrosły przed Uzumakim kolejne drzwi. Po dotknięciu klamki,
przeszył go kolejny impuls ukazując Uchihe i Hoshigakiego siedzących przy
ognisku w sercu jakieś dziczy. Rozmawiali. To był moment, wieczór, kiedy Kisame
zdradził czarnowłosemu prawdę o jego mordzie na swoim klanie. To był dla
Itachiego szok, lecz było już stanowczo za późno by cokolwiek zmienić. Kiedy
użytkownik Sharingana zapowiedział, iż musi spotkać się z Uzumakim, obraz przed
oczami Naruto poczerniał i zaraz całkowicie znikł.
Blondyn
dalej szybował w bezdennej przestrzeni umysłu swojego szpiega. Minąwszy
kilkanaście nowych obrazów, przedstawiających kolejne spotkanie z brunetem i
obietnice składania regularnych raportów szpiegowskich, przeleciał przez kilka
otwartych bram i w końcu znalazł się przed odsłoniętym mózgiem Itachigo. Nieco
zaskoczony brakiem wszelkich barier i przeszkód w poznaniu wspomnień, po chwili
namysłu przyłożył otwartą dłoń do odsłoniętych szarych komórek. Momentalnie
przeniósł się w pobliże ruin jakiejś świątyni. Kawały murów i głazów
porozrzucane po całej okolicy wskazywały, iż kiedyś musiało tu znajdować się
coś naprawdę dużego, lecz teraz było jedynie stertą gruzu. Liczne dziury w ziemi
i poprzewracane lub powyrywane z korzeniami drzewa leżące wszędzie dookoła
świadczyły o skali zniszczeń, jaka miała tam miejsce. W centralnym punkcie
kompleksu zrujnowanych zabudowań był ogromny krater, głęboki na kilkadziesiąt
metrów, szeroki na kilkaset, po brzegi wypełniony wodą. Na tafli stał w
poszarpanych strzępach ubrania, z urwanym prawym ramieniem, ciężko ranny
mężczyzna. Jego oddech był ciężki i nierównomierny. Strużka krwi wypływająca z
ust przy każdym kaszlnięciu świadczyła o obrażeniach wewnętrznych. Jego twarz,
choć śmiertelnie umęczona i poharatana, pozostawała kamienna. Wzrok utkwiony
miał w zmasakrowanych zwłokach bez prawego ramienia, lewej nogi i całej głowy,
unoszących się na wodzie tuż pod jego nogami. Odrąbany czerep, pokiereszowany i
zakrwawiony, z twarzą zastygła w upiornym grymasie, pływał kilkadziesiąt metrów
dalej. Uzumaki nie mógł go za żadne skarby rozpoznać, ale szybko domyślił się,
kim mógł być przeciwnik Itachiego.
~
~ ~ ~
Jinchuuriki oderwał nieco zesztywniałą rękę
od szczelnie obandażowanego czoła Uchihy, otworzył oczy i od razu spotkał się
ze spokojnym spojrzeniem czarnych źrenic, uważnie go obserwujących.
Uśmiechnąwszy się, po chwili milczenia zabrał głos:
- Jak się czujesz, przyjacielu?
- Fizycznie, całkiem dobrze. Psychicznie, średnio
na jeża. – Itachi odparł niemrawo, a widząc delikatną nutę pytania w oczach
Uzumakiego, dodał: – Technika, jaką szykowałem na spotkanie z Sasuke, a
wykorzystałem ją do zabicia Kisame, na tyle nadwyrężyła moje oczy i ciało, że
nawet twoim medykom nie uda mnie się do końca wyleczyć. Obawiam się, że już
nigdy więcej nie będę mógł użyć mojego Mangekyou Sharingan.
- Jesteś tego pewien?
Chłopak spytał z przekąsem, za co
czarnowłosy obdarzył go podejrzliwym spojrzeniem. Nic więcej nie mówiąc, po
namyśle zamknął oczy i spróbował uaktywnić klanowe więzy krwi. Jakież było jego
zdumienie, kiedy po otwarciu oczu nie poczuł żadnego ukłucia bólu w okolicy
źrenic. Próba wywołania czarnego ognia na suficie i zaraz jego zgaszenie także
skończyła się bez uszczerbku na zdrowiu. Mężczyzna z uaktywnionym, trzecim
poziomem Sharingana, czuł się jakby nigdy wcześniej go nie używał. Jego
niedowierzanie urosło do niewiarygodnie wysokiej rangi:
- Jakim cudem moje oczy jeszcze nie zaczęły
krwawić?? Wedle tego, co wiem, zaraz po aktywacji Mangekyou Sharingan
powinienem bezpowrotnie stracić wzrok!! Nie rozumiem, jak to możliwe, że żadne
z tych rzeczy się nie dzieją?? – Uchiha niemal usiadł, lecz ból w klatce
piersiowej mu to uniemożliwił.
- Naruto-sama wydał rozkaz kompletnego
wyleczenia twoich obrażeń, Itachi-san. Skoro groziła Ci ślepota, w trakcie
leczenia wykorzystaliśmy zakazane jutsu, którego nazwy oraz sposobu wykonania
podać nie mogę. – Odparł Upiorny medyk stojący obok Uzumakiego. – Co prawda,
jeszcze przez jakiś czas możesz odczuwać fizyczne skutki odbytej walki, ale
twoje ciało zostało wyleczone prawie w stu procentach.
- Prawie? – Spytał Naruto.
- Tak, Panie. Oderwanych lub odciętych
kończyn rekonstruować nie potrafimy.
- Rozumiem. – Chłopak odparł ze smutkiem. –
Zatem, na pewno nie ma sposobu na kompletne wyleczenie Itachigo?
- Nic mi nie będzie, Naruto. Oczywiście, z
byciem shinobi mogę się pożegnać, ale przynajmniej będę żył. – Uchiha
powiedział to takim tonem, że blondyn darował sobie próbę zaprotestowania.
Patrząc w milczeniu na członka Brzasku,
Uzumaki zastanawiał się jak mu pomóc. Nie za bardzo uśmiechała mu się opcja
przedwczesnego wysłania go na przymusową emeryturę. – Miałem nadzieję, że Itachi nieco dłużej popracuje dla mnie, jako tajny
szpieg, ale tłum zebrany pod szpitalem i odgłosy rozmów dobiegające z korytarza
przed prosektorium oznaczają tylko jedno. Tajemnica, którą skrzętnie ukrywałem
od kilku miesięcy, tej nocy została ujawniona. Świadomość, iż niebawem będę
musiał to i owo wytłumaczyć przed Hokage nie jest zbyt zachęcająca do
nawiązania rozmowy. I z drugiej strony, dlaczego miałbym cokolwiek, przed
kimkolwiek tłumaczyć? Przecież sam niedawno zapowiedziałem: „Skoro nikt nic
mnie nie powiedział o ataku Sasuke, to ja nic nikomu nie powiem o moich
kontaktach z Itachim.” – Czy teraz jego postanowienie miało ulec zmianie?
Czy podda się i wszystko bez zbędnych krzyków i wdawania się w kłótnie,
wyśpiewa? Gorliwe szukanie odpowiedzi na zadane pytania przerwał donośny wrzask
zza zamkniętych drzwi:
- UZUMAKI NARUTO, NATYCHMIAST SIĘ POKAŻ!!!
To był głos Tsunade.
*
* *
Nie wiedziała już, co ma począć. Myśl, że
shinobi, którego pokochało jej serce może być zdrajcą, doprowadzała ją do
rozpaczy. Widziała, że przez ostatnie dwa tygodnie blondyn się izolował, prawie
z nikim nie rozmawiał…, ale nie przypuszczała, że posunie się tak daleko. Nikt,
kompletnie nikt nie spodziewał się, że Naruto potajemnie spotykał się z
mordercą klanu Uchiha. Co więcej, teraz przyniósł go ciężko rannego do
szpitala, gdzie się zabarykadował w… prosektorium. A jako barykady wykorzystał
podległych mu żołnierzy.
Chaos myślowy przerwał jej chrapliwy krzyk
Godaime, która stanęła zaledwie cztery metry od Samurajów w pomarańczowych
zbrojach. Sakura szybko otrzeźwiała i spojrzała na swoją mentorkę. Widziała,
jak kobieta cała drżała, lecz nie wiedziała z jakiego powodu. Czy sprawiały to
biało-złotawe ślepia Upiornych, uważnie obserwujące każdy jej, nawet
najmniejszy, ruch? Czy może myśl, że jeden z jej najlepszych Jouninów spiskuje
z wrogiem? Zielonooka właśnie rozważała, która opcja była bardziej
prawdopodobna, kiedy niespodziewanie dotychczas zamknięte drzwi prosektorium,
zatrzeszczały powoli otwierane. Gdy stalowe skrzydła uderzyły o spalone ściany,
z ciemności panujących we wnętrzu wyłonił się blondwłosy osiemnastolatek w
stroju Jounina Konoha. Widząc jego zimną i beznamiętną twarz o pustym
spojrzeniu błękitnych tęczówek, poczuła gęsią skórkę. Niby powinna się już do
tego przyzwyczaić, ale jednak… za każdym razem czuła nieprzyjemny dreszcz
przebiegający ją po całej długości pleców. Tak było i tym razem.
- Widząc takie grono zainteresowanych,
zakładam, iż moje kontakty z Uchiha Itachim nie są już żadną tajemnicą, tak? –
Chłopak spytał z wyraźną kpiną zawartą w swych słowach, a widząc szeroko
otwarte oczy przyjaciół i wściekłe spojrzenie Godaime, nie znacznie się
uśmiechnął: – Zatem, co Hokage ode mnie chciała?
- Żebyś się pokazał i rozkazał swoim
siekaczom, by mnie przepuścili!
- Dobra, wpuszczę Tsunade-baachan, ale pod
jednym warunkiem.
- Jakim!?
- Ułaskawisz Uchiha Itachiego i z powrotem
przyznasz mu status shinobi Konoha-Gakure no Sato. – Powiedział Uzumaki, a jego
słowa wywołały istną burzę za plecami Piątej. Shinobi stojący w głębi
korytarza, wykrzykując, zaczęli głośno protestować. W powietrzu momentalnie
pojawiły się obelgi rzucane przeciwko blondynowi i jego żądaniom. Tsunade tym
czasem wnikliwie wszystko przemyślała, po czym udzieliła odpowiedzi, za co
została nagrodzona gromkimi oklaskami:
- Nie ma mowy. Nigdy nie zgodzę się na coś
podobnie absurdalnego!
- W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru,
Tsunade. Odejdę z wioski, z twoim pozwoleniem lub bez niego i już nigdy o mnie
nie usłyszysz…! Kiedy zmienisz swoje stanowisko, wtedy może wrócę by Ci
pokazać, w jak wielkim kłamstwie żyjesz.
Chłopak wytrzymał świdrujące go nieugięte
spojrzenie Hokage, a gdy nikt już nic nie powiedział na jego słowa, odwrócił
się i na powrót zamknął wrota do prosektorium.
- Naruto…
– Szepnęła w myślach, wstrząśnięta jego słowami, Sakura.
*
* *
- Naruto!
Co ty wyprawiasz?? Naprawdę zamierzasz odejść czy tylko tak gadasz??
- Oczywiście,
że tylko tak gadam, Kyuu. Nigdy bym nie zrobił czegoś podobnego. Nie jestem
taki jak… Sasuke! – Chłopak oparł się plecami o zimną stal drzwi i
odetchnął głęboko. – W przeciwieństwie do
tego samoluba, mam TU kogoś, komu na mnie zależy. A przynajmniej, tak mnie się
wydaje. Nie wiem, czy po tym wszystkim Sakura-chan nadal coś do mnie czuje?
- A
właśnie… czy już nie czas by przebaczyć jej to malutkie niedomówienie? Sądzę,
że dziewczyna wystarczająco się już nacierpiała i teraz dobrze by było, żebyście
znowu się zeszli. Chyba, że Ci na niej już nie zależy, co? – Demon
wyszczerzył kły.
- Jasne,
że mi na niej zależy!
- Dobrze
to słyszeć, ale wiesz, że historyjka o odejściu z wioski, bo Hokage nie chce
przystać na twoje żądania, tylko pogorszyła sprawę? Nie wiem czy zauważyłeś,
ale gdy to wszystko zapowiedziałeś, w oczach z gromadzonych zalśniło nie tyle
zaskoczenie, co szok? Teraz będziesz musiał się nieźle napracować, by to jakoś
odkręcić.
- Taaa…
naważyłem sobie piwa, to teraz będę musiał je wypić.
Uzumaki westchnął przeciągle, przejechał
ręką po twarzy i spojrzał na obserwującego go Itachiego. Widział w jego szeroko
otwartych oczach wielkie zdziwienie. Uśmiechnął się i zaraz do niego podszedł:
- Zaskoczyłeś mnie, Naruto. Dlaczego tak
się dla mnie poświęcasz?
- Ponieważ, znając już twoje wspomnienia,
wiem, iż nie zasługujesz by dalej być uważanym za zdrajcę i mordercę swojego
klanu. Oczywiście nie jest tajemnicą, że zginęli z twojej reki, ale nie mogłeś
tego powstrzymać. – Blondyn nikle się uśmiechnął. – Czy wiesz, kto Cię wtedy
kontrolował i jakiej techniki użył, aby tego dokonać?
- Niestety. To był Uchiha Madara… – Itachi
skrzywił się na wspomnienie największego zdrajcy swojego klanu. – A technika,
której użył, aby mnie bezgranicznie kontrolować, zwie się Seichuu Omoi* i może
wykonać ją tylko posiadacz Mangekyo Sharingan. To zaawansowane jutsu w pełni spełnia
swoje zadanie, lecz ma jedną poważną wadę.
- Niech zgadnę. Gdy kontrolowany nią
człowiek ma, na przykład, wyeliminować kogoś bardzo sobie bliskiego, to
technika ta traci na swojej mocy? Dlatego też nie zabiłeś tamtej nocy swojego
młodszego brata, Sasuke. – Naruto uśmiechnął się zadziornie.
- Tak. Zgadza się. Skąd wiedziałeś??
- Znając uczucia, jakie targały tobą
podczas mordowania bliskich i widok załzawionych oczu młodszego braciszka… nie
trudno było się domyślić poważnej wady tego jutsu. Zatem, co teraz, Itachi?
Wrócić do Akatsuki, chyba już nie możesz, więc czym się zajmiesz?
- Szczerze? Nie wiem. Z jedną sprawną ręką
zbyt wielkiego wyboru to ja raczej nie mam. Hmm… Może zajmę się odbudową klanu?
Tylko, która kobieta zechce pokochać takiego jednorękiego bandytę jak ja? –
Uchiha załamał się głos.
- Bez przesady. Wcale nie jesteś taki zły.
Założę się, że gdyby nie twoja reputacja, to miałbyś pełno fanek. Po za tym…
wydaje mnie się, że mam dla ciebie idealną kandydatkę. – Blondyn uśmiechnął się
tajemniczo. Widząc zainteresowanie w oczach przyjaciela, po chwili dokończył
rozpoczętą myśl. – Yasu Ihara, bo tak nazywa się ów niewiasta, ma długie,
czarne włosy, białe oczęta i całkiem pokaźne zderzaki.
Uzumaki gestykulując w odpowiedni sposób,
nieco przybliżył Itachiemu swoją wizję. Kiedy tamten wszystko zrozumiał, obaj
po chwili wybuchli gromkim śmiechem, lecz Uchiha szybko dostał ataku duszącego
kaszlu. Gdy się po kilku minutach uspokoił, miedzy nim a Naruto zapadło grobowe
milczenie. Przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy, by następnie odwrócić
spojrzenia w przeciwnych kierunkach. Uchiha ponownie zabrał głos po kilku
minutach milczenia.
- Naruto… naprawdę zamierzasz odejść z
wioski?
- Nie, Itachi. To była tylko taka gadka
szmatka. Może tego nie wiesz, ale od przeszło dwóch tygodni udaje na zewnątrz
zimnego, bezuczuciowego drania. Z jednej strony, trochę nie potrzebnie się tak
zachowuję, ale z drugiej strony, jestem usprawiedliwiony.
- Hm? Nie rozumiem?
- Widzisz. Dwa tygodnie temu dowiedziałem
się, że prawie trzy miesiące wcześniej, Sasuke zaatakował Konoha i nikt mnie o
tym fakcie nie poinformował. Szczerze powiem, wściekłem się nie na żarty! –
Blondyn zacisnął dłonie, że aż mu kostki pobielały. – Pewnie zaraz spytasz,
czemu się zdenerwowałem? Ponieważ, to już któryś raz z kolei, kiedy ludzie z
mojego otoczenia nie darzą mnie należytym zaufaniem.
Chłopakowi mimowolnie po policzku spłynęło
kilka gorzkich łez. Jednak zaraz szybko wytarł je rękawem bluzy, by jego
rozmówca nie zobaczył, jakie z tego powodu cierpienie go trawi. Jednakże to się
nie udało. Uchiha wszystko dokładnie widział i czuł. Było mu przykro, ale nie
wiedział jak Uzumakiemu pomóc. Zdawał sobie sprawę, że brak zaufania to rzecz
okropna. Sam wielokrotnie tego doświadczył.
- Czy ja wymagam aż tak dużo?? – Naruto
dalej ciągnął swoją „spowiedź”. – To, co powiedziałem kilkanaście minut temu,
może okazać się prawdą. Przez ostatnie dwa tygodnie miałem sporo wolnego czasu
by wszystko sobie dokładnie poukładać. I powiem Ci, Itachi, że na serio
rozważałem opcję odejścia z wioski. Nic mnie tu nie trzyma. Przyjaciele okazali
się być fałszywi, a Sakura-chan… No właśnie. To mnie zabolało najbardziej.
Okazuje się, że nawet Sakura-chan nie darzyła mnie należytym zaufaniem. Nic
mnie nie powiedziała na temat wizyty Sasuke w wiosce. Nie wiem czy świadomie
czy też nieświadomie zataiła ten fakt, ale teraz to już nie ma większego
znaczenia.
Uchiha milczał. Zmarszczone brwi
świadczyły, iż analizował usłyszane informacje. Gdy po minucie podniósł wzrok
na Jinchuuriki, ten z jego oczu wyczytał zmartwienie.
- O co chodzi?
- To Cię może zaboleć jeszcze bardziej. –
Itachi przygryzł wargę, jakby się wahał. – Z twoich słów wywnioskowałem, iż
Sakura nadal nic Ci nie powiedziała. Mam rację?
- Co? Nie rozumiem? O czym miała mnie powiedzieć!?
- Sakura… prawie rok temu zdradziła wioskę
wstępując w szeregi Akatsuki.
TO BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi
Kishimoto
*Seichuu
Omoi (jap.) – Kontrola Umysłu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz