środa, 21 lutego 2018

178. Żądania

Chakra jest to energia, bez której my, Shinobi, nie możemy żyć… – Taką definicję usłyszałem dawno temu siedząc jeszcze w ławce Konoha-Gakko. Pamiętam jak Iruka bardzo długo zanudzał nas swymi wywodami na temat anatomii człowieka. A raczej podstawowej wiedzy o niej. Zawsze, gdy wsłuchiwałem się w odpowiedzi kolegów i koleżanek na zadane im pytania, gdy przychodziła moja kolej, zazwyczaj błyszczałem pustą głową. Zero wiedzy na jakikolwiek temat czy wątek podejmowany na lekcjach.
Teraz, gdy w osiemnaste urodziny zostałem mianowany Jouninem Konoha, moje priorytety nieco uległy zmianie. Już nie gonię tak jak kiedyś za marzeniem, które jeszcze długo się nie ziści… A świadomość dostania własnej drużyny pod opiekę, zmusiła lub przeciwnie, zmotywowała mnie do częstych odwiedzin w miejscu, które kiedyś unikałem jak ognia. Tym miejscem jest oczywiście Biblioteka Konoha-Gakure no Sato.



<<< Odcinek ukazał się 30 października 2010 roku >>>



Zbliżając się do szpitala, Kitsune już z oddali, przed wejściem dostrzegł jakieś poruszenie i usłyszał dość głośny gwar rozmów. Zatrzymawszy się natychmiast na krawędzi dachu budynku, który akurat przeskakiwał, szybko złożył przed sobą dłonie i zniknął w chmurze białego dymu, pojawiając się sekundę potem w prosektorium. Weterani stojący pod drzwiami momentalnie chwycili za broń i ruszyli do ataku na intruza, lecz gdy ten zdjął kaptur i maskę, od razu się zatrzymali:
- Naruto-sama! Proszę o wybaczenie, nie wiedzieliśmy.
Żołnierze padli na kolana chyląc głowy nisko. Uzumaki bez słowa skinął im i podszedł do stołu, na którym leżał jego przyjaciel. Zabandażowany od stóp po czubek głowy zdawał się wciąż nieprzytomny. Oddech miał równomierny. Blondyn spojrzał na oderwaną, prawą rękę. W miejscu, gdzie kiedyś znajdowało się ramię, widniał szczelnie owinięty przesiąkniętymi krwią opatrunkami, kikut.
- Kurczę… Nie przypuszczałem, że Itachi weźmie nasze oczekiwania wobec niego na poważnie. – Naruto westchnął w myślach. – Po jego obrażeniach dopiero teraz widzę, jakim trudnym zadaniem go obarczyłem.
- A co tyś myślał? Skoro TAK mu zależało na pokazaniu Ci, że nie żartuje… Teraz ma za swoje. – Odparł demon. – Ale przyznaję, ten Uchiha mnie zaimponował. Mam tylko jedno pytanie: Czy aby na pewno wykończył swojego towarzysza z Akatsuki??
- Po to właśnie poszedł do Yamanaka Inoichiego, Kyuu. Aby osobiście się przekonać o prawdomówności Itachiego, muszę przejrzeć jego myśli. Do tego zadania będę potrzebował specjalnego Jutsu, które otrzymałem od pana Yamanaka. – Uzumaki wyjął z przybocznej torby jakiś zwój, po czym szybko go rozwinął.
- Sō ka. Tylko, że… Czy nie prościej było zaangażować do tego zadania jednego ze swoich Samurajów lub poprosić któregoś o taką technikę? To z pewnością zaoszczędziłoby Ci mnóstwa czasu i zachodu. – Stwierdził demon.
- Huh? Kuso! Wiesz, że o tym nie pomyślałem? – Blondynowi mina zrzedła. – Dobra! Mówi się, trudno. – Westchnął przeciągle, po czym na powrót skoncentrował całą swoją uwagę na wykonywanej akurat czynności. Zbliżywszy się do głowy szpiega, Naruto zerknął na trzymany pergamin, a gdy zapoznał się z jego zawartością, z powrotem go zwinął i schował. Następnie błyskawicznie wykonał dłońmi serię skomplikowanych sekwencji składających się z różnych pieczęci. Kiedy skończył, przystawił jedną rękę do czoła Itachiego i zamknął oczy.
~ ~ ~ ~
Blondyn znalazł się w bezdennej przestrzeni otoczony nieprzeniknioną, czarną pustką. Unosząc się w powietrzu, chłopak brnął powoli przed siebie, aż niespodziewanie pojawiły się przed nim jakieś drzwi. Nacisnąwszy klamkę poczuł jak całe jego ciało przeszywa niezidentyfikowany impuls ukazując mu, przed nikim niezabezpieczone, wspomnienie z życia Uchihy podczas mordowania swojego klanu. Uzumaki zobaczył cierpienie i rozpacz skrywające się w zakamarkach umysłu Itachiego. Widział, jak ten przed wstąpieniem do Brzasku, nie wiedząc, co się z nim dzieje, dokonuje masowego mordu na swoim klanie. Kierowany nierozpoznaną, bardzo potężną mocą, bez jakichkolwiek skrupułów wyrzyna całe rodziny i tylko jednego członka nieistniejącej już społeczności pozostawia przy życiu. Choć nie chciał tego robić, próbował się powstrzymać, kazał swojemu małemu braciszkowi szukać na nim zemsty. Łzy spływające mu po policzkach ukazywały, jak wielkiego bólu wtedy doświadczył. To była najczarniejsza noc dla klanu Uchiha.
Naruto puścił klamkę w momencie opuszczenia wioski przez Itachiego, dziesięć lat temu. Tajemnicze drzwi jak się nagle pojawiły, tak też nagle znikły i blondyna znowu spowijały nieprzeniknione ciemności. Brnąc dalej ku nieznanemu, chłopak minął kilka obrazów lewitujących w przestrzeni. Przedstawiały jego pierwsze spotkanie z Itachim, po czym wyrosły przed Uzumakim kolejne drzwi. Po dotknięciu klamki, przeszył go kolejny impuls ukazując Uchihe i Hoshigakiego siedzących przy ognisku w sercu jakieś dziczy. Rozmawiali. To był moment, wieczór, kiedy Kisame zdradził czarnowłosemu prawdę o jego mordzie na swoim klanie. To był dla Itachiego szok, lecz było już stanowczo za późno by cokolwiek zmienić. Kiedy użytkownik Sharingana zapowiedział, iż musi spotkać się z Uzumakim, obraz przed oczami Naruto poczerniał i zaraz całkowicie znikł.
Blondyn dalej szybował w bezdennej przestrzeni umysłu swojego szpiega. Minąwszy kilkanaście nowych obrazów, przedstawiających kolejne spotkanie z brunetem i obietnice składania regularnych raportów szpiegowskich, przeleciał przez kilka otwartych bram i w końcu znalazł się przed odsłoniętym mózgiem Itachigo. Nieco zaskoczony brakiem wszelkich barier i przeszkód w poznaniu wspomnień, po chwili namysłu przyłożył otwartą dłoń do odsłoniętych szarych komórek. Momentalnie przeniósł się w pobliże ruin jakiejś świątyni. Kawały murów i głazów porozrzucane po całej okolicy wskazywały, iż kiedyś musiało tu znajdować się coś naprawdę dużego, lecz teraz było jedynie stertą gruzu. Liczne dziury w ziemi i poprzewracane lub powyrywane z korzeniami drzewa leżące wszędzie dookoła świadczyły o skali zniszczeń, jaka miała tam miejsce. W centralnym punkcie kompleksu zrujnowanych zabudowań był ogromny krater, głęboki na kilkadziesiąt metrów, szeroki na kilkaset, po brzegi wypełniony wodą. Na tafli stał w poszarpanych strzępach ubrania, z urwanym prawym ramieniem, ciężko ranny mężczyzna. Jego oddech był ciężki i nierównomierny. Strużka krwi wypływająca z ust przy każdym kaszlnięciu świadczyła o obrażeniach wewnętrznych. Jego twarz, choć śmiertelnie umęczona i poharatana, pozostawała kamienna. Wzrok utkwiony miał w zmasakrowanych zwłokach bez prawego ramienia, lewej nogi i całej głowy, unoszących się na wodzie tuż pod jego nogami. Odrąbany czerep, pokiereszowany i zakrwawiony, z twarzą zastygła w upiornym grymasie, pływał kilkadziesiąt metrów dalej. Uzumaki nie mógł go za żadne skarby rozpoznać, ale szybko domyślił się, kim mógł być przeciwnik Itachiego.
~ ~ ~ ~
Jinchuuriki oderwał nieco zesztywniałą rękę od szczelnie obandażowanego czoła Uchihy, otworzył oczy i od razu spotkał się ze spokojnym spojrzeniem czarnych źrenic, uważnie go obserwujących. Uśmiechnąwszy się, po chwili milczenia zabrał głos:
- Jak się czujesz, przyjacielu?
- Fizycznie, całkiem dobrze. Psychicznie, średnio na jeża. – Itachi odparł niemrawo, a widząc delikatną nutę pytania w oczach Uzumakiego, dodał: – Technika, jaką szykowałem na spotkanie z Sasuke, a wykorzystałem ją do zabicia Kisame, na tyle nadwyrężyła moje oczy i ciało, że nawet twoim medykom nie uda mnie się do końca wyleczyć. Obawiam się, że już nigdy więcej nie będę mógł użyć mojego Mangekyou Sharingan.
- Jesteś tego pewien?
Chłopak spytał z przekąsem, za co czarnowłosy obdarzył go podejrzliwym spojrzeniem. Nic więcej nie mówiąc, po namyśle zamknął oczy i spróbował uaktywnić klanowe więzy krwi. Jakież było jego zdumienie, kiedy po otwarciu oczu nie poczuł żadnego ukłucia bólu w okolicy źrenic. Próba wywołania czarnego ognia na suficie i zaraz jego zgaszenie także skończyła się bez uszczerbku na zdrowiu. Mężczyzna z uaktywnionym, trzecim poziomem Sharingana, czuł się jakby nigdy wcześniej go nie używał. Jego niedowierzanie urosło do niewiarygodnie wysokiej rangi:
- Jakim cudem moje oczy jeszcze nie zaczęły krwawić?? Wedle tego, co wiem, zaraz po aktywacji Mangekyou Sharingan powinienem bezpowrotnie stracić wzrok!! Nie rozumiem, jak to możliwe, że żadne z tych rzeczy się nie dzieją?? – Uchiha niemal usiadł, lecz ból w klatce piersiowej mu to uniemożliwił.
- Naruto-sama wydał rozkaz kompletnego wyleczenia twoich obrażeń, Itachi-san. Skoro groziła Ci ślepota, w trakcie leczenia wykorzystaliśmy zakazane jutsu, którego nazwy oraz sposobu wykonania podać nie mogę. – Odparł Upiorny medyk stojący obok Uzumakiego. – Co prawda, jeszcze przez jakiś czas możesz odczuwać fizyczne skutki odbytej walki, ale twoje ciało zostało wyleczone prawie w stu procentach.
- Prawie? – Spytał Naruto.
- Tak, Panie. Oderwanych lub odciętych kończyn rekonstruować nie potrafimy.
- Rozumiem. – Chłopak odparł ze smutkiem. – Zatem, na pewno nie ma sposobu na kompletne wyleczenie Itachigo?
- Nic mi nie będzie, Naruto. Oczywiście, z byciem shinobi mogę się pożegnać, ale przynajmniej będę żył. – Uchiha powiedział to takim tonem, że blondyn darował sobie próbę zaprotestowania.
Patrząc w milczeniu na członka Brzasku, Uzumaki zastanawiał się jak mu pomóc. Nie za bardzo uśmiechała mu się opcja przedwczesnego wysłania go na przymusową emeryturę. – Miałem nadzieję, że Itachi nieco dłużej popracuje dla mnie, jako tajny szpieg, ale tłum zebrany pod szpitalem i odgłosy rozmów dobiegające z korytarza przed prosektorium oznaczają tylko jedno. Tajemnica, którą skrzętnie ukrywałem od kilku miesięcy, tej nocy została ujawniona. Świadomość, iż niebawem będę musiał to i owo wytłumaczyć przed Hokage nie jest zbyt zachęcająca do nawiązania rozmowy. I z drugiej strony, dlaczego miałbym cokolwiek, przed kimkolwiek tłumaczyć? Przecież sam niedawno zapowiedziałem: „Skoro nikt nic mnie nie powiedział o ataku Sasuke, to ja nic nikomu nie powiem o moich kontaktach z Itachim.” – Czy teraz jego postanowienie miało ulec zmianie? Czy podda się i wszystko bez zbędnych krzyków i wdawania się w kłótnie, wyśpiewa? Gorliwe szukanie odpowiedzi na zadane pytania przerwał donośny wrzask zza zamkniętych drzwi:
- UZUMAKI NARUTO, NATYCHMIAST SIĘ POKAŻ!!!
To był głos Tsunade.
* * *
Nie wiedziała już, co ma począć. Myśl, że shinobi, którego pokochało jej serce może być zdrajcą, doprowadzała ją do rozpaczy. Widziała, że przez ostatnie dwa tygodnie blondyn się izolował, prawie z nikim nie rozmawiał…, ale nie przypuszczała, że posunie się tak daleko. Nikt, kompletnie nikt nie spodziewał się, że Naruto potajemnie spotykał się z mordercą klanu Uchiha. Co więcej, teraz przyniósł go ciężko rannego do szpitala, gdzie się zabarykadował w… prosektorium. A jako barykady wykorzystał podległych mu żołnierzy.
Chaos myślowy przerwał jej chrapliwy krzyk Godaime, która stanęła zaledwie cztery metry od Samurajów w pomarańczowych zbrojach. Sakura szybko otrzeźwiała i spojrzała na swoją mentorkę. Widziała, jak kobieta cała drżała, lecz nie wiedziała z jakiego powodu. Czy sprawiały to biało-złotawe ślepia Upiornych, uważnie obserwujące każdy jej, nawet najmniejszy, ruch? Czy może myśl, że jeden z jej najlepszych Jouninów spiskuje z wrogiem? Zielonooka właśnie rozważała, która opcja była bardziej prawdopodobna, kiedy niespodziewanie dotychczas zamknięte drzwi prosektorium, zatrzeszczały powoli otwierane. Gdy stalowe skrzydła uderzyły o spalone ściany, z ciemności panujących we wnętrzu wyłonił się blondwłosy osiemnastolatek w stroju Jounina Konoha. Widząc jego zimną i beznamiętną twarz o pustym spojrzeniu błękitnych tęczówek, poczuła gęsią skórkę. Niby powinna się już do tego przyzwyczaić, ale jednak… za każdym razem czuła nieprzyjemny dreszcz przebiegający ją po całej długości pleców. Tak było i tym razem.
- Widząc takie grono zainteresowanych, zakładam, iż moje kontakty z Uchiha Itachim nie są już żadną tajemnicą, tak? – Chłopak spytał z wyraźną kpiną zawartą w swych słowach, a widząc szeroko otwarte oczy przyjaciół i wściekłe spojrzenie Godaime, nie znacznie się uśmiechnął: – Zatem, co Hokage ode mnie chciała?
- Żebyś się pokazał i rozkazał swoim siekaczom, by mnie przepuścili!
- Dobra, wpuszczę Tsunade-baachan, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim!?
- Ułaskawisz Uchiha Itachiego i z powrotem przyznasz mu status shinobi Konoha-Gakure no Sato. – Powiedział Uzumaki, a jego słowa wywołały istną burzę za plecami Piątej. Shinobi stojący w głębi korytarza, wykrzykując, zaczęli głośno protestować. W powietrzu momentalnie pojawiły się obelgi rzucane przeciwko blondynowi i jego żądaniom. Tsunade tym czasem wnikliwie wszystko przemyślała, po czym udzieliła odpowiedzi, za co została nagrodzona gromkimi oklaskami:
- Nie ma mowy. Nigdy nie zgodzę się na coś podobnie absurdalnego!
- W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru, Tsunade. Odejdę z wioski, z twoim pozwoleniem lub bez niego i już nigdy o mnie nie usłyszysz…! Kiedy zmienisz swoje stanowisko, wtedy może wrócę by Ci pokazać, w jak wielkim kłamstwie żyjesz.
Chłopak wytrzymał świdrujące go nieugięte spojrzenie Hokage, a gdy nikt już nic nie powiedział na jego słowa, odwrócił się i na powrót zamknął wrota do prosektorium.
- Naruto… – Szepnęła w myślach, wstrząśnięta jego słowami, Sakura.
* * *
- Naruto! Co ty wyprawiasz?? Naprawdę zamierzasz odejść czy tylko tak gadasz??
- Oczywiście, że tylko tak gadam, Kyuu. Nigdy bym nie zrobił czegoś podobnego. Nie jestem taki jak… Sasuke! – Chłopak oparł się plecami o zimną stal drzwi i odetchnął głęboko. – W przeciwieństwie do tego samoluba, mam TU kogoś, komu na mnie zależy. A przynajmniej, tak mnie się wydaje. Nie wiem, czy po tym wszystkim Sakura-chan nadal coś do mnie czuje?
- A właśnie… czy już nie czas by przebaczyć jej to malutkie niedomówienie? Sądzę, że dziewczyna wystarczająco się już nacierpiała i teraz dobrze by było, żebyście znowu się zeszli. Chyba, że Ci na niej już nie zależy, co? – Demon wyszczerzył kły.
- Jasne, że mi na niej zależy!
- Dobrze to słyszeć, ale wiesz, że historyjka o odejściu z wioski, bo Hokage nie chce przystać na twoje żądania, tylko pogorszyła sprawę? Nie wiem czy zauważyłeś, ale gdy to wszystko zapowiedziałeś, w oczach z gromadzonych zalśniło nie tyle zaskoczenie, co szok? Teraz będziesz musiał się nieźle napracować, by to jakoś odkręcić.
- Taaa… naważyłem sobie piwa, to teraz będę musiał je wypić.
Uzumaki westchnął przeciągle, przejechał ręką po twarzy i spojrzał na obserwującego go Itachiego. Widział w jego szeroko otwartych oczach wielkie zdziwienie. Uśmiechnął się i zaraz do niego podszedł:
- Zaskoczyłeś mnie, Naruto. Dlaczego tak się dla mnie poświęcasz?
- Ponieważ, znając już twoje wspomnienia, wiem, iż nie zasługujesz by dalej być uważanym za zdrajcę i mordercę swojego klanu. Oczywiście nie jest tajemnicą, że zginęli z twojej reki, ale nie mogłeś tego powstrzymać. – Blondyn nikle się uśmiechnął. – Czy wiesz, kto Cię wtedy kontrolował i jakiej techniki użył, aby tego dokonać?
- Niestety. To był Uchiha Madara… – Itachi skrzywił się na wspomnienie największego zdrajcy swojego klanu. – A technika, której użył, aby mnie bezgranicznie kontrolować, zwie się Seichuu Omoi* i może wykonać ją tylko posiadacz Mangekyo Sharingan. To zaawansowane jutsu w pełni spełnia swoje zadanie, lecz ma jedną poważną wadę.
- Niech zgadnę. Gdy kontrolowany nią człowiek ma, na przykład, wyeliminować kogoś bardzo sobie bliskiego, to technika ta traci na swojej mocy? Dlatego też nie zabiłeś tamtej nocy swojego młodszego brata, Sasuke. – Naruto uśmiechnął się zadziornie.
- Tak. Zgadza się. Skąd wiedziałeś??
- Znając uczucia, jakie targały tobą podczas mordowania bliskich i widok załzawionych oczu młodszego braciszka… nie trudno było się domyślić poważnej wady tego jutsu. Zatem, co teraz, Itachi? Wrócić do Akatsuki, chyba już nie możesz, więc czym się zajmiesz?
- Szczerze? Nie wiem. Z jedną sprawną ręką zbyt wielkiego wyboru to ja raczej nie mam. Hmm… Może zajmę się odbudową klanu? Tylko, która kobieta zechce pokochać takiego jednorękiego bandytę jak ja? – Uchiha załamał się głos.
- Bez przesady. Wcale nie jesteś taki zły. Założę się, że gdyby nie twoja reputacja, to miałbyś pełno fanek. Po za tym… wydaje mnie się, że mam dla ciebie idealną kandydatkę. – Blondyn uśmiechnął się tajemniczo. Widząc zainteresowanie w oczach przyjaciela, po chwili dokończył rozpoczętą myśl. – Yasu Ihara, bo tak nazywa się ów niewiasta, ma długie, czarne włosy, białe oczęta i całkiem pokaźne zderzaki.
Uzumaki gestykulując w odpowiedni sposób, nieco przybliżył Itachiemu swoją wizję. Kiedy tamten wszystko zrozumiał, obaj po chwili wybuchli gromkim śmiechem, lecz Uchiha szybko dostał ataku duszącego kaszlu. Gdy się po kilku minutach uspokoił, miedzy nim a Naruto zapadło grobowe milczenie. Przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy, by następnie odwrócić spojrzenia w przeciwnych kierunkach. Uchiha ponownie zabrał głos po kilku minutach milczenia.
- Naruto… naprawdę zamierzasz odejść z wioski?
- Nie, Itachi. To była tylko taka gadka szmatka. Może tego nie wiesz, ale od przeszło dwóch tygodni udaje na zewnątrz zimnego, bezuczuciowego drania. Z jednej strony, trochę nie potrzebnie się tak zachowuję, ale z drugiej strony, jestem usprawiedliwiony.
- Hm? Nie rozumiem?
- Widzisz. Dwa tygodnie temu dowiedziałem się, że prawie trzy miesiące wcześniej, Sasuke zaatakował Konoha i nikt mnie o tym fakcie nie poinformował. Szczerze powiem, wściekłem się nie na żarty! – Blondyn zacisnął dłonie, że aż mu kostki pobielały. – Pewnie zaraz spytasz, czemu się zdenerwowałem? Ponieważ, to już któryś raz z kolei, kiedy ludzie z mojego otoczenia nie darzą mnie należytym zaufaniem.
Chłopakowi mimowolnie po policzku spłynęło kilka gorzkich łez. Jednak zaraz szybko wytarł je rękawem bluzy, by jego rozmówca nie zobaczył, jakie z tego powodu cierpienie go trawi. Jednakże to się nie udało. Uchiha wszystko dokładnie widział i czuł. Było mu przykro, ale nie wiedział jak Uzumakiemu pomóc. Zdawał sobie sprawę, że brak zaufania to rzecz okropna. Sam wielokrotnie tego doświadczył.
- Czy ja wymagam aż tak dużo?? – Naruto dalej ciągnął swoją „spowiedź”. – To, co powiedziałem kilkanaście minut temu, może okazać się prawdą. Przez ostatnie dwa tygodnie miałem sporo wolnego czasu by wszystko sobie dokładnie poukładać. I powiem Ci, Itachi, że na serio rozważałem opcję odejścia z wioski. Nic mnie tu nie trzyma. Przyjaciele okazali się być fałszywi, a Sakura-chan… No właśnie. To mnie zabolało najbardziej. Okazuje się, że nawet Sakura-chan nie darzyła mnie należytym zaufaniem. Nic mnie nie powiedziała na temat wizyty Sasuke w wiosce. Nie wiem czy świadomie czy też nieświadomie zataiła ten fakt, ale teraz to już nie ma większego znaczenia.
Uchiha milczał. Zmarszczone brwi świadczyły, iż analizował usłyszane informacje. Gdy po minucie podniósł wzrok na Jinchuuriki, ten z jego oczu wyczytał zmartwienie.
- O co chodzi?
- To Cię może zaboleć jeszcze bardziej. – Itachi przygryzł wargę, jakby się wahał. – Z twoich słów wywnioskowałem, iż Sakura nadal nic Ci nie powiedziała. Mam rację?
- Co? Nie rozumiem? O czym miała mnie powiedzieć!?
- Sakura… prawie rok temu zdradziła wioskę wstępując w szeregi Akatsuki.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto





*Seichuu Omoi (jap.) – Kontrola Umysłu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz