piątek, 23 lutego 2018

193. Trochę wiary, Naruto!


<<< Odcinek ukazał się 31 lipca 2011 roku >>>



Stał w milczeniu obserwując reakcje sprzeciwiających się mu żołnierzy. Zawsze, gdy to robili zastanawiał się, dlaczego i jak dotąd nie znalazł satysfakcjonującej go odpowiedzi. Zaś tym razem sam ich sprowokował do swego rodzaju buntu, mając na celu wyjaśnienie z nimi czegoś. Tak wiec, po kilku minutach nieprzerwanego wpatrywania się w wlepione w niego ślepia Upiornego, Naruto ponownie się odezwał:
- Kto zaprzeczy!? – Nieznacznie podniósł głos. – Może znów nie znamy się tak długo, bo nie cały rok i jeszcze nie do wszystkich dotarło, że dobrowolnie wybraliście mnie na swojego dowódcę, ale skoro do tego doszło, nieco profesjonalizmu i posłuszeństwa z waszej strony wymagam. Powinniście lepiej ode mnie wiedzieć, iż ostatnimi czasy nie spisywaliście się nie najlepiej! I nie mówię tu o pomyłce jednego z Medyków w trakcie zabiegu pieczętowania Niebiańskiego Ognia w ciele mojej uczennicy, ani o żadnej wpadce, jakiej mogli się wcześniej czy później dopuścić, lecz o zachowaniu, reakcjach i działaniach poszczególnych Zbrojnych. Przyznaję, jest was najwięcej w całej armii, a że wszyscy wyglądacie niemal identycznie, to trudno tu o wskazanie podejrzanych czy winnych, jednakże dłużej tak być nie może!
Blondyn zrobił pauzę, by przełknąć ślinę, gdyż od potoku słów zaschło mu w gardle. Klęczący przed nim samuraje w tym czasie nic nie powiedzieli. Trójka, która za pierwszym razem podniosła głowy, teraz na powrót je opuściła. Jinchuuriki był świadom, że właśnie analizowali jego słowa i tylko dlatego po chwili kontynuował swój monolog. Żeby nadać całej sytuacji większej powagi, Naruto ruszył powolnym krokiem dookoła klęczących wojowników:
- Nie będę się rozdrabniał nad wyjaśnieniem, o jakie sytuacje mi chodzi, bo wszyscy dobrze wiecie, o czym mówię, lecz za każdym razem, gdy tylko któremuś wytknę jakieś niedopatrzenie zaraz spotykam się z sprzeciwem. Pytam się wiec, dlaczego? Czy jako wasz dowódca nie mam tego prawa, czepiania się, gdy mój rozkaz nie zostanie wykonany tak, jak sobie tego zażyczyłem? Który z was mnie to wyjaśni? Który przemówi w imieniu całej reszty, hm? Jogensha!?
Mężczyzna wstał do wyprostowanej pozycji i się odwrócił, po czym zawiesił zamyślone spojrzenie na nieustannie krążącym Uzumakim. Wodził za nim wzrokiem i dłuższą chwilę milczał, jakby nie wiedział, od czego zacząć. Kiedy przedłużająca się cisza wystarczająco zirytowała blondyna i chłopak chciał zażądać od niego wyjaśnień, samuraj w ostatniej chwili zabrał głos:
- Przyznaję, Naruto-sama… W czasie, w którym przyszło nam wypełniać twoje  rozkazy, nie popisaliśmy się zbytnio. Wiele razy obiecywałem, że takie czy inne sytuacje już się nigdy nie powtórzą i nawet teraz, cały czas podtrzymuję tą przysięgę. Jednakże, przy tylu wpadkach z naszej strony pewnie już uznałeś, że to było puste, niczym nie poparte przyrzeczenie. I nie mam o to do ciebie pretensji, gdyż możesz mieć rację. – Jogensha cały czas zachowywał poważny wyraz twarzy. – Co się zaś tyczy twojego pytania, Naruto-sama, to moja odpowiedź raczej Ci się nie spodoba.
- Pozwól, że sam to osądzę.
- Dobrze. W takim razie przedstawię to tak. Prawdą jest, że dobrowolnie wybraliśmy Cię na swojego dowódcę i przysięgaliśmy Ci wierność oraz posłuszeństwo w wykonywaniu każdego wydanego nam polecenia. Lecz, czasami zdarza się któremuś z nas mieć nieco inne zdanie na tematy przez ciebie poruszane. Jest to spowodowane tym, iż twój poprzednik był bardziej doświadczony w sztuce dowodzenia tak liczną armią, jak nasza. A że służyliśmy mu kilkadziesiąt lat, potem zaś drugie tyle czasu nikt nam nie przewodził… Żołnierze zwyczajnie odzwyczaili się od solidności w swoim fachu, że tak to ujmę. Wielu z nas zapomniało, jak to jest mieć silnego wodza. A takim z całą pewnością jesteś. – Jogensha szybko przemierzył odległość dzielącą go od blondyna i zatrzymał się dopiero, gdy dzieliło ich już tylko pół metra. Mężczyzna odezwał się nieco przyciszonym głosem. – Naruto-sama, proszę, uzbrój się w dodatkowe pokłady cierpliwości. To moja ostatnia na dziś prośba. Kiedy następnym razem wezwiesz nas byśmy Ci służyli, już się na nas nie zawiedziesz. Nigdy więcej.
- Jesteś tego pewien? – Spytał Naruto patrząc mu prosto w oczy.
- Tak, jak tego, że tu stoję. – Samuraj uderzył się zaciśniętą pięścią w pierś. – Jeśli będzie inaczej, ustąpię ze stanowiska Twojego doradcy, po czym poddam się karze ścięcia głowy. Ku przestrodze pozostałych Upiornych, by już nigdy Ci się nie przeciwstawili.
* * *
Osiemnastolatek wpatrywał się nieodgadnionym wzrokiem w swojego rozmówcę. Wyraz twarzy zachowywał poważny, niezdradzający żadnych uczuć. Wewnętrznie zaś był dogłębnie zszokowany. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewał. Tak naprawdę, niczego konkretnego się nie spodziewał, a w całą dyskusję wdał się bez jakiegokolwiek przygotowania. Można by rzec, poszedł na żywioł mając nadzieje rychłego rozwiązania powstałego konfliktu.
- Co o tym myślisz, Kyuu? – Spytał w myślach.
- Powinieneś posłuchać jego ostatniej prośby i dać im więcej czasu. Nie wiem, czy to w czymś pomoże, ale być może przy kolejnym ich wezwaniu, rezultaty dzisiejszej rozmowy od razu zobaczysz. – Odparł demon.
- A jeśli znowu…?
- Trochę wiary, Naruto! Skoro tak chętnie podpisałeś z nimi pakt krwi, to powinieneś wiedzieć, na co się porywasz. Dowodzenie tak liczną armią, to nie przelewki. Zawsze coś może pójść nie po twojej myśli i wtedy trzeba do wszystkiego ze spokojem podchodzić. Ty natomiast od razu ich oskarżasz. Bez odpowiednich dowodów wysnuwasz wnioski, co prowadzi do zgrzytów miedzy tobą, a żołnierzami. – Kyuubi dorzucił swoje trzy grosze. – Jeśli teraz nie odpuścisz, to już nigdy nie nawiąże się miedzy wami nić porozumienia. Oni wciąż będą popełniać błędy, a ty będziesz się tylko niepotrzebnie denerwował.
- To wszystko!?
Słowa demona tylko dodatkowo zdenerwowały blondyna, ale lis miał rację. Krzyczenie i zajadłe dociekanie prawdy źle wpływały na stosunki z samurajami, które wciąż były nie najlepsze. Blondyn po chwili dokładniej zastanowił się nad swoim postępowaniem i wkrótce potem zdecydował posłuchać mieszkańca swojej duszy. Słuchanie rad zapieczętowanego w sobie Bijuu, stało się już stałym punktem programu, gdy wspólnie omawiali jakiś problem.
* * *
Naruto zamrugał kilkakrotnie wracając świadomością do otaczającej go rzeczywistości. Stojący naprzeciw niego czarnowłosy samuraj wciąż trwał na baczność czekając na kolejne jego słowa. Na swoje szczęście, blondyn nie pozwolił by długo musiał trwać w niepewności. Chłopak wyprostował lekko zgarbione plecy i skrzyżował ramiona na piersi:
- Dobra, Jogensha. Spełnię twoją prośbę i dam wam więcej czasu na oswojenie się ze wszystkim. – Jounin rozłożył ramiona zataczając w powietrzu sugestywny okrąg. – Mam tylko nadzieję, że cała dzisiejsza rozmowa nie pójdzie na marne i w końcu otrzymam to, co sami mi zaoferowaliście. Że się przekonam, iż podpisanie kontraktu krwi z Upiorną Armią nie było, przynoszącą same problemy, pomyłką.
- Tak będzie, Rikushō-sama!*
Zapewnił Jogensha i zasalutował, po czym wycofał się w stronę klęczących Zbrojnych, z którymi zraz zniknął w gęstym kłębie białego dymu. Uzumaki wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowali się Upiorni, po czym przeniósł spojrzenie na różowowłosa. Dziewczyna momentalnie podeszła i bez słowa się do niego przytuliła, przyciskając policzek do jego ramienia. Drżała na cały ciele, co chłopak od razu wyczuł, lecz nic nie powiedział. Bez zadawania pytań domyślił się, czym było to spowodowane. Stali w milczeniu, tuląc się do siebie wzajemnie, kiedy po kilkunastu minutach Naruto poczuł, jak ktoś go ciągnie za dolny brzeg kamizelki.
- Sensei…
To była ośmioletnia Inaba. Blondyn puścił zielonooką i odwrócił się, klękając. W oczach małej dostrzegł prośbę pomieszaną z nadzieją, które dodatkowo przesłaniała nutka głęboko utrwalonej trwogi. Osiemnastolatek domyślał się, że było to wywołane widokiem samurajów i doświadczeniami, jakich dziecko doznało w swoim dotychczasowym, krótkim życiu, lecz jak było naprawdę, to tylko sama Miyoko to wiedziała. Kiedy zaś po jej rozgrzanych policzkach spłynęły słone łzy, Naruto niczego już nie był pewny:
- Co się stało? – Spytał troskliwie, a blondynka w odpowiedzi wyciągnęła do niego ręce, splatając je po chwili na jego karku. Jinchuuriki instynktownie odwzajemnił uścisk, po czym wstał podnosząc swoją uczennicę do góry. – Miyoko-chan, czemu płaczesz?
- Ja… ja nie chcę… nie chcę, żebyś odchodził! – Niemal krzyknęła.
- Ciii… Ciii…
Głaszcząc ośmiolatkę po głowie, Uzumaki szepnął jej na ucho kilka pokrzepiających duszę słów i spojrzał na Haruno. Uśmiechała się, patrząc na niego rozmarzonym wzrokiem. Dopiero gdy się do niej zbliżył, otrząsnęła się ze świata fantazji. Na ciche zapytanie, co mam zrobić, bezradnie wzruszyła ramionami. Dla blondyna był to znak, że decyzję ma podjąć sam, z czym w tej chwili miał drobny problem. Z jednej strony mógł spokojnie przystać na prośbę dziewczynki i zostać z nią jeszcze kilka dni, lecz z drugiej miał ważne zadanie do wykonania i ta właśnie myśl o wszystkim zadecydowała.
- No dobrze, Miyoko. Zapytam twojego ojca, czy pozwoli nam zostać jeszcze kilka dni.
- Naprawdę??? – Dziewczynka od razu się rozweseliła. Kiedy kiwnął głową, ponownie, mocno się do niego przytuliła, głośno wykrzykując: – Arigatō gozaimasu, Sensei!
- Ale niczego nie obiecuję, więc proszę, na nic konkretnego się nie nastawiaj. Dobrze?
- Mhm – Zamruczała blondynka nie odrywając głowy od jego ramienia.
Naruto czuł, że Miyoko wciąż do końca się nie uspokoiła. Cały czas lekko drżała, lecz już nie płakała, co było dobrym znakiem. Zdawał sobie sprawę, że niebawem dziewczynka znowu będzie płakała z jego powodu, ale obowiązek uratowania Yasu Ihara za wszelką cenę, bezkonkurencyjnie wygrał z uczuciami. Wychodząc z dōjō i kierując się z powrotem w stronę pałacu Daimyo, Uzumaki zastanawiał się, jak rozegrać nadchodzącą rozmowę.
* * *
Gdy rozmawiał z Kenji-sama, wyraz twarzy zachowywał poważny, odrobinę zimny, oczy zaś ziały niezrozumiałą pustką. Domyślała się, że mogło być to spowodowane podjęciem takiej, a nie innej decyzji i pomimo, iż stojąca opodal Miyoko kilka minut temu prosiła, by jeszcze nie odchodził, zapewne wbrew sobie postanowił jej nie posłuchać. Dziewczynka teraz zachowywała kamienny spokój, lecz widać było, że się powstrzymywała od ponownego wybuchnięcia dziecięcym płaczem. Dzielnie stawiała czoła własnym odruchom i emocjom. Obecna scena i wszystkie wcześniejsze, jasno pokazywały, jakim uczuciem darżała swojego wybawcę oraz mistrza w jednej osobie. Medyczka właśnie wyobrażała sobie, jak będzie wyglądało dalsze życie Miyoko, gdy już ona i Naruto znikną, kiedy Uzumaki się do niej zwrócił:
- Sakura, jesteś gotowa?
- C-co… Niby do czego? – Odparła rozkojarzona.
- No, do drogi.
W głosie blondyna usłyszała zawartą nutę irytacji i rozgoryczenia. A to twarde spojrzenie jakim ją obdarzył. Brr… Już na samą myśl, o co mu chodzi, przeszły ją ciarki po plecach. Stał obok Daimyo i czekał na swoją odpowiedź. Wiedziała, że jeśli szybko nie udzieli odpowiedzi, to się to odbije na ich wspólnych relacjach. Wciąż pamiętała, jak bardzo skrzywdziła Naruto nie mówiąc mu o ataku Sasuke na Konoha. Tamtego dnia nigdy nie zapomni, lecz chyba też nie zrozumie, dlaczego Naruto tak się wtedy wściekł. Uchiha Sasuke to zdrajca, kryminalista, co tylko na śmierć zasługuje, a on go broni zamiast potępić, jak ona.
- Sakura…
- Tak, tak, oczywiście.
Zasalutowała, co po chwili wydało się jej niedorzeczne i szybko opuściła rękę. Ku swemu zaskoczeniu, blondyn całkowicie zignorował jej zachowanie i na powrót odwrócił się do Daimyo. Nie minęła nawet minuta, jak podali sobie ręce, po czym Naruto przyklęknął, przytulił Miyoko, w policzek ucałował i zaraz znowu wstał. Gdy ją mijał, słowem się nie odezwał, tylko podszedł do drzwi i szybko za nimi zniknął. Zdezorientowana Sakura stała w miejscu kompletnie nie widząc, co ma dalej zrobić. Widziała, że Kenji-sama się do niej uśmiechał, tak samo jego córka, wiec po chwili odwzajemniła te gesty. W następnym ruchu, nie czując takiej więzi, jak Naruto, jedynie pomachała Miyoko na do widzenia, zaś w stronę Daimyo nisko się ukłoniła i czym prędzej, bez słowa wyszła z pomieszczenia w ślad za blondynem.
Błyskawicznie przemierzyła długi korytarz, minęła strażników zasypiających na warcie pod głównym wejściem i biegiem ruszyła przez dziedziniec. Uzumaki stał oparty plecami o bramę wjazdową na teren posiadłości Lorda Feudalnego kraju Herbaty i trzymał ramiona skrzyżowane na piersi. Wzrok utkwiony miał w bliżej nieokreślonym punkcie, choć Haruno domyślała się, że ją zwyczajnie obserwował. Gdy tylko się zbliżyła, lekko się uśmiechnął.
- Dlaczego byłeś taki oschły? – Spytała.
- Ponieważ nigdy nie lubiłem pożegnań.



TO BE CONTINUED…


* rikushō (jap.) – generał
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

Original Concept by Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz