<<< Odcinek
ukazał się 31 lipca 2011 roku >>>
Stał
w milczeniu obserwując reakcje sprzeciwiających się mu żołnierzy. Zawsze, gdy to
robili zastanawiał się, dlaczego i jak dotąd nie znalazł satysfakcjonującej go
odpowiedzi. Zaś tym razem sam ich sprowokował do swego rodzaju buntu, mając na
celu wyjaśnienie z nimi czegoś. Tak wiec, po kilku minutach nieprzerwanego
wpatrywania się w wlepione w niego ślepia Upiornego, Naruto ponownie się
odezwał:
-
Kto zaprzeczy!? – Nieznacznie podniósł głos. – Może znów nie znamy się tak
długo, bo nie cały rok i jeszcze nie do wszystkich dotarło, że dobrowolnie
wybraliście mnie na swojego dowódcę, ale skoro do tego doszło, nieco
profesjonalizmu i posłuszeństwa z waszej strony wymagam. Powinniście lepiej ode
mnie wiedzieć, iż ostatnimi czasy nie spisywaliście się nie najlepiej! I nie
mówię tu o pomyłce jednego z Medyków w trakcie zabiegu pieczętowania
Niebiańskiego Ognia w ciele mojej uczennicy, ani o żadnej wpadce, jakiej mogli
się wcześniej czy później dopuścić, lecz o zachowaniu, reakcjach i działaniach
poszczególnych Zbrojnych. Przyznaję, jest was najwięcej w całej armii, a że
wszyscy wyglądacie niemal identycznie, to trudno tu o wskazanie podejrzanych
czy winnych, jednakże dłużej tak być nie może!
Blondyn
zrobił pauzę, by przełknąć ślinę, gdyż od potoku słów zaschło mu w gardle. Klęczący
przed nim samuraje w tym czasie nic nie powiedzieli. Trójka, która za pierwszym
razem podniosła głowy, teraz na powrót je opuściła. Jinchuuriki był świadom, że
właśnie analizowali jego słowa i tylko dlatego po chwili kontynuował swój
monolog. Żeby nadać całej sytuacji większej powagi, Naruto ruszył powolnym
krokiem dookoła klęczących wojowników:
-
Nie będę się rozdrabniał nad wyjaśnieniem, o jakie sytuacje mi chodzi, bo wszyscy
dobrze wiecie, o czym mówię, lecz za każdym razem, gdy tylko któremuś wytknę
jakieś niedopatrzenie zaraz spotykam się z sprzeciwem. Pytam się wiec,
dlaczego? Czy jako wasz dowódca nie mam tego prawa, czepiania się, gdy mój
rozkaz nie zostanie wykonany tak, jak sobie tego zażyczyłem? Który z was mnie
to wyjaśni? Który przemówi w imieniu całej reszty, hm? Jogensha!?
Mężczyzna
wstał do wyprostowanej pozycji i się odwrócił, po czym zawiesił zamyślone
spojrzenie na nieustannie krążącym Uzumakim. Wodził za nim wzrokiem i dłuższą
chwilę milczał, jakby nie wiedział, od czego zacząć. Kiedy przedłużająca się
cisza wystarczająco zirytowała blondyna i chłopak chciał zażądać od niego
wyjaśnień, samuraj w ostatniej chwili zabrał głos:
-
Przyznaję, Naruto-sama… W czasie, w którym przyszło nam wypełniać twoje rozkazy, nie popisaliśmy się zbytnio. Wiele
razy obiecywałem, że takie czy inne sytuacje już się nigdy nie powtórzą i nawet
teraz, cały czas podtrzymuję tą przysięgę. Jednakże, przy tylu wpadkach z
naszej strony pewnie już uznałeś, że to było puste, niczym nie poparte
przyrzeczenie. I nie mam o to do ciebie pretensji, gdyż możesz mieć rację. –
Jogensha cały czas zachowywał poważny wyraz twarzy. – Co się zaś tyczy twojego
pytania, Naruto-sama, to moja odpowiedź raczej Ci się nie spodoba.
-
Pozwól, że sam to osądzę.
-
Dobrze. W takim razie przedstawię to tak. Prawdą jest, że dobrowolnie
wybraliśmy Cię na swojego dowódcę i przysięgaliśmy Ci wierność oraz
posłuszeństwo w wykonywaniu każdego wydanego nam polecenia. Lecz, czasami
zdarza się któremuś z nas mieć nieco inne zdanie na tematy przez ciebie
poruszane. Jest to spowodowane tym, iż twój poprzednik był bardziej
doświadczony w sztuce dowodzenia tak liczną armią, jak nasza. A że służyliśmy
mu kilkadziesiąt lat, potem zaś drugie tyle czasu nikt nam nie przewodził…
Żołnierze zwyczajnie odzwyczaili się od solidności w swoim fachu, że tak to
ujmę. Wielu z nas zapomniało, jak to jest mieć silnego wodza. A takim z całą
pewnością jesteś. – Jogensha szybko przemierzył odległość dzielącą go od
blondyna i zatrzymał się dopiero, gdy dzieliło ich już tylko pół metra.
Mężczyzna odezwał się nieco przyciszonym głosem. – Naruto-sama, proszę, uzbrój
się w dodatkowe pokłady cierpliwości. To moja ostatnia na dziś prośba. Kiedy
następnym razem wezwiesz nas byśmy Ci służyli, już się na nas nie zawiedziesz.
Nigdy więcej.
-
Jesteś tego pewien? – Spytał Naruto patrząc mu prosto w oczy.
-
Tak, jak tego, że tu stoję. – Samuraj uderzył się zaciśniętą pięścią w pierś. –
Jeśli będzie inaczej, ustąpię ze stanowiska Twojego doradcy, po czym poddam się
karze ścięcia głowy. Ku przestrodze pozostałych Upiornych, by już nigdy Ci się
nie przeciwstawili.
* * *
Osiemnastolatek
wpatrywał się nieodgadnionym wzrokiem w swojego rozmówcę. Wyraz twarzy
zachowywał poważny, niezdradzający żadnych uczuć. Wewnętrznie zaś był dogłębnie
zszokowany. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewał. Tak naprawdę, niczego
konkretnego się nie spodziewał, a w całą dyskusję wdał się bez jakiegokolwiek
przygotowania. Można by rzec, poszedł na żywioł mając nadzieje rychłego
rozwiązania powstałego konfliktu.
-
Co o tym myślisz, Kyuu? – Spytał w
myślach.
-
Powinieneś posłuchać jego ostatniej
prośby i dać im więcej czasu. Nie wiem, czy to w czymś pomoże, ale być może
przy kolejnym ich wezwaniu, rezultaty dzisiejszej rozmowy od razu zobaczysz.
– Odparł demon.
-
A jeśli znowu…?
-
Trochę wiary, Naruto! Skoro tak
chętnie podpisałeś z nimi pakt krwi, to powinieneś wiedzieć, na co się
porywasz. Dowodzenie tak liczną armią, to nie przelewki. Zawsze coś może pójść
nie po twojej myśli i wtedy trzeba do wszystkiego ze spokojem podchodzić. Ty
natomiast od razu ich oskarżasz. Bez odpowiednich dowodów wysnuwasz wnioski, co
prowadzi do zgrzytów miedzy tobą, a żołnierzami. – Kyuubi dorzucił
swoje trzy grosze. – Jeśli teraz nie
odpuścisz, to już nigdy nie nawiąże się miedzy wami nić porozumienia. Oni wciąż
będą popełniać błędy, a ty będziesz się tylko niepotrzebnie denerwował.
-
To wszystko!?
Słowa
demona tylko dodatkowo zdenerwowały blondyna, ale lis miał rację. Krzyczenie i
zajadłe dociekanie prawdy źle wpływały na stosunki z samurajami, które wciąż
były nie najlepsze. Blondyn po chwili dokładniej zastanowił się nad swoim
postępowaniem i wkrótce potem zdecydował posłuchać mieszkańca swojej duszy.
Słuchanie rad zapieczętowanego w sobie Bijuu, stało się już stałym punktem
programu, gdy wspólnie omawiali jakiś problem.
* * *
Naruto
zamrugał kilkakrotnie wracając świadomością do otaczającej go rzeczywistości.
Stojący naprzeciw niego czarnowłosy samuraj wciąż trwał na baczność czekając na
kolejne jego słowa. Na swoje szczęście, blondyn nie pozwolił by długo musiał
trwać w niepewności. Chłopak wyprostował lekko zgarbione plecy i skrzyżował
ramiona na piersi:
-
Dobra, Jogensha. Spełnię twoją prośbę i dam wam więcej czasu na oswojenie się
ze wszystkim. – Jounin rozłożył ramiona zataczając w powietrzu sugestywny
okrąg. – Mam tylko nadzieję, że cała dzisiejsza rozmowa nie pójdzie na marne i
w końcu otrzymam to, co sami mi zaoferowaliście. Że się przekonam, iż
podpisanie kontraktu krwi z Upiorną Armią nie było, przynoszącą same problemy,
pomyłką.
-
Tak będzie, Rikushō-sama!*
Zapewnił
Jogensha i zasalutował, po czym wycofał się w stronę klęczących Zbrojnych, z
którymi zraz zniknął w gęstym kłębie białego dymu. Uzumaki wpatrywał się w
miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowali się Upiorni, po czym przeniósł
spojrzenie na różowowłosa. Dziewczyna momentalnie podeszła i bez słowa się do
niego przytuliła, przyciskając policzek do jego ramienia. Drżała na cały ciele,
co chłopak od razu wyczuł, lecz nic nie powiedział. Bez zadawania pytań
domyślił się, czym było to spowodowane. Stali w milczeniu, tuląc się do siebie wzajemnie,
kiedy po kilkunastu minutach Naruto poczuł, jak ktoś go ciągnie za dolny brzeg
kamizelki.
-
Sensei…
To
była ośmioletnia Inaba. Blondyn puścił zielonooką i odwrócił się, klękając. W
oczach małej dostrzegł prośbę pomieszaną z nadzieją, które dodatkowo
przesłaniała nutka głęboko utrwalonej trwogi. Osiemnastolatek domyślał się, że
było to wywołane widokiem samurajów i doświadczeniami, jakich dziecko doznało w
swoim dotychczasowym, krótkim życiu, lecz jak było naprawdę, to tylko sama
Miyoko to wiedziała. Kiedy zaś po jej rozgrzanych policzkach spłynęły słone
łzy, Naruto niczego już nie był pewny:
-
Co się stało? – Spytał troskliwie, a blondynka w odpowiedzi wyciągnęła do niego
ręce, splatając je po chwili na jego karku. Jinchuuriki instynktownie
odwzajemnił uścisk, po czym wstał podnosząc swoją uczennicę do góry. –
Miyoko-chan, czemu płaczesz?
-
Ja… ja nie chcę… nie chcę, żebyś odchodził! – Niemal krzyknęła.
-
Ciii… Ciii…
Głaszcząc
ośmiolatkę po głowie, Uzumaki szepnął jej na ucho kilka pokrzepiających duszę
słów i spojrzał na Haruno. Uśmiechała się, patrząc na niego rozmarzonym
wzrokiem. Dopiero gdy się do niej zbliżył, otrząsnęła się ze świata fantazji. Na
ciche zapytanie, co mam zrobić, bezradnie wzruszyła ramionami. Dla blondyna był
to znak, że decyzję ma podjąć sam, z czym w tej chwili miał drobny problem. Z
jednej strony mógł spokojnie przystać na prośbę dziewczynki i zostać z nią
jeszcze kilka dni, lecz z drugiej miał ważne zadanie do wykonania i ta właśnie
myśl o wszystkim zadecydowała.
-
No dobrze, Miyoko. Zapytam twojego ojca, czy pozwoli nam zostać jeszcze kilka
dni.
-
Naprawdę??? – Dziewczynka od razu się rozweseliła. Kiedy kiwnął głową, ponownie,
mocno się do niego przytuliła, głośno wykrzykując: – Arigatō gozaimasu, Sensei!
-
Ale niczego nie obiecuję, więc proszę, na nic konkretnego się nie nastawiaj.
Dobrze?
-
Mhm – Zamruczała blondynka nie odrywając głowy od jego ramienia.
Naruto
czuł, że Miyoko wciąż do końca się nie uspokoiła. Cały czas lekko drżała, lecz
już nie płakała, co było dobrym znakiem. Zdawał sobie sprawę, że niebawem
dziewczynka znowu będzie płakała z jego powodu, ale obowiązek uratowania Yasu
Ihara za wszelką cenę, bezkonkurencyjnie wygrał z uczuciami. Wychodząc z dōjō i
kierując się z powrotem w stronę pałacu Daimyo, Uzumaki zastanawiał się, jak
rozegrać nadchodzącą rozmowę.
* * *
Gdy
rozmawiał z Kenji-sama, wyraz twarzy zachowywał poważny, odrobinę zimny, oczy
zaś ziały niezrozumiałą pustką. Domyślała się, że mogło być to spowodowane
podjęciem takiej, a nie innej decyzji i pomimo, iż stojąca opodal Miyoko kilka
minut temu prosiła, by jeszcze nie odchodził, zapewne wbrew sobie postanowił
jej nie posłuchać. Dziewczynka teraz zachowywała kamienny spokój, lecz widać
było, że się powstrzymywała od ponownego wybuchnięcia dziecięcym płaczem. Dzielnie
stawiała czoła własnym odruchom i emocjom. Obecna scena i wszystkie wcześniejsze,
jasno pokazywały, jakim uczuciem darżała swojego wybawcę oraz mistrza w jednej
osobie. Medyczka właśnie wyobrażała sobie, jak będzie wyglądało dalsze życie
Miyoko, gdy już ona i Naruto znikną, kiedy Uzumaki się do niej zwrócił:
-
Sakura, jesteś gotowa?
-
C-co… Niby do czego? – Odparła rozkojarzona.
-
No, do drogi.
W
głosie blondyna usłyszała zawartą nutę irytacji i rozgoryczenia. A to twarde
spojrzenie jakim ją obdarzył. Brr… Już na samą myśl, o co mu chodzi, przeszły
ją ciarki po plecach. Stał obok Daimyo i czekał na swoją odpowiedź. Wiedziała,
że jeśli szybko nie udzieli odpowiedzi, to się to odbije na ich wspólnych
relacjach. Wciąż pamiętała, jak bardzo skrzywdziła Naruto nie mówiąc mu o ataku
Sasuke na Konoha. Tamtego dnia nigdy nie zapomni, lecz chyba też nie zrozumie,
dlaczego Naruto tak się wtedy wściekł. Uchiha Sasuke to zdrajca, kryminalista,
co tylko na śmierć zasługuje, a on go broni zamiast potępić, jak ona.
-
Sakura…
-
Tak, tak, oczywiście.
Zasalutowała,
co po chwili wydało się jej niedorzeczne i szybko opuściła rękę. Ku swemu
zaskoczeniu, blondyn całkowicie zignorował jej zachowanie i na powrót odwrócił
się do Daimyo. Nie minęła nawet minuta, jak podali sobie ręce, po czym Naruto
przyklęknął, przytulił Miyoko, w policzek ucałował i zaraz znowu wstał. Gdy ją
mijał, słowem się nie odezwał, tylko podszedł do drzwi i szybko za nimi
zniknął. Zdezorientowana Sakura stała w miejscu kompletnie nie widząc, co ma
dalej zrobić. Widziała, że Kenji-sama się do niej uśmiechał, tak samo jego
córka, wiec po chwili odwzajemniła te gesty. W następnym ruchu, nie czując
takiej więzi, jak Naruto, jedynie pomachała Miyoko na do widzenia, zaś w stronę
Daimyo nisko się ukłoniła i czym prędzej, bez słowa wyszła z pomieszczenia w
ślad za blondynem.
Błyskawicznie
przemierzyła długi korytarz, minęła strażników zasypiających na warcie pod
głównym wejściem i biegiem ruszyła przez dziedziniec. Uzumaki stał oparty
plecami o bramę wjazdową na teren posiadłości Lorda Feudalnego kraju Herbaty i
trzymał ramiona skrzyżowane na piersi. Wzrok utkwiony miał w bliżej
nieokreślonym punkcie, choć Haruno domyślała się, że ją zwyczajnie obserwował.
Gdy tylko się zbliżyła, lekko się uśmiechnął.
-
Dlaczego byłeś taki oschły? – Spytała.
-
Ponieważ nigdy nie lubiłem pożegnań.
TO BE CONTINUED…
* rikushō (jap.) – generał
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
Original Concept by Masashi
Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz