Powiem
tylko tyle, że dziękuję wszystkim za wytrwałość i cierpliwość w oczekiwaniu na
nową notkę i jednocześnie przepraszam, że to trwało tyle czasu. Nic nie
poradzę, że jak wpadnę w dołek twórczy, to czasem przez długi czas nie widzę z
niego wyjścia, ale starczy już tego usprawiedliwiania się. Teraz jest już czas
na odcinek 196. Pozdrawiam i serdecznie wszystkich zapraszam na chwilę relaksu…
ENJOY!!!
<<< Odcinek ukazał się 2 października
2011 roku >>>
Zgrzyt zetkniętej w starciu broni, bliżej
nieznany krzyk, a potem huk eksplozji… To były ostatnie dźwięki jakie usłyszeli
w oddali, nim nastała grobowa cisza. W powietrzu wyczuwali unoszącą się woń
śmierci, a na ziemi, co kilkanaście metrów widywali niewielkie plamy krwi. Dorzucić
do tego jeszcze widoczne gołym okiem skutki nadmiernego pośpiechu w ucieczce
przez gęste zarośla i wniosek sam się narzucał. Ktoś był ranny, ktoś inny
siedział mu lub im na ogonie, choć jak było naprawdę, tego Naruto i Sakura
jeszcze nie wiedzieli. Pomimo, iż górujące nad lasem słońce z każdą minut
schodziło coraz niżej i niżej, chyląc się powoli ku zachodowi, przemieszczali
się dalej. W stronę miejsca, gdzie ostatni raz rozległ się odgłos walki. A tam,
jak zakładali, powinni być Ci, którym zamierzali pomóc. Lecz, czy Ci shinobi
Kiri-Gakure no Sato zechcą przyjąć pomoc oferowaną im przez shinobi sąsiedniego
kraju? – Blondyn zastanawiał się nad tym zagadnieniem od momentu, w którym
oboje z zielonooką zdecydowali ruszyć w pogoń, gdy nagle ktoś złapał go za
rękaw bluzy i pociągnął ku sobie. Chłopak od razu stracił równowagę i runął na
ziemie niczym kłoda, lądując dość twardo w jakichś kolczastych zaroślach. Trochę
oszołomiony, w pierwszej chwili chciał krzyknąć na Haruno, czy do reszty
zwariowała, bo mogła go tym zabić, lecz widząc kunoichi tuż obok siebie,
siedzącą w pozycji przykucniętej, patrzącą na niego i trzymającą palec na
ustach, odpuścił. Nieco potłuczony, z cichym stęknięciem podniósł się do
pozycji na klęczki i wtem dostrzegł kilkadziesiąt metrów przed nimi powód, dla
którego różowowłosa go zatrzymała.
Na środku leśnej ścieżki, cała umazana we krwi i
wszelakim brudzie, klęczała jakaś brunetka o zapłakanym spojrzeniu fioletowych
tęczówek. Tak na oko miała gdzieś ze czternaście lat. Jej umorusaną twarz wykrzywiał
grymas bólu, jaki niewątpliwie płynął z faktu, iż stojący przed nią oprych
trzymał ją za włosy i mocno za nie szarpał. Po nieznacznym zmrużeniu oczu, na
szyi dziewczyny, Uzumaki dostrzegł ochraniacz ze znakiem Ukrytej Mgły. Trzy
metry dalej, nieco na lewo leżało na ziemi drzewo, zapewne zwalone wcześniej
słyszanym wybuchem. Opierał się o nie siwowłosy mężczyzna z licznymi,
krwawiącymi ranami na nogach, ramionach i klatce piersiowej. Miał zwieszoną
głowę i nie było widać jego ochraniacza, lecz to nie stanowiło problemu w
domyśleniu się, kim musiał być. Tuż koło niego na ziemi leżało jeszcze dwóch
chłopaków w wieku fioletowookiej dziewczyny. Obaj twarze mieli zwrócone ku
podłożu, ale tylko jednemu skrępowano ręce na plecach. Widocznie drugi był
ciężej ranny, przez co nieprzytomny, zatem nie było obawy, że nagle zdecyduje
się na dalszą walkę. Nad nimi klęczał inny oprych, z bandycką uciechą
obserwując swojego kompana, jak ten pastwił się nad bezbronną kunoichi.
- To nie
wygląda za różowo…
- Musicie
im pomóc. – Rozmyślania Uzumakiego nad obserwowaną sceną, przerwał mu
mieszkaniec jego duszy. Lisi demon, jak zawsze wyczuwając delikatne napięcie w
umyśle swojego nosiciela, widocznie i tym razem postanowił służyć radą. – W przyszłości może się Ci to przydać.
Byłoby warto zyskać teraz nowych sprzymierzeńców, nie sądzisz?
- Jak
zwykle masz całkowitą rację, Kyuu, lecz to nie jest takie proste.
- A co
niby stoi na przeszkodzie? – Zdziwił się demon.
- Choćby,
Sakura-chan. To, co teraz oglądamy, to czysty przykład z ryzykanckiego życia
shinobi każdego kraju. W tym wypadku, naszych niedalekich sąsiadów i od razu
nasuwa się tu zagadnienie dyplomatycznego postępowania, w czym ja nie jestem
najlepszy…
- Musimy coś zrobić. – Wyszeptała różowowłosa
medyczka, przerywając Naruto w jego odpowiedzi na zapytanie
Dziewięcioogoniastego. Oczywiście kunoichi nie mogła o tym wiedzieć, gdyż
rozmawiali w umyśle chłopaka, ale i tak dobrze zrobiła, że się odezwała. Po
chwili dodała: – Nie mogę tak tu siedzieć bezczynnie i patrzeć na ten akt
okrucieństwa.
Blondyn spojrzał na nią.
- A co z zasadami dyplomatycznego postępowania o
nieingerowaniu w cudzy biznes?
- Myślę, że w obecnym przypadku można by zrobić
malutki… wyjątek. – Haruno odparła po szybkim zanalizowaniu sytuacji. – Po za
tym, kto wie, może zyskamy w ten sposób nowych sprzymierzeńców? A tych, nigdy
za wiele.
- Zatem, ustalone.
Skwitował jinchuuriki i sięgnął ręką za siebie,
po czym wyciągnął z uczepionej pleców pochwy miecz. Nim medyczka zdołała
jakkolwiek zareagować, chłopak błyskawicznie zerwał się z miejsca, wyskakując z
zarośli i w oka mgnieniu zbliżył się do oprycha torturującego psychicznie swoją
ofiarę. Mężczyzna słysząc za plecami szelest, odwrócił się i w tej chwili jego
głowa spadła na ziemie, zaś z brutalnie skróconej tętnicy szyjnej trysnęła
fontanna krwi. Pozbawione makówki ciało, niczym ścięta kłoda, upadło tuż obok
sparaliżowanej strachem czternastolatki z Ukrytej Mgły. Naruto rzucił jej
przyjazne spojrzenie i delikatnie się uśmiechnął, by ją nieco uspokoić, po czym
błyskawicznie sparował atak drugiego bandziora. Odepchnięty mężczyzna znów
natarł, tym razem zadając cios z boku, potem z drugiego i znowu z nad głowy. Ku
sporemu zaskoczeniu blondyna, oprych okazał się nader gibki, przez co szybki,
że przez krótki moment szala zwycięstwa przechylała się na jego stronę, lecz
już po kilku minutach szaleńczego machania bronią, wyraźnie zwolnił. Zmęczył
się, a to dało Uzumakiemu szansę na kontratak kończący tą potyczkę.
Raz jeszcze odbiwszy połyskującą w promieniach
zachodzącego słońca klingę, Naruto zdzielił przeciwnika pięścią w twarz,
obrócił się wokół niego o sto osiemdziesiąt stopni i znów zaatakował, zadając
decydujące cięcie przez plecy. Oszołomiony mężczyzna padł na ziemię plackiem.
Choć wszystko wskazywało, iż już nie powinien wstać, ten nagle drgnął jęcząc
przeraźliwie. Skurczybyk nie chciał się poddać, więc jounin zamachnął się i
przybił go mieczem do ziemi. Dopiero wtedy znieruchomiał i zamilkł na wieki, a
z pod boku oprycha zaczęła wypływać brunatna maź, formując gęstą kałużę o
metalicznej woni.
- I to by było na tyle. – Skwitował Naruto,
wyrwał ostrze z martwego ciała, dokładnie wytarł je o ubranie pokonanego i
schował na swoje miejsce, na plecach. Kiedy się odwrócił, czternastoletnia
kunoichi Kiri-Gakure nadal patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, w
których lśnił szok i strach. – Ciekawe,
dlaczego mi się tak przygląda?
- Bo
tak niespodziewanie odrąbałeś łepetynę temu gościowi. No naprawdę, Młody, pełna
finezja. – Sarknął lisi demon. – Nic
dodać, nic ująć.
- Jesteś
wredny, Kyuu, wiesz? Ale masz rację. Mój atak zapewne był dla niego wielkim
zaskoczeniem, a że skończył w ten, a nie inny sposób, to… Powiedzmy, że nie
miałem innego pomysłu na zadanie szybkiej śmierci. – Blondyn podrapał się z
zakłopotaniem w tył głowy. – Co do
drugiego z bandytów, wprawdzie mogłem nakarmić go Rasenganem i byłoby po
problemie, ale skoro w dłoni wciąż dzierżyłem miecz, to sam wiesz. Już mi się
nie chciało go chować. Ekhm… Tylko, jedno mnie zastanawia. Czy nie lepiej byłoby
przynajmniej jednego obezwładnić, by potem móc go przesłuchać?
- Wiesz,
Naruto, tak między nami mówiąc, to, to wyjście byłoby najlepsze.
- Serio?
To dlaczego, do jasnej cholery, nic mi wcześniej nie powiedziałeś!? –
Oburzył się Naruto, lecz już po chwili dodał: – Zawsze przypominałeś mi o takich szczegółach, a teraz…?
- Ponieważ
nie jesteś już dzieckiem, żebym musiał za ciebie myśleć!!
- Hej,
hej… Tylko spokojnie, bez nerwów. Czy ja coś mówiłem?
Blondyn spytał z dziecinną uciechą słuchając
groźnych pomrukiwań dobiegających zza zdobionych krat więzienia
Dziewięcioogoniastego, tym samym pozostawiając ostatnie pytanie bez odpowiedzi.
Również nie oczekiwał, że Kyuubi mu na nie odpowie, bo to było pytanie
retoryczne. Wracając do otaczającej go rzeczywistości, Naruto zbliżył się do
siedzącej na ziemi dziewczyny, po czym delikatnie się uśmiechając, wystawił
przed siebie rękę w geście zachęty do wstania z zimnej ziemi:
- Nic Ci nie jest? – Spytał.
Brunetka dosłownie przez sekundę wahała się, co
powinna uczynić, lecz już w po chwili chwyciła go za dłoń i podniosła się z
cichutkim stęknięciem. Otrzepała ubranie, sprawdzając, czy po za siniakami odniosła
jeszcze jakieś inne obrażenia, a gdy takowych nie znalazła, zawiesiła na nim
wzrok:
- Nie, nic i dziękuję za ratunek. – Kunoichi
odwzajemniła uśmiech, lecz zaraz jej twarz znów zmarkotniała, a spojrzenie
opadło na buty. – Ale co z moim Sensei, Kazuki i Yosuke?
- Myślę, że nic im nie będzie. – Naruto ponownie
się uśmiechnął i wskazał kiwnięciem głową w stronę, gdzie leżeli wspomniani
chłopcy i białowłosy mężczyzna nazwany mistrzem. Gdy czternastolatka też tam
zerknęła, od razu dostrzegła różowowłosą kunoichi Ukrytego Liścia, która
właśnie kończyła opatrywanie obcego sobie jounina Mgły oraz zabierała się za
rany pozostałej dwójki. Na ten widok, twarz fioletowookiej momentalnie
rozjaśniała.
* * *
Czując na twarzy przyjemne ciepło z płonącego
opodal ogniska, powoli otworzył oczy i spróbował się podnieść, lecz przejmujący
ból w klatce piersiowej momentalnie na powrót go rozłożył. Przez kilka minut
jego twarz wykrzywiał napawający grozą grymas, który w końcu ustąpił miejsca
spokojniejszemu wyrazowi, rozluźniając napięte mięśnie policzkowe, czołowe i
skroniowe. Nie pamiętał, jak to się wszystko skończyło, ale skoro wciąż
oddychał, to Ako musiała wykazać się nie lada odwagą i determinacją w walce z
pozostałymi bandytami. – A właśnie, gdzie
ona jest? – Pomyślał i powoli obrócił głowę w stronę trzaskającego ognia,
gdzie spodziewał się zobaczyć swoją uczennicę. Nie pomylił się. Siedziała
odwrócona do niego plecami i żywiołowo o czymś, z kimś dyskutowała. Nie miał
pojęcia, kim mogli być jej rozmówcy i właściwie, skąd się tam wzięli, lecz po
oglądanym obrazku wywnioskował, że musieli to być jej nowi… przyjaciele.
- Hej, Ako-chan, Sensei się obudził! – Nagle
krzyknął entuzjastycznie chłopak siedzący po drugiej stronie paleniska. Dziewczyna
momentalnie się odwróciła, a jej nieco umorusaną we krwi twarz rozjaśnił
serdeczny uśmiech.
- Jak się czujesz, Shoji-sensei?
- Całkiem dobrze, choć jeszcze jakiś czas temu
widziałem malutkie światełko w tunelu. – Mężczyzna zaśmiał się i przypłacił to
atakiem duszącego kaszlu, zakropionego krwią.
- Proszę się nie ruszać i odpoczywać. – Przy
jouninie Mgły od razu pojawiła się różowowłosa kunoichi. Haruno ostrożnie z
powrotem ułożyła go na posłaniu. – Wyleczyłam tyle obrażeń, ile mogłam, lecz do
pełnej regeneracji potrzebuje Pan wizyty w szpitalu. Bez odpowiedniego zaplecza
nic więcej nie zdziałam.
Sakura z uśmiechem odnotowała w pamięci niemałe
zaskoczenie widniejące na twarzy swojego „pacjenta”, który na jej widok zachłysnął
się powietrzem, gwałtownie wciągając je przez nozdrza do płuc. Zawsze, gdy
pochylała się nad jakimś ledwo żywym nieszczęśnikiem w szpitalu Konoha-Gakure
no Sato, z delikatnym rumieńcem odbierała zachwyt wywołany jej urodą osobistą.
Nigdy nie ukrywała, że się jej to podobało i tym razem tak właśnie było.
Słysząc ciche westchnienie wydobywające się ust białowłosego mężczyzny, od razu
spłonęła pokaźnym rumieńcem. Oczywiście, zdawała sobie sprawę, iż siedzący z
tyłu blondyn mógłby w tym momencie poczuć zazdrość i zrobić coś głupiego, i
zapewne teraz dokładnie śledził każdy jej ruch oraz mowę ciała, ale nie dbała
oto zbytnio.
- Dlaczego nam pomogliście? – Przejmującą ciszę
przerwał drugi z chłopców. Ton jego głosu był poważny, surowy, zakrawający o
nieufność i głęboko zakorzenioną podejrzliwość. Odkąd chłopak odzyskał
przytomność, siedział przy ognisku milcząc, jak zaklęty, z kwaśną miną
przysłuchując się radosnej rozmowie kolegów z drużyny z shinobi, którzy ocalili
mu życie. Chyba było mu to nie w smak i teraz postanowił to uwydatnić: – Nie
jesteście shinobi z naszej wioski, nikt was nie prosił, ani nie kazał nas
ratować, wiec dlaczego?
- Kazuki, odpuść.
- Nie, sensei! Ja muszę wiedzieć, co sprawiło,
że zupełnie obcy shinobi zdecydowali się nam pomóc? Jaki mieli w tym cel? Co
nimi kierowało? – Chłopak skrzyżował ramiona na piersi i wbił spojrzenie w
Uzumakiego, który miał minę, jakby spodziewał się takiego gradu pytań. Kiedy
zielonooka się odwróciła, by spojrzeć mu porozumiewawczo w oczy, po chwili
namysłu zdecydował się udzielić wyjaśnień, choć nie zamierzał wyjawiać całej
prawdy. Jakby Ci ludzie zareagowali na wieść, że do takiego zachowania namówił
go demon zamieszkujący jego duszę? Naruto nie miał złudzeń, co do odpowiedzi na
to pytanie.
- Od czego by tu zacząć. – Blondyna zastanawiał
się na głos. – Ach, już wiem. Idziemy w stronę Kiri-Gakure no Sato z pewną
misją.
- Jaką misją!? – Dopytywał się Kazuki.
- Gdybym Ci powiedział, musiałbym Cię zabić.
Niebieskooki rzucił chłopakowi wymowne
spojrzenie, jednocześnie sprawdzając, czy katana wciąż wystawała mu zza prawego
ramienia. Widząc, że groźba nie dała oczekiwanego efektu, bez namysłu
postanowił coś sprawdzić. Patrząc swemu rozmówcy prosto w oczy, gdy tamtemu
nawet powieka nie drgnęła, jinchuuriki uwolnił nieco chakry Kyuubiego, w wyniku
czego na krótką chwilę jego źrenice zwężyły się do pionowych kresek, tęczówki
zaś mignęły krwisto-czerwoną barwą. Reakcja czternastolatka była
natychmiastowa. Niekontrolowany krzyk i gwałtowne odsunięcie się do tyłu
świadczyły same za siebie. Chłopak jednak się go przestraszył i to było mu na
rękę.
- Kazuki-kun? Co się stało? – Spytała Ako nie
rozumiejąc nagłej zmiany w zachowaniu przyjaciela. Jego blada twarz tym
bardziej nic jej nie mówiła, dlatego też zaraz zawiesiła wzrok na blondynie,
który odwzajemnił jej spojrzenie. Chwilę patrzyła mu prosto w oczy, lecz w jego
błękitnych tęczówkach nie doszukała się niczego, co by odpowiedziało jej na postawione
pytanie.
- Stary, co Ci jest? – Spytał Yosuke,
jednocześnie zbliżywszy się do dygoczącego jak osika przyjaciela. On również
nie rozumiał dziwnej zmiany w jego zachowaniu. W jednej chwili z śmiertelnie
poważnego i surowego ważniaka przemienił się w trzęsącą portkami ofiarę losu.
Jednym słowem wyglądał, jakby zobaczył jakiegoś upiora.
- Kazuki? – Shoji-san odezwał się zaniepokojonym
tonem.
- To… to… to…! – Nie mogąc wykrztusić słowa, chłopak
jedynie wskazał drżąc ręką na blondyna, którego cała ta sytuacja, zdawać by się
mogło, niezmiernie bawiła, choć na zewnątrz zachowywał, jak zawsze przy tego
typu sytuacjach, stoicki spokój i zimną powagę.
TO BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz