piątek, 23 lutego 2018

196. Potencjalni sojusznicy

Powiem tylko tyle, że dziękuję wszystkim za wytrwałość i cierpliwość w oczekiwaniu na nową notkę i jednocześnie przepraszam, że to trwało tyle czasu. Nic nie poradzę, że jak wpadnę w dołek twórczy, to czasem przez długi czas nie widzę z niego wyjścia, ale starczy już tego usprawiedliwiania się. Teraz jest już czas na odcinek 196. Pozdrawiam i serdecznie wszystkich zapraszam na chwilę relaksu… ENJOY!!!



<<< Odcinek ukazał się 2 października 2011 roku >>>



Zgrzyt zetkniętej w starciu broni, bliżej nieznany krzyk, a potem huk eksplozji… To były ostatnie dźwięki jakie usłyszeli w oddali, nim nastała grobowa cisza. W powietrzu wyczuwali unoszącą się woń śmierci, a na ziemi, co kilkanaście metrów widywali niewielkie plamy krwi. Dorzucić do tego jeszcze widoczne gołym okiem skutki nadmiernego pośpiechu w ucieczce przez gęste zarośla i wniosek sam się narzucał. Ktoś był ranny, ktoś inny siedział mu lub im na ogonie, choć jak było naprawdę, tego Naruto i Sakura jeszcze nie wiedzieli. Pomimo, iż górujące nad lasem słońce z każdą minut schodziło coraz niżej i niżej, chyląc się powoli ku zachodowi, przemieszczali się dalej. W stronę miejsca, gdzie ostatni raz rozległ się odgłos walki. A tam, jak zakładali, powinni być Ci, którym zamierzali pomóc. Lecz, czy Ci shinobi Kiri-Gakure no Sato zechcą przyjąć pomoc oferowaną im przez shinobi sąsiedniego kraju? – Blondyn zastanawiał się nad tym zagadnieniem od momentu, w którym oboje z zielonooką zdecydowali ruszyć w pogoń, gdy nagle ktoś złapał go za rękaw bluzy i pociągnął ku sobie. Chłopak od razu stracił równowagę i runął na ziemie niczym kłoda, lądując dość twardo w jakichś kolczastych zaroślach. Trochę oszołomiony, w pierwszej chwili chciał krzyknąć na Haruno, czy do reszty zwariowała, bo mogła go tym zabić, lecz widząc kunoichi tuż obok siebie, siedzącą w pozycji przykucniętej, patrzącą na niego i trzymającą palec na ustach, odpuścił. Nieco potłuczony, z cichym stęknięciem podniósł się do pozycji na klęczki i wtem dostrzegł kilkadziesiąt metrów przed nimi powód, dla którego różowowłosa go zatrzymała.
Na środku leśnej ścieżki, cała umazana we krwi i wszelakim brudzie, klęczała jakaś brunetka o zapłakanym spojrzeniu fioletowych tęczówek. Tak na oko miała gdzieś ze czternaście lat. Jej umorusaną twarz wykrzywiał grymas bólu, jaki niewątpliwie płynął z faktu, iż stojący przed nią oprych trzymał ją za włosy i mocno za nie szarpał. Po nieznacznym zmrużeniu oczu, na szyi dziewczyny, Uzumaki dostrzegł ochraniacz ze znakiem Ukrytej Mgły. Trzy metry dalej, nieco na lewo leżało na ziemi drzewo, zapewne zwalone wcześniej słyszanym wybuchem. Opierał się o nie siwowłosy mężczyzna z licznymi, krwawiącymi ranami na nogach, ramionach i klatce piersiowej. Miał zwieszoną głowę i nie było widać jego ochraniacza, lecz to nie stanowiło problemu w domyśleniu się, kim musiał być. Tuż koło niego na ziemi leżało jeszcze dwóch chłopaków w wieku fioletowookiej dziewczyny. Obaj twarze mieli zwrócone ku podłożu, ale tylko jednemu skrępowano ręce na plecach. Widocznie drugi był ciężej ranny, przez co nieprzytomny, zatem nie było obawy, że nagle zdecyduje się na dalszą walkę. Nad nimi klęczał inny oprych, z bandycką uciechą obserwując swojego kompana, jak ten pastwił się nad bezbronną kunoichi.
- To nie wygląda za różowo…
- Musicie im pomóc. – Rozmyślania Uzumakiego nad obserwowaną sceną, przerwał mu mieszkaniec jego duszy. Lisi demon, jak zawsze wyczuwając delikatne napięcie w umyśle swojego nosiciela, widocznie i tym razem postanowił służyć radą. – W przyszłości może się Ci to przydać. Byłoby warto zyskać teraz nowych sprzymierzeńców, nie sądzisz?
- Jak zwykle masz całkowitą rację, Kyuu, lecz to nie jest takie proste.
- A co niby stoi na przeszkodzie? – Zdziwił się demon.
- Choćby, Sakura-chan. To, co teraz oglądamy, to czysty przykład z ryzykanckiego życia shinobi każdego kraju. W tym wypadku, naszych niedalekich sąsiadów i od razu nasuwa się tu zagadnienie dyplomatycznego postępowania, w czym ja nie jestem najlepszy…
- Musimy coś zrobić. – Wyszeptała różowowłosa medyczka, przerywając Naruto w jego odpowiedzi na zapytanie Dziewięcioogoniastego. Oczywiście kunoichi nie mogła o tym wiedzieć, gdyż rozmawiali w umyśle chłopaka, ale i tak dobrze zrobiła, że się odezwała. Po chwili dodała: – Nie mogę tak tu siedzieć bezczynnie i patrzeć na ten akt okrucieństwa.
Blondyn spojrzał na nią.
- A co z zasadami dyplomatycznego postępowania o nieingerowaniu w cudzy biznes?
- Myślę, że w obecnym przypadku można by zrobić malutki… wyjątek. – Haruno odparła po szybkim zanalizowaniu sytuacji. – Po za tym, kto wie, może zyskamy w ten sposób nowych sprzymierzeńców? A tych, nigdy za wiele.
- Zatem, ustalone.
Skwitował jinchuuriki i sięgnął ręką za siebie, po czym wyciągnął z uczepionej pleców pochwy miecz. Nim medyczka zdołała jakkolwiek zareagować, chłopak błyskawicznie zerwał się z miejsca, wyskakując z zarośli i w oka mgnieniu zbliżył się do oprycha torturującego psychicznie swoją ofiarę. Mężczyzna słysząc za plecami szelest, odwrócił się i w tej chwili jego głowa spadła na ziemie, zaś z brutalnie skróconej tętnicy szyjnej trysnęła fontanna krwi. Pozbawione makówki ciało, niczym ścięta kłoda, upadło tuż obok sparaliżowanej strachem czternastolatki z Ukrytej Mgły. Naruto rzucił jej przyjazne spojrzenie i delikatnie się uśmiechnął, by ją nieco uspokoić, po czym błyskawicznie sparował atak drugiego bandziora. Odepchnięty mężczyzna znów natarł, tym razem zadając cios z boku, potem z drugiego i znowu z nad głowy. Ku sporemu zaskoczeniu blondyna, oprych okazał się nader gibki, przez co szybki, że przez krótki moment szala zwycięstwa przechylała się na jego stronę, lecz już po kilku minutach szaleńczego machania bronią, wyraźnie zwolnił. Zmęczył się, a to dało Uzumakiemu szansę na kontratak kończący tą potyczkę.
Raz jeszcze odbiwszy połyskującą w promieniach zachodzącego słońca klingę, Naruto zdzielił przeciwnika pięścią w twarz, obrócił się wokół niego o sto osiemdziesiąt stopni i znów zaatakował, zadając decydujące cięcie przez plecy. Oszołomiony mężczyzna padł na ziemię plackiem. Choć wszystko wskazywało, iż już nie powinien wstać, ten nagle drgnął jęcząc przeraźliwie. Skurczybyk nie chciał się poddać, więc jounin zamachnął się i przybił go mieczem do ziemi. Dopiero wtedy znieruchomiał i zamilkł na wieki, a z pod boku oprycha zaczęła wypływać brunatna maź, formując gęstą kałużę o metalicznej woni.
- I to by było na tyle. – Skwitował Naruto, wyrwał ostrze z martwego ciała, dokładnie wytarł je o ubranie pokonanego i schował na swoje miejsce, na plecach. Kiedy się odwrócił, czternastoletnia kunoichi Kiri-Gakure nadal patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, w których lśnił szok i strach. – Ciekawe, dlaczego mi się tak przygląda?
- Bo tak niespodziewanie odrąbałeś łepetynę temu gościowi. No naprawdę, Młody, pełna finezja. – Sarknął lisi demon. – Nic dodać, nic ująć.
- Jesteś wredny, Kyuu, wiesz? Ale masz rację. Mój atak zapewne był dla niego wielkim zaskoczeniem, a że skończył w ten, a nie inny sposób, to… Powiedzmy, że nie miałem innego pomysłu na zadanie szybkiej śmierci. – Blondyn podrapał się z zakłopotaniem w tył głowy. – Co do drugiego z bandytów, wprawdzie mogłem nakarmić go Rasenganem i byłoby po problemie, ale skoro w dłoni wciąż dzierżyłem miecz, to sam wiesz. Już mi się nie chciało go chować. Ekhm… Tylko, jedno mnie zastanawia. Czy nie lepiej byłoby przynajmniej jednego obezwładnić, by potem móc go przesłuchać?
- Wiesz, Naruto, tak między nami mówiąc, to, to wyjście byłoby najlepsze.
- Serio? To dlaczego, do jasnej cholery, nic mi wcześniej nie powiedziałeś!? – Oburzył się Naruto, lecz już po chwili dodał: – Zawsze przypominałeś mi o takich szczegółach, a teraz…?
- Ponieważ nie jesteś już dzieckiem, żebym musiał za ciebie myśleć!!
- Hej, hej… Tylko spokojnie, bez nerwów. Czy ja coś mówiłem?
Blondyn spytał z dziecinną uciechą słuchając groźnych pomrukiwań dobiegających zza zdobionych krat więzienia Dziewięcioogoniastego, tym samym pozostawiając ostatnie pytanie bez odpowiedzi. Również nie oczekiwał, że Kyuubi mu na nie odpowie, bo to było pytanie retoryczne. Wracając do otaczającej go rzeczywistości, Naruto zbliżył się do siedzącej na ziemi dziewczyny, po czym delikatnie się uśmiechając, wystawił przed siebie rękę w geście zachęty do wstania z zimnej ziemi:
- Nic Ci nie jest? – Spytał.
Brunetka dosłownie przez sekundę wahała się, co powinna uczynić, lecz już w po chwili chwyciła go za dłoń i podniosła się z cichutkim stęknięciem. Otrzepała ubranie, sprawdzając, czy po za siniakami odniosła jeszcze jakieś inne obrażenia, a gdy takowych nie znalazła, zawiesiła na nim wzrok:
- Nie, nic i dziękuję za ratunek. – Kunoichi odwzajemniła uśmiech, lecz zaraz jej twarz znów zmarkotniała, a spojrzenie opadło na buty. – Ale co z moim Sensei, Kazuki i Yosuke?
- Myślę, że nic im nie będzie. – Naruto ponownie się uśmiechnął i wskazał kiwnięciem głową w stronę, gdzie leżeli wspomniani chłopcy i białowłosy mężczyzna nazwany mistrzem. Gdy czternastolatka też tam zerknęła, od razu dostrzegła różowowłosą kunoichi Ukrytego Liścia, która właśnie kończyła opatrywanie obcego sobie jounina Mgły oraz zabierała się za rany pozostałej dwójki. Na ten widok, twarz fioletowookiej momentalnie rozjaśniała.
* * *
Czując na twarzy przyjemne ciepło z płonącego opodal ogniska, powoli otworzył oczy i spróbował się podnieść, lecz przejmujący ból w klatce piersiowej momentalnie na powrót go rozłożył. Przez kilka minut jego twarz wykrzywiał napawający grozą grymas, który w końcu ustąpił miejsca spokojniejszemu wyrazowi, rozluźniając napięte mięśnie policzkowe, czołowe i skroniowe. Nie pamiętał, jak to się wszystko skończyło, ale skoro wciąż oddychał, to Ako musiała wykazać się nie lada odwagą i determinacją w walce z pozostałymi bandytami. – A właśnie, gdzie ona jest? – Pomyślał i powoli obrócił głowę w stronę trzaskającego ognia, gdzie spodziewał się zobaczyć swoją uczennicę. Nie pomylił się. Siedziała odwrócona do niego plecami i żywiołowo o czymś, z kimś dyskutowała. Nie miał pojęcia, kim mogli być jej rozmówcy i właściwie, skąd się tam wzięli, lecz po oglądanym obrazku wywnioskował, że musieli to być jej nowi… przyjaciele.
- Hej, Ako-chan, Sensei się obudził! – Nagle krzyknął entuzjastycznie chłopak siedzący po drugiej stronie paleniska. Dziewczyna momentalnie się odwróciła, a jej nieco umorusaną we krwi twarz rozjaśnił serdeczny uśmiech.
- Jak się czujesz, Shoji-sensei?
- Całkiem dobrze, choć jeszcze jakiś czas temu widziałem malutkie światełko w tunelu. – Mężczyzna zaśmiał się i przypłacił to atakiem duszącego kaszlu, zakropionego krwią.
- Proszę się nie ruszać i odpoczywać. – Przy jouninie Mgły od razu pojawiła się różowowłosa kunoichi. Haruno ostrożnie z powrotem ułożyła go na posłaniu. – Wyleczyłam tyle obrażeń, ile mogłam, lecz do pełnej regeneracji potrzebuje Pan wizyty w szpitalu. Bez odpowiedniego zaplecza nic więcej nie zdziałam.
Sakura z uśmiechem odnotowała w pamięci niemałe zaskoczenie widniejące na twarzy swojego „pacjenta”, który na jej widok zachłysnął się powietrzem, gwałtownie wciągając je przez nozdrza do płuc. Zawsze, gdy pochylała się nad jakimś ledwo żywym nieszczęśnikiem w szpitalu Konoha-Gakure no Sato, z delikatnym rumieńcem odbierała zachwyt wywołany jej urodą osobistą. Nigdy nie ukrywała, że się jej to podobało i tym razem tak właśnie było. Słysząc ciche westchnienie wydobywające się ust białowłosego mężczyzny, od razu spłonęła pokaźnym rumieńcem. Oczywiście, zdawała sobie sprawę, iż siedzący z tyłu blondyn mógłby w tym momencie poczuć zazdrość i zrobić coś głupiego, i zapewne teraz dokładnie śledził każdy jej ruch oraz mowę ciała, ale nie dbała oto zbytnio.
- Dlaczego nam pomogliście? – Przejmującą ciszę przerwał drugi z chłopców. Ton jego głosu był poważny, surowy, zakrawający o nieufność i głęboko zakorzenioną podejrzliwość. Odkąd chłopak odzyskał przytomność, siedział przy ognisku milcząc, jak zaklęty, z kwaśną miną przysłuchując się radosnej rozmowie kolegów z drużyny z shinobi, którzy ocalili mu życie. Chyba było mu to nie w smak i teraz postanowił to uwydatnić: – Nie jesteście shinobi z naszej wioski, nikt was nie prosił, ani nie kazał nas ratować, wiec dlaczego?
- Kazuki, odpuść.
- Nie, sensei! Ja muszę wiedzieć, co sprawiło, że zupełnie obcy shinobi zdecydowali się nam pomóc? Jaki mieli w tym cel? Co nimi kierowało? – Chłopak skrzyżował ramiona na piersi i wbił spojrzenie w Uzumakiego, który miał minę, jakby spodziewał się takiego gradu pytań. Kiedy zielonooka się odwróciła, by spojrzeć mu porozumiewawczo w oczy, po chwili namysłu zdecydował się udzielić wyjaśnień, choć nie zamierzał wyjawiać całej prawdy. Jakby Ci ludzie zareagowali na wieść, że do takiego zachowania namówił go demon zamieszkujący jego duszę? Naruto nie miał złudzeń, co do odpowiedzi na to pytanie.
- Od czego by tu zacząć. – Blondyna zastanawiał się na głos. – Ach, już wiem. Idziemy w stronę Kiri-Gakure no Sato z pewną misją.
- Jaką misją!? – Dopytywał się Kazuki.
- Gdybym Ci powiedział, musiałbym Cię zabić.
Niebieskooki rzucił chłopakowi wymowne spojrzenie, jednocześnie sprawdzając, czy katana wciąż wystawała mu zza prawego ramienia. Widząc, że groźba nie dała oczekiwanego efektu, bez namysłu postanowił coś sprawdzić. Patrząc swemu rozmówcy prosto w oczy, gdy tamtemu nawet powieka nie drgnęła, jinchuuriki uwolnił nieco chakry Kyuubiego, w wyniku czego na krótką chwilę jego źrenice zwężyły się do pionowych kresek, tęczówki zaś mignęły krwisto-czerwoną barwą. Reakcja czternastolatka była natychmiastowa. Niekontrolowany krzyk i gwałtowne odsunięcie się do tyłu świadczyły same za siebie. Chłopak jednak się go przestraszył i to było mu na rękę.
- Kazuki-kun? Co się stało? – Spytała Ako nie rozumiejąc nagłej zmiany w zachowaniu przyjaciela. Jego blada twarz tym bardziej nic jej nie mówiła, dlatego też zaraz zawiesiła wzrok na blondynie, który odwzajemnił jej spojrzenie. Chwilę patrzyła mu prosto w oczy, lecz w jego błękitnych tęczówkach nie doszukała się niczego, co by odpowiedziało jej na postawione pytanie.
- Stary, co Ci jest? – Spytał Yosuke, jednocześnie zbliżywszy się do dygoczącego jak osika przyjaciela. On również nie rozumiał dziwnej zmiany w jego zachowaniu. W jednej chwili z śmiertelnie poważnego i surowego ważniaka przemienił się w trzęsącą portkami ofiarę losu. Jednym słowem wyglądał, jakby zobaczył jakiegoś upiora.
- Kazuki? – Shoji-san odezwał się zaniepokojonym tonem.
- To… to… to…! – Nie mogąc wykrztusić słowa, chłopak jedynie wskazał drżąc ręką na blondyna, którego cała ta sytuacja, zdawać by się mogło, niezmiernie bawiła, choć na zewnątrz zachowywał, jak zawsze przy tego typu sytuacjach, stoicki spokój i zimną powagę.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz