piątek, 23 lutego 2018

197. Zmiana strategii

Poniższa notka została zadedykowana czytelnikowi Yogi.



<<< Odcinek ukazał się 16 października 2011 roku >>>



Nie mogąc zrozumieć naprawdę podejrzanego zachowania przyjaciela, Yosuke spojrzał w stronę blondwłosego shinobi, któremu zawdzięczał życie, a który w jakiś sposób przeraził jego kompana na śmierć. Gdy tamten odwzajemnił jego spojrzenie, chłopak nadal nie widział powodu, dla którego Kazuki miałby się go obawiać. Natłok myśli sprawił, że genin Kiri-Gakure nie widząc odpowiedzi na cisnące się pytania, szybko uznał, iż blady kolega po prostu przesadza i już wystarczy tej błazenady z jego strony. Nie kontrolując swoich odruchów, Yosuke zamachnął się i zdzielił przyjaciela z liścia w twarz:
- Powiesz wreszcie, co Ci się stało!?
Kazuki bez słowa podniósł się i rozmasowując brutalnie potraktowany policzek, rzucił kumplowi złowrogie spojrzenie, po czym przeniósł je na blondyna. Chwilę się mu przyglądał i gdy był już pewny, że tamten wyglądał zupełnie normalnie, odetchnął z błogosławioną ulgą.
- Przepraszam. Chyba musiało mi się coś przywidzieć… – Zaczął niepewnie, jakby zastanawiał się, czy rzeczywiście tylko mu się wydawało, że widział to, co widział. Kiedy minutę potem znów się zawahał, coś nim drgnęło. – Sensei…
- Słucham? – Ożywił się jounin Mgły.
- Przypomnisz mi, jak brzmiał ostatni rozkaz Mizukage-sama?
Białowłosy mężczyzna zdziwił się niezmiernie, ale momentalnie popadł w zadumę, nie bardzo rozumiejąc, co jego podopieczny chciał osiągnąć. Dobrze wiedział, że chłopak ma świetną pamięć do usłyszanych kiedykolwiek informacji, więc dlaczego teraz poprosił o wspomnienie rozmowy z Mei*, jaką odbyli przed wyruszeniem na misję? Odpowiedź na postawione sobie pytanie przyszła, gdy Shoji przywołał przed oczy tamto spotkanie. Rozumiejąc już, w czym rzecz, jounin Mgły spojrzał wpierw na Naruto, a potem po kolei po twarzach swoich uczniów:
- Kazuki, Yosuke, Ako… Dla przypomnienia, Godaime Mizukage-sama powiedziała, że gdybyśmy w czasie wykonywania powierzonego nam zadania przypadkiem spotkali Uzumaki Naruto z Konoha-Gakure no Sato, to mamy ominąć go szerokim łukiem. Jeśli zaś ominięcie go nie będzie możliwe, to kategorycznie zabrania się wchodzenia z nim w jakikolwiek konflikt czy inne spory. – Mężczyzna z delikatnym uśmiechem odnotował rosnące zdumienie na twarzy siedzącego opodal Naruto. Kiedy młodzież pochłonęła usłyszane słowa, po chwili kontynuował. – Terumi-sama zastrzegła, że konflikt zbrojny z tym shinobi to ostatnia rzecz, jakiej mogłaby sobie życzyć.
Jak tylko skończył zapadła przejmująca cisza, którą jedynie zakłócał koncert cykad w pobliskiej kępie trawy i trzask pękających pęcherzyków tlenu w płonącym ognisku. Oczy wszystkich członków drużyny z Kiri-Gakure zwrócone były teraz na błękitnookiego jounina, który nie bardzo wiedział, co powinien zrobić w takiej sytuacji. Jak zareagować na usłyszane wieści? Co przywódca wioski Ukrytej Mgły miał na myśli zakazując zbliżania się do niego? Czy było to spowodowane wystawieniem nagrody za jego głowę? A może fakt, iż dowodził armią nieugiętych i niepokonanych, Upiornych Samurajów? Bądź też z racji, iż był Jinchuuriki najpotężniejszego w świecie, Bijuu? – Fala niekontrolowanych myśli zalała umysł blondyna przyprawiając go o prawdziwy zawrót głowy.
- Dlaczego tak mi się przyglądacie?
W końcu się odezwał, każdemu rzucając krótkie spojrzenie. W fioletowych tęczówkach Ako dostrzegł pełne zdumienie, Yosuke wyglądał, jakby nie wiele rozumiał z rozgrywającej się właśnie sytuacji, Kazuki zaś już się chyba go nie bał i tylko szelmowsko się uśmiechał, co jemu samemu się nie podobało. Ostatni z shinobi Kiri patrzył na Naruto tak, jakby nie wierzył własnym oczom i właśnie sobie coś uświadomił.
- To o tobie mówiła Mizukage-sama. – Jako pierwsza odezwała się Ako. – Nazywasz się Naruto? Naruto Uzumaki?
Chłopak w odpowiedzi kiwnął głową i wstał z miejsca, które zajmował przez ostatnie godziny. Czując lekkie odrętwienie kończyn oraz pleców, przeciągnął się leniwie, jakby dopiero co wstał z twardego posłania, wyrwany z błogiego snu. Rozprostowawszy kości, blondyn oddalił się w zamyśleniu od obozowiska na tyle, że wciąż pozostawał w polu widzenia obserwujących go ludzi. Co teraz zrobi? Gdy już się wydało kim jest? Zastanawiała się Sakura. Chociaż to, kim był naprawdę, żadne z shinobi Kiri jeszcze nie powiedziało. Zatem, jaka będzie prawdziwa reakcja Naruto? Haruno miała cichą nadzieję, że jej ukochany nie zrobi teraz nic szalonego czy nieodpowiedniego do sytuacji. Powinien co najwyżej wybadać, ile i jakie informacje o nim posiadali.
Uzumaki po chwili wrócił do ogniska, a jego oblicze było pochmurne.
- Dobra. – Zaczął, stając w miejscu z założonymi na piersi ramionami. – Skoro już się domyśliliście, kim jestem, to mam parę pytań.
- Słuchamy. – Odparł Shoji-san.
- Co o mnie wiecie?
- Tyle, ile można wyczytać z raportów szpiegowskich i plakatów rozwieszonych w naszej wiosce. – Widząc, że taka odpowiedź nie zadowoliła Naruto, mężczyzna zaraz sprecyzował: – Czyli, ile masz lat, jak wyglądasz, na jakim poziomie są twoje umiejętności i takie tam. Aha i jeszcze to, że jesteś Jinchuuriki Kyuubi no Kitsune, co już samo w sobie tłumaczy, dlaczego Terumi-sama zabroniła prowadzić z tobą jakąkolwiek walkę.
- To wszystko? – Spytał, a jounin Mgły kiwną głową z aprobatą. – Rozumiem. Chociaż, to że jestem nosicielem lisiego demona chyba was ode mnie nie odstrasza? Bo jeśli dobrze pamiętam z lekcji w Akademii… Kiri-Gakure też kiedyś miała swojego Jinchuuriki?
- To prawda, mieliśmy kiedyś własnego Jinchuuriki, lecz któregoś dnia Akatsuki go dopadło i wszyscy mieszkańcy od razu odetchnęli z ulgą, że się tak wyrażę.
Jounin Mgły uśmiechnął się blado widząc grobową powagę na twarzy swego rozmówcy. Totalny brak, nawet cienia uśmiechu uświadomił mężczyznę, że właśnie wstąpił na cienki lód. Wystarczy, że powie coś nie tak na temat bycia nosicielem, a jego życie szybko się zakończy. Takie przynajmniej miał wrażenie. Co zaś tyczyło się samego Naruto, milczenie chłopaka bardzo go niepokoiło. Shoji przełkną z trudem ślinę.
- Wybacz, Naruto, jeśli Cię uraziłem. – Wychrypiał.
- A owszem, uraziłeś. – Blondyn odparł srogim tonem, który następnie nieco rozluźnił: – Ale zapomnij już o tym, bo nie jesteś pierwszym, który to zrobił. I mam nadzieję, że ten temat już skończyliśmy?
- Tak, tak, oczywiście!
Po tej, jakże emocjonującej wymianie zdań, rozmówcy jeszcze kilkanaście minut w milczeniu się sobie przyglądali, po czym któryś rzucił w powietrze komendę – Spać! – i shinobi Kiri-Gakure no Sato oraz zielonooka medyczka ułożyli się wokół płonącego ogniska, by wkrótce potem udać się w objęcia Morfeusza. Na straży jedynie pozostał Naruto, który po upewnieniu się, że wszyscy już śpią, odszedł kawałek w leśną ciemność i zawiązał kilka pieczęci. Po chwili, tuż przed nim w pozycji klęczącej na jedno kolano, pojawiło się kilkunastu Upiornych Samurajów, z czego tylko jeden nie miał hełmu i maski zakrywających jego głowę.
- Jakie są twoje rozkazy, Rikushō-sama? – Spytał Jogensha.
* * *
W rozświetlonej zaledwie kilkoma lampami sali, przy owalnym stole stojącym na samym środeczku, siedziało kilka postaci. Każda pogrążona we własnych myślach czekała na kolejne słowa gospodarza tego dość niecodziennego spotkania. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, co było powodem zebrania, lecz jak dotąd nikt nie powiedział na ten temat niczego sensownego. Spisek, który uknuto przeciwko jednemu człowiekowi… Ba, wydawałoby się byle gówniarzowi, w tym momencie był już drogą donikąd. Wszelkie próby schwytania lub zabicia delikwenta za każdym razem kończyły się kompletnymi porażkami, a opcje powoli się już kończyły. Nawet obiecanie nagrody, jak dotąd, nie przyniosło oczekiwanego skutku.
- Czy może ktoś wreszcie podać pomysł, jak mamy wyjść z tej sytuacji?
Ciszę w końcu przerwał mężczyzna siedzący naprzeciwko wejścia do pomieszczenia. Echo jego słów odbiło się od gładkich ścian pozbawionych okien i jakichkolwiek innych ozdób, po czym zakołatało w uszach zgromadzonych. Jako jedyny z całego zebrania ubrany był, jak typowy shinobi, zaś z oparcia jego fotela zwisał biały płaszcz i szeroki kapelusz zdradzające, jakie stanowisko ów człowiek zajmował w danej społeczności. Kiedy po kilku minutach żaden z członków obrad nie zgłosił niczego, co by się do czegoś przydało, Akinori wstał z miejsca i się odezwał:
- Jeśli dobrze pamiętam, a pamięć jeszcze mnie nie zawiodła, wszyscy zgodziliście się wesprzeć mnie w sprawie, która dotyczy nas wszystkich i co!? Od tamtej pory minęło już prawie sześć miesięcy, a ten gnojek wciąż się nam wymyka! – Mężczyzna uderzył pięścią o blat stołu. – Jak tak dalej pójdzie, to nigdy nie odzyskamy tego, co się nam prawnie należy!
- Może czas zmienić strategię? – Zaproponował jeden z gości, tym samym przerywając zmowę milczenia, jak panowała w powietrzu od kilku godzin. Fukao momentalnie podniósł na niego wzrok:
- Co masz na myśli, Hisato? – Spytał nieco sceptycznie, lecz z zainteresowaniem.
- Panie, jak już zauważyłeś, wystawienie listu gończego za Uzumakim Naruto i porwanie jego panny nie sprawdziły się. Co więcej, straciliśmy w tym czasie tylu znakomitych speców od mokrej roboty, że jeszcze chwila i nikt nam nie zostanie. Myślę, że powinniśmy skupić się na zajściu chłopaka od tyłu, niż atakowaniu go od frontu.
- Mów dalej. – Zachęcił Akinori.
- Z raportu, jaki przekazali mi moi szpiedzy wynika, iż Uzumaki Naruto w tej chwili zmierza w stronę wioski Ukrytej Mgły z misją odlezienia niejakiej Yasu Ihara, która swego czasu była twoim więźniem, Fukao-sama.
- Tak, tak… Nie przypominaj mi. – Brunet ciężko opadł na swój fotel i ukrył twarz w dłoniach. Minęło kilka minut, nim znów zawiesił spojrzenie na mężczyźnie imieniem Hisato. A gdy już to nastąpiło, zaczął przewiercać go wzrokiem, dając do zrozumienia, żeby tamten skończył swoją myśl.
- Eem, tak… Więc, powinniśmy pierwsi namierzyć Yasu Ihara w Kiri-Gakure, a gdy przybędzie Naruto, jakoś zwabić go do niej. Mając tą dziewuchę w garści, będziemy mogli przygotować zasadzkę na niego. – Dokończył Hisato i z rozparł się w swoim fotelu.
- Proponuję wykorzystanie grawitacji. – Odezwał się kolejny ze zgromadzonych. Kiedy Akinori zawiesił na nim nierozumiejące spojrzenie, tamten pośpieszył z wyjaśnieniami – Powinniśmy zwalić mu na głowę jakiś duży budynek. Przyznaję, to dość niekonwencjonalny i mało humanitarny sposób wysłania kogoś na tamten świat, ale w tej sytuacji prawdopodobnie jedyny sensowny.
- Ciekawy pomysł. Tylko, jak chcecie tego dokonać, Taro?
- Już mówię, Tsuchikage-sama. Otóż, nasi naukowcy niedawno opracowali nową metodę gromadzenia chakry w jednym punkcie. Na przykład, w pigułce żołnierskiej. W ten sposób nasi ludzie na polu bitwy będą mogli w bardzo krótkim czasie zregenerować swoje siły, bez konieczności przerywania walki. Zaś w obecnej sytuacji, tą metodę moglibyśmy wykorzystać do stworzenia potężnego ładunku wybuchowego, mogącego zrównać z ziemią nawet cztery budynki stojące w niedalekiej odległości od siebie. Miejsce pogorzeliska, to obszar o łącznym obszarze kilkuset metrów kwadratowych.
- Doskonale! – Krzyknął Akinori i uśmiechnął się złowieszczo, jednocześnie zacierając ręce. Po chwili dodał: – Rozumiem, że wliczacie w ten plan ewentualne ofiary w ludziach?
- Ależ oczywiście. – Odparł mężczyzna imieniem Hisato. – Żeby zatrzeć wszystkie ślady łączące nas z czymś takiego kalibru, postronne ofiary są nieuniknione.
- I dobrze. Skoro nie lubimy się z ludźmi z Kiri, to kilku dodatkowo zabitych nigdy nie zaszkodzi. W ewentualnej wojnie, tylko będziemy od nich silniejsi… Hm, kiedy zaś opadnie pył, ktoś się tam zakradnie odszuka zmasakrowane ciało Uzumakiego i zabierze od niego miecz Upiornej Armii! – Mężczyzna popadł w chwilową zadumę: – Taro!
- Tak, panie?
- Zróbcie, jak powiedzieliście. Skonstruujcie bombę, której wybuchu nawet jinchuuriki nie da rady przetrwać, odnajdźcie i złapcie Yasu Iharę, i przygotujcie pułapkę nie do wykrycia. Jaki budynek zamienicie w kupę gruzu, to już mnie nie obchodzi. Ważne tylko, by nikt nie mógł powiązać nas z tym… atakiem! – Rozkazał młody, bo zaledwie trzydziestoletni, Tsuchikage, po czym wstał i zabrał z oparcia płaszcz oraz kapelusz Kage. Gdy je przywdział, pozostali członkowie obrad również powstali, uznając, iż spotkanie właśnie dobiegło końca.
* * *
Kiedy zza horyzontu wyłoniły się pierwsze promienie wschodzącego słońca, drużyna z Kiri-Gakure no Sato w towarzystwie dwójki shinobi Ukrytego Liścia, właśnie zwijali obóz i szykowali się do wymarszu. Z racji, iż jounin Mgły wciąż nie był na siłach, by samemu iść, jinchuuriki bez konsultacji z zainteresowanym stworzył cztery klony, które z dwóch gałęzi i koca na szybko skleciły prowizoryczne nosze, ale na tyle solidne, by móc unieść na nich dorosłego człowieka. Na ich widok, Shoji jęknął z dezaprobatą:
- Ty chyba żartujesz, Naruto?
- No co, może wolisz kuśtykać i się męczyć z bólem w piersiach? – Spytał jeden z klonów.
- Do waszej wioski, a potem szpitala i tak mamy jeszcze co najmniej pół dnia drogi, jeśli nie więcej. – Stwierdził drugi klon.
- Tylko będziesz nas spowalniał. – Dodał trzeci klon.
- Proszę nie marudzić i się tu położyć! – Rozkazał prawdziwy Uzumaki wskazując nosze leżące na ziemi, miedzy nogami jego czterech sobowtórów. – W przeciwnym razie użyjemy siły, co tylko pogorszy sprawę. Wiec, jak będzie?
Czując na sobie pięć par jednakowo patrzących oczu, mężczyzna zanalizował własne położenie i usłyszane argumenty. Nie widząc innego wyjścia, Shoji chwilę jeszcze ponarzekał, po czym spasował i szybko zastosował się do słów blondynów. Gdy tylko się położył, od razu został podniesiony na wysokość pasa i cała grupa ruszyła w drogę. Ranny jeszcze przez godzinę odczuwał lekki dyskomfort i skrępowanie zaistniałą sytuacją, lecz widząc obok siebie różowowłosą medyczkę, która pilnowała jego stanu zdrowia, szybko się rozluźnił. Dziewczyna była na prawdę bardzo ładna, on zaś był samotnikiem, któremu powoli ten stan rzeczy zaczynał doskwierać, lecz wiedział, że nie ma u niej najmniejszych szans. Zaś próba poderwania jej mogłaby się dla niego tragicznie skończyć, z czego doskonale zdawał sobie sprawę i po namyśle zdecydował poprzestać na samym obserwowaniu kunoichi Liścia.
Około południa, po kilku godzinach intensywnego marszu bez robienia przerw, cała grupa dotarła do szerokiego, drewnianego mostu wiszącego nad rozległym wąwozem, w którego dolnej partii szumiał płytki strumyczek. Jak wyjaśnił Shoji-san, po drugiej stronie, za lasem znajdowała się zniszczona ostatnią wojną, mała mieścina. Opuszczona, straszyła podróżników spalonymi, czarnymi domami. Zaś kilka kilometrów dalej, patrząc w linii prostej, powinni w końcu wejść na szlak prowadzący do wioski Ukrytej Mgły. Takie informacje wystarczyły Naruto w zupełności, lecz by być pewnym, że nikt ich na tej ścieżce nie zaatakuje, chłopak wysłał przodem kilka klonów.
Gdy tak stali w cieniu drzew już po przekroczeniu skrzypiącego na wietrze mostu i czekali na raport posłanych blondynów, Ako w którymś momencie wyczuła w powietrzu niewielkie, choć niepokojące wibracje w przepływie chakry. Kunoichi zaczęła ukradkiem rozglądać się po najbliższej okolicy w poszukiwaniu źródła tych zakłóceń, kiedy zmianę w jej zachowaniu dostrzegł stojący opodal, Naruto:
- Jesteś tropicielem, prawda? – Spytał pogodnym tonem.
- Tak, choć dopiero się uczę tej sztuki. Tylko, co to takiego? Nigdy wcześniej nie czułam się w ten sposób. Tyle skupisk różnych typów chakry wszędzie dookoła nas w odległości jakichś dwustu, może trzystu metrów. Czy coś nam grozi? – Spytała, gdyż już sama nie wiedziała, czy to wszystko tylko się jej wydawało, czy rzeczywiście ktoś ich obserwował.
- Spokojnie, to nic takiego. – Uspokoił ją Uzumaki.
- Co ty ukrywasz, Naruto!?
Do rozmowy włączył się, dotychczas spokojnie leżący w noszach, Shoji. Czując rosnący niepokój swojej uczennicy i wręcz lakoniczne odpowiedzi jej rozmówcy, mężczyzna dłużej nie zwlekał z dowiedzeniem się, o co może chodzić. Odpowiedzi blondyna też mu się nie podobały, a że był na dodatek jouninem innej wioski, rozeznanie w sytuacji wymagało silnej interwencji. Shinobi Kiri widział, jak trzymający jego nosze blondyni wymieniają między sobą spojrzenia, więc miał słuszność podejrzewając, że coś przed nim i jego uczniami, zataił.
- Naruto-kun? – Do prawdziwego Uzumakiego podeszła zielonooka medyczna, chwyciła go za policzek i zwróciła jego twarz w swoją stronę. Chwilę patrzyła mu głęboko w oczy, po czym zalotnie się uśmiechnęła, zbliżyła się do niego jeszcze bardziej i delikatnie musnęła go ustami po wargach. Chłopak momentalnie poczuł, jak zrobiło mu się niebotycznie gorąco. Gdyby nie obecność obcych ludzi, rzuciłby się na nią, niczym wygłodniałe zwierzę na swoją ofiarę, a tak, to musiał jedynie zadowolić się jej zapachem i bliskością: – To jak będzie? Powiesz wreszcie, co to za zakłócenia w przepływie chakry, które wyczuła Ako?
Naruto z lekkim trudem przełknął ślinę mocując się z nieodpartą chęcią zrobienia tego, co mu w tym momencie chodziło po głowie, lecz nic nie powiedział. Kiedy kilka milczących minut później Sakura złożyła kolejny pocałunek, tym razem na jego odsłoniętej szyi, jinchuuriki dłużej nie wytrzymał i dał za wygraną:
- Te wibracje, to pewnie nasza ochrona. – Wypalił, trzymając wzrok utkwiony w twarzy rannego jounina Ukrytej Mgły.



TO BE CONTINUED…


* Mei Terumi – Godaime Mizukage
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

Original Concept by Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz