<<< Odcinek ukazał się 29 października
2011 roku >>>
- Ochrona? Jaka znowu ochrona?
Spytał Kazuki, gorączkowo rozglądając się we
wszystkich możliwych kierunkach. Patrzył nawet na konary drzew i pod własne
buty. Jego zainteresowanie udzieliło się stojącemu obok Yosuke, który także
zaczął się rozglądać w koło, lecz gdy nie znalazł odpowiedzi na pytanie
przyjaciela, przestał się miotać i zawiesił wzrok na błękitnookim oraz wiszącej
na jego ramieniu, pannie Haruno.
- O czym ty mówisz? – Spytała zielonooka, lecz
widząc jego wymowne spojrzenie, od razu wszystko zrozumiała i „zeszła” z jego
barku, rzucając w powietrze pełnym wyczuwalnej trwogi i zawodu głosem: – Och,
ta ochrona.
W tym samym momencie zapanowała tak głucha
cisza, że aż przerażająca. Nawet wiatr przestał gwizdać i szeleść liśćmi drzew
oraz umilkły siedzące na nich ptaki. Zdawało się, jakby ciche stwierdzenie
różowowłosej medyczki wywołało to wszystko.
- Uzumaki Naruto!
Ostry ton jounina Mgły wszystkich zaraz
przywrócił do porządku, a zwłaszcza sprawcę całego zamieszania w uzyskiwaniu
prawdy, który stanął wyprostowany niczym napięta struna. Zadzierając głowę do góry,
blondyn po chwili uświadomił sobie, że przecież nie musi stać na baczność, bo
niby z jakiej racji, więc szybko rozluźnił napięte mięśnie. Wypuściwszy z płuc
wstrzymywane powietrze, po chwili ponownie usłyszał głos tego samego mężczyzny:
- Jeśli mam Ci zaufać, wpierw Ty musisz wykazać
się zaufaniem wobec nas, shinobi obcego kraju. Pewnie uważasz, że cokolwiek nam
powiesz, to zaraz wykorzystamy to przeciwko tobie lub twoim bliskim, byle tylko
zyskać nad wami przewagę, gdyby doszło między naszymi wioskami do
nieporozumienia. Otóż, nie. Wiedz, że obecnie pragnę jedynie zapewnienia
bezpieczeństwa moim podopiecznym, których tu widzisz. Ako, Yosuke, Kazuki i ja,
Shoji Nagawa, jeśli tylko nam zaufasz, możemy zostać twoimi najwierniejszymi
sojusznikami. – Białowłosy, choć niezdolny do walki, gdyby zaszła taka
potrzeba, w gębie wciąż był mocny i wiedział, jak się przemawia. – Doskonale zdaję
sobie sprawę z tego, kim tak naprawdę jesteś oraz mniej więcej znam twoje
możliwości i słabości, lecz póki nie zdradzisz mi, kim jest ta nasza ochrona, to nigdy nie dojdziemy do pozytywnych
relacji między sobą. To jak będzie?
Wszyscy blondyni milczeli, a zwłaszcza ten
prawdziwy. Już od dawien dawna nikt w ten sposób do niego nie mówił. Wahał się
przed podjęciem tej właściwej decyzji. Po części bał się mu zaufać, lecz po
namyśle stwierdził, że jeśli chce, by odnosili się do niego z sympatią, to nie powinien
dłużej zwlekać z wyjaśnieniem całej sytuacji. Odetchnął głębiej i spojrzał na
stojącą obok Sakurę, która w odpowiedzi posłała mu serdeczny uśmiech.
- Czy znasz opowieści o armii Upiornych
Samurajów, co kiedyś chodzili po tym świecie i siali autentyczne przerażenie w ludzkich
sercach, Nagawa-san? – Naruto ponownie utkwił surowe spojrzenie w twarzy swego
rozmówcy.
- Tak, słyszałem, ale to przecież tylko legenda.
Bajeczka, którą matki straszyły niesforne dzieci. – Shoji zaśmiał się gardłowo,
lecz momentalnie zamilkł czując w piersi przeszywające kłucie. Kiedy odkaszlnął
krwią paskudząc bandaże oplatające klatkę, różowowłosa od razu do niego
podbiegła.
- Czyżby? – Blondyn dalej pytał. – Tylko…
legenda?
Mężczyzna opanował oddech i kaszel na tyle, by
na niego spojrzeć i w tej sekundzie o czymś sobie przypomniał. Rozmowa z
Mizukage-sama z przed kilku miesięcy. Kiedy został wezwany do biura, w środku
zastał niemal wszystkich swoich przyjaciół i kolegów po fachu, również służących
wiosce w randze Jounina. Mei-sama powiedziała im wtedy o jednej, bardzo ważnej
rzeczy, jaką wyczytała z raportów szpiegowskich na temat jednego z shinobi
Ukrytego Liścia. Wyjaśniła im, że jeśli kiedykolwiek spotkają Naruto Uzumaki na
swojej drodze, to mają zrobić wszystko, co w ich mocy, by ten chłopak stał się
ich przyjacielem, potem zaś sojusznikiem. Spytana, dlaczego? Odpowiedziała:
„Ponieważ Naruto ma za sobą pięćdziesiąt tysięczną armię Upiornych Samurajów,
co kiedyś, jeszcze grubo przed pierwszą Wielką Wojną Shinobi panoszyli się w
świecie, zasiewając przerażenie w ludzkich sercach.”
Od tamtego spotkania minęło trochę czasu i jak
dotąd nikt, żaden genin, chuunin czy nawet jounin Kiri-Gakure no Sato w trakcie
wykonywania zadań nie napotkał na swojej drodze Naruto Uzumakiego, by móc
potwierdzić, jak się uważało, ten absurdalny sygnał o Upiornych Samurajach.
Najstarsi mieszkańcy mówili, że to bajka stworzony, by straszyć nią małe,
niesforne dzieci. Używano jej zazwyczaj, gdy takie dziecko próbowało wszystkich
przekonać, że już się nie boi ciemności, wiec też nie ma powodu, dla którego
miałoby nie pójść do lasu za domem. Zabieg opowiadania, że za rogiem czają się
Upiorni Samurajowie rodem z najczarniejszych sennych koszmarów, zwykle spełniał
swoją rolę. Jednakże, teraz cała ta legenda zdawała się być najprawdziwsza w
świecie. Shoji miał tego farta, że w końcu spotkał sławnego Naruto Uzumaki i
wedle zaleceń swojej przełożonej, próbował się z nim zaprzyjaźnić. Z początku
wszystko szło gładko, lecz gdy ten wspomniał o jakiejś ochronie… Właśnie!
Ochrona!
* * *
Kiedy wieczorem dnia poprzedniego Gaara nie
wrócił do domu na kolację, brunetka krzątająca się w kuchni ich wspólnego domu,
w pierwszym momencie pomyślała, że pewnie coś ważnego zatrzymało go w biurze.
Lecz gdy rano wstała, a jego wciąż nie było, zaczęła się poważnie martwić.
Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło, choć byli ze sobą dopiero od pół roku.
Jeszcze nie przyzwyczaiła się do jego nieco sztywnego i zimnego usposobienia,
ale i tak bardzo go kochała. I wcale jej ani nie przeszkadzało, ani nie
przerażało, że był Jinchuuriki. Wiedziała, że coś dla niego znaczyła, więc nie
mógłby jej skrzywdzić. A przynajmniej miała taką nadzieję. Lecz, jak było w
rzeczywistości, to tylko sam zainteresowany znał odpowiedź.
Matsuri krążyła po domu bez konkretnego celu,
martwiąc się coraz bardziej. W którymś momencie w głowie zaczęły się jej pojawiać
różne dziwne myśli i skojarzenia. Nie wrócił, to musiało coś się stać, a ona
jak zwykle była tą najgorzej poinformowaną. Przecież mieszkała z samym
Kazekage, więc chyba powinna wiedzieć, co się z nim działo i o jakiej godzinie,
gdzie był! Ale oczywiście, nie. Nic nie wiedziała na ten czy inny temat,
kompletnie nic. I ta nie wiedza tak bardzo jej w tej chwili przeszkadzała i ją
męczyła, że dziewczyna była bliska niemal rozpłakać się, byle tylko wrócił do
domu, gdy nagle ktoś zaczął dobijać się do drzwi. To był dla niej sygnał, że
jednak coś się stało i teraz przyszli jej o tym powiedzieć. Słysząc kolejny huk
dobijania się, Kunoichi szybko się ogarnęła, wytarła łzy, uspokoiła nerwy na
tyle, by się nie rozpłakać i poszła do holu otworzyć. Gdy tylko to zrobiła,
silnym ruchem została odepchnięta do tyłu i przygwożdżona do ściany. W
następnej sekundzie poczuła na gardle jakieś ostrze:
- Gdzie on jest!? – Usłyszała krzyk agresora.
- K-kto??? – Wysapała, starając się ruszać głową
jak najmniej, bo inaczej groziło jej poderżnięcie gardła. Kiedy nie padła żadna
odpowiedź ze strony napastnika, dziewczyna spróbowała na niego spojrzeć i
momentalnie oniemiała. Zaatakował ją członek elitarnych służb szybkiego
reagowania, ANBU. W domu zaś usłyszała pośpieszną krzątaninę jeszcze kilku
innych osób. Zaraz pomyślała, że to pozostali członkowie tak zacnej grupy.
Pewnie przeczesywali dom, tylko… Czego lub kogo szukali?
- Zostawcie, ją! Ona nic nie wie! – Po chwili od
wejścia dało się słyszeć stanowczy głos. Zamaskowany mężczyzna w mgnieniu oka
rozluźnił uścisk i wkrótce puścił Matsuri, po czym jak szybko się pojawił, tak
też szybko zniknął. Dziewczyna odetchnęła z ulgą podnosząc dziękczynne
spojrzenie na swojego wybawcę, którym okazał się być starszy brat Kazekage,
Kankuro.
- Co się stało? – Spytała nie chcąc wymawiać
tego, co było według niej oczywistym powodem takiego poruszenia wśród sił
specjalnych Suna-Gakure no Sato. – Dlaczego ANBU sprawdza wszystkie domy w
okolicy?
- Kazekage gdzieś zniknął. Starsi przed sekundą
ogłosili alarm II stopnia i rozkazali pełną mobilizację wszystkich naszych sił.
Wszelkie misje zostały anulowane, shinobi ściągani są z powrotem do wioski, by
przygotować się na nową, dużo poważniejszą wyprawę. – Wyjaśnił smutnym, choć
śmiertelnie poważnym głosem. Widząc szok wymalowany na jej twarzy, dodał: –
Jeszcze wczoraj przed południem, Gaara przyszedł do mnie, do biura i osobiście
zażądał przysłania do jego gabinetu trzydziestu moich najlepszych ludzi. Już
samą tą wizytą wydawał się jakiś nie swój i nie podejrzewaliśmy, że ktoś mógłby
za tym wszystkim stać.
- A stał? Niby kto taki?
- Tego nie wiemy, ale jedno jest pewne.
Ktokolwiek to był, doskonale wiedział co robi i był w tym cholernie dobry, bo
nikt, aż do teraz nie zorientował się, że coś mogło być nie w porządku z Gaarą.
Podejrzewamy, że mogą za tym wszystkim stać nasi najgorsi wrogowie. – Kankuro potarł
skronie zmęczonym ruchem ręki. Kolejne słowa ugrzęzły mu w gardle. Nie mógł i
nie chciał ich wymawiać. To było zbyt bolesne. Na swoje szczęście lub
nieszczęście, kto inny go w tym wyręczył:
- Akatsuki! – Matsuri krzyknęła przerażona.
No i w końcu ziściły się wszystkie
najczarniejsze koszmary senne związane z osobą czerwonowłosego członka
piaskowej społeczności, Jinchuuriki Ichibi no Shukaku. Mroczne wizje, jakie
czasem śniły się jego najbliższemu rodzeństwu.
* * *
Blondyn widział, jak z każdą następną minutą
zmieniała się mimika twarzy białowłosego jounina, który prawdopodobnie właśnie
sobie o czymś przypomniał i chyba nie było to nic przyjemnego. Z drugiej zaś
strony, gdy tamten zamrugał kilkakrotnie, a w jego piwnych oczach zalśniło
zdumienie, Naruto już nie miał wątpliwości, co mężczyzna sobie uświadomił.
- Zatem, ONI istnieją?
Spytał Shoji wciąż nie wierząc własnym uszom. Gdy
Uzumaki kiwną głową w geście potwierdzenia tych domysłów, mężczyzna w trymiga
poczuł na karku gęsią skórkę. Zimny dreszcz, jaki chwilę potem przeszył go po
plecach, tylko spotęgował wrażenie strachu przed tymi… zjawami. Słysząc
niezidentyfikowany szelest za plecami, jounin Mgły gwałtownie przekręcił się w
noszach, niemal z nich spadając. Jak się zaraz okazało, to było tylko
wystraszone ptactwo. Charakterystyczny świst towarzyszący powolnemu
wypuszczaniu wstrzymanego powietrza, powiedział Naruto, iż jego rozmówca zaczął
przejawiać lekką paranoję na punkcie spotkania Upiornych Samurajów.
Obserwowanie, jak mężczyzna szukał czegoś wzrokiem w konarach pobliskich drzew,
bardzo bawiło blondyna. Chłopak zaczął zastanawiać się, czy może sprawdzić
reakcję Nagawy i wezwać Zbrojnych do siebie, lecz negatywny pomruk z wnętrza
duszy błyskawicznie sprowadził go na ziemię:
- Ciebie
to bawi, a ten gość zapewne jest już bliski zawału. – To był Kyuubi. – Lepiej zrobisz, jak skończysz wreszcie tę
farsę i sprawdzisz, czy droga przed wami jest bezpieczna. Stercząc tutaj, jak
kołek i nabijając się z czyjejś bojaźliwości, nigdy nie skończysz tej misji!
- Daj że
spokój, Kyuu. Czy już pobawić się nie mogę?
- Nie
czyimś kosztem! – Warknął demon. – Rozumiem,
jakby to był nasz śmiertelny wróg, to wtedy mógłbyś sobie spokojnie z niego
drwić i się śmiać, patrząc, jak ten robi w portki na samą wzmiankę o Upiornych,
lecz nie, gdy to nasi sojusznicy! Takie zachowanie nie przystoi poważnemu
shinobi!
- A
ciebie, co ugryzło?
- Nic.
Po prostu mam już dość tej twojej błazenady.
Blondyn nic więcej już nie powiedział. Postawa Kyuubiego
nieco go zaskoczyła, lecz Lis miał całkowitą rację. Swoim dotychczasowym
zachowaniem jasno pokazał, że za nic miał nowo poznanych ludzi. Może i nie robił
tego celowo, to jednak cały czas sobie z nich drwił, przez co teraz, gdy
mieszkaniec jego duszy wyraził swoje zdanie na ten temat, poczuł się z tym
wszystkim bardzo źle.
- Naruto? Co Ci jest? – Spytała stojąca opodal
Sakura. Dziewczyna widząc jednoznaczną zmianę w kondycji psychicznej blondyna,
jaka przejawiła się nagłym uwypukleniem się smutku na jego twarzy, poważnie się
tym zaniepokoiła. Chcąc wybadać, co się stało, by może móc mu jakoś pomóc,
powoli do niego podeszła. – Powiesz mi?
Chłopak podniósł na nią wzrok, po czym przeniósł
go na białowłosego jounina Kiri, który bacznie się mu przyglądał. Pewnie też
zauważył nagłą zmianę w jego… zachowaniu i w tym momencie Uzumaki poczuł w
głowie delikatny impuls elektryczny mówiący mu, że posłane przodem klony
właśnie zniknęły, przesyłając mu w ten sposób zdobyte informacje o okolicy
przed nimi. Jinchuuriki już wiedział, że droga, którą zamierzali dalej iść, na
całe szczęście była pozbawiona jakichkolwiek przeszkód. Żadnych bandytów, czy
innych rzezimieszków, czających się po krzakach. Czując na karku czyjś oddech,
chłopak błyskawicznie otrzeźwiał.
- Sakura-chan, to łaskocze!
- Wiem, ale nie reagowałeś, to… To był jedyny
sposób, byś się obudził. – Kunoichi zaśmiała się perliście, po czym ucałowała
go w policzek. – To jak, czy teraz powiesz, co się stało, że tak nagle
posmutniałeś?
- Hai, hai… Pewien Dziewięcioogoniasty ważniak
zbeształ mnie za bawienie się kosztem bojaźliwości nowo poznanych sojuszników.
– Blondyn wskazał na Nagawe lekko się uśmiechając i usłyszał w swojej duszy
kolejny niezadowolony pomruk, który zignorował. – A odpowiadając na twoje
pytanie i stwierdzenie zarazem, Shoji-san, Upiorni Samurajowie rzeczywiście
istnieją i obecnie, kilku z nich pełni rolę naszej osobistej ochrony.
- Tak też coś podejrzewałem. – Odparł tamten, popadając
na chwilę w zadumę. Myśl, że gdzieś tam w zaroślach czekają z rozkazem
pilnowania ich, sami legendarni Samurajowie Upiornej Armii z czasów jeszcze
pierwszych Hokage, Tsuchikage, Mizukage czy Raikage sprawiła, że mężczyzna na
powrót się rozluźnił, a na jego ustach zagościł delikatny uśmiech. Lecz to było
tylko powierzchowne zachowanie. Wewnątrz Nagawa wciąż pozostawał pełen obaw. W
końcu znał historie o ich bezwzględnym okrucieństwie i brutalności w
rozprawianiu się ze swoimi wrogami. To samo tyczyło się osoby stojącego opodal,
Uzumakiego. Kiedy ten wpadał we wściekłość, tak przynajmniej mówiły o nim
raporty szpiegowskie, był równie niebezpieczny, co służący mu żołnierze.
- Ach, zapomniałbym. – Ciszę ponownie przerwał
Naruto. Wszyscy od razu zawiesili na nim wzrok. – Posłane przodem klony już się
odmeldowały. Droga przed nami jest bezpieczna.
* * *
Ptaki radośnie świergotały, liście na wietrze
szeleściły, gdzieś w oddali słychać było łoskot wody płynącej rwącym potokiem
przez las. Grupka dziesięciu osób, w tym pięciu jednakowo wyglądających
blondynów, przemieszczała się udeptaną ścieżką w wyznaczonym przez leżącego na
noszach mężczyznę, kierunku. Nikt nic nie mówił. Troję geninów idących na
przedzie, co jakiś czas rozglądało się dookoła, jakby w obawie przed spotkaniem
gdzieś tam czekających Zbrojnych. Kilka metrów za nimi kroczył ten prawdziwy
Uzumaki i cztery jego klony niosące rannego shinobi Kiri, który chyba w końcu
poddał się ciągłemu uczuciu bólu w piersi i teraz odpoczywał, trzymając
zamknięte powieki. Nagawa zwyczajnie zasnął, co tylko pozwoliło blondynowi w
końcu odetchnąć.
Przez cały czas, odkąd ruszyli dalej, białowłosy
zamęczał go pytaniami o Upiornych. To, jak wyglądali, jakie umiejętności
posiadali, czy rzeczywiście byli tak potężni, jak mówiono i tym podobne. Gdyby
mężczyzna w końcu nie zamilkł, Naruto pewnie puściłyby nerwy. Ale na szczęście,
tak się nie stało i teraz jedynym, co zakłócało mu tok myślenia, był szelest
liści na wietrze. Chłopak zamknął oczy, by oczyścić umysł i wsłuchać się w ten
kojący nerwy odgłos, gdy po chwili poczuł, jak ktoś delikatnie szarpie go za
rękaw bluzy. Otwarłszy powieki, dostrzegł obok siebie różowowłosą kunoichi.
- Chciałam spytać o… Upiornych. – Spytała,
jednocześnie chwytając go za rękę. Kiedy nic nie powiedział, Sakura odetchnęła
głębiej i kontynuowała: – Po waszej ostatniej rozmowie myślałam, że jakiś czas
nie będziesz korzystał z ich usług, a tu nagle okazuje się, że kilku z nich już
teraz pełni rolę naszej ochrony. Pytanie, dlaczego tak szybko?
- Uznałem, iż dwa dni przerwy wystarczą na oswojenie
się z moimi żądaniami. – Chłopak się uśmiechnął. – Teraz zaś wezwałem ich celem
sprawdzenia, czy mój wykład coś zdziałał. Czy wreszcie żołnierze wykonają moje
rozkazy, tak jakbym… tego… chciał?
Naruto zająknął się na końcu myśli, gdyż właśnie
wyszli z leśnej ścieżki na szeroki trakt wiodący wprost ku głównej bramie wioski
Ukrytej Mgły, gdzie od razu ich zauważono. Nie minęła nawet sekunda, jak pod
masywnymi wrotami zaczęło robić się tłoczno od shinobi Kiri.
TO BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz