piątek, 23 lutego 2018

198. Legenda, ale żywa


<<< Odcinek ukazał się 29 października 2011 roku >>>



- Ochrona? Jaka znowu ochrona?
Spytał Kazuki, gorączkowo rozglądając się we wszystkich możliwych kierunkach. Patrzył nawet na konary drzew i pod własne buty. Jego zainteresowanie udzieliło się stojącemu obok Yosuke, który także zaczął się rozglądać w koło, lecz gdy nie znalazł odpowiedzi na pytanie przyjaciela, przestał się miotać i zawiesił wzrok na błękitnookim oraz wiszącej na jego ramieniu, pannie Haruno.
- O czym ty mówisz? – Spytała zielonooka, lecz widząc jego wymowne spojrzenie, od razu wszystko zrozumiała i „zeszła” z jego barku, rzucając w powietrze pełnym wyczuwalnej trwogi i zawodu głosem: – Och, ta ochrona.
W tym samym momencie zapanowała tak głucha cisza, że aż przerażająca. Nawet wiatr przestał gwizdać i szeleść liśćmi drzew oraz umilkły siedzące na nich ptaki. Zdawało się, jakby ciche stwierdzenie różowowłosej medyczki wywołało to wszystko.
- Uzumaki Naruto!
Ostry ton jounina Mgły wszystkich zaraz przywrócił do porządku, a zwłaszcza sprawcę całego zamieszania w uzyskiwaniu prawdy, który stanął wyprostowany niczym napięta struna. Zadzierając głowę do góry, blondyn po chwili uświadomił sobie, że przecież nie musi stać na baczność, bo niby z jakiej racji, więc szybko rozluźnił napięte mięśnie. Wypuściwszy z płuc wstrzymywane powietrze, po chwili ponownie usłyszał głos tego samego mężczyzny:
- Jeśli mam Ci zaufać, wpierw Ty musisz wykazać się zaufaniem wobec nas, shinobi obcego kraju. Pewnie uważasz, że cokolwiek nam powiesz, to zaraz wykorzystamy to przeciwko tobie lub twoim bliskim, byle tylko zyskać nad wami przewagę, gdyby doszło między naszymi wioskami do nieporozumienia. Otóż, nie. Wiedz, że obecnie pragnę jedynie zapewnienia bezpieczeństwa moim podopiecznym, których tu widzisz. Ako, Yosuke, Kazuki i ja, Shoji Nagawa, jeśli tylko nam zaufasz, możemy zostać twoimi najwierniejszymi sojusznikami. – Białowłosy, choć niezdolny do walki, gdyby zaszła taka potrzeba, w gębie wciąż był mocny i wiedział, jak się przemawia. – Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, kim tak naprawdę jesteś oraz mniej więcej znam twoje możliwości i słabości, lecz póki nie zdradzisz mi, kim jest ta nasza ochrona, to nigdy nie dojdziemy do pozytywnych relacji między sobą. To jak będzie?
Wszyscy blondyni milczeli, a zwłaszcza ten prawdziwy. Już od dawien dawna nikt w ten sposób do niego nie mówił. Wahał się przed podjęciem tej właściwej decyzji. Po części bał się mu zaufać, lecz po namyśle stwierdził, że jeśli chce, by odnosili się do niego z sympatią, to nie powinien dłużej zwlekać z wyjaśnieniem całej sytuacji. Odetchnął głębiej i spojrzał na stojącą obok Sakurę, która w odpowiedzi posłała mu serdeczny uśmiech.
- Czy znasz opowieści o armii Upiornych Samurajów, co kiedyś chodzili po tym świecie i siali autentyczne przerażenie w ludzkich sercach, Nagawa-san? – Naruto ponownie utkwił surowe spojrzenie w twarzy swego rozmówcy.
- Tak, słyszałem, ale to przecież tylko legenda. Bajeczka, którą matki straszyły niesforne dzieci. – Shoji zaśmiał się gardłowo, lecz momentalnie zamilkł czując w piersi przeszywające kłucie. Kiedy odkaszlnął krwią paskudząc bandaże oplatające klatkę, różowowłosa od razu do niego podbiegła.
- Czyżby? – Blondyn dalej pytał. – Tylko… legenda?
Mężczyzna opanował oddech i kaszel na tyle, by na niego spojrzeć i w tej sekundzie o czymś sobie przypomniał. Rozmowa z Mizukage-sama z przed kilku miesięcy. Kiedy został wezwany do biura, w środku zastał niemal wszystkich swoich przyjaciół i kolegów po fachu, również służących wiosce w randze Jounina. Mei-sama powiedziała im wtedy o jednej, bardzo ważnej rzeczy, jaką wyczytała z raportów szpiegowskich na temat jednego z shinobi Ukrytego Liścia. Wyjaśniła im, że jeśli kiedykolwiek spotkają Naruto Uzumaki na swojej drodze, to mają zrobić wszystko, co w ich mocy, by ten chłopak stał się ich przyjacielem, potem zaś sojusznikiem. Spytana, dlaczego? Odpowiedziała: „Ponieważ Naruto ma za sobą pięćdziesiąt tysięczną armię Upiornych Samurajów, co kiedyś, jeszcze grubo przed pierwszą Wielką Wojną Shinobi panoszyli się w świecie, zasiewając przerażenie w ludzkich sercach.”
Od tamtego spotkania minęło trochę czasu i jak dotąd nikt, żaden genin, chuunin czy nawet jounin Kiri-Gakure no Sato w trakcie wykonywania zadań nie napotkał na swojej drodze Naruto Uzumakiego, by móc potwierdzić, jak się uważało, ten absurdalny sygnał o Upiornych Samurajach. Najstarsi mieszkańcy mówili, że to bajka stworzony, by straszyć nią małe, niesforne dzieci. Używano jej zazwyczaj, gdy takie dziecko próbowało wszystkich przekonać, że już się nie boi ciemności, wiec też nie ma powodu, dla którego miałoby nie pójść do lasu za domem. Zabieg opowiadania, że za rogiem czają się Upiorni Samurajowie rodem z najczarniejszych sennych koszmarów, zwykle spełniał swoją rolę. Jednakże, teraz cała ta legenda zdawała się być najprawdziwsza w świecie. Shoji miał tego farta, że w końcu spotkał sławnego Naruto Uzumaki i wedle zaleceń swojej przełożonej, próbował się z nim zaprzyjaźnić. Z początku wszystko szło gładko, lecz gdy ten wspomniał o jakiejś ochronie… Właśnie! Ochrona!
* * *
Kiedy wieczorem dnia poprzedniego Gaara nie wrócił do domu na kolację, brunetka krzątająca się w kuchni ich wspólnego domu, w pierwszym momencie pomyślała, że pewnie coś ważnego zatrzymało go w biurze. Lecz gdy rano wstała, a jego wciąż nie było, zaczęła się poważnie martwić. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło, choć byli ze sobą dopiero od pół roku. Jeszcze nie przyzwyczaiła się do jego nieco sztywnego i zimnego usposobienia, ale i tak bardzo go kochała. I wcale jej ani nie przeszkadzało, ani nie przerażało, że był Jinchuuriki. Wiedziała, że coś dla niego znaczyła, więc nie mógłby jej skrzywdzić. A przynajmniej miała taką nadzieję. Lecz, jak było w rzeczywistości, to tylko sam zainteresowany znał odpowiedź.
Matsuri krążyła po domu bez konkretnego celu, martwiąc się coraz bardziej. W którymś momencie w głowie zaczęły się jej pojawiać różne dziwne myśli i skojarzenia. Nie wrócił, to musiało coś się stać, a ona jak zwykle była tą najgorzej poinformowaną. Przecież mieszkała z samym Kazekage, więc chyba powinna wiedzieć, co się z nim działo i o jakiej godzinie, gdzie był! Ale oczywiście, nie. Nic nie wiedziała na ten czy inny temat, kompletnie nic. I ta nie wiedza tak bardzo jej w tej chwili przeszkadzała i ją męczyła, że dziewczyna była bliska niemal rozpłakać się, byle tylko wrócił do domu, gdy nagle ktoś zaczął dobijać się do drzwi. To był dla niej sygnał, że jednak coś się stało i teraz przyszli jej o tym powiedzieć. Słysząc kolejny huk dobijania się, Kunoichi szybko się ogarnęła, wytarła łzy, uspokoiła nerwy na tyle, by się nie rozpłakać i poszła do holu otworzyć. Gdy tylko to zrobiła, silnym ruchem została odepchnięta do tyłu i przygwożdżona do ściany. W następnej sekundzie poczuła na gardle jakieś ostrze:
- Gdzie on jest!? – Usłyszała krzyk agresora.
- K-kto??? – Wysapała, starając się ruszać głową jak najmniej, bo inaczej groziło jej poderżnięcie gardła. Kiedy nie padła żadna odpowiedź ze strony napastnika, dziewczyna spróbowała na niego spojrzeć i momentalnie oniemiała. Zaatakował ją członek elitarnych służb szybkiego reagowania, ANBU. W domu zaś usłyszała pośpieszną krzątaninę jeszcze kilku innych osób. Zaraz pomyślała, że to pozostali członkowie tak zacnej grupy. Pewnie przeczesywali dom, tylko… Czego lub kogo szukali?
- Zostawcie, ją! Ona nic nie wie! – Po chwili od wejścia dało się słyszeć stanowczy głos. Zamaskowany mężczyzna w mgnieniu oka rozluźnił uścisk i wkrótce puścił Matsuri, po czym jak szybko się pojawił, tak też szybko zniknął. Dziewczyna odetchnęła z ulgą podnosząc dziękczynne spojrzenie na swojego wybawcę, którym okazał się być starszy brat Kazekage, Kankuro.
- Co się stało? – Spytała nie chcąc wymawiać tego, co było według niej oczywistym powodem takiego poruszenia wśród sił specjalnych Suna-Gakure no Sato. – Dlaczego ANBU sprawdza wszystkie domy w okolicy?
- Kazekage gdzieś zniknął. Starsi przed sekundą ogłosili alarm II stopnia i rozkazali pełną mobilizację wszystkich naszych sił. Wszelkie misje zostały anulowane, shinobi ściągani są z powrotem do wioski, by przygotować się na nową, dużo poważniejszą wyprawę. – Wyjaśnił smutnym, choć śmiertelnie poważnym głosem. Widząc szok wymalowany na jej twarzy, dodał: – Jeszcze wczoraj przed południem, Gaara przyszedł do mnie, do biura i osobiście zażądał przysłania do jego gabinetu trzydziestu moich najlepszych ludzi. Już samą tą wizytą wydawał się jakiś nie swój i nie podejrzewaliśmy, że ktoś mógłby za tym wszystkim stać.
- A stał? Niby kto taki?
- Tego nie wiemy, ale jedno jest pewne. Ktokolwiek to był, doskonale wiedział co robi i był w tym cholernie dobry, bo nikt, aż do teraz nie zorientował się, że coś mogło być nie w porządku z Gaarą. Podejrzewamy, że mogą za tym wszystkim stać nasi najgorsi wrogowie. – Kankuro potarł skronie zmęczonym ruchem ręki. Kolejne słowa ugrzęzły mu w gardle. Nie mógł i nie chciał ich wymawiać. To było zbyt bolesne. Na swoje szczęście lub nieszczęście, kto inny go w tym wyręczył:
- Akatsuki! – Matsuri krzyknęła przerażona.
No i w końcu ziściły się wszystkie najczarniejsze koszmary senne związane z osobą czerwonowłosego członka piaskowej społeczności, Jinchuuriki Ichibi no Shukaku. Mroczne wizje, jakie czasem śniły się jego najbliższemu rodzeństwu.
* * *
Blondyn widział, jak z każdą następną minutą zmieniała się mimika twarzy białowłosego jounina, który prawdopodobnie właśnie sobie o czymś przypomniał i chyba nie było to nic przyjemnego. Z drugiej zaś strony, gdy tamten zamrugał kilkakrotnie, a w jego piwnych oczach zalśniło zdumienie, Naruto już nie miał wątpliwości, co mężczyzna sobie uświadomił.
- Zatem, ONI istnieją?
Spytał Shoji wciąż nie wierząc własnym uszom. Gdy Uzumaki kiwną głową w geście potwierdzenia tych domysłów, mężczyzna w trymiga poczuł na karku gęsią skórkę. Zimny dreszcz, jaki chwilę potem przeszył go po plecach, tylko spotęgował wrażenie strachu przed tymi… zjawami. Słysząc niezidentyfikowany szelest za plecami, jounin Mgły gwałtownie przekręcił się w noszach, niemal z nich spadając. Jak się zaraz okazało, to było tylko wystraszone ptactwo. Charakterystyczny świst towarzyszący powolnemu wypuszczaniu wstrzymanego powietrza, powiedział Naruto, iż jego rozmówca zaczął przejawiać lekką paranoję na punkcie spotkania Upiornych Samurajów. Obserwowanie, jak mężczyzna szukał czegoś wzrokiem w konarach pobliskich drzew, bardzo bawiło blondyna. Chłopak zaczął zastanawiać się, czy może sprawdzić reakcję Nagawy i wezwać Zbrojnych do siebie, lecz negatywny pomruk z wnętrza duszy błyskawicznie sprowadził go na ziemię:
- Ciebie to bawi, a ten gość zapewne jest już bliski zawału. – To był Kyuubi. – Lepiej zrobisz, jak skończysz wreszcie tę farsę i sprawdzisz, czy droga przed wami jest bezpieczna. Stercząc tutaj, jak kołek i nabijając się z czyjejś bojaźliwości, nigdy nie skończysz tej misji!
- Daj że spokój, Kyuu. Czy już pobawić się nie mogę?
- Nie czyimś kosztem! – Warknął demon. – Rozumiem, jakby to był nasz śmiertelny wróg, to wtedy mógłbyś sobie spokojnie z niego drwić i się śmiać, patrząc, jak ten robi w portki na samą wzmiankę o Upiornych, lecz nie, gdy to nasi sojusznicy! Takie zachowanie nie przystoi poważnemu shinobi!
- A ciebie, co ugryzło?
- Nic. Po prostu mam już dość tej twojej błazenady.
Blondyn nic więcej już nie powiedział. Postawa Kyuubiego nieco go zaskoczyła, lecz Lis miał całkowitą rację. Swoim dotychczasowym zachowaniem jasno pokazał, że za nic miał nowo poznanych ludzi. Może i nie robił tego celowo, to jednak cały czas sobie z nich drwił, przez co teraz, gdy mieszkaniec jego duszy wyraził swoje zdanie na ten temat, poczuł się z tym wszystkim bardzo źle.
- Naruto? Co Ci jest? – Spytała stojąca opodal Sakura. Dziewczyna widząc jednoznaczną zmianę w kondycji psychicznej blondyna, jaka przejawiła się nagłym uwypukleniem się smutku na jego twarzy, poważnie się tym zaniepokoiła. Chcąc wybadać, co się stało, by może móc mu jakoś pomóc, powoli do niego podeszła. – Powiesz mi?
Chłopak podniósł na nią wzrok, po czym przeniósł go na białowłosego jounina Kiri, który bacznie się mu przyglądał. Pewnie też zauważył nagłą zmianę w jego… zachowaniu i w tym momencie Uzumaki poczuł w głowie delikatny impuls elektryczny mówiący mu, że posłane przodem klony właśnie zniknęły, przesyłając mu w ten sposób zdobyte informacje o okolicy przed nimi. Jinchuuriki już wiedział, że droga, którą zamierzali dalej iść, na całe szczęście była pozbawiona jakichkolwiek przeszkód. Żadnych bandytów, czy innych rzezimieszków, czających się po krzakach. Czując na karku czyjś oddech, chłopak błyskawicznie otrzeźwiał.
- Sakura-chan, to łaskocze!
- Wiem, ale nie reagowałeś, to… To był jedyny sposób, byś się obudził. – Kunoichi zaśmiała się perliście, po czym ucałowała go w policzek. – To jak, czy teraz powiesz, co się stało, że tak nagle posmutniałeś?
- Hai, hai… Pewien Dziewięcioogoniasty ważniak zbeształ mnie za bawienie się kosztem bojaźliwości nowo poznanych sojuszników. – Blondyn wskazał na Nagawe lekko się uśmiechając i usłyszał w swojej duszy kolejny niezadowolony pomruk, który zignorował. – A odpowiadając na twoje pytanie i stwierdzenie zarazem, Shoji-san, Upiorni Samurajowie rzeczywiście istnieją i obecnie, kilku z nich pełni rolę naszej osobistej ochrony.
- Tak też coś podejrzewałem. – Odparł tamten, popadając na chwilę w zadumę. Myśl, że gdzieś tam w zaroślach czekają z rozkazem pilnowania ich, sami legendarni Samurajowie Upiornej Armii z czasów jeszcze pierwszych Hokage, Tsuchikage, Mizukage czy Raikage sprawiła, że mężczyzna na powrót się rozluźnił, a na jego ustach zagościł delikatny uśmiech. Lecz to było tylko powierzchowne zachowanie. Wewnątrz Nagawa wciąż pozostawał pełen obaw. W końcu znał historie o ich bezwzględnym okrucieństwie i brutalności w rozprawianiu się ze swoimi wrogami. To samo tyczyło się osoby stojącego opodal, Uzumakiego. Kiedy ten wpadał we wściekłość, tak przynajmniej mówiły o nim raporty szpiegowskie, był równie niebezpieczny, co służący mu żołnierze.
- Ach, zapomniałbym. – Ciszę ponownie przerwał Naruto. Wszyscy od razu zawiesili na nim wzrok. – Posłane przodem klony już się odmeldowały. Droga przed nami jest bezpieczna.
* * *
Ptaki radośnie świergotały, liście na wietrze szeleściły, gdzieś w oddali słychać było łoskot wody płynącej rwącym potokiem przez las. Grupka dziesięciu osób, w tym pięciu jednakowo wyglądających blondynów, przemieszczała się udeptaną ścieżką w wyznaczonym przez leżącego na noszach mężczyznę, kierunku. Nikt nic nie mówił. Troję geninów idących na przedzie, co jakiś czas rozglądało się dookoła, jakby w obawie przed spotkaniem gdzieś tam czekających Zbrojnych. Kilka metrów za nimi kroczył ten prawdziwy Uzumaki i cztery jego klony niosące rannego shinobi Kiri, który chyba w końcu poddał się ciągłemu uczuciu bólu w piersi i teraz odpoczywał, trzymając zamknięte powieki. Nagawa zwyczajnie zasnął, co tylko pozwoliło blondynowi w końcu odetchnąć.
Przez cały czas, odkąd ruszyli dalej, białowłosy zamęczał go pytaniami o Upiornych. To, jak wyglądali, jakie umiejętności posiadali, czy rzeczywiście byli tak potężni, jak mówiono i tym podobne. Gdyby mężczyzna w końcu nie zamilkł, Naruto pewnie puściłyby nerwy. Ale na szczęście, tak się nie stało i teraz jedynym, co zakłócało mu tok myślenia, był szelest liści na wietrze. Chłopak zamknął oczy, by oczyścić umysł i wsłuchać się w ten kojący nerwy odgłos, gdy po chwili poczuł, jak ktoś delikatnie szarpie go za rękaw bluzy. Otwarłszy powieki, dostrzegł obok siebie różowowłosą kunoichi.
- Chciałam spytać o… Upiornych. – Spytała, jednocześnie chwytając go za rękę. Kiedy nic nie powiedział, Sakura odetchnęła głębiej i kontynuowała: – Po waszej ostatniej rozmowie myślałam, że jakiś czas nie będziesz korzystał z ich usług, a tu nagle okazuje się, że kilku z nich już teraz pełni rolę naszej ochrony. Pytanie, dlaczego tak szybko?
- Uznałem, iż dwa dni przerwy wystarczą na oswojenie się z moimi żądaniami. – Chłopak się uśmiechnął. – Teraz zaś wezwałem ich celem sprawdzenia, czy mój wykład coś zdziałał. Czy wreszcie żołnierze wykonają moje rozkazy, tak jakbym… tego… chciał?
Naruto zająknął się na końcu myśli, gdyż właśnie wyszli z leśnej ścieżki na szeroki trakt wiodący wprost ku głównej bramie wioski Ukrytej Mgły, gdzie od razu ich zauważono. Nie minęła nawet sekunda, jak pod masywnymi wrotami zaczęło robić się tłoczno od shinobi Kiri.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz