sobota, 24 lutego 2018

202. Na ratunek


<<< Chapter ukazał się 4 grudnia 2011 roku >>>



Stanął na początku długiego korytarza, od którego odchodziło jeszcze wiele innych i wtem dostrzegł pod ścianą sześć ciał shinobi Kiri Gakure. Chłopak każdemu sprawdził puls. Niestety zaraz jednak pokręcił głową z dezaprobatą, kiedy nagle usłyszał rozdzierający powietrze krzyk, gdzieś z wnętrza budynku. Nie zwlekając, w mgnieniu oka zawiązał pieczęć i stworzył kilka klonów, które momentalnie rozbiegły się we wszystkich kierunkach. Prawdziwy blondyn pobiegł do końca korytarza, skręcił w prawo, potem w lewo i znów w prawo, by zaraz stanąć u wejścia do jakiegoś pomieszczenia. Kiedy sięgnął do klamki, ponownie usłyszał ten sam krzyk, który dobiegał właśnie zza drzwi, pod którymi się znalazł. Naruto nie miał wątpliwości. Usłyszany głos należał do panny Ihary. – Kuso! Dorwali ją przede mną! – Zaklął w myślach, zaciskając pięści, że aż mu kłykcie pobielały i wparował do środka pomieszczenia. Na przeciwległe ścianie sali znajdowały się kolejne, dwuskrzydłowe drzwi, pod którymi stał jakiś mężczyzna i poszukiwana dziewczyna. Wyglądało na to, że zamierzali przez nie przejść:
- Yasu! – Krzyknął blondyn i oboje od razu odwrócili się do niego przodem. Nieznajomy widząc go, chyba lekko spanikował, bo szybko złapał czarnowłosą pod ramię, wykręcając jej rękę do tyłu i przystawił do jej gardła kunai. Jego twarz w połowie zasłaniała maska z kości słoniowej, na czole zaś przewiązaną miał opaskę wioski Ukrytej Skały. – Znowu Iwa!? Kami-sama, czy oni nie mają innych rozrywek, niż ciągłe polowanie na mnie?
- Jak nas znalazłeś!? – Odkrzyknął oprych.
- Gdy się więzi jinchuuriki, to powinno mieć się świadomość, że inny jinchuuriki może go z łatwością namierzyć, przez poszukiwanie identycznego typu chakry. – Uzumaki zaśmiał się złowieszczo, a jego ciało w szybkim tempie spowiły gęste pokłady krwistoczerwonej chakry z niego wypływającej. Gdy na głowie wyrosły mu demoniczne uszy, a z tyłu pojawiły się pierwsze dwa ogony, chłopak warknął ociekającym wrogością głosem: – A teraz ją puść!
- Hahaha! Myślisz, że się ciebie boję, potworze!? – Mężczyzna wybuchnął chrapliwym rechotem i tylko jeszcze bardziej przycisnął kunai do krtani swojej zakładniczki: – Musisz się bardziej postarać, by mnie przestraszyć! A jak tak Ci zależy na tej dziwce, to będziesz musiał sam tu po nią przyjść!
Shinobi Iwa zaczął się wycofywać, ciągnąc przerażoną Iharę za sobą, po czym zniknął razem z nią za drzwiami, pod którymi się czaił. Uzumaki naturalnie od razu ruszył za nim w pościg, lecz nim zrobił dwa kroki, z tamtego pomieszczenia wyskoczyło dwóch kolejnych zbirów, zagradzając mu przejście. Jinchuuriki od razu stanął w miejscu mierząc ich uważnym spojrzeniem lisich oczu. Normalnymi ludźmi nazwać ich nie mógł, bo obaj mieli po ponad dwa metry wzrostu, a w barach byli tacy szerocy, że spokojnie mogliby zmiażdżyć go w żelaznym uścisku, każdy z osobna. Mieli nie naturalnie rozwiniętą muskulaturę całego ciała, dłonie wielkie, jak bochny chleba, gęby zaś powykrzywiane od sterydów i Bóg jeden wie, czego tam jeszcze. Jednym słowem… Stały przed nim dwie góry żylastych mięśni, kloce, szumowiny od odwalania czarnej roboty.
- Ja to mam szczęście. – Blondyn sarknął w myślach.
* * *
Jeden z goryli spojrzał w lewo, potem w prawo i przed siebie, uważnie rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu przeciwnika, lecz gdy takowego nie zauważył, drapiąc się po głowie szturchnął stojącego obok dryblasa tak, że tamten poważnie się zachwiał:
- Gdzie jest wróg, Oda?
- Przed nami, na drugim końcu sali, kretynie! – Warknął tamten.
Słysząc obelgę, mężczyzna w pierwszej chwili zrobił obrażoną minę, lecz już po chwili ponownie spojrzał przed siebie, przystawił ogromniastą dłoń do płaskiego czoła, tworząc z niej daszek i zmrużył paciorkowate oczy wytężając wzrok do granic swych możliwości.
Naruto chwilę stał w pozycji obronnej, lecz widząc z kim ma do czynienia, szybko się rozluźnił. Co prawda nie opuścił gardy do końca, bo drugi z bandziorów przejawiał nieco więcej rozumu, niż jego towarzysz, ale nie myślał, by ci goście byli jacyś niezwykle szybcy i gibcy. Zwyczajnie ich zlekceważył, co nie było dobrym posunięciem, a przekonał się o tym, gdy wreszcie przystąpili do ataku.
Ku wielkiemu zaskoczeniu jinchuuriki, mięśniak imieniem Oda błyskawicznie zawiązał serię pieczęci, po czym ruszył do natarcia. Dosłownie wskoczył na ścianę po swojej lewej i biegnąć po niej prostopadle do podłogi, zaraz odbił się od niej i, niczym ciężki głaz, runął na blondyna, który w ostatniej chwili wykonał unik. W miejscu gdzie jeszcze sekundę temu stał, od ciosu dryblasa powstała gigantyczna dziura aż do piwnicy. Uzumaki nie zdążył nadziwić się zwinnością pierwszego oprycha, gdy coś z całej siły zdzieliło go w plecy, powalając na ziemię. Naruto poczuł, jak mu chrupnęło w kręgosłupie. W następnej chwili powietrze rozdarł przeraźliwy wrzask:
- TO PAŻY!!! – Mniej rozgarnięty osiłek tarzał się właśnie po podłodze trzymając się lewą ręką za nadgarstek prawej, którą zaatakował lekko zdezorientowanego blondyna, a którą teraz mocno przyciskał do piersi. Jego dłoń po zadaniu ciosu doznała tak poważnych obrażeń, że gdy nieco się uspokoił i na nią spojrzał, palce wyglądały, jakby kilka godzin trzymał je nad żywym ogniem. Stopiona skóra i spalone ciało mięsiste wydzielały nieprzyjemny odór spalenizny, co niejednego doprowadziłoby do łez: – KAMI-SAMA… MOJA RĘKA!!!
- Uspokój się, Jiro!
- Ale… moja ręka… boooli…
- Weź że się w garść, do cholery!
- Hahaha… ha…! – Rozmowę olbrzymów przerwał stłumiony śmiech podnoszącego się z podłogi blondyna. Nico dziecinne zachowanie kolosa imieniem Jiro szalenie go rozbawiło, co zaakcentował szyderczym uśmiechnięciem się do nich. To natomiast rozjuszyło Ode, który nagle zerwał się z miejsca i niczym błyskawica pojawił przy jinchuuriki, od razu zasypując go gradem nieco chaotycznych, lecz bardzo szybkich ciosów. Naruto z niemałym trudem unikał ich, za każdym razem nie wiedząc, z której strony przyleci kolejny, kiedy po dwóch minutach w końcu dostał lewym sierpowym prosto w szczękę. Siła, jaka została włożona w tak banalny atak, odrzuciła go do tyłu wprost na najbliższą ścianę, którą z całym impetem przebił na wylot. Nieco oszołomiony, po chwili wrócił przez powstałą dziurę i od razu wykonał nowy uniki, by nie paść ofiarą kolejnej fali ciosów. Wyskoczył do góry, przeleciał oprychowi nad głową, kopniakiem w potylice odbił się od niego i szusem po podłodze oddalił się na drugi koniec pomieszczenia.
- Nie baw się z nimi, tylko ich wykończ! – Usłyszał blondyn. – A najlepiej, pozwól mnie przejąć kontrolę nad swoim ciałem. Obiecuję nie zrównać budynku z ziemią, hahaha!
- Wybacz, Kyuubi, ale nie tym razem.
Blondyn zmarszczył brwi zastanawiać się nad czymś. Z jednej strony miał do czynienia z niezwykle szybkim, gibkim i łatwo wpadającym w furię przeciwnikiem, z drugiej zaś gościa, co chyba zapomniał gdzie jest, bo całą swoją uwagę skupił na poharatanej dłoni, co straciła skórę, trochę  ścięgien i ciała mięsistego. A, że kolos siedział na podłodze, zwrócony do niego plecami… Aż się prosił, by go zaatakować. Najlepiej szybko i bezboleśnie, jakimś potężnym ninjutsu. Chłopak momentalnie uśmiechnął się drapieżnie, a w jego wyciągniętej w bok dłoni, po chwili zamigotała kula chakry o fioletowej barwie cząsteczek.
* * *
Siedziała ciasno związana grubym sznurem i zakneblowana pod ścianą średniej wielkości sali wypełnionej najróżniejszymi skrzyniami i beczkami o militarnych oznaczeniach wioski Ukrytej Mgły. Z przerażeniem lśniącym w szeroko otwartych, srebrnych oczach patrzyła, jak jej porywacz majstrował przy jakimś bliżej nie znanym jej urządzeniu i co jakiś czas, głośno pod nosem kogoś przeklinał. Nie wiedziała, jak to się wszystko skończy, ale czując w powietrzu zapach materiałów wybuchowych domyślała się, że albo Uzumaki ją uratuje już dugi raz, albo zginie tu żywcem pochowana. Kiedy zza drzwi, którymi ją wprowadzono, dobiegł ją głośny huk, po nim zaś nastąpił jeżący włosy na głowie wrzask i zaraz martwa cisza, zrozumiała, że raczej czekał ją drugi wariant finału dnia. Lecz pięć minut potem jej uwagę zwrócił nowy odgłos walki i wszelkie czarne myśli od razu zniknęły.
Gdy pomrukiwania shinobi Iwa przerwał kolejny, tym razem znacznie donośniejszy ryk eksplozji, mężczyzna wyprostował się i spojrzał w kierunku drzwi, które w tym momencie wyleciały z zawiasów wzbijając w powietrze tumany kurzu i pyłu. Wygięta blacha przeleciała przez pomieszczenie, mijając zaskoczonego wojownika, po czym z pełną mocą wbiła się w ścianę tuż za biurkiem, przy którym akurat stał, a które zostało przecięte na pół. Tym, co je wyważyło okazało się być jakieś poharatane cielsko w poszarpanych łachmanach, co kiedyś stanowiły prosty ubiór. Shinobi Iwa podszedł do niego i przyjrzał się mu uważniej, od razu rozpoznając w nim jednego z braci Chikara, Jiro. Ważący ponad dwieście kilogramów olbrzym zginął straszną śmiercią. Wpierw eksplozja urwała mu ramię, którym zapewne się zasłonił, potem zaś jakieś dzikie zwierzę boleśnie go podrapało i w końcu wyzionął ducha przy skręceniu karku w czasie przelatywania przez szczelnie zaryglowane drzwi. Yakiwa przykucnął obok truchła, chwilę w zamyśleniu na niego popatrzył, po czym ruchem ręki zamknął mu oczy, które patrzyły martwo w sufit.
Ihara przyglądała się całemu zajściu z niemałym odbiciem trwogi w oczach. Wciąż biernie siedziała związana w cieniu i jedynie mogła obserwować mowę ciała swojego porywacza. Widziała, jak ten na chwilę przycupnął koło tonącego w kałuży krwi trupa, chyba pomodlił się za niego, po czym wstał i spojrzał w stronę otworu wejściowego. Gdy uczyniła to samo, od razu dostrzegła Uzumakiego, spowitego gęstą powłoką krwisto-czerwonej chakry drzemiącej w nim bestii. W jednej ręce trzymał zakrwawiony kunai, w drugiej zaś brutalnie odrąbaną głowę drugiego osiłka, która jeszcze ociekała własną krwią. Twarz kolosa imieniem Oda wykrzywiał upiorny grymas rozdziawionych ust z wywalonym na zewnątrz językiem. Co zaś stało się z resztą jego ciała, to tylko Naruto wiedział. Yasu wyraźnie widziała błąkający się na jego ustach tajemniczy uśmieszek, lecz nie wiedziała, co to mogło oznaczać. Sądząc po tym, jak potraktował obydwu oprychów, chyba nie był w najlepszym nastroju.
Jinchuuriki po chwili zamachnął się i rzucił okrutnie potraktowaną makówką pod nogi w połowie zamaskowanego shinobi Iwa, po czym zawiązał serię pieczęci. W chwili następnej tuż obok niego pojawił się jakiś żołnierz w ciemno-zielonej zbroi o złotych ślepiach. Yakiwa widząc go, stanął w pozycji obronnej, czekając na rychły atak, lecz samuraj zamiast do niego, błyskawicznie podbiegł do lekko zdezorientowanej Ihary, wziął ją na ręce i równie szybko wybiegł z nią z pomieszczenia, a potem z budynku. Zaskoczony obrotem sprawy shinobi Iwa nie zdążył nawet odpowiednio zareagować, popełniając tym samym najpoważniejszy błąd w życiu. Zbytnio się rozluźnił, co przypłacił utraceniem swojej jedynej karty przetargowej.
- Chikushō… – Mężczyzna zaklął siarczyście.
- No, koleś, czas to zakończyć! – Warknął blondyn i rzucił niedbałym ruchem ręki trzymany kunai, który tamten bez problemu odbił. Broń poszybowała gdzieś w bok.
- Zabiłeś tych dwóch i myślisz, że masz nade mną przewagę? – Yakiwa zaśmiał się krótko i powoli zaczął wycofywać się w stronę połamanego biurka, przy którym stał kilkanaście minut temu. Zatrzymał się dopiero, gdy oparł się o nie łydkami, a nie słysząc odpowiedzi padającej z ust swego rozmówcy, jego w połowie zasłoniętą facjatę wykrzywił tajemniczy uśmieszek. Chwilę patrzył prosto w świdrujące go demoniczne oczy, po czym ponownie się odezwał: – Kiedyś myślałem, że bycie Jinchuuriki, to, to musi być super sprawa… Mieć władzę nad praktycznie nieograniczonymi pokładami krwiożerczo złej chakry. Ale widząc Ciebie i znając historie o rzeziach, jakich dokonałeś na wynajętych przez nas ludziach, to już wiem, że to wcale nie jest takie fajne. Nic dziwnego, że wszyscy wami gardzą i was nienawidzą, przeklęty jinchuuriki…
- Zamknij się!
Blondyn pozwolił ponieść się emocjom i niespodziewanie wyskoczył do przodu z zamiarem, jak najszybszego uciszenia przeciwnika. Ten tymczasem wydawał się wcale go nie obawiać. Na spokojnie przygryzł kciuk lewej dłoni, prawą zaś wyciągając jakiś zwój, który zaraz naznaczył własną krwią. Gdy go wyrzucił wprost na wściekle atakującego Naruto, ten po chwili eksplodował gęstą chmurą duszącego dymu, z którego momentalnie wystrzeliła seria kilkunastu shurikenów. Jinchuuriki zaskoczony takim atakiem, nie zdążył go uniknąć, co przypłacił przyjęciem wszystkich gwiazdek na siebie. Powstrzymany zaledwie kilkanaście metrów od swego celu, Uzumaki przybrał postawę na czworaka, cały czas skupiając uwagę na shinobi wioski Ukrytej Skały.
- Spójrz tylko na siebie… ty kreaturo. Teraz bardziej przypominasz demona, co w tobie siedzi, niż człowieka…
Mężczyzna urwał pogardliwy komentarz, kiedy Naruto zerwał się z miejsca. Wszystko działo się w takim tempie, że nie było czasu na wykonanie kolejnego spowalniającego jutsu. Yakiwa szybko podwinął prawy rękaw, ukazując światu widniejącą na ramieniu pieczęć. W momencie, gdy wściekły jinchuuriki zjawił się tuż przy nim, chwytając go mocno za barki i jednocześnie popychając do tyłu na ścianę, w jego prawej dłoni zmaterializował się jakieś miecz. Długie na siedemdziesiąt osiem centymetrów ostrze przebiło blondyna na wylot, tuż pod jego lewym płucem. Mocujący się shinobi po chwili opadli obezwładnieni na podłogę.
- Psia krew… Ta… ta chakra. Tylko… mnie dotknąłeś… i czuję… czuję się, jakbym… jakbym się palił… w środku. Coś ty… mi… zrobił!? – Krzyknął Yakiwa czując, jak z każdą sekundą opuszczały go wszystkie siły. – Kuso! Muszę… stąd… wiać! Nng! Cholera! Co za… ból! Aarrrh! – Mężczyzna zebrał się w sobie i cały się trzęsąc oraz mocno zaciskając zęby przekręcił się na bok, by zaraz z lekkim trudem wstać na nogi. Wciąż odczuwając niezrozumiałe dla siebie skutki kontaktu z chakrą Dziewięcioogoniastego, zaczął kierować się ku najbliższemu narożnikowi pomieszczenia.
Uzumaki tym czasem nagle stracił wszelkie chęci do dalszej walki. Otaczająca go dotąd szczelnym kokonem chakra Kyuubiego, gdy się nadział na broń przeciwnika, nagle gdzieś się ulotniła. Zupełnie, jakby coś ją zablokowało. Chłopak czuł, jak z każdą sekundą tracił siły i nie wiedział, dlaczego? Prócz tej jednej, poważnej rany, to jego ciało o dziwo wcześniej odniosło tylko kilka stłuczeń i powierzchownych zadrapań. Wiec, o co chodzi? – Pomimo uczucia rażącego bólu, blondyn zmusił się by wstać i nico ociężałym krokiem ruszył w pościg za chyba uciekającym wrogiem, ale dokąd? Innego wyjścia, jak to, które znajdowało się na drugim końcu sali, tam dokąd zmierzał shinobi Iwa Gakure, nie było.
Yakiwa w końcu stanął w kącie magazynowego pomieszczenia i spojrzał na blondyna, który w tym momencie upadł na twarz, głośno jęcząc. Na ten widok, jego usta pomimo wszystko wykrzywił kpiący uśmiech.
- Nie czujemy się… najlepiej, co? Gdzie się podział ten… potwór, co chciał mnie… rozszarpać? Haha… ha…! Jak widzę… udało mi się… Nng! Chikushō! …nieco ostudzić twój… zapał… Uzumaki Naruto! – Mężczyzna zaśmiał się, pokasłując co chwilę, po czym zwrócił się ku stojącej obok niego skrzyni, z której ściągnął wieko i wyjął z jej wnętrza jakiś pojemnik wypełniony substancją o niebieskawym zabarwieniu. Kiedy na powrót zamknął skrzynię, ostrożnie postawił na niej trzymany pakunek. Drugą ręką zaraz nacisnął ukryty w ścianie przycisk i otworzył sobie tajne przejście. Wciąż się uśmiechając, Yakiwa wyciągnął z przybocznej kabury karteczkę wybuchową, którą od razu przyczepił do pojemnika i zaraz zniknął w ciemnościach ukrytego w ścianie wyjścia, rzucając przez ramię:
- Do zobaczenia w piekle! Haha… ha…! – Jego złowieszczo brzmiący śmiech ucichł, gdy ukryte wyjście sekundę potem się zatrzasnęło.
- KU… SOOO…!!! – Naruto zaklął w myślach, cały czas nie mogąc wstać. Kiedy odkaszlnął, napływająca do gardła krew wyciekła mu kącikami ust na brodę, by po chwili skapnąć na podłogę. Nie dość, że nagle opuściły go wszystkie siły, to jeszcze poruszanie się utrudniała wystająca z brzucha rękojeść, a z pleców ociekające jego krwią ostrze katany, o braku oddechu już nie wspomniawszy. Każde, nawet najmniejsze poruszenie się sprawiało tak niewyobrażalny ból, że chciałoby się krzyczeć w niebo głosy, lecz i ta czynność była dla niego bardzo bolesna. Czując, że chyba Śmierć we własnej osobie po niego przyszła, zobaczył przed oczami obrazy z całego życia. Najwyraźniejsze były te z ostatniej nocy. – Nie! Nie mogę się… poddać! Muszę wstać i… Nng! Chikuszō! Ale… potrzebuję do tego… więcej siły, Kyuu! Słyszysz… mnie?! Kyuubi…
* * *
Czując na twarzy przyjemne oddziaływanie promieni porannego słońca, powoli, choć niechętnie otworzyła oczy i spojrzała na swoją dłoń, przyozdobioną w piękny pierścionek z trzema brylantami. Symbol przyjęcia oficjalnych oświadczyn ukochanej swemu sercu osoby. Kiedy tak mu się przyglądała, podziwiając jego niezrównane piękno, wciąż nie wierzyła, że to się wydarzyło. Naruto poprosił ją o rękę i to w tak niespodziewanej chwili, a ona zgodziła się niemal bez chwili wahania.
Sakura westchnęła przeciągle, przewracając się na plecy.
- Gdyby mnie wczoraj tym nie zaskoczył, to nie wiem, czy bym się zgodziła. – Pomyślała, patrząc w sufit. – Przecież praktycznie rzecz biorąc, jeszcze oboje jesteśmy na to wszystko stanowczo za młodzi… Ech… Ciekawa jestem, co go skłoniło do zrobienia tego kroku…? – Kunoichi po chwili jeszcze raz przyjrzała się zaręczynowemu pierścionkowi, po czym usiadła na krawędzi łóżka. Kiedy rozejrzała się po pokoju, w jej oczy od razu rzucił się brak ubrań i uzbrojenia należącego do blondyna. Pomyślała, że pewnie wstał dużo wcześniej, aby jak najszybciej wrócić do pierwotnego celu misji odnalezienia Yasu Ihary, która…
Nagle pokojem, całym budynkiem motelu i okolicą wstrząsnęła gigantyczna eksplozja, powietrze zaś rozerwał jej donośny ryk. Tak była potężna, że w oknach niektórych domów aż popękały szyby. Zielonooka momentalnie zerwała się z miejsca, podskakując do okna, za którym na drugim końcu wioski Ukrytej Mgły widać było unoszący się wysoko nad dachami domów słup czarnego dymu. Dziewczyna nie zastanawiała się długo. Błyskawicznie wzięła prysznic i równie szybko ubrała się w swój dość już wysłużony uniform kunoichi, zebrała najpotrzebniejsze rzeczy, w tym opaskę ze znakiem Konoha, po czym wybiegła z pokoju, jak poparzona. Była medykiem, więc jeśli stało się coś poważnego, jej pomoc mogła okazać się nieoceniona. Żywiła tylko głęboką nadzieję, że w pobliżu miejsca wybuchu nie było Uzumakiego.
Na ulicach Kiri-Gakure no Sato zapanował istny chaos. Ludzie biegali we wszystkich kierunkach, przekrzykując się nawzajem. Wszędzie zaroiło się od uzbrojonych po zęby shinobi Mgły, sprawdzających każdy kąt. Na krótką chwilę zapanowała totalna anarchia, lecz sytuacja w wiosce szybko została opanowana, ludzie zaś uspokojeni. Różowowłosa o dziwo w ogóle nie miała problemu z przedarciem się przez tłumy mieszkańców pomieszanych z ninja obcej sobie krainy, a gdy wreszcie dotarła na miejsce katastrofy, jej oczom ukazał się widok, jak po wojnie. Dosłownie wszędzie, walały się mniejsze lub większe kawały żelbetonowej konstrukcji budynku, który obecnie już nie istniał. W jego miejscu znajdowała się jedynie przeogromna góra gruzu i metalu, powykręcanego siłami eksplozji. Konstrukcja kilku domów z sąsiedztwa zrównanej z ziemią budowli uległa poważnemu uszkodzeniu, więc ich mieszkańcy momentalnie zostali ewakuowani. Haruno zaczęła rozglądać się za jakimś shinobi, a gdy już takowego dostrzegła, akurat wydającego komuś rozkazy, szybko do niego podbiegła:
- Jestem medykiem, jak mogę pomóc? – Spytała.
Mężczyzna spojrzał na nią, a widząc opaskę Konoha przewiązaną na jej głowie, bardzo zdziwił się jej widokiem. Otworzył usta, by coś powiedzieć… ale chyba głos mu uwiązł w gardle, bo jedyne co usłyszała, to jakieś rzężenie.
- Czy wszystko w porządku? – Sakura uśmiechnęła się widząc reakcję na swój widok.
- Ekhm… Tak, czuje się dobrze, tylko…
- Nie czas na wyjaśnienia! – Kunoichi postanowiła przejąć inicjatywę. – Powiedz tylko, gdzie są jacyś ranni?
- Eem, tak jest!
Chuunin Kiri zasalutował i wskazał ręką grupkę ludzi za sobą. Zielonooka podziękowała i go wyminęła, cichutko chichocząc. Przed chwilą przeprowadzona rozmowa niezmiernie ją rozbawiła, ponieważ udzielający jej informacji chuunin wyglądał na bardzo zdziwionego i spiętego. – Ciekawe, dlaczego? – Pomyślała zbliżając się do pierwszej rannej osoby. Zaraz pojawiło się pełno zaskoczonych spojrzeń i komentarzy, które dziewczyna postanowiła zwyczajnie zignorować i zająć się swoją robotą. Po dwudziestu minutach wyleczyła rany grupce trzydziestu poszkodowanych, wzbudzając swymi umiejętnościami nie lada podziw. Po godzinie od zjawienia się w miejscu budowlanej masakry, nieco wyczerpana ciągłym leczeniem, w końcu spytała pierwszego zatrzymanego shinobi Kiri:
- Co tu się właściwie stało?
- Nikt tak dokładnie tego nie wie, ale widziano przed trzema godzinami, jak jakiś blondwłosy chłopak wchodził do tego budynku, potem zaś z wnętrza słychać było odgłosy walki. Nim udało nam się tam wejść i sprawdzić, czy ktoś przypadkiem nie potrzebuje pomocy, magazyn nagle eksplodował. – Wyjaśnił mężczyzna i szybko się oddalił.
Haruno stała, jakby piorun w nią strzelił. Blondwłosy chłopak… te dwa słowa niczym echo odbijały się w jej głowie, przez co nie była wstanie poukładać swych myśli w jednolitą całość. Szumienie nieznanego pochodzenia wwiercało się w jej czaszkę. Blondwłosy chłopak, odgłosy walki, eksplozja… Wszystko, co usłyszała i sama obecnie oglądała, dopiero teraz powoli do niej docierało przyśpieszając oddech i przyprawiając o palpitację serca. Krew odpłynęła z jej twarzy, czego efektem było blade, niczym czysta kartka papieru, oblicze kunoichi, w oczach zaś stanęły łzy w licznym gronie. Jeżeli jej ukochany był w tym budynku podczas tak potężnego wybuchu, to mogło to oznaczać tylko jedno…
Sakura zacisnęła powieki, powtarzając w duchu, że to nie może być prawda.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz