Słowem wstępu chciałbym
poniższą notkę zadedykować mojej stałej czytelniczce, która w dniu dzisiejszym
obchodzi swoje dwudzieste drugie urodziny. Z tejże właśnie okazji przedwczoraj
wrzuciłem szósty bieg pod czas pisania, by się na dziś wyrobić i proszę, notka
gotowa. TobiMilobi-chan, życzę Ci wszystkiego najlepszego w tym szczególnym dla
ciebie dniu i zapraszam do poznania kolejnych losów bohaterów mego skromnego
fanficka o Naruto Uzumaki! – ENJOY!!!
<<< Chapter ukazał się 21 kwietnia
2012 roku >>>
Od urwania rozmowy z mieszkańcem swojej duszy
Naruto nie odezwał się jeszcze przez kolejne dwadzieścia minut. Cały czas w
milczeniu jedynie wpatrywał się demonicznym wzrokiem w bladą twarz trzymanej
przed sobą kobiety i mimo wszystko starał się, choć odrobinę uspokoić. Dobrze wiedział,
że prędzej czy później będzie musiał zadecydować, co zrobić i choć mówił
inaczej, nigdy nie zamierzał jej zabijać. Jednakże z drugiej strony nie chciał
lisowi pokazywać, że w prosty sposób można nim pomiatać i zapewne tylko,
dlatego w następnym ruchu sięgnął za siebie, by pochwycić w dłoń rękojeść
wystającego zza ramienia miecza. Wyciągana energicznym ruchem z saya katana krótko błysnęła w półmroku,
z charakterystycznym świstem przecinając powietrze nad głową swojego
właściciela. Bez jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia przystawił miecz do gardła
kunoichi. Ostra, niczym brzytwa, klinga delikatnie nacięła napiętą do granic
swych możliwości skórę uwalniając kilka kropli szkarłatnej krwi. Kobieta w tym
momencie wstrzymała oddech, lecz napastnik nie posunął się dalej. Czas stanął w
miejscu. Jakby w dalszym ciągu cierpliwie czekał na jej słowa lub też się zawahał
przed zadaniem ostatecznego ciosu. Wyczuwając wewnętrzny konflikt zamaskowanego
wojownika w jej zielonych oczach od razu zalśnił promyk nadziei.
- Masz
rację, Kurama. Nie jestem Tobą, żeby bawić się w posłańca śmierci, który sieje
zamęt i rozpacz wśród niewinnych ludów tego świata. – Naruto odezwał się w
myślach i naraz usłyszał dobiegający z wnętrza duszy śmiech, który pod naporem
jego kolejnych słów momentalnie ucichł. – Ciebie
to śmieszy!? Dobrze, nie winie Cie za takie, ani inne podejście do sprawy, lecz
posłuchaj mnie uważnie! Nie jestem bezwolną machiną do zabijania i po mimo
moich uczynków, wciąż pozostaję człowiekiem z krwi i kości, któremu nie są obce
uczucia kierujące życiem większości ludzi. – Chłopak przerwał monolog by
odstawić katanę od szyi swojej ofiary, która z ulgą wypuściła wstrzymywane
powietrze. Kiedy po chwili opuścił broń, wrócił do rozmowy z demonem. – Powiem to tylko raz, Kurama. Twoje
komentarze na temat tego, czy mam miękkie serce czy też nie, przestały mnie już
bawić. Postanowiłem Cię zignorować i od teraz, będę to robił za każdym razem,
gdy wyczuje, że wykorzystując swój psychologiczny talent próbujesz kierować
moimi działaniami!
Dziewięcioogoniasty tym czasem milczał i nic nie
wskazywało, żeby miał w najbliższym czasie znowu się odezwać. Najwidoczniej
krótka przemowa dwudziestolatka trafiła do niego nakazując przemyślenie własnego
zachowania. Położywszy się na podłodze swojego więzienia, podparł pysk na
skrzyżowanych przednich łapach, przymknął powieki i tak już zastygł, niczym
figura woskowa. Kilka minut później ciszę przewał głos blondyna:
- Nic nie
powiesz? Nie postawisz się, ani nie walniesz jakiejś przemądrzałej riposty?
Świetnie! Hm, kiedy nie marudzisz, to jest tu tak spokojnie. Cicho. Wreszcie
można skupić się na tym, co ważne. – Krótkie westchnięcie. – Ech, czuje się teraz, jakbym gadał do
ściany. A kij z tym! Mam tylko nadzieję, że jeśli następnym razem postanowisz się
odezwać, to będzie to coś wartego poświęcenia mu uwagi.
Shinobi Tsuki zaraz otrząsnął się z letargu, w
jaki popadł w czasie przemowy do Kuramy i na powrót skupił uwagę na
przesłuchiwanej kunoichi. W jego lewej dłoni wciąż spoczywała wyciągnięta
katana, prawą zaś nieustannie lekko ściskał jej gardło.
- To, na czym skończyliśmy!? – Spytał,
przerywając złowieszczą ciszę.
- Ja nic nie wiem o zamachu na Uzumaki Naruto z
przed półtora roku. – Wyznała kobieta dobrze wiedząc, że taka odpowiedź oznacza
dla niej podpisanie wyroku.
- Zatem nic tu po mnie. – Mruknął ninja i na
powrót przystawił katanę do jej tchawicy. Widziała, jak napina mięśnie by zadać
szybką i niemal bezbolesną śmierć, a gdy już miał poderżnąć jej gardło, w tym
samym momencie dokrzyczała:
- Ale mogę powiedzieć, kto powinien wiedzieć
więcej!
Naruto zastygł zostawiając na jej szyi delikatny
ślad cięcia i przypomniał sobie, że mimo wszystko miał jej przecież ostatecznie
nie zabijać! Ale by się pomylił! Gdyby w porę się nie odezwała, znowu zrobiłby
coś wbrew swoim zasadom i ku uciesze tego wrednego futrzaka!
* * *
Wytarłszy wilgotną szmatką ostatnie zakurzone
miejsce w domu, wierzchem dłoni przetarła spocone czoło i z zadowoleniem
wypisanym na twarzy obejrzała się dookoła. W końcu po tygodniu zmagań osiągnęła
zamierzony cel. Gniazdko, które jeszcze do niedawna należało do błondwłosego
shinobi, teraz miało stać się nowym miejscem zamieszkania jego narzeczonej. Po
ostatniej wizycie na cmentarzu, gdzie stał symboliczny nagrobek Naruto, po
powrocie do domu Sakura zdecydowała wyprowadzić się od rodziców. Państwo Haruno
z początku byli temu przeciwni, ale dziewczyna osiągnęła już pełnoletniość i
sama mogła decydować o swoim dalszym życiu, a jej pierwszym krokiem na nowej
drodze było wreszcie się uniezależnić. Co prawda, potrafiła już o siebie
zadbać. W końcu brała udziały w misjach z dala od wioski i czujnego wzroku
swoich bliskich, ale dotychczas mieszkała z rodzicami, co na dwudziestolatkę
było już lekką przesadą.
Dziewczyna westchnęła przeciągle rozwiązując i
zdejmując chustkę utrzymującą włosy zwinięte z tyłu głowy, by nie opadały na
oczy, po czym spojrzała na zegar wiszący na ścianie w salonie, gdzie akurat się
znajdowała. Wskazówkowy cyferblat pokazywał sześć minut po dwudziestej
trzeciej. – Ale późno. – Pomyślała
Sakura wycierając spocone czoło i w tym samym momencie usłyszała ciche pukanie
w drzwi wejściowe. Zdziwiona, że komuś zachciało się odwiedzić ją o takiej
porze, nie zwlekała długo z zobaczeniem, kogo do niej przywiało. Po chwili
przeszła do korytarza i nacisnęła klamkę przy jednoczesnym pociąganiu drzwi do
siebie.
Na progu stała kruczowłosa spadkobierczyni klanu
Hyuuga, choć jej nazwisko nie tak dawno uległo nieznacznej modyfikacji przez
dodanie drugiego członu do tego pierwotnego. Hinata Hyuuga-Inuzuka, tak się
teraz nazywała. Hiashi z początku nalegał, żeby jego córka została przy rodowym
nazwisku, bo jako następczyni głowy rodu nie powinna tracić kontaktu z rodziną
i to Kiba miał przyjąć nazwisko Hyuuga. Ale ku niezadowoleniu Hiashiego, Hinata
się na to nie zgodziła i w końcu wspólnymi siłami uznano, że najlepszym
rozwiązaniem będzie połączyć oba nazwiska w jedno.
Członkini drużyny tropicieli ubrana była jak
zwykle w swój codzienny strój kunoichi w kolorze różnych odcieni fioletu.
Długie, luźno rozpuszczone włosy spływały jej wzdłuż pleców, delikatnie falując
na nieznacznych podmuchach nocnego wiatru.
- Hinata? – Sakura była całkowicie zaskoczona
widokiem przyjaciółki. – Co ty tu robisz?
- W-witaj, Sa-sakura. Czy n-nie przeszkadzam? –
Białooka odezwała się, jak zawsze odrobinę się jąkając. Po mimo upływu lat, ta
dziewczyna prawie nic się nie zmieniła. Wciąż była nieśmiała, cicha i niepewna
siebie, choć już nie tak bardzo, jak to było w Akademii. Podobno swoją powolną
przemianę zawdzięczała trudnemu dzieciństwu i nieugiętej postawie Naruto,
którego zawsze darzyła szczerym uczuciem, choć nigdy nieodwzajemnionym. Ale jak
było w rzeczywistości, to tylko sama Hinata mogła to wiedzieć. A teraz jeszcze
związała się węzłem małżeńskim z przyjacielem z drużyny, który z kolei zawsze o
nią walczył, choć z różnym skutkiem.
- Nie, nie, skądże. Proszę. Wejdź. – Odparła
Haruno i zaprosiła ją do środka jednocześnie usuwając się na bok, po czym
zamknęła drzwi. Gdy obydwie przeszły do salonu, zielonooka ponownie się
odezwała, tym samym zaczynając konwersację: – Czy coś się stało?
Kruczowłosa uśmiechnęła się nieśmiało. Usiadła
na kanapie trzymając złączone kolana i z udawanym nie skrępowaniem rozejrzała
się po pomieszczeniu. Wszystkie meble i ogólnie, asortyment, lśniły
nieskazitelną czystością, co od razu rzucało się w oczy.
Sakura tym czasem widząc, że przyjaciółka nie
kwapiła się do udzielenia szybkich wyjaśnień, jakby nigdy nic wstała z
zajmowanego obok miejsca i poszła do kuchni, gdzie zaparzyła herbatę i przygotowała
talerz herbatników. Kiedy po chwili wróciła stawiając wszystko na małym
stoliczku stojącym naprzeciwko kanapy, Hinata w dalszym ciągu siedziała lekko
spięta patrząc wszędzie dookoła, tylko nie na nią. Gdyby się nie znały od
najmłodszych lat, Haruno pomyślałaby, że jej gość coś przed nią ukrywa,
zwłaszcza, jeśli przychodzi w odwiedziny w środku nocy. Ale pani Hyuuga-Inuzuka
z natury była skryta, więc jej podejrzane zachowanie wydawało się rzeczą
normalną, lecz z tą różnicą, że wkrótce zaczęło to różowowłosej przeszkadzać i
jednocześnie odrobinę ją denerwować. Jakby na to nie patrzeć, był już środek
nocy i Sakura powoli zaczynała odczuwać skutki całodniowej pracy nad
doprowadzeniem domu do używalności. Jednym słowem, chciało się jej spać, jak
nigdy przedtem, lecz przeciągająca się wizyta zagadkowo milczącej przyjaciółki
tylko ten moment położenia się spać oddalała.
- Czy powiesz wreszcie, co Cię do mnie
sprowadza, Hinata? – Spytała spokojnym, choć wyraźnie zniecierpliwionym głosem.
Kruczowłosa w końcu odwzajemniła rzucone jej
spojrzenie, znowuż się uśmiechnęła i ostrożnie wzięła do ręki filiżankę z
nalanym do niej naparem. Kiedy upiła łyczek i go cicho przełknęła, odetchnęła
głęboko, jakby wreszcie zbierała się do zabrania głosu w wyżej wymienionej sprawie.
Hyuuga-Inuzuka przeciągała milczenie z minuty na minutę denerwując Haruno coraz
bardziej i kiedy wreszcie miała dziewczyna wybuchnąć wściekła, białooka
odezwała się:
- Dzisiaj późnym popołudniem do Hokage-sama
przyszedł Itachi-san z nowym raportem z postępów śledztwa, jakie prowadzi w
sprawie śmierci… Naruto-kuna. – Wymamrotała, jakby to było coś niesłychanie
trudnego do przekazania, różowowłosa zaś słysząc jej nowiny od razu szeroko
otworzyła oczy i usiadła prosto, lecz nic nie powiedziała w napięciu czekając na
kolejne słowa brunetki. Te pojawiły się po kolejnym łyczku zielonej herbaty: – Pomyślałam,
że chciałbyś wiedzieć, jakiego odkrycia dokonał. Jakiś tydzień temu w kraju
Ryżu jedna z naszych drużyn odbywała misję rangi B, w czasie, której mieli
ochraniać jakiegoś oficjela, lecz ich zadanie nie powiodło się, gdyż miasto, w
którym mieli zakwaterowanie zaatakowali jacyś żołnierze łudząco podobni do
Upiornych Samurajów. Był wśród nich niezidentyfikowany shinobi, którego rozkazy
najwyraźniej wypełniali…
- Zaczekaj, Hinata! – Haruno nie wierzyła
własnym uszom. Jej serce zaczęło bić szybciej, niż zazwyczaj. – Chcesz mi
powiedzieć, że był tam Naruto? Że on jednak żyje??
Hyuuga-Inuzuka uśmiechnęła się dobrodusznie.
- No właśnie… Tego nikt nie może potwierdzić,
gdyż ów osobnik cały, od stóp po czubek głowy, ubrany był w shinobi shozoku. Jak
już wspomniałam, byli tam Upiorni Samurajowie, więc logicznie rzecz biorąc, tym
zamaskowanym wojownikiem musiał być… właśnie Naruto-kun. Taki jest przynajmniej
mój wniosek z całej tej historii.
- Czy ktoś potwierdził, że ten koleś to
rzeczywiście… Naruto??? – Oczy różowowłosej mimowolnie zaszkliły się od napływających
do nich łez. Znowu zaczynała płakać, choć tym razem już nie z rozpaczy po
stracie, a ze szczęścia, jakie nieoczekiwanie na nią spłynęło. Półtora roku na
to czekała.
- Zgadza się, Sakura. To był Naruto Uzumaki. Żyje
i ma się całkiem dobrze. – W tym momencie usłyszały męski głos dobiegający od
drzwi wejściowych do salonu. Stał w nich czarnowłosy, jednoręki eks-członek Brzasku,
Uchiha Itachi. Mężczyzna uśmiechał się przyjaźnie, choć w jego oczach lśnił
nieukrywany smutek. Było to wywołane kolejną informacją, której już nie zamierzał
wypowiadać na głos. – Niestety na nasze nie
szczęście, Naruto stracił część siebie i może się niebawem okazać, że nikogo z
nas już nie poznaje.
* * *
W zamian za darowanie życia, Naruto w końcu
otrzymał interesujące go informacje na temat ludzi zamieszanych w spisek
przeciw niemu samemu, z czym jeszcze przed nikim się nie zdradził. Od przeszło
roku działał w służbie tych, co mu zapłacili za robotę, jak dotąd skutecznie
ukrywając swoją prawdziwą tożsamość. W ciągu dnia odziany chodził w czarny
płaszcz z szerokim kapturem nasuniętym na głowę, że wydawało się, iż się rozmawia
z duchem, a nie człowiekiem, co wielu przeszkadzało. W nocy zaś przywdziewał
się czarny shinobi shozoku* zostawiając odkryte jedynie oczy o czerwonych
tęczówkach i pionowych źrenicach demona w nim zapieczętowanego.
Opuściwszy dom tropicielki i niezauważenie
przedarłszy się przez uśpioną wioskę Ukrytej Mgły, niczym bezkształtny cień,
jinchuuriki zmierzał obecnie w głąb kraju w wyznaczonym kierunku. Do wykutej w
skale groty, głęboko w sercu potężnej góry, gdzie swoją z pozoru bezpieczną
kryjówkę miał siódmy mężczyzna odpowiedzialny za zorganizowanie nagrody za
schwytanie lub zabicie blondyna. Wiszący wysoko księżyc powoli zniżał swój
pułap zwiastując rychłe nastanie nowego dnia, lecz póki, co dookoła wciąż
panowały niewzruszone ciemności i przeszywający na wskroś chłód. Dzięki
wyostrzonym zmysłom, wiedziony odgłosem lekko podenerwowanego rytmu bicia serc
stojących pod wejściem do pieczary strażników, Naruto lotem błyskawicy
przemierzał leśne gęstwiny. Wkrótce zatrzymał się na gałęzi ostatniego drzewa o
rozłożystym konarze, rosnącego tuż na krawędzi polany oddzielającej napawającą
strachem puszczę kraju Obłoku od zbocza góry zwanej Ookami Shikon.**
- Na rany naszych przodków! Dlaczego nocne
stróżowanie zawsze trafia się właśnie naszej dwójce!? – Jęknął w tym momencie
jeden z ochroniarzy stojących pod wejściem do kryjówki. Mężczyzna pocierał
ramiona robiąc wszystko, byle tylko nieco się rozgrzać. – Kiedy my tu
zamarzamy, reszta gra sobie w karty! CHIKUSHŌ!!!
- Daj spokój, Taizo. Twoich narzekań i tak nikt
nie usłyszy. – Mruknął jego towarzysz. – Przez te grube, stalowe wrota nie
przeniknie do środka żaden, nawet najgłośniejszy dźwięk. Po za tym, to nasza
trzydziesta noc, więc mógłbyś już się do tego przyzwyczaić.
- Co proszę!? Sugerujesz, żebym się zamknął i
przybrał taką bierną postawę, jaką ty prezentujesz, Murai!? NIGDY!!! – Krzyczał
pierwszy z wojowników. – Słuchaj mnie, bo powiem Ci to tylko raz. Jutro z
samego rana pójdę do Kyuzo-sama i każę zapłacić sobie więcej za wszystkie nocki!
Leczenie odmrożeń słono kosztuje!
- Chciałbym to zobaczyć!
Zaśmiał się drugi mężczyzna i zamilkł,
zaciągając się papierosem, którego akurat dopalał. Nikotynowe ciepło rozlało
się po jego wychłodzonym organizmie sprawiając, iż po mimo jego zabójczych
właściwości, poczuł się o niebo lepiej. Taka forma rozgrzania się, zdawać by
się mogło, była w tej chwili jedynym ratunkiem, jaki widział. Wypuszczając
przez usta gęsty obłoczek duszącego dymu, Murai odetchnął z wyraźną ulgą
wypisaną na twarzy, uśmiechnął się do odstawiającego różne dziwne pozy kolegi i
nagle wytrzeszczył oczy, z kącików ust zaś zaczęła mu wyciekać krew. W chwili
następnej upadł pod nogi wstrząśniętego towarzysza i tak już zastygł. Z jego
karku sterczał zatopiony do połowy kunai.
- Co do…!?
Tylko tyle zdążył wykrzyknąć Taizo, kiedy przed
oczami zamigotała mu fioletowa kula skoncentrowanej chakry, która trafiła go w
pierś, z hukiem posyłając do tyłu na skalne zbocze góry. Cała scena
niespodziewanego ataku wydarzyła się w takim tempie, że nikt nie zdołałby tego
uniknąć. Nad martwymi zbirami stanął odziany w czerń wojownik. W mroku jedynie
było widać jego upiorne, czerwone spojrzenie, które w tym momencie bacznie
przyglądało się stalowym wrotom w poszukiwaniu jakiejś dźwigni je otwierającej.
Niczego nie znalazłszy, obszukał dokładnie truchła, lecz w połach ich ubrań
również nie znalazł niczego, co można by nazwać kluczem.
- Kuso! – Zaklął pod nosem i wtem usłyszał po
drugiej stronie zamkniętych wrót cichy stukot czyichś kroków, po nich zaś
odgłos odsuwania stalowej sztaby. Nie wiele myśląc, Naruto przeskoczył do
cienia, tak, że w razie otwarcia wejścia, nie od razu było go widać. W jego
dłoni momentalnie pojawił się drugi kunai, gotowy by go w razie potrzeby
wykorzystać. Lewe skrzydło wrót stęknęło mocno pociągnięte do środka jaskini:
- Murai, Taizo? Chcecie może coś przekąsić…? –
Zza prawego skrzydła wyjrzała jakaś dziewczyna i zastygła wystraszona urywając
myśl. Pod wyciągniętą do przodu szyją poczuła dotyk zimnej stali przystawionego
ostrza. W chwili następnej zbladła niczym od dawna niemalowana ściana widząc
leżące na ziemi, pozbawione życia ciała kolegów, przed sobą zaś stojącego ich
zabójcę. W jej szeroko otwartych brązowych oczach odbijało się krwiście czerwone
spojrzenie o pionowych, typowo lisich źrenicach.
- Nie… nie zabijaj m… mnie! – Wydukała błagalnym
tonem drżąc z przerażenia na całym ciele. Kunoichi, bo świadczył o tym
ochraniacz wioski Trawy na jej czole, miała może ze dwadzieścia lat i nie
wyglądała na kogoś, komu śpieszno było na tamten świat. Uzumaki po
błyskawicznym namyśle zdecydował się dowiedzieć, kim jest i co tu robi, a być może
okaże się, że dziewczyna jeszcze do czegoś mu się przyda. W końcu, jak sam
stwierdził, nie jest pozbawioną skrupułów i uczuć maszyną do zabijania
niewinnych osób.
Wolną ręką chwycił ją mocno za ramię i nie
opuszczając kunaia wyciągnął ją na zewnątrz, gdzie po chwili przycisnął plecami
do wrót. Z lewej strony czuł chłodne powiewy umykającej nocy, z prawej zaś
ciepło wnętrza kryjówki jego celu.
- Spokojnie, nie zabiję cię. – Odezwał się
wyprutym z emocji głosem, że sam się nawet go wystraszył, choć z zewnątrz
niczego po nim nie było widać. Nie wyczuwając, żeby miała zamiar zaraz uciekać,
Naruto opuścił broń, aby mogła swobodnie się wypowiadać, choć w dalszym ciągu
trzymał ją za ramię. – Powiedz, kim jesteś i co tu robisz?
- Nazywam się Kumi Nemoto, a tutaj robie za
przynieś, podaj, pozamiataj… mówiąc kolokwialnie, choć najęłam się, jako medyk.
– Wyznała bez cienia skrępowania, co chłopaka nieco zaskoczyło. Po chwili
milczenia, dziewczyna ciągnęła dalej: – Miałam służyć Kyuzo-sama pomocą
medyczną na wypadek ataku kogoś twojego pokroju, ale że trafiłam na ciebie
niemal pierwsza, to chyba będzie musiał poradzić sobie beze mnie.
Kunoichi Kusa Gakure uśmiechnęła się nieznacznie
i nic więcej już nie powiedziała. Odwróciwszy wzrok od wpatrującego się w nią
shinobi, spuściła go na ziemię i delikatnie zagryzła wargi marszcząc czoło,
jakby nad czymś się zastanawiała. Co to było wydało się, gdy po kilku minutach
ponownie się odezwała:
- Co teraz ze mną zrobisz?
- To zależy tylko od ciebie, Kumi. – Odparł Naruto
sprawiając, że momentalnie na niego spojrzała. Tym razem bardziej zdziwiona,
niż przestraszona. – Po twoich słowach wnioskuję, iż nie specjalnie zależy Ci,
czy zabiję dziś twojego pracodawcę, czy też nie, więc pozwolę Ci wybrać.
- M-między, czym, a… czym?
- Mogę cię teraz puścić i już do końca swego
życia będziesz popychadłem na usługach gnid podobnych do tego tutaj lub możesz
też zacząć pracować dla mnie. Wydajesz się miłą dziewczyną, która zasługuje na
coś więcej, niż to, co tu dostaje. – Wyjaśnił nie zdradziwszy wszystkich
szczegółów.
- Coś więcej? – Powtórzyła Nemoto nic, a nic nie
rozumiejąc ze słów stojącego przed nią shinobi. Nie dość, że nie wiedziała, z
kim tak naprawdę rozmawia, to jeszcze usłyszała padającą z jego ust propozycję
współpracy, choć teoretycznie wciąż byli wrogami. Przecież w ogóle go nie
znała. Poznali się zaledwie pięć minut temu. Kiedy w chwili następnej uwolnił
jej ramię i odwrócił się, by wejść do pieczary, kunoichi nagle wyszeptała całkowicie
siebie zaskakując: – Zgoda. Przyłączę się do ciebie.
TO BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto
* shinobi shozoku (jap.) –
strój ninja
** Ookami Shikon (jap.) –
Wilczy Kieł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz