sobota, 24 lutego 2018

208. Nie jestem Tobą

Słowem wstępu chciałbym poniższą notkę zadedykować mojej stałej czytelniczce, która w dniu dzisiejszym obchodzi swoje dwudzieste drugie urodziny. Z tejże właśnie okazji przedwczoraj wrzuciłem szósty bieg pod czas pisania, by się na dziś wyrobić i proszę, notka gotowa. TobiMilobi-chan, życzę Ci wszystkiego najlepszego w tym szczególnym dla ciebie dniu i zapraszam do poznania kolejnych losów bohaterów mego skromnego fanficka o Naruto Uzumaki! – ENJOY!!!



<<< Chapter ukazał się 21 kwietnia 2012 roku >>>



Od urwania rozmowy z mieszkańcem swojej duszy Naruto nie odezwał się jeszcze przez kolejne dwadzieścia minut. Cały czas w milczeniu jedynie wpatrywał się demonicznym wzrokiem w bladą twarz trzymanej przed sobą kobiety i mimo wszystko starał się, choć odrobinę uspokoić. Dobrze wiedział, że prędzej czy później będzie musiał zadecydować, co zrobić i choć mówił inaczej, nigdy nie zamierzał jej zabijać. Jednakże z drugiej strony nie chciał lisowi pokazywać, że w prosty sposób można nim pomiatać i zapewne tylko, dlatego w następnym ruchu sięgnął za siebie, by pochwycić w dłoń rękojeść wystającego zza ramienia miecza. Wyciągana energicznym ruchem z saya katana krótko błysnęła w półmroku, z charakterystycznym świstem przecinając powietrze nad głową swojego właściciela. Bez jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia przystawił miecz do gardła kunoichi. Ostra, niczym brzytwa, klinga delikatnie nacięła napiętą do granic swych możliwości skórę uwalniając kilka kropli szkarłatnej krwi. Kobieta w tym momencie wstrzymała oddech, lecz napastnik nie posunął się dalej. Czas stanął w miejscu. Jakby w dalszym ciągu cierpliwie czekał na jej słowa lub też się zawahał przed zadaniem ostatecznego ciosu. Wyczuwając wewnętrzny konflikt zamaskowanego wojownika w jej zielonych oczach od razu zalśnił promyk nadziei.
- Masz rację, Kurama. Nie jestem Tobą, żeby bawić się w posłańca śmierci, który sieje zamęt i rozpacz wśród niewinnych ludów tego świata. – Naruto odezwał się w myślach i naraz usłyszał dobiegający z wnętrza duszy śmiech, który pod naporem jego kolejnych słów momentalnie ucichł. – Ciebie to śmieszy!? Dobrze, nie winie Cie za takie, ani inne podejście do sprawy, lecz posłuchaj mnie uważnie! Nie jestem bezwolną machiną do zabijania i po mimo moich uczynków, wciąż pozostaję człowiekiem z krwi i kości, któremu nie są obce uczucia kierujące życiem większości ludzi. – Chłopak przerwał monolog by odstawić katanę od szyi swojej ofiary, która z ulgą wypuściła wstrzymywane powietrze. Kiedy po chwili opuścił broń, wrócił do rozmowy z demonem. – Powiem to tylko raz, Kurama. Twoje komentarze na temat tego, czy mam miękkie serce czy też nie, przestały mnie już bawić. Postanowiłem Cię zignorować i od teraz, będę to robił za każdym razem, gdy wyczuje, że wykorzystując swój psychologiczny talent próbujesz kierować moimi działaniami!
Dziewięcioogoniasty tym czasem milczał i nic nie wskazywało, żeby miał w najbliższym czasie znowu się odezwać. Najwidoczniej krótka przemowa dwudziestolatka trafiła do niego nakazując przemyślenie własnego zachowania. Położywszy się na podłodze swojego więzienia, podparł pysk na skrzyżowanych przednich łapach, przymknął powieki i tak już zastygł, niczym figura woskowa. Kilka minut później ciszę przewał głos blondyna:
- Nic nie powiesz? Nie postawisz się, ani nie walniesz jakiejś przemądrzałej riposty? Świetnie! Hm, kiedy nie marudzisz, to jest tu tak spokojnie. Cicho. Wreszcie można skupić się na tym, co ważne. – Krótkie westchnięcie. – Ech, czuje się teraz, jakbym gadał do ściany. A kij z tym! Mam tylko nadzieję, że jeśli następnym razem postanowisz się odezwać, to będzie to coś wartego poświęcenia mu uwagi.
Shinobi Tsuki zaraz otrząsnął się z letargu, w jaki popadł w czasie przemowy do Kuramy i na powrót skupił uwagę na przesłuchiwanej kunoichi. W jego lewej dłoni wciąż spoczywała wyciągnięta katana, prawą zaś nieustannie lekko ściskał jej gardło.
- To, na czym skończyliśmy!? – Spytał, przerywając złowieszczą ciszę.
- Ja nic nie wiem o zamachu na Uzumaki Naruto z przed półtora roku. – Wyznała kobieta dobrze wiedząc, że taka odpowiedź oznacza dla niej podpisanie wyroku.
- Zatem nic tu po mnie. – Mruknął ninja i na powrót przystawił katanę do jej tchawicy. Widziała, jak napina mięśnie by zadać szybką i niemal bezbolesną śmierć, a gdy już miał poderżnąć jej gardło, w tym samym momencie dokrzyczała:
- Ale mogę powiedzieć, kto powinien wiedzieć więcej!
Naruto zastygł zostawiając na jej szyi delikatny ślad cięcia i przypomniał sobie, że mimo wszystko miał jej przecież ostatecznie nie zabijać! Ale by się pomylił! Gdyby w porę się nie odezwała, znowu zrobiłby coś wbrew swoim zasadom i ku uciesze tego wrednego futrzaka!
* * *
Wytarłszy wilgotną szmatką ostatnie zakurzone miejsce w domu, wierzchem dłoni przetarła spocone czoło i z zadowoleniem wypisanym na twarzy obejrzała się dookoła. W końcu po tygodniu zmagań osiągnęła zamierzony cel. Gniazdko, które jeszcze do niedawna należało do błondwłosego shinobi, teraz miało stać się nowym miejscem zamieszkania jego narzeczonej. Po ostatniej wizycie na cmentarzu, gdzie stał symboliczny nagrobek Naruto, po powrocie do domu Sakura zdecydowała wyprowadzić się od rodziców. Państwo Haruno z początku byli temu przeciwni, ale dziewczyna osiągnęła już pełnoletniość i sama mogła decydować o swoim dalszym życiu, a jej pierwszym krokiem na nowej drodze było wreszcie się uniezależnić. Co prawda, potrafiła już o siebie zadbać. W końcu brała udziały w misjach z dala od wioski i czujnego wzroku swoich bliskich, ale dotychczas mieszkała z rodzicami, co na dwudziestolatkę było już lekką przesadą.
Dziewczyna westchnęła przeciągle rozwiązując i zdejmując chustkę utrzymującą włosy zwinięte z tyłu głowy, by nie opadały na oczy, po czym spojrzała na zegar wiszący na ścianie w salonie, gdzie akurat się znajdowała. Wskazówkowy cyferblat pokazywał sześć minut po dwudziestej trzeciej. – Ale późno. – Pomyślała Sakura wycierając spocone czoło i w tym samym momencie usłyszała ciche pukanie w drzwi wejściowe. Zdziwiona, że komuś zachciało się odwiedzić ją o takiej porze, nie zwlekała długo z zobaczeniem, kogo do niej przywiało. Po chwili przeszła do korytarza i nacisnęła klamkę przy jednoczesnym pociąganiu drzwi do siebie.
Na progu stała kruczowłosa spadkobierczyni klanu Hyuuga, choć jej nazwisko nie tak dawno uległo nieznacznej modyfikacji przez dodanie drugiego członu do tego pierwotnego. Hinata Hyuuga-Inuzuka, tak się teraz nazywała. Hiashi z początku nalegał, żeby jego córka została przy rodowym nazwisku, bo jako następczyni głowy rodu nie powinna tracić kontaktu z rodziną i to Kiba miał przyjąć nazwisko Hyuuga. Ale ku niezadowoleniu Hiashiego, Hinata się na to nie zgodziła i w końcu wspólnymi siłami uznano, że najlepszym rozwiązaniem będzie połączyć oba nazwiska w jedno.
Członkini drużyny tropicieli ubrana była jak zwykle w swój codzienny strój kunoichi w kolorze różnych odcieni fioletu. Długie, luźno rozpuszczone włosy spływały jej wzdłuż pleców, delikatnie falując na nieznacznych podmuchach nocnego wiatru.
- Hinata? – Sakura była całkowicie zaskoczona widokiem przyjaciółki. – Co ty tu robisz?
- W-witaj, Sa-sakura. Czy n-nie przeszkadzam? – Białooka odezwała się, jak zawsze odrobinę się jąkając. Po mimo upływu lat, ta dziewczyna prawie nic się nie zmieniła. Wciąż była nieśmiała, cicha i niepewna siebie, choć już nie tak bardzo, jak to było w Akademii. Podobno swoją powolną przemianę zawdzięczała trudnemu dzieciństwu i nieugiętej postawie Naruto, którego zawsze darzyła szczerym uczuciem, choć nigdy nieodwzajemnionym. Ale jak było w rzeczywistości, to tylko sama Hinata mogła to wiedzieć. A teraz jeszcze związała się węzłem małżeńskim z przyjacielem z drużyny, który z kolei zawsze o nią walczył, choć z różnym skutkiem.
- Nie, nie, skądże. Proszę. Wejdź. – Odparła Haruno i zaprosiła ją do środka jednocześnie usuwając się na bok, po czym zamknęła drzwi. Gdy obydwie przeszły do salonu, zielonooka ponownie się odezwała, tym samym zaczynając konwersację: – Czy coś się stało?
Kruczowłosa uśmiechnęła się nieśmiało. Usiadła na kanapie trzymając złączone kolana i z udawanym nie skrępowaniem rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszystkie meble i ogólnie, asortyment, lśniły nieskazitelną czystością, co od razu rzucało się w oczy.
Sakura tym czasem widząc, że przyjaciółka nie kwapiła się do udzielenia szybkich wyjaśnień, jakby nigdy nic wstała z zajmowanego obok miejsca i poszła do kuchni, gdzie zaparzyła herbatę i przygotowała talerz herbatników. Kiedy po chwili wróciła stawiając wszystko na małym stoliczku stojącym naprzeciwko kanapy, Hinata w dalszym ciągu siedziała lekko spięta patrząc wszędzie dookoła, tylko nie na nią. Gdyby się nie znały od najmłodszych lat, Haruno pomyślałaby, że jej gość coś przed nią ukrywa, zwłaszcza, jeśli przychodzi w odwiedziny w środku nocy. Ale pani Hyuuga-Inuzuka z natury była skryta, więc jej podejrzane zachowanie wydawało się rzeczą normalną, lecz z tą różnicą, że wkrótce zaczęło to różowowłosej przeszkadzać i jednocześnie odrobinę ją denerwować. Jakby na to nie patrzeć, był już środek nocy i Sakura powoli zaczynała odczuwać skutki całodniowej pracy nad doprowadzeniem domu do używalności. Jednym słowem, chciało się jej spać, jak nigdy przedtem, lecz przeciągająca się wizyta zagadkowo milczącej przyjaciółki tylko ten moment położenia się spać oddalała.
- Czy powiesz wreszcie, co Cię do mnie sprowadza, Hinata? – Spytała spokojnym, choć wyraźnie zniecierpliwionym głosem.
Kruczowłosa w końcu odwzajemniła rzucone jej spojrzenie, znowuż się uśmiechnęła i ostrożnie wzięła do ręki filiżankę z nalanym do niej naparem. Kiedy upiła łyczek i go cicho przełknęła, odetchnęła głęboko, jakby wreszcie zbierała się do zabrania głosu w wyżej wymienionej sprawie. Hyuuga-Inuzuka przeciągała milczenie z minuty na minutę denerwując Haruno coraz bardziej i kiedy wreszcie miała dziewczyna wybuchnąć wściekła, białooka odezwała się:
- Dzisiaj późnym popołudniem do Hokage-sama przyszedł Itachi-san z nowym raportem z postępów śledztwa, jakie prowadzi w sprawie śmierci… Naruto-kuna. – Wymamrotała, jakby to było coś niesłychanie trudnego do przekazania, różowowłosa zaś słysząc jej nowiny od razu szeroko otworzyła oczy i usiadła prosto, lecz nic nie powiedziała w napięciu czekając na kolejne słowa brunetki. Te pojawiły się po kolejnym łyczku zielonej herbaty: – Pomyślałam, że chciałbyś wiedzieć, jakiego odkrycia dokonał. Jakiś tydzień temu w kraju Ryżu jedna z naszych drużyn odbywała misję rangi B, w czasie, której mieli ochraniać jakiegoś oficjela, lecz ich zadanie nie powiodło się, gdyż miasto, w którym mieli zakwaterowanie zaatakowali jacyś żołnierze łudząco podobni do Upiornych Samurajów. Był wśród nich niezidentyfikowany shinobi, którego rozkazy najwyraźniej wypełniali…
- Zaczekaj, Hinata! – Haruno nie wierzyła własnym uszom. Jej serce zaczęło bić szybciej, niż zazwyczaj. – Chcesz mi powiedzieć, że był tam Naruto? Że on jednak żyje??
Hyuuga-Inuzuka uśmiechnęła się dobrodusznie.
- No właśnie… Tego nikt nie może potwierdzić, gdyż ów osobnik cały, od stóp po czubek głowy, ubrany był w shinobi shozoku. Jak już wspomniałam, byli tam Upiorni Samurajowie, więc logicznie rzecz biorąc, tym zamaskowanym wojownikiem musiał być… właśnie Naruto-kun. Taki jest przynajmniej mój wniosek z całej tej historii.
- Czy ktoś potwierdził, że ten koleś to rzeczywiście… Naruto??? – Oczy różowowłosej mimowolnie zaszkliły się od napływających do nich łez. Znowu zaczynała płakać, choć tym razem już nie z rozpaczy po stracie, a ze szczęścia, jakie nieoczekiwanie na nią spłynęło. Półtora roku na to czekała.
- Zgadza się, Sakura. To był Naruto Uzumaki. Żyje i ma się całkiem dobrze. – W tym momencie usłyszały męski głos dobiegający od drzwi wejściowych do salonu. Stał w nich czarnowłosy, jednoręki eks-członek Brzasku, Uchiha Itachi. Mężczyzna uśmiechał się przyjaźnie, choć w jego oczach lśnił nieukrywany smutek. Było to wywołane kolejną informacją, której już nie zamierzał wypowiadać na głos. – Niestety na nasze nie szczęście, Naruto stracił część siebie i może się niebawem okazać, że nikogo z nas już nie poznaje.
* * *
W zamian za darowanie życia, Naruto w końcu otrzymał interesujące go informacje na temat ludzi zamieszanych w spisek przeciw niemu samemu, z czym jeszcze przed nikim się nie zdradził. Od przeszło roku działał w służbie tych, co mu zapłacili za robotę, jak dotąd skutecznie ukrywając swoją prawdziwą tożsamość. W ciągu dnia odziany chodził w czarny płaszcz z szerokim kapturem nasuniętym na głowę, że wydawało się, iż się rozmawia z duchem, a nie człowiekiem, co wielu przeszkadzało. W nocy zaś przywdziewał się czarny shinobi shozoku* zostawiając odkryte jedynie oczy o czerwonych tęczówkach i pionowych źrenicach demona w nim zapieczętowanego.
Opuściwszy dom tropicielki i niezauważenie przedarłszy się przez uśpioną wioskę Ukrytej Mgły, niczym bezkształtny cień, jinchuuriki zmierzał obecnie w głąb kraju w wyznaczonym kierunku. Do wykutej w skale groty, głęboko w sercu potężnej góry, gdzie swoją z pozoru bezpieczną kryjówkę miał siódmy mężczyzna odpowiedzialny za zorganizowanie nagrody za schwytanie lub zabicie blondyna. Wiszący wysoko księżyc powoli zniżał swój pułap zwiastując rychłe nastanie nowego dnia, lecz póki, co dookoła wciąż panowały niewzruszone ciemności i przeszywający na wskroś chłód. Dzięki wyostrzonym zmysłom, wiedziony odgłosem lekko podenerwowanego rytmu bicia serc stojących pod wejściem do pieczary strażników, Naruto lotem błyskawicy przemierzał leśne gęstwiny. Wkrótce zatrzymał się na gałęzi ostatniego drzewa o rozłożystym konarze, rosnącego tuż na krawędzi polany oddzielającej napawającą strachem puszczę kraju Obłoku od zbocza góry zwanej Ookami Shikon.**
- Na rany naszych przodków! Dlaczego nocne stróżowanie zawsze trafia się właśnie naszej dwójce!? – Jęknął w tym momencie jeden z ochroniarzy stojących pod wejściem do kryjówki. Mężczyzna pocierał ramiona robiąc wszystko, byle tylko nieco się rozgrzać. – Kiedy my tu zamarzamy, reszta gra sobie w karty! CHIKUSHŌ!!!
- Daj spokój, Taizo. Twoich narzekań i tak nikt nie usłyszy. – Mruknął jego towarzysz. – Przez te grube, stalowe wrota nie przeniknie do środka żaden, nawet najgłośniejszy dźwięk. Po za tym, to nasza trzydziesta noc, więc mógłbyś już się do tego przyzwyczaić.
- Co proszę!? Sugerujesz, żebym się zamknął i przybrał taką bierną postawę, jaką ty prezentujesz, Murai!? NIGDY!!! – Krzyczał pierwszy z wojowników. – Słuchaj mnie, bo powiem Ci to tylko raz. Jutro z samego rana pójdę do Kyuzo-sama i każę zapłacić sobie więcej za wszystkie nocki! Leczenie odmrożeń słono kosztuje!
- Chciałbym to zobaczyć!
Zaśmiał się drugi mężczyzna i zamilkł, zaciągając się papierosem, którego akurat dopalał. Nikotynowe ciepło rozlało się po jego wychłodzonym organizmie sprawiając, iż po mimo jego zabójczych właściwości, poczuł się o niebo lepiej. Taka forma rozgrzania się, zdawać by się mogło, była w tej chwili jedynym ratunkiem, jaki widział. Wypuszczając przez usta gęsty obłoczek duszącego dymu, Murai odetchnął z wyraźną ulgą wypisaną na twarzy, uśmiechnął się do odstawiającego różne dziwne pozy kolegi i nagle wytrzeszczył oczy, z kącików ust zaś zaczęła mu wyciekać krew. W chwili następnej upadł pod nogi wstrząśniętego towarzysza i tak już zastygł. Z jego karku sterczał zatopiony do połowy kunai.
- Co do…!?
Tylko tyle zdążył wykrzyknąć Taizo, kiedy przed oczami zamigotała mu fioletowa kula skoncentrowanej chakry, która trafiła go w pierś, z hukiem posyłając do tyłu na skalne zbocze góry. Cała scena niespodziewanego ataku wydarzyła się w takim tempie, że nikt nie zdołałby tego uniknąć. Nad martwymi zbirami stanął odziany w czerń wojownik. W mroku jedynie było widać jego upiorne, czerwone spojrzenie, które w tym momencie bacznie przyglądało się stalowym wrotom w poszukiwaniu jakiejś dźwigni je otwierającej. Niczego nie znalazłszy, obszukał dokładnie truchła, lecz w połach ich ubrań również nie znalazł niczego, co można by nazwać kluczem.
- Kuso! – Zaklął pod nosem i wtem usłyszał po drugiej stronie zamkniętych wrót cichy stukot czyichś kroków, po nich zaś odgłos odsuwania stalowej sztaby. Nie wiele myśląc, Naruto przeskoczył do cienia, tak, że w razie otwarcia wejścia, nie od razu było go widać. W jego dłoni momentalnie pojawił się drugi kunai, gotowy by go w razie potrzeby wykorzystać. Lewe skrzydło wrót stęknęło mocno pociągnięte do środka jaskini:
- Murai, Taizo? Chcecie może coś przekąsić…? – Zza prawego skrzydła wyjrzała jakaś dziewczyna i zastygła wystraszona urywając myśl. Pod wyciągniętą do przodu szyją poczuła dotyk zimnej stali przystawionego ostrza. W chwili następnej zbladła niczym od dawna niemalowana ściana widząc leżące na ziemi, pozbawione życia ciała kolegów, przed sobą zaś stojącego ich zabójcę. W jej szeroko otwartych brązowych oczach odbijało się krwiście czerwone spojrzenie o pionowych, typowo lisich źrenicach.
- Nie… nie zabijaj m… mnie! – Wydukała błagalnym tonem drżąc z przerażenia na całym ciele. Kunoichi, bo świadczył o tym ochraniacz wioski Trawy na jej czole, miała może ze dwadzieścia lat i nie wyglądała na kogoś, komu śpieszno było na tamten świat. Uzumaki po błyskawicznym namyśle zdecydował się dowiedzieć, kim jest i co tu robi, a być może okaże się, że dziewczyna jeszcze do czegoś mu się przyda. W końcu, jak sam stwierdził, nie jest pozbawioną skrupułów i uczuć maszyną do zabijania niewinnych osób.
Wolną ręką chwycił ją mocno za ramię i nie opuszczając kunaia wyciągnął ją na zewnątrz, gdzie po chwili przycisnął plecami do wrót. Z lewej strony czuł chłodne powiewy umykającej nocy, z prawej zaś ciepło wnętrza kryjówki jego celu.
- Spokojnie, nie zabiję cię. – Odezwał się wyprutym z emocji głosem, że sam się nawet go wystraszył, choć z zewnątrz niczego po nim nie było widać. Nie wyczuwając, żeby miała zamiar zaraz uciekać, Naruto opuścił broń, aby mogła swobodnie się wypowiadać, choć w dalszym ciągu trzymał ją za ramię. – Powiedz, kim jesteś i co tu robisz?
- Nazywam się Kumi Nemoto, a tutaj robie za przynieś, podaj, pozamiataj… mówiąc kolokwialnie, choć najęłam się, jako medyk. – Wyznała bez cienia skrępowania, co chłopaka nieco zaskoczyło. Po chwili milczenia, dziewczyna ciągnęła dalej: – Miałam służyć Kyuzo-sama pomocą medyczną na wypadek ataku kogoś twojego pokroju, ale że trafiłam na ciebie niemal pierwsza, to chyba będzie musiał poradzić sobie beze mnie.
Kunoichi Kusa Gakure uśmiechnęła się nieznacznie i nic więcej już nie powiedziała. Odwróciwszy wzrok od wpatrującego się w nią shinobi, spuściła go na ziemię i delikatnie zagryzła wargi marszcząc czoło, jakby nad czymś się zastanawiała. Co to było wydało się, gdy po kilku minutach ponownie się odezwała:
- Co teraz ze mną zrobisz?
- To zależy tylko od ciebie, Kumi. – Odparł Naruto sprawiając, że momentalnie na niego spojrzała. Tym razem bardziej zdziwiona, niż przestraszona. – Po twoich słowach wnioskuję, iż nie specjalnie zależy Ci, czy zabiję dziś twojego pracodawcę, czy też nie, więc pozwolę Ci wybrać.
- M-między, czym, a… czym?
- Mogę cię teraz puścić i już do końca swego życia będziesz popychadłem na usługach gnid podobnych do tego tutaj lub możesz też zacząć pracować dla mnie. Wydajesz się miłą dziewczyną, która zasługuje na coś więcej, niż to, co tu dostaje. – Wyjaśnił nie zdradziwszy wszystkich szczegółów.
- Coś więcej? – Powtórzyła Nemoto nic, a nic nie rozumiejąc ze słów stojącego przed nią shinobi. Nie dość, że nie wiedziała, z kim tak naprawdę rozmawia, to jeszcze usłyszała padającą z jego ust propozycję współpracy, choć teoretycznie wciąż byli wrogami. Przecież w ogóle go nie znała. Poznali się zaledwie pięć minut temu. Kiedy w chwili następnej uwolnił jej ramię i odwrócił się, by wejść do pieczary, kunoichi nagle wyszeptała całkowicie siebie zaskakując: – Zgoda. Przyłączę się do ciebie.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto




* shinobi shozoku (jap.) – strój ninja

** Ookami Shikon (jap.) – Wilczy Kieł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz