sobota, 24 lutego 2018

207. Promyk nadziei

Po miesiącu zmagań z problemami życia codziennego zjawiam się na progu porzuconego i zapomnianego przez czytelników bloga z nową notką, która może nie jest jakaś Ekstra! Mega! Imponująca!, to w minimalnym stopniu kontynuująca dawno temu rozpoczętą fabułę. Ktoś pewnie zaraz rzuci: Za dużo tam dialogów, za mało wartkiej akcji! Wiecie co? Takie coś pozwolę sobie zostawić bez komentarza. – ENJOY!!!



<<< Chapter ukazał się 28 marca 2012 roku >>>


Tydzień później…
Stał w oknie wyremontowanego domu swoich rodziców, w lewej ręce trzymał kubek porannej kawy i zamyślonym wzrokiem wpatrywał się w wschodzące słońce. Minęło już tyle czasu, a on nadal nie pogodził się i nie uwierzył, że jego już nie ma. Dużo mu zawdzięczał, więc czuł się w obowiązku codziennie wypatrywać, czy blondwłosy przyjaciel akurat nie przekraczał bramy, zwiastując tym swoje zmartwychwstanie. Niestety, tym razem było tak samo, jak w poprzednie dni, tygodnie, miesiące…
- Obudziłam się, a ciebie znowu przy mnie nie było. – Młody mężczyzna usłyszał za plecami zmartwiony, kobiecy głos. W chwili następnej poczuł, jak kochanka opatula go ramionami w pasie, jednocześnie przykładając policzek do jego lekko zgarbionych pleców. – Czy to się kiedyś zmieni? On już nie wróci i ty dobrze o tym wiesz.
- Pewnie masz rację, Yasu, ale dopóki nie dostanę raportu z postępów śledztwa Saori, nadal niczego nie będę pewny. – Odparł Itachi nieprzerwanie spoglądając ku głównej bramie wioski Ukrytego Liścia. – I jak na złość, Saori nie dała znaku życia już od przeszło miesiąca.
- Naprawdę myślisz, że ona jeszcze żyje?
- Dlaczego tak mówisz? – Uchiha odwrócił się i spojrzał jej głęboko w oczy. Nie widząc w nich odpowiedzi na swoje pytanie, kontynuował zaczętą myśl: – Nie obraź się, ale znam ją lepiej od ciebie i wiem, że wcale nie tak łatwo ją zabić. To, że się nie odzywa już od miesiąca nie znaczy zaraz, że…
Mężczyzna urwał czując na twarzy znajomy powiew gorącego powietrza, choć w kuchni panował względny chłód, a wszystkie okna były szczelnie pozamykane. Wyswobodziwszy się z uścisku srebrnookiej jinchuuriki, bez słowa wyminął ją i podreptał przez przedpokój do salonu, gdzie ku swojemu niezadowoleniu nie zobaczył niczego po za meblami tam stojącymi. – Dziwne. Przysiągłbym, że…! – Wracając do kuchni kątem oka dostrzegł niewyraźną sylwetkę stojącą w mroku korytarza. Odziana była w dziwnie znajomy, ciemno zielony płaszcz z szerokim kapturem szczelnie zakrywającym głowę i twarz jego posiadacza, w tym wypadku, posiadaczki. Uchiha rozpoznawszy, któż to zawitał do jego czterech kątów o tak wczesnej porze, w mgnieniu oka uśmiechnął się przebiegle i pewnie wszedł do kuchni:
- Wszystko w porządku, Itachi? – Spytała czarnowłosa kunoichi widząc, jak mężczyzna zajmował miejsce za stołem, dokładnie naprzeciwko wejścia. W tonacji jej głosu można było wyczuć ukrywaną nutę niepokoju w niej rosnącego.
- Tak, Yasu. – Uspokoił ją. – Mamy gościa.
W tym momencie do pomieszczenia weszła zakapturzona postać, na widok której panna Ihara zrozumiała, że zaraz będzie musiała zostawić ich samych i żeby nie prowokować bruneta do proszenia ją oto, sama po chwili wahania wyszła w progu rzucając Itachiemu wymowne spojrzenie. Mężczyzna pokręcił głową z rozbawieniem, jednocześnie odbijając posłany mu uśmiech.
- Widzę, że wreszcie zająłeś się „odbudowaniem” potęgi klanu Uchiha. – Ciszę jako pierwsza przerwała Saori przy jednoczesnym zdejmowaniu kaptura, dotąd zakrywającego chytry uśmieszek zdobiący jej twarz. Kiedy usiadła naprzeciwko bruneta, dodała: – I to nie z byle kim, hahaha!
- Tak, Saori. Powoli pracujemy z Yasu nad odbudowaniem mojego klanu i może w końcu coś z tego wyniknie, choć nic nie obiecuję. – Odparł mężczyzna delikatnie się uśmiechając. – Ale podejrzewam, że to nie sprawa mojego związku z Yasu Cię do mnie sprowadza?
- Masz rację.
- Więc? Czego się dowiedziałaś? – Spytał Itachi nie bawiąc się w dalsze uprzejmości.
Kunoichi Suna dłuższą chwilę przyglądała mu się w milczeniu, ważąc w ustach każde słowo, jakie miała w najbliższym czasie zdradzić. Gdy tu szła, w głowie niby ułożyła sobie wszystko dokładnie, lecz jak już go zobaczyła, cały plan diabli wzięli. Nie wiedziała już od czego ma zacząć i jak to powiedzieć. Zdawała sobie sprawę, że dłuższe ukrywanie prawdy w niczym by nie pomogło i z drugiej strony troszeczkę obawiała się reakcji Uchihy. Tatsuya mrugnęła kilka razy, po czym szybko wstała i odwróciła się do niego plecami.
Ciężko westchnęła.
- Saori? Co się stało? – Dziwił się Itachi. – Co ukrywasz?
- Chodzi o Naruto. Tak, odnalazłam go. Żyje i ma się dobrze.
Dziewczyna w tym momencie usłyszała huk przewracanego krzesła, a w chwili następnej poczuła, jak Itachi mocno chwyta ją za prawe ramię i gwałtownie do siebie odwraca. Sądziła, że zaraz na nią nakrzyczy lub coś w ten deseń, ale brunet jedynie mocno ją do siebie przytulił.
- To wspaniała nowina! Wiedziałem, że nie tak łatwo wysłać tego skurczybyka na tamten świat! – Krzyknął mężczyzna entuzjastycznie, lecz zaraz szybko się uspokoił i spojrzał Saori prosto w oczy. – Tylko dlaczego jeszcze nie wrócił? Rozmawiałaś z nim?
- I tu się wszystko komplikuje. – Odparła dziewczyna, wyrwała się z uścisku, wyminęła bruneta i spokojnym krokiem podeszła do okna, przez które zaglądały promienie ostro świecącego słońca.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Co ma się komplikować?
Kunoichi Ukrytego Piasku odwróciła się. Jej twarz wyrażała głęboki niepokój, choć w oczach lśniła śmiertelna powaga.
- Naruto częściowo stracił pamięć. – Wyznała, a widząc niedowierzanie na twarzy Uchiha szybko dodała: – Z tego, co mi wiadomo, nie pamięta, gdzie jest jego dom. Gdzie się urodził, czy ma jakichś przyjaciół, a jeśli tak, to jak wyglądają i jak się nazywają. Pół roku zajęło mi zbliżenie się do niego. W końcu zyskałam jego zaufanie i teraz muszę się pilnować, żeby tego nie stracić. Są też plusy. Naruto może i nie pamięta, gdzie jest jego dom, ale za to świetnie pamięta kim zawsze był. Nie wiem, jak wyglądają jego obecne relacje z mieszkającym w nim demonem. Sądząc po zachowaniu Naruto, Kyuubi no Kitsune mógł jakoś nad nim zapanować, choć żywię głęboką nadzieję, że jednak tak się nie stało.
- Jest aż tak źle? – Itachi opadł ciężko na krzesło podpierając się wolnym ramieniem o blat stołu. – Ech. Czyli reasumując, nie ma mowy, żeby Uzumaki pokazał się w Konoha w najbliższym czasie?
- Raczej nie, choć jest wielce prawdopodobne, że pewnego dnia zjawi się tu z jakąś swoją misją. Jego przyjaciele z całą pewnością bez problemu go rozpoznają i wtedy to dopiero będzie koszmar. Oni nie będą wierzyć własnym oczom, on zaś będzie traktował ich jak kompletnie obcych sobie ludzi. Masakra. – Skwitowała Saori.
- Misją?? – Zainteresował się Itachi. – To Naruto przynależy do jakiegoś społeczeństwa? Innego niż Konoha Gakure no Sato?
- No właśnie, nie do końca. Co prawda na jego czole można dostrzec opaskę shinobi z emblematem kraju Żelaza, ale Naruto twierdzi, że do nich nie przynależy. Działa tam jako płatny zabójca, a ta opaska ma wszystkim dookoła mówić, kto go najął. Więcej szczegółów nie znam. Przykro mi. – Dziewczyna uśmiechnęła się smutno.
- W porządku, Saori. I tak powiedziałaś więcej, niż bym sobie tego życzył. – Uchiha odwzajemnił posłany mu grymas, po czym umilkł. Po jego zmarszczonych brwiach wyraźnie było widać, że to nad czym rozmyślał, nie było najprzyjemniejsze, a co to było, okazało się, gdy po chwili znów się odezwał. Ton jego głosu był nad wyraz ponury: – Najbliższe godziny będą makabryczne. Tsunade-sama porządnie wstrząśnie, gdy jej wszystko opowiem.
* * *
W tym samym czasie, niemal po drugiej stronie wioski, a dokładniej w centralnym jej punkcie, w budynku Administracyjny czworo chuuninów właśnie zdawało raport z niedawno odbytej misji w kraju Ryżu. Rutynowe zadanie rangi B, które z pozoru wydawało się banalne, bo zakładało ochronę klienta, w rzeczywistości okazało się śmiertelnie niebezpiecznym wyzwaniem. Wyjaśniwszy wszystkie okoliczności niepowodzenia, cała drużyna w napięciu wyczekiwała rychłego wybuchu frustracji ich przywódczyni, lecz ku niememu zaskoczeniu shinobi Liścia, Hokage nic nie zrobiła. Blondwłosa kobieta o ponętnych rozmiarów biuście siedziała za biurkiem wspierając brodę na skrzyżowanych rękach opartych łokciami o blat i nieobecnym wzrokiem patrzyła na jakiś punkt na ścianie tuż za plecami stojących przed nią chuuninów. Jak mylny okazał się ten osąd, wydało się, gdy się wreszcie odezwała:
- Zakładam, że spodziewaliście się, iż na was nakrzyczę za spartolenie tak ważnego dla nas zadania, prawda? – Spytała każdego zmierzywszy uważnym spojrzeniem. Widząc ich wszystko wyjaśniające miny, rozparła się w fotelu, jakby chciała rozluźnić zdrętwiałe mięśnie pleców. – Ale sądząc po tym, co od was usłyszałam, moje narzekanie nic by tu nie dało. Wasz przeciwnik był stanowczo nie na waszym poziomie i dobrze zrobiliście, że wybraliście drogę poddania się ich żądaniom, niż opcję ginięcia w bezsensownej walce. Tylko, cholera, jedno mnie zastanawia. Skoro Ci samurajowie bardzo przypominali tych z Upiornej Armii jaką dowodził Uzamaki Naruto, to jak wyglądał ich dowódca?
- Tego właśnie nie wiemy, Hokage-sama. Wojownik ten ubrany był od stóp aż po czubek głowy w czarne shinobi shozoku*. Na czole widniała mu opaska z emblematem kraju Żelaza, zaś jedyną częścią ciała, jakiej nie miał zasłoniętej, były jego oczy. – Wyjaśnił dowódca oddziału skrzywiwszy się boleśnie, jakby jadł cytrynę. – Takiego spojrzenia łatwo się nie zapomina. Nienaturalnie czerwone o wąskich pionowych źrenicach, jak u kota czy wręcz lisa.
- Oczy demona. – Szepnęła Tsunade zdumiona własnym skojarzeniem, po czym dodała już normalnym tonem do nikogo nie kierując pytania: – Czy mógł to być Jinchuuriki?
- Trudno stwierdzić, gdyż żadne z nas nie wyczuło bijących od niego oznak bycia nosicielem ogoniastej bestii. Zatem, to mógł być jedynie przypadek lub wynaturzenie, że koleś miał akurat takie oczy, albo po mistrzowsku potrafił zamaskować swoją chakrę, co wydaje mi się bardziej bliskie prawdzie. – Odparł mężczyzna nieco filozofując.
Hokage z zamyślonym wyrazem twarzy wysłuchała zdania podwładnego na jej pomysł, po czym wstała z zajmowanego miejsca przy masywnym biurku i podeszła do okna. Utopiona w blasku mocno świecącego słońca panorama wioski tego dnia wyglądała nad wyraz pięknie. Kobieta dłuższą chwilę przyglądała się grupce dzieci bawiących się nieopodal szpitala, na który ze swojego biura miała idealny widok, po czym spojrzała w odbiciu szyby na stojących za nią shinobi.
- Dziękuję, to wszystko. Idźcie do domów i odpocznijcie. Za kilka dni przydzielę wam nowe zadanie. – Powiedziała nie odwracając się.
- Hai, Hokage-sama!
Cała czwórka krzyknęła jednocześnie, delikatnie się uśmiechając i wdzięcznie kłaniając za nie przydzielenie im karnej misji rangi D, co zazwyczaj było standardem przy tego typu sytuacjach. Nie wykonanie określonego zadania po powrocie do domu kończyło się odbyciem upokarzającego sprzątania śmieci czy psich odchodów na terenie całej wioski. Ale zdarzały się również szczególne wyjątki. Były to dni, w czasie których Tsunade złe nowiny spokojnie przyjmowała do wiadomości, w minimalnym stopniu reagując na bodźce zewnętrzne.
Po opuszczeniu biura przez shinobi Liścia, blond włosa medyczka jeszcze długo stała w oknie, trzymając ramiona skrzyżowane na piersi i obserwowała, jak mieszkańcy jej wioski spędzali czas na popołudniowej sjeście. Jednakże w rzeczywistości, kobieta głęboko się zastanawiała nad sensem swoim podejrzeń. – Czy to możliwe, żeby Naruto jednak nigdy nie umarł, a tylko z jakiegoś względu zaszył się w kraju Żelaza na przeciąg piętnastu miesięcy i nic nikomu by o tym nie powiedział? Nic już z tego nie rozumiem. Dlaczego miałby to robić? Oczywiście, zakładając, że rzeczywiście żyje! – Tsunade zmarszczyła brwi myśląc o tych wszystkich dniach i tygodniach, gdy święcie przekonana o śmierci Naruto, modliła się za jego umęczoną duszę. Zaś ten zamaskowany człowiek zaczął ją intrygować. Kim był? Po co ukrył swoją tożsamość i dlaczego jego nienaturalne oczy przyprawiły wszystkich o dreszcze?
Tsunada zamrugała kilka razy nieznacznie się uśmiechając, gdy nagle po niewiadomym czasie w biurze rozległ się cichy stukot kłykci o drewniane skrzydło drzwi wejściowych.
- Wejść! – Krzyknęła.
Nie naoliwione zawiasy przeciągle zgrzytnęły.
- Przepraszam za najście, ale czy Czcigodna mogłaby mi poświęcić trochę swojego czasu? – Usłyszała męski głos, a gdy się odwróciła na środku pomieszczenia zobaczyła tego, którego w zupełności nie spodziewała się dzisiaj widzieć. Ubrany w proste czarne spodnie i luźną koszulę z długimi rękawami wyglądał, jak prosty chłopek. Choć minęło już trochę czasu, wciąż jeszcze nie oswoiła się z myślą, że ten geniusz tak wcześnie przeszedł na emeryturę.
- Itachi-san? – Spytała Tsunade, jakby dla potwierdzenia oglądanej twarzy.
- Ten sam. – Mężczyzna uśmiechnął się rozbawiony miną medyczki.
- Co Cię do mnie sprowadza?
- Muszę Ci o czymś powiedzieć, Hokage-sama.
* * *
Tego samego dnia wieczorem…
Kiedy będąc małą dziewczynką postanowiła zostać kunoichi Kiri Gakure no Sato, nigdy nawet nie śniła, by kiedykolwiek musieć modlić się do Boga o przebaczenie grzechów w obliczu zagrożenia własnego życia. Zawsze uczyła się, jak sobie radzić w takich sytuacjach, ale jak dotąd nigdy nie przydarzyło się jej nic podobnego. Wisząc teraz nad ziemią z dłonią napastnika mocno zaciśniętym wokół swojego gardła, chwilę zastanawiała się, jakim cudem go nie wyczuła!? Była przecież tropicielem i to jednym z najlepszych, a tu taka wtopa! Gdy już ją złapał i uniósł do góry, dopiero wtedy poczuła żądzę mordu od niego bijącą. Na dodatek to czerwone spojrzenie o pionowych źrenicach, które przeszywało ją na wskroś. Jakby jej coś krew zmroziło, jednocześnie wsypując kostki lodu za kołnierz bluzki. Jej oprawca cały ubrany był na czarno, więc nie była wstanie dostrzec rysów jego twarzy, ale sądząc po tym, co wyczuwała, nie mógł to być zwykły człowiek.
- No dobra. Chciałem być miły, ale tobie chyba nie zależy na życiu, więc nie zostawiasz mi zbyt wielkiego wyboru. – Usłyszała chrapliwe warknięcie i poczuła, jak palce na jej szyi powoli zaciskają się jeszcze bardziej, jednocześnie odcinając dopływ powietrza i miażdżąc tchawicę. – Żegnaj.
- Cz-czekaj! To nie… tak, że… nie chce… współ… pracować!
- No to spytam jeszcze raz i lepiej dla ciebie, żeby spodobała mi się odpowiedź! – Syknął zamaskowany napastnik gwałtownie przyciągając kobietę do siebie, tak że ich twarze dzieliły zaledwie centymetry: – Kto w tej dziurze zamieszany był w spisek zorganizowany przeciwko Uzumaki Naruto!?
Kunoichi Mgły przełknęła nerwowo ślinę w żaden sposób nie mogąc odwrócić wzroku od tego przerażającego, czerwonego spojrzenia, jakie w tym momencie wwiercało się w jej oczy. Zamaskowany ninja był tak blisko, że była gotowa zemdleć, lecz w dalszym ciągu twardo się trzymała i nie zamierzała w najbliższym czasie mu się poddać. Shinobi Tetsu no Kuni tym czasem zastygł w bez ruchu i również nie miał zamiaru się tak łatwo poddawać, nawet gdyby oznaczało to spełnienie groźby i zabicie trzymanej w żelaznym uścisku tropicielki.
- Swoją drogą jestem ciekawy, czy rzeczywiście byś to zrobił? – Mruknął Kyuubi.
- Sugerujesz, że mnie na to nie stać? – Chłopak odparł pytaniem na pytanie wietrząc w powietrzu wyzwanie rzucone przez demona. – Że niby nie potrafię wysłać na tamten świat niewinnej osoby?
- Mhm. Wciąż masz za miękkie serce, Młody.
- O rzesz ty! Jeśli chciałeś wyprowadzić mnie z równowagi, to właśnie Ci się to udało! – Jinchuuriki warknął zdenerwowany jawną prowokacją Dziewięcioogoniastego i na powrót skupił się na wydobyciu interesującego go zeznania z przesłuchiwanej przez siebie kunoichi Kiri Gakure no Sato.



TO BE CONTINUED…

* shinobi shozoku (jap.) – strój ninja
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki

„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz