<<< Chapter ukazał się 10 lutego
2012 roku >>>
Poznawszy kolejny sekret mieszkańca swojej
duszy, shinobi Tetsu powrócił umysłem do otaczającej go rzeczywistości, by
ponownie skupić się na przerwanym zadaniu. Pogoda wciąż się nie poprawiała.
Rzęsisty deszcz i porywisty wiatr z burzowym hukiem w tle skutecznie tłumiły
wszystkie inne dźwięki. Chłopak sięgał właśnie do miecza na plecach, gdy z
wnętrza dworka dobiegły go odgłosy kłótni i krótkiej szamotaniny, po których
nagle i gwałtownie otwarte zostały frontowe drzwi. Zrobiwszy bezgłośny krok do
tyłu w ciemności za plecami, w tym momencie zobaczył sylwetki sześciu kobiet
wybiegających na werandę i mijających go w pośpiechu. Uciekały, to było pewne,
a gonił je jeden z zaproszonych na wieczór gości.
W chwili wściekłej nieuwagi mężczyzna zawadził
stopą o próg, co przypłaciłby zaryciem brodą w deski tarasu, lecz z mroku po
jego prawej stronie niespodziewanie wyłonił się nieznany mu osobnik i chwycił
go za kołnierz koszuli. Zamaskowany wojownik podciągną go do góry, jakby ten
nic nie ważył ze swoich stu pięćdziesięciu kilogramów, po czym drugą ręką
zatopił w jego piersi ostrze wcześniej pochwyconej katany. Jęk zaskoczenia,
jaki wydobył się z ust mężczyzny szybko przemienił się w cichnący charchot,
wytrzeszczone zaś oczy zaszły mu mgłą. Naruto nie zważając na stojące nieopodal
kurtyzany, patrzące na niego ze strachem w szeroko otwartych oczach, po cichu
ułożył bezwładne ciało w cieniu, wstał i na nie spojrzał swym mrożącym krew w
żyłach, demonicznym wzrokiem:
- Taka właśnie śmierć spotka i was, jeśli
natychmiast stąd nie odejdziecie! – Oznajmił lodowatym tonem, co przez kobiety
zostało przyjęte z jeszcze większym przerażeniem na pobladłych twarzach. Na
niebie błysnęło i huknęło, a opatulone szarymi płaszczami kobiety zbiegły po
drewnianych stopniach tarasu i zniknęły w mroku oraz szumie ulewy.
Shinobi Tetsu tym czasem otarł zakrwawione
ostrze trzymanej broni o ubranie zabitego grubasa, po czym zakradł się do
wnętrza zaatakowanego przez siebie domostwa, gdzie w salonie czaiła się reszta
jego celów. Pozostali wielmożni panowie z początku nie zauważyli zniknięcia
jednego z ich kolegów, lecz gdy ten dłuższą chwilę nie wracał, gospodarz kazał
innemu sprawdzić, co się stało. Chudy i wysoki mężczyzna właśnie odkładał
trzymanego drinka na blat stolika, by wykonać wydane mu polecenie, gdy z
ciemności panujących na korytarzu tuż za lekko uchylonymi drzwiami z świstem
przecinającym powietrze wystrzeliły dwa kunaie. Jeden ze sztyletów trafił tegoż
mężczyznę prosto w krtań, innego w pierś koło serca. Pozostali zebrani z
gospodarzem na czele z przerażeniem w oczach patrzyli, jak ich koledzy upadają
na podłogę i zaraz umierają w niemej zmowie, kiedy niespodziewanie w salonie
zapanowały złowrogie ciemności. Za oknem gruchnęło i się błysnęło, a zza
uchylonych drzwi wyskoczył jakiś szybki cień dopadając czwartą ze swoich ofiar.
Chwilowa szamotanina i stłumiony krzyk wyrwał się z gardła zaatakowanego, po
czym bezwładne ciało upadło na podłogę z donośnym stukotem potylicy uderzającej
o drewnianą podłogę. Zamaskowany napastnik zaraz wyszarpnął katanę z stygnącego
truchła i błyskawicznie przyskoczył do kolejnego mężczyzny, który sparaliżowany
strachem nawet się nie bronił. Jego brutalnie odrąbana głowa przeleciała przez
całą szerokość pomieszczenia i trafiła wprost do drucianego kosza stojącego w
rogu.
- Chwileczkę! To nie musi się tak skończyć! –
Krzyknął ciężko dyszący gospodarz, który mimo wszystko cofał się, jakby miał
dokąd uciec, choć za plecami miał już tylko szeroki kominek: – Zapłacę Ci trzy
razy tyle, ile zaoferowali Ci twoi zleceniodawcy! Tylko mnie nie zabijaj!
- Nie stać Cię. Po za tym nie robię tęgo
odpłatnie.
Odparł nieznajomy i powoli podszedł do
mężczyzny, w dłoni cały czas mocno ściskając rękojeść zakrwawionego miecza.
- Co!? Jak to!? Kim jesteś!?
Shinobi Tetsu w tym momencie się zatrzymał,
nieprzerwanie świdrując gospodarza krwiście-czerwonym spojrzeniem demonicznych
oczu o pionowych, typowo lisich źrenicach. Na kilkanaście sekund zapanowała
taka cisza, że nawet żałobnicy nie mogliby się podobną poszczycić, a jedynymi dźwiękami
jakie mimo wszystko było słychać to szum deszczu za oknem i przyspieszone bicie
serca przerażonego gospodarza. Kiedy jinchuuriki sięgnął wolną ręką do prawego
ucha, gdzie odczepił koniec materiałowej maski zasłaniającej policzki, usta i
nos, jego cel gwałtownie wciągnął powietrze, blednąc na twarzy jeszcze bardziej:
- Nie możliwe! Prze-przecież ty zginąłeś! –
Jęknął Taro.
- Też tak słyszałem.
Naruto odparł zimnym, znudzonym tonem i bez
ostrzeżenia przebił mężczyznę kataną na wylot w okolicy serca, a gdy tamten
ostatecznie wyzionął ducha, wyszarpnął broń i obejrzał swoje dzieło krytycznym
okiem cichego zabójcy.
- No
dobra, cele zlikwidowane. To teraz czas na zacieranie śladów. – Pomyślał
blondyn ocierając umoczoną we krwi katanę o ubranie przed sekundą zamordowanego
mężczyzny, po czym schował ją na jej miejsce do drewnianej saya uczepionej pleców. Stojąc po środku zdemolowanego salonu w
lekkim rozkroku, na chwilę przymknął powieki wsłuchując się w kojące zmysły
odgłosy wciąż szalejącej za oknem burzy, a gdy na powrót je otworzył, jego
ciało błyskawicznie spowił kokon przezroczystej, krwiście czerwonej i na
dodatek bulgoczącej chakry zapieczętowanego w nim demona z ogonami w liczbie
dziewięciu. Dzięki uprzejmości Lisa i odbytemu kilka miesięcy wcześniej
treningowi Dziewięciu Ogonów, zaledwie dwudziestoletni chłopak był teraz
wstanie zachować ludzką postać przy całkowitym przejściu w I stadium
demonicznej transformacji.
Shinobi Tetsu ostrożnie oraz z należytą
dokładnością zawiązał kilka pieczęci i następnie wystawił dłonie przed siebie,
a wytworzone z chakry ogony momentalnie stanęły za nim dęba, końcami nachylając
się do przodu po jego lewej, prawej i nad głową. Otaczające go powietrze po
chwilę niebezpiecznie drgnęło, a przed rozpostartymi dłońmi zaczęły pojawiać
się nie zauważalne gołym okiem zwykłego śmiertelnika pierwiastki
nieskazitelnego, Czystego Ognia, które po chwili bezwładnego lewitowania w
powietrzu zaczęły łączyć się ze sobą w jedną jasno-żółtą, miejscami lekko
pomarańczową kulę energii.
- Nie
wydaje mi się, żeby używanie tej techniki było dobrym pomysłem, Młody.
- A znasz
jakiś inny, mniej niebezpieczny sposób pozbycia się wszelkich dowodów mojej
obecności w tym miejscu? Jeśli tak, to słucham. – Odparł shinobi Tetsu.
- Nie,
chyba nie znam, ale sam dobrze wiesz, że po skończeniu gromadzenia energii
będziesz miał tylko trzy sekundy na ucieczkę. Wiem, że jesteś szybki, ale to
stanowczo za mało czasu na reakcję! – W głosie demona przebrzmiała nuta
skrywanej troski.
- Spoko
wodza, Kyuu! Mam tu coś w zanadrzu. Jak tylko skończę skorzystam z pionierskiej
techniki samego Yondaime. Tym razem wszystko pójdzie, jak po maśle. Zobaczysz!
– Zapewnił blondyn z delikatnym uśmiechem.
- No,
nie wiem. Ostatnim razem, jak tak mówiłeś, to skorzystałeś z tego Hiraishin no
Jutsu o sekundę za późno, wynikiem czego były poparzenia I stopnia twojej
dolnej partii pleców. A i tak, jeśli nie zapomniałeś, wylądowałeś nie tam,
gdzie zamierzałeś. Co to było za miejsce? Składzik jakichś rupieci w budynku
Administracyjnym Suna Gakure?
- Taaa,
nawet mi nie przypominaj… Ale jestem pewny, że tym razem uda mi się zgrać
wszystko w czasie, jak należy. – Wciąż słysząc powątpiewające pomruki z
wnętrza własnej duszy, chłopak zaraz dodał poważnym głosem: – Słuchaj, Kurama. Jeśli tym razem również coś
spartolę, to Ci obiecuję, że już nigdy więcej nie skorzystam z tych dwóch
technik. A jak wiesz, ja dotrzymuję danego słowa. Zatem, umowa stoi?
- Stoi,
Naruto!
Zadowolony z uzyskania aprobaty dla swojego dość
ryzykownego pomysłu, Uzumaki nagle zwiększył prędkość gromadzenia pierwiastków
Czystego Ognia, a gdy kula energii w końcu po kilku minutach uzyskała pożądane
rozmiary piłki lekarskiej: – Kyuubi
Katon, Bakuhatsu no Jutsu.* – Pomyślał Naruto wracając do swojego
normalnego wyglądu i w chwili następnej rozpłynął się w powietrzu pozostawiając
po sobie jedynie ledwo zauważalny, żółty błysk. Pojawiwszy się jakiś kilometr
od posiadłości, w tym samym momencie zobaczył, jak cały budynek wraz z dowodami
grupowego morderstwa znika, dosłownie, pochłonięty przez gigantyczną eksplozję
uwolnionej energii. Powstała fala uderzeniowa dotarła do Naruto w czasie
zaledwie dwunastu sekund od chwili wybuchu, rozbijając się o niego ścianą
popychanej przed sobą wody. Mokry żywioł naparł na dwudziestolatka z taką mocą,
że aż go odrzuciło do tyłu na kilkanaście metrów, zmuszając do zaliczenia
twardego lądowania na błotnistej glebie. Gdy się podnosił cały potłuczony, po
chwili zaczął się głośno śmiać:
- HA, HA,
HA!!! A nie mówiłem, że tym razem się uda!? Co!?!?
- Tak,
tak, mówiłeś. Przyznaję, dokonałeś rzeczy niemal niemożliwej dla zwykłego człowieka,
Młody. – Demon wyszczerzył kły. – Wykonanie
dwóch technik rangi SS+, mając do dyspozycji przedział czasowy tylko trzech
sekund po skończeniu jednej, a przed rozpoczęciem drugiej, to był to wyczyn
godny pochwały. Ale jeszcze nie możemy spocząć na laurach. Teraz czeka Cię
drugi, nieco trudniejszy etap tej misji. Czy masz jeszcze trochę siły?
- No
pewnie! Muszę zobaczyć, jak Upiorni wywiązali się z wydanego im rozkazu!
*
* *
Całą noc przesiedziała w wilgotnej celi czekając
na powrót swojej mentorki, która, jak jej obiecała, miała pójść do Daimyo-sama
i wynegocjować warunki jej zwolnienia. Lecz czy tak się stało? Sakura nie
wiedziała. Zza szczelnie zamkniętych drzwi u szczytu schodów, jak i zza
niewielkich okienek u szczytu ścian, nie wiele dźwięków do niej docierało.
Praktycznie rzecz ujmując, to niczego nie słyszała i żeby ostatecznie nie
zwariować, dziewczyna skupiła się na rozmyślaniu o swoim ostatnim postępowaniu.
W pełni zgadzała się z Tsunade-sama, jak i sama zdawała sobie sprawę z czynu,
jaki popełniła, ale z drugiej strony przecież nie mogła się tak po prostu
poddać.
- Śmierć
Naruto nie może pójść na marne! Chikushō!
– Rozmyślała kunoichi. – Choć nie mam
dowodów, wiem że ktoś to ukartował i, że ten ktoś wciąż tu jest. Tu, w Konoha
Gakure i tylko czeka, aż go dopadnę! Tak, to jest teraz moim priorytetowym
zadaniem. Odkryć, kto i dlaczego chciał pozbyć się… mojego Naruto!
Pod nieco już przydługimi włosami zasłaniającymi
twarz momentalnie pojawił się chytry uśmiech niczym niezgaszonej determinacji,
kiedy medyczka usłyszała szczęk zamka i pisk zardzewiałych zawiasów drzwi
otwartych energicznym ruchem. Po chwili jej uszu doszedł odgłos kroków czterech
osób. Gdy spojrzała w bok ku korytarzowi, za porośniętymi pleśnią kratami
zobaczyła swoją szefową oraz towarzyszących jej jako ochrona, trzech ANBU.
Twarz kobiety wyrażała niezadowolenie i śmiertelną powagę, lecz w orzechowych
oczach Tsunade lśnił smutek, którego Haruno nie rozumiała. Chciała coś
powiedzieć, lecz się powstrzymała. Pamiętając ich ostatnią rozmowę z przed
dwunastu godzin wolała zaczekać na rozwój wydarzeń. Hokage tym czasem patrzyła
na swoją uczennicę z mieszanymi uczuciami. Nie chciała robić tego, na co
zgodziła się w czasie rozmowy z Daimyo, ale żeby zachować dobre stosunki z jego
gabinetem nie miała innego wyboru.
Kobieta po chwili ruchem ręki kazała jednemu
elitarnemu otworzyć cele, drugiemu zaś podnieść różowowłosą na nogi i zaraz
wszyscy skierowali się z powrotem do wyjścia. Wychodząc na świeże powietrze,
uderzona w twarz nowymi promieniami dopiero co wschodzącego słońca, zielonooka
głęboko odetchnęła wciągając do płuc pierwiastki tlenu. Dzięki temu mogła
ponownie zacząć trzeźwo myśleć, a miała o czym myśleć. W momencie, w którym
zamierzała w końcu coś powiedzieć, jeden z ANBU popchnął ją, by zaczęła iść i
dziewczyna zorientowała się, że przecież jeszcze jej nie rozwiązali. W
przypływie paniki chciała się odwrócić, lecz inny ANBU był szybszy i jej to
uniemożliwił boleśnie wykręcając jej rękę za plecami:
- A-Ała! Tsunade-sama, o co cho…???
- Milcz, Sakura! – Rozkazała kobieta, po czym
dodała: – Lepiej zrobisz, jeśli grzecznie pójdziesz tam, gdzie Cię zaprowadzę i
zrobisz to, o co Cię poproszę. To była dla mnie bardzo ciężka noc, więc nie za
bardzo jestem w nastroju do miłych rozmów. A teraz rusz się!
Kunoichi znów popchnięto do przodu, tym razem
znacznie mocniej, lecz nie zrobiła nic, co by mogło pilnujących ją elitarnych
zdenerwować. Sakura nie mogła uwierzyć w słowa swojej mentorki i znowu ich nie
rozumiała, ale nie protestowała. Znając wybuchowy temperament Tsunade, gdy ta
była wybitnie zła na kogoś, to dobrym wyborem było robić to, co chciała bez
zbędnego szemrania. I tak, po dwudziestu minutach szybkiego marszu poprzez
wioskę i mijaniu zdziwionych mieszkańców, panna Haruno prowadzona przez trzech
ANBU z Godaime Hokage na czele dotarła do czerwonego budynku o okrągłym
kształcie z wielkim znakiem Kraju Ognia u szczytu nad wejściem. Różowowłosa
medyczka znała ten gmach, jak własną kieszeń i nigdy specjalnie nie odczuwała
żadnych obaw przed wkraczaniem między jego mury, ale tym razem było inaczej.
Coś jej podpowiadało, że najbliższe minuty nie będą dla niej najprzyjemniejsze.
Zakładała, że cały ten cyrk z jej aresztowaniem, pobytem w celi i tym pokazowym
marszem ulicami Ukrytego Liścia skończy się, jak zawsze. Tsunde-sama sobie na
nią pokrzyczy, pobluźni na jej zachowanie i tyle.
Z takim właśnie przeświadczeniem Sakura pewnym
krokiem i z niezachwianą pewnością siebie w zielonych oczach weszła do biura
Hokage, gdzie stanąwszy po środku pomieszczenia zaczekała, aż jeden z
elitarnych uwolni jej ręce z ciasnych więzów grubego sznura. Gdy to wreszcie
nastąpiło, z cichym westchnięciem potarła obolałe nadgarstki, po czym stanęła
na baczność grzecznie oczekując gradu oskarżycielskich pomówień. Jednakże w
najbliższym czasie nic takiego się nie wydarzyło. Stojąca za masywnym biurkiem
kobieta, odwrócona przodem do okna, zdawała się głęboko nad czymś zastanawiać.
Kiedy po piętnastu minutach wreszcie na nią spojrzała, jej twarz nie wyrażała
żadnych emocji. Co ciekawsze i zaskakujące, Tsunade wcale nie zaczęła krzyczeć
czy coś w tym stylu. Jedyne co uczyniła, to powolne odsunięcie fotela,
obrócenie go przodem do siebie i zajęcie na nim miejsca. Gdy kobieta
przekręciła się przodem do blatu masywnego biurka i oparła na nim łokcie,
splatając dłonie na wysokości brody, panna Haruno wciąż bezceremonialnie
wlepiała w nią nic nierozumiejące spojrzenie. Cały czas pilnowana przed dwóch
ANBU, trzeci zaś został na korytarzu, by pilnować i zagradzać wszystkim wejścia
do biura, Sakura zdawała się ich nie zauważać. Choć wyczuwała ich chakry za
swoimi plecami, domyślała się, że skoro już ją rozwiązali, to nic już jej nie
zrobią, gdyby chciała na przykład podejść bliżej do Hokage.
- Coś się stało, shishō?** – Mruknęła młoda
medyczka, przerywając złowrogą ciszę.
- Sakura, ja…
Urwała kobieta odwzajemniając posłane jej
spojrzenie, po czym gwałtownie wstała i odwróciła się do okna. Gdy splotła ręce
na plecach i ciężko westchnęła, Haruno już wiedziała, że nic nie będzie takie,
jak kilkanaście minut temu zakładała. Niezdecydowanie, próba ukrycia czegoś i
ta cała tajemniczość zupełnie nie pasowały do działań piersiastej blondyny,
jaką dziewczyna dobrze znała. Coś tu było nie tak. W głowie dwudziestolatki
momentalnie zakołatała pewna myśl: – Co
się wydarzyło w czasie rozmowy z Daimyo, shishō???
– Odpowiedź na to pytanie przyszła szybciej, niż Sakura się tego spodziewała:
- Ta cześć mojej pracy, jako Godaime Hokage, zawsze
była dla mnie najtrudniejsza i strasznie nie przyjemna. – Tsunde w końcu się
odezwała, cały czas patrząc przez okno na panoramę wioski Ukrytego Liścia. –
Kiedy wczoraj dowiedziałam się, co zrobiłaś, od razu pomyślała, jak to się
skończy i nawet nie wiem, jakbym tego nie chciała robić, to nie mam wyboru.
Swoim zachowaniem wpędziłaś mnie w kozi róg bez możliwości wykonania innego
ruchu. Bez względu na to, jakie miałaś intencje… z bólem serca to robię…
- Tsunade-sama? O czym ty…? – Spytała zielonooka
i w tym momencie Hokage na nią spojrzała, a jej twarz wyrażała taką powagę, że
Haruno aż poczuła na plecach zimne dreszcze przeszywające je na wskroś. Gdy się
przepraszająco uśmiechnęła, kobieta niespodziewanie wyciągnęła w jej kierunku
rękę, wewnętrzną stroną dłoni do góry, jakby chciała, żeby jej coś zwrócić.
- Hę?
- Sakura… Oddaj swój ochraniacz Ukrytego Liścia.
– W jej orzechowych tęczówkach lśnił nieukrywany smutek i żal. – Od dziś, na
czas nieokreślony, zostajesz zdegradowana do rangi zwykłego cywila. Wszystkie
twoje przywileje, jako kunoichi Konoha, zostaną zamrożone. Nie będziesz mogła
również opuszczać wioski, aż do odwołania.
- Co!? Jak to?? Dlaczego?? Co ja takiego
zrobiłam!?
- Nie dyskutuj, tylko rób co mówię! – Uniosła
się Tsunade waląc pięścią o blat.
- Ale… Zdegradowana do cywila? Co to niby
znaczy!?
- Do jasnej cholery! Zrozum, dziewczyno, to
jedyny sposób, żebyś nie straciła reszty swojej młodości! – Widząc nic nie
kapujące zaskoczenie na twarzy medyczki, Hokage szybko wyjaśniła: – Daimyo-sama
zażądał żeby zamknąć Cię w więzieniu na piętnaście lat. Piętnaście bitych lat!
Wiesz, co to oznacza!? Gdyby tak się stało, w jednej chwili straciłabyś nie
tylko wolność, ale wszystkich przyjaciół i przede wszystkim, możliwość widzenia
z rodziną. Na piętnaście lat całkowicie wyłączono by Cię z życia publicznego
Konoha Gakure no Sato! Ja tym czasem wynegocjowała dla ciebie coś znacznie
lepszego. Powiedzmy… mniejsze zło.
- Shishō…
- Przykro mi, ale sama jesteś
sobie winna, Sakura.
TO BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto
* Kyuubi Katon, Bakuhatsu no
Jutsu (jap.) – Element Ognia Dziewięcioogoniastego, Technika Eksplozji
** shishō (jap.) – Mistrzyni
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz