sobota, 24 lutego 2018

205. Mniejsze zło


<<< Chapter ukazał się 10 lutego 2012 roku >>>



Poznawszy kolejny sekret mieszkańca swojej duszy, shinobi Tetsu powrócił umysłem do otaczającej go rzeczywistości, by ponownie skupić się na przerwanym zadaniu. Pogoda wciąż się nie poprawiała. Rzęsisty deszcz i porywisty wiatr z burzowym hukiem w tle skutecznie tłumiły wszystkie inne dźwięki. Chłopak sięgał właśnie do miecza na plecach, gdy z wnętrza dworka dobiegły go odgłosy kłótni i krótkiej szamotaniny, po których nagle i gwałtownie otwarte zostały frontowe drzwi. Zrobiwszy bezgłośny krok do tyłu w ciemności za plecami, w tym momencie zobaczył sylwetki sześciu kobiet wybiegających na werandę i mijających go w pośpiechu. Uciekały, to było pewne, a gonił je jeden z zaproszonych na wieczór gości.
W chwili wściekłej nieuwagi mężczyzna zawadził stopą o próg, co przypłaciłby zaryciem brodą w deski tarasu, lecz z mroku po jego prawej stronie niespodziewanie wyłonił się nieznany mu osobnik i chwycił go za kołnierz koszuli. Zamaskowany wojownik podciągną go do góry, jakby ten nic nie ważył ze swoich stu pięćdziesięciu kilogramów, po czym drugą ręką zatopił w jego piersi ostrze wcześniej pochwyconej katany. Jęk zaskoczenia, jaki wydobył się z ust mężczyzny szybko przemienił się w cichnący charchot, wytrzeszczone zaś oczy zaszły mu mgłą. Naruto nie zważając na stojące nieopodal kurtyzany, patrzące na niego ze strachem w szeroko otwartych oczach, po cichu ułożył bezwładne ciało w cieniu, wstał i na nie spojrzał swym mrożącym krew w żyłach, demonicznym wzrokiem:
- Taka właśnie śmierć spotka i was, jeśli natychmiast stąd nie odejdziecie! – Oznajmił lodowatym tonem, co przez kobiety zostało przyjęte z jeszcze większym przerażeniem na pobladłych twarzach. Na niebie błysnęło i huknęło, a opatulone szarymi płaszczami kobiety zbiegły po drewnianych stopniach tarasu i zniknęły w mroku oraz szumie ulewy.
Shinobi Tetsu tym czasem otarł zakrwawione ostrze trzymanej broni o ubranie zabitego grubasa, po czym zakradł się do wnętrza zaatakowanego przez siebie domostwa, gdzie w salonie czaiła się reszta jego celów. Pozostali wielmożni panowie z początku nie zauważyli zniknięcia jednego z ich kolegów, lecz gdy ten dłuższą chwilę nie wracał, gospodarz kazał innemu sprawdzić, co się stało. Chudy i wysoki mężczyzna właśnie odkładał trzymanego drinka na blat stolika, by wykonać wydane mu polecenie, gdy z ciemności panujących na korytarzu tuż za lekko uchylonymi drzwiami z świstem przecinającym powietrze wystrzeliły dwa kunaie. Jeden ze sztyletów trafił tegoż mężczyznę prosto w krtań, innego w pierś koło serca. Pozostali zebrani z gospodarzem na czele z przerażeniem w oczach patrzyli, jak ich koledzy upadają na podłogę i zaraz umierają w niemej zmowie, kiedy niespodziewanie w salonie zapanowały złowrogie ciemności. Za oknem gruchnęło i się błysnęło, a zza uchylonych drzwi wyskoczył jakiś szybki cień dopadając czwartą ze swoich ofiar. Chwilowa szamotanina i stłumiony krzyk wyrwał się z gardła zaatakowanego, po czym bezwładne ciało upadło na podłogę z donośnym stukotem potylicy uderzającej o drewnianą podłogę. Zamaskowany napastnik zaraz wyszarpnął katanę z stygnącego truchła i błyskawicznie przyskoczył do kolejnego mężczyzny, który sparaliżowany strachem nawet się nie bronił. Jego brutalnie odrąbana głowa przeleciała przez całą szerokość pomieszczenia i trafiła wprost do drucianego kosza stojącego w rogu.
- Chwileczkę! To nie musi się tak skończyć! – Krzyknął ciężko dyszący gospodarz, który mimo wszystko cofał się, jakby miał dokąd uciec, choć za plecami miał już tylko szeroki kominek: – Zapłacę Ci trzy razy tyle, ile zaoferowali Ci twoi zleceniodawcy! Tylko mnie nie zabijaj!
- Nie stać Cię. Po za tym nie robię tęgo odpłatnie.
Odparł nieznajomy i powoli podszedł do mężczyzny, w dłoni cały czas mocno ściskając rękojeść zakrwawionego miecza.
- Co!? Jak to!? Kim jesteś!?
Shinobi Tetsu w tym momencie się zatrzymał, nieprzerwanie świdrując gospodarza krwiście-czerwonym spojrzeniem demonicznych oczu o pionowych, typowo lisich źrenicach. Na kilkanaście sekund zapanowała taka cisza, że nawet żałobnicy nie mogliby się podobną poszczycić, a jedynymi dźwiękami jakie mimo wszystko było słychać to szum deszczu za oknem i przyspieszone bicie serca przerażonego gospodarza. Kiedy jinchuuriki sięgnął wolną ręką do prawego ucha, gdzie odczepił koniec materiałowej maski zasłaniającej policzki, usta i nos, jego cel gwałtownie wciągnął powietrze, blednąc na twarzy jeszcze bardziej:
- Nie możliwe! Prze-przecież ty zginąłeś! – Jęknął Taro.
- Też tak słyszałem.
Naruto odparł zimnym, znudzonym tonem i bez ostrzeżenia przebił mężczyznę kataną na wylot w okolicy serca, a gdy tamten ostatecznie wyzionął ducha, wyszarpnął broń i obejrzał swoje dzieło krytycznym okiem cichego zabójcy.
- No dobra, cele zlikwidowane. To teraz czas na zacieranie śladów. – Pomyślał blondyn ocierając umoczoną we krwi katanę o ubranie przed sekundą zamordowanego mężczyzny, po czym schował ją na jej miejsce do drewnianej saya uczepionej pleców. Stojąc po środku zdemolowanego salonu w lekkim rozkroku, na chwilę przymknął powieki wsłuchując się w kojące zmysły odgłosy wciąż szalejącej za oknem burzy, a gdy na powrót je otworzył, jego ciało błyskawicznie spowił kokon przezroczystej, krwiście czerwonej i na dodatek bulgoczącej chakry zapieczętowanego w nim demona z ogonami w liczbie dziewięciu. Dzięki uprzejmości Lisa i odbytemu kilka miesięcy wcześniej treningowi Dziewięciu Ogonów, zaledwie dwudziestoletni chłopak był teraz wstanie zachować ludzką postać przy całkowitym przejściu w I stadium demonicznej transformacji.
Shinobi Tetsu ostrożnie oraz z należytą dokładnością zawiązał kilka pieczęci i następnie wystawił dłonie przed siebie, a wytworzone z chakry ogony momentalnie stanęły za nim dęba, końcami nachylając się do przodu po jego lewej, prawej i nad głową. Otaczające go powietrze po chwilę niebezpiecznie drgnęło, a przed rozpostartymi dłońmi zaczęły pojawiać się nie zauważalne gołym okiem zwykłego śmiertelnika pierwiastki nieskazitelnego, Czystego Ognia, które po chwili bezwładnego lewitowania w powietrzu zaczęły łączyć się ze sobą w jedną jasno-żółtą, miejscami lekko pomarańczową kulę energii.
- Nie wydaje mi się, żeby używanie tej techniki było dobrym pomysłem, Młody.
- A znasz jakiś inny, mniej niebezpieczny sposób pozbycia się wszelkich dowodów mojej obecności w tym miejscu? Jeśli tak, to słucham. – Odparł shinobi Tetsu.
- Nie, chyba nie znam, ale sam dobrze wiesz, że po skończeniu gromadzenia energii będziesz miał tylko trzy sekundy na ucieczkę. Wiem, że jesteś szybki, ale to stanowczo za mało czasu na reakcję! – W głosie demona przebrzmiała nuta skrywanej troski.
- Spoko wodza, Kyuu! Mam tu coś w zanadrzu. Jak tylko skończę skorzystam z pionierskiej techniki samego Yondaime. Tym razem wszystko pójdzie, jak po maśle. Zobaczysz! – Zapewnił blondyn z delikatnym uśmiechem.
- No, nie wiem. Ostatnim razem, jak tak mówiłeś, to skorzystałeś z tego Hiraishin no Jutsu o sekundę za późno, wynikiem czego były poparzenia I stopnia twojej dolnej partii pleców. A i tak, jeśli nie zapomniałeś, wylądowałeś nie tam, gdzie zamierzałeś. Co to było za miejsce? Składzik jakichś rupieci w budynku Administracyjnym Suna Gakure?
- Taaa, nawet mi nie przypominaj… Ale jestem pewny, że tym razem uda mi się zgrać wszystko w czasie, jak należy. – Wciąż słysząc powątpiewające pomruki z wnętrza własnej duszy, chłopak zaraz dodał poważnym głosem: – Słuchaj, Kurama. Jeśli tym razem również coś spartolę, to Ci obiecuję, że już nigdy więcej nie skorzystam z tych dwóch technik. A jak wiesz, ja dotrzymuję danego słowa. Zatem, umowa stoi?
- Stoi, Naruto!
Zadowolony z uzyskania aprobaty dla swojego dość ryzykownego pomysłu, Uzumaki nagle zwiększył prędkość gromadzenia pierwiastków Czystego Ognia, a gdy kula energii w końcu po kilku minutach uzyskała pożądane rozmiary piłki lekarskiej: – Kyuubi Katon, Bakuhatsu no Jutsu.* – Pomyślał Naruto wracając do swojego normalnego wyglądu i w chwili następnej rozpłynął się w powietrzu pozostawiając po sobie jedynie ledwo zauważalny, żółty błysk. Pojawiwszy się jakiś kilometr od posiadłości, w tym samym momencie zobaczył, jak cały budynek wraz z dowodami grupowego morderstwa znika, dosłownie, pochłonięty przez gigantyczną eksplozję uwolnionej energii. Powstała fala uderzeniowa dotarła do Naruto w czasie zaledwie dwunastu sekund od chwili wybuchu, rozbijając się o niego ścianą popychanej przed sobą wody. Mokry żywioł naparł na dwudziestolatka z taką mocą, że aż go odrzuciło do tyłu na kilkanaście metrów, zmuszając do zaliczenia twardego lądowania na błotnistej glebie. Gdy się podnosił cały potłuczony, po chwili zaczął się głośno śmiać:
- HA, HA, HA!!! A nie mówiłem, że tym razem się uda!? Co!?!?
- Tak, tak, mówiłeś. Przyznaję, dokonałeś rzeczy niemal niemożliwej dla zwykłego człowieka, Młody. – Demon wyszczerzył kły. – Wykonanie dwóch technik rangi SS+, mając do dyspozycji przedział czasowy tylko trzech sekund po skończeniu jednej, a przed rozpoczęciem drugiej, to był to wyczyn godny pochwały. Ale jeszcze nie możemy spocząć na laurach. Teraz czeka Cię drugi, nieco trudniejszy etap tej misji. Czy masz jeszcze trochę siły?
- No pewnie! Muszę zobaczyć, jak Upiorni wywiązali się z wydanego im rozkazu!
* * *
Całą noc przesiedziała w wilgotnej celi czekając na powrót swojej mentorki, która, jak jej obiecała, miała pójść do Daimyo-sama i wynegocjować warunki jej zwolnienia. Lecz czy tak się stało? Sakura nie wiedziała. Zza szczelnie zamkniętych drzwi u szczytu schodów, jak i zza niewielkich okienek u szczytu ścian, nie wiele dźwięków do niej docierało. Praktycznie rzecz ujmując, to niczego nie słyszała i żeby ostatecznie nie zwariować, dziewczyna skupiła się na rozmyślaniu o swoim ostatnim postępowaniu. W pełni zgadzała się z Tsunade-sama, jak i sama zdawała sobie sprawę z czynu, jaki popełniła, ale z drugiej strony przecież nie mogła się tak po prostu poddać.
- Śmierć Naruto nie może pójść na marne! Chikushō! – Rozmyślała kunoichi. – Choć nie mam dowodów, wiem że ktoś to ukartował i, że ten ktoś wciąż tu jest. Tu, w Konoha Gakure i tylko czeka, aż go dopadnę! Tak, to jest teraz moim priorytetowym zadaniem. Odkryć, kto i dlaczego chciał pozbyć się… mojego Naruto!
Pod nieco już przydługimi włosami zasłaniającymi twarz momentalnie pojawił się chytry uśmiech niczym niezgaszonej determinacji, kiedy medyczka usłyszała szczęk zamka i pisk zardzewiałych zawiasów drzwi otwartych energicznym ruchem. Po chwili jej uszu doszedł odgłos kroków czterech osób. Gdy spojrzała w bok ku korytarzowi, za porośniętymi pleśnią kratami zobaczyła swoją szefową oraz towarzyszących jej jako ochrona, trzech ANBU. Twarz kobiety wyrażała niezadowolenie i śmiertelną powagę, lecz w orzechowych oczach Tsunade lśnił smutek, którego Haruno nie rozumiała. Chciała coś powiedzieć, lecz się powstrzymała. Pamiętając ich ostatnią rozmowę z przed dwunastu godzin wolała zaczekać na rozwój wydarzeń. Hokage tym czasem patrzyła na swoją uczennicę z mieszanymi uczuciami. Nie chciała robić tego, na co zgodziła się w czasie rozmowy z Daimyo, ale żeby zachować dobre stosunki z jego gabinetem nie miała innego wyboru.
Kobieta po chwili ruchem ręki kazała jednemu elitarnemu otworzyć cele, drugiemu zaś podnieść różowowłosą na nogi i zaraz wszyscy skierowali się z powrotem do wyjścia. Wychodząc na świeże powietrze, uderzona w twarz nowymi promieniami dopiero co wschodzącego słońca, zielonooka głęboko odetchnęła wciągając do płuc pierwiastki tlenu. Dzięki temu mogła ponownie zacząć trzeźwo myśleć, a miała o czym myśleć. W momencie, w którym zamierzała w końcu coś powiedzieć, jeden z ANBU popchnął ją, by zaczęła iść i dziewczyna zorientowała się, że przecież jeszcze jej nie rozwiązali. W przypływie paniki chciała się odwrócić, lecz inny ANBU był szybszy i jej to uniemożliwił boleśnie wykręcając jej rękę za plecami:
- A-Ała! Tsunade-sama, o co cho…???
- Milcz, Sakura! – Rozkazała kobieta, po czym dodała: – Lepiej zrobisz, jeśli grzecznie pójdziesz tam, gdzie Cię zaprowadzę i zrobisz to, o co Cię poproszę. To była dla mnie bardzo ciężka noc, więc nie za bardzo jestem w nastroju do miłych rozmów. A teraz rusz się!
Kunoichi znów popchnięto do przodu, tym razem znacznie mocniej, lecz nie zrobiła nic, co by mogło pilnujących ją elitarnych zdenerwować. Sakura nie mogła uwierzyć w słowa swojej mentorki i znowu ich nie rozumiała, ale nie protestowała. Znając wybuchowy temperament Tsunade, gdy ta była wybitnie zła na kogoś, to dobrym wyborem było robić to, co chciała bez zbędnego szemrania. I tak, po dwudziestu minutach szybkiego marszu poprzez wioskę i mijaniu zdziwionych mieszkańców, panna Haruno prowadzona przez trzech ANBU z Godaime Hokage na czele dotarła do czerwonego budynku o okrągłym kształcie z wielkim znakiem Kraju Ognia u szczytu nad wejściem. Różowowłosa medyczka znała ten gmach, jak własną kieszeń i nigdy specjalnie nie odczuwała żadnych obaw przed wkraczaniem między jego mury, ale tym razem było inaczej. Coś jej podpowiadało, że najbliższe minuty nie będą dla niej najprzyjemniejsze. Zakładała, że cały ten cyrk z jej aresztowaniem, pobytem w celi i tym pokazowym marszem ulicami Ukrytego Liścia skończy się, jak zawsze. Tsunde-sama sobie na nią pokrzyczy, pobluźni na jej zachowanie i tyle.
Z takim właśnie przeświadczeniem Sakura pewnym krokiem i z niezachwianą pewnością siebie w zielonych oczach weszła do biura Hokage, gdzie stanąwszy po środku pomieszczenia zaczekała, aż jeden z elitarnych uwolni jej ręce z ciasnych więzów grubego sznura. Gdy to wreszcie nastąpiło, z cichym westchnięciem potarła obolałe nadgarstki, po czym stanęła na baczność grzecznie oczekując gradu oskarżycielskich pomówień. Jednakże w najbliższym czasie nic takiego się nie wydarzyło. Stojąca za masywnym biurkiem kobieta, odwrócona przodem do okna, zdawała się głęboko nad czymś zastanawiać. Kiedy po piętnastu minutach wreszcie na nią spojrzała, jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Co ciekawsze i zaskakujące, Tsunade wcale nie zaczęła krzyczeć czy coś w tym stylu. Jedyne co uczyniła, to powolne odsunięcie fotela, obrócenie go przodem do siebie i zajęcie na nim miejsca. Gdy kobieta przekręciła się przodem do blatu masywnego biurka i oparła na nim łokcie, splatając dłonie na wysokości brody, panna Haruno wciąż bezceremonialnie wlepiała w nią nic nierozumiejące spojrzenie. Cały czas pilnowana przed dwóch ANBU, trzeci zaś został na korytarzu, by pilnować i zagradzać wszystkim wejścia do biura, Sakura zdawała się ich nie zauważać. Choć wyczuwała ich chakry za swoimi plecami, domyślała się, że skoro już ją rozwiązali, to nic już jej nie zrobią, gdyby chciała na przykład podejść bliżej do Hokage.
- Coś się stało, shishō?** – Mruknęła młoda medyczka, przerywając złowrogą ciszę.
- Sakura, ja…
Urwała kobieta odwzajemniając posłane jej spojrzenie, po czym gwałtownie wstała i odwróciła się do okna. Gdy splotła ręce na plecach i ciężko westchnęła, Haruno już wiedziała, że nic nie będzie takie, jak kilkanaście minut temu zakładała. Niezdecydowanie, próba ukrycia czegoś i ta cała tajemniczość zupełnie nie pasowały do działań piersiastej blondyny, jaką dziewczyna dobrze znała. Coś tu było nie tak. W głowie dwudziestolatki momentalnie zakołatała pewna myśl: – Co się wydarzyło w czasie rozmowy z Daimyo, shishō??? – Odpowiedź na to pytanie przyszła szybciej, niż Sakura się tego spodziewała:
- Ta cześć mojej pracy, jako Godaime Hokage, zawsze była dla mnie najtrudniejsza i strasznie nie przyjemna. – Tsunde w końcu się odezwała, cały czas patrząc przez okno na panoramę wioski Ukrytego Liścia. – Kiedy wczoraj dowiedziałam się, co zrobiłaś, od razu pomyślała, jak to się skończy i nawet nie wiem, jakbym tego nie chciała robić, to nie mam wyboru. Swoim zachowaniem wpędziłaś mnie w kozi róg bez możliwości wykonania innego ruchu. Bez względu na to, jakie miałaś intencje… z bólem serca to robię…
- Tsunade-sama? O czym ty…? – Spytała zielonooka i w tym momencie Hokage na nią spojrzała, a jej twarz wyrażała taką powagę, że Haruno aż poczuła na plecach zimne dreszcze przeszywające je na wskroś. Gdy się przepraszająco uśmiechnęła, kobieta niespodziewanie wyciągnęła w jej kierunku rękę, wewnętrzną stroną dłoni do góry, jakby chciała, żeby jej coś zwrócić.
- Hę?
- Sakura… Oddaj swój ochraniacz Ukrytego Liścia. – W jej orzechowych tęczówkach lśnił nieukrywany smutek i żal. – Od dziś, na czas nieokreślony, zostajesz zdegradowana do rangi zwykłego cywila. Wszystkie twoje przywileje, jako kunoichi Konoha, zostaną zamrożone. Nie będziesz mogła również opuszczać wioski, aż do odwołania.
- Co!? Jak to?? Dlaczego?? Co ja takiego zrobiłam!?
- Nie dyskutuj, tylko rób co mówię! – Uniosła się Tsunade waląc pięścią o blat.
- Ale… Zdegradowana do cywila? Co to niby znaczy!?
- Do jasnej cholery! Zrozum, dziewczyno, to jedyny sposób, żebyś nie straciła reszty swojej młodości! – Widząc nic nie kapujące zaskoczenie na twarzy medyczki, Hokage szybko wyjaśniła: – Daimyo-sama zażądał żeby zamknąć Cię w więzieniu na piętnaście lat. Piętnaście bitych lat! Wiesz, co to oznacza!? Gdyby tak się stało, w jednej chwili straciłabyś nie tylko wolność, ale wszystkich przyjaciół i przede wszystkim, możliwość widzenia z rodziną. Na piętnaście lat całkowicie wyłączono by Cię z życia publicznego Konoha Gakure no Sato! Ja tym czasem wynegocjowała dla ciebie coś znacznie lepszego. Powiedzmy… mniejsze zło.
- Shishō
- Przykro mi, ale sama jesteś sobie winna, Sakura.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto




* Kyuubi Katon, Bakuhatsu no Jutsu (jap.) – Element Ognia Dziewięcioogoniastego, Technika Eksplozji
** shishō (jap.) – Mistrzyni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz