sobota, 24 lutego 2018

210. Rytualna śmierć


<<< Chapter ukazał się 9 czerwca 2012 roku >>>



Gdy dotarli ze swoim więźniem do budynku Administracyjnego wioski Ukrytego Liścia, blondwłosa Hokage z początku nikogo nie chciała widzieć tłumacząc się nawałem pracy, ale kiedy usłyszała o naszyjniku swojego dziadka, momentalnie znalazła dla nich czas. Kakashi szybko i zwięźle wyjaśnił kobiecie wszystkie aspekty kłótni jej uczennicy z wędrownym poszukiwaczem rzadkich minerałów, po czym pokazał jej ów wisiorek. Tsunade uważnie przyjrzała się przedmiotowi sporu. Obróciwszy szlifowany kamień w dłoniach, medyczka naraz poczuła zaklętą w nim moc i już wiedziała, że coś tu było nie tak.
Po pierwsze, skąd naszyjnik jej dziadka wziął się w Konoha? Po drugie, tu blondyna zawiesiła ciężkie spojrzenie na sprzedawcy, którego cały czas pilnowało dwóch ANBU. Trzeci zapewne został przy jego stoisku, aby zabezpieczyć resztę towaru, ale wracając… Mężczyzna stał zgarbiony patrząc nieobecnym wzrokiem w podłogę. Tsunade przyjrzała mu się uważnie, zastanawiając się, dlaczego ten naszyjnik znalazł się w jego rękach? Czyżby Naruto nie pamiętając, kim jest i po co ma ten naszyjnik, a akurat potrzebowałby pieniędzy, to pokusił się na sprzedanie go? Nieee… Takie wytłumaczenie było nader niedorzeczne. Kobieta pokręciła głową, chcąc oczyścić umysł. Ale z drugiej strony, niczego nie można wykluczyć. W końcu mówimy tu o zaniku pamięci u Uzumakiego.
- No dobrze. Proszę nam powiedzieć, jak pan wszedł w posiadanie tego naszyjnika?
Odezwała się w końcu, a jej głos był spokojny i uprzejmy. Handlarz słysząc jej słowa, jakby się otrząsnął i odwzajemnił jej spojrzenie, lecz w dalszym ciągu nic nie powiedział. Milczał. Tsunade momentami była bardzo cierpliwa i jak na razie była w dobrym humorze, ale widząc bierną postawę tego człowieka przeczuwała, że niebawem znowu będzie musiała podnieść głos, by wykonano jej prośbę lub też polecenie. Piwnooka ciężko westchnęła:
- Jeśli nie odpowie pan na moje pytanie, nie będę wiedziała, co z panem zrobić. Chyba, że woli pan rozmawiać z naszym oddziałem ANBU zajmującym się przesłuchaniami? – Na twarzy mężczyzny kobieta dostrzegła cień przerażenia. Ha! Podstęp odniósł zamierzony skutek. Po chwili milczenia kontynuowała rozpoczętą myśl: – Mam kilka zastrzeżeń do stosowanych przez nich metod wydobywania zeznań z ludzi, ale jeszcze nigdy mnie nie zawiedli i nikt przez to nie stracił życia, więc skoro wciąż pan milczy, to…
- Nie! Wszystko powiem! Tylko proszę mnie do nich nie odsyłać! – Natychmiastowy protest i chęć współpracy ze strony wstrząśniętego mężczyzny, który wyrwał się trzymającym go elitarnym i padł na kolana, sprawiły, że Tsunade chytrze się uśmiechnęła. Podobny wyraz twarzy przejawiała Sakura, która bezbłędnie rozpoznała intencje swojej przywódczyni.
- No to słucham. – Hokage usiadła prosto w fotelu. – Jak pan zdobył ten wisiorek?
- Znalazłem go na targu w Kraju Żelaza. – Handlarz prędko odparł nieco zwieszając głowę. Zapewne domyślał się, że takie wytłumaczenie w niczym nie pomoże, ale niczego innego na swoją obronę nie miał. – Kupiłem go za bezcen od człowieka, po którym widać było, że specjalnie mu na nim nie zależało. Prawdę mówiąc, jak tylko zobaczyłem ten wisiorek i jego cenę, to… No, nie mogłem przepuścić takiej okazji. To chyba nie zbrodnia, nie?
Mężczyzna podniósł głowę zawieszając błagalne spojrzenie na Tsunade.
- Zgadza się, to nie zbrodnia. – Kobieta cały czas zachowywała spokój. – Zbrodnią jest natomiast próba sprzedania go. Tak się składa, że ten naszyjnik… Akurat ten konkretny jest pamiątką po moim poprzedniku, Pierwszym Hokage. Można rzec, że to dobro kulturowe, więc handel nim jest surowo zabroniony! Jak sam pan powiedział, kupił go pan z drugiej ręki, więc nie mam podstaw, by za cokolwiek pana karać. Jestem jednak zobligowana do skonfiskowania ów wisiorka. – Wyjaśniła.
- Ależ proszę bardzo! Już go nie chce.
- Cieszy mnie to. – Uśmiechnęła się Tsunade. – Teraz proszę powiedzieć, czy pamięta pan człowieka, od którego pan go kupił?
- Od złodzieja, a przynajmniej takie miałem z początku wrażenie. Rozmawiało mi się z nim, jak z każdym innym człowiekiem, ale cały czas czułem, że coś było nie tak. W tym podejrzeniu utwierdziły mnie pot na czole i lekkie drżenie jego rąk, gdy wymienialiśmy się towarem. Na moje nieszczęście, jak widzę, niepotrzebnie zignorowałem te symptomy. – Handlarz wstał na równe nogi. – Powinienem był coś zrobić, ale skąd mogłem wiedzieć, że to rzecz kradziona? Mówię prawdę! O niczym nie miałem pojęcia.
- W porządku. Sprawa już została wyjaśniona.
Hokage natychmiast uspokoiła mężczyznę i nim ten ponownie zdołał się odezwać, kiwnęła głową na elitarnych stojących pod wejściem. ANBU złapali zdezorientowanego starca i zaraz wywlekli go z gabinetu. Jak tylko zamknęły się za nimi drzwi, blondyna wstała z zajmowanego miejsca i podeszła do okna. W lewej dłoni przez cały czas trzymała wisiorek Shodaime. Wieść, że ktoś najprawdopodobniej okradł Naruto z tak ważnego dla Uzumakiego przedmiotu sprawiła, że zmartwiła się jeszcze bardziej. To rodziło zagrożenie, z jakim nikt z żyjących nie potrafił sobie poradzić… Choć miała jeszcze kapitana Yamato. W nim była ostatnia szansa. Gdyby okazało się, że podejrzenie, iż Kyuubi no Kitsune w końcu zapanował nad swoim nosicielem jest prawdą, to umiejętności tego zamkniętego w sobie shinobi byłyby nieocenione.
- Kakashi, dopilnuj proszę, aby nasz handlarz jeszcze dziś opuścił wioskę, a następnie terytorium kraju Ognia. – Po chwili się odezwała. – Przekaż ode mnie, że nie zabraniam mu pojawiać się u nas, ale niech na przyszłość baczniej wybiera swoje towary. Następnym razem mogę być mniej… przyjaźnie nastawiona. Zrozumiałeś?
- Hai, Hokage-sama!
Jounin kiwnął głową, podszedł do biurka, zostawił na jego blacie jakiś zapieczętowany zwój, po czym zasalutował i zniknął w głębie białego dymu. W biurze pozostała już tylko panna Haruno, przez cały czas milcząca, myślami gdzieś błądząca. Poznawszy prawdę o pojawieniu się naszyjnika Shodaime w Konoha, a znając jego wpływ na kontrolę Naruto nad jego demonem, powoli domyślała się, dlaczego blondyn jeszcze nie wrócił do domu. Nim jednak ostatecznie będzie czegoś pewna, wpierw musiała z kimś porozmawiać. Upewnić się, co do swoich obaw i podejrzeń. W momencie, jak podniosła głowę i zawiesiła spojrzenie na swojej mentorce, ta już z powrotem siedziała przy biurku i właśnie zabierała się za poznanie treści zapieczętowanego zwoju.
- Tsunade-sama?
- Tak, Sakura? Chciałaś coś? – Odparła kobieta nie odrywając wzrok od tekstu.
Dwudziestolatka momentalnie ponownie zwiesiła głowę. Kiedy wciągu najbliższych minut się nie odezwała, Piąta w końcu podniosła na nią brązowe spojrzenie i nic nie mówiąc, cierpliwie zaczekała na odpowiedź.
- Ja… Ja się chciałam spytać, czy to prawda, że Naruto… żyje?
- Wszystko na to wskazuje. Itachi Ci o tym powiedział? – Kobieta odparła pytaniem na pytanie i nie czekając na odzew różowowłosej, dalej ciągnęła wywód. – Cóż, to raczej było do przewidzenia, a skoro już sama do mnie przyszłaś, to chcę żebyś jak na razie nikomu więcej o tym nie wspominała. Im mniej osób zna prawdę, tym lepiej.
- Dlaczego? Czy to coś złego, jak inni dowiedzą się, że Naruto żyje? Tsunade-sama sama wie, jak niektórzy z nas zareagowali na wieść, o jego śmierci. To było jedno z boleśniejszych doświadczeń w naszym… w moim życiu. A tu nagle po półtora roku okazuje, że Naruto jednak żyje i ma się dobrze, prawda? Bo… chyba wszystko z nim dobrze?
- A więc Itachi nie wszystko Ci powiedział. Hehe, to do niego bardzo podobne. Martwi się o ciebie. O nas wszystkich. – Skwitowała medyczka. – W końcu zawdzięcza Naruto oczyszczenie z win na nim ciążących.
- O czym sensei mówi? Czego Itachi miał mi nie powiedzieć? – Dopytywała się Haruno.
Godaime nie od razu udzieliła odpowiedzi. Wpierw utkwiła brązowe spojrzenie głęboko w zielonych, obserwujących każdy jej gest, oczach stojącej przed nią dziewczyny, wzięła głębszy wdech i po chwili ciężko odetchnęła wypuszczanym powietrzem. Miętoliła w ustach słowa, którymi zamierzała uraczyć kunoichi, tylko, że nie chciała jej jeszcze bardziej martwić. To takie trudne. Niech się dziecko nacieszy wieścią, że Uzumaki wciąż gdzieś tam oddycha. Nie musi zaraz się dowiadywać, że pewnie i tak już nigdy go nie zobaczy, bo chłopakowi w główce się poprzestawiało. Kobieta westchnęła raz jeszcze, odwracając wzrok. Shikamaru Nara, gdyby tu był, zapewne powiedziałby, jakie to wszystko jest kłopotliwe.
- Shishō?
- Naruto… Z tego, co mi powiedziała Itachi, Naruto utracił część pamięci, która mu podpowiadała, skąd pochodzi, czy ma jakichś przyjaciół lub rodzinę. Zatem, odpowiedź na pytanie, dlaczego jeszcze nie wrócił do domu jest jasna, jak słońce. – Wyrecytowała Tsunade niemal na jednym oddechu. Sama nie wiedziała, czemu nie odważyła się spojrzeć swojej rozmówczyni w oczy, lecz tak było wygodniej. Sakura tym czasem milczała. Było po niej widać, że nie tego spodziewała się dowiedzieć. Tak na prawdę, ona sama nie wiedziała, co tu chciała usłyszeć.
* * *
Kiedy wchodzi się do jakiegoś obiektu pozbawionego okien i od razu przechodzi się do celu swoich działań, niemal natychmiast traci się poczucie czasu. Z pomocą kilku klonów Naruto systematycznie przeczesywał kolejne korytarze i wykute w skale komnaty, zabijając po drodze każdego, kto się mu pod miecz nawinął. Brnął coraz głębiej i głębiej zbierając krwawe żniwo, nie wiedząc nawet, ile już czasu tam spędził. Podejrzewał, że na zewnątrz dawno już musiało być widno, ale w tej chwili nie wiele go to obchodziło. Całą swoją uwagę skupiał na odnalezieniu mężczyzny imieniem Kyuzo, który odpowiadał za zorganizowanie pieniędzy do nagrody z listu gończego.
- Gdzie jesteś, do cholery!? – Naruto w końcu krzyknął, a jego ociekający poirytowaniem głos echem odbijał się od skał. – Przede mną się nie ukryjesz! I tak Cię znajdę! Słyszysz!?
- Wiesz, że krzykami niczego nie wskórasz? – Mruknął Kyuubi. – Sprawisz tylko, że ten koleś schowa się przed tobą i będzie Ci go jeszcze trudniej odnaleźć. Wtedy ta misja zamieni się w zabawę: Znajdź mnie, jeśli potrafisz.
- To, co w takim razie proponujesz innego?
- Niech pomyślę. Hm. Jeśli mam Ci służyć radą, to wiedz, że masz trzy wyjścia z tej sytuacji. Raz, możesz stworzyć więcej klonów, bo w pięciu niczego nie zdziałacie. Dwa, możesz skorzystać z mojej chakry, by go namierzyć. Trzy, możesz też wezwać podległych Ci żołnierzy. – Demon odparł nieco znudzonym głosem. – Osobiście wybrałbym opcję numer dwa, bo to najszybszy i najskuteczniejszy sposób poszukiwań, ale oczywiście zrobisz, jak uważasz.
- Dzięki, Kurama. Doceniam to. Naprawdę.
Blondyn mruknął pod nosem skręcając w kolejny korytarz i nagle natknął się na dwóch Weteranów stojących pod zamkniętymi drzwiami jakiegoś pomieszczenia. Nie przypominał sobie, żeby ich wzywał do pomocy, ale skoro już tu byli, to w gruncie rzeczy pewnie problem został już rozwiązany. Gdy się mu bez słowa ukłonili otwierając drzwi, momentalnie poczuł istne dèjá vu.* Krótki zawrót głowy i zdziwienia jednak zaraz zniknęły, gdyż we wnętrzu zobaczył kolejnych trzech samurajów w pomarańczowych zbrojach i Jogenshe. Mężczyzna w dalszym ciągu ubrany był w zbroję o grafitowym kolorze i zakrywającą twarz maskę o białych ślepiach. Uzumaki przystanął w progu myśląc, że do takiego wyglądu jego doradcy i przyjaciela w jednym chyba nigdy się nie przyzwyczai, choć widzi go w takim stroju dopiero drugi raz. Cała czwórka stała nad i w koło klęczącego na ziemi w nieco brudnych ubraniach, poszukiwanym panem Kyuzo.
Rozejrzawszy się po pokoju, bo tak można było nazwać dość skromnie urządzone cztery kąty, chłopak zaraz dostrzegł bogatą kolekcję ceramicznych masek poukładanych na kilku pułkach regału stojącego pod ścianą. Naruto zmrużył oczy i szybko tam podszedł. Na środku środkowej pułki ustawiona była maska, która w szczególny sposób przykuła jego uwagę. Miał wrażenie, że już ją kiedyś widział. Że kiedyś odegrała w jego życiu jakąś ważną rolę, lecz to były tylko złudzenia. Jednakże, kiedy chwycił ją oburącz, niczym oślepiający blask fotograficznego flesza zobaczył przed oczami nową serię obrazów. Pierwszy dzień otrzymania własnej maski ANBU wioski Ukrytego Liścia, pierwsza samotna misja pod przykrywką i dalej awans do stopnia dowódcy o pseudonimie, Kitsune. Wszystko widział bardzo wyraźnie.
- Rikusho-sama, daijōbu desu ka?** – Naruto usłyszał za plecami głos Jogenshy i naraz otrząsnął się z osłupienia, w jakie popadł.
- Tak, teraz już tak. Właśnie coś sobie przypomniałem. – Odparł cicho odwracając się do nich przodem. W prawej dłoni dzierżył zatrzymaną ceramiczną maskę o wyglądzie lisiego pyska, którą po namyśle zdecydował się nałożyć na twarz, by ponownie ukryć przed światem swoją tożsamość. W ten sposób miał pewność, że jego demoniczne oczy nikogo więcej już nie potrzebie przerażą, choć w pewnych sytuacja było to bardzo pomocne. Naruto westchnął przeciągle, powoli podchodząc do samurajów i ich więźnia: – Powiedział coś?
- Tylko tyle, że chce umrzeć po samurajsku. – Odpowiedział Jogensha.
- Co? Nie rozumiem.
- Już tłumaczę. Otóż, Kyuzo-sama i ja stoczyliśmy tu honorową walkę na miecze, która skończyła się porażką mojego przeciwnika. Jako, że przegrana dla samuraja to hańba i wstyd ciężki do zniesienia, zgodziłem się wykonać ostatnią wolę pokonanego. Rytuał seppuku*** zwieńczony ścięciem głowy. – Wyjaśnił sięgając do miecza u swego pasa. Połyskująca klinka błysnęła krótko w blasku wesoło tańczących płomyków kilku świec.
- I wszystko jasne. – Uzumaki potarł twarz pod maską, zastanawiając się nad czymś. Nie za bardzo znał się na prawach rządzących się światem samurajów, ale miał tu wkoło siebie wielu obeznanych w temacie, więc dlaczego miałby nie zgodzić się na taką formę skończenia czyjegoś życia? No właśnie, nie mógł. Chłopak po chwili znów się odezwał: – Nim jednak wykonacie wyrok… Mam do naszego więźnia jedno pytanie.
Jinchuuriki zbliżył się jeszcze bardziej do wciąż klęczącego na ziemi Kyuzo, który zaraz podniósł głowę i na niego spojrzał. Patrzyli sobie prosto w oczy, jakby chcieli sprawdzić, który najdłużej wytrzyma lub kto pierwszy pęknie i zdecyduje się odezwać. Na szczęście, na rezultat tego niemego sporu nie było trzeba długo czekać:
- Dużo was jeszcze jest? – Spytał Naruto.
Biznesman naraz zaczął się podśmiewywać, by wkrótce wybuchnąć gardłowo-nosowym rechotem, a gdy po kilku minutach wreszcie nad sobą zapanował i na powrót wlepił bezczelny wzrok w Uzumakiego, jego spoconą twarz wykrzywił szyderczy uśmieszek:
- Idź do diabła, smarkaczu!
- Dobra, ale ty pierwszy.
Blondyn ze stoickim spokojem przyjął do świadomości reakcję mężczyzny, spojrzał na Jogenshę i krótko kiwnął mu głową, po czym się odwrócił i odszedł. Oczywiście, mógłby z kolesia siłą wydusić interesujące go informacje, ale był już tym wszystkim nieco zmęczony i zwyczajnie się mu nie chciało. W chwili następnej usłyszał stłumiony zaciśniętymi ustami ryk klęczącego, gdy wbijał trzymane tanto**** w lewą nerkę i przesunął ostrzem w prawo rozpruwając sobie wnętrzności. Po nim zaś nastąpił krótki świst klingi przecinającej powietrze z zawrotną prędkością. Czystym ciosem odrąbana głowa ciężko upadła i potoczyła się po podłodze górskiej kryjówki. Zazwyczaj, w ten właśnie sposób zhańbiony samuraj zmywał ze swojej osoby wszystkie winy i nieczyste zagrywki, jakich dopuścił się za życia. To się również tyczyło wstydu po przegranej potyczce. Weterani i Jogensha na koniec wykonali głęboki skłon w stronę ciepłego jeszcze trupa w geście oddania mu hołdu.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto




* Deja vu (fr.) – już widziane
** Rikusho…? (jap.) – Wszystko dobrze, Generale?
*** Seppuku (jap.) – japońskie rytualne samobójstwo

**** Tanto (jap.) – japoński sztylet służący do pchnięć

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz