<<< Chapter ukazał się 12
maja 2012 roku >>>
Pozostawiwszy na
zewnątrz złotowłosą Kumi, jinchuuriki powoli zaczął zagłębiać się w korytarze
górskiej kryjówki, oświetlone wiszącymi, co kilka metrów lampami. Z każdym
kolejnym krokiem nie był pewien, czy dziewczyna rzeczywiście postanowiła ulec
jego propozycji, która teraz wydawała się trochę niedorzeczna, lecz nie było
już od niej odwrotu i czy tak, jak się umówili, będzie na niego czekać? Niestety,
wszystkie wątpliwości i pytania do rozegranej kilkanaście minut temu sceny
rozwieją się dopiero, gdy obecne zadanie zostanie ukończone. Do takiej
konkluzji właśnie doszedł blondyn, który po chwili wyszedł zza rogu by się
natknąć na pierwszych ludzi. Było ich może ze dwudziestu i siedzieli wokół
sporych rozmiarów stołu, lecz na jego widok momentalnie poderwali się z miejsc,
co poniektórzy przewracając z hukiem krzesła.
- Kim ty do diabła jesteś
i jak tu wszedłeś!?
Krzyknął stojący na
przedzie zbir. Rosłej postury mężczyzna o naznaczonej kilkoma bliznami twarzy i
ogolonej na łyso głowie, ubrany był w lekko podarte spodnie i skórzaną
kamizelkę odsłaniającą muskularne ramiona i gołą klatę również posiadającą
bogatą kolekcję krzyżujących się znamion z odbytych w przeszłości walk. Naruto
momentalnie zrozumiał, że mimo wszystko i ta misja nie obędzie się bez…
zabijania. Mierząc uważnym spojrzeniem demonicznych oczu pozostałych oprychów,
shinobi Tetsu wywnioskował, że wszyscy musieli należeć do jednej i tej samej
bandy. Co się, któremu przyjrzał, to jakiś miał mniejszą lub większą bliznę na
ciele czy twarzy, a ich ubiór zbliżony był do ich przywódcy.
- Szefie! A co za
różnica, jak ten koleś tu wlazł!? – Krzyknął właśnie jeden z nich nie tak
szybko kończąc rozpoczętą myśl. – To pewnie zabójca, na którego wszyscy tu
czekaliśmy! Zabijmy go szybko, a Kyuzo-sama sowicie nas wynagrodzi!
Rozległy się okrzyk
poparcia dla jego słów, który donośnym echem rozszedł się po jaskini zwabiając
na miejsce dodatkowych wojowników. Teraz stało już przed jinchuuriki pięćdziesięciu
chłopa, zapalonych do walki. Po oczach biła emanująca od nich wrogość i chęć
mordowania z zimną krwią, tyle tylko, że ten zaszczyt zarezerwowany był już dla
Naruto. A przekonali się o tym, gdy bez ostrzeżenia rzucił się do przodu w
mgnieniu oka przebiegając dzielącą go odległość od wroga. Z mieczem w dłoni
ciął na prawo i lewo, szkarłatna maź tryskała obfitymi fontannami barwiąc
ściany i jego czarny shinobi shozoku. Na pierwszy ogień poszli całkowicie
zaskoczony i nieprzygotowany przywódca bandy oraz pierwsza piętnastka jego
towarzyszy. Jinchuuriki nie oglądał się za siebie, zabijał bez litości, a gdy
wreszcie przystanął w miejscu, skalny korytarz tonął we krwi zmasakrowanych
trupów, zaś w powietrzu było czuć śmiercią. W wirze walki któremuś z poległych
tuż przed skonaniem udało się uszkodzić materiał zasłaniający głowę i twarz
zabójcy, który w tej chwili zsunął się na podłogę do jego stóp.
- I oni nazywali siebie… najemnikami!? –
Pomyślał zdegustowany sprawdzając, czy aby nie odniósł żadnych ran w tym
troszeczkę nieostrożnym natarciu. Był cały. Jednak wytężone treningi z
Weteranami w końcu zaowocowały. – Kiedy
przebijałem tego łysego goryla, w jego oczach dostrzegłem kryjący się strach!
Żałosne! Kami-sama, co się dzieje z tymi ludźmi!?
Pytał, bez przerwy
obserwując pozostałych strażników. Kiedy z wnętrza jego duszy nie nadszedł
nawet najcichszy szept czy inny dźwięk, chłopak wzruszył obojętnie ramionami i
uniósł kissaki ociekającego krwią miecza na wysokość krtani przeciwnika,
szykując się tym samym do kolejnego szturmu. Zorientowawszy się, że jego
tożsamość została odkryta, Naruto szybko postanowił, że wszyscy teraz już
musieli umrzeć. Widzieli jego twarz, a to równało się z tylko jednym wyjściem z
tej sytuacji. Jeśli jednak jakiś przeżyje, to niech do końca życia ma nauczkę,
że nikogo nie wolno lekceważyć.
- On… on zabił ich…!
– Ciszę przerwał jęk przerażenia.
- Niemożliwe!
Przecież… to tylko jeden ninja! W dodatku dzieciak…! Jakim cudem!? – Odezwał
się ktoś inny nie mniej wstrząśnięty.
- Och… myślicie, że
to było złe? – Blondyn uśmiechnął się drapieżnie, a blizny na jego policzkach
uwydatniły się, włosy nastroszyły, kły w zaciśniętych zębach wydłużyły. –
Wiecie, powinniście byli odejść, kiedy była ku temu okazja…, ale teraz… Teraz
jest już za późno na ucieczkę… Widzieliście moją twarz i musicie zginąć!
Bakayaro!
Krzyknął
dwudziestolatek, a jego ciało spowiła bąbelkowa zbroja z chakry zamkniętego w
nim demona. Trzy długie ogony falowały w rytm stawianych powoli kroków. Więcej
ich nie potrzebował. Przeciwnicy, którym stawiał czoła nie byli silni i
wprawdzie poradziłby sobie bez użycia JEGO chakry, ale jednak troszeczkę się mu
śpieszyło, a i chciał zaoszczędzić na kupowaniu nowych ubrań. To trochę
samolubne myślenie, ale kogo to w tej chwili obchodzi? Słowo się rzekło.
- Hej! Ja znam tego
gościa! To… Uzumaki Naru… – Zaczął stojący na przedzie zdezorientowanej i
przerażonej oglądanym widokiem grupki mężczyzna, lecz nie dokończył myśli,
wydając z siebie mrożący krew w żyłach wrzask: – …GAAAHHH!!!
Jego ciało w pasie
niespodziewanie owinął jeden z ogonów jinchuuriki w ułamku sekundy wysysając z
niego życie. W chwili następnej wypadki potoczyły się już same. Każdy bronił
się jak mógł, lecz wszelkie próby zranienia kroczącego spokojnie przeciwnika
spalały na panewce. Raz po raz któregoś łapał jeden z ogonów i albo wysysał z
niego wszystkie siły, sprawiając ofierze maksimum cierpienia, albo od
niechcenia odrzucał to na ścianę, to za blondyna. Niczym szmaciane lalki, z
głuchym tupnięciem rozbijali się o ostre krawędzie nieoszlifowanego kamienia.
Paru oprychów chciało spróbować szczęścia w ataku frontalnym, lecz Naruto
pozostawał czujny. Kilka błyskawicznych cięć trzymaną kataną i zaraz na ziemi
leżały nowe poszatkowane truchła umoczone w kałużach szkarłatnej mazi.
Makabrycznego obrazka dopełniał unoszący się w powietrzu metaliczny, dość
specyficzny dla ludzkiej krwi posmak. A było jej tam nie mało. Starczyłoby na
zapewnienie jakiemuś szpitalowi sporych zapasów na kilka tygodni. A tak,
wszystko się zmarnuje. Cóż za marnotrawstwo zasobów naturalny, powiedziałby
obeznany w temacie lekarz.
- No, no, nie znałem Cię od tej strony,
Młody. – Kiedy dwudziestolatek usiekł ostatniego przeciwnika brutalnie
odcinając głowę i jednocześnie uniesione ramię, w jego duszy rozległ się
rozbawiony głos lisiego demona. – Choć
tak, jak ty, straciłem część swoich wspomnień z naszego wspólnego stawiania
czoła przeciwnościom, to takiej bezwzględności z twojej strony ewidentnie nie
pamiętałem.
Uzumaki prychnął
obojętnie i nie odpowiedział. W milczeniu strząchnął krew z ostrza miecza,
dodatkowo otarł klingę o pobliskie ciało i zaraz schował katanę do saya
uczepionej pleców. Anulując wciąż spowijająca go chakrę demona, gdy zniknął
ostatni jej bąbel, w duszy ponownie usłyszał głos dawniej niechcianego
rezydenta:
- Świetnie! Ignorujesz mnie! –
Warknął Kurama, lecz zaraz się opanował i dodał dużo spokojniejszym tonem. – I masz do tego pełne prawo, ale nasze
małe wojenki w niczym tu nie pomogą.
- Co masz na myśli? – Zainteresował się
Naruto przerywając milczenie.
- Jestem, jaki jestem i nic tego nie
zmieni. Nie zapominajmy, że JA jestem demonem, a TY człowiekiem, Młody.
Dzielące nas różnice są zbyt wielkie, żebyśmy kiedykolwiek doszli do
harmonijnego zrozumienia. Musisz pojąć i zaakceptować fakt, że choć porzuciłem
swój agresywny tryb odnoszenia się do otaczającego mnie świata, to czasem na
światło dzienne mogą jeszcze wychodzić moje negatywne cechy. A tego nie sposób
uniknąć. Trzeba się z tym pogodzić i już. To wszystko, co chciałem powiedzieć.
– Umilkł Kyuubi cierpliwie czekając na odzew swojego nosiciela.
- Wiesz, że spodziewałem się po tobie takich
wyjaśnień? – Zaśmiał się blondyn. – Tak
naprawdę, to doskonale Cię rozumiem, Kurama i z tym ignorowaniem Cię nie
mówiłem serio. Wybacz, ale czasem po prostu lubię się z tobą posprzeczać.
Hahaha!
- Mam wrażenie, że już to kiedyś
przerabialiśmy. – Odparł zrezygnowany lis.
Jak widać chłopak jednak
cały czas słuchał przemowy Dziewięcioogoniastego, ale nie od razu zareagował,
bo rozglądał się po zabitych wrogach. Ostrożności nigdy za wiele, a nuż któryś
z nich nie wyzionął ducha, wstanie za chwile i zaatakuje? Oczywiście wiedział,
że przesadza z takim podejściem, ale taki już był. Upewniony, że został sam
pośród dziesiątków grobowo milczących trupów, Naruto podszedł do jednej ze
ścian i oparłszy się o nią placami, na chwilę zapomniał o otaczającym go
świecie, zagłębiając się w odmętach własnej duszy.
W chwili następnej
stanął w korytarzu o ścianach z nieco popękanym i obdartym z farby tynkiem. Na
jednym jego krańcu znajdowało się wiecznie otwarte wejście do, można śmiało
rzec, komnaty z gigantycznymi, misternie zdobionymi, lekko pozłacanymi kratami,
które cały czas broniły dostępu do potęgi, jaka nigdy więcej nie powinna
wyjrzeć na światło dzienne. Niby blondyn już zapanował nad tą mocą i jak sam
twierdził, bezgranicznie ufał tkwiącemu tam demonowi, lecz jak wciąż było widać,
pieczęć na wrotach nadal nie została zdjęta. Z kolei po drugiej stronie
korytarza, tuż za plecami Naruto były inne drzwi. Potężne wrota przez ostatni
rok czasu szczelnie zamknięte broniły dostępu do wiedzy, na której
dwudziestolatkowi zależało najbardziej. Na wspomnieniach, jakie utracił nie ze
swojej winy, a które ukryte były właśnie za tymi drzwiami. Lecz, co to? Tym
razem wrota były delikatnie uchylone. Szpara, jaka między nimi powstała miała
może pięć centymetrów szerokości, ale to i tak więcej, niż blondyn spodziewał
się zobaczyć. Szybko do nich podszedł. Szarpnął za uchwyty, lecz znów ani drgnęły.
Chłopak nie rozumiał tego, ale długo się nad tym nie zastanawiał. Spojrzał
przez szczelinę, jakby zależało od tego jego życie.
W środku z początku
nie dostrzegł niczego, co by mu cokolwiek przypomniało. Widział jedynie czarną
pustkę i niczego nie słyszał, a gdy załamany i zrezygnowany miał już odstąpić
od wpatrywania się nicość, nagle w oddali obraz się jakby przejaśnił. Teraz
widział wyraźnie. Pośród tłumu rozmazanych postaci, jako jedyna o wyraźnych
konturach stała mała blondynka o granatowych, roześmianych oczach. Uśmiechała
się szeroko. Jej czoło osłaniała opaska z emblematem wioski Ukrytego Liścia,
choć jak na swój wiek wydawała się jeszcze za młoda, by być pełnoprawną
kunoichi. Uzumaki przyglądał się jej uważnie, jednocześnie szukając w głowie
właściwego imienia, kiedy niespodziewanie do granatowookiej ośmiolatki podeszła
jakaś inna postać i przykucnęła obok. Po chwili jej figura również się
wyostrzyła, ukazując kaskadę różowych włosów z posmutniałą twarzą o soczyście
zielonych oczach.
- Kami-sama…!
Jęknął Naruto
momentalnie obie rozpoznając. W nieprzeniknionych ciemnościach jego umysłu wyryte
było wspomnienie zwróconych do niego bokiem, a do siebie twarzami, jego
uczennicy Miyoko Inaba oraz… miłość jego życia, Sakury Haruno!
Jinchuuriki na raz
oderwał wzrok od oglądanej sceny i się odwrócił, tym samym wracając umysłem do
otaczającej go szarej rzeczywistości. Mając przed oczami przygnębiony wyraz
twarzy zielonookiej, wyprostował się i już miał wrócić do przerwanego zadania,
gdy nagle zalała go fala wspomnień związanych właśnie z tą dziewczyną. Niczym klatki
jakiegoś filmu widział nakładające się na siebie obrazy wszystkich ich wspólnie
spędzonych chwil w rodzinnej wiosce, jak i po za jej obrębem w czasie
niebezpiecznych misji. Ostatni kadr tej kilkunastosekundowej projekcji pokazał obojga
w małym pokoiku jakiegoś motelu, gdzie chłopak oświadczył się zaskoczonej
medyczce.
* * *
Rok spokoju i znowu
nie mogła w nocy spać. Niedawno przestały nawiedzać ją koszmary i wreszcie
mogła od nich odpocząć, a tu nagle dowiaduje się, że On jednak żyje i jest
cały. Tylko, skoro ma się dobrze, to, dlaczego do diabła jeszcze nie wrócił!?
Sakura podejrzewała, że Uchiha wczoraj nie wszystko jej powiedział o Naruto,
ale dopóki nie spotka się z Hokage, to nie miała żadnych dowodów, żeby… pobić
Itachiego za okłamanie jej. Hehe… Brunet już mógł pisać testament, bo ona była
pewna, że w jego wyznaniu kryło się coś więcej.
Siadając na krawędzi
łóżka, Sakura przetarła zaspane oczy. Chciała płakać z własnej głupoty, że tak
szybko dała za wygraną i uwierzyła w śmierć ukochanego. Tyle wycierpiała, aby
dowieść, kto stał za aktem mordu na nim, jednak im dalej brnęła, tym więcej
poprzeczek powstawało i jedyne, czego dokonała, to zaprzepaszczenie życia, jako
kunoichi. Jednakże… Dzisiejszej nocy miała przyjemny sen, w którym był jej
ukochany blondyn. Zjawił się niespodziewanie wchodząc przez uchylone okno i ocierając
łzy z jej policzków, przytulił ją jak kiedyś, pocałował czule w czoło i przeprosił
za to, że zostawił ją w niepewności i świadomości własnej śmierci oraz obiecał
nie opuścić jej już nigdy więcej. Wszystko jednak skończyło się z chwilą przebudzenia.
Subtelność snu zniknęła, niczym mydlana bańka, pozostawiając po sobie jedynie
słodkawy posmak i nikłą gorycz. Lecz, ten jeden na milion snów, był tak realny,
że naprawdę czuła dotyk jego ciepłych warg na swym czole, ciepło rąk
obejmujących talię i troskę pomieszaną z przeprosinami, gdy szeptał do ucha.
Pragnęła, aby to nieokazało się jedynie sennym marzeniem, jednakże
rzeczywistość wysłała swojego wysłannika pod postacią budzika, który musiał
wyrwać ją ze stanu błogości marzeń sennych.
Przeczesała palcami
różowe kosmyki i z ciężkim westchnięciem wstała kierując się do łazienki pod
prysznic. Strumień ciepłej wody delikatnie głaskał kark i plecy dziewczyny,
próbując dać tym samym ukojenia w ściśniętym sercu, które chciało się wyrwać z
piersi i szlochać w niebogłosy. Jednakże, opierając czoło o kafelki kabiny
prysznicowej, nie uroniła ani łezki. Nie potrafiła po tym, jak dowiedziała się,
że Naruto żyje i jeszcze ten sen minionej nocy. Tylko, że teraz nowa rzecz nie
dawała jej spokoju. Dlaczego do diabła Uzumaki nie wrócił do domu!? Sakura
uderzyła pięścią w ścianę z bezwolnej złości, w którą włożyła nieco za dużo
siły, bo kilka kafelków popękało. Kiedy zorientowała się, co zrobiła, było już
za późno. Zza pęknięcia nagle trysnęła jej w twarz lodowata woda, zaś z jej
gardła wydobył się piskliwy krzyk i czar chwilowego, błogiego odprężenia się
skończył. Byłej kunoichi przeszło godzinę zajęło odnalezienie w łazience zaworu
zamykającego wodę, a gdy już odkryła jego położenie, obejrzała zalane
pomieszczenie, przypomniała sobie walkę z nieokiełznanym żywiołem i po chwili
szczerze się roześmiała. Owinięta różowym ręcznikiem z wciąż mokrymi włosami
spojrzała w lustro, wiszące nad umywalką, na swoje odbicie. W jej soczyście
zielonych oczach lśnił blask, którego od dawien dawna nawet ona sama nie
potrafiła dostrzec. Przez ostatnie miesiące widywała tylko cienie przeszłości i
głębię smutku przepełniające serce oraz duszę.
Po powrocie do
sypiali, Sakura więcej się już nie ociągała. Szybko ubrała nowy strój kunoichi,
z którym po mimo zdegradowania nie mogła się rozstać, do biodra przyczepiła
torbę z medykamentami i wyszła z pokoju, a następnie z domu. Kierując się w
stronę centrum wioski, gdzie stał budynek Administracyjny z biurem przywódczyni
Liścia, różowowłosa rozglądała się po mijanych kupcach, którzy na wszelkie
sposoby zachwalali swoje towary. Jedni sprzedawali drogie materiały na ubrania,
inni błyskotki na biżuterię. Uwagę Sakury przykuł towar jednego z wcześniej
wymienionych kupców, do którego momentalnie podeszła. Na blacie skromnego
stolika porozkładane leżały najróżniejsze kamienie szlachetne i gotowe,
wykonane z nich, ozdoby. Co prawda, towar był przepiękny, ale jego stanowczo za
wysoka cena odstraszała lub też przyprawiała o poważny ból głowy. Haruno nie
była w posiadaniu tak znaczących kwot, wiec mogła sobie tylko na to wszystko popatrzeć.
- Ten jadeitowy kamyk
idealnie pasowałby do twoich oczu, moja Pani, podkreślając ich piękno. –
Usłyszała cichy głos sprzedawcy, który pochylając się nad prezentowanym przez
siebie towarem, chudą dłonią wskazywał na turkusowej barwy, misternie
szlifowany okaz.
Dziewczyna
uśmiechnęła się w odpowiedzi i wzięła kamyk do ręki. Jego powierzchnia była
gładka, niczym pupcia niemowlęcia, lecz nie on ją zaciekawił. Obok szeregu
innych, rzadkich minerałów, na beżowym płótnie rozłożone były bransoletki i
naszyjniki. Jeden z wisiorków był łudząco podobny do tego, który Naruto nosił,
jako ochronę przed przejęciem jego ciała przez siedzącego w nim demona. Kiedy
wzięła go do ręki, momentalnie poczuła zaklętą w nim moc pieczęci Fūinjutsu do
kontrolowania przepływu chakry danego demona.
- Podoba się,
panience? Jedyne trzy tysiące ryou.
Sakura zastygła
niczym słup soli, słysząc cenę. Gdyby nie wiedziała, co trzyma w dłoni i ile
taki wisiorek naprawdę jest wart, to byłaby skłonna uwierzyć na słowo i skusić
się na wydanie takich pieniędzy. Ale nic z tego. Dobrze pamiętała częste
rozmowy z Tsunade o naszyjniku Shodaime Hokage i pewnie to wspomnienie
sprawiło, że w chwili następnej na sprzedawcy zawiesiła ciężkie,
oskarżycielskie spojrzenie. Mężczyzna nawet nie zorientował się, jak dziewczyna
przeskoczyła nad jego stoiskiem, chwyciła go za poły ubrania i mocno
przycisnęła plecami do budynku, jednocześnie przystawiając mu kunai do gardła.
W szeroko otwartych oczach kupca wpierw zalśniła dezorientacja, którą zaraz
zastąpiło przerażenie.
- Skąd masz ten
naszyjnik!? – Warknęła medyczka przygważdżając starca lodowatym spojrzeniem. W
jej głosie i czynach nie było czuć ani krzty litości dla drugiego człowieka.
- Ja… Ja… To…
- Hej! Hola, hola,
Sakura! Co ty robisz!?
Za plecami
zielonookiej nagle pojawił się szarowłosy Hatake błyskawicznie odciągając ją od
sparaliżowanego strachem handlarza. Jounin upewnił się, że mężczyźnie na pewno
nic nie jest, nie licząc szoku i drgawek wywołanych niespodziewanym atakiem ze
strony klientki, po czym odwrócił się do Haruno i na nią spojrzał. Stała z boku
lekko zgarbiona z opuszczoną głową i przyglądała się trzymanemu w ręce
wisiorkowi.
- No dobra. Powiesz
mi, dlaczego próbowałaś popełnić kolejne głupstwo?
- Przepraszam, Kakashi-sensei.
Nie wiem, co mnie napadło. – Odparła nie podniósłszy wzroku na niego. – Chciałam
tylko wiedzieć, skąd ten człowiek wziął naszyjnik Shodaime Hokage? Jeśli dobrze
pamiętam, na świecie jest tylko jeden taki naszyjnik, który aktualnie posiada
Naruto.
- Naszyjnik Shodaime
Hokage?? – Hatake nie wierzył własnym uszom. Gdy dziewczyna pokazała mu sprawcę
całego zamieszania, zaskoczenie posiadacza sharingana w lewym oku wzrosło
jeszcze bardziej. Szarowłosy zaraz przeniósł wzrok z trzymanego przedmiotu na
kupca, który pod jego spojrzeniem skulił się jeszcze bardziej.
Zamieszanie wywołane
przez Haruno spotkało się ze sporym zainteresowaniem wśród okolicznych
przechodniów i klientów, którzy dosyć szybko otoczyli stoisko sprzedawcy
rzadkich kamieni szlachetnych tworząc szemrający tłum. Jednakże, gdy koło
Kakashiego zmaterializowało się trzech członków elitarnych służb ANBU, gapie
momentalnie zaczęli się rozchodzić, jakby obawiając się o własne
bezpieczeństwo.
- Szłaś może do
Tsunade-sama, Sakura? – Spytał Hatake.
- Tak. Chciałam ją o
coś spytać.
- Dobrze. W takim
razie pozwolisz, że się do ciebie przyłączymy? – Dziewczyna w odpowiedzi
kiwnęła głową odwzajemniając posłany jej uśmiech, mężczyzna zaś po chwili
milczenia znów się odezwał: – Przy okazji wyjaśnimy z Hokage-sama zaistniałą tu
sytuację.
TO BE CONTINUED…
~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi
Kishimoto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz