sobota, 24 lutego 2018

209. Zero litości


<<< Chapter ukazał się 12 maja 2012 roku >>>



Pozostawiwszy na zewnątrz złotowłosą Kumi, jinchuuriki powoli zaczął zagłębiać się w korytarze górskiej kryjówki, oświetlone wiszącymi, co kilka metrów lampami. Z każdym kolejnym krokiem nie był pewien, czy dziewczyna rzeczywiście postanowiła ulec jego propozycji, która teraz wydawała się trochę niedorzeczna, lecz nie było już od niej odwrotu i czy tak, jak się umówili, będzie na niego czekać? Niestety, wszystkie wątpliwości i pytania do rozegranej kilkanaście minut temu sceny rozwieją się dopiero, gdy obecne zadanie zostanie ukończone. Do takiej konkluzji właśnie doszedł blondyn, który po chwili wyszedł zza rogu by się natknąć na pierwszych ludzi. Było ich może ze dwudziestu i siedzieli wokół sporych rozmiarów stołu, lecz na jego widok momentalnie poderwali się z miejsc, co poniektórzy przewracając z hukiem krzesła.
- Kim ty do diabła jesteś i jak tu wszedłeś!?
Krzyknął stojący na przedzie zbir. Rosłej postury mężczyzna o naznaczonej kilkoma bliznami twarzy i ogolonej na łyso głowie, ubrany był w lekko podarte spodnie i skórzaną kamizelkę odsłaniającą muskularne ramiona i gołą klatę również posiadającą bogatą kolekcję krzyżujących się znamion z odbytych w przeszłości walk. Naruto momentalnie zrozumiał, że mimo wszystko i ta misja nie obędzie się bez… zabijania. Mierząc uważnym spojrzeniem demonicznych oczu pozostałych oprychów, shinobi Tetsu wywnioskował, że wszyscy musieli należeć do jednej i tej samej bandy. Co się, któremu przyjrzał, to jakiś miał mniejszą lub większą bliznę na ciele czy twarzy, a ich ubiór zbliżony był do ich przywódcy.
- Szefie! A co za różnica, jak ten koleś tu wlazł!? – Krzyknął właśnie jeden z nich nie tak szybko kończąc rozpoczętą myśl. – To pewnie zabójca, na którego wszyscy tu czekaliśmy! Zabijmy go szybko, a Kyuzo-sama sowicie nas wynagrodzi!
Rozległy się okrzyk poparcia dla jego słów, który donośnym echem rozszedł się po jaskini zwabiając na miejsce dodatkowych wojowników. Teraz stało już przed jinchuuriki pięćdziesięciu chłopa, zapalonych do walki. Po oczach biła emanująca od nich wrogość i chęć mordowania z zimną krwią, tyle tylko, że ten zaszczyt zarezerwowany był już dla Naruto. A przekonali się o tym, gdy bez ostrzeżenia rzucił się do przodu w mgnieniu oka przebiegając dzielącą go odległość od wroga. Z mieczem w dłoni ciął na prawo i lewo, szkarłatna maź tryskała obfitymi fontannami barwiąc ściany i jego czarny shinobi shozoku. Na pierwszy ogień poszli całkowicie zaskoczony i nieprzygotowany przywódca bandy oraz pierwsza piętnastka jego towarzyszy. Jinchuuriki nie oglądał się za siebie, zabijał bez litości, a gdy wreszcie przystanął w miejscu, skalny korytarz tonął we krwi zmasakrowanych trupów, zaś w powietrzu było czuć śmiercią. W wirze walki któremuś z poległych tuż przed skonaniem udało się uszkodzić materiał zasłaniający głowę i twarz zabójcy, który w tej chwili zsunął się na podłogę do jego stóp.
- I oni nazywali siebie… najemnikami!? – Pomyślał zdegustowany sprawdzając, czy aby nie odniósł żadnych ran w tym troszeczkę nieostrożnym natarciu. Był cały. Jednak wytężone treningi z Weteranami w końcu zaowocowały. – Kiedy przebijałem tego łysego goryla, w jego oczach dostrzegłem kryjący się strach! Żałosne! Kami-sama, co się dzieje z tymi ludźmi!?
Pytał, bez przerwy obserwując pozostałych strażników. Kiedy z wnętrza jego duszy nie nadszedł nawet najcichszy szept czy inny dźwięk, chłopak wzruszył obojętnie ramionami i uniósł kissaki ociekającego krwią miecza na wysokość krtani przeciwnika, szykując się tym samym do kolejnego szturmu. Zorientowawszy się, że jego tożsamość została odkryta, Naruto szybko postanowił, że wszyscy teraz już musieli umrzeć. Widzieli jego twarz, a to równało się z tylko jednym wyjściem z tej sytuacji. Jeśli jednak jakiś przeżyje, to niech do końca życia ma nauczkę, że nikogo nie wolno lekceważyć.
- On… on zabił ich…! – Ciszę przerwał jęk przerażenia.
- Niemożliwe! Przecież… to tylko jeden ninja! W dodatku dzieciak…! Jakim cudem!? – Odezwał się ktoś inny nie mniej wstrząśnięty.
- Och… myślicie, że to było złe? – Blondyn uśmiechnął się drapieżnie, a blizny na jego policzkach uwydatniły się, włosy nastroszyły, kły w zaciśniętych zębach wydłużyły. – Wiecie, powinniście byli odejść, kiedy była ku temu okazja…, ale teraz… Teraz jest już za późno na ucieczkę… Widzieliście moją twarz i musicie zginąć! Bakayaro!
Krzyknął dwudziestolatek, a jego ciało spowiła bąbelkowa zbroja z chakry zamkniętego w nim demona. Trzy długie ogony falowały w rytm stawianych powoli kroków. Więcej ich nie potrzebował. Przeciwnicy, którym stawiał czoła nie byli silni i wprawdzie poradziłby sobie bez użycia JEGO chakry, ale jednak troszeczkę się mu śpieszyło, a i chciał zaoszczędzić na kupowaniu nowych ubrań. To trochę samolubne myślenie, ale kogo to w tej chwili obchodzi? Słowo się rzekło.
- Hej! Ja znam tego gościa! To… Uzumaki Naru… – Zaczął stojący na przedzie zdezorientowanej i przerażonej oglądanym widokiem grupki mężczyzna, lecz nie dokończył myśli, wydając z siebie mrożący krew w żyłach wrzask: – …GAAAHHH!!!
Jego ciało w pasie niespodziewanie owinął jeden z ogonów jinchuuriki w ułamku sekundy wysysając z niego życie. W chwili następnej wypadki potoczyły się już same. Każdy bronił się jak mógł, lecz wszelkie próby zranienia kroczącego spokojnie przeciwnika spalały na panewce. Raz po raz któregoś łapał jeden z ogonów i albo wysysał z niego wszystkie siły, sprawiając ofierze maksimum cierpienia, albo od niechcenia odrzucał to na ścianę, to za blondyna. Niczym szmaciane lalki, z głuchym tupnięciem rozbijali się o ostre krawędzie nieoszlifowanego kamienia. Paru oprychów chciało spróbować szczęścia w ataku frontalnym, lecz Naruto pozostawał czujny. Kilka błyskawicznych cięć trzymaną kataną i zaraz na ziemi leżały nowe poszatkowane truchła umoczone w kałużach szkarłatnej mazi. Makabrycznego obrazka dopełniał unoszący się w powietrzu metaliczny, dość specyficzny dla ludzkiej krwi posmak. A było jej tam nie mało. Starczyłoby na zapewnienie jakiemuś szpitalowi sporych zapasów na kilka tygodni. A tak, wszystko się zmarnuje. Cóż za marnotrawstwo zasobów naturalny, powiedziałby obeznany w temacie lekarz.
- No, no, nie znałem Cię od tej strony, Młody. – Kiedy dwudziestolatek usiekł ostatniego przeciwnika brutalnie odcinając głowę i jednocześnie uniesione ramię, w jego duszy rozległ się rozbawiony głos lisiego demona. – Choć tak, jak ty, straciłem część swoich wspomnień z naszego wspólnego stawiania czoła przeciwnościom, to takiej bezwzględności z twojej strony ewidentnie nie pamiętałem.
Uzumaki prychnął obojętnie i nie odpowiedział. W milczeniu strząchnął krew z ostrza miecza, dodatkowo otarł klingę o pobliskie ciało i zaraz schował katanę do saya uczepionej pleców. Anulując wciąż spowijająca go chakrę demona, gdy zniknął ostatni jej bąbel, w duszy ponownie usłyszał głos dawniej niechcianego rezydenta:
- Świetnie! Ignorujesz mnie! – Warknął Kurama, lecz zaraz się opanował i dodał dużo spokojniejszym tonem. – I masz do tego pełne prawo, ale nasze małe wojenki w niczym tu nie pomogą.
- Co masz na myśli? – Zainteresował się Naruto przerywając milczenie.
- Jestem, jaki jestem i nic tego nie zmieni. Nie zapominajmy, że JA jestem demonem, a TY człowiekiem, Młody. Dzielące nas różnice są zbyt wielkie, żebyśmy kiedykolwiek doszli do harmonijnego zrozumienia. Musisz pojąć i zaakceptować fakt, że choć porzuciłem swój agresywny tryb odnoszenia się do otaczającego mnie świata, to czasem na światło dzienne mogą jeszcze wychodzić moje negatywne cechy. A tego nie sposób uniknąć. Trzeba się z tym pogodzić i już. To wszystko, co chciałem powiedzieć. – Umilkł Kyuubi cierpliwie czekając na odzew swojego nosiciela.
- Wiesz, że spodziewałem się po tobie takich wyjaśnień? – Zaśmiał się blondyn. – Tak naprawdę, to doskonale Cię rozumiem, Kurama i z tym ignorowaniem Cię nie mówiłem serio. Wybacz, ale czasem po prostu lubię się z tobą posprzeczać. Hahaha!
- Mam wrażenie, że już to kiedyś przerabialiśmy. – Odparł zrezygnowany lis.
Jak widać chłopak jednak cały czas słuchał przemowy Dziewięcioogoniastego, ale nie od razu zareagował, bo rozglądał się po zabitych wrogach. Ostrożności nigdy za wiele, a nuż któryś z nich nie wyzionął ducha, wstanie za chwile i zaatakuje? Oczywiście wiedział, że przesadza z takim podejściem, ale taki już był. Upewniony, że został sam pośród dziesiątków grobowo milczących trupów, Naruto podszedł do jednej ze ścian i oparłszy się o nią placami, na chwilę zapomniał o otaczającym go świecie, zagłębiając się w odmętach własnej duszy.
W chwili następnej stanął w korytarzu o ścianach z nieco popękanym i obdartym z farby tynkiem. Na jednym jego krańcu znajdowało się wiecznie otwarte wejście do, można śmiało rzec, komnaty z gigantycznymi, misternie zdobionymi, lekko pozłacanymi kratami, które cały czas broniły dostępu do potęgi, jaka nigdy więcej nie powinna wyjrzeć na światło dzienne. Niby blondyn już zapanował nad tą mocą i jak sam twierdził, bezgranicznie ufał tkwiącemu tam demonowi, lecz jak wciąż było widać, pieczęć na wrotach nadal nie została zdjęta. Z kolei po drugiej stronie korytarza, tuż za plecami Naruto były inne drzwi. Potężne wrota przez ostatni rok czasu szczelnie zamknięte broniły dostępu do wiedzy, na której dwudziestolatkowi zależało najbardziej. Na wspomnieniach, jakie utracił nie ze swojej winy, a które ukryte były właśnie za tymi drzwiami. Lecz, co to? Tym razem wrota były delikatnie uchylone. Szpara, jaka między nimi powstała miała może pięć centymetrów szerokości, ale to i tak więcej, niż blondyn spodziewał się zobaczyć. Szybko do nich podszedł. Szarpnął za uchwyty, lecz znów ani drgnęły. Chłopak nie rozumiał tego, ale długo się nad tym nie zastanawiał. Spojrzał przez szczelinę, jakby zależało od tego jego życie.
W środku z początku nie dostrzegł niczego, co by mu cokolwiek przypomniało. Widział jedynie czarną pustkę i niczego nie słyszał, a gdy załamany i zrezygnowany miał już odstąpić od wpatrywania się nicość, nagle w oddali obraz się jakby przejaśnił. Teraz widział wyraźnie. Pośród tłumu rozmazanych postaci, jako jedyna o wyraźnych konturach stała mała blondynka o granatowych, roześmianych oczach. Uśmiechała się szeroko. Jej czoło osłaniała opaska z emblematem wioski Ukrytego Liścia, choć jak na swój wiek wydawała się jeszcze za młoda, by być pełnoprawną kunoichi. Uzumaki przyglądał się jej uważnie, jednocześnie szukając w głowie właściwego imienia, kiedy niespodziewanie do granatowookiej ośmiolatki podeszła jakaś inna postać i przykucnęła obok. Po chwili jej figura również się wyostrzyła, ukazując kaskadę różowych włosów z posmutniałą twarzą o soczyście zielonych oczach.
- Kami-sama…!
Jęknął Naruto momentalnie obie rozpoznając. W nieprzeniknionych ciemnościach jego umysłu wyryte było wspomnienie zwróconych do niego bokiem, a do siebie twarzami, jego uczennicy Miyoko Inaba oraz… miłość jego życia, Sakury Haruno!
Jinchuuriki na raz oderwał wzrok od oglądanej sceny i się odwrócił, tym samym wracając umysłem do otaczającej go szarej rzeczywistości. Mając przed oczami przygnębiony wyraz twarzy zielonookiej, wyprostował się i już miał wrócić do przerwanego zadania, gdy nagle zalała go fala wspomnień związanych właśnie z tą dziewczyną. Niczym klatki jakiegoś filmu widział nakładające się na siebie obrazy wszystkich ich wspólnie spędzonych chwil w rodzinnej wiosce, jak i po za jej obrębem w czasie niebezpiecznych misji. Ostatni kadr tej kilkunastosekundowej projekcji pokazał obojga w małym pokoiku jakiegoś motelu, gdzie chłopak oświadczył się zaskoczonej medyczce.
* * *
Rok spokoju i znowu nie mogła w nocy spać. Niedawno przestały nawiedzać ją koszmary i wreszcie mogła od nich odpocząć, a tu nagle dowiaduje się, że On jednak żyje i jest cały. Tylko, skoro ma się dobrze, to, dlaczego do diabła jeszcze nie wrócił!? Sakura podejrzewała, że Uchiha wczoraj nie wszystko jej powiedział o Naruto, ale dopóki nie spotka się z Hokage, to nie miała żadnych dowodów, żeby… pobić Itachiego za okłamanie jej. Hehe… Brunet już mógł pisać testament, bo ona była pewna, że w jego wyznaniu kryło się coś więcej.
Siadając na krawędzi łóżka, Sakura przetarła zaspane oczy. Chciała płakać z własnej głupoty, że tak szybko dała za wygraną i uwierzyła w śmierć ukochanego. Tyle wycierpiała, aby dowieść, kto stał za aktem mordu na nim, jednak im dalej brnęła, tym więcej poprzeczek powstawało i jedyne, czego dokonała, to zaprzepaszczenie życia, jako kunoichi. Jednakże… Dzisiejszej nocy miała przyjemny sen, w którym był jej ukochany blondyn. Zjawił się niespodziewanie wchodząc przez uchylone okno i ocierając łzy z jej policzków, przytulił ją jak kiedyś, pocałował czule w czoło i przeprosił za to, że zostawił ją w niepewności i świadomości własnej śmierci oraz obiecał nie opuścić jej już nigdy więcej. Wszystko jednak skończyło się z chwilą przebudzenia. Subtelność snu zniknęła, niczym mydlana bańka, pozostawiając po sobie jedynie słodkawy posmak i nikłą gorycz. Lecz, ten jeden na milion snów, był tak realny, że naprawdę czuła dotyk jego ciepłych warg na swym czole, ciepło rąk obejmujących talię i troskę pomieszaną z przeprosinami, gdy szeptał do ucha. Pragnęła, aby to nieokazało się jedynie sennym marzeniem, jednakże rzeczywistość wysłała swojego wysłannika pod postacią budzika, który musiał wyrwać ją ze stanu błogości marzeń sennych.
Przeczesała palcami różowe kosmyki i z ciężkim westchnięciem wstała kierując się do łazienki pod prysznic. Strumień ciepłej wody delikatnie głaskał kark i plecy dziewczyny, próbując dać tym samym ukojenia w ściśniętym sercu, które chciało się wyrwać z piersi i szlochać w niebogłosy. Jednakże, opierając czoło o kafelki kabiny prysznicowej, nie uroniła ani łezki. Nie potrafiła po tym, jak dowiedziała się, że Naruto żyje i jeszcze ten sen minionej nocy. Tylko, że teraz nowa rzecz nie dawała jej spokoju. Dlaczego do diabła Uzumaki nie wrócił do domu!? Sakura uderzyła pięścią w ścianę z bezwolnej złości, w którą włożyła nieco za dużo siły, bo kilka kafelków popękało. Kiedy zorientowała się, co zrobiła, było już za późno. Zza pęknięcia nagle trysnęła jej w twarz lodowata woda, zaś z jej gardła wydobył się piskliwy krzyk i czar chwilowego, błogiego odprężenia się skończył. Byłej kunoichi przeszło godzinę zajęło odnalezienie w łazience zaworu zamykającego wodę, a gdy już odkryła jego położenie, obejrzała zalane pomieszczenie, przypomniała sobie walkę z nieokiełznanym żywiołem i po chwili szczerze się roześmiała. Owinięta różowym ręcznikiem z wciąż mokrymi włosami spojrzała w lustro, wiszące nad umywalką, na swoje odbicie. W jej soczyście zielonych oczach lśnił blask, którego od dawien dawna nawet ona sama nie potrafiła dostrzec. Przez ostatnie miesiące widywała tylko cienie przeszłości i głębię smutku przepełniające serce oraz duszę.
Po powrocie do sypiali, Sakura więcej się już nie ociągała. Szybko ubrała nowy strój kunoichi, z którym po mimo zdegradowania nie mogła się rozstać, do biodra przyczepiła torbę z medykamentami i wyszła z pokoju, a następnie z domu. Kierując się w stronę centrum wioski, gdzie stał budynek Administracyjny z biurem przywódczyni Liścia, różowowłosa rozglądała się po mijanych kupcach, którzy na wszelkie sposoby zachwalali swoje towary. Jedni sprzedawali drogie materiały na ubrania, inni błyskotki na biżuterię. Uwagę Sakury przykuł towar jednego z wcześniej wymienionych kupców, do którego momentalnie podeszła. Na blacie skromnego stolika porozkładane leżały najróżniejsze kamienie szlachetne i gotowe, wykonane z nich, ozdoby. Co prawda, towar był przepiękny, ale jego stanowczo za wysoka cena odstraszała lub też przyprawiała o poważny ból głowy. Haruno nie była w posiadaniu tak znaczących kwot, wiec mogła sobie tylko na to wszystko popatrzeć.
- Ten jadeitowy kamyk idealnie pasowałby do twoich oczu, moja Pani, podkreślając ich piękno. – Usłyszała cichy głos sprzedawcy, który pochylając się nad prezentowanym przez siebie towarem, chudą dłonią wskazywał na turkusowej barwy, misternie szlifowany okaz.
Dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi i wzięła kamyk do ręki. Jego powierzchnia była gładka, niczym pupcia niemowlęcia, lecz nie on ją zaciekawił. Obok szeregu innych, rzadkich minerałów, na beżowym płótnie rozłożone były bransoletki i naszyjniki. Jeden z wisiorków był łudząco podobny do tego, który Naruto nosił, jako ochronę przed przejęciem jego ciała przez siedzącego w nim demona. Kiedy wzięła go do ręki, momentalnie poczuła zaklętą w nim moc pieczęci Fūinjutsu do kontrolowania przepływu chakry danego demona.
- Podoba się, panience? Jedyne trzy tysiące ryou.
Sakura zastygła niczym słup soli, słysząc cenę. Gdyby nie wiedziała, co trzyma w dłoni i ile taki wisiorek naprawdę jest wart, to byłaby skłonna uwierzyć na słowo i skusić się na wydanie takich pieniędzy. Ale nic z tego. Dobrze pamiętała częste rozmowy z Tsunade o naszyjniku Shodaime Hokage i pewnie to wspomnienie sprawiło, że w chwili następnej na sprzedawcy zawiesiła ciężkie, oskarżycielskie spojrzenie. Mężczyzna nawet nie zorientował się, jak dziewczyna przeskoczyła nad jego stoiskiem, chwyciła go za poły ubrania i mocno przycisnęła plecami do budynku, jednocześnie przystawiając mu kunai do gardła. W szeroko otwartych oczach kupca wpierw zalśniła dezorientacja, którą zaraz zastąpiło przerażenie.
- Skąd masz ten naszyjnik!? – Warknęła medyczka przygważdżając starca lodowatym spojrzeniem. W jej głosie i czynach nie było czuć ani krzty litości dla drugiego człowieka.
- Ja… Ja… To…
- Hej! Hola, hola, Sakura! Co ty robisz!?
Za plecami zielonookiej nagle pojawił się szarowłosy Hatake błyskawicznie odciągając ją od sparaliżowanego strachem handlarza. Jounin upewnił się, że mężczyźnie na pewno nic nie jest, nie licząc szoku i drgawek wywołanych niespodziewanym atakiem ze strony klientki, po czym odwrócił się do Haruno i na nią spojrzał. Stała z boku lekko zgarbiona z opuszczoną głową i przyglądała się trzymanemu w ręce wisiorkowi.
- No dobra. Powiesz mi, dlaczego próbowałaś popełnić kolejne głupstwo?
- Przepraszam, Kakashi-sensei. Nie wiem, co mnie napadło. – Odparła nie podniósłszy wzroku na niego. – Chciałam tylko wiedzieć, skąd ten człowiek wziął naszyjnik Shodaime Hokage? Jeśli dobrze pamiętam, na świecie jest tylko jeden taki naszyjnik, który aktualnie posiada Naruto.
- Naszyjnik Shodaime Hokage?? – Hatake nie wierzył własnym uszom. Gdy dziewczyna pokazała mu sprawcę całego zamieszania, zaskoczenie posiadacza sharingana w lewym oku wzrosło jeszcze bardziej. Szarowłosy zaraz przeniósł wzrok z trzymanego przedmiotu na kupca, który pod jego spojrzeniem skulił się jeszcze bardziej.
Zamieszanie wywołane przez Haruno spotkało się ze sporym zainteresowaniem wśród okolicznych przechodniów i klientów, którzy dosyć szybko otoczyli stoisko sprzedawcy rzadkich kamieni szlachetnych tworząc szemrający tłum. Jednakże, gdy koło Kakashiego zmaterializowało się trzech członków elitarnych służb ANBU, gapie momentalnie zaczęli się rozchodzić, jakby obawiając się o własne bezpieczeństwo.
- Szłaś może do Tsunade-sama, Sakura? – Spytał Hatake.
- Tak. Chciałam ją o coś spytać.
- Dobrze. W takim razie pozwolisz, że się do ciebie przyłączymy? – Dziewczyna w odpowiedzi kiwnęła głową odwzajemniając posłany jej uśmiech, mężczyzna zaś po chwili milczenia znów się odezwał: – Przy okazji wyjaśnimy z Hokage-sama zaistniałą tu sytuację.



TO BE CONTINUED…



~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Story by Wielki
„Naruto” and its characters belong to Masashi Kishimoto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz